Majowa "jutrzenka"
"Strasznie trudno jest wytrzebiać fałszywe mity, ale trudno - trzeba to robić, pamiętając, że kropla drąży skałę długo, lecz w końcu skutecznie. Jednym z takich mitów jest, że Konstytucja Majowa wzmacniała władzę królewską. Nieprawda, osłabiała ją, odbierając monarsze prawo samodzielnego obsadzania głównych urzędów, wprowadzając zaś obowiązek kontrasygnaty odpowiedniego ministra dla wszelkich aktów urzędowych. Zgodnie ze sztuczną konstrukcją monteskiuszowską, czyniła króla jedynie nominalnym zwierzchnikiem tzw. władzy wykonawczej i gdyby ta konstytucja się - wraz z państwem - utrzymała, mielibyśmy typową monarchię parlamentarną na wzór brytyjski, cóż z tego, że dziedziczną. Tego samego rodzaju mitem jest twierdzenie, że utworzono "sprawny i sprężysty" rząd; tymczasem rząd taki już od dawna był, w postaci Rady Nieustającej. Zniesienie zaś formalne liberum veto to tylko przypieczętowanie martwego już od 1764 roku prawa. Inne postanowienia wprost uderzały - jak każda nowoczesna, "papierowa" konstytucja - w zwyczajową "konstytucję naturalną": ostateczne zniesienie wszelkich odrębności Litwy i Korony (unifikacyjny centralizm), odebranie sejmikom prowincjonalnym funkcji legislacyjnych, zniesienie mandatu imperatywnego posłów i zastąpienie go fikcją (wymyśloną, niestety, przez Burke'a, wówczas jeszcze wiga) "reprezentanta narodu". Wszystko to jest pokłosiem oświeceniowej, racjonalistyczno-konstruktywistycznej mentalności, nad którą unosi się masoński odorek. A mogło być jeszcze gorzej, bo przecież "polski Sieyes" - ksiądz-deista Kołłątaj pracował już nad dodatkową "konstytucją moralną", czyli kopią francuskiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. A zatem: obrona mitu "narodowej konstytucji", jako testamentu upadającej Rzeczypospolitej (który to upadek zresztą faktycznie przyspieszyła), miała jakiś sens w dobie zaborów czy komuny, ale dziś należałoby w końcu odesłać ten mit na cmentarz poronionych płodów myśli bezbożnego umysłu."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj