Nie ma nic bardziej
subiektywnego niż odczucia, ale czy nie z nich składa się nasze
życie? Nie tak dawno temu przeprowadzono badania w naszym regionie,
których jedno z pytań dotyczyło zadowolenia z sytuacji życiowej.
I tu zaskoczenie. Okazuje się, że jesteśmy generalnie ludźmi
szczęśliwymi. Najbardziej jednak zaskakujące jest to, że poczucie
zadowolenia z życia nie pokrywa się z zamożnością danego
miejsca. Prym w statystyce wiedzie północ regionu (Powiaty bialski,
łukowski i rycki) oraz południe (Powiaty zamojski, tomaszowski i
hrubieszowski). Najgorzej wypadają wschodnio - centralna część
regionu (Powiaty chełmski i łęczyński) oraz południowo zachodnia
rubież Lubelszczyzny w postaci Powiatu biłgorajskiego. Miasta
regionu pasują się także raczej na niższych pozycjach.
W wielu przypadkach
chodzi pewnie o tzw. grupę odniesienia, czyli najbliższe nasze
otoczenie w oparciu o obserwację którego oceniamy sami siebie, a
zwłaszcza nasz społeczny i materialny status. Wystarczy, że sąsiad
kupił nowe auto, albo jego żona ma nową kreację, a już wielu z
nas ma powód do frustracji. A tu jeszcze jakiś ankieter przychodzi
i zawraca głowę, pytając o zadowolenie z życia... Zatem na
obszarach, gdzie występuje podobny status materialny mieszkańców,
zjawisko finansowej rywalizacji pozostaje uśpione.
Ale przecież
satysfakcja z życia to nie tylko jego materialna strona. Mieszkańcy
Lubelszczyzny to ludzie rodzinni. W obrębie familii koncentruje się
większość naszego społecznego życia, dlatego też nie czujemy
potrzeby tworzenia społecznych organizacji w tak dużej liczbie jak
ma to miejsce na zachodzie Polski. Tam z kolei, rodzinne więzi są
słabsze.
Ale powyższe przykłady
i wyjaśnienia nie wyczerpują katalogu powodów, dla których
jesteśmy zadowoleni z życia. Obcowanie z przyrodą, wolniejsze tępo
życia na wsi, oraz to, że w przypadku gorszych warunków życia
każda, nawet najdrobniejsza jego poprawa jest odbierana jako sukces,
to także czynniki, których znaczenia także nie można nie docenić.
Więc tak naprawdę mamy do czynienia z wyjątkowo złożonym
zjawiskiem.
Szukając wyjaśnienia
tego problemu, sięgnąłem przez przypadek po książeczkę moich
synów pod tytułem "Idziemy po skarb", autorstwa Janoscha.
Jest to historia o Misiu i Tygrysku, którzy w pewnym momencie
uznali, że muszą zmienić coś w swoim życiu. Nie smakował już
im gotowany kalafior z przydomowego ogródka. Zaczęła mierzić im
ich egzystencja. Postanowili stać się bogaci. Wyruszyli więc na
wyprawę w poszukiwaniu skarbu. Przeżyli wiele przygód, w wyniku
których zdobyli i utracili upragnione bogactwo. Wrócili więc do
swego domku i odkryli, że największym szczęściem jest siedzenie
przed domem i jedzenie wraz z przyjacielem kalafiora przyprawionego
odrobiną soli przy dziękach śpiewu ptaków i cieszenie się
życiem.
Gdzieś w zakamarkach
mojej pamięci tkwi słyszana wiele lat temu historia o małżeństwie,
które poświęciło szmat swojego życia na poszukiwanie zatopionego
hiszpańskiego galeonu z ładunkiem złota. Gdy po wielu latach
odnaleźli skarb, zaczęli pławić się w luksusach i bogactwie. Po
pewnym jednak czasie nabyli za sporą część swego majątku
naszpikowany sonarami i innymi elektronicznymi gadżetami pełnomorski
jacht i wyruszyli w dalsze poszukiwanie skarbów.
„Bo gdzie jest skarb
twój, tam będzie i serce twoje” – uczy Chrystus w Kazaniu na
Górze. „Nie jest ważny cel, ale droga do niego” – mawiali
starożytni mędrcy, a za nimi powtarzają to współcześni spece od
strategii. „W życiu piękne są tylko chwile” – śpiewał
Ryszard Riedel. Być może tylko one w połączeniu z wyrzeczeniem
się pragnień - jak twierdzą pospołu chrześcijanie i buddyści,
oznacza prawdziwe szczęście? Może więc jesteśmy po prostu
regionem ludzi mądrych, którzy wiedzą co naprawdę w życiu jest
ważne?
Tekst nie najnowszy i publikowany w prasie. Po tragedii ludzi wrobionych we frankowe kredyty nabrał jednak nieco nowej aktualności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj