Po rozbiciu Polski we wrześniu 1939 roku, niemiecka machina wojenna przeniosła się na zachód Europy rozbijając w pył Francję i Belgię. Tak oto sytuacje po triumfie Hitlera widział rychły jego belgijski stronnik Leon Degrelle w swych wspomnieniach:
"Niemiecki atak nie spowodował w naszym kraju żadnego przewartościowania postaw. Dla dziewięćdziesięciu dziewięciu procent Belgów czy Francuzów w lipcu 1940 roku wojna była skończona; zwycięstwo Rzeszy było faktem, do którego zresztą stary demokratyczny i finansowy reżim pragnął jak najszybciej się dostosować! Każdy, spośród miotających obelgi na Hitlera w 1939 roku, jak najszybciej rzucił się do stóp zwycięzcy w 1940 roku: szefowie największych partii lewicowych, magnaci finansowi, właściciele najpoważniejszych dzienników, masońscy ministrowie, były rząd - wszyscy błagali, oferowali, żebrali o jeden uśmiech, możliwość współpracy."
Leon Degrelle, Front wschodni 1941–1945
Niemal wszyscy wtedy na zachodzie pragnęli europejskiej integracji ze wszystkimi jej konsekwencjami. Pewnie patrzono wtedy na Polskę i Polaków jak na skończonych frajerów. Było tak pewnie i wtedy, gdy polski rząd domagał się od aliantów bombardowania torów do Oświęcimia, aby zmniejszyć skalę zbrodni. Dziś to wszystko jeszcze bardziej potęguje absurd oskarżeń i roszczeń. Ale sami przyzwyczailiśmy wszystkich dookoła, że na nas można wylewać pomyje, a nasze polityczne elity bardzo lubią rolę przysłowiowego Cygana, który da się powiesić dla dobrego towarzystwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj