sobota, 23 lutego 2013

Zahipnotyzowani

Moja pani dziś stwierdziła, że na skutek permanentnego, niekontrolowanego wzrostu mojej starszej latorośli, potrzebne są mu nowe tenisówki. W stare już nie mieszczą się jego do niedawna małe stópki, które jeszcze kilka lat temu mieściły mi się w dłoni. Dziś przypominają królicze skoki w proporcji do reszty królika. No mój starszy króliczek rośnie nieproporcjonalnie. Nie masz pojęcia jak wstaniesz rano, co znowu mu urośnie. Nos? Lewe ucho? W każdym razie ostatnimi dniami przyszła kolej na stopy. Udaliśmy się do pobliskiego centrum handlowego w którym z przerażeniem stwierdziłem, że kupienie normalnych tenisówek nie jest wcale takie proste. Urasta wręcz do sztuki. Nie chodzi o to, że sklepy zaczęły świecić pustkami. Nie, wręcz przeciwnie. Towaru co niemiara. Ale żeby zwykłe płócienne tenisówki na gumowej podeszwie kosztowały sto złotych? Do niedawna kosztowały dziesięć razy mniej. Co prawda nie miały na sobie znaków firmowych renomowanych marek, ale co do zasady i funkcji nie różniły się zbytnio. W małym wiejskim sklepie udało się znaleźć odpowiedni produkt za rozsądną cenę, lecz w za małym rozmiarze. Być może w czasie poszukiwań stopa królika urosła jeszcze bardziej? Kto wie?
Po raz kolejny przekonałem się, że staliśmy się krajem skolonizowanym. Coraz mniej zdolnym do wewnątrz rynkowego zaspokojenia swych potrzeb. W normalnych warnach ktoś taki jak ja, otworzyłby wytwórnię tanich butów. Jednak w naszym kraju wydaje się to niewyobrażalne. Zanikli lokalni producenci, a tani import uznany za kopiowanie własności intelektualnej został powstrzymany. To miejsce na rynku przejęły sklepy z używaną zachodnią odzieżą, która zalewa nasz rynek. Jest to skuteczna koniunkturalna bariera dla powstania i funkcjonowania lokalnych tanich firm odzieżowych, których kiedyś było pod dostatkiem. Tak jest w wielu innych segmentach rynku. Powrót do patriotyzmu konsumenckiego staje się dla koniecznością. Straciliśmy kontrolę nad własnym życiem społecznym i gospodarczym, niczym kobra poddając się hipnotycznym ruchom fujarki zaklinacza węży. Wszelkie kolejne regulacje przechodzą bez większego społecznego echa. Można odnieść wrażenie, że nasze czasy przypominają schyłek PRLu, gdzie wszystkim było wszystko jedno. Teraz nawet nie ma się kto zbuntować. Wtedy choć istniał taki potencjał. System nas rozpracował i przekonał o tym, że żyjemy świetnie, a po przejściowych problemach będzie jeszcze lepiej. Nie mamy już herosów. Stajemy się postnarodową tłuszczą, w której zanika coraz bardziej poczucie wspólnoty, a rolę elit naszego stada przejęli treserzy.
Wina jest także po naszej stronie. Daliśmy sobie wmówić, że płaski obraz rzeczywistości jest obrazem realnym. Tymczasem składa się on niczym w Photoshopie z wielu warstw, którymi zręczny grafik potrafi sprytnie manipulować. Jedne umieszcza na wierzchu inne pod spodem, a jeszcze inne może wyłączyć.
Co gorsza, dajemy się nabierać na te same sprawdzone sztuczki. Za chwilę znowu będziemy przekonywani o „deszczu Euro”, który spadnie na nasz kraj i zmieni go w miodno – mleczną krainę. A może po prostu niczym kobra nie słuchamy. Przyzwyczailiśmy się do tego, że treser rzuci nam od czasu do czasu kawałek ścierwa, a czarodziejską szopę traktujemy jako sposób na życie? Jeśli tak, to znaczy, że jest wszystko w najlepszym porządku, a wyrwanie przez tresera jadowych zębów było tylko zabiegiem BHP ułatwiającym naszą pracę. Jeśli tak, oznacza to, że jest gorzej niż można się spodziewać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj