piątek, 7 czerwca 2024

Nie dam się czyli krótki poradnik gołębiarstwa dla opornych


Mój syn przywlókł gołębia. To nie ten, od którego przygody z kanarkiem rozpocząłem pisanie tego bloga lecz jego starszy brat. Ten sam, który w dzieciństwie myślał, że wydalił krąg z kręgosłupa w czasie porannej kupki.
Dziś chłopsko waży ze sto kilo i ma włosy na klacie. Przywlókł i już. Gołąb ma coś z nóżką i wyskubanych kilka piór ze skrzyła. Diagnoza: nie poleci. Okazało się, że ptak ma też trzy obrączki: jedną z ciągiem liczb, druga z numerem telefonu i trzecią z czymś dziwnym. Pewnie rasowe jakieś bydlę – pomyślał syn i zaczął dzwonić. Najpierw telefon na telefon, który nie odpowiadał, potem telefon do związku hodowców. Po numerze pan powiedział, że to gołąb nie z ich kręgu i generalnie to nie jego problem. Między czasie oddzwonił Pan, którego numer był na obrączce, czyli właściciel. Powiedział, że mieszka za Warszawą, a ta trzecia obrączka to nadajnik GPS. 
I tak sobie siedzi taki gołębiarz i obserwuje gdzie rozpełzły się jego latające szczury. No dobra, ładujemy bydlaka w pudełko z otworami i wieziemy na pocztę, bo pan właściciel tak polecił, a paczka miała być na jego koszt. Miła pani w okienku powiedziała, że taka usługa jak transport żywych zwierząt jest zawieszona nie wiadomo do kiedy. No i musiałem dostosować starą klatkę po chomiku do potrzeb tego dziobatego inwalidy dorabiając mu szczebelek i kilka gadżetów. Romek teraz przesiaduje na patyczku i patrzy na wszystkich podejrzliwym wzrokiem. Szczególnie na trzy suki i kotkę. Pełen łańcuch pokarmowy. Tak, Romek, bo co? Nazwałem go tak na cześć lokalnego, kulawego menela, który zerka na wszystkich dokładnie tak jak gołąb. Romek - gołąb czeka aż wydobrzeje i ruszy w lot do domu.
Co będzie jak jednak nie będzie w stanie odlecieć? Oby się nie skończyło jak w słynnym opowiadaniu Bułaczowa o kosmicie, który przyleciał do Wielkiego Guslara popsutym statkiem. Gdy okazało się po diagnozie towarzysza Udałowa, że części z Moskwy przyjdą na wiosnę kosmita wylądował w tartaku w dziale księgowości. Na razie Romek żre, sra i się oswaja. Syn ratownik za chwilę straci nim zainteresowanie, a ja będę latał z Romkiem po weterynarzach jak ostatnio z psem, którego dziabnął kleszcz. 
Gorzej jak na wiosnę przyleci do niego kumpel – niby, że od nasionek, a potem Romek wysiedzi pięć małych Romków medalistów. Oby za chwilę nie przyszedł czas na gołębnik i zalogowanie się w portalu dla gołębiarzy… O nie, będę twardy, tym razem nie dam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj