sobota, 19 grudnia 2015

W drodze do naturalnej równowagi

    Widać gołym okiem, że system wewnętrznej okupacji, który niemal nieprzerwanie od prawie trzystu lat z większym lub mniejszym powodzeniem funkcjonuje w naszym kraju, ma w tej chwili poważny problem. Nasi tradycyjni „przyjaciele i partnerzy” czyli Rosja i Niemcy zajęci są właśnie poważniejszymi sprawami. Jedni walczą nie tylko z problemem fali wyznawców proroka zalewających ich kraj, ale także z ideologią politycznej poprawność krępującą wszelkie kroki związane ze zmianą opłakanej sytuacji w jakiej się znaleźli. Drudzy z kolei walczą o resztki swej geopolitycznej podmiotowości i ścigają się z trawiącym kraj kryzysem. Zbyt nagłe zbliżenie obu potęg wywołało konieczność zmiany polityki amerykańskiej, czego pośrednim skutkiem jest dojście do władzy w Polsce PiS. Mamy więc sytuację, w której przez jakiś czas nie jest możliwe „wprowadzenie porządku w Warszawie”. Słowa te wypowiedziane przez francuskiego dyplomatę po upadku Powstania Listopadowego stały się swojego rodzaju symbolem preferowanego przez niektóre potęgi naszego stanu podległości, w którym nasza pracowitość i skłonność do bogacenia mają być zawsze krępowane, a nasz potencjał niewykorzystany. Dlatego jeśli właściwie uda się wykorzystać ten krótki czas mamy olbrzymią szansę nie tylko na wybicie się na pełną niepodległość, ale także stania się integratorem innych krajów z naszego zakątka świata. Równowaga geopolityczna bowiem wymaga, aby w naszej części Europy istniała taka siła. Przez setki lat była nią Rzeczpospolita, a wcześniej Unia Polsko – Węgierska. Potem tę rolę przejęły Austro – Węgry. Próżnia jaka powstała po zimnej wojnie i realna pacyfikacja przez niemiecką politykę wszelkich zalążków federalizmu (wojna w Jugosławii i rozpad Czechosłowacji) w naszej części świata wymaga wypełnienia. I nie jest to kwestia woli jednej czy drugiej osoby lub partii lecz kwestia naturalnego porządku, optymalnego stanu ustabilizowania. 
    Ale nasi „przyjaciele i partnerzy” z lewa i prawa nie zamierzają się poddawać. Najtaniej i najefektywniej jest dokonać obalenia rodzącego się porządku poprzez działania propagandowo dywersyjne oraz przez jurgiel. Oto nagle na scenie politycznej pojawiają się dziwne nie wiadomo przez kogo finansowane efemerydy wspierane przez wszystkie media. Nowe twory lansowane są na jedynie słuszną opozycję, gdyż PO jest już zgraną kartą. Być może z częścią elektoratu łączy ich ta magiczna więź jaka łączy więźnia i strażnika oraz terrorystę i porwanego dla okupu? Być może nowy rodzaj syndromu helsińskiego opera się na silnej interpersonalnej więzi lichwiarzy i dłużników? Na razie mamy do czynienia z pokazaniem Nowoczesnej jako stabilnej opoki antypisowskiej, do której mogą zacumować wszelkiej maści rozbitkowie, gdy za jakiś rok przyjdzie czas naturalnego zmęczenia rządami PiSu wśród części wyborców, Petru a właściwie jego mocodawcy przejdą do kolejnego etapu. Będzie on pokazywany jako mąż opatrznościowy i jedyna logiczna alternatywa. Wtedy to co w tej chwili durne, spontaniczne i klecone naprędce czyli (Nowoczesna i KODy) przestanie być rozpaczliwe i żałosne. Zacznie się destabilizacja. Medialne zamieszanie nie ma oczywiście nic wspólnego z realnością. Pamiętajmy jednak, że rządy PiS i geopolityczna jagiellońsko - austro-węgierska równowaga potrzebna jest jako instrument amerykanom do innej rozgrywki. Oczywiście nasi przyjaciele z lewa i prawa mają tego pełną świadomość, dlatego nie posuną się do działań bezpośrednich, co znacząco utrudnia im zadanie, a nam tworzy bezprecedensową przestrzeń do działania wreszcie na rzecz własnej racji stanu.
    Wojna toczy się zawsze i tylko czasami przyjmuje formę energetyczną. Na razie, jeśli czegoś nie spaprzemy, jesteśmy na uprzywilejowanych pozycjach. Zobaczymy jak długo. Ale trzeba działać szybko i niezależnie od tego co głoszą jurgielnicy, wszelka gawiedź i zmanipulowani nieszczęśnicy.

środa, 16 grudnia 2015

Siła wiersza

Przez stolicę przeszły w weekend dwa pochody. Niewtajemniczony obserwator mógłby odnieść wrażenie, że nie wiele od siebie się różniły poza frekwencją. Mnie ze strzępków informacji uderzyło jednak co innego. Gdy marsz niedzielny śpiewał pieśni patriotyczne, ten sobotni usiłował śpiewać Imagine Lennona. 
Nie mam nic przeciwko puszczaniu płyt na dużych imprezach. Ciekawe tylko czy wszyscy uczestnicy tego marszu wiedzieli o czym jest ta piosenka. A jest ona wyrazem skrajnie naiwnego lewackiego indywidualizmu. Wyobraźmy sobie - mówi Lennon w tej piosence - świat bez religii, bez wojen, bez głodu, świat w którym wszyscy są równi i są braćmi. „Oczywiście można myśleć, że jestem marzycielem, ale nie jestem jedynym, mam nadzieję, że dołączysz do nas któregoś dnia....” i tak dalej... Ten hymn politycznej poprawności i totalnego kretynizmu, z czego po latach nabijał się sam autor tej piosenki zjednoczył wszystkich od Platfrmesów, lewaków, po zwolenników bankieta - króla sondaży. Jeśli ta wizja świata łączy ludzi otwartych zwolenników lepszego świata, to przypomina mi się od razu końcówka filmu "Pola śmierci", gdzie użyto Imagine jako podkładu pod napisy końcowe (Toyah - to od Ciebie). Bo nic tak jak naiwna chęć naprawy świata nie prowadzi bardziej do totalnej zagłady i zbrodni. A teraz wizja Lennona powraca i o dziwo odpowiada tak samo trockistom jak i bankietom. W końcu może ludzie zrozumieją skąd Trocki brał kasę na rewolucję. Bankierzy bowiem jak nikt innym mają zbliżone cele do bolszewików i chcą nowego człowieka: skrajnie podatnej na manipulację świni z którą można zrobić co się podoba, po warunkiem, że jakiś medialny guru albo komitet centralny powie stadu co dziś jest "trendi", a co nie. Dalej więc młodzi gwardziści. Bierzcie po cztery setki o lichwiarza za udział w pochodzie i pokazujcie ilu was jest. Wszak pieniądz nie śmierdzi, a życie to jest teatr. A jak.
Nigdy przez ostatnie kilkadziesiąt lat nie było widać tak wyraźnie granicy między dwoma partiami, które od setek lat istnieją wyłącznie na naszej politycznej scenie. Bo partie są tylko dwie: tych co chcą wolnej Polski i ich przeciwników.

Jedyne co może być równoważnikiem dla Imagine, to wiesz Zbigniewa Herberta „Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi”, który warto przypomnieć i przypominać po stokroć. Bo to poeci zaczynają rewolucję bądź anyrewolucję i to oni decydują jaka ona ma być.

"Moje ruchome imperium między Atenami i Megarą 
władałem puszczą wąwozem przepaścią sam 
bez rady starców głupich insygniów z prostą maczugą w dłoni 
odziany tylko w cień wilka i grozę budzący dźwięk słowa Damastes 

brak mi było poddanych to znaczy miałem ich na krótko 
nie dożywali świtu jest jednak oszczerstwem nazwanie mnie zbójcą 
jak głoszą fałszerze historii 

w istocie byłem uczonym reformatorem społecznym 
moją prawdziwą pasją była antropometria 

wymyśliłem łoże na miarę doskonałego człowieka 
przyrównywałem złapanych podróżnych do owego łoża 
trudno było uniknąć - przyznaję - rozciągania członków obcinania kończyn 

pacjenci umierali ale im więcej ginęło 
tym bardziej byłem pewny że badania moje są słuszne 
cel był wzniosły postęp wymaga ofiar 

pragnąłem znieść różnicę między tym co wysokie a niskie 
ludzkości obrzydliwie różnorodnej pragnąłem dać jeden kształt 
nie ustawałem w wysiłkach aby zrównać ludzi 

pozbawił mnie życia Tezeusz morderca niewinnego Minotaura 
ten który zgłębiał labirynt z babskim kłębkiem włóczki 
pełen forteli oszust bez zasad i wizji przyszłości 

mam niepłonną nadzieję że inni podejmą mój trud 
i dzieło tak szczytnie zaczęte doprowadzą do końca"

czwartek, 10 grudnia 2015

Demokracja

Właśnie zdałem sobie sprawę, że zadyma wokół Trybunału Konstytucyjnego ma określmy cel, a właściwie dwa cele. Węzeł gordyjski jest już taki, że nie da się go łatwo rozwikłać. W głowach co poniektórych komentatorów pojawia się pomysł, który za chwilę stanie się oczywisty dla niemal wszystkich. Należy zmienić konstytucję i rozwiązać Trybunał, a jego kompetencje przekazać Sądowi Najwyższemu. W podobnym tonie wypowiedział się nawet as lewicy Leszek Miller. Stało się bowiem tak jak przewidziałem kilka tygodni temu.
Ale to tylko jedna z hipotez dlaczego o TK tak głośno. Oto bowiem zamieszanie z TK splątało się niemal idealnie z przytłumionym u nas nieco na skutek promocji "walki o wolność i demokrację", problemem tzw. uchodźców. Tamten wątek na zachodzie jest cały czas na topie, odmieniany przez wszystkie przypadki. A wszystko to w sytuacji, gdy do finału dochodzi proces negocjacji porozumienia TTIP, które w konsekwencji zrówna z ziemią niemal całą europejską gospodarkę, a szczególnie małe i średnie przedsiębiorstwa. Nie chodzi wcale o to, że tematy TK i tzw. uchodźców nie są ważne. Są, tylko kwestia polega na rozłożeniu akcentów. Gdy w mediach trąbi się bezustannie o dwóch pierwszych kwestiach, trzecia jest totalnie niemal pomijana. 
Demokracja to bardzo wymagający system. Wymaga przede wszystkim od obywateli bacznego patrzenia na ręce władzy i zdobywania informacji poza oficjalnymi kanałami, bo te oznaczają tylko i wyłącznie manipulację.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Tak mi się zrymowało...

Tak mi się zrymowało po tym jak usłyszałem o tym, że niejaki Swetru chce wyprowadzić ludzi na ulicę i zorganizować w Polsce kolejny Majdan:

Chytry plan
Tego co mówi bankier nie słuchajcie wcale,
po wyjściu na ulice zajmie wam lokalne.

wtorek, 1 grudnia 2015

Szklana kula

Kończy się po woli stary 2015 rok. Spróbujmy zastanowić się jaka przyszłość czeka nas w latach kolejnych lub dekadach. Nie trzeba wbrew tytułowi uprawiać specjalnej chiromancji. Wszelkie niezbędne narzędzia dla odkrycia przyszłości mamy już w tej chwili.  
Oto bowiem islamskie hordy zalewające Europę zostały do niej niemalże zaproszone przez rządzące elity, a opętane polityczną poprawnością europejskie społeczeństwa nie są w stanie bronić się przed ową powodzią. Mamy do czynienia bezdyskusyjnie z działaniem celowym bo aż trudno uwierzyć, że służby specjalnie tylu państw nie były w stanie wyłapać i zapobiec takiemu a nie innemu rozwojowi wypadków. Co więc się stanie? Ano sytuacja będzie coraz bardziej nieznośna i doprowadzi do krwawych wystąpień. Europę jeśli już nie w 2016 roku, to nieco później opęta krwawa wojna religia oparta na znaczącym pogorszeniu poziomu życia. Będzie się ona działa bezwiednie, z pozoru niezależnie od woli rządzących. Przez pewien czas pozwoli się nawet dojść do władzy "elementom prawicowym", aby je ostatecznie skompromitować, gdy przestaną być już potrzebne. Ale nie nastąpi to od razu. Ostra polityka władz wzmocni islamistów, ale w końcu dojdzie do sytuacji gdy rządy dojdą do wniosku, że należy rozpętać realną walkę z terroryzmem i wrogim "europejskim wartościom" wyznawcom "religii pokoju". Wszystkie siły zostaną rzucone do walki z terroryzmem ku aprobacie gawiedzi. Ludzie zostaną poddani masowej inwigilacji, pozwolą sobie wszczepić czipy pamięci. Zostanie też wycofana gotówka aby zapobiec zewnętrznemu finansowaniu wywrotowych sił. Wszystko to przebiegnie bardzo szybko. Jednak wrogie siły będą wciąż podkładać ładunki i walczyć z "europejskimi wartościami". Wtedy dokona się kolejna wolta rządzących. Dojdą oni do wniosku, że zarzewiem konfliktu jest wszelka religia i z równym zaangażowaniem zaczną zwalczać islamskie jak i chrześcijańskie ekstremum. Gdy walka znów rozgorzeje na dobre pojawi się "mąż stanu", który stwierdzi, że należy stworzyć nową religię łączącą elementy islamu i chrześcijaństwa, aby ostatecznie wyeliminować konflikt. Będzie to prawdziwa religia pokoju, na którą dobrowolnie lub przemocą nawrócone zostaną pozostałe jeszcze przy życiu ludność Europy. Ów spryciarz ogłosi się nowym mesjaszem i na jakiś czas zapanuje pokój pod rządami owej gnozy. Na nową religię przejdą także ateiści, gdyż będzie się tam znajdował "spory pakiet" twierdzeń ekologicznych i naukowych a także przestrzeń dla wątpiących. Nowa wiara zatriumfuje i stanie się motorem dalszych przemian, których celem będzie masowa redukcja ludności, bowiem człowiek będzie sprawcą wszelkich nieszczęść bóstw ziemi. Nową religią będzie zarządzać wąska grupa oświeconych mających wyłączną wiedzę i dostęp do prawdy. Nadejdzie czas nieznanego dotąd w historii totalitaryzmu.
Czas akcji - najbliższe 50 lat. Ale na tym nie koniec, bowiem prawda zwycięży...

poniedziałek, 30 listopada 2015

Suwerenność w ostatniej chwili

Ściema III RP polega na wmówieniu całej masie ludzi, że wszystko jest w porządku i że jesteśmy na jedynie słusznej drodze do świetlanej przyszłości. Już sama tego typu narracja powinna wywołać u wnikliwego obserwatora pewne wątpliwości. Bo jak powiedział kiedyś Stanisław Lem, nigdy nie jest tak, że dane społeczeństwo osiąga poziom rozwoju w którym nie ma już problemów. Problemy są zawsze tylko innego rodzaju. Dość przypomnieć, że pojawienie się samochodów ekolodzy końca XIX wieku przyjęli jak wybawienie. Problemem były bowiem złogi końskiego nawozu na ulicach wielkich miast. Rozwój motoryzacji stworzył nowe problemy. Tak więc już wizja europejskiej nirwany, w której rozpłynie się Polska była jedynie słuszną narracją, w którą wierzyli wszyscy, a ci którzy nie wierzyli chociażby dlatego, że uznawali taką wizję za utopijną i bezsensowną siedzieli cicho lub z dala od medialnych tub głównego nurtu. Gdy od czasu do czasu ktoś powiedział coś krytycznego w usłużnych mediach to tylko dlatego, że salon potrzebował takiego głosu, aby móc stwierdzić: proszę państwa, tak wygląda oszołom. Gdy jednak absurdalność i głupota rządzących wspólnotą zaczęła się stawać oczywista, ludzie poczuli się po prostu nabrani. I w tym upatruję jedną z głównych przyczyn klęski PO i zgromadzonego wokół niej ideologiczno - intelektualnego zaplecza. Oni także łgali, wierzyli w swą propagandę, a rzeczywistość skrzeczała. Uchodźcy, złodziejstwo, kunktatorstwo, zadłużenie, brak reform i dialogu z obywatelami czy realny brak obiecywanego i odmienianego przez wszystkie przypadki rozwoju, to tylko przejawy tego samego zjawiska. Dlaczego tak naprawdę w Niemczech w 1918 roku wybuchła rewolucja, która doprowadziła do abdykacji cesarza? Z bardzo prostego względu. Niemcy przez całą I Wojnę Światową byli przekonywani o rychłym jej zwycięstwie. I nagle w przeciągu kilku dni okazało się, że wojna jest przegrana a oni nie dość, że zostali upokorzeni zostali także bankrutami.
Czy zatem wielkie nagłe klęski rządzących obozów mają swoje źródło w demaskacji ich totalnej ściemy i w tym, że okłamywani dowiadują się jak jest naprawdę? Tak. Przecież nic innego jak słynne słowa byłego szefa węgierskiego rządu: „Przez ostatnie półtora roku kłamaliśmy rano, wieczorem i w nocy”, które usłyszeli jego rodacy doprowadziło do upadku lewicowego rządu. To dzięki słowom pyskatego poprzednika premier Orban rozpoczął nie tylko odnowę Węgier ale i Europy. PiS uzyskał władzę nie tylko dzięki programowi i krytyce opętanego aferami obozu PO, ale dzięki konsekwencji w głoszeniu swej wizji stając się jedyną wiarygodną siłą dla wielu. 
Być może zatem nadchodzi czas, aby pójść nieco za ciosem i powiedzieć coś o czym zdaje się wiedzieć część naszych elit? Nadszedł czas aby powiedzieć to jasno i wyraźnie. Nasze przystąpienie do Unii Europejskiej było katastrofą. Nie tylko w kategoriach ekonomicznych ale i cywilizacyjnych. Po krótkim okresie dobrobytu wywołanego konsumpcją tzw. unijnych środków, które miast rozwoju pozostawiają po sobie skolonizowaną gospodarczo i olbrzymi dług publiczny przychodzi czas katastrofy na wszelkich polach. UE będąca mieszaniną niemieckiej polityki i realnego socjalizmu zaczyna w tej chwili popełniać samobójstwo. 
Dziesięć lat temu nikt nie dyskutował. Wszystko było jasne. UE to zachód bogactwo, dobrobyt, a nie wejście do unijnych struktur to głód i Białoruś. Byliśmy jak idący przez pustynię spragniony człowiek, który dociera do morza. Rzuca się na fale, ochładza ciało i chłepce bez opamiętania morską wodę. Tak jak powiedział na szczęście były nasz premier, a obecnie uchodźca Donald Tusk liczy się "tu i teraz". Nie ważne, że na drugi dzień lub już za kilka godzin zacznie konać w bólach. Ważne, że w tym momencie poczuł ulgę... 
Choć nie wszystko w obecnym rządzie wywołuje mój entuzjazm, to chcę powiedzieć jedno: należy docenić wszelkie wysiłki prezydenta i rządu aby przywrócić naszą podmiotowość, wykorzystać geopolityczne położenie i prowadzić autentyczną, zgodną z naszą racją stanu politykę rozwoju nie tylko ekonomicznego. Wizyta Prezydenta w Chinach była tego najlepszym przekładem. Wystąpiliśmy jako drużyna krajów Europy Środkowej we własnym interesie, a nie interesie Niemiec. To doniosły fakt. Być może uda nam się odtworzyć politykę jagiellońską, która wraz z upadkiem cesarstwa austro-węgierskiego przestała mieć w naszej przestrzeni godnego reprezentanta? Można powiedzieć, że wreszcie. Ale czy spustoszenie kraju i uczynienie z większości obywateli niewolników oraz islamska inwazja na ideologicznie i duchowo bezbronną Europę musiały nastąpić, aby ludzie otworzyli oczy?

niedziela, 29 listopada 2015

Twory wirtualne czyli straszenie PiSem 2.0

Pamiętam kiedyś jak oglądając TV trafiłem na jakiś durny serial. Akcja działa się w jakiejś knajpie. Dwoje wpatrzonych w siebie ludzi mówiło sobie czułe słówka. Ale nie to mnie interesowało postanowiłem przez chwilę patrzeć na drugi plan całego widowiska. Przy stoliku obok jakaś pani w garsonce rozmawiała przez komórkę strasznie przy tym gestykulując. Po chwili siedziała już jednak obok innej pani trzy stoliki dalej. Wcześniej obie panie się przywitały pocałunkami w policzki. Wreszcie gdy się rozstały po paru minutach owa pani pojawiła się w kadrze tym razem bez garsonki ale z tacą wcielając się w rolę kelnerki. Co robiła? Ano sztuczny tłok. Grała tłum podobny do tego w filmie Truman Show, gdy główny bohater zdaje sobie sprawę, że samochody i ludzie przemieszczają się obok jego domu w określanej kolejności.
Pewnie nie napisałbym tego posta, gdyby nie pewne zdjęcie, a właściwie zbiór fotografii przedstawiających grupę młodych ludzi w różnych sytuacjach, które pojawiły się w sieci kilka dni temu. A to raz są zamknięci w klatkach i protestują przeciw ograniczeniu obywatelskich swobód wiadomo przez kogo, a to następnym razem zakładają Komitet Obrony Demokracji, by wreszcie znaleźć się w towarzystwie na szczęście byłego już prezydenta i jego małżonki. Nie można mieć nic przeciwko aktywności obywatelskiej szczególnie ludzi młodych, ale mamy tu raczej do czynienia z grupą zawodowych politycznych statystów do wynajęcia. No bo przecież tylko ostatni frajer chodziłby na jakieś debilne manifestacje organizowane przez „grube ryby” z wypchanymi portfelami za darmo. Dyskretnie i profesjonalnie. Nie powinno to dziwić. A jednak dziwi. Dlaczego? Ano dlatego, że w przypadku debilnego tasiemcowego serialu o niskim budżecie doskonale zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy nabierani, a w polityce jesteśmy nabierani tak samo, ale nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. 
Do tego, że demokratyczna polityka niezależnie od tego, czy to demokracja ludowa czy nie jest w dużej mierze ściemą na użytek patrzącej w telewizory lub internet gawiedzi powinniśmy się już dawno przyzwyczaić. Chociażby takie słynne przedstawienie telewizyjne zwane Okrągłym Stołem do dziś wydaje się wielu tworem realnym. Ale nie ma się co dziwić. Każdy nowy etap potrzebuje założycielskiej ściemy.
Prawnicy z Katowic niczym marynarze z pancernika Aurora odpalili salwę przeciw „bezprawiu” PiSu. Zagrzmiała ona dając sygnał do powszechnej lemingowej rewolucji. Nie byłoby w tym nic nadzywczajnego, gdyby nie fakt, że owi „naukowcy” to w z nacz niej mierze dawny PZPRowiski beton i były parlamentarzysta PO. O ile nie było to przedstawienie na zamówienie, to na pewno w obronie własnych kastowych przywilejów. Wyczuli widocznie dawni towarzysze, że uporządkowanie trzeciej izby parlamentu czyli upolitycznionego do szpiku kości Trybunału Konstytucyjnego stanowi zapowiedz porządków w palestrze i sądownictwie. Słusznie wyczuli. Ale z lokalnego buntu uniwersyteckich kauzyperdów pewna gazeta postanowiła uczynić zwiastun rewolucji, to ewidentne przegięcie. Wszak skończenie z prawniczą patologią i reforma niezmiennych od dziesięcioleci oddanych familijnym klikom całym połaci naszego państwa jest właśnie tym co w ustach wszelkich pięknoduchów o stalinowskich rodowodach urosło do miana frazesu. Jest niczym innym jak budową społeczeństwa otwartego. 
Można by było długo wyliczać kolejne nagonki, półprawdy i „spontaniczne” komitety w rodzaju KOD. Nie o to jednak chodzi. Z całego dymanego medialnego skowytu wyłania się przede wszystkim obraź klęski jak odniosła Platforma. Brak planu, chaotyczność, brak przywództwa wskazują, że PiS nie będzie miał przez najbliższe lata żadnej rzeczowej opozycji. PO i usłużne jej wciąż media zachowują się jak zamknięty w klatce mały zdziczały kotek. Siedzi przerażone w kącie i pokazuje pazurki. Obawia się najgorszego, gdy tymczasem ma zostać umyty, odpchlony i odrobaczony. Nie ma się co dziwić w umysłach przyzwyczajonych do uprzywilejowanej pozycji biznesowej, artystycznej lub społecznej ludzi odstawienie od koryta i potencjalne jego następstwa to prawdziwa klęska, ale aby od razu mówić o upadku demokracji i porównywać PiS do NSDAP? Komuś chyba puszczają nerwy. Ktoś zbyt mocno wierzył we własną propagandę. 
Niestety ta samobójcza dla łżeelit retoryka niedługo wygaśnie. Ludzie przestali łykać te kity i trzeba wymyślić coś nowego. Straszenie PiSem w wersji 2.0 czyli po tym jak już przejęło władzę zostało odebrane jako panika i było zdecydowanie przedwczesne. PO traci nawet pozycję racjonalnej opozycji i zaczyna topnieć jak kra na wiosnę w sondażach społecznego poparcia. Oczywiście można się było tego spodziewać. Sam znam kilku aktywnych działaczy i sympatyków tego ugrupowania, którzy w duchu czują się już PiSowcami i za wszelką cenę chcą o tym przekonać cały świat. 
Ale mam nadzieję, że PiS też się uczy. Jak długo będzie partią zapóźnionych o całe dekady reform i polskiej racji stanu, a nie stołków i układów może liczyć na poparcie nawet bolesnych decyzji. Mam także nadzieję, że skończył się wreszcie czas wirtualnych tworów. Potrzebni nam są polityce z krwi i kości, mężowe stanu odrzucający patrzenie na słupku poparcia jako jedyny wskaźnik jakości ich rządów.

Fraszka

Zaraz po kawie dziś o poranku,
dopadła mnie fraszka w domu na ganku.


Test lojalności
PiS jest dziki, PiS jest zły,
PiS ma bardzo ostre kły.
Kto nie straszy dziś PiSami,
ten jest przeciw, a nie z nami.

czwartek, 26 listopada 2015

Test na wyobraźnię

Wyobraźmy sobie, że jeden z sąsiadów w starej kamienicy tuż przed przeprowadzką ostentacyjnie i w biały dzień załatwił swe fizjologiczne potrzeby na klatce schodowej. Smród był straszliwy, a jednocześnie kopa utrudniała poruszanie się między piętrami. Właściciel kopy ani myślał posprzątać, gdyż właśnie wyniósł ostatnie graty i przeniósł się do innej dzielnicy. W końcu inny mieszkaniec kamienicy postanowił sprzątnąć przykrą pozostałość. Zaopatrzony w papierowy ręcznik i środki do czyszczenia udał się na klatkę schodową. Jakież było jego zdziwienie, gdy natrafił na połączone demonstracje ekologów, którzy protestowali przeciwko nadmiernej ilości zużytego przez niego papieru i artystów, którzy protestowali przeciw blokowaniu wolności artystycznej wypowiedzi. Według jednych to przez sprzątającego są wycinane lasy i niszczone środowisko, a według tych drugich owa kupa była dziełem sztuki pozostawionym dla potomnych. Trzeba zatem według nich być bucem i chamem aby niszczyć potencjalne kulturalne dziedzictwo.
Niestety, do większości mieszkańców kamienicy dotarł jedynie lament demonstrantów i skandowane przez nich hasła.

niedziela, 22 listopada 2015

Paryż 11/13

Warto poświęcić pół godziny chociażby po to, aby zrozumieć co się naprawdę stało i dlaczego. Media głównego ścieku mają to do siebie, że "szatkują" informacje w taki sposób, aby zaciemnić a nie wyjaśnić. 

piątek, 20 listopada 2015

środa, 18 listopada 2015

Czas klapek na oczy

I.
Europę zalewa fala uchodźców, którą wywołała interwencja militarna Zachodu w Północnej Afrycie i tak zwana Arabska Wiosna Ludów. Polegała ona na niczym innym jak tylko na wymianie jednych dyktatorów na drugich i stworzenia fasady demokracji w społeczeństwach, które z założenia nie mogą być demokratyczne, gdyż pozostają pod ścisłą kontrolą Islamu. Ten z kolei nie jest tylko systemem religijnym ale także politycznym żadnej demokracji nie uznającym, więc dolewając oliwy do ognia można była spodziewać się jakie ten zabieg przyniesie skutki. Jatka, spadające bomby i stworzenie próżni, którą wypełniło tzw. państwo islamskie można było przewidzieć. Nie dziwi więc, że ludzie, którym inni ludzie umożliwili przekraczanie europejskich granic skorzystali z tej możliwości. Nie dziwi także to, że wśród nich są także bandziory spod ciemnej gwiazdy i terroryści, których celem jest destabilizacja Zachodu i cywilizacyjny podbój nowych terenów. Zamach w Paryżu wywołały i wywołają nadal falę niezadowolenia. Nie mam na to rzecz jasna dowodów, ale odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z szerokim procesem wywoływania konfliktów w naszej części świata, którego celem jest wywołanie wojny lub skuteczny jej podbój. Odnoszę wrażenie, że ktoś bardzo miesza w kotle z gotującą się strawą i celowo dokłada żagwie do ognia. Niewątpliwie cały proces rozpoczęły Stany Zjednoczone i ich sojusznicy, ale czy na pewno oni go kończą. Być może ktoś jak w judo pociągnął za wymierzającą cios rękę przeciwnika, aby ten dzięki własnej sile roztrzaskał się o ścianę. Co może zrobić taki agresor? Gdy zda sobie sprawę, że jego siła jest wykorzystana przeciw niemu już nic nie może zrobić może tylko biernie patrzeć, a wszystko co zrobi będzie albo nie znaczące albo pogorszy tylko sprawę. Kto jest w tej rozgrywce mistrzem judo? Odnoszę wrażenie, że Chiny, które z uporem ale i spokojem dążą dalekosiężnie do politycznego i gospodarczego podporządkowania sobie „tego półwyspu na zachodzie” – jak niekiedy ponoć określają Europę.
A Rosja? Jest tu tylko wasalem i sprzedajnym najemnikiem, który za miskę ryżu i luksus pozostawienia jej w spokoju zdecyduje się poprzeć tego, który da więcej. Nasz poparty historią negatywny stosunek do tego kraju i czynienie z niego powodu wszystkich naszych nieszczęść pokazuje tylko na jak bardzo marginalną rolę odgrywamy w geopolitycznej rozgrywce i jak bardzo sami zawężamy swój horyzont myślenia redukując się do pozycji w której jesteśmy.
Wszystko to kwestia świadomości i sposobu myślenia. Kwestia uchodźców jest dla nas marginalna o ile pozostaniemy krajem chrześcijańskim świadomym swej narodowej tożsamości. Żaden „uchodźca” nie osiedli się w Polsce ze względu na brak socjalu i konieczność pracy na własne utrzymanie. O ile naszym rządom uda się zachować suwerenność w kwestach cywilizacyjnych i ekonomicznych…


II.
Dziś media podały, że Brytyjczycy zdecydowali wpisać leki homeopatyczne na czarną listę. Oznacza to, że nie można ich przepisywać i oficjalnie nimi leczyć. Rzeczywiście prawdą jest, że homeopatia pozostaje dziedziną z pogranicza szarlatanerii i jest nie zbadana naukowo a jej skuteczność jest przez wielu uznawana za efekt placebo. Niemniej jednak taka a nie inna decyzja jest na rękę koncernów farmaceutycznych. A być może celowo od wielu dekad powstrzymywano procesy badań klinicznych skuteczności alternatywnych metod i substancji w imię jedynie słusznych korporacyjnych rozwiązań?
Bliźniaczo podobna sytuacja ma miejsca w kwestii odsądzanej od czci i wiary energetyki jądrowej, która jest ponoć jedyną czystą, ekologiczną, wydajną i ekonomiczne uzasadnioną formą odnawialnej energii jaką znamy. Tu też podobno lobby węglowodorowe od wielu dekad hamuje proces rozwoju nauki w dziedzinach cywilnego wykorzystania energii jądrowej. Co więcej, wyśrubowane do granic absurdu normy ochrony środowiska wytresowały społeczeństwo niczym psy Pawłowa. Propaganda miesza się z ideologią pozostawiając nie wiele miejsca zdrowemu rozsądkowi i rzeczowej naukowej debacie.


Wbrew pozorom zamieszanie w kwestii energii ma zbliżone konsekwencje do islamskich hord zasiedlających Europę. Doprowadzi do zaniku naszej cywilizacji, bo każda cywilizacja uzależniona jest od energii. Wtedy lewackie hordy osiągną swój cel.

III.
Prezydent Andrzej Duda ułaskawił ministra Kamińskiego z nieprawomocnego wyroku. Zaraz podniósł się lament różnych gazet i portali. Nikt nie wspomniał, że Wałęsa ułaskawił Słowika, Kwaśniewski - kasjera lewicy i mordercę Vogla, a Komorowski - 5 zabójców. Prezydent Duda ułaskawił człowieka walczącego z korupcją z wyroku wydanego na polityczne zamówienie. Ale czy w medialnym skowycie ta wiedza dotrze do przeciętnego Kowalskiego?


Warto wiedzieć gdzie się kończy, a gdzie zaczyna propaganda i indoktrynacja aby móc odkrywać realne czyjeś cele. Ale cóż z tą wiedzą począć? Jak powiedział Nicolás Gómez Dávila: "[...] dziś przystoi tylko bezsilna jasność umysłu." To wartość sama w sobie.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Banki i inflacja

Drogie dzieci, z cyklu "świat dla opornych", pan Staś wytłumaczy wam dzisiaj jak działają banki
i czym jest inflacja. ;-)
A na poważnie, ostatnio przekonałem się jak bardzo potrzebna i ważna jest praca u podstaw. Dlatego umieszczam ten materiał, choć zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób tu zaglądających to co mówi Pan Stanisław nie jest żadną nowiną.

niedziela, 15 listopada 2015

Oko cyklonu

Nie chcę dziś pisać o zamachach w Paryżu, jego przyczynach i skutkach. Wyręczają mnie z tego wszystkie media i profesjonalni dziennikarze. Głos w sprawie tego nieszczęścia do którego doprowadziła krótkowzroczność i lekkomyślność (czy raczej bezmyślność) europejskich polityków zabrali już wszyscy. Mało kto jednak w medialnej paplaninie podkreślał, że zanim stało co się stało, ktoś zdestabilizował sytuację, na bliskim wschodzie, a jeszcze wcześniej przetrącił cywilizacyjny i religijny kręgosłup zachodowi czyniąc go podatnym na lewackie utopijne banialuki o równości i braterstwie. Nam po latach realnego socjalizmu i krwawej bolszewickiej okupacji ciężko jest łykać jak przysłowiowy pelikan lewicowe kity. W dodatku nasze jeszcze wcześniejsze historyczne doświadczenia sprawiły, że polskość utożsamiana jest z Kościołem, a ten mimo swoich wad i kryzysów przez całe dekady a nawet wieki był jedyną instytucjonalną ostoją dla polskości. Dlatego z nami nie pójdzie tak łatwo. Być może nawet (o ironio!) ziści się za chwilę propagandowa mara Donalda Tuska z wyborczej kampanii sprzed ośmiu lat, w której przekonywał, że Polacy będą tłumnie powracać z emigracji do Ojczyzny. Tylko, że wcale nie z powodu dobrych warunków życia ale w obawie o nie właśnie. 
Tego jakoś w mediach głównego ścieku nie było, a szkoda. Było za to coś innego: oko cyklonu. Zawiasko, które jest dla mnie koronnym dowodem na powszechną medialną manipulację. Gdy dzieje się jakaś nagła i nieoczekiwana tragedia wszystkie serwisy koncentrują się na relacjonowaniu faktów i jak ognia unikają interpretacji. Pierwsze komentarze są naiwne, a komentatorzy wytrąceni z równowagi plotą bzdury. Czasami nawet w odruchu jakiejś szczerości ktoś bąknie, coś o wojnie cywilizacji, albo że bandziory strzelały do swych ofiar z imieniem proroka na ustach. Niekiedy któryś z gości szepnie coś, że przyjmowanie tzw. „uchodźców” było błędem, lecz zaraz poprawiony łagodzi opinię. Telewizja pokazuje co pięć minut jakiegoś czarnoskórego jegomościa w jednym bucie, któremu podobno tandetny telefon uratował życie przyjmując na siebie impet pędzącego odłamka. W każdym razie panuje spokój i wyważenie. Ten krótki okres spokoju w szalejącej dookoła burzy zadziwia. Po kilku godzinach przychodzi czas, w którym redaktorzy otrzymują już jasną narrację, wytyczne od swych pryncypałów i zaczyna się propagandowa interpretacja pokazywanych obrazków. I wtedy już się okazuje, że nie można pozwolić sobie na islamofobię, że to kryminaliści i uchodźcy nie mają z tym nic wspólnego, zaraz pojawiają się oświadczenia islamskich duchownych, którzy łączą się w bólu i spontaniczne reakcje arabów, którzy na społecznościowych portalach zapewniają, że to nie ich wina i że „oni są cacy, a tylko tamci są be”. O tym, że nie ma umiarkowanego islamu, chyba nie trzeba nikogo uświadamiać. Ale nie to jest istotne. Ważny jest proces kucia narracji, szybkiego ustalania reżyserii przekazu. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Jakaś domniemana centrala przekazuje wytyczne, a redaktorzy wysyłają reporterów i kują materiały. To musi trwać ale potem zaczyna się tresura i propaganda. Ciekawe, że przekaz jest jednolity niezależnie od mediów głównego ścieku. Musi więc istnieć koordynacja, jakiś lewacki dziennikarski Komintern. Niestety musi wydarzyć się tragedia, aby zobaczyć jak rozwiewa się oko cyklonu. Oczywiście tylko hipoteza, ale jeśli jest trafna to tylko w takich momentach widać skalę manipulacji. 
Co się stanie? Ugodowi politycy będą chcieli spokoju. Za chwilę powstanie polityczne ramię arabskie we Francji, które przy pomocy szantażu będzie domagać się od lewactwa kolejnych ustępstw. Niestety nie ma w tej chwili we Francji kogoś na miarę Jana III Sobieskiego. Gdyby był, natychmiast przejąłby kontrolę nad mediami, które usypiają ten kraj i robią ludziom w głowy, do tego stopnia, że zatracili oni już samozachowawcze instynkty. 

sobota, 14 listopada 2015

piątek, 13 listopada 2015

Wskaźnik władzy

    Najciekawszy w polityce demokratyczniej jest moment w którym jedna władza się zwija a druga przychodzi. Nie wiadomo kto wtedy rządzi. Podobno gdy prezydent USA złoży przysięgę, to facet mający walizkę z guzikami uruchamiającymi głowice nuklearne przechodzi zza pleców starego prezydenta i ustawia się za nowym szefem. W starym genialnym teatrze telewizji pt. „Selekcja” na podstawie opowiadania Waldemara Łysiaka realnym atrybutem władzy starego mafioza był posiadany na wyłączność oddział zawodowych morderców.
    Polska jak wiadomo broni nuklearnej nie ma i mieć nie będzie. Nawet zawodowi mordercy musieli zawęzić swoją profesję i stać się zawodowymi samobójcami. Kiedy następuje w Polsce przejęcie realnej władzy? Co może być jej symbolem? Nie jest to proste. Wydaje mi się, że przekazanie realniej władzy następuje u nas w chwili, gdy zaczynają formować się nowe koterie. Gdy hordy, wójtów, artystów, naukowców i wszelkiej maści ludzi podpiętych w taki lub inny sposób pod budżet zaczynają uwieszać się u nowej klamki, szukać wsparcia i pieniędzy. Mój przyjaciel powiedział kiedyś, że jedną z przyczyn upadku PRL było to, że stara PZPRowska władza nie miała już co dzielić i dawać. Podpięte więc pod nią łże-elity nie miały żadnego interesu w popieraniu coraz bardziej cuchnącego truchłem układu. Wbrew pozorom niewiele się w tej kwestii zmieniło, gdyż nadal w naszym kraju funkcjonuje redystrybucyjny system podziału narodowego dochodu w ramach, którego to państwo decyduje na co należy wydać pieniądze swych obywateli. Gdy zabraknie na jedynie słuszne cele – państwo socjalistyczne zaciąga kredyt. Pańska klamka jest zatem najlepszym sposobem egzystencji dla prawdziwych probierzy władzy w postaci klienteli, która to już doskonale wyczuwa kto, kiedy i gdzie podejmuje realne decyzje o przyznaniu środków. System ten wydaje się być dodatkowo wzmocniony przez dystrybucję tzw. środków unijnych, które nie są niczym innym jak powieleniem na wyższym poziomie systemu wewnątrzkrajowego z tą różnicą, że to Bruksela a nie rząd ustalają cele na które przekazywane są środki. Dodatkowo w ten sposób system unijnych funduszy utrwala neokolonialny system panujący w naszym kraju „korumpując” właśnie lokalne elity i skupiając ich uwagę na celach sprzecznych z realnymi potrzebami kraju. Dzieje się tak dlatego, że krajowe środki poza obsługą kredytowych zobowiązań i dofinansowaniu ZUS starczają realnie jedynie na pokrycie części wkładu własnego do realizowanych projektów unijnych, a więc nie ma miejsca w budżecie państwa na suwerenną politykę rozwojową. Redystrybucja dopóki ma miejsce decyduje o stabilności systemu.
    Czy nowej władzy uda się zmienić konstytucję i zlikwidować ów zły zarówno dla autonomii kraju jak i suwerenności obywateli system? Czy ten ambitny cel będzie w ogóle brany pod uwagę? Oby. Ale najpierw będziemy obserwować tasowanie koterii i przechodzenie z jednej pańskiej klamki do drugiej. Proces to powolny ale bardzo interesujący.

niedziela, 1 listopada 2015

Bajka o Kopciuszku

Wszystko zaczęło się od wpisu sprzed dwóch i pół roku, który umieścił na swym blogu czcigodny Toyah. Opisał on w nim historię z pewnego telewizyjnego programu w którym wystąpiła „szara myszka” o fenomenalnym głosie. Wyszła i zaśpiewała, że opadły szczęki. Zachwyceni jurorzy, prowadzący i rozentuzjazmowana publika. Oczywiście zdenerwowanej rodziny nie pominięto w sprawnym montażu tej sztampowej produkcji opartej na licencji. Jednym słowem to co ludziska przed telewizorami lubią najbardziej: historii Kopciuszka. Ową dziewoją była niejaka Marta Osińska. Super. Tylko wystarczyło zagooglać aby dowiedzieć się, że owa pani to nie żadna amatorka, ale zawodowiec z branży. Nim wystąpiła w owym telewizyjnym programie miała za sobą już kilka nagranych płyt, współpracę z całą plejadą zawodowców oraz wiele zagranicznych występów. Ale jaki odsetek telewidzów używa wyszukiwarki?

Ale jak wiemy historia lubi się powtarzać. 
Na kilka miesięcy przed parlamentarnymi wyborami nowy twór zaistniał na polskiej lewicy. Ale partia „Razem” bo o niej mowa, nie przebijała się do powszechnej świadomości. Dopiero debat na tydzień przed wyborami pozwoliła zaistnieć ugrupowaniu i jej liderowi. I wtedy okazało się, że pan Adrian, który wygłosił kilka banałów został okrzyknięty „mesjaszem lewicy”, „nową twarzą” i „liderem na którego polska lewica czekała od dawna”. Okazał się także dla niej nadzieją, która nie dźwiga na swym grzbiecie ciężaru PRL, ani afer III RP związanych z SLDowiskim „betonem”. Adrianek z brodą to nowe, niezależne od palikowego cyrku oblicze „nowej lewicy”. Ach ileż było cmokania i zachwytów. Szczególnie w gazecie mającej nie wiedzieć czemu wybory w nazwie. A tu podobnie jak w przypadku zawodowej szansonistki udającej Kopciuszka wystarczyło proste googlanie aby dowiedzieć się, że pan "blond el comandante" to nie żaden debiutant, tylko stary aparatczyk związany od lat z młodzieżówką Unii Pracy, której szefował i z gazetą z wyborami w tytule, do której pisywał. Po co to wszystko? A no po to, że ludzie lubią historie o Kopciuszku. Więc jak je lubią to trzeba im je dać. Pan Adrianek co prawda do sejmu się nie dostał, ale osiągnął dwa mniejsze taktyczne zwycięstwa: po pierwsze dostanie subwencję z budżetu na działalność, a pod drugie, to dzięki niemu koalicyjka Millera i Palikota do Sejmu nie weszła. To dość dużo jak na pierwszy raz. Był też i efekt uboczny całego zamieszania: bezprecedensowe zwycięstwo PiSu.
Aż trudno uwierzyć w zbiegi okoliczności. Jak nie dało się PiSu pokonać przez osiem lat wszelkimi sposobami, a on rósł w siłę, postanowiono go pokonać dając mu władzę absolutną i to w sytuacji totalnego rozkładu państwa, jego finansów, systemu emerytalnego administracji i demografii. Zdaniem „graczy” znających ciągoty prezesa i części jego drużyny  jest mało prawdopodobne, że dokona on realnej reformy kraju uwalniając jego gospodarczy potencjał. Ich zdaniem PiS skoncentruje się czyszczeniu PO i wyjaśnianiu Smoleńska. Jeśli więc na przykład za rok czy dwa okaże się, że ZUS jest niewypłacalny, na pewno nie będzie to wina lewicy wszelakiej lecz PiSu właśnie. Nie ważne będą wtedy cyrki przy OFE, makabryczne złodziejstwo dokonywane na funduszach emerytalnych przez całe dekady, czy strukturalne wręcz błędy samej idei przymusowych ubezpieczeń. Wtedy wszyscy przypomną sobie o brodatym Kopciuszku, który wejdzie na polityczną scenę wezwany refrenem piosenki z filmu Bagdad Cafe, a sam PiS rozpłynie się w odmętach społecznego niezadowolenia. Plan pokrętny ale prawdopodobny. Tym bardziej, że to jedyny możliwy plan dla lewicy, salonu i zaprzyjaźnionych mediów. Możliwy jest jednak tylko wtedy, gdy PiS zachowa się przewidywalnie, a nie w sytuacji gdy postawi wszystko na jedną kartę i dokona tego co niemożliwe: stworzy normalne państwo z prawdziwą gospodarką, odda pod sąd złodziei i aferzystów, a przy okazji zreformuje samo sądownictwo. Wreszcie uwolni media i zwalczy gospodarczy kolonializm. Innymi słowy jeśli PiS chce przetrwać i pokrzyżować plany cybernetykom musi stać się główną partią antysystemową z prawdziwego zdarzenia, która dokona niemożliwego także na arenie międzynarodowej integrując naszych sąsiadów tworząc i stając się geopolitycznym podmiotem. 
Jak tego dokonać? Ano wystarczy sprawić aby ludzie mogli się znów bogacić i nie zabierać owoców ich pracy. Trzeba też zatroszczyć się o to, aby nikt z zewnątrz nie rościł sobie praw do ich majątków. A wszystko to musi być oparte na solidnym informowaniu społeczeństwa o kolejnych działaniach i realnej sytuacji. Jeśli to nie stanie się dla PiS priorytetem „macherzy od losu” wygrają tę rozgrywkę i będzie ona ostatnią, bo przez następne dekady nie pojawi się już kolejna szansa na zmianę czegokolwiek, a Polska rozpuści się jak cukier w herbacie.

Jaki jest morał bajki o Kopciuszku? Nikt nie podzielił lewicy tylko po to aby przegrała. A jeśli PiS został we władzę „wrobiony” to tylko po to, aby ponieść przy jej sprawowaniu ostateczną klęskę. Chyba, że jest sprytniejszy i potrafi być nieprzewidywalny a więc zdolny do szybkiej zmiany celów i sojuszy.

piątek, 30 października 2015

Daje do myślenia...

...bo nie ma złych bandziorów i dobrych szeryfów. Nie ma dobrego zachodu i złego wschodu. Łajdacy są pod każdą geograficzną szerokością. Będzie dobrze tylko wtedy, gdy będziemy suwerenni pod każdym względem, a nie liczyli na okruchy z pańskiego stołu. A w naszej sytuacji odbudowanie tej suwerenności może być w tej chwili ekstremalnie trudne.

czwartek, 29 października 2015

Bezcenne

Nowy Minister Spraw Zagranicznych? Oby.

środa, 28 października 2015

BIR

Mojej małżonce samochód odmówił posłuszeństwa i żadne czary ani prowizorki nie przyniosły zamorzonego efektu. Rozrusznik i brak prądu na świecach. Innymi słowy trup i tyle. Po przyholowaniu do domu sąsiad ekspert patrząc w podpięty komputer stwierdził, że wszystko jest w porządku. Wcześniej sam to stwierdziłem, bo wystarczyło odłączenie akumulatora aby silnik ruszył bez najmniejszego problemu, ale tylko ten jeden jedyny raz. Co więc począć? Okazało się, że dla bezpieczeństwa mojego i pojazdu oraz oszczędności w samochodzie zamontowano specjalny system. W sytuacji gdy komputer uzna, że olej nie jest wymieniany zbyt długo immobilizer unieruchamia pojazd. Mechanik zmieniający ostatnio olej zapomniał zresetować ten jakże „użyteczny” system więc komputer uznał co uznał i bądź tu mądry i pisz wiersze. Pan komputer jest mądrzejszy więc nie podskoczysz. Jeszcze tylko wizyta w autoryzowanym serwisie z dowodem rejestracyjnym i celem uzyskania z fabryki odpowiedniego kodu (powinienem go mieć, ale posiałem) i już można resetować „usługę”. Nie wiem ile będzie mnie kosztować ta zabawa, ale przecież bezpieczeństwo, wygoda i funkcjonalność są bezcenne. 
Nie interesuję się samochodami więc jakimś sposobem przeoczyłem pojawienie się na rynku kół ze specjalnymi elektronicznymi czujnikami ciśnienia montowanych standardowo we wszystkich nowych pojazdach. Mają one informować kierowcę (i pewnie nie tylko jego) o nieprawidłowej pracy koła i właściwym ciśnieniu w środku. Musi być przecież bezpiecznie, a za to bezpieczeństwo musisz zapłacić drogi kierowco, bo przecież nikt nie montuje tego badziewia gratisowo.
Ale to nic. Ponoć w nowych autach mają się za chwilę pojawić czujniki, które  przy nawet niewielkiej stłuczce i wystrzeleniu powietrznej poduszki wyślą specjalny radiowy sygnał do centrali firmy podając położenie pojazdu. W mgnieniu oka pojawi się zatem policja i pogotowie a przy okazji firma będzie mogła pozbawić nas gwarancji na nowy pojazd. Ale bezpieczeństwo i szybka pomoc są na wagę złota. 

Zatem mamy BIR czyli: Bezpieczeństwo! Innowacje! Rozwój!

Doszliśmy chyba rzeczywiście do kresu naszej cywilizacji, bo nie wiedzieć kiedy centralną jej wartością, która usprawiedliwia wszystko stało się bezpieczeństwo i to bezdyskusyjnie. A przecież człowiek nie żyje po to, aby było bezpiecznie. Życie jest wartością samą w sobie i gdy cokolwiek uwiera w cieszeniu się jego urokami powinno być eliminowane. Ale przecież człowiek nie żyje po to aby żyć. To dyktatura wszelakiego bezpieczeństwa i strach zmienią nas w stado świń bo składają się na zanik prawdziwych charakterystycznych dla naszej cywilizacji wartości. 
Mój synek przypomniał mi ostatnio o słowach Benjamina Franklina: 
„Ludzie, którzy dla tymczasowego bezpieczeństwa rezygnują z podstawowej wolności, nie zasługują ani na bezpieczeństwo, ani na wolność.” 

Wnioski: 

  • nie lękaj się,
  • walcz z systemem jak tylko potrafisz,
  • kupuj stare samochody.

Tylko dzięki temu zawrócimy z opętańczej drogi z wygodniej chlewni do bezpiecznej ubojni.

wtorek, 27 października 2015

A więc po kolei

Z całej kampanii pozostanie w mej pamięci widok uśmiechniętej Ewy Kopacz patrzącej na ogłoszone o 20.00 sondażowe wyniki wyborów. Uśmiechała się błędnym wzorkiem patrząc na wyświetlaną tablicę. Widać było, że albo jest naćpana albo nic nie czai. Wrażenie pozostało jednak jedno. Ona nie potrafiła zinterpretować słupków które pokazała telewizja. Nie ma lepszej metafory ośmiu lat rządów tej ośmiornicy, która zasłynęła jedzeniem ośmiorniczek.  Oni po prostu już dawno zatracili kontakt z rzeczywistością. Tak jak pani premiera, która widząc wyniki nie potrafiła ich nawet zinterpretować.
Wygrał PiS. Mamy ostateczne wyniki i nikt tego nie zmieni. Pomogły mu afery, których lista zajęłaby pewnie całą objętość tego posta, pycha rządzących i powszechna po wyborach prezydenckich świadomość, że król jest nagi. Lecz to nie wszystko.
Kto i jak do tego doprowadził? Po kolei i nie mam tu wyłącznie na myśli zakupu Pendolino,  ani prywatyzacji kolejowej energetyki, które to przy długim peletonie nadużyć urastają do rangi ledwie znaczących złodziejskich epizodów. Nic więc dziwnego, że prezes Jarosław obiecywał, że nie będzie się mścił choć prawo ma być prawem. I tak w platformerskiej sitwie ze świecą będzie można szukać kogoś, kto nie jest umaczany w żadną aferę.
Pamiętam z czasów PRL stary dowcip o bacy, który przyszedł do siedziby partii w Nowym Targu i powiedział, że chce się zapisać. Towarzysze bardzo uradowani zapytali o przyczyny tak nagłej i niespodziewanej decyzji, gdyż baca słynął ze swych antybolszewickich poglądów. Na to baca opowiedział towarzyszom o tym jak przyszedł do domu i zastał swoją córkę w łóżku z gachem. Widząc to udał się do żony i ją też zastał w łóżku z innym delikwentem. „To ja wam ku..wy teraz wstydu narobię” – powiedział baca i udał się pieszo do siedziby jedynie słusznej politycznej siły. Część byłych zwolenników PO tak bardzo miała dosyć tej formacji, że oddała swój głos na PIS chcąc ukarać swych byłych wybrańców. Jest to pośredni efekt straszenia PiSem. Tak więc za przegraną winę ponosi sama Platforma, która z konsekwencją wmawiała wszystkim co jest największym złem jakie może spotkać nie tylko Polskę ale i samą PO. Najważniejszą bowiem przyczyną zwycięstwa PIS było powszechne przekonanie, że należy za wszelką cenę odsunąć od władzy ty ludzi tak jak usuwa się z organizmu narośl czy chory organ dla uzdrowienia całego organizmu. 
Do zwycięstwa PiS dołożył swoje także Leszek Miller, który wbrew opinii znacznej części swojego elektoratu zawarł koalicję z cyrkiem Palikota, co dla starych komuchów było rzeczą niewybaczalną. Poparli więc oni socjalne obietnice PiS. Nie zdziwiłbym się gdyby za kilka dni słynący ze swego tupetu Leszek Miller stawił u Jarosława Kaczyńskiego i zameldował wykonanie zadania. Wszystko jest możliwe. Rozpaczliwa próba lansowania trockistowskiej formacyjki z brodatym krzykaczem, której celem było odebranie PiSowi socjalnego młodego elektoratu także nic nie dało. Jestem oczywiście jak najdalej od uwielbienia dla lewactwa, ale tak jak ojcowie Kościoła, którzy twierdzili, że prostytucja jest społecznie potrzebna, bo tłumi szkodliwe popędy ja twierdzę, że lewicowy margines ma też prawo do egzystencji w normalnym kraju. Niczym dwa zęby teściowej z których jeden służy do otwierania piwa, a drugi do tego aby bolał, lewica i jej obłęd ma tworzyć punkt odniesienia w normalnym politycznym systemie. Lewicowa dorżnęła się zatem sama chcąc na siłę wbrew lwiej część społeczeństwa wepchnąć w system prawny obyczajowe zmiany, które stały się podstawą cywilizacyjnej erozji zachodnich społeczeństw. 
Bardzo zasłużony w kwestii oddania pełni władzy dla PIS wydaje się PSL. Partia, która straciła całkowity kontakt z rzeczywistością, zaprzeczyła własnej tradycji i ideologii i doprowadziła przez ostatnie lata do wyginięcia sporej części swego elektoratu w postaci małych gospodarstw rolnych miała czelność obiecywać jeszcze jakoś zipiącym gospodarzom kolejne unijne złote góry. Wiejski ludek nie podpięty pod posady w gminach poparł PiS. Wbrew pozorom sytuacja w której PSL przekroczył nieco tylko próg wyborczy jest tego ugrupowania gorsza niż całkowite nie wejście do parlamentu. Poza sejmem wszyscy politycy tego ugrupowania wiedliby ten sam los. Natomiast obecna sytuacja powoduje, że część z nich będzie zainteresowana naprawą ugrupowania, zaś inna wręcz przeciwnie. PSL będzie więc po woli gnił, a miedzy czasie lokalne układy samorządowe będące naturalną klientelą tej partii przejdą do tych którzy mają wpływ na podział środków. PSLu więc już nie ma choć jest i nie ma on szans na odrodzenie, które mogłoby nastąpić tylko w przypadku radykalnego odejścia w kierunku konserwatywnym. Gnicie rozpoczęło się już dawno. 10 lat temu partia ta zatraciła szansę na zmianę swego oblicza w ten właśnie sposób. Doktryna koryta wygrała i ostatnia garstka konserwatystów opuściła tą formację. Brzytwą , której chwyta się zwykle tonący była jeszcze możliwość zerwania rok temu kompromitującej koalicji z PO. Przejęcie przez PiS wiejskiego elektoratu wydaje się być zjawiskiem trwałym i gwarantującym tej formacji (lub jej następcą) stabilność polityczną na kolejne dekady. W opozycji z piętnastoma posłami zaczyna przypominać sektę lub mniejszość niemiecką. Ale nie może być ich żal. Sami ciężko zapracowali na swoją obecną agonalną pozycję. 
Swoje zrobił też dla PO niejaki Petru zabierając tej partii resztki fajności, którą kupczyła u pokaźnych wciąż zastępów lemingowstwa. Dziś nie ulega wątpliwości, że ten sztuczną twór miał być w przyszłości ewentualnym koalicjantem jedynie słusznej siły, przez co „fajność” nie miała odpłynąć do PiS czy Korwina lecz pozostać w zasięgu ręki. Jak widać z zasady „dziel i rządź” też trzeba korzystać umiejętnie ale czego można spodziewać się po ludziach prowadzących po pijaku swoje toyotki co też miało niewątpliwe znaczenie.
Tzw. „uchodźcy” i uzasadniony lęk przed nimi wywołały u znacznej części wyborców oczywistą potrzebę znalezienia kogoś silnego, kto nazywa rzeczy po imieniu w odróżnieniu od mgławicowych byle jakich polityków. Ludzie usłyszeli, że ktoś mówi wreszcie to co oni myślą w tej kwestii.
Oczywiście nie można wykluczyć roli specjalnych służb i geopolitycznej gry interesów jako tła nadchodzących zmian. PO już się po prostu zużyła niczym „Afroamerykanin”, który zrobił swoje… Przy rychłym bankructwie systemu emerytalnego i czekającej nas najdalej za kilka lat powtórce greckiego scenariusza PiS jest idealnym kandydatem do władzy, na którego będzie można w przyszłości zrzucić wszystkie winy włącznie z kokluszem i łupaniem w kręgosłupie. 
Na wygraną PiS złożyło się zatem wiele elementów. Czy partia ta będzie w stanie wykorzystać potencjał władzy niemal absolutnej? Długofalowym problemem PiS jest jednak to, że sam jest socjalistyczny i o ile nie oprze się na uwodnieniu ekonomicznego potencjału kraju i mieszkających w nim ludzi wbrew bankierskim i korporacyjnym mafiom też zacznie on topnieć. Nie ma nic bowiem gorszego niż kaprys ludu, który ulega logice bacy. Szansą dla tego ugrupowania jest natychmiastowe przeprowadzenie radykalnych reform ustrojowych nastawionych na wywołanie koniunktury gospodarczej dla małych firm a nie skrócenie emerytalnego wieku, powrót sześciolatków do domu czy pięć setek na każde dziecko. Do oczywistych postulatów programowych dołożyłbym uwolnienie medialnego rynku. Jedno jest pewne: nikt nie miał jeszcze takich możliwości naprawy kraju. A czasu jest mało.

czwartek, 15 października 2015

Remont i jego konsekwencje

Zajęty remontem mieszkania zaniedbałem wszelkie chyba formy "pozakoniecznej" aktywności. Nie mam czasu nawet na tę chwilę świętego spokoju, gdy mogę skupić się na swoich myślach i zapisać to, co mi się po głowie kołacze. A kołacze się ostatnio dość sporo i to nie tylko odnośnie polityki, historii czy życia duchowego, ale tak w ogóle. Codzienność przybiera postać mantry. A być może tak być powinno? "Gdy nie masz czasu, znajdź sobie kolejne zajęcie" - głosił ponoć stary zapomniany już nieco pisarz. Przypomniawszy sobie o tych słowach postanowiłem nie szukać nowych lecz powrócić do starych pasji. Efekty być może będą wkrótce.

niedziela, 11 października 2015

Czy tworzy się nowy porządek świata?


Gdyby nie irytujące chwilami wtrącenia prowadzącego materiał ten słuchałoby się z pewnością o wiele komfortowo, ale i tak wato.

piątek, 25 września 2015

Pan z Forda czyli siła stereotypu

Dziś o świcie udałem się do pobliskiego sklepu na zakupy. Gdy znalazłem się nieopodal zauważyłem po prawej stronie samochód zbliżający się odrobinę za szybko do skrzyżowania. Ford był na drodze podporządkowanej. Jakiś podświadomy odruch nakazał mi gwałtowne hamowanie. Gdyby nie to uderzyłbym w wymuszający pierwszeństwo pojazd. Pisk opon i gwałtowny skręt, który ostatecznie zapobiegł wypadkowi. Podjechałem pod sklep podobnie jak Ford, z którego wysiadł jowialny, niski dżentelmen z brzuszkiem. Przylepiony uśmiech nie znikał z jego twarzy. Kilka osób, które były świadkami zajścia stało przed sklepem i sadząc po ich gestach rozmawiało właśnie o nim.
- Niewiele brakowało - powiedziałem do parkującego tuż obok mnie kierowcy Forda.
- Właśnie. Na przyszłość powinien pan uważać - powiedział pan z Forda nie tracąc dobrego humoru. Zamurowało mnie. 
- Ale przecież był pan na podporządkowanej. Tam jest znak - powiedział jeden ze stojących przed sklepem mężczyzn, który uważnie przysłuchiwał się naszej dyskusji.
- Możliwe. Ale generalnie pierwszeństwo ma zwykle ten, kto jest po prawej stronie - powiedział pan z Forda i ruszył po wózek na zakupy. Wtedy zobaczyłem, że zamurowało nie tylko mnie. Świadkowie zajścia stali nieruchomo i odprowadzali wzrokiem kierowcę Forda, który zniknął za automatycznie otwieranymi drzwiami.

Niby nic. Tupet? Ignorancja? Bezczelność? Pewnie wszystkiego po trochu.

Lep na muchy

Ponoć wielu młodych mężczyzn wychowanych w Islamie widzi po raz pierwszy włosy kobiety dopiero u swojej żony. Nawet matki zakrytą głowę przed nimi przez całe życie. Szczególnie dla młodych Arabów z biednych rodzin dostęp do seksu i kobiecych wdzięków jest skrajnie utrudniony. Może dlatego szczytem marzeń młodych muzułmanów było zatrudnienie się jako boy hotelowy w jednym z kurortów, gdzie roznegliżowane i chętne kobiety z Europy były niczym spełnienie najskrytszych marzeń? Ale to już przeszłość. Obietnica łatwego życia i dostępu do zakazanych owoców przyciąga do Europy bardziej niż cokolwiek innego. Nic też dziwnego, że pierwszą rzeczą jaką robią w ośrodkach uchodźców są gwałty. To oczywiście jedna z przyczyn inwazji, a właściwie powód ją racjonalizujący. Zawsze bowiem w tego typu sytuacjach w indywidualnym rozrachunku decyduje bilans zysków i strat, a nie wielka polityka czy wezwania imamów do dżihadu. 
Inną istotną kwestią jest hipokryzja. Musimy pamiętać, że islam religia społeczna potrzebująca wspólnoty. Poza wspólną można pozwozić sobie na więcej. To co jest niedowolne w jej ramach poza nią staje się możliwe gdyż występuje zanik kontroli społecznej. Nic więc dziwnego, że wyrwani ze swych lokalnych wspólnot a nie zakorzenieni w nowym miejscu młodzieńcy doznają szoku na widok kobiet. Ktoś planując inwazję nie ważne pod jakim szyldem i w jakim celu to uczynił musiał w perfidny sposób przewidzieć "wyposzczenie". To tylko wskazuje jak ważny jest cel. Podbój ziemi niewiernych? A może rozłożenie na łopatki chrześcijaństwa? Zamiana Europy w totalitarny protektorat? Wielu jest potencjalnych pomysłodawców i inspiratorów. Możliwa jest także wspólnota celów. Bankierzy, szaleńcy, szefowie tajnych stowarzyszeń, islamscy fanatycy. Długa jest lista.
A tym czasem UE sypie się na naszych oczach. Słowacja zdecydowała o zawieszeniu członkostwa, zaś Orban w Bawarii przedstawił plan ratowania Europy. Uczynił to zresztą przy aplauzie lokalnych niemieckich władz i przy milczeniu Anieli. Może unia personalna z Węgrami? Już tak drzwiej bywało więc czemu nie? Rzadko bowiem rodzi się taki mąż stanu i patriota. A za naszych kunktatorów i sprzedawczyków jest mi po prostu wstyd.

piątek, 18 września 2015

Poznawczy dysonans

Sprawy idą tak szybko, że nawet najwytrwalszy kronikarz ma pewnie problem z ich odnotowywaniem. Oto polityczna śmietanka Europy zdaje się miotać niczym zamknięte w klatce rozjuszone dzikie zwierzę. Przy nich nasza pozbawiona wytycznych z centrali lokalna elitka zdaje się zachowywać niczym pensjonariusze ośrodka dla obłąkanych i być za, nawet przeciw, a szczególnie się wstrzymywać. Zrobią wszystko za poparcie na ile im tylko kaftan pozwoli. Ale każde rozwiązanie jest złe. Opowiadać banały o empatii i konieczności przyjęcia kolejnych tysięcy przybyszów czy zaostrzyć kurs? Na razie centrala postanowiła pozbyć się problemu dzieląc się pulą „dostojnych gości” i cieszyć się, że to „faszysta” Orban bierze na siebie walkę z inwazją.  Można mu groźnie pokiwać paluszkiem i cieszyć się, że jest jak jest. Nasi pensonariusze z kolei mają problem nie lada: jak w okresie wyborczym przekonać ciemny naród tubylczy do nieuchronności berlińskich wyroków? Rozpaczliwe miotanie się na skutek braku wytycznych jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Zaczyna się już pobąkiwać o końcu politycznej kariery Anieli Merkel i o zdecydowanym skręcie w prawo opinii publicznej w wielu krajach.
Ale to jeszcze nic. Dzieje się w Europie inna rewolucja. Usłużne systemowi media przez wiele dni opowiadały słodkie naiwne banały, pokazywały płaczące kobiety z dziećmi na rękach, gdy tymczasem dochodziło do dantejskich scen, których głównymi udziałowcami była i jest nadal armia byczków, która niczym na rozkaz wchodzi od Europy „wzbogacać jej kulturę”. Ludzie doznali poznawczego dysonansu, bo po prostu mają Internet i potrafią jak nigdy dotąd zweryfikować skrajnie zmanipulowany medialny przekaz. Ową rewolucją, która mam nadzieję na trwałe zmieni nasz kontynent jest powszechne odejście od telewizji i radia jako głównych opiniotwórczych mediów. Jeśli tak się stanie, to być może na trwałe odejdzie w niebyt medialny lewicowy rząd dusz, a wtedy zniewolonym przez niego narodom Europy nie straszny będzie żaden islam.

Przy tej okazji przypomniałem sobie o swoim starym pomyśle. Szkoda, że nikt go dotychczas nie podchwycił. http://kolatka.blogspot.com/2010/07/manifest-radia-obywatelskiego.html

czwartek, 17 września 2015

Propaganda szczęścia

Wczoraj ponownie słuchałem radowego duraczena. Jedna ze stacji z opublikowanej właśnie „Diagnozy społecznej” prof. Czaplińskiego uczyniła temat dnia i wmawiała wszystkim w jakim kraju mlekiem i miodem płynącym przyszło nam żyć. Przecież ponad 80% ludzi szczęśliwych to nie przelewki. Pytanie brzmi jednak co decyduje o szczęściu i czy na pewno wyłącznie napchany portfel? Nie wypada zwykłemu magistrowi dyskutować z wynikami badań znanego profesora, ale jednak spróbuję. Kilka lat temu miałem okazję uczestniczyć w pewnym sporym badawczym przedsięwzięciu z którego, które wykazało, że na obszarach charakteryzujących się niższym poziomem dochodów i niedorozwojem infrastrukturo - ekonomicznym poczucie szczęśliwości jest wyższe od miejsc lepiej rozwiniętych. Jak to możliwe? Ano należało by dokonać pierwej operacjonalizacji samego pojęci szczęścia i wywieść z niego wskaźniki. Jeśli za szczęście uznamy brak nieszczęścia, czyli względnie pełen żołądek, ciepło w czasie zimy, niecieknący dach nad głową w połączeniu z dobrym zdrowiem, szczęśliwą rodziną przy sporym poziomie zaspokojenia pozostałych potrzeb, to mamy szczęśliwość w pełnej krasie. Kto zatem jest nieszczęśliwy? Człowiek chory i samotny, ale też konsument, któremu brakuje środków na zaspokojenie swych żądz i człowiek, który na przykład nie radzi sobie z kredytem na mieszkanie. Odejdźmy jednak na chwilę od materialnego determinizmu, w który łatwo popaść w przypadku analizy takiego zjawiska jak szczęście. Buddyści twierdzą, że szczęście osiąga się nie poprzez zaspokajanie potrzeb, ale poprzez ich eliminację. Innymi słowy proste życie ma także swoje uroki.

Nie wchodząc w metodyczne zawiłości, wynik badania zależy ściśle od przyjętych kryteriów, definicji oraz od tego jak sam respondenci rozumieją to pojęcie. Nie przeszkadza to jednak odtrąbić sukcesu i powiedzieć między wierszami, że pod obecnymi rządami jesteśmy prawdziwą krainą szczęśliwości, a to, że nie radzisz sobie i masz problemy to raczej twój problem bo jesteś w mniejszości nieudaczników, więc lepiej sieć cicho. Nie od dziś wiadomo o jeszcze jednej zasadniczej prawidłowości, a mianowicie o tym, że na wynik badań największy wpływ ma... zamawiający. I prawidłowość ta jest niezależna od dziedziny nauki. Szkodliwość lub prozdrowotne działanie kawy w zależności od tego czy badania zleciła firma ją produkująca czy producent herbaty to podręcznikowy wręcz przykład najistotniejszego z badawczych „uchybów”. Pamiętam pierwszy wykład z metodologii badań społecznych, w którym uczestniczyłem jakieś 20 lat temu. Prowadzący go wrocławski profesor zaczął go właśnie od tego stwierdzenia. Oczywiście prowokował, ale też wskazywał na konieczność nabrania dystansu i zdroworozsądkowego podejścia do badanej problematyki.

wtorek, 15 września 2015

Rozkład normalny

Strefa Schengen sypie się na naszych oczach. Wystarczyło tylko kilkaset tysięcy ludzi przekraczających nielegalnie granice aby obrócić w perzynę odmienianą przez wszystkie przypadki europejską solidarność i ukazać, że była ona jedynie domkiem z kart i „owocem pychy lewicowych intelektualistów”. Oczywiście kontrole na granicach wprowadzono tymczasowo, ale wszelkie tego typu decyzje podejmuje się na ogół tymczasowo, od wprowadzenia w Polsce podwyższonej stawki VAT kilka lat temu, po kartki na cukier u schyłku epoki Gierka. Najpierw rozsądek przegrał nad politycznym wyrachowaniem w ideologicznym gorsecie, a potem dopiero przyszedł czas na otrzeźwienie. I to wcale nie nagła ideologiczna metamorfoza zdecydowała o zmianie kursu. Nagle okazało się, że podatnik niemiecki nie jest tak szczodry. Poza tym wystarczyło zobaczyć tzw. „uchodźców” w akcji, aby wyleczyć się z naiwnej politycznej empatii. Najbardziej zadziwia jak nasi „salonowi ulubieńcy” nagle zmienili front. Wygląda to jak akcja koordynowana ale równie dobrze może być to skrajny konformizm. Napoleon Bonaparte miał powiedzieć kiedyś, że głupota w polityce nie jest żadną przeszkodą. Jeśli weźmiemy pod uwagę tak zwany rozkład normalny, który głosi, że dominuje przeciętność, zaś geniuszy jak i dryblasów oraz głupków i kurdupli w danej populacji mamy zawsze mniej ale po równo, to zdamy sobie sprawę, że cesarz francuzów i tym razem miał rację. Gdy dodamy do tego faktu, że głupota zwykle idzie w parze z brakiem moralności, a więc w politycznych przepychankach dany głupek ma zawsze fory, to jesteśmy dotarcia do istoty wielu problemów jakie nasz ludek ma ze swymi wybrańcami. Ludek rzecz jasna nie jest tu też bez winy. Nie zmienne lubi obiecanki i co najwyżej zmienia jednego cwaniaka da drugiego. 
Swego czasu Marek Nowakowski napisał: 
„Polityk naszych czasów to elokwentny ćwok, pazerny, przebiegły, bez światopoglądu, zasad etycznych, gąbka. Prawica, lewica, konserwatyzm, liberalizm – to dla niego pojęcia o dowolnej treści. Żongluje nimi jak piłeczkami. Śliski jak wąż. Łatwo się go nie pozbędziemy.” 
Ten też miał rację. Ale to demokracja wsparta przez media wymusza takie, a nie inne postawy wśród tych, którzy na siłę chcą utrzymać się „na fali”.

Demokratyczna ściema demokratyczną ściemą, idioci idiotami, ale ktoś musi rządzić. Do tej pory sądziłem, że kanclerz Niemiec to osoba nieugięta i myśląca w ramach dalekosiężnej racji stanu swego kraju, a nagłe wolty mają charakter wyłącznie taktyczny, a tu się chyba myliłem. Chyba, że.... Rozwiązania zatem są dwa. Pierwsze, że tak naprawdę Angela także jest marionetką w rękach znacznie potężniejszych lub drugie, że to celowa gra na rozwalenie wspólnoty, bo taka jest w tej chwili logika etapu po osiągnięciu przez Niemcy na europejskim terytorium niemal pełnej ekonomicznej i politycznej hegemonii. Nie jest to wykluczone. Pisałem już jakiś czas o rychłym koniecznym zwinięciu kosztownych unijnych dekoracji. Imigranci i związany z nimi ferment mogą być zatem tylko instrumentem w przejściu na ręczne sterowanie, którego zapowiedzą były nieco wyprzedzone i szybko uciszone monity niejakiego byłego ministra R. Sikorskiego skazanego za zbyt długi ozór na polityczny niebyt. Przecież to nikt inny jak on apelował o to, aby Niemcy wzięły w swoje ręce przewodnią rolę w Europe. Jak widać zbytnich konformistów należy unikać i dalej wspierać wylęgarnie politycznych idiotów szczególnie w krajach satelickich. Tam rozkład normalny nie obowiązuje.

poniedziałek, 14 września 2015

Koleiny

Od ubiegłego tygodnia znów słuchałem radia co staje się chyba moim codziennym rytuałem. I nie było to wcale niepoprawneradio.pl – jedna z niewielu odtrutek na medialną propagandę lecz zwykle komercyjne ścierwo. Nie czyniłem tego z miłości do coraz mniej zrozumiałej muzyki czy bełkotliwych audycji na banalne tematy, ale w celach bardziej poznawczych. Chór huraoptymizmu w kwestii „naszych dostojnych gości” przetykany reklamami i „umpa - umpa”. Po kilku dniach nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki zaczynają pojawiać się obawy i zakłopotanie ale połączone z pretensjami do naszych władz o to, że żywimy za mało tolerancji w stosunku to tego co jest dziejową koniecznością. Nagle zdaje sobie sprawę, że medialna narracja nie jest wyłącznie podyktowana przez lokalny oportunizm czy polityczną poprawność. Zdaje się ona zmieniać w zależności od chwiejnego stanowiska rządu w Berlinie w sprawie tak zwanych „uchodźców”. Wtedy dopiero uświadamiam sobie znaną od dawna oczywistość o wielkości niemieckich wpływów w polskim medialnym rynku. To zza Odry usiłuje się kształtować nasze myśli, poglądy i sumienia. Nagle wyciągnięty za kołnierz bajkopisarz o nazwisku Gross obwieszcza światu jak na zamówienie, że to my jesteśmy sprawcami mordów na Żydach i niechęć wobec obcych jest w naszych genach. Miej Polaku wyrzuty sumienia. Jak nową narrację powtórzą ci sto razy to w nią uwierzysz.
Poza „umpa – umpa” i treściami propagandowymi potrzebna jest jakaś mózgowa zasypka: jak uczesać modnie psa albo ile rowerzystów powinno być na chodnikach a ilu pieszych na rowerowych ścieżkach? Wszystko aby słuchacz nie zaczął samodzielnie myśleć, bo jeszcze mózg pozbawiony bodźców zacznie generować własne treści. I oto na kilku stacjach nagle podobne tematy. W mieście na śląsku ktoś chciał ukraść bankomat. Ale kupa śmiechu. W innym mieście jakiś dureń przyniósł do banku pocięte gazety licząc na to, że pracownicy bez liczenia przyjmą wpłatę na konto i nie zajrzą do środka plików spiętych banderolami. Też kupa śmiechu. Ale za chwilę kolejny nius mówi o konwojencie, który ulotnił się ze dwoma milinami w gotówce i szuka go policja. Niechcący więc między „umpa – umpa” przebija się wizja nie durniów lecz biednych, zrozpaczonych ludzi nieradzących sobie ze spłatą zaciągniętych kredytów, którzy usiłują desperacko zdobyć trochę grosza na spłatę zobowiązań. I tym ludziom system próbuje wcisnąć jeszcze objawioną prawdę o dziejowej konieczności i wzięciu na swój garnuszek roszczeniowej kulturowej piątej kolumny. 

Jesteśmy w sytuacji trudniej jak chyba nigdy w dziejach, bo w nowym niewolnictwie nie tylko niewoli się nasze ciała ale przede wszystkim dusze odbierając prawo do własnego zdana i własnych myśli. Ale taki jest świat snów nowego lewicowego totalitaryzmu. Lewica tworzy sztuczne światy, a wzdraga się przed realnością. Lubi przy tym tworzyć nowe pojęcia rzekomo ją opisujące, a tak na prawdę ją zaklinające zgodnie z zasadami strukturalizmu, który tworzy wizję świata poprzez siatkę pojęć. Homofobia, nietolerancja (w nowym znaczeniu) i walka z uprzedzeniami nie schodzą im z ust, podobnie jak niegdyś rozkułaczanie i walka klas. To wszystko ma na celu nie opisać, a zawęzić rzeczywistość do jedynie słusznej wizji. Nie ma zatem w rezultacie nic gorszego niż totalitaryzm mentalny wszczepiony do głów i niepozwalniany wyjść poza wyznaczone ramy. Gdy coś się w nich nie mieści jest ucinanie niczym głowa wroga, bo lewica nie ma żadnych moralnych hamulców. Liczy się z założenia utopijny cel, a droga do niego musi być usiana trupami, gdyż krew wrogów na rękach tworzy prawdziwą bandycką wspólnotę winy.
Może w metodzie pojęciowych klatek nie ma aż tyle szaleństwa jak się na pierwszy rzut oka wydaje? Może trzeba czynić dokładnie tak samo i tworzyć nowe wyrazy zamykające ideały lewicy za ich kratami? Może lewicujących gówniarzy warto jest nazywać faktofobami? Może dla przekształcającej się zawsze w totalitaryzm polityki wyrównywania i ujednolicania warto przypisać miano kombajnologii lub filozofii ścierniska? Przecież po przejściu machiny postępu pozostaną z reguły tylko równo przycięte kikuty łodyg na wyschniętej glebie. 
Właśnie na naszych oczach wszelkie rojenia o globalnej wiosce, nieistotności narodów, a istotności klasowego podziału przeżywają trudną próbę. Ale to niczego nie zmienia. Następcy Trockiego znajdą za chwilę nowe kryteria nierówności i będzie nas wyrównywać do woli.
Lewica to myślowe koleiny, które dziwnym zbiegiem okoliczności pasują idealnie do kolein wyznaczanych przez medialne prane mózgów. Te drugie są tylko instrumentem mentalnego zniewolenia, zaś te pierwsze są nim w swej istocie. Połączenie obu przyprawia o trwogę.

środa, 9 września 2015

S. Michalkiewicz o problemach realnych i wirtualnych

Nagranie archiwalne ale nad podziw aktualne. Cały wykład tu

wtorek, 8 września 2015

Strach

Imigranci dotarli i do nas. W skromnej liczbie, ale liczy się fakt. Jak dowiedzą się o różnicach w socjalu, to i tak pewnie poszukają innego miejsca do życia. Nie jest wykluczone, a wręcz jest bliskie pewności, że wśród nieprzebranej ilości biednych pozbawionych środków do życia i perspektyw ludzi, znajduje się spora grupa ekstremistów, zadymiarzy i zwykłych przestępców. Nie jest też wykluczone, że rolą części przybyszów jest bezkrwawe zdobywanie przyczółków na nowym terytorium. Bardzo łatwo jest w przypadku imigrantów znaleźć wszelaką nie zawsze pożądaną z naszego punktu widzenia motywację do wędrówki. 
Należy zatem zadać pytanie po co systemowi (bo organizm który nami kieruje nie jest państwem) potrzebni są islamscy ekstremiści? Gdyby nie byli potrzebni nikt przecież bez żmudnej kontroli i z rażącym pominięciem legalności nie wpuściłby takiej ilości ludzi na swoje terytorium. Tak więc to, że są potrzebni jest faktem, zostaje tylko kwestia: po co?
Wydaje mi się, ze znam po części odpowiedź na to pytanie: byśmy się bali. Tak, sądzę, że chodzi tu o strach. Taki zwykły codzienny: o dzieci, o samochód, o mieszkanie. Już nie strach przed terrorystą ale przed wyrostkiem wchodzącym do naszego ogródka czy na schodową klatkę z chustą zasłaniającą twarz będzie nas nękał. Strach o arabskie napisy i groźny. Chodzi o to, byśmy się zaczęli dopominać od systemu większej ochrony, a on nam ją jak najchętniej zaoferuje dokręcając śrubę naszej wolności. Za kilka lat decyzja o przyjęciu imigrantów zostanie uznana za błąd część polityków zapłaci za nią swoją karierą, ale faktów nie da się już odwrócić. Pamięć wyborców w mediokracji jest wyjątkowo krótka. Kto pamięta deklaracje pani kanclerz Anieli sprzed pięciu lat o tym, że polityka multi kulti poniosła fiasko? Pewnie mało kto. I co się stało? A nic. Ma się ona jak najlepiej. Mieliśmy zatem do czynienia albo ze zwykłym mydleniem oczu pod publiczkę, albo mamy w tej chwili do czynienia z cyniczną grą nastawianą na ważniejsze dla rządzących lub ich mocodawców cele.
Pojawia się tylko refleksja: widzicie w co wdepnęliśmy dziesięć lat temu w referendum pozwalając na nasz europejski anszlus. Ale jakie w tej chwili ma to znaczenie?

poniedziałek, 7 września 2015

Hipoteza

Jadąc dziś samochodem do pracy natknąłem się na totalny paraliż miasta leżącego obok mojej wioski. Nie wiedzieć dlaczego ludzie remontujący drogę postanowili właśnie w porannym czasie największego natężenia ruchu wprowadzić na jednej z głównych arterii komunikacyjnych ruch wahadłowy. Można rzecz jasna podejrzewać o ten stan rzeczy odpowiedzialny jest elementarny brak nadzoru nad instytucjami za którym stoi nepotyzm, co skutkuje niekompetencją, ale ja nie o tym. Jadąc samochodem miałem czas na posłuchanie radia, co zdarza mi się ostatnio dość rzadko.
- Dziś sztorm na Bałtyku – powiedziała pani redaktor jednej ze stacji. – A jeśli tak, to pamiętajmy o falochronach. A jak falochrony , to teraz tez utwór „Na falochronie” zespołu Emigranci. A czy ktoś pamięta, kto był wokalistą tego zespołu? Tak. Paweł Kukiz. Za kilka godzin u nas w studiu podzieli się z nami sowimi refleksjami wynikami odnoście wczorajszego referendum.
Rzecz jasna nie do końca tak brzmiały te jej słowa, ale słysząc je nagle przypominałem sobie wczorajszą wieczorną równie rzadką chwilę spędzoną przed telewizorem. Pan Kukiz w TV także komentował referendalną frekwencję.
Być może analitycy PO zdali sobie sprawę, że obniżające się sondażowe wyniki formacji muzyka są na korzyść PiS więc uruchomili machinę „pompowania” Kukiza. Nie chodzi rzecz jasna o to, że odwróceni od Kukiza wyborcy zaczęli masowo popierać partię Kaczyńskiego. Oni raczej nie pójdą głosować, a to jest w interesie PiS. To oczywiście tylko hipoteza, ale godna odnotowania. Jeśli okaże się, że pan Kukiz niedługo jest niemal codziennie goście telewizji śniadaniowej, albo występuje jako juror w kolejnym programie dla śpiewaków, czy nagle zaczął prowadzić swój kulinarny show, to teza może okazać się słuszna.

niedziela, 6 września 2015

Sens

Był rok 1950. W jednym z kanadyjskich miast w okolicy tenisowych kortów na ławce przesiadywał młody mężczyzna, który swą grą na gitarze zachwycał zatrzymujących się przechodniów. Pewien wyrostek zachwycił się jego grą do tego stopnia, że w przerwie postanowił podejść do niego i zaproponować aby udzielił mu kilku lekcji gry. Jakoś się dogadali co nie było łatwe, bo przyszły nauczyciel nie znał angielskiego. Mieszanina gestów i kilku francuskich słów pozwoliła im jednak się porozumieć. Był świeżo przybyłym emigrantem z Hiszpanii. W każdym razie już następnego dnia spotkali się ponownie. Dzieciak przyniósł na spotkanie swoją gitarę, którą kupił w lombardzie nie tak dawno temu i z uporem maniaka ćwiczył na niej kilka chwytów. Hiszpan nastroił ją i pokazał uczniowi nieco swych tajników. Na kolejnej lekcji nauczył go jeszcze kilku akordów nakazując pilne treningi. Była jeszcze lekcja trzecia, po której nastolatek potrafił już zagrać coś co przypominało flamenco. Na czwartą lekcję Hiszpan już nie przyszedł. Zaniepokojony uczeń odnalazł tani pensjonat, w którym zatrzymał się jego gitarowy mentor i zadzwonił tam. Gospodyni odpowiedziała, że młodzieniec nie żyje. Popełnił samobójstwo. Jak się nazywał, ani skąd pochodził? Nie wiadomo, podobnie jak nie wiadomo dlaczego targnął się na swoje życie. Być może miał emigracyjną depresję i uznał, że jego życie straciło sens? Tego nie dowiemy się już nigdy. 
Wiemy jednak na pewno, że wielu ludzi postanawia z takiego powodu odejść z tego świata. Zawiedziona miłość, słabe zdrowie, śmierć najbliższej osoby, czy problemy finansowe pchają ludzi w kierunku desperacji. Czują oni, że to wszystko nie ma sensu i że nie są potrzebni. Jest zatem dość prawdopodobne, że podobne uczucia towarzyszyły i owemu młodemu Hiszpanowi. 
- „Nic o nim nie wiedziałem. Dlaczego przyjechał do Montrealu, dlaczego pojawił się przy kortach tenisowych, dlaczego odebrał sobie życie.” - Wyznał w 2011 roku chłopiec, który pomimo zbliżającej się osiemdziesiątki nie przestał być nigdy chłopcem - „Ale to właśnie te sześć akordów, ten gitarowy schemat stał się podstawią wszystkich moich piosenek, całej mojej muzyki”
Zatracamy wiarę w sens. Tylko gdy to się dzieje jest on ukryty. Owym chłopcem był nie kto inny jak Leonard Cohen. Czy bycie nauczycielem Leonarda Cohena nie jest wystarczającym powodem aby żyć i wierzyć, że owo życie ma sens? Zanim zwątpisz rozejrzyj się dookoła, bo nawet nie wiesz dla jak wielu ludzi, a być może i dla całego świata twoje z pozoru banalne życie ma istotne znaczenie.

sobota, 5 września 2015

Koordynacja

Podsłuchałem taki oto dialog:
- A na dole mają być posadzone bambusy – powiedział mężczyzna opisując przyszły wystrój reprezentacyjnej części jednego z biurowców, który za chwilę ma być oddany do użytku.
- No dobrze, ale czym konkretnie będą się oni zajmować? - Odparł ten drugi po chwili zastanowienia.
„Fala nielegalnych emigrantów zalewa Europę” - grzmią nagłówki gazet i portali, więc nic dziwnego, że wiele osób jest nieustanie zatroskanych o los uchodźców zapominając nawet o kanionie politycznej poprawności. 
Skoro uchodźcy są nielegalni, to nie można mówić o żadnym zalewie. Wszyscy oni nie powinni być wpuszczeni na teren wspólnoty, a skoro już, to powinni zostać zamknięci w obozach celem wyjaśnienia ich sytuacji i legalizacji pobytu. Tymczasem wspólnota europejska pokazała tylko swą nieudolność i poza wypowiadaniem frazesów nie potrafi uczynić niczego. Nie dziwi więc fakt, że poszczególne kraje członkowskie przejęły inicjatywę i podrzucą sobie ów gorący wyciągnięty z ogniska kartofel frustracji i nieszczęścia w połączeniu z agresją.
Mało kto zdaje sobie chyba jednak sprawę, że jest pisarz, który przewidział to wszystko. Jean Raspail, który obchodził ostatnio 90-te urodziny w książce „Obóz świętych” opisał to wszystko łącznie z medialnymi manipulacjami i reakcjami lewicowych polityków. Teksty o wzbogaceniu kultury i demograficznych pozytywach wynikających z emigracyjnej fali wydają się wprost zaczerpnięte z kart tej książki. Najciekawsze jest to, że uczynił to ponad czterdzieści lat temu...
A być może nie jest to proroctwo, a po prostu ktoś przeczytał jego książkę? Byłby to życiowy dramat tego pisarza. Są tacy, którzy twierdzą,, że dokładnie tak uczyniono z „Nowym Wspaniałym Światem” Huxleya. Ten akurat nie ukrywał swej fascynacji nowym porządkiem ani przynależności do sekretnych organizacji. Jednak generalnie można powiedzieć, że ciężki jest los pisarza antyutopisty.
Mam nieodparte wrażanie, że mamy do czynienia ze skoordynowaną akcją, której celem jest albo destabilizacja sytuacji na naszym kontynencie dla zasłonięcia w ten sposób ważnych kwestii. Jest być może też i inna przyczyna. Wywołanie fali nienawiści w stosunku do przedstawicieli Islamu miało już miejsce w zeszłym roku po masakrze w redakcji pewnej francuziej gazety. Ten grant z wyrwaną zawleczką widać nie wypalił. Po wejściu na kontynent uchodźców a szczególnie po dotarciu ich do niemieckiego celu podróży każdy niemiecki chłopiec będzie marzył o zaciągnięciu się do armii i udaniu się na misję stabilizacyjną do krajów bliskiego wschodu. Bo przecież gdy na tym obszarze zapanuje pokój „szanowni goście” będą mogli wrócić do swych małych ojczyzn. W ten sposób zwerbowana i chętna młodzież niemiecka, francuza, polska i nie wiadomo jeszcze jaka uda się na wojnę bronic przy okazji... status quo państwa Izrael. 
Oczywiście kwestia ostatecznego ciosu zadanego chrześcijaństwu w Europie musi podobać się także innym tajniakom niż ci ze służb specjalnych. Ale to nieco inna historia. Faktem jest, że sprawy wymagały nagłego przyspieszenia. Ciekawe co jest jego przyczyną? Wiedza taka wytłumaczyłaby bardzo wiele.
Perfidia całego zamieszania wobec fali islamistów zalewających na razie południe Europy polega być może na tym, że na społeczeństwach zachodu wymusi się opowiedzenie po stronie nowego porządku świata jako jedynego antidotum.

czwartek, 3 września 2015

Front jedności

Odkąd pamiętam referenda zawsze były narzędziem legitymizacji władzy i niczym więcej. Zapominane dziś referendum z 1987 miało na celu uzyskanie właśnie społecznej legitymacji przez rządzących do radykalnych reform, które nie były możliwe bez zaangażowania części środowisk opozycyjnych. Dziś warto przypomnieć tamte dwa referendalne pytania:
  • Czy jesteś za pełną realizacją przedstawionego Sejmowi programu radykalnego uzdrowienia gospodarki, zmierzającego do wyraźnego poprawienia warunków życia, wiedząc, że wymaga to przejścia przez trudny dwu-trzyletni okres szybkich zmian?
  • Czy opowiadasz się za polskim modelem głębokiej demokratyzacji życia politycznego, której celem jest umocnienie samorządności, rozszerzenie praw obywateli i zwiększenie ich uczestnictwa w rządzeniu krajem?

Formalne fiasko referendum oraz rychłe wymuszone wycofanie się Rosjan z krajów satelickich wynegocjowane już z USA w Rejkiawiku sprawiły, że konieczne było uruchomienie tzw. Okrągłego Stołu. Inny scenariusz budowy frontu jedności narodu nie był po prostu możliwy.

Teraz rządzący potrzebują także legitymacji, ale treść pytań nie ma tu najmniejszego znaczenia. Liczy się samo poparcie. Oglądając wczorajszą konferencję prasową z udziałem pani premier odnosiłem wrażenie, że ruch jedności narodu powstaje właśnie na naszych oczach. Dorn i Napieralski na listach „floty zjednoczonych sił” ma wprowadzić tubylców w takie właśnie przeświadczenie. Czy to znaczy, że wisi nad nami katastrofa? Niewątpliwe tak. Kolosalne i skrzętnie ukrywane zadłużenie wywołane między innymi katastrofą systemu emerytalnego i unijnymi dobrodziejstwami w połączeniu z całą serią problemów europejskiego wielkiego brata, wśród których fala uchodźców z Afryki to małe piwo może składać się na konieczność powtórki starych sprawdzonych metod. Obecny Wielki Brat podobnie jak ten poprzedni stoi na krawędzi katastrofy więc przechodzimy najprawdopodobniej do etapu okopywania się władzuchny tak jak miało to miejsce z uwłaszczeniem elit postkomunistycznych. 

A co potem? 
Pewnie nowy Okrągły Stół, którego efekt i dobór aktorów będą uzależnione od tego komu w geopolitycznej układance przypadnie nasz kawałek Europy. 

Co zatem należy robić?
To co zwykle: bogacić się zw wszelką cenę, kształcić dzieci i mieć w domu karabin nawet z wypadającym zamkiem lub co najmniej dwa granaty w świątecznym ubraniu. Nie wolno też zwracać specjalnej uwagi na demokratyczne coraz bardziej kolorowe piórka i coraz większy festiwal obietnic. Wszystko, bowiem co obiecują nam politycy jest opłacane naszymi pieniędzmi, potem i wysiłkiem. To ostatnie wydaje się banałem, ale należy go powtarzać do znudzenia. Może więcej ludzi zrozumie, że tak naprawdę to oni płacą za to całe przedstawienie?

piątek, 21 sierpnia 2015

Dalajlama też milczał

Kilka dni temu trafiłem do Sobiboru. W miejscu tym istniał niemiecki obóz zagłady zlikwidowany po buncie więźniów w 1943 roku. Wrażenia z takiej ekspedycji nie mogą być inne niż przygnębiające i to nie tylko dlatego, że w miejscu tym dokonano kaźni około 250 tysięcy osób głównie żydowskiej narodowości. Przeraża już sam dobór miejsca. Gdy zdamy sobie sprawę, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu teren otaczały niemal bezludne bagna i lasy oraz, że w tym miejscu kończy się kolejowy tor to dopiero wtedy uświadamiamy sobie całą niemieckiego planu.
Po dawnym obozie nie ma śladu. Jest tylko obelisk do którego nie ma dostępu i rozebrany po części i ogrodzony starannie biało - czerwonymi taśmami pomnik pod którym trwają prace archeologiczne to jedyne pamiątki zagłady, ale nie jej niemi świadkowie. Taka była perfekcja komanda rozbierającego obóz, które w końcu także zostało wymordowane. Ale o pracach archeologicznych dowiaduję się z sieci. Próżno szukać informacji o nich na miejscu. Są jeszcze tablice opowiadające historię zagłady i obozu i to one dodatkowo wprawiają w przerażenie. Oto na jednej z nich czytamy:
„Amerykanie i Brytyjczycy dysponowali również wiedzą o Zagładzie pochodzącą z innych źródeł. Nawet jednak i wtedy, gdy tragiczny los Żydów nie stanowił tajemnicy, nie podjęto żadnych działań. Z punktu widzenia Wielkiej Brytanii i USA sprawy te nie miały znaczenia strategicznego, a priorytetem było wygranie wojny. Podobnie było w przypadku Związku Sowieckiego. Na temat losu Żydów milczał też papież Pius XII, mimo posiadanych informacji o skali popełnianej zbrodni.”
Co uderza w sposób szczególny w tej informacji? Jej autor zdaje się dostrzegać milczenie „wielkich” i znajduje dla nich usprawiedliwienie w postaci „małego strategicznego znaczenia”, zaś milczenie papieża pozostaje nieusprawiedliwione...
Poza tym to wszytko prawda. Na tym polega urok manipulacji, że posługuje się odpowiednimi dla niej prawdami wyrwanymi z kontekstu, które razem tworzą dopiero fałszywy obraz. Pius Xll milczał tak samo jak "wielka trójka". Tak samo Ojciec Święty milczał i cierpiał w kwestii eksterminacji katolickiego duchowieństwa. Tylko dlaczego informacja o milczeniu całego świata w kwestii holocaustu jest ilustrowana właśnie zdjęciem papieża a nie zdjęciami Roosevelta, Churchilla i Stalina? Odpowiedź jest prosta: "papież nie ma dywizji" więc można ciosać mu kołki na głowie, a polityczni spadkobiercy pozostałych trzech panów dysponują nimi niewątpliwie. Papieżowi można zatem ciskać kołki na głowie i wywoływać wrażenie, że zagłada odbywała się za jego cichą aprobatą. Ale to tylko jedna z hipotez...
Ale skoro milczał Papież i przywódcy, to kto milczał jeszcze? Pelton milczących jest bowiem znacznie dłuży. Bo skoro milczał Papież, to milczał też i Dalajlama, o duchownych islamu nie wspominając. Zresztą udowodnienie tezy o współpracy Hitlera i arabskich przywódców w czasie II Wojny Światowej było jednym z wątków procesu Eichmanna w Izraelu podjętym na polityczne przywódców tego kraju. Pisze o tym Hannah Arendt w swej słynnej książce „Eichmann w Jerozolimie”. Ale posługiwanie się wymyśloną podobno przez NKWD czarną legendą Piusa XII w propagandzie to niebezpieczny miecz obosieczny, bo za chwilę komuś przyjdzie ochota zadać niebezpiecznie pytania lub jeszcze bardziej rozszerzyć listę „milczków”. Ktoś jeszcze gotów zapytać o milczenie amerykańskiej diaspory żydowskiej w kwestii zagłady. To niewygodne pytanie, a jeszcze bardziej niewygodna może być na nie odpowiedź. Oto w książce Grzegorza Eberharda „Świat jednak jest normalny” znajdujemy jedną z takowych. Autor cytuje nieautoryzowany wywiad z Jerzym Giedroyciem opublikowany wiele lat po śmierci redaktora Kultury w mikroskopijnym nakładzie. Giedroyć wspomina w nim jak w maju 1939 roku przebywał z ramienia polskiego rządu w USA z misją, która miała na celu pozyskanie środków od żydowskiej diaspory na ożywienie produkcji przemysłowej wśród ich współbraci w Polsce. Redaktor mówi:
„Dali w rezultacie pieniądze, ale pod jednym warunkiem, że rząd polski zobowiąże się do powstrzymania emigracji Żydów z Polski do Stanów Zjednoczonych. Na nasze zdziwienie odpowiedziano, że Żydzi z gett pogłębiają tylko antysemityzm w Stanach Zjednoczonych. Było to bardzo cyniczne i rzeczowe podejście. Podobnie było zresztą w czasie wojny, przecież nie było żadnej pomocy ze strony żydostwa amerykańskiego, jeśli idzie o pomoc Żydom w czasie okupacji niemieckiej.”
Robi się więc ciekawie, nieprawdaż? Jeśli więc ktoś jest odpowiedzialny za milczenie w sprawie holocaustu to na pewno najmniej papież i katolicy. Problem jest jednak zupełnie gdzie indziej. Pytanie o milczenie wszystkich dookoła i wskazanie tego największego milczka to manipulacja, która przede wszystkim relatywizuje rolę samych oprawców i stara się w milczących wzbudzić poczucie winy. Tylko dlaczego to wszystko odbywa się za pieniądze katolickich podatników w katolickim kraju? W końcu jak każdy mało zamożny obywatel tego kraju składam się na podatki, za które utrzymywana jest owa muzealna placówka. Zamiast wtłaczać w głowy zapytanych zwiedzających określoną historyczną narrację warto byłoby zrobić niewielki parking, ustawić nawet prowizoryczne szalety lub zadbać o rzetelną informację odnośnie warunków i godzin zwiedzania miejsca kaźni, bo samo ogrodzenie wejścia biało - czerwonymi taśmami o niczym nie informuje. No chyba, że to kolejna aluzja, bo watykańskie motywy pojawiają się też i na innych tablicach zaprezentowanych na miejscu kaźni. Oto jeden z komendantów obozu miał otrzymać paszport watykański i dzięki temu dostać się do Ameryki Południowej. Oczywiście gdy się o niego starł miał wypisane na twarzy, że jest zbrodniarzem. A przecież niejaki Iwan Demianiuk ukraiński zbrodniarz i oprawca z Sobiboru uzyskał jakimś sposobem amerykańskie obywatelstwo i to bez pomocy Watykanu. Przykro, że tej informacji zabrakło.
Szkoda, że to wszystko takie przykre, niesmaczne i byle jakie. Chyba, że jesteśmy u progu nowej jedynie słusznej historycznie prawdy, w której polskie obozy zostaną zastąpione... watykańskimi. Żal tylko, że komuś przychodzi do głowy czynienie takich obrzydliwości w miejscu, które jest dowodem na to, do czego jest w stanie posunąć się socjalizm w drodze do lepszego człowieka. 
Jedyne co nam pozostaje to brak obojętności na kłamstwo i manipulację bez względu na to jakich są one rozmiarów.