środa, 29 kwietnia 2009

Państwo policyjne

Uważaj, bo przyjdą i nocą
tonfami w drzwi załomocą.
Jak widać drzwi to nie problem ...

A swoją drogą ciekawe co "nawywijał" ten staruszek?
- zwinął w sklepie kotkę smalcu i utrwaliły to kamery?
- hodował w doniczce zioło na własny użytek, bo nie stać go na substytuty z koncernów farmaceutycznych?
- ciągnął mp3 z netu?

Na pewno czyn jego był wysoce społecznie naganny.

Ciekawe jak z frekwencją

http://www.rp.pl/artykul/2,297866_Polacy_nie_chca_superpanstwa_UE.html

A więc jednak Polacy nie akceptują gry, do której zostali "zaproszeni". Dane te pośrednio wskazują także na brak reprezentacji politycznej znacznej części społeczeństwa. Ale artykuł pokazuje także, jak można niekoniecznie smaczny cukierek opakować a atrakcyjne pozłotko. Bo przecież "nie mówi się, że jedno koło w traktorze jest popsute. Trzy są dobre!"

czwartek, 23 kwietnia 2009

Konflikt pokoleń

Mój starszy synek:
- „Prejas to taki Pakugan, który zmienia kolor w zależności od ilości punków”
Ni cholery nie rozumiem o czym on do mnie mówi. Podobno dorośli nigdy nie rozumieli dzieci i vice-versa. Mam okazję, aby się o tym przekonać z rodzicielskiej, a nie dziecinnej strony.

A mnie się wszystko z polityką kojarzy :-)

Kiedyś krążył dowcip o facecie, który trafił do lekarza i powiedział, że mu się wszystko z seksem kojarzy. Lekarz pokazał mu narysowane kółko i zapytał:
- Co to jest?
- Kobiece narządy płciowe - odpowiedział erotoman.
Lekarz narysował trójkąt - odpowiedz była taka sama. Po czym przyszła kolej na kwadrat - znowu to samo.
- Panie, Pan jesteś rzeczywiście zboczeńcem! - krzyknął lekarz
- A kto mi te świństwa pokazywał?

Gdyby włączyć współczesny program telewizyjny przed człowiekiem żyjącym 20 lat temu, to by zbaraniał i też poczuł się jak zboczeniec.

Szukając różnych linuxowych różności znalazłem na stronie http://download.ubuntu.pl/ pewien smaczek:
Fragment wywiadu z Gustawem Holoubkiem:
"Przytoczę taki obrazek obyczajowy, który moim zdaniem dobrze ilustruje to,co się teraz dzieje w polskiej polityce.

W jednym z teatrów na próbie Kalina Jędrusik zapaliła papierosa. Na scenie nie wolno palić papierosów. Zbliżył się strażak i powiedział: "Proszę zgasić papierosa, bo tu nie wolno palić". A Kalina jak Kalina - z wdziękiem odparła: "Odpierdol się strażaku". I on strasznie się zamyślił, poszedł za kulisy i tam trwał jakiś czas. Potem nabrał powietrza, wrócił na scenę, ale tam już nie było Kaliny, tylko Basia Rylska. On jednak tego nie zauważył, bo oczy zaszły mu bielmem z wściekłości, i krzyknął do Rylskiej: "Ja też potrafię przeklinać, ty kurwo stara!". Kompletnie zdumiona Basia pobiegła do Edwarda Dziewońskiego, który był reżyserem spektaklu, i powiedziała mu, że strażak zwariował, bo ją zwyzywał bez żadnego powodu. Dziewoński strasznie się zezłościł, poszedł do strażaka i powiedział: "A pan jest chuj!". Przy czym strażak też już był inny.
Więc tak wygląda życie polityczne w naszym kraju."

A mnie się też wszystko z polityką kojarzy. Ktoś w końcu mi te świństwa pokazuje. :-)

Etymologia

Nazwa "Wyborcza" zawiera w sobie także rolę tego pisma w kreowaniu postaw Polaków. Miała ona i ma nadal informować Polaków jak mają głosować, bo do tego jeszcze są potrzebni. A demokracja "to zbyt poważna sprawa aby pozostawić ja zwykłym ludziom" i o tak, bez stosowniej instrukcji pozwolić im głosować.

środa, 22 kwietnia 2009

Proroctwo? Zobaczymy...

Zbliżają się wybory do Europarlamentu. Formacje ustawiły się w blokach i nawet zaczęły już kampanię - zwłaszcza przepychanek. A teraz moja prognoza:
1. Ludzie nie pójdą głosować. Frekwencja będzie może na poziomie 20%. Słuszna świadomość, że do PE idzie się po to aby brać kasę i nic nie robić jest powszechny. Nie ma co ukrywając, że w znaczniej mierze zgodny z prawdą. Uprawnienia Parlamentu Europejskiego są praktycznie żadne (nie licząc uchwalenia budżetu) i fasadowe. PE został wymyślony po to, aby osłabić pozycję parlamentów krajowych i posiadający wielkie tradycje parlamentaryzm europejski uczynić fasadową forma legitymizacji władzy w epoce postdemokracji.
2. Pójdą aparatczycy i ludzie naprawdę wkurzeni. Żelazny "nadęty" elektorat Polskiej Zjednoczonej Platformy Obywatelskiej głosować nie pójdzie, bo co innego powiedzedzeć ankieterowi, a co innego zadać sobie trud i pójść głosować. Ze strony aparatczyków można liczyć na administrację i ich rodziny "popowieszanych" pod konkretnych polityków. Ze strony wkurzonych na wszystkich tych dla, których Unia najlepiej jakby nie istniała.
3. Znaczna część społeczeństwa (według mnie ok 60%) nie ma swojej reprezentacji politycznej. Po co robić prezent komuś, kto i tak ma kasę. Wielkość tych, którzy nie pójdą głosować będzie realnym wskaźnikiem jak wielki jest to odsetek. Oczywiście "reżymowe" media będą mówić o "wykluczonych" i ludziach nie mających poglądów, ale bojkot to też pewne stanowisko. Ludzie po protu nie akceptują zasad gry, w którą zaczęto z nimi grać, a jedyny sposób aby dać temu wyraz, to nie wzięcie kart do ręki.

Czy miałem racje? Okaże się za miesiąc.

Historia lubi się powtarzać

Obecną sytuację na świecie można w z dużym powodzeniem porównać do zjawisk będących przyczyną Rewolucji Francuskiej. Błyskawiczny rozwój przemysłu i polityka gospodarcza sprawiły, że wyrosła nowa klasa społeczna posiadająca olbrzymie środki finansowe, jednak nie posiadająca władzy politycznej. Rola klienteli u arystokracji przestała wystarczać. Należało przejąć władzę lub umocnić swoją klasową pozycję. Na próby reform systemu nie pozwała arystokracja, więc ją wycięto. Dopiero czasy Napoleona sprawiły, że powstała nowa klasa burżuazyjno arystokratyczna i wszytko było w najlepszym porządku.

Nowe czasy – ten sam schemat, czyli postdemokracja
W tej chwili coraz mniejsza grupa ludzi dysponuje coraz większym majątkiem. Sadzę, że zaledwie kilka procent mieszkańców globu posiada 90% wszystkich dóbr – po kryzysie będzie to jeszcze mniejsze grono. Po to w końcu jest ten kryzys... Popadanie środków finansowych, produkcji, wszelkich materialnych dóbr, czy bycie panem ludzkiego losu już nie wystarcza. Nowo powstała wąska grupa globalnych oligarchów sięga właśnie jeszcze bardziej po władze polityczną, tworząc globalny system jedynie słusznej polityki. Demokracja ma jedną wadę: motłochem trzeba kręcić non stop, i nie zawsze się daje. Do tego trzeba wyznając armię polityków i innych figurantów, media srające ludziom w głowy, od czasu do czasu wywołać jakiś atak terrorystyczny. A to kosztuje. Polityka to biznes, więc należy zminimalizować niepotrzebne ogniwo minimalizując jednocześnie koszty. Motłoch czasami nie jest głupi i jeszcze zacznie korzystać ze swoich praw.
Jeszcze się udaje, że od ludzi coś zależy. Ale to jak z Fordem T, może być w każdym kolorze tylko nie czarny. Ludziom można wmówić także poglądy.
Efekt: 60 – 70 % Polaków nie ma swej reprezentacji politycznej. Co nie znaczy czy nie wiedzą na kogo trzeba głosować. Wiedzą i to doskonale. Gdy ludzi zapyta się jaką popierają partię – mamy sondaż, ale jeśli zaczniemy pytać ludzi o poglądy na konkretne sprawy czy sposoby rozwiązywania problemów, okaże się że nie ma partii, która w programie ma bardzo konkretne postulaty społeczne.

Samo zdefiniowanie stron politycznych jest już manipulacją. Podział na lewicę i prawicę, czy obóz solidarnościowy i komunę przypomina granice państw afrykańskich. Scena polityczna winna dzielić się na globalistów (zwolenników idei integracyjnych i internacjonalistycznych, klienteli globalnej finansjery) i lokalistów (tych, którzy chcą rozwiązywać ludzkie problemy, nie martwiących się problemy świata lecz własnej społeczności, widzących, że czym prościej tym lepiej). Tu przebiega w tej chwili główny front walki o obraz świata! Na to wszytko nakłada się jeszcze globalny proces rozwalania rodziny jako miejsca do którego zawsze system i jego macki ma ograniczony dostęp. Gdy popatrzymy z tego punktu wiedzenia na reprezentacje w sejmie okaże się, że druga grupa nie ma najmniejszej reprezentacji. Cały nasz parlament, bez mrugnięcia okiem jest prounijny, jest za płaceniem haraczu ekologicznego (co podniesie ceny prądu o połowę), czy kupowaniem nikomu nie potrzebnych samolotów bojowych za obietnicę nieistniejącego foresightu. Kolonializm? Oczywiście! Ale w wydaniu globalnym cały świat składa się z prowincji. Niepostrzeżenie powstaje świat w którym, konkretny człowiek nie będzie miał najmniejszego wpływu na poczynania władz, a wszelkie istotne decyzje będą zapadały bez udziału i wiedzy obywateli. Totalitaryzm? Tak! Mentalny, wynikający z myślenia w narzuconych kategoriach.

wtorek, 21 kwietnia 2009

O szczęściu czyli historia banalna

Nie wiem czy człowiek jest w stanie osiągnąć pełnię szczęścia. Próba wmówienia ludziom, że na tym łez padole można osiągnąć nirwanę jest pewną forma populizmu i ludzkiej pychy. Ale znam pewne stworzenie które jest z pewnością szczęśliwe. Nazywa się Al, jest myszą kupioną dzieciom. Jakieś rok temu zwiał z klatki i żyje sobie pod podłogą wychodząc tylko od czasu do czasu. Posmakował wolności, wiec ponowne zamknięcie go do było by nie "humanitarne" (raczej nie mysioitarne, ale znowu mnożę byty). Nie boi się specjalnie domowników. Gdy jest głodny to wychodzi. Ostatni nawet przyszedł się przywitać i wziął mi z ręki nasionko.
W absolutnie genialnym filmie The Fisher King Terry'ego Gilliama, bohater grany przez Toma Weitsa siedzi w przejściu podziemnym na wózku inwalidzkim i zbiera pieniądze. Twierdzi, że robi bardzo dobrą robotę, bo ludzie patrzą na niego i myślą: „o ten facet ma naprawdę przechlapane, więc nie ma co się przejmować wrzeszczącym szefem”. Terapia jak nic!
Czy Al jest szczęśliwy? Na swój sposób tak, bo nie ma się z kim porównać. Ludzie się porównują i to jest przyczyną ich frustracji. "Grupa odniesienia" jak mówią mądrale. Al jest szczęśliwy, bo nie wie jak przechlapane mają inne myszy. Al jest być może szczęśliwym, bo w ogóle nic nie wie.

niedziela, 19 kwietnia 2009

Ekopoezja

W filmie pt. "Zawodowscy" jest taka scena, w której odbywają się zajęcia dla artystów. Przy sztalugach stoją adepci malarstwa. Do jednego podchodzi profesor i patrzy na jego działo. Krzywi się. Widząc niezadowolenie nauczyciela student mówi:
- "Ale ja tak widzę!"
Na to profesor:
- "Jak Pan tak widzi to niech Pan uważa, aby Pana tramwaj nie przejechał."

Ekoterryści przyjmują nowe formy walki ideowej. Przenieśli się na obszary poezji z silnymi wątkami dewiacji. A może to nie naprawdę? Może po paru głębszych towarzystwo robi sobie jaja!
Ale jak na poważnie? Jeśli tak widzą świat, to po czym? Pora zmienić dealera, albo uważać na nadjeżdżający tramwaj.
Ekokrytyka, ekopoezja, ekoliteratura, ekofilmowcy, ekodidżeje. Literatura socjalistyczna, kinematografia socjalistyczna, sztuka socjalistyczna, muzyka sicjalistyczna, ekonomia socjalistyczna. Mnożenie bytów. Po co?

Fragmenty:
"Słychać kumkanie żab i ludzki rechot do strony ośrodka wypoczynkowego"
"Chciałbym mieszkać w wygrzebanej w ziemni norze z psem borsukiem i owcą"

Uwaga nagranie tylko dla ludzi o mocnych nerwach :))

sobota, 18 kwietnia 2009

Lustracja - punkty odniesienia

Zwykle unikam publikacji YouTuba. Ale to ważne...







Pierwsza jaskółka kampanii nie czyni

Znalazłem pierwszy spot! Ale się ubawiłem! Od razu mi się „Seksmisja” przypomniała. Pani sportsmenka ma głosik jak kanarek i oczywiście nie koksowała. Wąsy to jej tak od niczego rosną... A głupoty plecie: "jestem apolityczna., To po jaką cholerę się tam pchasz!. Taka w Parlamencie Europejskim się przyda, bo przeniesie coś ciężkiego i przype...ć pewnie potrafi...
Dawno takich bredni nie słyszałem.

Puzle czyli PRL 2.0

Nie zamierzam tego komentować, bo po co?

piątek, 17 kwietnia 2009

Lubelskie Hall of Fame? A czemu nie?

Co łączy Mieczysława Czechowicza (ten od Misza Uszatka), Papuszę (wybita poetka) , Bohdana Łazukę (facet z korbą do samochodu), Krzysztofa Cugowskiego (sufler z budki), Piotra Szczepanika (pewnie też dyslektyk, bo wysyłał puste koperty) czy Beatę Kozidrak (co nie daruje Józkowi)? Wszyscy ci ludzie są lub byli idolami milinów. I wszyscy urodzili się Lublinie. Listę tę stworzyłem „z głowy na zawołanie”. Tego typu postaci, z których możemy być po prostu dumni jest wiele, wiele więcej.

Jednym z głównych problemów Lublina i regionu jest brak poczucia tożsamości. Pisałam już o tym wczesnej (etykieta „region”). Lubelszczyzna jako region po prostu nie istnieje w świadomości jej mieszkańców. Nie ma poczucia więzi regionalnej ani czegoś takiego jak patriotyzm lokalny, co jest cechą charakterystyczną wielu regionów w Polsce (np. Świętokrzyskie, Śląsk, Wielkopolska i Małopolska)
To co powinien robić w tej kwestii samorząd to przede wszystkim pobudzenie świadomości regionalnej czyli wywołanie procesów zbliżonych do procesów narodowotwórczych. To wszystko jak w zwierciadle dobija się także na bylejakości Lublina jako miasta, które zatraciło swoją tożsamość, a nowej jakoś znaleźć nie może.

Jestem zwolennikiem działań – jak Tow. Winnicki w Alternatywach – nieinwestycyjnych i niskonakładowych, więc nie trzeba wiele. Na deptaku wmontować tabliczki z tymi nazwiskami osób urodzonych w Lublinie, z których możemy być po prostu dumni. Niech będą to aktorzy, ludzie nauki, albo ci, którzy zahaczyli tu na studnia (choćby Wojciech Cejrowski), czy do pracy (jak Stanisław Mikulski). Należy zbudować w mieście symboliczną więź. Niech ludzie będą zwyczajnie dumni z członków swej społeczności. Widzę już oczami wyobraźni, ludzi przechadzających się po deptaku i wpatrujących się tabliczki...

Jest to jeden z wielu czynników stymulujących budowę prawdziwej, a nie wirtualnej społeczności. Oczywiście tego rodzaju pomysłów ze świecą szukać w różnych opracowaniach i strategiach tworzonych w tej chwili przez junaków z młodzieżówki Platformy w Ratuszu i Urzędzie Marszałkowskim. Ale tak było, jest i pewnie niestety będzie. Oczywiście tego typu działania powinny być absolutnym priorytetem regionu i miasta, a nie są. Bo po co? Powinny zostać usystematyzowane w ramach strategii „Lublin – miasto wiedzy”, a nie są. Władza nie lubi jak ludzie się organizują, bo przeszkadza to konsumować uroki „koryta”.

Największym zagrożeniem dla pomysłu jest jego upolitycznienie. Tak niestety stało się z podobną inicjatywą czyli Ambasadorem Województwa Lubelskiego. Tak więc politycy wara od pomysłu! Byłaby to szansa na stworzenie prawdziwego ruchu obywatelskiego. Trzeba powołać społeczny komitet, który przekształci się w organizację pozarządową. Inicjatywa musi być naprawdę społeczna, aby wśród tabliczek na murze lub deptaku nie pojawiły się nazwiska politycznych kacyków. Gdzie są lubelscy naukowcy, którymi możemy się pochwalić? No gdzie? Tożsamość to rzecz ważna!

No i przy okazji będziemy mieli atrakcję turystyczną, inną od zdewastowanych zabytków (Teatr Stary), czy niszowych muzeów z którymi nie wiadomo co zrobić (muzeum Wincentego Pola). Niech coś wreszcie zrobi społeczność bez udziału administracji.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Krąg głupoty

Zauważyłem, że są cztery poziomy głupoty. Wszystko zależy od roli bodźców i sposobu ich interpretacji przez danego osobnika. Zaproponowany przeze mnie system klasyfikacji głupoty stanowi coś w rodzaju „kręgu głupoty”, bo pierwszy jej poziom jest ściśle powiązany z czwartym.

I poziom głupoty czyli dogmatyzm i lenistwo
To pewien stan błogości i samozadowolenia. Ktoś mówi na przykład: „Nie lubię opery”. A której? - pyta uczestnik dyskusji. Żadnej – odpowiada głupiec - nie widziałem żadnej i jestem pewnie, że jej nie lubię. Ustabilizowane zasłyszane poglądy zwalniają z myślenia i krytycznej oceny rzeczywistości czego skutkiem jest pewien rodzaj poczucia satysfakcji a może i szczęścia.
Głupek pierwszego poziomu ma zawsze rację i wyrobioną opinię na każdy temat. Oczywiście nieusystematyzowaną, zasłyszaną z telewizji, raczej nie przeczytaną, bo nie czyta. Próba dyskusji kończy się z reguły stwierdzeniem w rodzaju: „a w Ameryce bija murzynów”.Książka ma być pożyteczna: atlas grzybów, poradnik jak naprawić VW Golfa przy pomocy agrafki. Lubi gadżety, wierzy w postęp i Unię Europejską, ale to efekt medialnego prania mózgu na który jest szczególnie podatny. Kocha UE zwłaszcza za tanie używane bryki z Niemiec i gdy jedzie jedną z nich słychać z głośników: bub, bum, bum.
"Ignorancja jest błogosławieństwem" jak przekonywał Cypher w Matrix'ie. Narząd nie używaniu zanika. To tak jakby jakiś komputer czuł się błogo z powodu małej liczby przetwarzanych danych. Oczywiście tego typu lenistwa nie wolno mylić z lenistwem twórczym, będącym kwintesencją wszelkiej innowacyjności i źródłem rozwoju.

II poziom głupoty czyli głupi i tyle
„Stracił rozum” - mówi się potocznie. Ktoś jest głupi dlatego, że jego umysł nie potrafi prawidłowo zinterpretować dochodzących do niego bodźców w wyniku czego powstają nieporozumienia, nieracjonalność w postępowaniu, i wszelkie inne objawy głupoty. Tego zachowania nie można pomylić z zachowaniem ekstrawaganckim lub innym mającym znamiona systemowości. Ktoś może po prostu inaczej niż my pojmować rzeczywistość i interpretować bodźce, i dochodzić do innych wniosków. Nie znaczy to, że jego rozumowanie jest głupie. Także ci, którzy nie potrafią z różnych przyczyn odczytać kodu kulturowego, nie mogą być uznani za głupców pierwszego poziomu. Tak więc istota pierwszego stadium głupoty jest następująca: wpływają bodźce a nasz umysł nie jest w stanie ich zinterpretować. Innymi słowy, sama maszynka jest „uszkodzona” i nie działa prawidłowo.

III poziom głupoty czyli postradał zmysły
Dawniej aby powiedzieć delikatnie, że ktoś oszalał używano określania „postradała zmysły”. Nie jest to takie zwykłe wariowanie, bo maszynka działa prawidłowo, tylko zmysły źle podają maszynce zasłyszane lub zobaczone treści, a ona interpretuje je nieprawidłowo, bo jakże inaczej można interpretować fałszywe informacje. Podobno mózg pozbawiony jakichkolwiek bodźców zaczyna sam je generować (Odmienne stany świadomości) i zaczynamy śnić na jawie. Do tej kategorii zaliczyłbym także wszystkie niedosłyszące babcie, co przekręcają słowa, amatorów napojów wyskokowych i nie tylko napojów. Stan może być chwilowy lub stały. Innymi słowy: soft wprowadzony do maszynki jest nieprawidłowy bo się „zwaliła stacja dysków” albo wirusy wycięły kod programowy, tak bardzo, że się maszynka wiesza...

IV poziom głupoty czyli wszystko gra
Z pozoru nie dostrzegalny. Nie jest leniwy, uczy się, rozmyśla, zmysły mu nie szwankują. Jednak to co do owych zmysłów dociera pokryte jest fałszem. Głupiec IV kategorii jest najbardziej niebezpieczny bo jest powszechny, masowy, szczególnie podatny na propagandę nawet gdy czyta to Wyborczą, jak ogląda to TVN. Z uporem maniaka powtarza innym co słyszał lub przeczytał. Jest politycznie poprawny. Nie chce być kontrowersyjny więc jego poglądy są zależne od tego co słyszy i widzi. Lubi być w stadzie, ale jednoczesne pragnie przynależeć do jakiejś elity. Łatwo przypina innym etykietki w rodzaju: oszołom. Jest bliskim przyjacielem głupka pierwszej kategorii.
System pracuje prawidłowo, tylko w izolacji od innych systemów. Jest jedynie słuszny jak Windows Microsoftu. Nie przyjmuje do wiadomości, że świat może być inny. W końcu jak wytłumaczyć ślepcowi od urodzenia jak wyglądają kolory. Trochę jak w Matriksie.

Jak się wyrwać z kręgu głupoty?
Nie bać się porażki. Nie słuchać co mówi krąg głupoty. Szukać własnych poglądów, iść pod prąd, nie ulegać modom, BYĆ SOBĄ.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Rosjanie mają swoją wersję zbrodni katyńskiej

http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article359492/W_Katyniu_Polakow_mordowali_Niemcy.html
Jeśli w naszym rządzie ktoś ma jaja, natychmiast powinna pójść do Rosjan w tej sprawie nota dyplomatyczna.
Należy głosić prawdę: kręcić i rozpowszechniać jak najwięcej filmów na ten temat. "Katyń" Wajdy to zdecydowanie za mało. Trzeba dotrzeć do jak największej liczby odbiorców na zachodzi i w Rosji i poruszyć ich sumienia.
Poza tym należy wprowadzić prawo "kłamstwa katyńskiego"! Za głoszenie poglądów sprzecznych w tej sprawie z historyczną prawdą 5 - 10 lat więzienia. Oczywiście potem konieczny byłby lobbing w Parlamencie Europejskim nad wprowadzeniem takich przepisów w UE.
Niemożliwe? Żydzi robią tak w sprawie Holocaustu, zróbmy i my w kwestii Katynia. Dla Żydów Holocaust i wycieczki młodzieży żydowskiej zwiedzających obozy koncentracyjne w Polsce, to czynniki narodotwórcze. Dla nas Katyń może być też takim czynnikiem i poważnym narzędziem kształtujących naszą tożsamość: Nikomu nie możemy ufać bo wszyscy nas zawiedli. Od wielu lat wmawia nam się, że wszyscy się kochają, a Niemcy i Rosjanie to nasi bracia i sojusznicy. Tak zachowuje się naród podbity. To oczywiście sprzeczne z zasadą poprawności politycznej.
Dziwi mnie, dlaczego gramy w tą grę i utrwalamy nasze poddaństwo i charakter kolonialny naszego kraju. To, że z kimś można robić interesy i go szanować, nie oznacza wcale, że należy zaprosić go do naszego domu i położyć spać do łóżka z własną połowicą.
Ciekawe tylko czy w kraju, gdzie elity są zaprzedane niepolskim interesom będzie to możliwe? Pewnie nie...

P.S.
Niezwykle interesujący komentarz pod cytowanym wyżej artykułem autorstwa Pana Bolesława Paszkowskiego (13/04 03.40). Radzę przeczytać, bo takie rzeczy lubią znikać...
http://forum2.dziennik.pl/read.php?3,737063,page=2

Non omnis moriar czyli świąteczny natłok skojarzeń

Chrystus choć umarł - zmartwychwstał. To daje nam nadzieję na wieczne życie. Zmartwychwstanie Chrystusa przypomina mi pogląd Pascala: "śmierci nie ma". "Bo jak jesteśmy my to nie ma śmierci, jak jest śmierć nie ma nas. Mijamy się w drzwiach."- twierdził filozof. Tak więc śmierci nie należy się bać. "Nie lękajcie się" - jak mawiał w ostatnich chwilach swego życia Jan Paweł II. Może te słowa to kwintesencja chrześcijańskiej wiary?
Śmierć to ułuda i nie wszytko ginie, lecz co najwyżej w materialnym sensie zmienia formę swego istnienia. Przekształca się. To także buddyjski pogląd. Nie dotyczy to wyłącznie kwestii duchowych i eschatologicznych. Bo przecież gdy naczynie z wodą stłucze się, to woda nie ginie, lecz wylewa się na podłogę. Zmienia się forma nie istota.
  • Po mimo odtrąbionej 20 lat temu śmierci socjalizmu w Polsce ten istnieje i ma się dobrze. Nawet coraz lepiej. Jest na to coraz więcej dowodów. Pod spodem PRL - czy bardziej PRL 2.0 rozwija się nadal i ma się dobrze. To już nie jest problem demontażu systemu, lecz powstrzymania jego dalszego rozwoju. Przy wsparciu towarzyszy z Unii nasi towarzysze budują socjalizm w Polsce pozostając nadal jego przewodnią siłą. Świadczy o tym fasadowość instytucji, zbyt wielka rola administracji, postępujące ograniczenie swobód obywatelskich i unikanie starych drażliwych tematów. Polecam artykuł w Rzeczypospolitej, który należy czytać między wierszami, jak za okupacji...
    Najgorsze w tym wszystkim jest to, że do gry zostały zaproszona tzw. Prawica, przystając na warunki tej rozgrywki. Wszelkie działające w naszym kraju partie polityczne to tak na dobrą sprawę podświadome klony PZPR. Bo niby skąd obecni liderzy czy polityczni organizatorzy maja czerpać swe wzorce? Zmiana formy jak z buddyjskim naczyniem polegała na tym, że nieboszczka przestała istnieć, a istniejące wewnątrz niej frakcje - oficjalne stały się odrębnymi bytami politycznymi. Dowody?
  • Ilu członków pierwszej Solidarności należało do PZPR (drugiej to już nawet nie liczę)? Sporo.
  • W sejmowym klubie AWS było więcej byłych członków PZPR niż w SLD.
  • Akcja Wyborcza Solidarność w znaczniej mierze to w tej chwili PO, tylko bez Solidarności i kilku pożytecznych idiotów. Czyli pozostała Akcja Wyborcza, a więc z założenia coś nietrwałego, doraźnego i nastawionego na krótkotrwałe cele.
Paradoksy historii, celowy proces, czy zbieg okoliczności?
Nie! Normalka w kraju, gdzie w ocenie społecznej trzeba być nienormalnym, aby zajmować się polityką. Znaczna część ludzi podświadomie rozumie, że to zabawa (w nowomowie post-demokracja), więc ma gdzieś i nie idzie nawet na wybory. Bo co to za demokracja, gdy Irlandczycy będę głosować w referendum nad Traktatem Lizbońskim do skutku.
Na szczęście Chrystus zmartwychwstał! W nim nadzieja! Wszystkim którzy to przeczytali i tym, którym się nie chciało: Wesołego Alleluja!

sobota, 11 kwietnia 2009

Ekologiczne mity i ich pogromcy

Poza kolejny przekonuję się jak olbrzymia jest siła rażenia ideologii popartej przez pseudonaukę. Więc jak jest naprawdę?
http://www.chemia.org/id21.html (polecam zwłaszcza punkt 11!)
Szkoda, że nie daje się równego dostępu do mediów ludziom mającym odmienne poglądy nie tylko w sprawie globalnego ocieplenia i innych "oczywistych oczywistości". Gdyby tak było, trudno byłoby głosić "medialne prawdy objawione". Bo jeszcze przyjdzie nam do głowy niedorzeczny pomysł, że jesteśmy manipulowani?

piątek, 10 kwietnia 2009

Tak przy Wielkim Piątku

„Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”. Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie.” Wówczas zapytają i ci: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?” Wtedy odpowie im: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili”. (Mt 25, 32-45)

Szatan socjalizmu powołał do życia instytucje; (domy opieki społeczne itp.) zwalniające nas z odpowiedzialności za najbliższych czy bliźnich z naszego otoczenia. I dochodzi do sytuacji niegdyś nie do pomyślenia: ktoś ciężko chory umiera w swoim mieszkaniu z pragnienia, albo o zgonie sąsiada najbliżsi sąsiedzi dowiadują się po zapachu rozkładających się zwłok. Myślimy podświadomie: "przecież są instytucje do tego powołanie, niech się ktoś tym zajmie". W ten sposób system usypia nasze sumienia. A że system jest niewydolny, skorumpowany i często niekompetentny... To znaczy, że jest jak było zanim system przejął całe połacie społecznej aktywności, z tą różnicą, że wcześniej ludzkie sumienia nie były uśpione w swej masie.
Wniosek: jak najmniej administracji - jak najwięcej organizacji pozarządowych. Jak najmniej świadczeń - jak najwięcej zadań społeczności lokalnych, nieformalnych grup samo-sąsiedzkiej pomocy. Ale najpierw trzeba zdać sobie sprawę jak dalece zatomizowane jest społeczeństwo - także przez media.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Jak nas określą?

Mówimy: starożytność, wieki średnie, oświecenie itd. Nazwano epoki w zależności od dominujących trendów myślowych i dominującej kultury. Chińczycy nazywają swoje epoki posługując się dynastami panujących rodzin cesarskich, nie wchodząc za bardzo i europejskie niuanse. Gdy za 200, może 500 lat ktoś postanowi opisać nasze czasy, jak je nazwie?
Może będziemy epoką systemów? Politycznych, społecznych, ideologicznych, wreszcie energetycznych, informatycznych i korporacyjnych. Będziemy epoką systemów totalitarnych. Systemów potrafiących zwolnic ludzi z odpowiedzialności wyrzutów sumienia, myślenia i wpychających się w każdy aspekt życia. Po woli będzie coraz mniej miejsca na indywidualizm, na swobodne "pozasystemowe" myślenie. System jak nazywał go Kotarbiński to: "pewna całość, której elementy przyczyniają się do powodzenia lub niepowodzenia tej całości". Ma on jedną wadę jest mało innowacyjny i aby się zmienić musi paść, bo w swej złożoności rozległy system jest słaby.
A może epoką manipulacji i inżynierii społecznej? Może epoką kłamstwa? Bo aby manipulować i budować systemy trzeba kłamać.
Jedyne co potrafią współcześni "mędrcy" to nadawać przedrostek "post". Wiedzą czy im się tak wydaje, że coś minęło...

Pociesza mnie tylko jedno: są ludzie którzy myślą podobnie

i nie boją się o tym mówić:
"Rok 2006. William Easterly, były ekonomista Banku Światowego, przedstawia absurd, bezsilność i brak efektów systemu instytucji i działań, który został powołany do walki z biedą na świecie. W ciągu 50 lat istnienia systemu wpompowano w niego zawrotną kwotę 2,3 biliona dolarów. System został dokładnie zaplanowany, działania zaprojektowane, budżety ustalone, łańcuchy odpowiedzialności i wykonawców przygotowane. Tymczasem efekty są mizerne - wciąż brakuje leku na malarię po 12 centów za dawkę czy moskitiery za 4 dolary (za: "Brzemię białego człowieka", W. Easterly, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2008). Sam system natomiast ma się nieźle, tyle że wciąż potrzebuje pieniędzy. Jeszcze więcej pieniędzy - oczywiście na realizację swojej misji."
Więcej na: http://www.twoja-firma.pl/wiadomosc/16784594,strategiczne-nie-planowanie-ukrytym-trendem-w-zarzadzaniu.html

To trochę tak jak u nas z tzw. "funduszami unijnymi". Dokładnie ten sam mechanizm. Ja chyba też książkę napiszę.

niedziela, 5 kwietnia 2009

Mnożenie bytów nie bez potrzeby

Rację miał twórca strukturalizmu Claude Lévi-Strauss (w tej chwili 101 lat!) twierdząc, że język stanowi podstawę naszego sposobu myślenia. Do język do pewnego stopnia definiuje rzeczywistość, tworząc jej pojęciowe ramy, poza które wyjść jest niezwykle trudno. Dlatego wyjście z komunizmu nie potrwa jeszcze 10, 20 lecz 100 lat. A i tak pewnych elementów kretynizmu wyeliminować się nie da, bo staną się częścią tradycji kulturowej. Inna sprawa, że w od pewnego czasu obserwuję powrót do bolszewickiego myślenia. Innymi słowy; to jak myślimy, zależy w dłużej mierze od kulturowych znaczeń słów, którymi się posługujemy. Ciężko jest wyjść poza te „koleiny”, jak to określi Edward Redliński w „Telefrenii”.
Dlatego trzeba poszukiwać innych terminów opisujących a przez to tworzących rzeczywistość, tak jak robią to siły postępowo rewolucyjne.
Ciągle tworzy się nowe terminy definiujące naszą rzeczywistość. Proces ten czasami następuje spontanicznie czasami jest sterowany*. Czasami pewnie terminy się przyjmują a inne nie (np. leonowanie**). Nie mówi się już np. zboczeniec lub homoseksualista, gdyż te określenia nie pozwalają pedziom szerzyć polityki społecznej tolerancji. Wymyślono więc słowo „gej”. Teraz wszyscy od prawa do lewa nie nazywają pedziów inaczej. Łatwiej jest walczyć o prawa gejów, lub kochających inaczej, niż o prawa pedziów lub zboczeńców.
Co ciekawe pedofil pozostaje pedofilem a potępienie społeczne dla tej przypadłości nie maleje.
Komuniści lub postkomuniści nazywają się teraz socjaldemokratami. Zieloni lewicowcy nazywani są "ekologami" choć ich działalność z ekologią nie ma nic wspólnego.
Tak więc podstawą daleko-falowej inżynierii społecznej i oswajania ludzi z nowymi poglądami jest stworzenie nowych pojęć, a nie "wypranie" znaczeń starych. To drugie trwa znacznie dłużej i nie wiadomo co przyniesie, więc lepiej wymyślać nowe pojęcia "symulując" postęp. Owa ofensywa pojęciowa, co ciekawe nie doczekała się kontrofensywy ze strony środowisk konserwatywnych. A szkoda, bo przecież to proste. Na przykład, wystarczy uparcie trzymać się starego określenia "homoseksualiści", a unikać określenia "geje", lub stworzyć alternatywne byty. Bynajmniej nie ponad potrzeby. Homoseksualistów można nazywać np. wspólnikami – od spółkowania, pupkującymi lub pupnikami – od wiadomo czego, albo zapalnikami od trzymania wiadomo za co. Tzw. „ekologów” można nazywać ekoterrorystami - co według mnie lepiej oddaje istotę ich profesji, lub np. glonofilami.
Należy uruchomić tylko pewnien słowotwórczy proces, a wtedy będziemy mieli odpowiedzi na "ciemnogród", "oszołomów", czy "prawicowych radykałów"

* Dawno temu gdy Związek Radziecki dokonywał podboju kosmosu. Aleksiej Leonow 1965 roku jako pierwszy człowiek wyszedł w otwarta przestrzeń kosmiczną. Po czym już na ziemi specjalna komisja nazwała to właśnie lenowaniem. Termin się kompletnie nie przyjął, czego dowodem jest fakt, iż nawet w Googlach ten termin nie występuje.
**Tego typu proces tworzenia nowych nazw nie jest w naszej kulturze czymś nowym. Kiedyś nawet przykładano to tego większą wagę i organizowano nawet specjalne konkursy. Np. słowo czołg, pochodzi od czołgania, a nie jak w wielu językach od tank. Słowo samochód to opisowa definicja – bo sam chodzi.

Pomysł godny mefista

Do wyborczej dokładać będą Biblię od jutra. Potem Torę i Koran. Niezły pomysł. Będą święte księgi stały na półkach w wielu domach. Ta "seria" będzie takim wspólnym nawiasem. Z czasem ten widok na półce się opatrzy i ludzie dojdą podświadomie do wniosku, że istnieje między tymi księgami i religiami znak równości. Bo jak wszystkie religie są fajne to żadna nie jest ta jedyna i właściwa.
Strategia iście diabelska:
„Zrównajmy wszystko i wszystkich, bo nic nie jest unikalne i jedyne w swoim rodzaju. Twórzmy pozory wolności i tolerancji. Budujmy społeczeństwo wiecznej szczęśliwości, już bez religijnych przesądów. Jest jeszcze kilka innych ksiąg, które warto byłoby dodać do serii. Np. biblia szatana, przecież sataniści to kolejna prześladowania mniejszość...”

sobota, 4 kwietnia 2009

Ja tu gadu, gadu

A tym czasem Peter Gabriel wydał w zeszłym roku nową płytę. Nazywa się Big Blue Ball. Ktoś powie: "A słyszałeś, że Titanic zatonął?" O tym akurat wiem. Ale informacja o nowej płycie Gabriela, po prostu do mnie nie dotarła. To chyba jedyna gwiazda światowego wymiaru, kŧóra wymyka się z zasad politycznej poprawności. Nic dziwnego: ma sławę (zdobytą jeszcze jako wokalista Genesis), uznanie, pieniądze i swoją własną wytwórnię - czyli jest niezależny w pełnym tego słowa znaczeniu. Gabriel krytykuje media (The Barry Williams Show), konsumpcjonizm (Digging in the Dirt), namawia do refleksji o sprawach ostatecznych (Father, Son), nie jest obojętny na problemy społeczne (Don't Give Up, Biko) i inne zmory współczesnego zachodniego świata (Lovetown). Szuka głębi, korzeni i nie daje się zaszufladkować.
Brak szerszej medialnej promocji tej płyty, to dowód jaką strategię medialną wobec niezależnych produkcji przyjmują media, często powiązane kapitałowo z dużymi wytwórniami. Jak pisał Lem w Bombie Megabitowej (chyba), człowiek jest w stanie przyswoić sobie jakieś 4 bity na sekundę informacji i ani jednego bicika więcej. Wniosek - mamy słabe interface'y. :-) Wiedzą o tym też sece od promocji w kółko puszczając w radiu jedną lub prawie jedną piosenkę. Jak mawiał inż. Mamoń: ludziom podoba się to co już słyszeli, czego dowodem jest ftop5. Można mieć wiele zastrzeżeń do programu, ale sama idea jest słuszna: nie kupujcie po 5 razy tych samych płyt, szukajcie nowej (innej) muzyki!
Na szczęście ta informacja do mnie dotarła. Płyta nie znajduje się w oficjalniej dyskografii i jest to praca zespołowa i zawiera nagrania z lat 1991-92 i 95. Z promocyjnego podcastu można wywnioskować, że dzieło jest naprawdę godne uwagi.
Czekam na zapowiedziany na ten rok nowy album - I/O... A miało nie być o polityce...


piątek, 3 kwietnia 2009

Ciepłą rączką

Szczyt G20 przyznał bilion dolarów na walkę z kryzysem. Najbardziej interesuje mnie kwestia dotycząca przekazania 100 miliardów dolarów na pobudzenie handlu światowego. Pytanie: co to znaczy? Handel nie powinien być wspierany z założenia. Handel jest był i będzie więc nie wymaga interwencji. Podobnie jak transport. Środki te należałoby najlepiej przekazać na tworzenie lokalnych funduszy kredytowych działających tak jak Grameen Bank dla pobudzenia gospodarki na poziomie jak najbardziej lokalnym. Problem są dwa:
- stworzy to konkurencję i alternatywę dla działań banków,
- będzie działaniem anty antyglobalistycznym, a więc "nie poprawnym porwanym politycznie"
Ale tu tez chyba chodzi o to aby gonić a nie złapać króliczka. Przecież pieniądze przekazane na walkę z kryzysem tez są wirtualne więc można wydawać ile dusza zapragnie. Ale jak Titanic tonął orkiestra też grała. Do końca.

Finansowanie partii

Gdy Car wyznaczał gubernatora jakiejś prowincji, chciał od niego dwóch rzeczy: określonej ilości rekruta i określonej ilości złota z podatków. Nie wyznaczał przy tym pensji dla gubernatora wychodząc z założenia, że wszytko co ukradnie jest jego. Nie rozumiem całej populistycznej zadymy wokół finansowania partii politycznych i dogrzania tego starego kotleta. Parte są organizacjami społecznymi dążącymi do przejęcia władzy i jej sprawowania dla realizacji swego programu i wizji kraju. Jest wiele organizacji społecznych - stowarzyszeń i fundacji, które dotacji z budżetu nie otrzymują, chyba, że realizują jakieś projekty. Organizacje te mają też swoje cele - co więcej - mogą tworzyć komitety wyborcze i startować w wyborach. Więc albo wszystkie zwierzątka są równie, albo wszystkie są równie, a niektóre równiejsze. Albo dotujemy wszystkich – co jest chore (bo wystarczy zebrać kilkanaście osób, założyć organizacje i przejść na garnuszek państwa) albo nikogo. Inna sprawa, że dotacje otrzymują wyłącznie partie posiadające poparcie powyżej 3% - czyli te które ocierają się o władzę, bądź ją sprawują. Są to ugrupowania, które pieniądze mają i mogą się rozwijać. Są też i te, które nie będą ich miały nigdy.

W normalnym świecie ludzie majętni przekazują darowizny na partie. Potem ta się odwdzięcza stołkiem lub kontraktem. I tak się kręci ten interes. Oczywiście poza bezpośrednim związkiem biznesu z polityką istniej przeogromna sfera ideałów społecznych i osób je reprezentacyjnych. Czego u nas jak na lekarstwo. W Polsce ludzie majętni to przeważnie była nomenklatura lub ludzie z nią powiązani, więc normalizacja w tej kwestii nie wchodzi w grę.

Wskaźnikiem naturalnej konfliktogenności polskiej klasy politycznej jest ciągłe omijanie problemu legalizacji lobbingu. To wszystko cena jaką płacimy za nałożenie demokratycznego płaszczyka na stare PRLowskie struktury.

czwartek, 2 kwietnia 2009

Cztery lata temu czyli kto pierwszy?

Widziałem tę wypowiedź Piotra Kraśki w "Systemie 09" i dzisiaj sobie o niej przypomniałem. Oczywiście w necie jest prawie wszystko. Nie wiem co jest bardziej wstrząsające śmierć Ojca Świętego czy to co o niej usłyszałem.
http://www.prw.pl/articles/view/6016/papiez-na-lozu-smierci-ogladal-piotra-kraske-w-tvp

Napoimy nasze konie w Gangesie

Kiedy pod Warszawą w sierpniu 1920 roku toczyły się walki o losy nie tylko Polski ale i całej Europy, na trwającym wtedy zjeździe Kominternu wybuchła euforia. „Warszawa zdobyta” rozeszło się wśród zebranych. Usłyszał te słowa przemawiający właśnie Lew Trocki. Nie krył także emocji:
- „Potem już tylko Berlin i cała Europa” – grzmiał z trybuny.
- „Co potem?” - zapytał jeden z towarzyszy.
- „Dotrzemy do Atlantyku! A potem zawrócimy i napoimy nasze konie w Gangesie” - grzmiał towarzysz, który za 20 lat dokonał żywota z czekanem w głowie. Ale wtedy miał swój dzień.
Na dotarcie do Atlantyku trzeba było czekać prawie 90 lat. Jak to? - ktoś zapyta. To proste:
Realną władzę w Europie sprawuje teraz Komisja Europejska złożona z przewodniczącego i 25 komisarzy (ludowych) odpowiedzialnych z poszczególne odcinki życia w Europie.
Przeprowadziłem stosunkowo proste badanie. Przejrzałem życiorysy wszystkich członków Komisji Europejskiej. Okazuje się, że większość z nich ma jasny lewicowy lub liberalno – lewicowy rodowód. Siim Kallas – rodem z Estonii był nawet w przeszłości członkiem KPZR! Pochodząca z Kraju Nadwiślańskiego Pani Danuta Hübner była niegdyś działaczką SLD, a obecnie będzie ponoć stawać w szranki wyborcze do Parlamentu Europejskiego z listy Polskiej Zjednoczonej Platformy Obywatelskiej. Ale i tak wszystkich bije na głowę swym życiorysem przewodniczący Komisji Pan José Manuel Durão Barroso, który oficjalne przyznaje się do maoistowskich korzeni.
Ograniczenie roli parlamentów krajowych i centralizacja państwa europejskiego przyniesie w rezultacie ograniczenie możliwości wpływu obywatela na podejmowanie decyzji. Będzie to realne ograniczenie praw obywatelskich. A tu już o krok do totalitaryzmu. Oczywiście administracja będzie blisko obywatela będzie samorządowa, ale nie będzie miała wpływu na nic. Proces fasadowości instytucji publicznych w naszym kraju jest już faktem. Konie odpoczywają.
Barroso pochodzi z Portugalii, a więc jeszcze chwila i lewicowe rumaki zrobią zwrot, po czym zatopią swe wiecznie spragnione pyski w gangeskim nurcie. Miejmy nadzieję, że po drodze połamią sobie nogi lub wskutek kryzysu skończy im się obrok.