poniedziałek, 26 października 2020

Pean dla Pana V.

 Gdyby ktoś zapytał: kto jest najwybitniejszym obecnie polskim reżyserem filmowym, lub nawet – powiem wprost – kto jest najwybitniejszym polskim reżyserem wszechczasów? Odpowiem bez chwili zastanowienia: jest nim Patryk Vega. Oczywiście zaraz ktoś zacznie wyjeżdżać z Wajdą, Kawalerowiczem czy innym Hassem, a może nawet z Zanussim i Kieślowskim. A pewnie, a czemu nie? Tylko, że oni są już inną epoką. Epoką napinaczy, którzy chcieli coś przekazać i pokazać. Za ich czasów kino było czymś innym – najważniejszą ze sztuk jak nauczał producent Hochwander w Misiu innego arcymistrza, którego nie wspominam specjalnie. Patryk Vega to reżyser innego rodzaju, innego gatunku. To mistrz powrotu do źródeł kina. Kina które w swych pierwocinach było jarmarczną rozrywką dla gawiedzi polegającą na wyświetlaniu na kawałku szmaty ruchomych obrazów, a ludzie z tak zwanego towarzystwa nie chodzili do kina bo można się było tam wszami zarazić. Dopiero potem przyszli Méliès i Chalin. Na początku byli… bezimienni Vegowie, po których smród nie pozostał, a teraz wydaje się, że wszystko zatoczyło koło i sam Patryk nawiązuje to swych bezimiennych „ojców założycieli. Taśma wtedy była krucha a cyfrowe zapisy są doskonalsze i ponadczasowe więc pan V jest od swych prekursorów doskonalszy w każdym calu. Ten geniusz jak oni wyczuł publikę, wyczuł jej potrzeby które niczym nie różnią się wcale od tych śmierdzących tanich winem i zjełczałym masłem jegomości, którzy chowali się pod krzesło gdy z płótna jechał na nich pociąg. On kręci filmy na miarę tejże klasyki niczym pancur, grający na rozstrojonej gitarze rocka billy składającego się z paru nut i nic więcej. Bo myśmy nauczyli się patrzeć na kino jako na coś wspaniałego co ma nam zapewnić katarzis. Gówno prawda. Kino to śmierdząca buda, w której za parę miedziaków można zobaczyć jak jeden chłop kopie drugiego w dupę albo gruba baba napierdziela parasolką chudego adoratora. I o tym nam tenże już klasyk przypomina. On kręci gówno programowo, celowo, ale niczym Sex Pistoles stanie się wzorem dla innych i klasyką sięgającą do korzeni.

Siedząc na covideowej przymusowej izolacji, którą złośliwcy mogą nazwać aresztem domowym na pewnym trockistowskim serwisie streemengowym dla celów poznawczych zapoznałem się z wybranymi fragmentami twórczości tego geniusza. W istocie budą i projektor zastąpił telewizor w domu delikwenta ale poza tym nic się nie zmieniło. Geniusz powracający do pierwocin. Najlepsze są sceny ucinania nóg piłą albo wykopywania trupa. Ale w tym całym bagnie jest też przesłanie: elita to takie same chamy i ćwoki jak ty widzu, tylko że pozbawione skrupułów. Zobacz ćwoku przed telewizorem: oni są tacy jak ty i nie musisz nigdzie aspirować, bo jesteś taki jak oni, tylko jakoś nie masz farta, albo wręcz przeciwnie, nikt nie zaszył cię w skórze byka ani nie rozerwał koniem. Jesteś elitą tylko, że ci się nie chce. I niczym we kinie z wcześniejszej epoki przeżywasz katarzis. I nie masz moralnego niepokoju bo masz gdzieś moralność jak twoi plastykowi idole. Zawsze jak będzie źle to jakiś Indianin zmniejszy ci głowę, ale będzie przy tym „lots of fun”. I wszystko gra i koliduje. I dostajesz po łbie chamstwem i przemocą ale przecież po to oglądasz, no nie? Pani adwokat, która jest policjantką pod przykryciem jest taką samą dziwką jak Roxy i tak samo jak ona może założyć „szlaban na coś tam”. Kibol okazuje się być mistrzem zbrodni bo w pierdlu przeczytał Księcia a jednocześnie mistrzem inwestowania, który wymienia dragi z innymi klubami na całym świecie. No Marvel wymięka. Macie coście chcieli. Dekonstrukcja po marksistowsku i powrót do korzeni przedkultury. Tylko patrzeć, aż stanie się to klasyką porównywalną z Fellinim, który tak naprawdę nie dorósł do pana V.

Macie coście chcieli. Vega bije głowę wszystko co powstało do tej pory. Następny etap do czuciofilmy w Huxleya. Będzie nieźle, bo w klasycznym filmie nie ma już pan Patryk nic do zdobycia. Powinien zapłakać niczym Aleksander Wielki, który „rozjebał” (posługując się retoryka mistrza) już wszystkich. Jeszcze tylko haxleyowska soma w połączeniu z obrazami z "Mechanicznej Pomarańczy" stanowi jakieś wyzwanie dla człowieka, który zdaje się wychodzić poza graniczenia medium które wykorzystuje.

Podbijaj zatem Patryku inne rynki filmowe jak nie Hollywood to Bollywood, ale co tam klasyk rządzi się swoimi prawami, a ludzie chcą oderwać się od swojej codzienność.

niedziela, 25 października 2020

Dogrywka po 100 latach?

Rewolucja miała dokonać się w krajach wysoko uprzemysłowionych. Rosja jako miejsce rewolucji to tak właściwie wypadek przy pracy. Wypadek bardzo kosztowny i hojnie finansowany przez niemiecki wywiad. Gdy w 1920 roku rozstrzygnął się pod Warszawą los globalnej rewolucji na modłę leninowsko - trickistowską dalekosiężny upadek Związku Radzieckiego był w istocie także już przypieczętowany, choć trwał on jeszcze 70 lat dzięki terrorowi i niewolniczej pracy. Nie udało się wywołać globalnej rewolty i przekształcić kapitalizm w komunistyczna utopię. Utopię, która dokonuje się i dopełnia właśnie na naszych oczach. Ale jak wiadomo utopia jest niemożliwa i wcześniej czy później przyniesie klęskę, więc nie ma innego wyjścia. Musi być ona jedynie środkiem do wprowadzenia terroru na użytek tych, którzy sponsorowali powstanie ideologii i chcieli jej realizacji czyli wielkiego kapitału, którego głównym wrogiem jest wolny niezależny człowiek.

Tak więc model 1.0 komunistycznej rewolty poległ na przedpolach Warszawy 100 lat temu, a chodziło w nim o to, aby rozniecony nieco przez przypadek w kraju chłopskim płomień rewolucji przenieść do miejsca, w którym powinna ona była pierwotnie wybuchnąć. Po spustoszeniu i grabieży w pierwszym etapie zrodziłby się inny totalitarny kapitalizm z władzą i własnością jedynie w rękach tych, którzy emitują pieniądz. Jaką to wściekłość musiała wywołać ta bitwa, skoro z niepojętych dla ówczesnych strategów nowego porządku świata przyczyn pochód otumanionych chłopskich synów z Rosji zatrzymali polscy chłopscy synowie, którzy poczuli się przede wszystkim Polakami i ... wolnymi ludźmi. Podobnie musieli czuć się apologeci nowej rewolucji na zachodzie, gdy okazało się, że protestujący pod szyldem Solidarności w PRL robotnicy zapraszają na teren zakładów pracy księży i organizują tam msze. Od tamtej pory, czyli od lata 1920 nigdy nam nie wybaczono „wbicia noża w plecy światowej rewolucji” i być może dlaczego tragiczne późniejsze losy naszego narodu były tylko pochodną walki pod Warszawą?

Jakich sił i środków należało użyć aby nasze przedwojenne elity przekonać do zawarcia sojuszu z Anglosasami, którego stawką była biologiczna likwidacja sporej części narodu? Przecież ich sojusznicze zapewnienia były jedynie sposobem na zyskanie czasu potrzebnego na przygotowanie się na konflikt z Hitlerem. Potem zatrzymaliśmy pochód Armii Czerwonej niczym w roku 1920 wywołując Powstanie Warszawskie, dzięki któremu alianci na zachodzie zyskali czas na zajecie części Niemiec i potem powstała RFN, bo w przeciwnym razie nie jest wykluczone że "wyzwoleńczy pochód" dotarły do Francji. Czy właściwą ceną za powstanie RFN było życie tysięcy dzieciaków, którzy jako dorośli ludzie potrzebni byli nowej Polsce? Za owe ofiary krwi zapłacono nam oddaniem w ręce Stalina, a o powstańcach warszawskich jako protoplastach powojennych Niemiec nie pamięta chyba nikt. A być może nie była to zdrada lub niewdzięczność lecz kara za rok 1920 i jednocześnie upewnienie się, że poprzez wytępienie elit ten "naród wariatów" więcej żadnego numeru w pochodzie rewolucji już nie wytnie? Przecież na zachodzie czerwona rewolucja miała i nadal ma całe rzesze zwolenników.

Powtórzę jeszcze raz: jestem przekonany o tym ze komunizm jest ideologia niezbędna wielkiemu kapitałowi do przejęcia ostatecznej władzy nad światem i stworzenia pierwszej w jego historii globalnej dyktatury. To tylko propagandowy i ideologiczny fortel ogłupiający gawiedź, której z łaski elit pozwoli się żyć i oddychać żywiąc się ich niewolniczą pracą. W sytuacji zagrożenia ze strony Chin jako alternatywnego przyszłego lidera świata proces wdrożenia na zachodzie totalitaryzmu jako szybkiego źródła przewagi w gwarantującego kumulacje wszelkich zasobów nagle przyspieszył. Wielki kapitał czy właściciele maszyn do druku pieniędzy postanowili zrobić to samo co ZSRR po przegranej Bitwie Warszawskiej: wprowadzić terror jako jedyne źródło konkurencyjnej przewagi. Czy poddamy się propagandowym pułapkom i totalitarnym zakusom zewnętrznych i rodzimych totalniaków bez względu na ich partyjną i ideologiczną przynależność? Czy zachowany naszą wspólnotę i odbudujemy niezależny elity? Być może tak. Być może ten cud się dokona tak jak 100 lat temu, gdy nam Polakom dzięki własnej samoorganizacji i wpojonym wartościom udało się zatrzymać proces budowy globalnego totalitaryzmu, za co cenę płacimy do dziś. Mam nadzieje, że uda nam się ponownie tym razem ostatecznie dokonać rozkładu sił wroga. Ale czy wystarczy nam sił? Czy zło z którym przychodzi nam walczyć nie pokonało nas ostatecznie atomizacją, emigracją i pozbawieniem ekonomicznych podstaw egzystencji?

Chyba nie, bo Polak jeszcze niespełna trzy wieki temu była synonimem wolnego człowieka. Dlatego ludzie innych nacji przybywali tu i z dumą przyjmowali miano Polaka. Teraz w wielu krajach na świecie toczy się właśnie walka o integralność. Każdy pretekst żeby ją złamać jest dobry: ustawa zabraniająca hodowcy zwierząt, obcięcie głowy nauczycielowi przez islamskiego łajdaka, zaduszenie murzyńskiego przestępcy i aktora porno przez policjanta. Wszystko jest dobre, aby w sytuacji ekonomicznej dewastacji rozhuśtać emocje. Jeśli przetrwamy jako wspólnota i polskość będziemy pojmować jako utkwioną w naszej kulturze i korzeniach wolność - wygramy i to wcale nie kolejną bitwę jak ta warszawska ale ostateczną wojnę o normalny świat.

    Patrzmy na nasze problemy z globalnej perspektywy, bo tylko na poziomie globalnym rozstrzygną się nasze losy i jasne są inspiracje. Możemy być jednak w procesie walki o ostateczna hegemonię języczkiem u wagi. Oby tylko szala sprawiedliwości przechyliła się ostateczne we właściwą stronę.


piątek, 23 października 2020

Nie czy, tylko kiedy?

 W związku z wprowadzonymi przez rząd zasadami osoba zakażona koronowirusem winna gromadzić osobno śmieci, gdyż stanowią one potencjalne zagrożenie epidemiczne. Tak też stało się i w moim przypadku. Zadzwoniła pani z gminy i poinformowała mnie, że za chwilę zostanie dostarczony mi stosowny pojemnik. Problem polegał na tym, że wczoraj był przedostatni dzień mojej izolacji i dziś od północy będę znów wolnym człowiekiem. Ktoś wkradł się do mnie na podwórko i podrzucił czerwony pojemnik. Łatwo skuteczność naszego systemu administracyjnego w sytuacji zagrożenia ekstrapolować na inne obszary działalności państwa. Jeśli tak ma działać system opieki zdrowotnej to nawet potencjalnie nieszkodliwy wirus może stać się w istocie śmiertelnym zagrożeniem, tym bardziej, że zmieniono sposób liczenia ofiar. Teraz każda osoba zarażona koronowirusem jeśli nawet polegnie na przejściu dla pieszych potrącona przez pijanego redaktora w niesprawnym samochodzie za jej przyczynę śmierci wedle statystyk zostanie uznany koronawirus. Za dużo tych zbiegów okoliczności. Jeśli nawet przy dużej ilości dobrej woli uznamy, że rząd nie prowadzi jakiejś podwójnej gry, to alternatywą dla tej hipotezy jest przesiąkająca struktury państwa dziwna i dobrze zorganizowana agentura. Czemu ma służyć ta cała maskarada? To proste. Pewne kwestie i ograniczenia w normalnych warunkach nie byłby możliwe do wprowadzenia w normalnych warunkach. Gdy na skutek ataków z 11 września 2001 roku wprowadzono specjalne procedury bezpieczeństwa i inwigilacji byli tacy, którzy zakładali, że ograniczenia wolności pozostaną z nami na zawsze, ale nie traktowano ich poważnie. Dziś już mało kto pamięta o terrorystach za to do wielkiego brata pod pretekstem bezpieczeństwa przyzwyczailiśmy się. Generalnie bezpieczeństw w sytuacji upadku cywilizacji można wytłumaczyć wszystko. I fasadowe struktury państw mają w tej kwestii całkowicie drugorzędne znaczenie. Pytanie tylko kiedy znów będziemy zmuszeni walczyć o naszą wolności, bo prawdziwej wolności nie można ofiarować ani uzyskać w prezencie. Można ją tylko wywalczyć. Pytanie zatem nie czy, tylko kiedy do tego dojdzie.

piątek, 16 października 2020

Logika stada

Pamiętam około roku 1995 na festiwalu Malta w Poznaniu pojawił się pewien teatr z Niemiec. Zgromadzona na parkiecie hali sportowej publika została przedzielona murem z tekturowych pudeł na dwie części tak aby nie było widać tego co dzieje się po drugiej stronie. Niby nic, ale nagle wśród tłumu zaczęli krążyć ludzie z kamerami, a na stojących przy ścianach telebimach pokazywany był obraz tego co dzieje się z drugiej strony. Generalnie nic się nie działo, ale na telebimach wyświetlany był obraz ostrej imprezy i kelnerów rozdających drinki. I nagle proste skojarzenie: to u nas nic się nie dzieje, ale na pewno po drugiej stronie muru jest ta super impreza. Tak naprawdę, ani po jednej ani po drugiej stronie nic się nie działo, a wyświetlany na telebimach obraz leciał z taśmy, ale nie trzeba było wiele, aby publiczność - a jednocześnie główny zbiorowy aktor całej zabawy - zaczęła rozbierać tekturowy mur chcą się przedostać na drugą stronę i wziąć udział w fieście.

Gdy przeżywam tzw. pandemię to nie mogę pozbyć się wrażenia, że po 25 latach ktoś zorganizował to samo przedstawienie tylko na nieco większą skalę. Na ekranach świat przerażenia i śmiertelnego zagrożenia, ale zagrożenia nie tutaj tylko gdzieś daleko, bo tutaj nie dzieje się nic, tylko że tam też się nic nie dzieje, a obraz leci z taśmy.

To wszystko pokazuje jak łatwo nakręcić ludzi i jak łatwo w logice konformistycznego stada wyłączają oni myślenie. Świat się zmienił. Nie ma w nim już miejsca na lokalność. Liczą się tylko wielkie globalne przekręty. Co najciekawsze im większe one są, tym realnie zdają się być łatwiejsze do przeprowadzenia. Miejsce stadnej odporności nie tylko na wirusy ale i manipulacje zastąpiła stadna logika nieuznająca krytycznego myślenia.

środa, 14 października 2020

Wilkołak

On z zawodu hydraulik - alkoholik, a raczej odwrotnie. Jak popije to bije. A że pije bez przerwy więc napieprza żonę i córkę czym popadnie. Ma też już wyrok w zawiasach za znęcanie się nad rodziną więc wezwanie Policji oznacza, że pójdzie siedzieć. Nic prostszego jak zadzwonić gdzie trzeba i niech zamkną łajdusa ale to nie takie proste, bo jak wytrzeźwieje to zapieprza jak cała chińska wioska na polu ryżowym i pieniądze do domu przynosi. Poza tym dom w którym wszyscy mieszkają nie do końca należy do nich. Trwa postępowanie spadkowe bo chałupa należało do jego matki. Zatem jak pójdzie siedzieć cała sprawa uregulowania własności przeciągnie się nie wiadomo jak długo. Żona nie chce go więc ani zamknąć ani ubezwłasnowolnić, a tak naprawdę to pewnie wie, że łobuz kocha najbardziej.

Jest jeden sposób. Trzeba przerwać ciąg. Zamknąć gada gdzieś na dobę bez wódki o chlebie i wodzie i wtedy dojdzie do siebie i na miesiąc będzie spokój. Ale na Izbę może dowieść tylko Policja więc wszystko się zapętla. Zaczyna się więc poszukiwanie ochotnika, który mu wpieprzy i zamknie na dobę w jakiejś piwnicy. I tu mógłby się zaczynać scenariusz jakiegoś filmu: facet w piwnicy przykuty do hydrofora z kolczatką na szyi na przemian przeklina i złorzeczy oraz błaga o łaskę i kieliszek chleba. Ktoś mógłby pomyśleć, że terroryści przetrzymują jakiegoś zakładnika albo, że facet niedługo zmieni się w wilkołaka, a to tylko koneser taniego alkoholu w trakcie ratującej mu życie terapii przerwania ciągu. Zasadniczy problem polega na tym, że nie ma ochotnika na wykonanie tej usługi. W końcu obie zrozpaczone kobiety albo uciekną z domu, albo śpiącego oprawcę uduszą poduszką. Mogą też się zapożyczyć i kupić skrzynkę wódki. Niech chla i zdechnie, ale na to są za miękkie. I tak przy istnieniu całej masy instytucji i przepisów tworzy się przestrzeń na dramat i ludzką bezradność.

poniedziałek, 12 października 2020

Jedyny pożytek

    Jeśli przy całej powszechnej inwigilacji, fejk niusach i społecznej atomizacji, szczególnie młodego pokolenia jest jakiś pożytek z cyfrowej rewolucji to chyba go właśnie sobie uświadomiłem. Kwestia jest może z pozoru banalna ale brzemienna w skutkach i wielopoziomowa. Mówiąc wprost, lud, gawiedź, plebs - jak kto woli - dzięki Internetowi może przekonać się, że polityczna czy artystyczna elita to zwykle barany, kretyni i krętacze i żeby nie wiem co, tego odkręcić się nie da. Dawnej za dobrym, świętym carem stali niedobrzy bojarzy i to za ich przyzwoleniem lud cierpiał niedolę. Nawet za komuny mit światłej władzy miał się dobrze. Bo oto taki Stalin albo Bierut. Kto wiedział, że jeden ma akcent i jest psychopatycznym kurduplem, a drugi to dureń bez szkoły, który nie potrafi się sensownie wysłowić. Nawet cudowny i achany i ochany na zachodzie Gorbaczow tak naprawdę gadał niczym kołchoźnik. Teraz wszystko wychodzi na jaw i aż dziw bierze, że za dużymi organizmami państwami stoją demokratyczne wybrani durnie. Ale ktoś decyzje podejmować musi i robi to z reguły ktoś ukryty w cieniu, a figuranci dają tylko mordę i odrobinę pseudoelokwencji. 
    Globalny kabaret z zarazą, która niby jest a jakoby by jej nie było stanowi element wojny hybrydowej i jest najlepszym dowodem fasadowości władzy i to w wielu krajach. Jeśli Prezydent USA publikuje posta o nieszkodliwości wirusa i jest on zdjęty dlatego, że narusza zasady jakiegoś gównianego serwisu, to o czym my tak właściwie mówimy? Fasadowości wspięła się na piedestały nawet przy dobrych intencjach amerykańskiej głowy Państwa. Dla jasności warto zwrócić uwagę na to, że WHO podaje, że śmiertelność w ramach tzw. „pandemii” wynosi 0,14% i żeby już nie robić żadnych lockdownów. O co więc tu chodzi? Ano Chiny wypuszczają wirusa i rozsiewają panikę po to, aby wywołać na zachodzie kryzys gospodarczy, a potem za grosze przejąć majątki upadłych firm. Płacić będą rzecz jasna amerykańskimi impulsami elektronicznymi zwanymi dolarami, które zgromadzili w nadmiarze. W całości miała dopomóc neomarksistowska rewolta o czarnej i tęczowej barwie. Do łupienia tego co jeszcze się da złupić ochoczo dołączyła się Czerwona Tarcza i jej macki bo każda okazja jest dobra aby zamienić bezwartościowe papierki na resztki suwerennych majątków. I tak oto z dwóch stron trwa grabież i likwidacja klasy średniej z wykorzystaniem na poły suwerennych aparatów państwowych. I wszystko skazuje na to, że o to w tym chodzi, bo jak nie wiadomo o co chodzi... Za pierwszym razem nie zadziałało, więc pozostała po ZSRR agentura robi wszystko, aby uruchomić drugi lock down. Pisząc te słowa siedzę w domu i czekam na test wirusowy po za pójście do pracy w sytuacji wielu objawów poszedłbym pewnie do więzienia. Gdyby nie panika pewnie po ciężkim weekendzie poszedłbym dziś do pracy i tylko opowiadał kolegom jakie to miałem straszne przeziębienie. Co trzeba robić? To samo co trzeba było od początku. Chronić najsłabszych i zrobić wszystko aby nie wszyscy zachorowali jednocześnie. Jak od początku mówili niemieccy eksperci zachorują bowiem prawie wszyscy, a większości nawet nie będzie tego świadoma. Ale fala głupoty i manipulacji wyciekająca z mediów powoduje, że ludzie już nie wiedzą komu i w co mają wierzyć.
    Inną kategorią ludzi, którą zwykle byli stawiani na piedestale są artyści. Oczywiście casus Sex Pistoles przekonuje, że gwiazdą może zostać każdy, a rockowa kapela wcale nie musi umieć grać, aby mieć grono fanów ale wtedy to był wyjątek potwierdzający regułę. Obejrzałem ostatnio film Lecha Majewskiego pt. "Czarny Mercedes" przy którym Kac w Warszawie czy jakoś tak, zdaje się być arcydziełem sztuki filmowej. Nakręcił go artysta z dorobkiem w ramach dorobienia do emerytury. I co? I nic. Ten film to combo godne „faszystowskich prostytutek lesbijek uprowadzonych przez UFO i poddanych odchudzaniu” z kultowego UHF Ala Yankovica.
    Uwaga spojler. Jest 1942 w Warszawie. Ginie żona znanego adwokata która nie jest jego żona tylko jego byłą studentką żydówką, która tenże ukrywa. Pani ta ma romans z biseksualnym przystojnym SSmanem, który na co dzień kocha się w adwokacie, którego gra zresztą Ojciec Mateusz. Gdy okazuje się, że kobieta jest w ciąży, gej kochanek w czarnym mundurze zabija ją, bo nie może ścierpieć, że stał się ojcem żydowskiego bękarta. Ale o tym dowiadujemy się na końcu. Wcześniej całą sprawę prowadzi polski policjant granatowy, który chce złapać sprawce. Na samym końcu przychodzi mu z pomocą doby Niemiec czyli Boguś Linda w roli dobrego niemieckiego policjanta z Kripo. Bo jak wszyscy wiedzą od pewnego czasu byli źli SSmani i dobrzy Kripowcy... No za coś takiego w czasie rządów Dobrej Zmiany kasę dołożył Instytut Sztuki Filmowej…. Jest oczywiście też wątek zakochanego w pani adwokatowej jej chłopaka z przed wojny, który szuka pomsty ale to detal.
    Jak nauczał świętej pamięci mistrz Kossecki jednym ze sposobów na sianie dywersji w państwie w czasie pokoju jest obsadzanie kretynów na eksponowanych stanowiskach. Wcześniej myślałem, że to powszechne zjawisko dotyczy tylko naszego kraju, a tymczasem ma ono charakter globalny i nie dotyczy tylko polityków.
    Pozostaje tylko pytanie gdzie na poziomie globalnym jest realny ośrodek władzy, jadro ciemności, centrum koordynacji? Kto i gdzie, w jakich lożach, pokojach i komnatach przygotowuje dla tych ludzi plan dnia, logikę przekazu i informacje, które wyświetlają się z fromptera? Internet sprawia tylko, że widać gdy zatnie się taśma całą miałkość i kretynizm prowadzonych za rękę polityków lub podstarzałych artystów, którzy chcą postawić na szali swój dorobek, po to tylko aby polizać tyle tej prawdziwej władzy w zamian za posadę dla córki lub luksusową emeryturę w jakimś kurorcie.
    Takie mamy czasy. Ciekawe na jak długo. Bo jeśli to ma być upragniony początek nowego świata, to mamy do czynienia z falstartem.

piątek, 9 października 2020

Zasada progresji

 Prawdziwa rewolucja potrzebuje także kontrrewolucji po to aby pozwolić jej łatwo zatryumfować aby potem równie łatwo dorowadzić do jej kompromitacji. Wtedy nie ma już odwrotu, nie ma oparcia, a triumfalny pochód ku lepszemu światu nie napotka na swej drodze już żadnych przeszkód. Ileż też już mieliśmy w swej historii buntów i prób odwrócenia nieuniknionego biegu historii, które w rezultacie okazywały się być dokładnie tym samym? Zawsze światła część dogadywała się pod stołem ze swymi przeciwnikami po to, aby odsunąć od władzy ekstremum. Na ekstremum są też i inne sposoby. A to Powstanie Listopadowe, a to Styczniowe, a to Warszawie. Wszystko kończyło się zwykle tym samym: wycięciem w pień lub zmuszeniem do emigracji warstwy przywódczej. W czasach pokojowych tą warstwę wystarczy upokorzyć albo kupić. Mechanika procesów społecznych jest nieubłagana. Jak skończy się ta najprawdopodobniej również pozorna próba kontrrewolucji? Według mnie ostatecznym tufem światlejszych i mądrzejszych, bankructwem państwa jako takiego i redukcją narodu do poziomu etnicznej masy tubylców. I znów trzeba będzie zaczynać od początku. A tym czasem będzie „spokój panował w Warszawie”. Bo nas nawet nie opłaca się okupować…

Dlaczego rewolucję, której realnym celem jest stworzenie świata pełnego niewolników pod zarządem niewielkiej „światłej” elity czeka tym razem być może trumf? Nie wcale wyłącznie dlatego, że po ich stornie są pieniądze, medialne duraczenie i rozbite ostatnie instytucje oporu. Wygrywają wyścig o świat pojęć i znaczeń i wartości wokół których może potencjalne organizować się opór, a korowirusowa panika dopełni tylko obrazu zniszczenia.

Na szczęście świat utopii w swym finale podlega tym samym procesom co proces sztucznej kontrrewolucji. W takim planie zawsze coś pójdzie nie tak, a bez względu na wszystko z ludzkiej duszy nie da się wymazać wpisanych w nią pojęć nawet jeśli są nienazwane. Wtedy być może nastąpi ostateczny kres utopii. I w tym tkwi chyba jedyna nasza nadzieja.

poniedziałek, 5 października 2020

O sztuce strategii nieoczywistej

W pewniej wsi mieszkał starzec. Ludzie przychodzili do niego i pytali jak żyć. Dla każdego miał poradę i dobre słowo. Przyszedł kiedyś do niego pewien Waldek zdun z zawodu i skarżył się, na brak zleceń. Obiecał, że już pić nie będzie i aby Dziadek – bo tak na niego wołano w całej okolicy, coś doradził. Ten wysłuchał gościa i powiedział, że wkrótce coś wymyśli. Chwilę potem przyszła stara wdowa także z prośbą o pomoc. Ktoś kradł jej drewno do palenia w kuchni. Codziennie ubywało po kilka porąbanych już wyschniętych kawałków, a ona nie potrafiła znaleźć winowajcy. 
 - Jak tak dalej pójdzie to na zimę pozostanę bez opału. – skarżyła się kobieta. 
Dziadek westchnął głęboko. Zastanowił się chwilę. Wziął spod pieca kilka polan i ręcznym wiertłem wykonał w nich głębokie otwory. Postukał, popukał i dał je staruszce zaznaczając wcześniej polana sadzą tak aby różniły się od pozostałych. Kazał ułożyć drewno na samym wierzchu ułożonej sterty w miejscu gdzie zwykle ginął opał i pod żadnym pozorem nie brać drewna z tego miejsca. Minął jeden, potem drugi dzień i nic. Nagle trzeciego dnia huk wystrzału rozdarł powietrze. 
 - Idź do Waldka i powiedz, że Hance wysadziło piec. Będzie miał robotę. – powiedział Dziadek do swojego wnuka, który asystował mu zwykle i pomagał w codziennych pracach. Dziadek w polanach umieścił naboje od dubeltówki i zaklinował dla niepoznaki. Potem wystarczyło tylko czekać na dalszy rozwój wypadków. Złodziej poniósł karę, zaś zdun zyskał zlecenie. A wszystko przez działanie wcale nie oczywiste. 
Prawdziwa strategia to sztuka czekania i podejmowania tylko takich działań, które realizują od razu kilka celów jednocześnie. Inaczej miotamy się między różnymi frontami w wyniku czego przegrywamy, bo dajemy związać się walką, gdy tymczasem walka to ostateczność.