Na wstępnie pragnę przeprosić za źródło do moich dzisiejszych dociekań, ale bez wiwisekcji materiałów źródłowych byłby one bez sensu. Dotyczą one bowiem dwóch opiniotwórczych tekstów opublikowanych w Gazecie Wyborczej. Pierwszy to wywiad z prof. Kozakiem, drugi z prof. Zielonką. Oba ukazały się w mniej więcej tygodniowym odstępie i oba na różnych płaszczyznach podważają całą serię dogmatów przeciętnego leminga o Unii, jej funkcjonowaniu oraz o "korzyściach" wynikających z członkostwa we wspólnocie.
Jeśli takie medium publikuje tego typu teksty to nie może być w tym przypadku. Po latach piania z zachwytu... Czyżbyśmy mieli do czynienia z propagandowym zaczątkiem zwijania jedynie słusznej idei? Nie wykluczone, że na naszych oczach rodzi się nowy paradygmat. Czyżby Niemcy - prawdziwi władcy Europy postanowili zwinąć ten cały odrobinę drogi cyrk i przejść do ręcznego rządzenia? Nie wykluczone. Pan prof. Zielonka wcale tego nie ukrywa. W końcu Niemcy osiągnęli już swoje geopolityczne cele, a teraz trzeba przygotować ludzi do tego, że za chwilę coś się zmieni. Atrapa stanie się bardziej widoczna, a wszyscy "umiłowani przywódcy" za przykładem pana Sikorskiego będą prosić Republikę Federalną o bycie liderem... A manipulacja medialna w tej skali rządzi się jak zwykle swoimi prawami. Najpierw pokazany zostanie problem i utarta "oczywista" opinia, a potem lansowane będzie jedynie słuszne rozwiązanie...
Mówiłem o tym lata temu tylko, że jak powiedział Nicolas Gomez Davila: "Nikogo nie interesuje nigdy to, co mówi reakcjonista. Ani wtedy, kiedy to mówi, bo wówczas wydaje się to absurdalne – ani po kilku latach, bo wówczas wydaje się to oczywiste." Coraz więcej będzie przychodziło poleceń, a nie zaleceń i coraz więcej będzie ręcznego sterowania. Najgorsze jest to, że Europa staje się w coraz większym stopniu w wymiarze globalnym gospodarczym i technologicznym skansenem. A tego problemu nie rozwiąże zaklinanie rzeczywistości jak w historii o radzieckich umiłowanych przywódcach.
Kres kolonializmu po II WŚ miał swoje drugie dno. Powstały w Afryce niepodległe państwa ale ich system społeczno - gospodarczy do dziś opiera się na uzależnieniu od dawnej centrali. O ile dawniej kolonizatorzy musieli łożyć na utrzymanie kolonii czerpiąc z nich zyski, o tyle po fazie przejścia niepodległe już państwa za inwestycje musiały już zapłacić, a wyzysk - tym razem nie państwowy a korporacyjny trwał w najlepsze. Nadchodzi więc być może epoka niepodległych europejskich państewek. Niepodległych w sensie formalnym, a tak naprawdę pozbawionych gospodarczej suwerenności.
Czyżby zmiana frontu mediów "głównego ścieku" była zapowiedzą nadchodzących zmian? Nie ma się z czego cieszyć. Nikt nikomu nigdy nie podarował wolności. Postkolonialna Polska po rozpadzie wspólnoty z postpeerelowskimi elitami i częścią styropianu będzie nadal tym samym czym była wcześniej: pozbawioną złudzeń prowincją. Ale urabianie świadomości "elity" co do obecnego okresu błędów i wypaczeń trwa w najlepsze. Unikajmy zatem mogących za chwilę się pojawić piewców narodowo - wyzwoleńczej frazeologii z namaszczenia Gazety Wyborczej. Unikajmy tabunów "lepszych narodowców". To, że się pojawią szczególnie w czasie wzrostu nastrojów patriotycznych jest pewnikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj