poniedziałek, 26 stycznia 2015

Obraz Kościoła w Gazecie Wyborczej

Wykład tak naprawę o "sztuce" manipulacji.

sobota, 24 stycznia 2015

Naturalna konsekwencja starych decyzji

Wprowadzenie w Niemczech płacy minimalnej, która dotyczy wszystkich bez względu na obywatelstwo i wykonywane czynności zelektryzowało wszystkich. Wykraczanie skutków niemieckiego prawa poza granice tego kraju, co jest cechą charakterystyczną imperiów musiało spotkać się choćby z symbolicznym oburzeniem co niektórych mężyków stanu. Nawet sam wicepremier Piechociński przemówił ludzkim głosem, że to się nie godzi i jest to sprzeczne z podstawowymi zasadami wspólnoty. Choć po ludowcu spodziewałem się nieco więcej, choćby tego, że pan Wicepremier przypomni sobie drugą zwrotkę „Roty” Marii Konopnickiej, która jest hymnem PSL, a zaczyna się do słów: „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”, ale i tak jak na lidera partii satelickiej było ostro.
W każdym razie poszumieli, poszumieli i na groźnym kiwaniem palcem w bucie musi się skończyć. Dlaczego? Bo nie ma innego wyjścia. Pamiętam jak na tym blogu wiele lat temu opisałem pewną sytuację, o której dziś media głównego nurtu starają się nie pamiętać. Chodziło o dokonaną niemal w ostatniej chwili przed podpisaniem Traktatu Lizbońskiego zmianę niemieckiej konstytucji. Dodano tam zapis o wyższości prawa krajowego nad prawem unijnym, podczas gdy nasza ustawa zasadnicza twierdzi dokładnie inaczej. Niektórzy sofiści europejskiej propagandy, twierdzili, że jest to wyraz naszej suwerenności, bo przecież nie musimy przekazywać Unii tej zwierzchności, ale jednak oddaliśmy. Wszystko było cacy: „wszyscy ludzie będą braćmi”, a tu nagle tuż przed podpisaniem Niemcy uczyniły odwrotnie niż wszyscy w imię orwellowskiej zasady: wszystkie zwierzątka są równie, a niektóre równiejsze.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że sprawdzenie wszystkich do parteru i zdarcie Unijnego walu zasłaniającego plany budowy IV Rzeszy nastąpi tak szybko. W ogóle nie spodziewałem się takiej jawności sądząc, że realizacja planu Mitteleuropa będzie do końca opierać się na hipokryzji Unijnej propagandy, a tu niespodzianka. Można zatem sądzić, że albo mamy do czynienia z wypuszczeniem balonu testowego, którego zadaniem będzie sprawdzenie reakcji na niemieckie działania, albo z nagłym przyspieszeniem. Osobiście sądzę, że w grę wchodzi bardziej ten drugi scenariusz. Gospodarka niemiecka (nie licząc brytyjskiej) jest jedyną na kontynencie, która jest w stanie konkurować na poziomie globalnym. Do tego potrzebuje silnego zaplecza surowcowego i rezerwuaru taniej siły roboczej. Proces tworzenia "niezbędnej pustej przestrzeni" już się dokonał i nic nie wskazuje na to, aby stan ten miał ulec zmianie. Można więc mówić już otwartym tekstem: „my ustalamy tu zasady, a jak się komu nie podoba morda w kubeł”. 
Przechodzimy zatem być może do kolejnego etapu, w którym niemiecki establishment doszedł do wniosku, że nie opłaca mu się już dotować unijny cyrk. Rzecz jasna zmiany będą dokonywane powoli, poszczególne zwierzątka usypiane systemowo. Być może na jakiś czas pozostawi się też fasady unijnych instytucji, ale będą one stopniowo wygaszane, podobnie jak nasze kopalnie i służyć jedynie jako czynnik utrzymujący w Europie niemiecką hegemonię. Będzie od czasu do czasu wracać się do idei wspólnej Europy wyciągając ją niczym królika z kapelusza, gdy tylko przyjdzie potrzeba lub ochota. Gdy jeden najsilniejszy kraj we wspólnocie zachowuje swą realną suwerenność, a inne się jej zrzekają musi się to skończyć tak jak widzimy.
Cóż pozostaje powiedzieć jurgieltnikom z podobnych do naszego krajów UE? Sprzedaliście naszą podmiotowość i niepodległość za szklane paciorki. Najgorsze jest to, że ten scenariusz był czytelny już w 2007 roku i nic nie zrobiono aby go powstrzymać.

środa, 21 stycznia 2015

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Kult Cargo?


Plakat autorstwa Wojciecha Stefańca 
przygotowany na zlecenie ARiMR

niedziela, 18 stycznia 2015

O eksplanacyjnej sile starych filmów i anegdot

 Gdy usłyszałem o górniczo – rządowym kompromisie, przypomniał mi się od razu stary dowcip o Icku, który przybył do rabina z prośbą o poradę. Dowcip pewnie słyszeli wszyscy, ale z uwagi na kronikarska rzetelność zmuszony jestem go przytoczyć. 
 - Rebe, mam straszenie ciasno w domu. A że moja Salcie za chwilę ma porodzić kolejne dziecię, nie ma nawet gdzie kołyski wstawić - żali się Icek.
 - No to frasunek masz niemały – rzecze Rebe – ale jest na to sposób. Kup kozę i przyjdź za dwa tygodnie.
Tak też się stało. Za dwa tygodnie przychodzi Icek i żali się jak nigdy wcześniej.
 - Rebe, teraz to już naprawdę nie ma miejsca w mojej chałupie. Koza nie dość, że zajmuje miejsce, to wyjada siano z sienników i śmierdzi jak nie wiadomo co.
 - To teraz sprzedaj kozę – mówi ze spokojem Rebe. Icek posłusznie wykonał polecenie. Gdy przybył na drugi dzień do niego ponownie nie mógł ukryć entuzjazmu.
 - Rebe, od razu lepiej. Jest tyle miejsca! Jak mam ci dziękować?

 Sytuacja w górnictwie węgla i handlu nim jest patologiczna od wielu dekad, do tego stopnia, że przestało to dziwić kogokolwiek. Problem nie tkwi w samym wydobyciu, nadmiernym jego fiskalnym obciążeniu i górniczych przywilejach, lecz w całym systemie rodem z epoki Gierka. Nieprzygotowany rządowy plan „wygaszania” nie był odpowiedzią na problemy tego sektora, więc słusznie górnicy postanowili przeciw niemu zaprotestować. Gdy rząd podkulił ogon przestraszony rozmiarem protestu, wszyscy poczuli ulgę niczym Icek po sprzedaży kozy. Czy komukolwiek z obecnej ekipy zależy na realnej reformie polskiego górnictwa, której głównym celem byłoby rozpicie piętrowej i systemowej patologii w tym sektorze? Chyba nie. Tym ludziom wyczerpały się już pomysły. Śmiem twierdzić, że sami są patologicznym systemem. Nie mogę przy tym oprzeć się wrażeniu, że Śląsk został oszukany. W jaki sposób? Tego jeszcze nie wiem, ale wiem, że wykańczające naszą opartą na węglu gospodarkę limity emisji CO2, które zostały zaaprobowane przez rządzącą nami ekipę, będą musiały być spełnione jeśli nie w taki, to w innym sposób.
Ale na razie jest o.k. Tylko, że „nic nie k....a jest o.k.” - jak powiedział w Pulp Fiction Marsellus Wallace po tym, gdy Butch Coolidge wybawił go z kłopotliwej sytuacji. Jedyne co może pomóc górnictwu i temu krajowi i wizyta dżentelmenów z palnikami, którzy wszystkim zdrajcom, sprzedawczykom, kunktatorom i pożytecznym idiotom zrobią „jesień średniowiecza” z ich odwłoków. Na skutek decyzji rządu wizyta ta została jedynie odłożona na bliżej nieokreślany czas.

piątek, 16 stycznia 2015

Bractwo ukojenia

Niniejszym informuję, że skończyłem właśnie nową książkę. Jest ona teraz w fazie leżakowania, po czym przejdzie do fazy poprawek, cięć i uzupełnień. Kiedy premiera? Nie wiem. Publikacja "Rekonfiguracji" nauczyła mnie, że pośpiech nie jest w tej materii właściwy.
Książka nosi roboczy tytuł: "Bractwo ukojenia".

czwartek, 15 stycznia 2015

Same korzyści


W bankrutującej Europie nastroje stają się coraz bardziej rozhuśtane na wszystkich frontach. A to atak religijnych fanatyków na durnowate lewackie pisemko, o którym nie słyszał nikt poza wąską grupką posiadaczy wyjątkowo prymitywnych gustów, a to uporczywe drżenie rządu RP do demontażu wszystkiego co jeszcze pozostało. W pierwszym przypadku sprawcy zarżnęli dwanaście osób aby potem zostać zabitymi w spektakularnej obławie, w drugim przypadku rząd postanowił ni stąd ni zowąd zamknąć cztery kopalnie strzelając sobie najwyraźniej w stopę. Wcześniej próbował zmienić w nocy konstytucję aby sprzedać państwowe lasy co też mu nie wyszło. Widać wyraźnie, że sprawy nagle przyspieszyły. Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że ktoś w tych wszystkich przypadkach wydawał jedynie polecenia pomniejszym mniej lub bardziej pożytecznym idiotom, aby robili to co właśnie robią. Czyżbyśmy byli świadkami próby przejęcia ręcznego sterowania przez bliżej nieokreślane zakulisowe siły? Wiele na to wskazuje i nie można tego wykluczyć. Zarówno rozhuśtanie emocji anty-islamskich i przekreślenie dotychczas świętej doktryny politycznej poprawności w Europie, które jest konsekwencją paryskiego zamachu, jak też gorączkowe próby sprzedania wszystkiego co się da w naszym kraju do czegoś przecież zmierzają. 
Rewolucja w końcu jest zbyt poważną rzeczą aby pozostawić ją zwykłym ludziom i przeprowadzić bez kontroli. W naszym kraju sprawa jest prosta. Mamy przymiarki do buntu powszechnego, który spowoduje, że nowa władza odzyska choćby na chwilę społeczną legitymację. W co grają z kolei francuscy cybernetycy? Można postawić tezę, że uświadomiono sobie istotne zagrożenie ze strony Islamu dla obecnego układu realnej władzy więc nawet kosztem świętości politycznej poprawności trzeba rozprawić się z tym zagrożeniem. Oczywiście najlepszym sposobem byłaby restytucja chrześcijaństwa, które stanowiłoby naturalną barierę duchową dla rozpowszechniania się islamu. Realne władze Francji boją się jednak tego rozwiązania jak diabeł święconej wody. Gdybym był francuskim cybernetykiem wymyśliłbym nową religię, która podzieliłaby Islam na konkurujące i zwalczające się obozy. Na to jednak trzeba mieć czas i środki. Nie chodzi tu zatem o walkę z islamem lecz o pretekst do jakichś radykalnych ruchów, których intencję i siłę poznamy już wkrótce. Nie wykluczone, że pod sztandarami walki z terroryzmem zjednoczona militarnie Europa ruszy na wojnę przeciwko islamskim terrorystom, rzecz jasna nie po to, aby bronić swej cywilizacyjnej odrębności, ale po to, że należy jak najszybciej pozbawić Iran możliwości wyprodukowania bomby nuklearnej, która zagrozi istnieniu Izraela. Ten cel tłumaczyłyby także pilną potrzebę zdobycia gotówki u wasali, czego dowodem jest jej poszukiwanie w naszych lasach i kopalniach. Wojna w końcu to rzecz kosztowna jak mało co. A, że przy okazji uda się być może rozgromić zawiązany już anty-dolarowy sojusz niektórych państw arabskich, Chin i Rosji, a na wojennych łupach uda się uratować jeszcze na jakiś czas stary dolarowy porządek... Aż się chce powiedzieć: same korzyści.