piątek, 15 maja 2020

O zamykaniu lasu czyli jak to się stało, że jest tak jak jest

Zawsze najpierw jest impuls a potem rozpoczyna się lawina. Impuls musi trafić na podatny grunt i właściwy czas. Dobrze gdy jest podsycany pewnymi dodatkowymi mechanizmami, takim jak na przykład zintegrowana polityka medialna. Wtedy wszyscy dany przekaz traktują jako oczywistą bezdyskusyjną prawdę. I wtedy się zaczyna.

O czym piszę?

Pamiętam doskonale ze swej pracy, gdy w ramach zespołu ustalaliśmy jakiś sposób postępowania. Wszyscy znaleźliśmy się jak łyse konie, a że pracy było sporo więc należało zrobić tak aby przy zachowaniu zasad prawa i zdrowego rozsądku sprawić tak, aby nie narobić się za bardzo i aby wszyscy – a szczególnie przyszli kontrolerzy i audytorzy nie mieli do czego się przyczepić. I oto ni stąd ni zowąd pojawia się ktoś, kto mówi, że wszystko jest nie tak, bo rozporządzenie ministra połowów śródlądowych na wędkę nr 1234 z 30 lutego 1960 r. nie pozwala aby dokumenty podpisane tym samym kolorem atramentu trzymać w jednej teczce. Mniejsza o to do czego się czepi ów jegomość, ale w biurokracji większa biurokratyczna skrupulatność choć idiotyczna zawsze wypiera tę mniejszą. Wtedy każdy skrupulatny biurokrata, którego głównym zadaniem jest okładanie swego tyłka kwitami tak aby nikt się do niego nie przyczepił zaczyna myśleć: cholera jeszcze ktoś się do mnie czepi. I wtedy stosowanie owego przykładowego formalnego kretynizmu chcąc - nie chcąc staje się oczywistością.

Nagle pojawia się panika pandemii. Siadają różne mądre głowy i zastanawiają się jak sprawić aby zwalczyć niedobrego koronowirusa.

- Niech ludzie siedzą w domu, a wychodzą jak muszą. Jak nie będą się ze sobą kontaktować nie będzie się wirus miał jak przenieść - mówi jeden.

- Zamknijmy szkoły – mówi drugi.

- I knajpy i galerie handlowe, a sklepy tylko z podstawowymi rzeczami – rzuca trzeci.

- To parki też zamknijmy. Niech się nie pałętają – mówi czwarty.

- „Parki? Ocipiał.” – myślą trzej pozostali, ale żaden nic nie powie, bo wyjdzie na to, że jest za tym aby Polacy się zarażali więc trwa cisza.

- Parki i lasy – dorzuca czwarty. Znowu cisza. Bo przecież w lasach też można złapać wirusa. Nikt nie powie, że nie. Tak samo jak na łąkach, skwerach i lądowiskach dla helikopterów, których na szczęście nikt nie wymienił. Ale nikt nie chce mieć przypiętą etykietę tego, kto zezwolił na pozostawienie potencjalnego źródła rozprzestrzeniania pandemii, bo to tak jakby miał krew na rękach niewinnych.

- I niech jeżdżą w maseczkach w samochodach – mówi pierwszy jakby chciał zakryć swą milczącą zgodę na zamykanie lasów.

- No chyba, że rodzina to nie, bo przecież się w domach mogli pozarażać  – mów czwarty, który i tak już osiągnął co chciał.

- No tak, jak rodzina to nie – powiedział trzeci i wszyscy zakończyli zebranie z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Jakaś pani Hania czy Stefa, przygotowała notatkę z posiedzenia kryzysowego sztabu na podstawie której Pan Waldek przygotował projekt rozporządzenia. I nikt nie zakwestionował jego zapisów, bo przecież eksperci wiedzą po co zamykają lasy, a jak ktoś nie wie, to nie zapyta bo wyjdzie na idiotę i nieuka.

Dopóki nie porzucimy sztucznie tworzonych hierarchii i nie nauczymy się swobodnie dyskutować nie obawiając się o konsekwencji wymiany myśli, dopóki będziemy obawiali się sankcji za swoje przekonania i wypowiedzi, dotąd nie zlikwidujemy trapiących nas absurdów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj