Gdyby ktoś zapadł w śpiączkę 31 października 1984 roku i ocknął się po trzydziestu latach mógłby doznać szoku. Na ulicach cała masa samochodów, w sklepach zatrzęsienie towarów, które można kupić bez kolejki i bez kartek i do tego jeszcze płaskie telewizory z zatrzęsieniem programów. Co prawda pośród samochodów na ulicach nie zauważyłby rodzimych marek, ale za to przy wnikliwej obserwacji wadziłby Skody i Dacie z bratnich krajów, a na sklepowych półkach dostrzegłby masę towarów z importu, ale na pewno nie wpadłby na to, że ocknął się w innym kraju niż PRL. W przekonaniu tym hibernatusa utrwaliłby program telewizyjny w którym dzielnie puszcza się „klasyki”: od „Czterech pancernych i psa” począwszy, poprzez Klossa, aż na „07 zgłoś się skoczywszy”. Co więcej ten ostatni serial uznałby, że ma kontynuację. Gdyby pierwszego listopada włączył odbiornik zauważyłby z pewnością, że w ramach wspomnień o tych, którzy odeszli wymienia się pośród dziennikarzy i aktorów nieodżałowanego generała oraz to, że EMPIK promuje książki jego córki. Wszystko bez zmian. Przewodnia rola partii została zachowana lecz w wyniku przeobrażeń zmieniła ona nazwę klasowości zastąpiwszy obywatelskością. Oszołomom, warchołom i wichrzycielom, wyciągającym ręce po zdobycze socjalistycznej ojczyzny w toku posuwającej się demokratyzacji życia pozwolono nawet zorganizować się w przeróżne formacje, ale przecież uświadomiony politycznie rodak wie, czyja to sprawka.
Dawniej socjalistyczne państwo zabierało haracz na poczet uprzemysłowienia i walki o demokrację, dziś haracz zabierają banki pod szyldem normalnego życia. Dziadami więc jesteśmy jak dawniej. Zmieniło się więc niewiele. Zwykły hibernatus nie zauważyłby istotnych różnic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj