czwartek, 21 marca 2024

Timeo Danaos et dona ferentes

Prawdziwy zawodowy szczurołap działa systemowo. Nie interesuje go schwytanie jednego czy kilku szczurów, lecz unicestwienie całego stada. Całego - do zwykłych śmieciowych szczurków po elitę. Szczury jednak wiedzą, jak radzić siebie z zagrożeniem. Ustawienie pułapek zwiększa ich czujność, a nagłe pojawienie się dziwnej żywności może być pułapką. Dlatego w przypadku znalezieniu jedzenia wysyłają kilku degustatorów na jego spróbowanie. Gdy nic się z nimi nie dzieje stado zaczyna traktować zdobycz jako bezpieczną. Szczurołap musi więc nauczyć się omijać procedury bezpieczeństwa stada. Z pomocą idą mu nowoczesne trutki, które działają z długim opóźnieniem i zawierają nie trucizny, lecz substancje zmniejszające krzepliwość krwi. Dzięki temu każde nawet niewielkie uszkodzenie naczyń krwionośnych staje się początkiem końca zwierzęcia. Co najważniejsze jego problemów zdrowotnych a w konsekwencji śmierci nie sposób skojarzyć ze zjedzeniem wiele dni wcześniej pechowego posiłku. Gdy stado pada pozostaje okiełznanie elity. Tu nieocenione są konwencjonalne metody. Na elity należy po prostu zapolować. Prawdziwy szczurołap działa systemowo, a jego działania są rozłożone w czasie. Pośpiech jest największym wrogiem szczurołapa. 

Życie i jego meandry sprawiły, że obserwowałem akcję niewidzialnego szczurołapa w skali makro. Po wejściu Polski do UE prawdziwym wyzwaniem była implementacja wspólnej polityki rolnej i dzielenie dopłat. Z początku nieufny lud tubylczy szybko jednak docenił jakie to cudowne rozwiązanie, gdy nie musisz pracować, a kasę dostajesz za darmo. Szczególnie w sytuacji, gdy małe poletka można było wydzierżawić sąsiadowi, a pieniądze brać z powstałej specjalnie w celu dystrybucji środków Agencji. Czas płynął, wyrosło następne pokolenie "rolników" uzależnionych od socjalnej renty jaką stały się dopłaty z Agencji. Obok nich wyrosła klasa rolników wielkoobszarowych, którzy na początku dzierżawili niewielkie poletka, ale z upływem czasu skupowali co się dało. Pomogła w tym biologia i wymieranie starych gospodarzy. Wyposażeni w nowoczesny sprzęt kupiony za "preferencyjne" kredyty i specjalne programy grantowe "nowi rolnicy" mieli stosunkowo niskie koszty produkcji, dzięki czemu żyli całkiem nieźle. Wtedy nagle otwarto granice na śmieciową, ale tanią żywność ze wschodu i zapowiedziano wprowadzenie norm produkcyjnych podszytych ekologią nie zapewniających jakiejkolwiek opłacalności. Po pierwsze z całej dużej ilości pierwotnie funkcjonujących realnie gospodarstw pozostało zaledwie kilka – kilkanaście procent, po drugie cios w nie zadany jest szybki i skuteczny. W odróżnieniu od logiki działalności szczurołapa nie unicestwiono rolniczej politycznej elity lecz ją kupiono. Władze tradycyjne pojmowanej chłopskiej partii zasiadły na urzędach i stały się sztandarowymi orędownikami "nieuchronnych zmian". Byli też tacy, których należało unicestwić, ale tu pomogła zwykła pętla na szyi w siedzibie partii i pozostawione po remoncie elewacji rusztowanie. Ostatnich przywódców rodzącego się buntu wystarczyło kupić miejscem na listach wyborczych i małoznaczącym stołkiem w resorcie rolnictwa. 

I w ten sposób przez ponad dwadzieścia lat połykania finansowej trutki udało się unicestwić całą chłopską klasę społeczną, która na początku tego procesu była prawdziwą potęgą. Małe gospodarstwa rolne produkujące metodami nieprzemysłowymi gwarantowały tanią żywność doskonałej jakości. Po zachłyśnięciu się przemysłową produkcją w tej chwili postuluje się powrót do tego co było na początku, ale już bez balastu społecznej klasy, o likwidację której chodziło od początku. „Nie ma już chłopów, jest ludność wiejska” – zapewniał mnie nieżyczący już działacz obecnego PSL. Pamiętam takich działaczy chłopskich, który przeszło dwadzieścia lat temu przekonywali, że plan polega na unicestwieniu rolnictwa jakie znamy, ale przegrali oni z pokusą pieniędzy za nic rozdawanych niczym w przedstawieniu Wolanda w Teatrze Variete. I nic już nie pomogą protesty. Rolnicza brać już dawno połknęła truciznę i przegapiła fakt, że reprezentujące ich elity są tak naprawdę agentami ich wrogów. Agonia potrwa jeszcze chwilę. Być może nawet odniesie jakiś skutek, ale dokonanych spustoszeń nie da się już naprawić, tym bardziej, że czyni się wszystko, aby protestujących odseparować od reszty społeczeństwa i potraktować jako jego wrogów.

P.S. I

Nie wiele wiadomo o spotkaniu Jaruzelskiego z Rockefellerem w połowie lat osiemdziesiątych w Nowym Jorku. Wiadomo jednak, że Jaruzelski miał nakazane słuchać a nie się odzywać i to, że jednym z tematów „rozmowy” była kwestia wdrożenia w Polsce GMO, o istnieniu którego lud tubylczy dowiedział się jakieś dwie dekady później. Prawdziwe plany strategiczne są dalekosiężne i dyskretne, a ich zakładany efekt dla nieprzygotowanych pierwotnie uchodzi za totalny absurd. Ale spokojnie szczurołapy mają swe techniki opanowane do perfekcji. Najgorsze, że nie ma przed nimi gdzie czmychnąć. 

P.S. II

Za chwilę czeka nas więc radykalna podwyżka cen żywności. Pytanie tylko co będzie zawierać? Ale to już kolejny etap. 

sobota, 16 marca 2024

Po co?

Gdy patrzę na ulice i drogi, to przypomina mi się bajka Andersena o gościu, który był tak biedy, że sprzedał swój cień. Na płotach, drzewach i wszędzie gdzie się da wiszą gęby do wynajęcia. Ale tylko na pozór jedyne co ma cała ta wesoła gromadka do sprzedania to ich podrasowany w fotoszopie wizerunek. Choć tu także jak w owej bajce chodzi o przetrwanie, bo stołek w samorządzie to nie tylko dieta, ale i posadka dla szwagra mikrocefala, który się do żadnej roboty nie nadaje. No i szpan we wiosce... W tym roku ścisk straszliwy. Jak w każdym cyklu wyborczym prawdziwymi "wygrywami" są firmy reklamowe, bo czy się kandydat dostanie czy nie, płotki, plakaty, banery idą na pniu. Ale na pozór cała maskarada świadczy o kurczeniu się przestrzeni na rozsądny zarobek. Im większe tego typu kurczenie – tym ścisk tupiących po liche zaszczyty jeszcze większy. A wszystko w sytuacji, gdy gołym okiem widać, że realna władza coraz bardziej oddala się od Nadwiślańskiego Kraju. A to wujek Joe wzywa na dywanik, a to rząd mówi, że w spawie „zielonego ładu” i ukraińskiego zboża "będzie interweniował w Brukseli", co jest już jawnym dowodem na to, że sam z siebie nic nie może i nawet nie próbuje tego ukrywać. Tak więc na naszych oczach władza rządowa stała się samorządową. Więc być może dla przyzwoitości należałoby zlikwidować Urzędy Wojewódzkie, bo skoro mamy samorząd kraju, samorząd województwa, samorząd powiaty i samorząd gminy, to po co przedstawicielstwo samorządu krajowego na poziomie regionu? Za jednym zamachem pasowałoby jeszcze przy okazji likwidować powiaty, które są nie wiadomo po co. Znaczy wiadomo, bo w reformie Buzka chodziło o zrolowanie długów szpitali. Teraz nikt się już długami nie przejmuje, bo gdy wszyscy poszli w jasyr to długi niewolników przejął ich właściciel. Innymi słowy nawet niewola nie zwalnia z zasad pragmatyzmu.

Dla wielu niezorientowanych odkryciem będzie być może fakt, że prawdziwe szranki odbyły się już jakieś dwa miesiące temu, gdy układano listy wyborcze. Miejsca na nich dzielą się na te biorące i te pozostałe. O te pierwsze na listach partii toczy się ostra walka na noże i siekiery. Te pozostałe zasiedlają hobbyści, społecznicy lub lizusi potencjalnej władzy dla których start w wyborach to deklaracja lojalności czyli chleb w urzędzie lub szkole na następne lata. Analogia do szlachty gołoty, która przybywała na sejmy po to, aby odebrać należny jej jurgiel nasuwa się sama. Dla wielu - w tym i dla mnie - już od dawna stało się jasne, że PRL był chociaż tańszy w obsłudze... Ale z żołądkiem się nie dyskutuje. A pozostali? Musi być naprawdę źle, gdy cała masa ludzi sprzedaje swoją mordkę tylko po to, aby… No właśnie, po co?

środa, 13 marca 2024

W pułapce paradygmatów

Życie nauczyło mnie, że gdy mówi się powszechnie o jakimś zagrożeniu, to znaczy, że nie jest ono wcale tak groźne jak samo nim straszenie, które z reguły ma zupełnie inny cel. Musimy zgodzić się jako zbiorowość na pewien myślowy schemat - pewien umowny poglądowy paradygmat, aby jego konsekwencje – nie zawsze zresztą oczywiste – nie były dla nas zaskoczeniem i abyśmy przyjęli je bez większej refleksji. 

Dla przykładu, powszechne zagrożenie pewną azjatycką chorobą wywołało potrzebę stworzenia panaceum, którego konsekwencją okazał się terror szczepień niezbadanymi substancjami. Gdy kurz bitewny opadł, to na jaw wyszła stara prawda, że każdy powód jest dobry, aby zarobić. Co po tym pozostało? Syndrom wyparcia wśród tych, którzy wpadli w pojęciową pułapkę i etykietka oszołomów przypięta dla tych, którzy od początku mówili prawdę lub śmieli mieć wątpliwości. Jak bowiem mawiał Nicolás Gómez Dávila: "Nikogo nie interesuje nigdy to, co mówi reakcjonista. Ani wtedy, kiedy to mówi, bo wówczas wydaje się to absurdalne – ani po kilku latach, bo wówczas wydaje się to oczywiste."

Bo przecież:

  • straszenie globalnym ociepleniem w rezultacie skutkuje możliwością sprzedaży systemowo nieefektywnych urządzeń z branży OZE i podwyżkami cen nośników energii, które bez ideologicznej kanwy byłby nie do zaakceptowania,
  • dziura ozonowa, która nagle zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach zaskutkowała wycofaniem freonu z urządzeń chłodniczych i zastąpieniem ich czymś droższym ale za to pobawionym funkcji dziurawienia,
  • dziwnym zbiegiem okoliczności za realnymi problemami takimi jak afrykański pomór świń czy ptasia grypa po ich odpowiednim nagłośnieniu wprowadzono zakazy indywidualnej hodowli drobiu i trzody chlewnej na pewnych obszarach. 

Przykłady można mnożyć. Za chwilę być może zostanie rozpętana wielowątkowa akcja strasząca powszechnym widmem kradzieży gotówki przez wszelkiej maści oszustów. Obok metody na wnuczka zaczną być powszechnie piętnowane inne mechanizmy złodziejstwa. Panaceum na to będzie rzecz jasna eliminacja gotówki i zastąpienie jej cyfrowym pieniądzem nowej generacji, bo wtedy będzie wiadomo kto ukradł. Również być może za chwilę zapanuje w mediach powszechne przekonanie, że warzywa z przydomowego ogródka są niezdrowe, trujące i wywołujące wiele chorób, bo nie podlegają specjalistycznym badaniom. Najpierw każdy działkowiec będzie mógł kupić specjalny tester do testowania jakości żywności, a potem jej produkcja zostanie być może zakazana przy aprobacie większości społeczeństwa. 

I w tej całej układance, którą można też nazwać z powodzeniem inżynierią społeczną wcale nie chodzi o to, czy pierwotny „straszak” był realny i rzeczywisty. Chodzi o to, że był on wyłącznie pretekstem do serii działań i manipulacji. Inaczej rzecz ujmując, założone cele w czasach społeczeństwa „przeinformowanego” można osiągnąć znacznie łatwiej przy wsparciu podbudowanej lękiem ideologicznej zasłonie dymnej. 

Od pewnego czasu straszy nas się wojną. I nie chodzi wcale o to czy owo zagrożenie jest realne czy nie ale o to jakie efekty i cele ma samo straszenie. 

Zacznijmy od tego, że coś takiego jak napad jednego kraju na drugi to kosztowana zabawa, a okupacja bez odpowiedniego ideologicznego podłoża jest ekstremalnie trudna o ile niewykonalna. Mieliśmy w naszej historii z czymś takim do czynienia tylko raz, gdy Niemcy i ZSRR zajęły nasz kraj. Dla obu stron był to jednak stan chwilowy. Jedni chcieli przeć na zachód w imię starych ideologicznych założeń, drudzy na wschód w poszukiwaniu przestrzeni życiowej. Mimo to Niemcy pomimo poszukiwań nie znaleźli kandydatów do utworzenia marionetkowego rządu i musieli władzę sprawować sami, choć znaczna część administracyjnych struktur organizmu jakim było Generalne Gubernatorstwo nadal pozostawały w polskich rękach. Mieliśmy nawet podziemne państwo. Co innego bolszewicy. Idąc na Warszawę w roku 1920 i 1944 mieli na zapleczu już „polskie” rządy, a w tym drugim przypadku do kraju wkraczało nawet wojsko w polskich mundurach. Tak zrobili także Rosjanie na Ukrainie. Na podbitych terenach powstały kadłubkowe twory parapaństwowe zarządzane przez kolaborujących Ukraińców. Całości towarzyszy odpowiednia ideologiczna osłona. Inna sprawa, że Rosjanie w tej wojnie osiągnęli już prawie co chcieli. Przejęli kontrolę nad obszarami silnie uprzemysłowionymi, a reszta kraju czyli zachodnia pustka i biedota wystarczy jak będzie pozbawiona możliwości podskakiwania i wrogiej dla Rosji dywersji. Czyli na pozostałym terytorium wystarczy finlandyzacja i tyle. 

Gdyby zagrożenie ze wschodu było realne, już mielibyśmy na naszej politycznej scenie partie jawnie prorosyjskie, które w określnym momencie przejęłyby funkcje kolaborantów. Poza istniejącym wciąż z w szyku zwartym ZSLem – który niczym w kapsule czasu przetrwał prawie niezmieniony od czasów PRL nie widzę innych kandydatów do „pragmatycznego” zarządzania Krajem Nadwiślańskim. Ale nawet i współczesny ZSL wpatrzony jest na zachód… Ktoś więc musiałby przyjść i przypomnieć podmienionym po klęsce Mikołajczyka działaczom ludowym i ich spadkobiercom skąd wyrastają im nogi.

O co więc chodzi? Bo jeśli jest to ideologiczne i propagandowe wsparcie dla akcji sprzedaży nam broni, to pół biedy. Nie takie kolonialne akcje mieliśmy za sobą. PZPR musiał odrzucić ideologiczny balast w atmosferze powszechnego potępiania aby „zmutować” w nowej rzeczywistości w warstwę posiadaczy. Ale najpierw należało wszystko co powstało w PRL wytarzać w smole a potem w pierzu, aby ktoś mógł upadłościową masę przejąć za marne grosze. Dlaczego powszechnej psychozy nie próbuje się wygasić propozycją powszechnego dostępu do broni? Tego nie wiem, ale wiem na pewno, że straszenie wojną ma inny cel niż tylko zbrojenia. Chodzi w pierwszym etapie o totalitaryzację życia społecznego jako takiego. Po prostu: grozi nam wojna więc morda w kubeł. Masz zimno w domu i chcesz przeciwko temu protestować? Nic z tego. Protest w czasie zagrożenia nie uchodzi. Nie bez kozery liczne totalitaryzmy poszukiwały zawsze wroga. W takiej Korei Północnej przecież codziennie jest realny atak ze strony Japonii i USA. Ale to tylko doraźny środek, a nie właściwy cel. 

Totalitaryzującja jest więc środkiem a nie celem. Prawdziwym celem może budowa podwalin pod wspólny rynek od Władywostoku po Lizbonę. Wycofanie USA z Europy oznaczałoby przestrzeń do tworzenia takich projektów pod protektoratem i w interesie Chin. Reasumując, być może jesteśmy już na innym etapie. Zostaliśmy sprzedani i nawet nikt nie pytał nas o zdanie, a teraz chodzi o to, aby przy fanfarach totalitarnej retoryki rozmontować państwo. Innymi słowy, aby sami Polacy nabrali do niego obrzydzenia. Poczynania rządzących i ignorowanie konstytucji jest tego najlepszym przejawem. Za chwilę proces powszechnego chaosu dotknie zwykłych obywateli, a wtedy wszyscy zatęsknią za normalnością. I ona nadejdzie – ale będzie to normalność już inna niż tak jaką znamy. A wtedy poczekamy na nowe jedynie słuszne paradygmaty.

Silny i suwerenny jest ten, kto potrafi je kreować i narzucać innym. W najgorszym wypadku potrafi je trafnie odczytywać.

poniedziałek, 4 marca 2024

Krótka przypowieść o sztuce budowy namiotów cyrkowych na leśnych polanach

Jak nauczał książę Lampedusa w swej niezrównanej powieści "Gepard", najlepszym miejscem na ukrycie liścia jest las. W sytuacji, gdy go nie ma, należy go posadzić i poczekać aż wyrośnie.

Przypomniał mi się także stary dowcip o pewnym dżentelmenie, który wchodzi do gabinetu dyrektora cyrku i mówi:
- Szanowny panie, mam tak świetny pomysł na cyrkowy numer, że podbijemy nim świat zarobimy fortunę.
- Spadaj mi pan! Mam dobry program i nie potrzebuję żadnych nowych numerów – odparł dyrektor.
- Niech pan posłucha przez chwilę, na pewno pana przekonam – nie poddawał się mężczyzna.
- No dobrze, mów pan, ale szybko – rzucił dyrektor cyrku.
- Niech pan sobie wyobrazi cały sufit cyrku obwieszony balonami. Balonami z gównem. A na arenę wjeżdżają konie. Na każdym koniach amazonki z łukami. I amazonki zaczynają galopować w koło. Unoszą łuki. Zaczynają strzelać do balonów. Przebijają je po kolei, a całe gówno spada na dół. Na dole wszystko jest nim pokryte: widzowie w gównie, arena w gównie, orkiestra w gównie, konie w gównie, amazonki w gównie... I wtedy wchodzę ja... Cały na biało.

Jeszcze za czasów ZSRR zrodził się plan sprzedaży radzieckich węglowodorów Niemcom. W tym celu postanowiono wybudować gigantyczne jak na tamte czasy rurociągi. Władze radzieckie nie podjęłyby się takiego monumentalnego inwestycyjnego zadania bez odpowiedniej ideologiczno-propagandowej osłony gwarantującej nie tylko zbyt surowców za cenne dewizy, ale co równie ważne wsparcie trwałości biznesu. W tle było rzecz jasna trwałe uzależnienie zachodniego przemysłu od na początku taniego surowca. Aby to osiągnąć należało dokonać propagandowej dywersji i wyeliminować konkurencję. Pod ręką byli byli hipisi, którzy chętnie przyjęli ekologiczne szaty i zaczęli zwalczać energetykę jądrową oraz promować wytwarzanie energii z wiatru, słońca i krowich bździn. Blokady dostaw paliwa do elektrowni przypominały do złudzenia blokady zdesperowanych obecnie rolników. Rzecz w tym, że gdy utopia tzw. OZE miała jakiekolwiek szanse powodzenia należało zapewnić stabilność zasilania z tych z natury niestabilnych źródeł. Wymyślono więc rozwiązanie idealne: gdy nie świeci i nie wieje, wystarczy uruchomić gazowe turbiny, aby uzupełnić braki w energii. Gaz oczywiście pochodzi z Rosji – matki wszystkich tego typu wynalazków. Przy okazji można zarobić na dystrybucji gazu frajerom w krajach ościennych. Interes kręcił się do tego stopnia, że stare radzieckie rury puszczone po lądzie postanowiono zastąpić nowymi po dnie morza. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że tego typu rury mają dziwną skłonność do wybuchania w dziwnych okolicznościach. I wszystko byłoby świetnie, gdyby chodziło tu tylko o prosty geszeft i zarabianie na kolejne złote klamki i musze klozetowe w kolejnych willach „umiłowanych przywódców” rosyjskiego imperium. Byli hipisi nie próżnowali. Postanowili oni w rezultacie zmienić nie tylko Niemcy, ale i całą Europę w ekologiczną krainę szczęśliwości wprowadzając tzw. "Zielony Ład". Niemal wszyscy pożyteczni idioci, idioci i cyganie lubiąc być w dobrym towarzystwie poparli te pomysły bez szemrania. Przecież nie po to pchano im w głowy nową ideologię, aby postąpili inaczej. Jakby zbuntowali się i nie poparli nowych "wydumek" za chwilę zostaliby zmienieni „na lepszy model”. I żegnajcie diety, żegnajcie synekury dla wszelkiej maści szwagrów i "bandy skowroniątek". 

Rzecz w tym, że tak zwany "Zielony Ład" doprowadzi do takiego zubożenia całej Europy, do powstania takich konfliktów, że lud tubylczy zatęskni za normalnością i sam poprosi Rosjan, aby w końcu zrobili tu porządek. A przecież wiadomo, że Rosjanie nie odmawiają proszącym ich narodom protektoratu przed rodzimymi obłąkanymi elitami. No co począć? Lud tubylczy powita nowych protektorów chlebem i solą przy przyozdobionych kwiatami bramach powitalnych jak drzewiej bywało. Referendum przyłączeniowe do wesołej i szczęśliwej rodziny neoradzieckich narodów stanie się tylko formalnością. Bo najpierw wszystko musi być tak umazane ekskrementami, żeby ktoś mógł wejść cały na biało. Ale najpierw należało posadzić las nie tylko po to, aby ukryć w nim liść, lecz także po to, aby ustawić w nim namiot cyrkowy.