niedziela, 11 grudnia 2011

Stan strachu

Słowianin = niewolnik
W znalezionym w sieci wywiadzie z pewnym archeologiem, dotyczącym historii i sytuacji Słowian, autor próbuje tłumaczyć skąd w zachodnich językach pojawił się synonim Słowianina i niewolnika. Okazuje się, że jednym z podstawowych towarów eksportowych naszych przodków byli... oni sami. Ale nie to zwróciło najbardziej moją uwagę. Naukowiec podaje także definicję niewolnika:
"Jesteś człowiekiem wolnym, dopóki znajdujesz się w kontekście rodziny, rodu, wspólnoty. Jeżeli nagle pojawią się jacyś ludzie i rozbijają ten kontekst, zmienia się wszystko, przekształcasz się w towar. Jesteś sam, stajesz się towarem na tej samej zasadzie, co koza czy litr miodu. Różnica była tylko w cenie. Tak to funkcjonowało."
kryzys
W tej właśnie chwili media doniosły o kolejnym wielkim sukcesie władz partyjnych i państwowych polegającym na odroczeniu kryzysu. Wniosek z tego tylko taki, że z własnej woli i w atmosferze ogólnego zadowolenia będziemy musieli z naszego budżetu wybecelować ciężkie miliardy na ratowanie tego, co i tak na dłuższą metę uratować się nie da. Nasze wydatki podlegać będą też kontroli brukselskiej centrali i to ona będzie decydować o tym, na co możemy wydać swe pieniądze albo nie. Jak widać podana wyżej definicja niewolnictwa pasuje tak samo do pracowników korporacji czy mieszkańców zniewolonych krajów. Tak samo jak w dawnych czasach nasi przywódcy oddają nas w jasyr zabierając lwią część wypracowanego przez nas dochodu i wmawiając nam przy okazji, że jesteśmy niepodlegli i wolni. W tej sytuacji cała kryzysowa medialna dramaturgia wydaje się być niczym innym jak tylko próbą założenia jeszcze większych ciężarów na nieświadomych niczego niewolników, który tylko dla zabawy nazywanie są obywatelami. Co więcej. „Obywatele” cieszą się wręcz, że wszystko będzie jednak dobrze i otaczający ich świat nie zawali się jak domek z kart, będzie płynąć woda z kranu a wierzyciele pożyczający nam wirtualne pieniądze nie zwiną z dróg asfaltu. Cała frazeologia strachu przypomina nieco ściemę z czekającym nas wkrótce globalnym ociepleniem. Ale jest też lepsza analogia.
Mechanizm ten co do zasady przypomina stary dowcip o Icku i rabinie. Icek udaje się do swojego duchowego duchowego pasterza i mówi, że ma w mieszkaniu strasznie mało miejsca. Rebe radzi mu zakup kozy. Icek posłuchał. Po pewnym czasie znów przychodzi do rabina i mówi, że teraz jest już tak ciasno, że nie da się żyć. Rabin radzi, aby Icek sprzedał kozę. Po kilku dniach uradowany Icek przychodzi do duchownego i mówi, że pomogło, jest bardzo dużo miejsca i wszyscy domownicy są szczęśliwi.

Jaka stąd nauczka?
Nauczono nas żyć ponad stan. Zdemoralizowano nas. Wmówiono nam, że źródłem szczęścia jest posiadanie przedmiotów. Teraz będziemy płacić za to haracz w postaci benzyny za cenę stukrotnie wyższą niż koszt jej wydobycia i wyprodukowania. Ale najpierw nauczono nas jeździć samochodami i zlikwidowano sklep za rogiem. 
Islandia poradziła sobie z figurantami i lichwą. Ale Islandczycy nie to tak naprawdę jeden szczep i stosunkowo niewielka społeczność. Takie wyspiarskie twory odporne są na medialną i ideologiczną indoktrynacje. Brytyjczycy z kolei, medialnie odsądzeni od czci i wiary, postanowili nie płacić dodatkowych haraczy. Od nich powinniśmy się uczyć. Widać ich politycy nie są figurantami a sami ciągle nauczeni są ciągle sami kolonizować, a nie zostać skolonizowanym. W końcu Brytyjczyk nie jest synonimem niewolnika.

P.S.
Polecam krótki i treściwy wpis Krzysztofa Rybińskiego w Nowym Ekranie. Bardzo wiele wyjaśnia i sprowadza na ziemię.
http://rybinski.nowyekran.pl/post/43825,zakupowe-nicniewiedzace-lemingi-pedza-ku-krawedzi

1 komentarz:

Jak masz ochotę to skomentuj