W bankrutującej Europie nastroje stają się coraz bardziej rozhuśtane na wszystkich frontach. A to atak religijnych fanatyków na durnowate lewackie pisemko, o którym nie słyszał nikt poza wąską grupką posiadaczy wyjątkowo prymitywnych gustów, a to uporczywe drżenie rządu RP do demontażu wszystkiego co jeszcze pozostało. W pierwszym przypadku sprawcy zarżnęli dwanaście osób aby potem zostać zabitymi w spektakularnej obławie, w drugim przypadku rząd postanowił ni stąd ni zowąd zamknąć cztery kopalnie strzelając sobie najwyraźniej w stopę. Wcześniej próbował zmienić w nocy konstytucję aby sprzedać państwowe lasy co też mu nie wyszło. Widać wyraźnie, że sprawy nagle przyspieszyły. Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że ktoś w tych wszystkich przypadkach wydawał jedynie polecenia pomniejszym mniej lub bardziej pożytecznym idiotom, aby robili to co właśnie robią. Czyżbyśmy byli świadkami próby przejęcia ręcznego sterowania przez bliżej nieokreślane zakulisowe siły? Wiele na to wskazuje i nie można tego wykluczyć. Zarówno rozhuśtanie emocji anty-islamskich i przekreślenie dotychczas świętej doktryny politycznej poprawności w Europie, które jest konsekwencją paryskiego zamachu, jak też gorączkowe próby sprzedania wszystkiego co się da w naszym kraju do czegoś przecież zmierzają.
Rewolucja w końcu jest zbyt poważną rzeczą aby pozostawić ją zwykłym ludziom i przeprowadzić bez kontroli. W naszym kraju sprawa jest prosta. Mamy przymiarki do buntu powszechnego, który spowoduje, że nowa władza odzyska choćby na chwilę społeczną legitymację. W co grają z kolei francuscy cybernetycy? Można postawić tezę, że uświadomiono sobie istotne zagrożenie ze strony Islamu dla obecnego układu realnej władzy więc nawet kosztem świętości politycznej poprawności trzeba rozprawić się z tym zagrożeniem. Oczywiście najlepszym sposobem byłaby restytucja chrześcijaństwa, które stanowiłoby naturalną barierę duchową dla rozpowszechniania się islamu. Realne władze Francji boją się jednak tego rozwiązania jak diabeł święconej wody. Gdybym był francuskim cybernetykiem wymyśliłbym nową religię, która podzieliłaby Islam na konkurujące i zwalczające się obozy. Na to jednak trzeba mieć czas i środki. Nie chodzi tu zatem o walkę z islamem lecz o pretekst do jakichś radykalnych ruchów, których intencję i siłę poznamy już wkrótce. Nie wykluczone, że pod sztandarami walki z terroryzmem zjednoczona militarnie Europa ruszy na wojnę przeciwko islamskim terrorystom, rzecz jasna nie po to, aby bronić swej cywilizacyjnej odrębności, ale po to, że należy jak najszybciej pozbawić Iran możliwości wyprodukowania bomby nuklearnej, która zagrozi istnieniu Izraela. Ten cel tłumaczyłyby także pilną potrzebę zdobycia gotówki u wasali, czego dowodem jest jej poszukiwanie w naszych lasach i kopalniach. Wojna w końcu to rzecz kosztowna jak mało co. A, że przy okazji uda się być może rozgromić zawiązany już anty-dolarowy sojusz niektórych państw arabskich, Chin i Rosji, a na wojennych łupach uda się uratować jeszcze na jakiś czas stary dolarowy porządek... Aż się chce powiedzieć: same korzyści.
Rzeczywiści przyśpieszenie wciska w fotel. Gorzej jeśli ktoś siedzi właśnie na porcelanowym fotelu nabytym jak to co dookoła niego za franki po 2 złote bo się czyje nabity w finansowo-fajansową butlę.
OdpowiedzUsuńCiśnienie gwałtownie rośnie a wszystkie bezpieczniki są na skraju wytrzymałości.
Chyba czujemy podobnie nadciągają czterej jeźdźcy ale w świetle tego co napisałeś powyżej trudno stwierdzić, gdzie łatwiej będzie ochronić przed nimi swoich bliskich. Bo zapewne nie w lesie, zapewne nie w kopalni i zapewne nie na muzułmańskim zachodzie.
To prawda. Nie ma gdzie się schronić.
Usuń