10 kwietnia 2010 rozbił się na terytorium Rosji polski samolot wojskowy z Prezydentem RP i częścią państwowej elity na pokładzie. Ta tragedia zelektryzowała cały kraj. Nie wiemy do dziś co tak naprawdę się stało i jaka była jej przyczyna.
W 2014 roku doszło do fali dziwnych zbiegów okoliczności i nadużyć wyborczych, wywołanych rażącymi błędami popełnionymi przy konstrukcji samych wyborów.
Co łączą te dwie sprawy? Wydaje mi się, że chodzi tu o kwestię drugiego etapu z którą władza ma wyraźny problem. Bowiem w jedynym i w drugim przypadku zaczęto popełniać karygodne błędy próbując wmówić obywatelom, że wszystko jest w najlepszym porządku. W pierwszym przypadku przekazano śledztwo Rosjanom, wyrażono zgodę na procedowanie według niekorzystnych dla nas cywilnych procedur, przystano na rosyjską wersję wydarzeń i do dziś nie ściągnięto wraku. Co więcej oficjalne wersja jest dziurawa jak sito, a wszelkie próby jej kwestionowania uznano za oszołomstwo graniczące z szaleństwem.
W przypadku wyborów samorządowych rząd i przyjedna mu media czynią dokładnie tak samo próbując zbagatelizować lawinę fałszerstw, nadużyć i błędów. O ile bowiem same okoliczności wyborów przy odrobinie dobrej woli można byłoby uznać za straszliwy zbieg okoliczności wymagający szybkiej korekty i powtórnego głosowania, o tyle upór władzy świadczy już o fałszerstwie.
Dlaczego?
Wczoraj dowiedziałem się, że jeden gość rozpoczął licytację na pewnym portalu aukcyjnym pewnego bardzo drogiego zegarka. Osoba wtajemniczona w meandry tej branży od razu orzekła, że to ewidentne fałszerstwo. Nikt bowiem nie sprzedaje zegarka wartego 100 tyś zł za 5 tys., nie dołącza gwarancji od innego modelu i dla opisu przedmiotu nie korzysta ze zdjęć wziętych z jakiegoś bloga. Jeśli zatem nawet zegarek jest autentyczny istnieje dość duże prawdopodobieństwo że został komuś ukradziony. Gdyby sprzedawca zegarka napisał jasno, że mamy do czynienia z repliką wszystko było by w należytym porządku, on jednak przekopuje, że mamy do czynienia z oryginałem z legalnego pochodzenia. Kiedy bowiem mamy do czynienia z fałszerstwem? Nie wtedy, gdy sprzedajemy dany towar, lecz wtedy kiedy posiadając wiedzę o tym, że coś jest nie tak dalej próbujemy przekonać wszystkich dookoła, że wszystko jest cacy.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku rządu. Stały się tragedie ale zamiast nazwania rzeczy po imieniu próbuje nam się wcisnąć alternatywną wersję rzeczywistości, bajer – jak mawiają chłopcy z półświatka. Rząd niczym sprzedawca trefnego zegarka idzie w zaparte i bezczelnie szuka frajera, który go kupi. Czy ludzie nabiorą się na tą historyjkę po raz kolejny? Jeśli tak, to przyjdzie kolej na kolejny etap. Mianowicie próbę sprzedania nam cegły z zaznaczeniem, że jeśli jej nie kupimy, to możemy nią oberwać.
W wyborach samorządowych stała się rzecz straszna. Państwo oddało demokratyczny proces pod kontrolę lokalnych klik zapewniając im bezkarność późniejszymi deklaracjami liderów tego państwa. Do symptom już nie problemów, ale zapaści państwowego organizmu.
Co łączą te dwie sprawy? Wydaje mi się, że chodzi tu o kwestię drugiego etapu z którą władza ma wyraźny problem. Bowiem w jedynym i w drugim przypadku zaczęto popełniać karygodne błędy próbując wmówić obywatelom, że wszystko jest w najlepszym porządku. W pierwszym przypadku przekazano śledztwo Rosjanom, wyrażono zgodę na procedowanie według niekorzystnych dla nas cywilnych procedur, przystano na rosyjską wersję wydarzeń i do dziś nie ściągnięto wraku. Co więcej oficjalne wersja jest dziurawa jak sito, a wszelkie próby jej kwestionowania uznano za oszołomstwo graniczące z szaleństwem.
W przypadku wyborów samorządowych rząd i przyjedna mu media czynią dokładnie tak samo próbując zbagatelizować lawinę fałszerstw, nadużyć i błędów. O ile bowiem same okoliczności wyborów przy odrobinie dobrej woli można byłoby uznać za straszliwy zbieg okoliczności wymagający szybkiej korekty i powtórnego głosowania, o tyle upór władzy świadczy już o fałszerstwie.
Dlaczego?
Wczoraj dowiedziałem się, że jeden gość rozpoczął licytację na pewnym portalu aukcyjnym pewnego bardzo drogiego zegarka. Osoba wtajemniczona w meandry tej branży od razu orzekła, że to ewidentne fałszerstwo. Nikt bowiem nie sprzedaje zegarka wartego 100 tyś zł za 5 tys., nie dołącza gwarancji od innego modelu i dla opisu przedmiotu nie korzysta ze zdjęć wziętych z jakiegoś bloga. Jeśli zatem nawet zegarek jest autentyczny istnieje dość duże prawdopodobieństwo że został komuś ukradziony. Gdyby sprzedawca zegarka napisał jasno, że mamy do czynienia z repliką wszystko było by w należytym porządku, on jednak przekopuje, że mamy do czynienia z oryginałem z legalnego pochodzenia. Kiedy bowiem mamy do czynienia z fałszerstwem? Nie wtedy, gdy sprzedajemy dany towar, lecz wtedy kiedy posiadając wiedzę o tym, że coś jest nie tak dalej próbujemy przekonać wszystkich dookoła, że wszystko jest cacy.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku rządu. Stały się tragedie ale zamiast nazwania rzeczy po imieniu próbuje nam się wcisnąć alternatywną wersję rzeczywistości, bajer – jak mawiają chłopcy z półświatka. Rząd niczym sprzedawca trefnego zegarka idzie w zaparte i bezczelnie szuka frajera, który go kupi. Czy ludzie nabiorą się na tą historyjkę po raz kolejny? Jeśli tak, to przyjdzie kolej na kolejny etap. Mianowicie próbę sprzedania nam cegły z zaznaczeniem, że jeśli jej nie kupimy, to możemy nią oberwać.
W wyborach samorządowych stała się rzecz straszna. Państwo oddało demokratyczny proces pod kontrolę lokalnych klik zapewniając im bezkarność późniejszymi deklaracjami liderów tego państwa. Do symptom już nie problemów, ale zapaści państwowego organizmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj