piątek, 31 października 2008

Rozmowa

Trawa dyskusja na temat artykułu z z Rzeczpospolitej "Zapatero po stronie zabójców" (31.X.2008 s. A20)
Pada stwierdzenie:
- W wyniku tego co tu opisano społeczeństwo ulegnie atomizacji.
Ktoś przysłuchujący się z boku dyskusji stwierdza:
- A jaki masz pomysł na rozwiązanie kryzysu energetycznego w Polsce.
Dyskutant odpowiada:
- Trzeba postawić pięć elektrowni atomowych.
- To znaczy, że jesteś za atomem!

Rada "Mędrców"

Przyjęcie Pana Lecha Wałęsy jako członka świeżo powołanej Rady Mędrców wzbudziło zwłaszcza w Polsce wiele kontrowersji. Moim zdaniem były też lepsze kandydatury:
  1. Jozin z Bazin. Wybitny ekspert w dziedzinie ochrony środowiska lobbowałby za całkowitym wprowadzeniem zakazu oprysków lotniczych i stosowania jakichkolwiek środków chemicznych chyba, że dożylnie. Ale to mogłaby być kandydatura bardziej wystawiona przez barci Czechów...
  2. Królik z Kubusia Puchatka. Z uwagi na potencjalną jego płodność mógłby się stać głównym ekspertem w dziedzinie polityki prenatalnej. Jego olbrzymie doświadczenie w tej kwestii jak też posiadanie wielu przyjaciół i znajomych zaowocowałoby skutecznym lobbingiem na rzecz środowisk zoofilskich i ich prawa do małżeństw z pupilami.
  3. Pan Kononowicz. Były kandydat na prezydenta Białegostoku byłby koniem trojańskim w Radzie Mędrców. Postulowałby na rzecz secesji Podlasia z UE oraz wsparłby wprowadzenie zakazu ślinotoku u członków rady. Jego hasło wyborcze: "nie będzie niczego" wyrażałoby chęci reformatorskie w instytucjach unijnych i może w konsekwencji doprowadziłoby do zmiany samej Unii i powrotu do korzeni.
A teraz na poważnie. Sam pomysł Rady wskazuje na brak pomysłu na samą ideę integracji. Utwierdza mnie także w przekonaniu jak dalece biurokratyczna pajęczyna odseparowała się od rzeczywistości i wypaczyła pierwotne ideały wspólnoty. Sama idea miała polegać na podniesieniu konkurencyjności gospodarczej Europy a nie tworzenia struktur państwowych. Więc może jednak Kononowicz?

czwartek, 30 października 2008

Pan Stanisław i spiskowa teoria czyli linki

Mistrz Stanisław Michalkiewicz rozłożył mnie na obie łopatki swoimi dwoma ostatnimi felietonami. Pierwszy dotyczy trafnej diagnozy sytuacji na rynkach finansowych, drugi pewnej wysoce prawdopodobnej socjotechnicznej grze, która dokonuje się w tej chwili naszym kosztem.
1. http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=547
2. http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=546

Co do spiskowej teorii polecam dwa linki dotyczącej pewnej interesującej kwestii historycznej. Refleksje nasuwają się same....
http://pl.wikipedia.org/wiki/Aldo_Moro ważny jest drugi akapit
http://pl.wikipedia.org/wiki/Romano_Prodi tu z kolei przedostatni. I co? Przypadek?

Ach zapomniałem jeszcze o moim odkryciu na wortalu fotograficznym. Alegoria w sam raz na czasy kryzysu. http://plfoto.com/1016410/zdjecie.html Pozdrawiam autora.

wtorek, 28 października 2008

Uległem

Uległem. W wyniku silnego lobby domowników obiecałem moim dzieciom zakup jakiejś telewizyjnej platformy cyfrowej. Będą mogli oglądać w nieskończoność otumaniające bajki i programy przyrodnicze. Dla Młodego Starszego – nieugiętego fana dinozaurów i całej fauny i flory, to rzecz fundamentalna. Dla Młodego Młodszego to będzie kolejne pole inspiracji w rodzaju: „Jak skonstruować statek kosmiczny przy zastosowaniu naczyń kuchennych”.
Ja też mam w tym interes. Może będzie chwila ukojenia gdy zajmą się oglądaniem telewizji. Wszystko jest dla ludzi pod warunkiem umiaru.
Co by nie było tak łatwo, postawiłem warunek. Młody Młodszy musi przestać sikać w nocy w pieluchy. Moczenie nocne to typowa przypadłość tego wieku, lecz pora skończyć z tym procederem. Tym bardziej, że jego podstawą jest lenistwo i strach przed ciemnościami a nie pojemność pęcherza. Gdy to nastąpi ewentualne oszczędności finansowe pozwolą na opłacenie rachunków za telewizję. Młody się przejął i postanowił skończyć z tym dziecinnym procederem i wyrobić sobie wytrzymałość pęcherza. Koniec z piciem mleka przed spaniem, obowiązkowe siusiu itd. Rano jednak pielucha jest nadal mokra. Biedy przeżywa katusze tym bardziej, że presja ze strony brata jest coraz bardziej dotkliwa. Tak więc linia frontu odnośnie zakupienia telewizji przesunęła się ze mnie i reszty rodziny na konflikt wewnętrzny, a ja tylko czekam rano na suche pieluchy. Ostatnio Młody Młodszy posunął się do tego, że udowadniał mi, iż świeżo zasikania pielucha nie jest zasikana. Wróżę mu karierę polityczną lub sprzedawcy samochodów.

wtorek, 21 października 2008

Kult cargo

Gdy w czasie wojny na Pacyfiku Amerykańskie samoloty dostarczały zaopatrzenie dla wojska tworząc z dnia na dzień lotniska na zamieszkałych przez tubylcza ludność wysepkach, zaobserwowano nasilenie się bardzo ciekawego, a obserwowanego już wcześniej zjawiska. Otóż miejscowa ludność obserwując co robią wojskowi zaczęła także budować lotniska i samoloty oczekując na przylot z nieba olbrzymich ptaków z jedzeniem w środku. Ich logika była następująca: biali są tylko pośrednikami między bogami, dostają od bogów hojne dary, my musimy robić dokładnie to samo. Naturalną cechą ludzkości jest zainteresowanie rzeczami niecodziennymi tak jak w tym przypadku ptaki od bogów z darami. Tubylcy myśleli dalej: Biali nie są wcale lepsi od nas, my też możemy wyjednać od bogów nagrody. Czasami wyjednywali. Podobno dochodziło do przypadków, gdy zdezorientowani piloci lądowali na lipnych lotniska rozbijając maszyny. Powstała nowa religia, zakładająca również ideologię równości i braterstwa.
Swoisty kult cargo można zaobserwować także we współczesnej Polsce. Od dłuższego już czasu cała grupa „misjonarzy” wieści jakie to korzyści spotkają i będą spotykać Polskę w związku z członkostwem w Unii Europejskiej. Jaki to „deszcz euro” spadnie na nasze głowy. Zapomniano dodać, że przywilej skorzystania ze środków spotka nielicznych, że pozyskanie środków obarczone jest znacznym ryzykiem i formalnym i barierami oraz, że gdy komuś coś w nie wyjdzie pieniądze trzeba będzie oddać. Ale to przecież tylko szczegóły. W końcu zapomniano o rzeczy kluczowej, że to nie są pieniądze unijne lecz mega pożyczka z Baku Gospodarstwa Krajowego, która dopiero będzie refundowana przez komisję Europejską, oraz – co najważniejsze, że pieniądze te nie biorą się z nieba lecz z podatków i składek na które „zrzucają się” wszyscy obywatele Unii. W entuzjastycznym zapędzie zapomniano, że pieniądze są na rozwój – społeczny i gospodarczy. Misjonarze mówią: są pieniądze, bierzmy jak najwięcej. Zdrowy rozsądek nakazuje inwestować w dziedziny, które przynosi w przyszłości korzyści społeczeństwu i gospodarce. Jak zasiane ziarno w nadziej, że zbierzemy plon kilkadziesiąt razy większy.
Kiedyś jedne mądry człowiek z Wysp Brytyjskich powiedział mi, że pieniądze unijne nie są po to aby rozwinąć gospodarkę. Są po to, aby chłop z pod Lublina nie musiał jeździć do Niemiec pracować na czarno. Rolą funduszy unijnych jest wyrównanie rozwojowych dysproporcji tak aby zniwelować ewentualne konflikty społeczne. Teraz widzę jak trafna była jego diagnoza.
Kult cargo za chwilę się skończy. I co dalej? Z pewnością „misjonarze” znajdą kolejnego bożka.

Prosta analiza czyli kolonializm?

Rzeczpospolita (s.B5) opublikowała dziś listę niewiększych inwestorów zagranicznych w Polsce razem z ich wartością. Artykuł dotyczy bardziej kondycji tego typu przedsiębiorstw po „kryzysie zaufania” lecz można z niego wyczytać inne bardzo interesujące informacje. Dotyczą one samych firm i wielkości ich inwestycji.

Po kolei:
1. France Telekom (głównie udziały w TP S.A.) – 54,9 mld euro
2. Metro (Makro Cash & Carry, Real, Media Markt, Saturn, Galeria Kaufhof) - 9,4 mld euro
3. Fiat - przemysł samochodowy – 7,8 mld euro
4. Jeronimo Martins (Biedronka) – 3,0 mld euro
5. British Pertolium (stacje benzynowe) - 113 mld euro
6. Volkswagen – przemysł samochodowy – 83,3 mld euro
7. Tesco – handel detaliczny – 34,2 mld euro
8. Deutche Telekom – rynek telekomunikacyjny – 51,2 mld euro
9. Cerrefour – sieć handlowa – 20,1 mld euro
10. UniCredit – usługi bankowe, kredyty – 30,9 mld euro

Moje wnioski:
1. Powyższa prosta analiza wskazuje na kolonialne cechy naszej gospodarki. Na dziesięć pięć tego typu duże inwestycje mają charakter dystrybucyjno – handlowy, pozostałe cztery nastawione są na działalność lokalnego rynku konsumenckiego (samochody, kredyty, usługi telekomunikacyjne). Oczywiście nie zamierzam rozdzierać szat nad oczywistym błędem jakim była forma prywatyzacji TP poprzez jej sprzedaż w całości. W przypadku 4 podmiotów mamy odczynienia z handlem hurtowym i detalicznym, który jest kluczem do dystrybucji nie rodzimych produktów na lokalnym rynku i stanowią poważne zagrożenie dla lokalnej działalności produkcyjnej.
2. Efekt ten po części jest niwelowany przez wysokie i ciągle rosnące realne koszty transportu. Jednak wzrost sprzedaży konsumpcyjnej jest „nakręcany” przez realny wzrost wynagrodzeń spowodowany odpływem siły roboczej jak też „prywatnymi inwestycjami” osób pracujących na zachodzie europy. Wpływa to na ciągłe kłopoty rodzimych producentów na lokalnym rynku dystrybucji.
3. Po bliższym przyjrzeniu się tym firmom rysuje się bardzo ponury obraz naszej gospodarki. Brakuje „prawdziwych” inwestorów zainteresowanych rozwojem lokalnej kooperacji lub eksportem wytworzonych dóbr.
4. Jakikolwiek rozwój gospodarczy jest generowany przez małe przedsiębiorstwa. Rozwój gospodarczy kraju i regionu powinien być oparty o ich konsolidację i tworzenie lokalnych marek. Potrzebna jest też jasna i prosta polityka wsparcia eksportu, polegająca na odtworzeniu prężnie działających organizacji okołobizesowych usytuowanych w innych krajach. Przywrócenie czegoś co zostało w 1990 roku zniszczone – czyli Centrali Handlu Zagranicznego staje się potrzebą chwili. Oczywiście przywrócenie na nowych zasadach i broń boże przez administrację. Tego typu instytucji przy wsparciu finansowym państwa powinny być czym w rodzaju struktury klastrowej i być w pełni kontrolowane przez przedsiębiorstwa zainteresowane tworzeniem sieci dystrybucji produktów na rynkach zewnętrznych. Trzeba działać szybko i rozważnie, gdyż ewentualne dotowanie tego typu działalności w prosty sposób przez państwo może być uznane przez Unię za politykę niezgodną z zasadami pomocy publicznej. Dlatego im więcej tego typu oddolnych inicjatyw tym lepiej.
5. Znalezienie się w pierwszej dziesiątce inwestorów firmy dystrybucyjnej Jeromo Martins z 3 mld euro inwestycji sugeruje, wszyscy pozostali inwestorzy są to „drobnica” inwestująca poniżej owych 3 mld euro. Świadczy to generalnie o miernocie naszej gospodarki jak również braku atrakcyjność Polski jako kraju docelowego dla inwestycji przemysłowych. Inwestycje zagraniczne to nie samo zło pod warunkiem, że dochody z tego typu działalności są inwestowanie w kraju a nie z niego wyłożone i że nie dotyczą one konsumpcyjnego charakteru działalności. Polska winna nastawić się na przyciąganie firm z sektora MŚP z zagranicznym kapitałem lub tego typu kapitału. W wyniku takiej polityki powstaną więzi lokalne o charakterze gospodarczym, czy wręcz „asymilacja” małych przedsiębiorstw i ich właścicieli w lokalnych gospodarkach.
6. W samym artykule znajduje się informacja, ż kryzys dość łagodnie obchodzi się z inwestorami. A jak ma obchodzić się nie łagodnie skoro wszyscy robimy codziennie zakupy, jeździmy samochodami, które zużywają paliwo i dzwonimy przez telefony?


Jak mu to powiedzeć?

Przyznaję się bez bicia. Myliłem się. Kiszarnia istnieje. Zamiast opowiadać dziecku głupoty wystarczyło się zagooglać.
Jest kiszarnia żurku - miejsce gdzie powstaje żur. Młody miał rację.
Czeka mnie teraz przyznanie się do winy i konieczność poznania technologii produkcji żuru. Na szczęście Młody nie lubi zup.

sobota, 18 października 2008

Oby nie

Jedziemy samochodem. A właściwie stoimy w korku. Obok krząta się grupa mężczyzn z łopatami grabiami i innym sprzętem. Trwają ostatnie prace przy budowie nowej drogi. Ktoś sobie przypomniał, że postawiona obok krawężnika latarnia nie ma zasilania i trzeba było w świeżo zasianym trawniku wykopać rów, aby położyć przewód. Zajęła się tym cała ekipa mężczyzn w pomarańczowych gustownych kamizelkach z jakimś napisem na plecach. Znaczy dwóch kopało reszta stała. Z grupy stojących wyróżniał się najstarszy - opaty o łopatę. Od razu widać, że szef. Pokazywał coś paluszkiem. Jednym słowem praca aż wre.
Młody Starszy obserwował przewijającą się po woli przed jego oczami panoramę z frontem robót.
- Jak dorosnę to też zostanę paleontologiem - powiedział.
Oby nie.

piątek, 17 października 2008

Kiszarnia

Młody starszy zapytał:
- Tata co to jest kiszarnia?
Ni cholery nie wiedziałem. Zaczęły mi przychodzić do głowy różne skojarzenia. Ponieważ większość z nich była raczej nieprzyzwoita, i na pewno wykraczała poza zasób pojęciowy siedmiolatka, poszedłem na łatwiznę.
- Synu nie ma czegoś takiego.
- Jest - odpowiedział
- „O kurde – pomyślałem – może starsze chłopaki w szkole... Nie idę w zaparte”
- A co robi ta kiszarnia? – spytałem podstępnie
- No przecież ja pytam – doprał.
- Dzieci są od zadawania pytań, no nie? - miał rację.
- Nie ma czegoś takiego, albo ja jestem głupi. - Natychmiast pożałowałem tych słów, bo wiedziałem, że zaraz obrócą się przeciwko mnie.
- Jest – stwierdził przez co potwierdził pośrednio postawioną przeze nie tezę o brakującej klepce.
- Nie ma! - broniłem już nie tylko prawdy, ale i resztek swojej godności.
- Jest, na pewno jest! Tylko nie u nas ale.... w Nowym Jorku.
Grając na remis oświadczyłem, że tego nie wie on ani ja. Wie za to na pewno bywały w świecie Wujek Grzesiek – w końcu Nowojorczyk. Zgodził się, że najlepiej jest zapytać właśnie jego. Rozejm. Na drugi dzień zapytałem Wujka Grześka o kiszarnię. Ten oświadczył, że o kiszarni w Nowym Jorku nie słyszał. Ale w Nowym Jarku jest wszystko, więc kiszarnia na pewno też jest. Młody triumfował, a ja zachowałem na pocieszenie resztki rodzicielskiej godności.
Matko, co z niego wyrośnie?

Radiowa logika i surrealizm

Jadąc dzisiaj samochodem usłyszałem, jak dziennikarz w radiu powiedział, że audycja będzie nadawana z trzech kontynentów jednocześnie w tym z Izraela. Rozumiem ciągoty syjonistów do umocnienia państwa żydowskiego, ale żeby od razu kontynent...
Jakiś rok temu – w tej samej stacji usłyszałem relację z lotu w kosmos załogi amerykańskiego wahadłowca. Redaktor powiedział: "Załoga statku składa się z sześciu osób: dwóch kobiet, trzech mężczyzn i jednego Niemca." Jak ten szósty byłby gejem to jeszcze klasyfikacja trzyma się kupy. Ale Niemiec, to chyba facet. No chyba że nie.
Nie wiedzieć czemu, przypomniało mi to anegdotę, w której jeden ze znanych polityków na spotkaniu polsko – niemieckich delegacji postanowił rozluźnić atmosferę opowiadając dowcip: „Przychodzi baba do lekarza i krzyczy: „Heil Hitler”. Lekarz na to: „Proszę Pani wojna skończyła się 50 lat temu”. Na co kobieta: „Ale ja poznałam Pana Doktorze Mengele””. Oczywiście łatwo się domyśleć, że ze strony niemieckiej nikt specjalnie się nie zaśmiał.
Mogło być za to wesoło w Brukseli jak Kaczor razem z Donaldem polecieli na szczyt eurosojuzu. Szczytem wszystkiego byłoby jakby się spierali o krzesło. Od razu przyszło mi do głowy, że jakiś nasz sprytny dyplomata chcąc zachować odrobinę szacunku dla kraju, a może i samego siebie opisałby sytuację innym dyplomatom jako starą ludową zabawę – gdzie krzeseł jest o jedno za mało. A kto nie siądzie ten odpada.
Izraelski kontynent, Niemiec – na gapę w promie kosmicznym, lustracja służby zdrowia i Kaczor Donald. Dość już surrealizmu na dzisiaj. Idę spać.

wtorek, 14 października 2008

kryzys finansowy dotarł do Polski


Jak widać nie tylko pieniądze znikają ze światowego systemu finansowego. A mówili, że "nasze" banki są na kryzys odporne. Faktem jest, że dziura jest. A wystarczy kawałek tektury, pędzel, farba...

czwartek, 9 października 2008

Gazeta Wyborcza przeszła samą siebie

W telewizji widziałem właśnie reklamę „Gazety Wyborczej”. Od jutra do Gazety dokładają pierwszy z kolekcji noży kuchennych. Co za idiota wpadł na tak kretyński pomysł!
Może to element celowej polityki? Moja wyobraźnia od razu podpowiada mi co przeciętny czytelnik Gazety zrobi z tym „prezentem”:
Część uzna, że jest nóż do cięcia papieru i od razu wypróbuje na świeżo nabytej makulaturze. Inni – ci przezywający bóle egzystencjalne i interesujący się kulturą wschodu potraktują to jako wezwanie swojego guru i natychmiast pod kioskiem popełnią rytualne sepuku. Jeszcze inni podejdą do kiosku, powiedzą:
„Wyborczą poproszę razem z gadżetem.”
Gdy sprzedawca – poda szmatławca razem z nożem, usłyszy:
„To jest napad!”

Noży jest dużo i co tydzień nowy egzemplarz posiadający różne zastosowanie... Możliwy jest scenariusz, że naśladowcy Kuby Rozpruwacza będą co tydzień kupować nowe „instrumenty” i w rytualny sposób dokonywać morderstw. Jednak to mało prawdopodobne, bo bardzo szybko się połapią, że noże z Wyborczej to badziewie.
Ale jeśli gadżet odniesie skutek, i tego typu polityka będzie kontynuowana, zaroi się od nowych „upominków”. Pojawi się być może specjalistyczny zestaw wytrychów dla włamywaczy, składana z elementów atrapa bomby zegarowej dla lubiących się od czasu do czasu rozerwać amatorów silnych wrażeń. Potem rewelacja: zestaw „Moja mała plantacja gandzi”. W pierwszym numerze spodek, potem doniczka, nasionko, i nawozik. Do tego publikacja książkowa jak uprawiać i jarać marychę... To że prawo tego zabrania? W długotrwałej strategii korporacji przewidziano by już zmianę stosownej ustawy zakładającej możliwość uprawy miękkich dragów na własny użytek w doniczkach. Zawsze będzie można dopisać „lub konopie” tam gdzie trzeba.

Może przyjść też trend na relikwie. Fragment płotu przez który skakał Wałęsa, kawałek pałki zomowca z marca 68, i dużo innych. W sam raz do domowych ołtarzyków wyznawców Michnika.

To oczywiście fantazje. Ale puki co możemy się pochlastać przy lekturze Gazety.

poniedziałek, 6 października 2008

Cysorz

Cysorz to ma same zbytki:
pije wódkę bez popitki,
lubi dwór i kurtyzany,
i nalewki, i szampany.

Sprawiedliwie on panuje:
mało robi - mało psuje.
w jednym on jest ciągle stały:
strasznie łasy na pochwały.

Lubi on podróże życia,
obietnice bez pokrycia,
gdy coś mu się znów nie uda,
w swych wywodach - czyni cuda.

Ma wszak maga wioskowego,
co wytworzy coś z niczego.
Najmądrzejszy jest na świecie.
O kim wiersz ten? Może wiecie?


Proszę o zamieszczanie odpowiedzi w komentarzach.

Powrót do przeszłości czy projekcja przyszłości?


Powrót do przeszłości czy projekcja przyszłości? W każdym razie coś drgnęło. Nie widziałem takich napisów na murach z 15 lat, a kotwicę zauważyłem po raz pierwszy od tzw. „demokracji”.
Może to nic nie znaczy? A może...
Dla jasności: zdjęcie zrobiłem dzisiaj.

środa, 1 października 2008

Krowa

Poszła krowa do przychodni,
miała nóż w kieszeni spodni.
Wchodzi zaraz do doktora:
„Proszę Pana jestem chora”

„Co dolega Ci łaciata?
Czujesz ból wymion, czy gnata?”
Wtedy krowa nóż wyciąga,
prosto w oczy mu spogląda.

On ma już na włosku życie,
ona trzyma nóż w kopycie.
Gdy podeszła całkiem blisko,
wygłosiła stanowisko:

„Nie wymiona i nie nogi,
tnij mi rogi Ty mój drogi!
Już nie mogę z tą ozdobą,
wszak jam jest rasową krową.

Los mój trudny jest niestety,
jak na żywot mnie – kobiety.
W sklepie, w kinie czy w kościele,
miejsca na nie jest niewiele.

Śmieją ze mnie się dzieciaki,
wiem już czemu – z jakiej paki!
Muszę pozbyć się ich w mik,
bo nie zechce mnie mój byk!”

„Co za pacjent! Co za moda?”
Obciąć rogi - jest mu szkoda.
„Lepiej zerwać jej ten wieniec,
bo jak przyjdzie oblubieniec?”

Lekarz bierze nóż we dłonie,
ostrzy krowie na ogonie.
Gdy ogarnia go euforia,
ciacha z wrzaskiem akcesoria.

Krowa w lustro zerka z bliska,
„Jestem ładna teraz z pyska!
Ile płacę Ci mój Panie?”
„Kubek mleka na śniadanie!”




„Wierszyk” powstał z nudów przy udziale moich chłopaków uczestniczących w procesie twórczym jako scenarzyści. W każdym razie pragnę oświadczyć wszystkim ekoterrorystom, że pomysł z obcinaniem rogów nie jest mój i że w trakcie pisania „wierszyka” nie zginęło ani nie zostało okaleczone żadne zwierzę... Zbieżność z charakterystycznymi w tej chwili dla kobiecej próżności zabiegami chirurgicznymi jest także oczywiście przypadkowa.
Następne nasze głupawe wierszyki już wkrótce... Mam nadzieję, że już bez sadystycznych podtekstów. Ale niestety treść wiersza nie należy do moich kompetencji.

Kanon architektury Lubelszczyzny

Może moje stanowisko będzie odrobinę kontrowersyjne, lecz sądzę, że cos takiego jak Lubelszczyzna poza tworem administracyjnym nie istnieje. Nasz region składa się większych lub mniejszych społeczności lokalnych nie połączonych żadnymi więziami – poza tymi administracyjnymi oczywiście.

Droga to tego aby coś takiego jak Lubelszczyzna stało się naprawdę regionem jest długa i skomplikowana. Najważniejsza rzecz to zbudzenie świadomości regionalnej. Jednym ze sposobów jest poszukiwanie pewnych inspiracji w historii. Stworzenie czegoś takiego jak kanon architektury regionu jest dobrym pomysłem, tym bardziej ważnym że długofalowo może przełożyć się na poprawę wskaźników ekonomicznych.

Lubelszczyzna jest wielokulturowa i ma skomplikowana historię, należy wywołać dyskusje w środowisku architektów zmierzająca do powstania tego rodzaju kanonu. Wzorem i inspiracją do tego może być praca Witkiewicza zakończona stworzeniem stylu zakopiańskiego, który był przez pewien czas traktowany jako styl polski. Kanon architektury Lubelszczyzny musi mieć charakter eklektyczny i odzwierciedlać przeszłość i wielokulturowość w wyniku prac może powstać coś w rodzaju zaleceń dla inwestorów. Po pewnym czasie pojawia się w krajobrazie Lubelszczyzny coś co jest dla niej charakterystyczne wyrasta z jej korzeni i stanowi kolejny powód dla odwiedzenia tego zakątka świata. Oczywiście najważniejszy jest aspekt integrujący. Bo to coś to będzie nasze, będziemy się mogli z tym czymś utożsamić.

Praca ciężka i trudna, ale czy nie warto jej podjąć?

Duduś ma dziewczynę

Ostatnio Chłopaki doły do wniosku iż nasz kanarek jest strasznie samotny i potrzebuje damskiego towarzystwa. Wyprawa na targowisko skutkowała kolejna klatką z żółtym ptaszkiem. Duduś z początku był w szoku, załamał się i nie reagował na zaloty, choć zawsze myślałem że inicjatywa jest po męskiej stronie. Towarzystwo jednak pomogło i chłopak zaczął dbać o siebie. Nie przypomniana już miniaturowego broilera. A ona? No cóż jak to kobieta nieustannie go kokietuje i podjada mu ziarenka.
- Tato, teraz będą jajeczka i małe kanarki?
- Nie synu to nie takie proste, najpierw muszą się polubić i wziąć ślub. To nie dzieje się tak automatycznie.
- A jak?
Na dyskusję o kwiatkach i pszczółkach jest jeszcze za wcześnie. Tym bardziej, że samice są po to aby było miękko. Lepiej ich nie wtajemniczać za wcześnie, bo jeszcze za parę lat zostanę dziadkiem…