niedziela, 6 marca 2022

Brakujący element


Celowo unikałem pisania czegokolwiek na temat wojny Putina, gdyż jedyne co mogłem napisać to wyłącznie powielanie tego co już powiedziano i napisano. Mam już jednak garść własnych przemyśleń.

Na każdej wojnie pierwsza umiera prawda. Od ponad tygodnia Ukraińcy bronią swego kraju przed inwazją Rosjan, dla których miała być ona "łatwizną" i "formalnością". Uwierzyli jednak we własną propagandę i w we własną armię - tak lichą jak i propaganda. I niemal tyle wiadomo na pewno, poza tym, że giną ludzie. Po co była Putinowi ta wojna, którą według wielu analityków już przegrał? Ale po kolei.

Po pierwsze, wojna to tylko pewna forma realizacji polityki. Ostateczna forma, ale jednak tylko forma. Skoro postanowiono rozpętać to piekło, to znaczy, że przez ostatnie lata Ukraińcy odrobili lekcję i pozbyli się całej rosyjskiej agentury wpływu. Nie udało się bowiem metodami pokojowymi, wewnętrznym naciskiem ani innymi środkami przeciągnąć Ukraińców na swoją stronę w projekcie odtworzenia wielkiego imperium. No właśnie imperium. Myśl imperialna ma to do siebie, że nie rodzi się nagle i nagle nie umiera. Dawne pomysły carów czy niemieckich cesarzy przekształcały się w imperialne wizje Hitlera i Stalina, którzy przez pewien czas mieli zamiar je "zsynchronizować". Wzajemna rosyjsko - niemiecka afirmacja ma swoją długą tradycję, a liczne wojny tylko utrwalały obie strony tego romansu w przekonaniu, że nie potrafią bez siebie żyć. Nawet w chwili, gdy w 1941 roku niemieckie wojska docierały pod Moskwę między stronami toczyły się rokowania pokojowe i rojono wspólne plany ataku na Amerykę. Nie jest też tajemnicą, że wcześniej bez wsparcia Stalina Hitler nigdy nie doszedłby do władzy, a niemiecka armia ćwiczyła na radzieckich poligonach. Zacieśnienie tej współpracy miało swą kulminację w ataku na Polskę poprzedzonym paktem Ribbentrop - Mołotow. Plan był prosty: rozjechać Polskę, a tak naprawdę stworzyć sojusz gwarantujący pewną symbiozę, rozwój, a dzięki temu możliwość podboju reszty świata. Niemiecki przemysł miał otrzymywać radzieckie surowce i zboże z Ukrainy za który Rosjanie mieli otrzymać niemieckie produkty. Obecne plany były bardzo podobne: za rosyjski gaz gwarantujący Niemcom hegemonię w Europie Niemcy mieli płacić swoimi produktami. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze tylko…  zboża z Ukrainy. No i cała układanka pasuje do siebie. Wielkie plany szczególnie imperialne nie tak łatwo jak widać zamknąć w archiwalnych teczkach.

Dochodzi więc do akcji, w której Putin próbuje uzyskać brakujący element. Najpierw Niemcy milczały czekając na rozwój wypadków, potem niemrawo przystąpiły do sankcji, gdy okazało się, że wojna nie będzie tak błyskawiczna jak pierwotnie sądzono. Poza wysłaniem starego rozpadającego się sprzętu Niemcy i tak po cichu nadal kupują gaz i ropę z Rosji zapewniając machinie wojennej Putina sowite wsparcie.

O co więc teraz chodzi?

Putin ma gdzieś sankcje i jakoś sobie poradzi pomimo nędzy, bo ma produkty, które zachód od niego kupi. Agentura wpływu o wielu dekad uzależniała Europę od swoich surowców energetycznych i nie bez powodu nawet słynna niemiecka polityka OZE opata jest tak naprawdę na rosyjskim gazie. W wojnie na Ukrainie chodzi więc być może nie o to, aby szybko podbić ten kraj, lecz o to, aby krwawił i się wyludniał pozostającą łatwiejszy dostęp do tak potrzebnych sojuszowi Berlin – Moskwa czarnoziemów - ostatniego brakującego elementu układanki. Rosjanie zwykle z nonszalancja podchodzą do własnych strat ludzkich o obcych nie wspominając, więc z tym nie ma większego problemu. Mamy więc surowce i zboże w jedną stronę - maszyny i produkty przemysłowe w drugą i tak można budować euroazjatycką potęgę. Wiele więc wskazuje na to, że stratedzy w Moskwie i Berlinie zdali sobie sprawę, że tylko połączenie potencjałów obu stolic może sprawić, że zarówno Niemcy jak i Rosjanie mogą uczestniczyć w nowym podziale łupów w globalnej grze jako podmiot. A w takim stanie świadomości nie ma nic prostszego jak tylko wyciągnąć z szuflad stare plany i wybaczyć sobie dawne nieporozumienia.

Jeśli mam rację, to właśnie w tej chwili amerykanie rozmontowują ten układ. Zniknie w dziwnych okolicznościach spora część niemieckiej klasy politycznej, a wsparcie dla Ukrainy będzie na tyle pokaźne, że to Rosja zacznie się wykrwawiać. Do tego wszystkiego mamy jeszcze Chiny czekające na odpowiedzi moment aby wejść do gry i na przykład zając Syberię w przypadku rosyjskiej klęski. I teraz wiadomo czemu służyła :paniczna ucieczka" amerykanów z Afganistanu w zeszłym roku, w której chodziło tak naprawdę o pozostanie Talibom całej masy sprzętu wojskowego. Rosjanie muszą na wschodzie utrzymać siły mogące stanowić dla nich zagrożenie ze strony tego kraju. Widzimy też determinację Niemiec i ich przybudówki w postaci Komisji Europejskiej w obaleniu polskiego rządu i całą grę agentury wpływu wodzących nasz kraj na manowce. Widać teraz dopiero prawdziwe cele działalności pożytecznych idiotów i sabotażystów. Widzimy też milczenie Izraela czekającego na swój łup w postaci Krymu. Wszystko staje się jasne. To tylko zacieśnienie współpracy Berlin - Moskwa, która może przerodzić się w konflikt światowy.

Podsumowując: Ukraina jest przegrana bez względu na dzielność swych żołnierzy, o ile nie zostanie radykalnie zdemontowany układ Berlin - Moskwa będący źródłem sprawstwa całego jej nieszczęścia. Mam nadzieję, że amerykanie są świadomi odrodzenia paktu Ribbentrop - Mołotow i faktu, że jeśli sojusz ten ulegnie wpływom Chin, upadek ameryki jest tylko kwestią czasu.

W całym tym nieszczęściu pozytywne jest to, że pomimo podziałów (stworzonych zresztą także przez niemiecka politykę) rodzi się między Polakami a Rusinami ponowienie prawdziwe braterstwo. To braterstwo, które było fundamentem wielkiego państwa zwanego Rzeczpospolitą. Być może dojrzeliśmy już do tego, aby odrodzenie takiego organizmu stało się faktem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj