Wszechstronny
myśliciel Sir Ken Robinson twierdzi, że współczesna edukacja przypomina
wróżenie z fusów. Nie wiemy nic o tym, co stanie się za miesiąc, a beztrosko
„programujemy” nasze pociechy na dekady do przodu. Gdy zdamy sobie sprawę, że
osoby rozpoczynające naukę w szkole odejdą na emeryturę za 60 lat, sprawa
zaczyna być naprawdę poważna. W praktyce znaczna część wiedzy wtłaczanej w
czasie edukacji z założenia nie będzie dla większości z nas do niczego
potrzebna. Dzieje się tak dlatego, że system edukacji wymyślany w czasach
oświecenia i industrializmu był w stanie przewidzieć na jakich fachowców
będzie zapotrzebowanie a na jakich nie. Zmiany zachodzą tak szybko, że cała
masa ludzi poszukuje kwalifikacji poza oficjalnym systemem edukacji aby trafić
w rynkowe zapotrzebowanie. Pojawia się zatem pytanie, czego należy uczyć nasze
dzieci?
Wiele
lat temu psycholog Joachim de Posada przeprowadził ciekawy eksperyment. Podał
kilkuletnim dzieciom ciastko z kremem i powiedział, że jeśli chcą to mogą zjeść
smakołyka, ale jeśli odczekają piętnaście minut to dostaną drugie ciastko.
Pozostawione same w pokoju z kremówką maluchy musiały przeżywać prawdziwe
katusze. W świecie dorosłych czekanie dziecka przez kwadrans na słodycz,
odpowiada chyba tylko oczekiwaniu młodego małżeństwa w PRL na przydział
spółdzielczego mieszkania. Część maluchów nie zamierzała czekać i od razu
spałaszowała ciastko. Inna grupa zdecydowała się przeżyć katuszę aby uzyskać
obiecaną nagrodę. Po ponad dekadzie naukowiec odnalazł dzieci uczestniczące w
eksperymencie. Odkrył wtedy interesującą prawidłowość. Okazało się, że
dzieciaki, które wytrwały w oczekiwaniu na drugą kremówkę odniosły życiowy
sukces. Autor eksperymentu postawił tezę, że sukces życiowy zależy od
umiejętności oczekiwania na otrzymanie wynagrodzenia za podjęty trud. Być może
tego właśnie warto uczyć dzieci?
Z
badań przeprowadzonych w naszym regionie wynika, że występuje związek między
uprawianiem sportu a wykształceniem. Innymi słowy im wykształcenie respondenta jest
większe tym częściej deklaruje on swą sportową aktywność. Lecz który z tych
dwóch czynników korelacji stanowi skutek, a który przyczynę? Z jednej strony
można powiedzieć, że ludzie lepiej wykształceni dbają o zdrowie, a że prowadzą
częściej siedzący tryb życia muszą rekompensować brak ruchu sportową
aktywnością. Jednak z drugiej strony może to właśnie sport pcha ludzi w
kierunku wykształcenia? Przecież uprawianie sportu zwłaszcza w młodym wieku w
doskonały sposób uczy ludzi systematyczność, wytrwałości, radzenia sobie z
przeciwnościami, a co najważniejsze osiągania postawionych sobie życiowych
celów. Więc być może wykształcenie i sukcesy życiowe osiągają ci, którzy za
młodu powąchali prochu sportowej rywalizacji? Można domniemywać, że podobnie
jest z muzyką, sztuką i wszelkiego rodzaju kreatywną działalnością, które
równie dobrze jak sport uczą nie spoczywania na laurach i życiowej
samodyscypliny. Przecież gdyby popatrzeć na życiorysy ludzi, którzy odnieśli
sukces w biznesie znajdziemy wielu muzyków, filozofów, lingwistów, a nawet
takich jak Richard Branson, którzy byli beznadziejnymi uczniami i mimo
ponadprzeciętnych zdolności nie zdobyli wykształcenia.
Wiedząc
o tym, że planowanie kierunku edukacji młodego człowieka w dynamicznie
zmieniającym się świecie i to kilkadziesiąt lat do przodu jest karkołomnym
wyczynem, może warto jest postawić na te dziedziny, które zwiększą znacznie
prawdopodobieństwo sukcesu? Może warto postawić na coś co w sposób uniwersalny
rozwija człowieka i wszelkie edukacyjne wysiłki czyni racjonalnymi? Może warto
uczyć młodych ludzi sportowej rywalizacji, filozofii, sztuki, abstrakcyjnego i
krytycznego myślenia oraz samodzielnego zdobywania wiedzy, gdy tylko zaistnieje
taka potrzeba? Być może ukształtowane w ten sposób kadry zapewnią lepszą
przyszłość naszemu regionowi, bo nie będą kopiować wzorców lecz tworzyć własne
wzorce, produkty, rozwiązania i wartości? Kto wie?
Architektoniczna
znakomitość XX wieku Richard Buckminister Fuller powiedział kiedyś, że
wszystkie dzieci rodzą się geniuszami, a my czynimy wszystko, aby ich tego
geniuszu pozbawić. Może nadchodzi więc pora na edukacyjny indywidualizm
dopasowany do specyfiki geniuszu naszych dzieci, którego podstawią winna być
nauka nie jeść kremówek?
Powyższy tekst ukazał się w 2012 roku w jednym z pism regionalnych. Szkoda, aby przepadł.
Już się obawiałem, że dłuższa nieobecność była wywołana jakąś nieświeżą kremówką.
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńNie. To ferie i konieczność wywiezienia rodziny w "okoliczności przyrody". Przypomniałem sobie to tym tekście tak na okoliczność jutrzejszego tłustego czwartku.