czwartek, 30 grudnia 2021

piątek, 12 listopada 2021

Coś poszło nie tak?

Nie tylko przysłowia ale i przesądy są mądrością ludzkości. Na przykład przesąd o czarnym kocie przebiegającym drogę ma ponoć swe źródło w oczywistej mądrości myśliwych przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Do dziś w języku myśliwych zająca określa się mianem kota. Więc jeśli idziesz przez las i widzisz przebiegającymi pod twoimi nogami kota (czyli zająca) oznacza to, że nie boi się on ciebie więc samemu należy zacząć się bać i uciekać.

Jak zwykle wbrew medialnemu gwarowi wiemy bardzo mało, bo strzępki rozproszonych faktów i dezinformacji przenikają się ze sobą, ale kilka kwestii pozostaje oczywistych i czytelnych. Nad polską granicę białoruskie służby dowiozły tysiące zdezorientowanych i oszukanych ludzi, którzy mieli przemaszerować przez polską granicę i dotrzeć do Niemiec. Na polskiej granicy napotkali opór ze strony Straży Granicznej. Piętrzące się kolejne grupy, rozpaczliwe próby przerwania blokady, wściekłość ze strony Łukaszenki i groźby odcięcia gazu. Co poszło nie tak? Próba wywołania kolejnego kryzysu migracyjnego przez – nie oszukujmy się – Rosjan mogła mieć na celu doprowadzenie do upadku UE, bo po co komu Unia, która nie potrafi zapewnić podstawowa bezpieczeństwa swym obywatelom. Byłby to cios w europejską lewicę i czynnik atomizujący całą i tak nadwątloną strukturę. Pytanie po co? A no po to, aby Niemcy wreszcie ręcznie przejęli serowanie „masą upadłościową” i zaczęli budować swe wymarzone od stuleci mocarstwo. Dla Polski taki scenariusz stanowi rzecz jasna śmiertelne niebezpieczeństwo, bo po postunijnym remanencie może okazać się, że wschodnie rubieże naszego kraju są pod wpływami Rosjan. Mamy więc do czynienia ze scenariuszem rozbiorowym. Oczywiście tą ewentualność należy rozpatrywać całkiem poważnie. Wszystko zależy od tego czy komuś nie puszczą nerwy i czy nie dojdzie do eskalacji, ale sądzę jednak, że to mniej prawdopodobne. Gdyby plan taki miał się ziścić, to byłby przygotowany super profesjonalnie tymczasem na każdym kroku widać amatorkę. Durnota krajowych pożytecznych idiotów i rezonansowych pudeł rosyjskiej propagandy jest aż nazbyt czytelna, a masa przewiezionych z cieplejszych krajów tzw. „uchodźców” za chwilę zacznie zachowywać się bardziej agresywnie z zderzeniu z nadchodzącymi mrozami. Nie można było tego przewidzieć? Oczywiście że można było, tylko dziury w całym planie mogły być zostawione celowo, dla budowy wyższego piętra celowości. Zacznijmy jednak od początku. Destabilizacja w tej chwili nie jest na rękę Niemcom i Rosji, chyba że chodzi tu o całą akcję nie tylko ręcznego przejęcia władzy w Europie przez Niemcy i Rosję ale też o wymianę lewicowych elit prowadzących ekologiczny marsz na ścianę całego kontynentu. Scenariusz rozbiorowy i oddanie kontroli nad Europą Środkową Rosji nie jest na rękę Niemcom, a Rosjanie mają aż nadto problemów wewnętrznych, a wojna i agentura to nie są tanie rzeczy – jak mawia pewien serialowy menel z Wrocławia. Odzyskanie wpływów w naszej części kontynentu przez Rosję to i tak kwestia czasu. Putin powinien siedzieć w ciemnych okularach i jeść popcorn patrząc jak wynędzniałe przez Fit for 55 kolejne narody kombinują jak wymiksować się z samobójczego powrotu do epoki jasionowej. Zatem trwały konflikt, psikusy czy wypadek przy pracy?

Wszystko ma sens tylko wtedy, gdy zdamy sobie sprawę, że to nie my jesteśmy daniem głównym i to nie Putin jest tu głównym graczem. Przez Białoruś przebiega główny fragment tzw. Jedwabnego Szlaku czyli mechanizmy trwałej kolonizacji Europy (tego półwyspu na północy – jak mawiał Mao) przez Chiny. I teraz towarzyszom w Pekinie nie koniecznie musi podobać się nieobliczalny łysy podstarzały wieczny prezydent w kraju od którego zależy ich eksport. Putin dostał od nich sugestię: sprzątnij bracie tego pajaca, a ten jak na KGBistę przystało podpuścił Łukaszenkę do całej akcji z uchodźcami. Jeśli by się ona powiodła, to opisany wyżej model rozbiorowy który jest na korzyść Rosji, która wtedy zgodnie z prośbą towarzyszy z KPC robi też porządek z Białorusią. Ale jeśli plan nie wypali – co chyba właśnie ma miejsce – wszyscy od Bałtyku po Atlantyk będą chcieli aby Łukaszenka w końcu odszedł. Wtedy Putin łaskawie zgodzi się na odsunięcie od władzy swego wasala i wszyscy zatańczą wesołego oberka. A że przy okazji posprząta się sprawy na wschodniej Ukrainie… Z punktu widzenia Kremla co się nie stanie to i tak będzie to korzyść. Nerwowe ruchy Łukaszenki w ostatnich dniach wskazują na to, że chyba zdał sobie sprawę, że wpadł w pułapkę. Teraz pytanie kto przejmie Białoruskie zasoby lub komu Putin pozwoli to zrobić? Czy będą to zachodni banksterzy chętni na jak największej utylizacji swych elektronicznych impulsów w zamian za realne wartości czy właśnie chińscy towarzysze chcący mieć spokój w powolnym trawieniu resztek ekonomicznej suwerenności Europy.

Wszystko wskazuje na to, że za chwilę Pan Łukaszenka zostanie zmieniony na lepszy model, a na Białorusi zapanuje demokratyzacja, kredyty na rozwój i wszyscy zatańczą wesołego oberka. Nam pozostanie tylko świadomość dwóch kwestii: pierwszej, że profesjonalna armia nowego formatu jest nam niezbędna podobne jak odbudowa służ specjalnych i drugiej, że musimy coś robić z agenturą wpływu. Oba te warunki są niezbędne nawet nie po to aby zachować zewnętrzne znamiona suwerenności, ale po to, aby zachować swą odrębność kulturowo ekonomiczną i przetrwać jako naród zorganizowany w rodzaj państwa.

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Elektrotrutka

Po śmierci sąsiadów zamieszkujące u nich szczury poczuły się widać mało komfortowo i przeniosły się okolicznych zabudowań. Do mnie także dotarła gromada przybyszy, która zadomowiła się w budynku gospodarczym. Decyzja była jedna z możliwych – musimy wytruć to towarzystwo. Udałem się do sklepu i nabyłem trutkę. Dowiedziałem się dzięki temu jako towarzyszy jej perfidny mechanizm. Otóż zaczyna ona działać kilka dni po spożyciu. Szczury najpierw wysyłają ochotnika, który ma spróbować nowego jedzenia. Gdy nic mu nie jest zaczyna ucztować reszta towarzystwa. Chodzi o to aby te inteligentne stworzenia nie zauważyły związku między śmiercią danego delikwenta a spożyciem trucizny. Ponoć starożytni nie zauważali związku między seksem a zajściem w ciążę, a wielu pewnie dziś nie zauważa związku między rozdawnictwem publicznych pieniędzy, a dziurą budżetową i nieuchronnym wzrostem podatków. Pewnie nie wszyscy zauważają także związki między otwarciem się na produkty z innych rynków i koniunkturalną kondycją rodzimych firm. Wbrew obiegowej opinii kapitał posiada jednak swe ojczyzny, ale żeby to zrozumieć nie należy rzucać się na nieznane żarcie nawet jak nic nam po nim nie jest przez pierwszych kilka dni.

Ostatnio czytając książkę Richarda Barbrooka „Przyszłości wyobrażenie. Od myślącej maszyny do globalnej wioski” natrafiłem na ciekawą informację na temat twórcy tego pojęcia czyli Marshalla McLuhana. Okazuje się, że ten wizjoner telekomunikacji był głęboko wierzącym człowiekiem, a jego poglądy były raczej odległe od powszechnie przypisywanej mu afirmacji cyfrowym światem. W prywatnej korespondencji miał on nawet określić globalną sieć przyszłości jako narzędzie Szatana, przy pomocy którego opęta on świat i ludzkie umysły:

„Elektroniczne środowiska informatyczne […] stanowią dziś racjonalne przeciwieństwo świata mistyki, bezczelną manifestację antychrysta. Ostatecznie Książę Świata jest bardzo sprytnym elektronikiem.”*

Jak widać Marshall McLuhan zasłużył na miano wizjonera. Chłepczemy z sieci jak szczury trutkę, a tymczasem zmienia ona nieposzerzenie nasze społeczne relacje i nas samych. Czy zdążymy dostrzec fortel? Nawet jak to uczynimy, to jest już za późno. Trucizna trawi nasze wnętrzności a symptomy są dopiero przed nami. Jeszcze chwila a znajdziemy się w niewoli algorytmów, które sparaliżują nas, a potem staniemy się – jak nazywa to Pan Nikt – elementem zbędnym.

Szacuje się dla krajów OECD, że średnio 57% wszystkich miejsc pracy jest zagrożonych automatyzacją. W Polsce według podobnych szacunków automatyzacją zagrożonych jest średnio 40% miejsc pracy. Jeśli popatrzymy na konkretne profesje, to według amerykańskich badań w perspektywie ćwierćwiecza pracę straci 97% bibliotekarzy, 95 % robotników rolnych i około połowa zawodowych kierowców.

Co jeśli w wyniku powszechnie dostępnych i tanich algorytmów w przeciągu najbliższej dekady przedsiębiorcy postanowią zredukować najbardziej znaczący koszt swojej działalności w postaci tych pracowników których da się zastąpić? Jeśli tak się stanie, świat czeka największy problem nie tylko ekonomiczny ale i cywilizacyjny w całej historii. Zmiana stosunków pracy to przecież zmiana kultury, własności i stylu życia całych społeczeństw w wyniku cichej rewolucji, której chyba nie do końca jesteśmy świadomi. Dlaczego ten globalny, długofalowy trend nie jest źródłem powszechnej ogólnospołecznej debaty w naszym kraju, a cyfryzacja we wszystkich odmianach stanowi raczej przyczynek do powszechnej i bezrefleksyjnej afirmacji a nie do rzetelnej refleksji? Można domniemywać, dwa źródła tej powszechnej beztroski. Pierwsze to powszechna świadomość naszej konkurencyjności na rynku pracy opartej na niskich zarobkach. Problem polega na tym, że raz wyprodukowany algorytm nie stanowi już żadnego kosztu. Drugi powód to dobiegające do nas zewsząd informacje o braku rąk do pracy. Ten drugi powód niestety paradoksalnie w dalszej perspektywie przyczyni się do jeszcze bardziej ochoczej i powszechnej automatyzacji produkcji i usług.

 

*Cytat ten pochodzi z listu do Jacques’a Maritaina z 6 maja 1969 r.

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Z kamerą wśród zwierząt

Z nieznanych mi bliżej przyczyn w nocy opanowała mnie bezsenność. Z reguły zasypiam gdy tylko dotknę głową poduszki, a tu nagle taka niespodzianka. Co robić gdy wszyscy domownicy śpią słodko a ty przewracasz się z boku na bok? Najlepiej włączyć telewizor i założyć na uszy słuchawki. Tak też uczyniłem i o dziwo odkryłem nieznane mi wcześniej światy. Oto jakiś pan ogląda genitalia pań stojących w gablotach i wybiera te które mu się podobają najbardziej. Potem gdy pani jest już w pełnej okazałości on także się rozbiera. Finałem jest to że idą do knajpy. Na innym kanale jakieś zmutowane kobiety z sylikonem wszędzie gdzie się da i z tatuażami na szyi z trudem potrafią się wysłowić. Na kolejnym kanale grupa młodych ludzi mieszka razem, chleje i spółkuje z radością opowiadając co zaszło w ich życiu. Mówią o romansach, wieczorkach taneczno – bokserskich i wymiotach mając wyraźny problem z dobraniem właściwego słownictwa. Jedni zamknięci w gablotach, drudzy w domach, a jeszcze inni w klatkach swych ograniczeń. Wszystko to przypomina do złudzenia klasyczny już program państwa Gucwińskich, którzy pokazywali zwierzaki zamknięte we wrocławskim zoo. Generalnie, co trzeba mieć w głowie aby zgłosić się do któregoś z tych programów? Odnoszę wrażenie, że na naszych oczach powstaje nowy rodzaj człowieka radzieckiego. Przypominają oni rasę elojów z Wehikułu Czasu Wellsa: ludzi nawet nieświadomych swej marności.

Przez chwilę poczułem się niczym główny bohater tej powieści. Jakbym przełożył wajchę i znalazł się w zupełnie innym świecie. Pytanie: co nas czeka za chwilę i czym nas jeszcze jest w stanie zaskoczyć świat medialnej progresji?

niedziela, 22 sierpnia 2021

Suma wszystkich strachów

Istnieje taki całkiem niegroźny ale podobny do morderczego dusiciela wąż, który gdy poczuje głód wspina się na drzewo i wypatruje małej małpki, która na chwilę pozostała bez opieki i siedzi na gałęzi z której nie może uciec. Wtedy ów wąż zaczyna swój spektakl. Tak skrada się do małpki, że tak dosłownie umiera z przerażenia. Jej serce nie wytrzymuje i spada martwa z gałęzi. Wtedy wąż schodzi i spokojnie pożera swą ofiarę, którą zabił strach.
Jak oświadczył dyrektor Generalny WHO Pan Tedros Adhanom, w przewidywanej przyszłości nie będzie już powrotu do normalności takiej jaką znamy. Co miał na myśli? A cholera wie. Z jednej strony mógł mieć na myśli totalny sanitarny zamordyzm, z drugiej zaś strony jego wypowiedź można zaklasyfikować jako banał, bo nigdy już nic nie będzie takie jak było i dwa razy nie wejdzie się do tej samej rzeki. Niejednoznaczność i paradoksy to zresztą coś co towarzyszy nam od początku tego szaleństwa. Pan Tedros Adhanom powiedział też, że szczepionki nie zakończą pandemii. Szczery gość. Pytanie tylko czy ktoś machnie ręką na całą hucpę czy dalej będziemy walczyć z niewidzialnym wrogiem. Oczywiście to drugie. Wiele jest sprzecznych informacji i trudno o ich wiarygodność (to niewątpliwe obok wieloznaczność też cecha wywołującej zamieszanie wojny hybrydowej) ale istnieją źródła, które sugerują, że nowa wersja „straszaka” atakuje głównie osoby zaszczepione. Pojawia się więc pytanie: po co było to całe zamieszanie? Zastraszeni ludzie godzą się na rzeczy, na które nie zgodziliby się nigdy bez strachu. Problem polega na tym, że ludzie przestali się już bać. Za dużo manipulacji, improwizacji i udręki. Gdy dodamy do tego nieubłagane statystyki umieralności, pytanie po co było zatrzymywać gospodarkę? Po co dalej z uporem maniaka w Polsce lansuje się i zmusza do szczepień, kiedy już wiadomo, że jest to droga donikąd? Ludzie nie potrafią uzyskać odpowiedzi na te i inne nurtujące ich pytania więc poza zanikiem lęku zaczynają podchodzić z nieufnością do władzy i jej poczynań jaka by ona nie była. I nie jest to problem wyłącznie polski o czym świadczą liczne demonstracje ludzi pragnących wolności, końca podziałów i przywrócenia podstawowych obywatelskich praw.
No i co począć, gdy płomień strachu przygasa? Należy wydobyć z zakamarków stare nieco zapomniane strachy o dużym potencjale.
Siedzący w górach talibowie pewnie z niedowierzaniem i zdumieniem przecierali oczy widząc jak US Army niemal w panice opusza Afganistan. Tony sprzętu nowoczesnego sprzętu, całe bazy wojskowe, pełne magazyny amunicji i prowiantu. Wszystko to dostało się w ich ręce niemal bez wystrzału. Wytrwałością i uporem pokonali po 20 latach kolejnego agresora. Teraz nie tylko będą mieli władzę, nowoczesną armię ale i praktyczny monopol na handel heroiną. Można odnieść wrażanie, że talibowie wygrali loterię nawet nie kupując losu. Po co więc to wszystko? Spokojnie, to tylko stary straszak. Wszyscy już powiem zapomnieli o ataku na WTC i globalnym terroryzmie, który sprawił, że władzuchna w USA przejęła - jak zwykle chwilowo - kolejne połacie obywatelskiej wolności. Tylko patrzeć jak jakiś „charyzmatyczny przywódca” talibów wypowie niczym Osama Bin Laden wojnę zachodowi, a jej ucieleśnieniem będą zamachy bombowe, wybuchające nad głowami mieszkańców Europy i Ameryki drony. Wtedy znacznie się już nie tylko walka z złowrogim wirusem ale i poszukiwania terrorystów, którzy podobnie jak wirus mogą być „bezobjawowi”. Bo to będzie nowa generacja terrorystów wcale nie wywodzących się z islamskich rodzin. Terrorystą będzie mógł być chłopak z naprzeciwka, czy dostawca pizzy. No i wtedy się zacznie….
Jak ludzie tego nie łykną i się dostatecznie nie przestraszą to wystarczy, że jakiś charyzmatyczny zaproponuje sojusz złowrogiemu Iranowi i dzięki amerykańskiemu sprzętowi oba kraje będą w stanie nie tylko napaść na miłujący pokój i lód palestyński Izrael, ale dzięki temu sojuszowi ruszą z kopyta prace nad irańską broną nuklearną. Tego scenariusza bojownicy o pokój, wolność i demokrację nie będą mogli zdzierżyć. Nie pozostanie wyjścia. Trzeba będzie zaatakować persów, a i Talibów moresu. No a co jak nagle dobrze poinformowani dziennikarze dowiedzą się, że Iran dysponuje jednak „brudną” bombą nuklearną? Wtedy każdy samochód wjeżdżający do miasta nie tylko przywiezie potencjalne terrorystę lub nową mutację patogenu ale szaleńca z bombą mogącą wysadzić cały kwartał Londynu czy Paryża. Ale spokojnie. Władze zrobią wszystko aby zapewnić nam bezpieczeństwo. Masz siedzieć w domu, nie podskakiwać, bo możesz zostać uznany za faceta z atomową walizką. Jak będziesz pokornie wykonywał polecenia nic nie ma prawa Ci się stać. Pamiętaj jednak, że należy być czujnym. Patrz uważnie na szurów, oszołomów i cyklistów bo to potencjalni terroryści i nosiciele wiatropylnego trypla malajskiego, który zmutował na targowisku w Karaczi. I tak w oparach lęków damy ugotować niczym żaba resztki naszej wolności. Pozbawieni własności, godności i do reszty inwigilowani będziemy dziękować systemowi za miskę dobrze zbilansowanej strawy z czegoś o co już nie ośmielimy się zapytać. A gdy zemrzemy nie zdążymy nawet przeprosić matki natury, której przez swój żywot wyrządziliśmy tyle krzywd.
W tym kontekście ostanie słowa umierającego Jana Pawła II „nie lękajcie się” wydają się teraz nabierać zupełnie innego znaczenia. Wyłączmy strach bez względu jakich kolejnych straszaków użyją wężowi kuglarze. Wężowi można i należy rozdeptać głowę. Na to tylko zasłużył.

Zdjęcie pożyczyłem z tej strony  Mam nadzieję, że czcigodne Siostry się nie obrażą. Warto także zerknąć
 

wtorek, 3 sierpnia 2021

Etap prowokacji przed czasem chaosu

Bez niego się nie obejdzie. Według różnych analiz w przeciągu najbliższych lat może zniknąć na trwałe z rynku wiele zawodów i specjalności. Będzie to wynik cyfryzacji na korporacyjną modłę. Algorytmy po prostu będą tańsze i zastąpią ludzi w miejscach gdzie takie zastąpienie będzie możliwe. Pojawia się pytanie: co zrobić z ludzką masą dla której po prostu pracy nie będzie ze względów systemowych, a nadęty sektor usług nie będzie w stanie ich wchłonąć? Być może w tym aspekcie operacja covid jest testem nie tylko substancji zwanych szczepionkami ale także ludzkich zachować w sytuacji ciągłego siedzenia w domach? Jak w jednym z odcinków serialu Black Mirror być może ludzką pracą będzie odchudzanie dzięki któremu dostanie się więcej punktów pozwalających na zakupy w neopewexach? Wszystko jest możliwe tym bardziej, że testowane na nas ideologie przekonują, że żremy za dużo i nawet reklama proszku do prania musi wywoływać wyrzuty sumienia. A być może chodzi o prowokację i sprawdzenie ile ludzie są w stanie znieść?

Przypomniała mi się historia pewnego arabskiego królestwa, które znalazło sposób na werbowanie asasynów. Brano chłopca z ludu, któremu pozwolono zaznać wszelkich rozkoszy na królewskim dworze. Gdy przywykł do luksusów lądował tam skąd wrócił. Po jakimś czasie pojawiał się posłaniec oferując mu zabicie jakiegoś dygnitarza obiecując, że jeśli przeżyje to wróci do „ogrodu rozkoszy już na stałe”. Podobno niewielu odmawiało. Odnoszę wrażenie, że cała masa ludzi zachowuje się dokładnie w taki sposób jak owi zdeprawowani młodzieńcy: nie chcą słyszeć o utracie swej małej stabilizacji dlatego godzą się na strategię gotującej żaby, gdzie niepostrzeżenie odbiera im się wolność czy też ostanie jej strzępy. Człowiek przyszłości bowiem ma być nagi i pozbawiony nie tylko własności ale jakiejkolwiek prywatności. Ale to przyszłość. Na razie wchodzimy w erę chaosu, który jest niezbędny dla wyłonienia się „nowego ładu”. Ludzie zgodzą się na wszystko aby zapanował porządek, a tu proszę bardzo – jest gotowe rozwiązanie ale nie takie jak dawniej – lepsze. Dlatego eksplodują problemy i podziały w przestrzeniach, w których wcześniej nie brano w ogóle pod uwagę. Sposób zaspokajania popędów seksualnych, stosunek do eksperymentów medycznych – wszystko może być kryterium podziału. Trwa też testowanie wszelkich społecznych „racjonalizmów” i nieustająca demoralizacja, która u nas ma swój własny wymiar, bowiem aż strach wieczorem włączyć telewizor aby nie zobaczyć czyichś genitaliów. Do tego jeszcze kabarety i Disco Polo swym debilizmem i prymitywizmem sugerujące, iż ludziom na widowni podają nie koniecznie gaz rozweselający. Słupki nie takie? Niech Kurski wrzuci więcej Zenka. Ale dość dygresji.

Ale prowokacje i podziały mają też doraźny wymiar. Oto Komisja Europejska dwoi się i troi aby obrzydzić życie polskiemu rządowi, a ten niczym niewolnik na plantacji bawełny znosi coraz to nowe upokorzenia. Od narzucenia nam polityki energetycznej, która doprowadzi do katastrofy gospodarczej, po zwinięcie reformy sądownictwa. Pytanie co jeszcze? Gołym okiem widać, że niemieckie imperium postanowiło zrealizować jednak odwieczny plan podboju ziem okolicznych i uczynienia z nich trwałej kolonii. W końcu powiedzą, że tak właściwie to jesteśmy takimi słabiakami, że pieniądze na nie zasługujemy i wtedy podniesie się klangor. W końcu ktoś puści myśl, która do niedawna na salonach od prawa do lewa nie mieściła się w głowie: najlepiej byłoby UE opuścić. Jak na zawołanie pojawi się prawdziwa narodowo – patriotyczna partia złożona z nowych ludzi „bez skazy” i „bez uwikłań”, która zyska powszechne społeczne poparcie tym bardziej, że w sklepach znów będzie tylko pasztetowa. I wtedy jako już tylko o krok do „suwerenności”, która w praktyce oznaczać będzie wejście w Rosyjską strefę wpływów – przynajmniej częściowo. A na poważnie, to jedyne co możemy obecnie czynić, to unikać wszelkich prowokacji i nie dać się wpuścić w chaos. Bo lepiej jest mieć państwo teoretyczne niż nie mieć żadnego choć mała to pociecha.

Czemu tak nas doświadcza los? Co sprawia, że giniemy w bezsensownych powstaniach i że co kilka pokoleń nawiedza nas materialna zagłada lub biologiczna zagłada? Nie wchodząc w geopolityczne rozważania sądzę, że dla „prawdziwej władzy” jesteśmy olbrzymim potencjalnym zagrożeniem przez to, że jesteśmy tacy jacy jesteśmy. Nieco ponad 100 lat temu armia chłopo - robotnicza dopiero co odrodzonego państwa zatrzymała połączenie rewolucji rosyjskiej i niemieckiej przesuwając etap chaosu o 100 lat. Reasumując, siły postępu gnębią nas także w obawie o to, że potencjalnie znów jesteśmy w stanie wywinąć jakiś numer.

 

wtorek, 6 lipca 2021

Obraz z pewnej perspektywy

Pewne obrazy dopiero z perspektywy stają się ostre i układają się w pewną całość.

Wydaje się, że wiosną ubiegłego roku ostatecznie pożegnaliśmy wiek XX, tak jak wraz wybuchem I Wojny Światowej rozpoczął się początek końca XIX-wiecznego ładu. Wieki to rzecz jasna niewiele więcej jak cyfry, ale tak jak przydroże kamienie milowe informują na swój sposób o podróży, tak samo i upływające wieki mówią coś o ludziach i ludzkiej zbiorowości. Bo jeśli wiek XIX był czasem rozwoju przemysłu, transportu i najbardziej skokowego rozwoju nauki w historii ludzkości, o tyle wiek XX był tego rozwoju kwintesencją i ukoronowaniem, bowiem jeśli ludzie z reguły coś wymyślą, to próbują to ekstrapolować na wszelkie dziedziny życia. I tak XIX-wieczna organizacja masowej produkcji i jej automatyzacja przeszły niepostrzeżenie na  XX-wieczną organizację instytucji, a potem na „automatyzację” ludzkich zbiorowości. W przeciwnym razie wiek XX nie stałby się okresem masowej produkcji tak hamburgerów i absolwentów jak i wiekiem masowych systemowych mordów. Jaki zatem będzie ów rozpoczynający się właśnie zgodnie z tradycją o około dwie dekady później  kolejny wiek? Wydaje się, że z XIX-wiecznej automatyzacji technicznej, poprzez XX-wieczną automatyzację społeczną doszliśmy właśnie do XXI-wiecznej masowej automatyzacji człowieka jako jednostki. Z wieku maszyny poprzez wiek organizacji doszliśmy do wieku automatycznej, zbiorowej i indywidualnej blagi. Bowiem o ile w minionym stuleciu blaga raziła ludzi masowo i jednokierunkowo i łatwo było ją wykazać, teraz blaga jest indywidualna, fejsbukowa, sprzeczna i perfidna. Z oszukiwanego czyni nosiciela kłamstwa zakorzenionego tak głęboko, że tworzącego nową fałszywą rzeczywistość. Do jej wytworzenia potrzebny jest poza technicznymi możliwościami jeszcze jeden warunek: brak punktu odniesienia do weryfikacji kłamstwa. Można być święcie przekonanym niczym ludzie radzieccy o tym, że żyją w dobrobycie nie znając świata poza krajem szczęśliwości chłopów i robotników, ale można też nie wiedzieć czym jest dobrobyt, a czym nędza. Świat w którym usiłuje się kwestionować podstawowe pojęcia i nawet płeć staje się czymś relatywnym, pozbawia nas instrumentarium do oceny sytuacji. Jeśli nie powstanie zbiorowe przekonanie, nie nastąpi integracja, a jeśli jej nie będzie nie dojdzie do powstania siły zdolnej do jakiegokolwiek oporu. Proste. Wiek XXI będzie być może czasem, w którym każdy będzie miał swoją własną historię, plejlistę, gust, pogląd. Człowiek XXI-wieku będzie taplać się w papce wyobrażeń i ściem przyprawionych odrobiną prawdy dla uwiarygodnienia chwilowego konstruktu.

Cała nadzieja w tym, że wciąż poszczególne wieki jak i lata numerujemy od narodzin Chrystusa choć być może za chwilę zostanie uznane to za przejaw białej supremacji i każdy będzie mógł mieć swój własny system liczenia lat i dni, o ile samo pojęcie dnia i nocy nie zostanie uznane także za rasistowskie i relatywne.

środa, 5 maja 2021

Niespodzianki życia

Wracam z roboty i wtranżalam coś na ciepło. Żonka markotna.
    - No dobra, jak chcesz to chodź pojedziemy, kupię Ci kolczyki - mówię do żonki niczym Ryszard O. do Aleksandry K..
    - Jedźmy, jedźmy – powiedziała. Dąsy nie wiedzieć z jakiego powodu minęły jakbym chciał kupić jej futro.
    - Kupmy też małej nowy kostium kąpielowy bo dziś idzie na basen na 19.30 - dodała.
No to ładnie. Zapomniałem o basenie czyli wrócimy do domu po 21.00, ale co tam. Dziecko musi sobie popływać, bo czemu by nie po tylu miesiącach siedzenia w domu? Ale najpierw kolczyki.
    - Czym mogę państwu pomóc? - pyta miła ekspedientka.
    - Poproszę tamte z niebieskim oczkiem – mówię. Pani ma minę ambiwalentną czyli z jednej strony jest zadowolona, że bez wysiłku dorwała klienta z drugiej wyraźnie widać, że musiała poczuć się jak sprzedawczyni w mięsnym, gdy ja proszę o pół kilo podwawelskiej.

Wyprawa po kostium i na basen przebiegła bez sensacji. Wracamy. W domu żonka krzyczy po wejściu do łazienki. Okazuje się, że nasz prawie dorosły synek postanowił zmienić swój image i ogolić się na łyso, na kompletną glacę, ale postanowił zrobić to sam przy pomocy tępej maszynki do golenia twarzy. Widać chodziło o grubszy zakład, ale nie wnikam. W wyniku zabiegu wyglądał jak człowiek po chorobie popromiennej. Krwawe fragmenty skóry poprzetykane wyspami włosów. Noc żywych trupów i dziecko z czworaków po ścięciu kołtuna do kwadratu. Przez następną godzinę doprowadzałem jego glacę do ładu. W końcu świeciła się jak u Kojaka lub samego prezesa klubu Tęcza. Na szczęście zaczął wyglądać jak Gurdżijew bez wąsów, a nie jak ofiara wielkiej epidemii tyfusu. Od biedy będzie można mu poowijać głowę szmatami aby wyglądał niczym dziecko z nagonki. A wystarczyło kupić szampon Samson gdzieś w kiosku z mięsem. Idę spać. Zasypiam jakbym napił się jakiejś angielskiej wódy na myszach.

O 5.00 żonka ściąga ze mnie kołdrę i szuka czegoś na prześcieradle.

    - Kolczyk zgubiłam – mówi nerwowo i macha mokrymi włosami nad moją twarzą.
    - Nie mamy pani kolczyka i co pani nam zrobi – odpowiadam jej w myślach po krótkiej lustracji pościeli.
    - Pewnie spadł mi w wannie jak się kąpałam. Na pewno jest w odpływie. Misiu, proszę rozkręć odpływ - powiedziała robiąc przy tym oczy jak Kot w Shreku. Trudno, co robić? Poczułem się ważny i potrzebny niczym D‘Artagnan jadący z misją przywiezienia spinek dla uratowania majestatu królowej. Rozbieram, kręcę i czuję się jak Stach Paluch grzebiący przy wannie u Aleksandry Kozeł. Kolczyka nie ma. Są tylko kłaki z glacy mojej latorośli, która ogolić się jednak pozwolił. W sumie, że dobrze mu się tak stało w łazience, a nie w teatrze, bo jeszcze by więcej tam nie poszedł.
    - O jest mój kolczyk. Zaplątał się w ręcznik. Jak dobrze, że się znalazł - mówi żona, gdy skręcam odpływ od wanny.

W końcu życie stawia przed nami wiele niespodzianek.

***

Wczoraj Sejm przyklepał Krajowy Plan Odbudowy czyli misja wszech czasów, który nie tylko otwiera oczy niedowiarkom ale też powoduje, że my i nasze dzieci stajemy się niemalże własnością lichwiarskiej międzynarodówki. Nasz parlament uczynił to dokładnie w czterdziestą rocznicę premiery "Misia" - arcydzieła Stanisława Barei, składając w ten sposób mu niezamierzony hołd. No cóż, życie stawia przed nami wiele niespodzianek.

sobota, 20 lutego 2021

Dekolt asystentki

Podział
- Jest pandemia, bo mówią że jest.
- Nie ma pandemii bo jakby nie zmienili definicji to by nie było. 

- Maseczki działają i trzeba je nosić, a nawet jak nie działają to i tak trzeba.
- Maseczki nie działają i to lipa i skandal, a przez długi okres nakaz ich noszenia był bezprawny.

- Trzeba się szczepić.
- Szczepionki to głupota, bo walisz w żyłę nieznaną substancję o nieznanych skutkach w ramach czwartej fazy testu o czym nikt ci nie powiedział. Producenci nie ponoszą odpowiedzialności za ich skutki i nie podają ich realnej skuteczności. Poza tym jest wiele leków potencjalnie skutecznych których nie dopuszcza się do stosowania.

- Ludzie umierają.
- Tak. Ludzie są śmiertelni i umierają. Na koronkę umarło nieco więcej ludzi niż zwykle na grypę a do tego kopyrtnęła cała masa nieleczonych bo tzw. służba zdrowia wymięka.

- Wirus rujnuje zdrowie i jest niebezpieczny.
- Tak i nic się z tym nie zrobi, bo to nowa forma wojny i nowa forma broni nie tylko biologicznej ale i propagandowej. Nie nakręcamy więc jej skutków i przynajmniej nie pustoszy gospodarki bo poważne problemy ze zdrowiem mają nieliczni, których większość w porę trzeba było objąć szczególną ochroną.

Nigdy jeszcze w żadnej oczywistej kwestii nie licząc aborcji społeczeństwa nie były tak zantagonizowane w swych opiniach. Inna sprawa, że i kwestie aborcji wyciągnięto niczym królika z kapelusza. Na tym polega diabelska wręcz manipulacja: jak bardzo w stosunku do obiektywnie doświadczonej rzeczywistości można uzyskać skraje odmienne opinie podzielić ludzi? Ludzie dyskutują i demonstrują, rządy na całym świecie dosypują do pieca coraz to nowe - w zależności od oceny - absurdalne lub troskliwe zakazy i zalecenia, które jeszcze bardzie pogłębiają podziały.
 
I po co to wszystko? 
A po co każdy iluzjonista w roli asystentki zatrudnia atrakcyjną roznegliżowaną długowłosą dziewoję, a nie starego pumpernikla z brodawką na nosie? Odpowiedź wydaje się prosta. Spora część publiki przynajmniej podświadomie zerka na paniusię i nie widzi odstawianej przez prestidigitatora lipy. Przy ogólniej panice, dyskusji, większych lub mniejszych aferach i bałaganie można wykonać kilka "magicznych" sztuczek, na które nikt nie zwraca uwagi.
Jak to się stało, że nagle przestało obowiązywać prawo i wszyscy to akceptują?
Jak to się stało, że w czasie tzw. padnemii nagle ogłasza się Zielony Ład - nową formę Manifestu Komunistycznego, który tak naprawdę rozpoczyna proces pozbawienia prywatnej własności? Jak to się stało, że oficjalnie zapowiada się tzw. Wielki Reset, który jest w istocie tym samym lecz dzięki maszynom drukarskim w mennicach?
Bo teraz komunizm wprowadza się legalnie przy aprobacie ogłupiałych maluczkich, którzy dla swojego dobra i świętego spokoju zgodzą się na wszystko i przy wsparciu zadłużonych po uszy tubylczych rządów, których jedynym zadaniem jest dawanie gęby i usprawiedliwianie przed wyborcami procesów, na które nie mają wpływu w taki sposób, aby ci jeszcze przez jakiś czas żyli w świadomości, że rządzą ministrowie i premierzy, a nie banksterskie gangi rodem z lóż i salonów. 
 
I jak to wszystko jest możliwe?
Najpierw w drodze do nowego świata należy wygubić potencjalne elity i nie ważne czy ma to miejsce na skutek kretyńskich powstań, klasowych czystek czy fali bankructw. Potem to już wszystko jest możliwe, bo publika zajęta jest dyskusją o absurdzie podwójnych maseczek, która pochłania ich uwagę niczym dekolt asystentki magika. Nie bez kozery obecną sytuację można porównać od przestawienia Wolanda w moskiewskim teatrze Varite z Mistrza i Małgorzaty, z tą tylko różnicą, że to wszystko dzieje się w realu.
Zwykle takie "skoki jakościowe" przeprowadzono w czasie wojny lub tuż po niej. Dziś z uwagi na wysokie koszty odbudowy infrastruktury wojnę w wymiarze militarnym prowadzi się poza rejonami wysokiej urbanizacji i uprzemysłowienia. Dzisiejsza wojna to wojna inna niż wszystkie, bo to wojna realnych elit przy wsparciu  figurantów z resztą ludzkości o prawo do istnienia tych drugich. Niech więc trwa przestawione, na które dostaliśmy promocyjne bilety, a w tym czasie bandyci obronią nasze mieszkania. Bo po co nam mieć? Wystarczy dach nad głową i miska ryżu i radość z tego że jeszcze żyjemy.

piątek, 19 lutego 2021

Nic dziwnego

Z czasów dzieciństwa pamiętam dowcip o koniu, który przyszedł do baru i zamówił małe piwo. Gdy odszedł siedzący obok jegomość zagadnął barana i zapytał czy nie wydaje mu się dziwne, że przyszedł koń i zamówił małe piwo.
- To w istocie dziwne - odparł barman - zwykle zamawia duże.

Oto w pewnej wsi z dala od wielkich aglomeracyjnych ośrodków mieszka pewien jegomość. Ni on stary, nie młody, ni wysoki, ni niski. Innymi słowy należy on do tej kategorii ludzi, którym niezwykle trudno jest sporządzić portret pamięciowy. Jednym słowem kwintesencja przeciętności. Chłop jest samotny. Żyje w swej norce niczym hobbit i pochłonięty jest od świtu do nocy uprawianiem swego hobby jakim jest medytacja i poszukiwanie filozoficznego kamienia w smaku Perły Mocnej. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby w pewnym momencie nie dołączyła do niego dziewoja z okolicy także uwielbiająca medytacje. Tak bardzo zatraciła się w duchowych poszukiwaniach i w radości ze znalezienia bratniej duszy, że pozostawiła swe dzieci pod opieką krewnych, a sama zamieszkała w norce samotnika. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby do wesołej pary po pewnym czasie nie dołączył kolejny sąsiad, który z kolei pozostawił swoje dzieci pod opieką małżonki. I tak cała trójka żyje szczęśliwie ciesząc się sanną i kwarantanną. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby niczym Kapturek z Wilkiem Morskim w piosence z Kabaretu Starszych Panów panowie zamieszkali razem, a dziewoję niczym żonę Wilka Morskiego odesłali precz. Oni poszli o krok dalej w obyczajowej progresji, ale przecież w tym także nie ma nic dziwnego.
Nie ma publicznego oburzenia, napiętnowania ani dyskusji. Czasami tylko okolice obiegają spekulacje kto dołączy do wesołej gromadki i jakiej płci będzie to osobnik. I to w tym wszystkim jest oburzające, bo przecież każdy ma prawo do poszukiwania szczęścia według własnych wyobrażeń.
Ponoć gdy wieje halny góralom puszczają nerwy nawet, gdy są setki kilometrów od Tatr. Czy to wirus wypłukał z nas pokłady szlamu, które gromadziły się gdzieś w naszych organizmach od dawna, czy może wystąpił jedynie w roli katalizatora uruchamiającego spontaniczne reakcje? Jeszcze nie napadany się na wzajem, jeszcze nie pustoszyły swoich domów ani nie podrzynamy sobie gardeł. Wszystko to przed nami ale jeśli się stanie nie będzie w tym nic dziwnego.

Jedno jest pewne: świat po koronce nie będzie już taki sam.


niedziela, 31 stycznia 2021

O amebach czyli pozdro dla kumatych

    W firmie usługowej, którą znam z autopsji pojawił się kolejny prezes. Zastąpił wcześniejszego, który zastąpił jeszcze wcześniejszego, a ten zastąpił gościa, który był totalna amebą. Z relacji pracujących tam nieszczęśników wynika, że dwaj następcy ameby byli od niego głupsi w postępie kwadratowym, czyli łatwo jest wyciągnąć wniosek, że ten ostatni ma współczynnik inteligencji łopaty do śniegu. Jeśli tak dalej pójdzie, to stosownym wyposażeniem kolejnych krótkodystansowców winna być specjalna chustka do wycierania ślinotoku i pielucha na wypadek nietrzymania moczu. W końcu dystrybucja książek i prasy dzieje się prawie sama, kierowcy znają trasy,  a ludzie chcą czytać. Więc różni macherzy ze Związku Literatów wciskają na dobrze płatną posadkę kolejnego "mistrza świata", a że kłócą się między sobą o nakłady i o wpływy więc ten, który na chwilę dzierży pieczątkę Związku natychmiast pcha swoich gdzie tylko się da w nadziei, że jak w za chwilę straci władze zawsze ktoś się ostanie.
Problem jednak nie polega na zapasach geniuszy od pióra, którzy marzą od dzieciństwa o pozycji kolejnego narodowego wieszcza. Problem polega na tym, że garstka miłośników literatury wszelakiej woli czytać w Internecie, a reszta przesiada się na netfliksy i inne jutuby. Szturmów do publicznych bibliotek też nie widać. Ale ani zarząd, ani związkowcy, a co gorsza właściciel, który ma sieć papierni i drukarń nie widzą problemu. Internet to chwilowa mrzonka, a książki elektroniczne się nie przyjmą. Biznes ma się kręcić i już, a jak się komu nie podoba to won. Ludzie muszą czytać, bo jak przestaną to jeszcze zaczną myśleć, a jak znaczą myśleć, to może jeszcze coś wymyślą, więc ktoś im musi wciskać słowa do głów. To nie jest kwestia biznesu to kwestia racji stanu. I co z tego, że książki coraz droższe? Dofinansujemy, bo socjalizm to w końcu równość i powszechny dostęp do drukowanego słowa.
    Odkąd pamiętam w różnych firmach, urzędach, resortach i Bóg wie gdzie jeszcze toczą się podobne zapasy, a głupie ameby obsadzane na ludzkich stanowiskach wypierają tych mądrzejszych, którzy mogą przecież stanowić zagrożenie. Ameba ma to do siebie, że chce tylko papu i na kolejne mieszkanie pod wynajem. A świat ucieka, a my toniemy w bagnie, bo ameby mimo że politycznie bezpieczne nie tylko nie wymyślą ani prochu ani maszyny drukarskiej, ale też nie podejmą ryzyka zmian nawet tych niezbędnych, bo jak się ma koncepcję, to szybko się ją przestaje mieć. W końcu każdy miesiąc na stołku to kolejne parę metrów kwadratowych, a reformami przecież podłogi w łazience nie wyłoży. I jeśli nawet jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności ameba przynajmniej formalnie zna się na produkcji betonu to trafia do piekarni. I tak od dwudziestu lat, bo od tylu lat śledzę empirycznie ten proces. Bagno.
Mistrz Sun Tzu uczył, że czym więcej ameb u wroga tym lepiej. Pytanie: kiedy to pojmiemy? 

czwartek, 7 stycznia 2021

Zbrodnia i osamotnienie

Genialny film „Oto głowa zdrajcy”, który oglądałem jeszcze w pacholęcym wieku kompletnie go nie rozumiejąc ostatnio pokazany w publicznej telewizji zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Film opowiada historię sporu prawnego w jaki wdał się Tomasz Morus i król Henryk VIII. Pomijając już genialną grę aktorską i fenomenalny scenariusz warto skupić się na samej istocie tej historii. Pomimo, że obecnie święty kościoła katolickiego miał rację co do zasady i król nie mógł się rozwieść ot tak, to przypłacił swój doktrynalny upór głową. I nie przeszkadzało nawet to, że obaj panowie przez wiele lat żyli w zażyłości aby nie rzec w przyjaźni. Tomasz miał przez cały film wielu oddanych przyjaciół którym było bardzo przykro gdy musieli go wplątać w spiralę zdarzeń, która doprowadziła go pod katowski topór. Ich zresztą też i to niedługo po nim, ale to inna historia. Tak to drzewiej zarówno oportunizm jak i trwanie przy swoich zasadach prowadziło do zguby. Nie zmienia to jednak faktu, że dane czasy w kwestiach zbrodniczych były po prostu na swój sposób szczere. Gdy rżnięto, to rżnięto. Krew płynęła ulicami i nie było zmiłuj. Tomasz Morus był świadomy, że stoi po stronie dobra i prawy, ale w swej świadomości i postawie był osamotniony. 

Wiek dwudziesty przyniósł nową jakość w kwestii zabijania. Zautomatyzował zbrodnię, uprzemysłowił ją i co więcej opakował w odpowiednią dozę propagandowych sztuczek, które pozwalały zabijać w sposób bardziej subtelny pomimo rozmachu zbrodni nowej generacji. 

Dlaczego nikt nie osądził SSmanów, NKWDzistów, czy Czerwonych Khmerów odpowiedzialnych za masowe rzezie? To proste. Te dwie ostatnie grupy były na tyle skuteczne, że wyrznęły wszystkich, którzy byli w stanie ich osądzić. Kolejne pokolenia sędziów i oskarżycieli składały się z reguły z ich potomków więc doszło do rozmydlenia systemu, a zbrodnia osiągnęła swoje cele przynajmniej częściowo: nie zlikwidowała nierówności społecznych równając wszystkich (bo to niemożliwe), ale zastąpiła klasę uprzywilejowaną potomkami rewolucjonistów. A jak się sprawa ma z Niemcami? Otóż tu sprawa wydaje się być bardziej złożona ale nie tak skomplikowana. Część zbrodniarzy rzeczywiście stanęła przed sądami i otrzymała wyroki śmieci lub wieloletniego więzienia, ale tylko część i to często poza granicami Niemiec. Dlaczego? Zdecydowania część niemieckich zbrodni była po prostu legalna i dokonywania zgodnie z prawem. Skazać można było tylko tych, którym udowodniono winy niegodne z prawem jak na przykład rozstrzelanie bez sądu jeńca na oczach innych więźniów pomimo, że morderca miał na rękach krew tysięcy ofiar.

Co zatem należy zrobić aby wyrżnąć miliony i nie ponieść z tego tytułu większych konsekwencji? Należy dokonać zbrodni wykorzystując aparat państwa, jego systemy prawy, represji i uczynić to w majestacie prawa wypaczając tylko nieco istotę pierwotnie powołanych instytucji. I tu od czasów Henryka VIII niewiele się zmieniło. Dla przykładu udział Judenratów w Holocauście pozostaje wciąż tematem tabu wśród wielu historyków, a przecież ci biedni ludzie nie robili nic innego tylko autoryzowali swoimi instytucjami zbrodniczy proces tylko za mglistą nadzieję przetrwania.

Całości musi dopełnić propaganda, która dokonuje napiętnowana danej grupy ale racjonalna i dająca poczucie bezkarności dla oprawców. Co więcej uruchamiająca proces bezkarności wśród grup nienapiętnowanych. 

Czy to Żydzi, burżuje, kułacy czy niezaszepieni. Nie ma to znaczenia. Ważne, że dana grupa stanowi zagrożenie tak więc jej izolacja z jednej strony uchroni innych. Warto pamiętać o tym, że w czasie wojny Niemcy rozpowszechniali wiadomości jakoby Żydzi byli roznosicielami tyfusu plamistego i innych chorób, dlatego izolowanie Żydów było niezbędnym środkiem zapobiegającym ich rozprzestrzenianiu. Tak naprawdę miało to zniechęcać mieszkańców aryjskiej części miast do ukrywania Żydów. W samych gettach z kolei powszechna była świadomość o zagrożeniach jakie niesie przebywanie poza tą „oazą bezpieczeństwa”. 

Aparat państwa wsparty przez propagandę jest więc jedynym środkiem do nowoczesnego masowego ludobójstwa zwanego w tej chwili nowomowie „depopulacją”. Najpierw należy zrobić wszystko, aby jak najwięcej ludzi dobrowolnie stawiło się na wyznaczono plac obok kolejowej ramy lub udało się do odpowiedniego miejsca celem zażycia określnej zbawiennej substancji. A na rampie docelowej stacji grała już wesoło orkiestra niczym Zenek w Sylwestra. Jeszcze tylko strzyżenie, prysznic i do roboty. Rzeczy można pozostawić tutaj na miejscu. Potem się je odbierze. 

Tak, jedyny skuteczny aparat zbrodni to państwowy aparat, który może być tej zabroni inspiratorem, wykonawcą lub pośrednikiem. Straszna jest nie tylko sama zbrodnia ale osamotnienie tych nielicznych świadomych, że zbrodnia się dokonuje. To nic się nie zmieniło. Do gett wracali niekiedy ci, którzy widzieli kominy krematoriów na własne oczy, aby ostrzec jeszcze żywych. Z reguły byli traktowani jak wariaci. Do czasu. A potem i tak to nie będzie miało znaczenia. Wszak tylko ci, którzy przeżyją - a więc oprawcy - spiszą jedynie słuszną wersję historii. Na prawdę przyjdzie czas jedynie wtedy, gdy nastąpi tąpnięcie systemu. Te jednak zdążają się rzadko, a i tak dla ofiar zagłodzenia, zamęczenia przez pracę, gazu, strzykawki czy kuli w potylicę nie ma to i tak najmniejszego znaczenia.