poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Panaceum? Nieznany świat lokalnych walut

Miłośnicy twórczości Michaiła Bułhakowa muszą pamiętać występ Wolanda w moskiewskim teatrze Varietes w powieści „Mistrz i Małgorzata”. W ramach brawurowych sztuczek, które pokazywał gawiedzi „konsultant” ze swoją ekipą była jedna szczególnie perfidna. Polegała ona na rozdawaniu ludziom tego czego pragną. Piękne stroje? Nie ma sprawy. Oto cały ich wybór. Chcesz pieniędzy? Też żaden problem. Napychaj sobie nimi do woli kieszenie. Rzecz w tym, że po przedstawieniu rozdawane przez szatańską ekipę banknoty okazały się etykietami z oranżady. Czy owa wizja zaczyna się spełniać na naszych oczach?

Nie wiadomo dokładnie, kiedy zaczęła się mistrzowska sztuczka zamiany pieniędzy w etykietki po oranżadzie, którą obserwujemy od dawna i ciągle się na nią nabieramy. Być może miała ona swój początek w 1944 roku w Bretton Woods, gdzie zniszczone kraje zachodu (w tym Polska, reprezentowana wtedy jeszcze przez rząd londyński) zgodziły się na ustalenie amerykańskiego dolara jako głównej światowej waluty. Wasze systemy walutowe nie muszą być oparte na złocie, wystarczy, że taką wymienialność będzie miał dolar, który będzie stanowił walutę rezerwową dla innych narodowych środków płatniczych - mówili uczestnikom konferencji jej inicjatorzy. Poza bumem gospodarczym w krajach Zachodniej Europy rozwiązanie to przyniosło preferencje dla amerykańskich produktów na globalnych rynkach. Gdy minęło kilkadziesiąt lat od pamiętnej konferencji, prezydent Nixon zerwał z wymienialnością dolara na złoto. Dolar stał się walutą fiducjarną, czyli taką, o której wartości nie decyduje nic innego niż sama wiara użytkowników w ową wartość.

Być może przedstawienie rozpoczęło się jeszcze wcześniej? Równie dobrze opowieść można zacząć w 1913 roku, gdy postanowiono utworzyć w USA Bank Rezerwy Federalnej – prywatną organizację mającą prawo do emisji dolara. Można też sięgnąć aż do roku 1815, gdy na skutek przegranej przez Napoleona Bonaparte bitwy pod Waterloo, pewien ród bankierski przejął za pośrednictwem giełdy Bank Anglii i uzyskał prawo emisji funta. Nie zmienia to jednak faktu, że zawiłe drogi i perypetie światowych finansów mają kluczowe znaczenie dla koniunktury gospodarczej, a więc także dla rynku pracy. Kolejne kryzysy finansowe przetaczające się przez świat były jednak niczym w stosunku do powszechnego drukowania środków płatniczych w czasach Covid-19. Wiadomo było zatem, że zmora inflacji dotknie cały świat, który od tego momentu poszukiwać będzie nowego ładu finansowego. Czy owym standardem będzie CDBC, czyli testowana w wielu krajach na świecie cyfrowa waluta banku centralnego? Tego jeszcze nie wiemy. Rzecz w tym, że już na etapie projektowania pojawiają się nowe - kontrowersyjne propozycje rozwiązań w ramach tego standardu, do których można zaliczyć ograniczony czas ważności przyszłego cyfrowego pieniądza oraz to, że być może będzie on możliwy do wydatkowania tylko na ściśle określone cele. Plany te do złudzenia przypominają świat wykreowany przez Janusza Zajdla w arcydziele “Limes inferior" ponad czterdzieści lat temu.

O ile historyczne meandry „prawnych środków płatniczych” są wiedzą niszową, o tyle wiedza o walutach społecznych lub lokalnych pozostaje dziedziną nieznaną niemal całkowicie. Można zaryzykować twierdzenie, że większość ludzi nie wie wręcz o ich istnieniu, a wystarczy spojrzeć na tabelę światowych walut w systemie ISO (ISO 4217), aby się przekonać, że Szwajcaria dysponuje aż trzema oficjalnymi środkami płatniczymi. Jeden z nich to osławiony Frank szwajcarski (CHF), drugi zaś to WIR (CHE) – waluta społeczna będąca od lat trzydziestych ubiegłego wieku środkiem płatniczym (a dokładniej odpowiednikiem wymiany barterowej) dla niespełna stu tysięcy szwajcarskich przedsiębiorstw. Są tacy, którzy w WIRze upatrują jedno z głównych źródeł dobrobytu tego kraju.

A wszystko zaczęło się od ekonomisty Silvio Gesella, którego praca z 1906 roku pt. „Naturalny porządek ekonomiczny” stała się inspiracją dla Michaela Unterguggenbergera (burmistrza małego miasta Wörgl w Austrii), który postanowił wdrożyć założenia lokalnej waluty. Gesell w swej pracy zakładał, że pieniądz, jak każde inne narzędzie w gospodarce powinien się „zużywać”, a nie być przedmiotem opłat i prowizji wielkich instytucji bankowych. Wystarczyła niewielka ilość wyemitowanych przez ratusz kuponów, aby w targanej kryzysem i bezrobociem mieścinie w przeciągu kilku miesięcy dokonał się istny cud gospodarczy. Okazywało się bowiem, że nowy mechanizm wymiany dóbr i usług działa na zasadzie przekazywanego z rąk do rąk gorącego kartofla: wszyscy użytkownicy spieszą się bowiem, aby nie zostać z kuponem przed dniem opłaty za jego użytkowanie. 

W artykule „Rys historyczny rozwoju lokalnych walut” Dariusz Brzozowiec na ten temat pisze:

„Ustalenia autorów projektu pozwoliły odkryć, że lokalne Schilingi pokonywały dystans od uczestnika do uczestnika lokalnego rynku z szybkością dużo większą niż tradycyjne państwowe Schilingi. W niektórych przypadkach mówiono o prędkości 13 razy szybszej niż prędkość cyrkulacji pieniądza państwowego. Zabezpieczenie podstawowych potrzeb społecznych zaczyna skutkować wydawaniem pieniędzy na inne niż podstawowe ludzkie potrzeby związane z jedzeniem czy schronieniem. Zaczyna się czas konsumpcji. Sklepy już nie tylko spożywcze, ale i przemysłowe oraz cała rzesza rzemieślników odnotowuje wzrost obrotów. Wzrost obrotów kreuje nowe miejsca pracy. Społeczeństwo szybko wychodzi z wszechobecnej biedy, gdzie liczy się tylko zaspokojenie podstawowych potrzeb, teraz sięga po realizację swoich wyższych potrzeb, dając szansę i miejsce na rozwój kultury i sztuki. Kasa miejska odnotowuje wpłaty na poczet podatków z wyprzedzeniem terminu ich wymagalności, co wywołuje spore zamieszanie w planowanych inwestycjach. Ponieważ kasa miejska również podlega obowiązkowi ponoszenia opłaty, na koniec każdego miesiąca od posiadanych Wörgl Schilingów musi dokonać edycji kalendarza inwestycji. Planowane inwestycje w związku z nadmiarem środków płatniczych, są realizowane we wcześniejszych terminach! Wörgl staje się prawdziwą zieloną wyspą na oceanie szalejącego  kryzysu, a jego sława szybko wykracza poza granice Austrii, sąsiednich Niemiec czy nawet poza Europę. Przybywające delegacje przedstawicieli innych miast i państw dotkniętych kryzysem, z wielkim zdziwieniem obserwują rozkwit ekonomiczny wywołany teoriami lekceważonymi przez ostatnie trzydzieści lat. Naoczni świadkowie nie umieją pogodzić dostrzegalnych dowodów na zbawienny wpływ lokalnych pieniędzy z wszechobecnymi prawami ekonomicznymi głównego nurtu. Zestawienie monopolistycznego systemu emisji pieniądza z lokalnym oraz odsetkowość z ujemnym oprocentowaniem, wydaje się być zadaniem ponad miarę możliwości zatwardziałych wyznawców ekonomii niedostatku.”

173 miasta na terenie Austrii i Niemiec rozpoczęły przygotowania do pójścia za przykładem Wörgl. Jednak decyzje administracyjne uniemożliwiły dalszy rozwój lokalnych walut i bieda wróciła wkrótce do austriackiego miasteczka. Na szczęście chwilę potem w Szwajcarii pojawia się WIR, który podtrzymuje i udoskonala austriacką ideę. WIR – nie posiada materialnej formy, lecz stanowi zapis na kontach użytkowników, nie opiera się na centralnej emisji lecz na zasadzie, że każdy użytkownik może kredytować pozostałych oraz nie służy do regulacji zobowiązań podatkowych. Innymi słowy nie posiada on żadnych atrybutów klasycznie rozumianego systemu monetarnego, a stanowi jego uzupełnienie. 

WIR zadziałał niczym lodołamacz przyczyniając się do tworzenia wielu bliźniaczych systemów na całym świecie.

W Polsce mamy do czynienia z inicjatywą zielony.biz.pl, która nie ukrywa inspiracji szwajcarskimi doświadczeniami. Nie tylko relacje gospodarcze stanowią inspirację dla architektów lokalnych systemów płatniczych. Obecnie ruch lokalnych walut nie tylko zwalcza biedę, ale także przybiera różnorodne formy od systemów rabatowych i lojalnościowych po tzw. banki czasu pozwalające na aktywizację osób trwale wykluczonych czy edukację. Na szczególną uwagę zasługuje japoński system Furaei Kippu, w którym czas poświęcony na opiekę nad osobami starszymi kumuluje się i może być odebrany na wypadek choroby lub starości opiekuna. Istnieje także możliwość przeniesienia usług na kogoś innego. W rezultacie na bazie tego rozwiązania powstał w Japonii jedyny w swoim rodzaju system samopomocy osób starszych, gdyż staruszkowie będący jeszcze w dobrej kondycji „zapracowują” w ten sposób na opiekę nad sobą w przyszłości. Zaskakującą częścią projektu jest także to, że osoby starsze wolą usługi świadczone przez osoby opłacane w Fureai Kippu niż te, które są opłacane w jenach. Można to tłumaczyć powstaniem unikalnej więzi jaką tworzy uczestnictwo w systemie. 

Jak mawiał zmarły niedawno Bernard Lietaer – propagator i twórca wielu lokalnych systemów przepływu wartości – ryba, która rodzi się, żyje i umiera w wodzie, nie ma pojęcia czym w istocie jest ta substancja. Podobnie ludzie tkwiący w monokulturze pieniądza, nie potrafią dostrzegać szans i możliwości jakie wynikają z uświadomienia sobie faktu, że nie wszystko trzeba kupować za pieniądze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj