poniedziałek, 24 stycznia 2022

Powieść za trzy grosze

    Pamiętam jakby to było wczoraj, bo dziwne zjawiska pamięta się długo. Dziwne było to, że Philip przyszedł do mnie do biura choć zwykle tego nie robił i wolał załatwić wszystkie sprawy przez telefon. Dziwna była też pora jego wizyty. Aby być u mnie o 9.30 musiał wstać przynajmniej godzinę wcześniej, a była to pora, o której niekiedy kładł się spać. Bez słowa wskoczył na fotel stojący naprzeciwko mojego biurka.
   - Mam świetny pomysł na powieść – powiedział i wyciągnął ze stojącej na biurku skrzynki papierosa.
  - Kolejną? – odpowiedziałem także bez słowa przywitania tak jakbyśmy kontynuowali przed chwilą przerwaną rozmowę. Wiedziałem, że albo rzeczywiście ma genialny pomysł albo bardzo potrzebuje pieniędzy. On zawsze potrzebował pieniędzy.
  - Tak, kolejną ale to całkiem coś innego niż to co do tej pory napisałem – rozglądał się nerwowo najwyraźniej szukając zapalniczki. Gdy w końcu podałem mu ogień zaciągnął się głęboko.
 - Myślisz, że przebijesz „Człowieka z wysokiego zamku”? – zapytałem chcąc jako wydawca pokierować rozmowę na tory bardziej biznesowe choć i tak wiedziałem, że nie ominie mnie wysłuchanie przynajmniej zarysu fabuły i trudne negocjacje o wielkość kolejnej zaliczki. Miałem słabość do tego wariata i on o tym doskonale wiedział. Choć muszę przyznać, że przed kilkoma spektakularnymi sukcesami wydawniczymi to ja powszechnie uchodziłem za wariata. Ostatecznie mogłem uchodzić za mecenasa dziwnego pisarza, którego utwory były zbyt ambitne dla przeciętnego czytelnika, a jednocześnie zbyt banalne dla wyrafinowanej śmietanki literackiej kształtującej gusta głównego nurtu odbiorców. W ogóle cały nurt fikcji naukowej wydawał się wtedy co najwyżej szybko przemijającą kolejną mutacją prostych czytadeł. Ale czy kino nie było na początku niczym innym jak ruchomymi obrazami wyzwalanymi na prześcieradle, jarmarczną rozrywką, ciekawostką za drobniaki? Wiedziałem, że byliśmy dopiero w połowie drogi i jeszcze za naszego życia z kategorii czytadeł umilających czekanie na autobus staniemy się częścią kultury wysokiej. Philip wiedział to także. Jednak jego zdaniem awans całego nurtu, który reprezentowaliśmy wynikać będzie bardziej z upadku jej wysokości kultury, niż będzie rezultatem naszej mozolnej wspinaczki. Na razie jednak w oczekiwaniu na splendory i duże pieniądze musieliśmy mieć na życie i opłacenie rachunków. Tu także ze strony Philipa i innych autorów można było liczyć na pewnego rodzaju zrozumienie. Co poradzić, gdy historie same cisną się do głowy? - powtarzali czasami. W końcu ślęczenie przy maszynie do pisania jest lesze od wielu innych słabo płatnych prac. 

    Siedzieliśmy w milczeniu tak jakby moje wcześniejsze pytanie nie zasługiwało na odpowiedź, a żaden z nas nie miał odwagi porozmawiać o kwestiach zasadniczych. W końcu nie wytrzymałem.
    - No to co to? Ile to będzie miało stron, na kiedy skończysz i ile chcesz zaliczki?
    - A nie interesuje cię o czym będzie?
   - To także, bo muszę oszacować ryzyko ale najpierw musze wiedzieć jakie koszty poniosę. Duże rzecz wymaga więcej papieru, prac edytorskich i wydłuża termin wydania ale ludzie są skłonni za taką książkę zapłacić znacznie więcej - powiedziałem niczym automat rzeczy z których od doskonale zdawał sobie sprawę.
    - Myślę, że około trzystu stron maszynopisu, będzie gotowe w przyszłym miesiącu, a jakoby dostał tysiąc dolarów to na pewno bym się nie obraził. Sam wiesz, że pusty żołądek to najlepsza motywacja.
    - To teraz powiedz co wymyśliłeś.
    - Wiesz, że z tym mam największy problem ale spróbuję. Wszystko zaczyna się od pojawienia się wirusa przypominającego grypę. Nie wiem jeszcze w której części świata dojdzie pierwszej infekcji, ale to mało istotne. Najważniejsze, że wirus stanowi zagrożenie dla całej ludzkości. Rozważam nawet, że został skonstruowany sztucznie i wymknął się przez przypadek. Wirus działa w ten sposób, że osłabia organizm dzięki czemu ludzie umierają na inne choroby. Bardzo szybko przemysł farmaceutyczny wykorzystuje dla siebie szansę, bierze nie do końca zbadaną technologię i wszystkim rządom na świecie wciska szczepionki. Jednocześnie uruchomiona jest wielka machina propagandowa zmuszająca ludzi do szczepień i odbierająca ludziom podstawowe prawa i imię walki z bezprecedensową plagą. Rzecz w tym, że plagi nie ma. Znaczy jest ale nie jest tak złośliwa jak się pierwotnie wydawało. O więcej kolejne mutacje wirusa gwarantują łagodny przebieg choroby i dają odporność. Pojawia się nawet hipoteza, że do właśnie firmy farmaceutyczne skonstruowały wirusa po to aby zarobić lecz nikt nie spodziewał się skali zjawiska. Pojawia się przedziwna spirala wypadków. Nikt z rządzących nie chce się przyznać do błędu, a skorumpowani naukowcy i media podsycają stan zagrożenia. Pojawiają się faszyzm sanitarny w którym niezaszczepiani bezwartościową teoretycznie dobrowolną szczepionką tracą wszelkie prawa. W ten sposób władze chcą odwrócić uwagę od swoich błędów i oddalić kwestie ewentualnego postawienia ich przed odpowiedzialnością. Rodzi się nowa forma totalitaryzmu w którym demokratycznie wybrane władze widzą jedyną drogę do uniknięcia odpowiedzialności. Szaleją kryzysy i świat pogrąża się w chaosie. I tu rozpoczyna się akcja. Zwykli bohaterowie odkrywają przed czytelnikiem to co wydarzyło się dotychczas, a jednocześnie wprowadzają go do świata bieżących wyborów. Rzecz w tym, że epidemia schodzi na plan dalszy. Ludzie dzielą się na lojalnych i nielojalnych wobec władz i ich bzdurnych zaleceń i decyzji. Bankructwo państw staje się faktem. W wielu miejscach na świecie dotychczas dostatnich pojawia się głód. Dla wszystkich jasne staje się, że potrzebny jest nowy ład. I taki powstaje. Jedyną odpowiedzią jest prawdziwy globalny komunizm kierowany przez kilka korporacji, zresztą tych samych, które rządom sprzedawały szczepionki i lekarstwa. Tylko ci ludzie mają siły i środki aby wprowadzić jakikolwiek porządek. Wszyscy ludzie stają przed ostatecznym wyborem czy poprzeć nowy świat czy z uporem maniaka tkwić w tym starym. I to jest zasadnicza część fabuły.
    - A jak nie poprą to co?
    - Jak zwykle z komunistami – dół z wapnem.
    - Ty i te twoje komunistyczne fobie. Już raz oskarżyłeś Lema o to że jest bolszewicką organizacją - powiedziałem.
    - A nie jest? – żywo zareagował Philip – ten jowialny człowieczek to przecież tylko marionetka.
    - No dobra. Co będzie dalej?
   - A skąd mam wiedzieć? Jeszcze przecież nie napisałem tej książki. Nie wiem do jakiego miejsca doprowadzi mnie moja intuicja.
    - Musi być jakaś nadzieja, jakaś puenta. Przecież całego świata nie można zmienić w jeden wielki łagier i zabrać wszystkim cały dobytek.
    - Jak to nie można. A Kambodża? Hodowla nowego człowieka wymaga ofiar. Będzie to chów bardziej klatkowy niż hodowla na wolnym wybiegu, ale przez wiele dekad wcześniej przygotowywano ludzkość do ostatecznej jej klęski. Przez dekady po woli spiłowywano pazury ewentualnego buntu pozbawiając ludzi wartości, wierzeń i odpowiedzialności za swój los. Ta powieść będzie ekstrapolacją tego co teraz widzimy za oknami. Na naszych oczach każdy wolny człowiek stanie się niewolnikiem, a każdy niewolnik karykaturą wolności.
    - Może masz jednak jakiś pomysł na optymistyczne zakończenie?
    - Tak. Taki jak zawsze – przewidywalny. Bunt po dopełnieniu się utopi, kiedy dla wszystkich stanie się jasne, że uczestniczą w szaleństwie. Sami wtedy wrócą do starych sprawdzonych rozwiązań. Z zakamarków najciemniejszych lochów wygrzebią ostatnich kapłanów starej wiary, po to aby przy blasku świec na ruinach dawnej świątyni wyświęcili przywódcę buntu na króla. Od tej chwili wszystko stanie się już proste. Zachowam jednak w książce kilka niezdobytych twierdz, górzystych państewek składających się z wolnych chłopów tak odległych i tak kłopotliwych w podboju, że nowy ład zostawi je swojemu losowi. To one będą wzorcem starego porządku, który ostatecznie zwycięży gdy elektronowy mózg któregoś dnia odmówi posłuszeństwa i nie wyda rozkazów.

    Skończył. Bez słowa wyjąłem książeczkę czekową i wypisałem w niej kwotę. Dając mu czek wiedziałem, że nie napisze tej powieści choć gdyby powstała i tak bym jej nie wydał. Teraz tego żałuję. Gdy przyszedł któregoś razu z pomysłem na książkę o androidach też pukałem się w czoło, a potem przyszedł kontrakt na ekranizację, która ustawiła nas do końca życia. I pomyśleć, że Philip potrafił takie historie wymyślać za każdym razem gdy brakowało mu pieniędzy. 



Pamięci
Andrzeja Sokołowskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj