Oto mój pomysł:
Wystarczy zmienić nieco przepisy i stworzyć w ustawie z dnia 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu nowy „byt prawy”: „płaca minimalna za granicą”, które funkcjonuje obok pojęcia „płaca minimalna”.
Pojęcie to ustawa zdefiniuje następująco: Płaca minimalna za granicą jest to suma: płacy minimalnej (krajowej) i diet przewidzianych w danym kraju.
I teraz uwaga! Dla pracujących w Niemczech dieta dzienna wynosi 49 Euro, co w przeliczenia na godzinę pracy wynosi 6,125 Euro.
Jeśli do tego dodamy minimalną płacę netto za godzinę pracy w Polsce - (8,0385 zł) jesteśmy już blisko niemieckiej płacy minimalnej. Trudno sobie rzecz jasna wyobrazić, że zawodowy kierowca pracujący za granicą pracuje za polską stawkę minimalną, więc realne wynagrodzenie będzie znacznie wyższe. Problem zatem znika.
Istota pomysłu polega na tym, że to co minimalnie wypłacałby pracodawca kierowcy pracującemu za granicą "na rękę" będzie w rozumieniu naszych przepisów płacą minimalną za granicą. Niemieckie prawo jest więc respektowane, a przedsiębiorca nie ma dodatkowych kosztów. ZUS i inne świadczenia naliczane są od krajowej płacy minimalnej, zwanej płacą minimalna. Płaca minimalna za granicą to po prostu nowe pojęcie.
Oczywiście pojawią się pewne paradoksy jak sytuacja, gdy pracownik (kierowca) przebywa za granicą krócej jak 12 godzin. Ale tu wystarczy wprowadzić zmianę w przepisach dotyczących diety za pracę za granicą i wprowadzić ich godzinowe rozliczanie.
Dlaczego Niemcy mogą wprowadzić takie przepisy i dlaczego na gruncie europejskim nie da się z tym nic zrobić?
Niemcy nie zniosą przepisów dotyczących płacy minimalnej z bardzo prostego powodu. Dziś mało kto pamięta, że przed ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego przez Bundestag, Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe zdecydował o tym, że Traktat jest zgodny z niemiecką ustawą zasadniczą o ile zostanie wzmocniona rola parlamentu krajowego. Czyli: „Trybunał powiedział więc traktatowi lizbońskiemu: „tak, ale”. Czyli jest on zgodny z konstytucją Niemiec, o ile rozstrzygnięcia zapadające według nowych reguł przegłosuje każdorazowo w ustawie niemiecki parlament.”
W UE obowiązuje zasada przekazania czyli dany kraj członkowski może przekazać Brukseli tyle kompetencji ile uzna za stosowne. Myśmy przekazali wszystko – Niemcy to co uznają za stosowne.
Wniosek stąd taki, że RFN ma prawo określenia poziomu płacy minimalnej dla obywateli innych państw znajdujących się na ich terytorium i tyle. Żadne monity w Brukseli nic nie dadzą. Trzeba poszukać rozwiązania alternatywnego, aby uchronić nasz sektor logistyczny przed bankructwem.
Informację o tym pomyśle wysłałem jakiś czas temu do znajomych „czynników politycznych” w nadziei, że zajmą się tematem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej „czynniki” nie kiwną nawet palcem. Przecież nie do dziś żyję na tym świecie. To tylko kolejny wskaźnik na to w jakim stopniu straciliśmy kontrolę nad naszym państwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj