Gdyby ktoś zapytał: kto jest najwybitniejszym obecnie polskim reżyserem filmowym, lub nawet – powiem wprost – kto jest najwybitniejszym polskim reżyserem wszechczasów? Odpowiem bez chwili zastanowienia: jest nim Patryk Vega. Oczywiście zaraz ktoś zacznie wyjeżdżać z Wajdą, Kawalerowiczem czy innym Hassem, a może nawet z Zanussim i Kieślowskim. A pewnie, a czemu nie? Tylko, że oni są już inną epoką. Epoką napinaczy, którzy chcieli coś przekazać i pokazać. Za ich czasów kino było czymś innym – najważniejszą ze sztuk jak nauczał producent Hochwander w Misiu innego arcymistrza, którego nie wspominam specjalnie. Patryk Vega to reżyser innego rodzaju, innego gatunku. To mistrz powrotu do źródeł kina. Kina które w swych pierwocinach było jarmarczną rozrywką dla gawiedzi polegającą na wyświetlaniu na kawałku szmaty ruchomych obrazów, a ludzie z tak zwanego towarzystwa nie chodzili do kina bo można się było tam wszami zarazić. Dopiero potem przyszli Méliès i Chalin. Na początku byli… bezimienni Vegowie, po których smród nie pozostał, a teraz wydaje się, że wszystko zatoczyło koło i sam Patryk nawiązuje to swych bezimiennych „ojców założycieli. Taśma wtedy była krucha a cyfrowe zapisy są doskonalsze i ponadczasowe więc pan V jest od swych prekursorów doskonalszy w każdym calu. Ten geniusz jak oni wyczuł publikę, wyczuł jej potrzeby które niczym nie różnią się wcale od tych śmierdzących tanich winem i zjełczałym masłem jegomości, którzy chowali się pod krzesło gdy z płótna jechał na nich pociąg. On kręci filmy na miarę tejże klasyki niczym pancur, grający na rozstrojonej gitarze rocka billy składającego się z paru nut i nic więcej. Bo myśmy nauczyli się patrzeć na kino jako na coś wspaniałego co ma nam zapewnić katarzis. Gówno prawda. Kino to śmierdząca buda, w której za parę miedziaków można zobaczyć jak jeden chłop kopie drugiego w dupę albo gruba baba napierdziela parasolką chudego adoratora. I o tym nam tenże już klasyk przypomina. On kręci gówno programowo, celowo, ale niczym Sex Pistoles stanie się wzorem dla innych i klasyką sięgającą do korzeni.
Siedząc na covideowej przymusowej izolacji, którą złośliwcy
mogą nazwać aresztem domowym na pewnym trockistowskim serwisie streemengowym
dla celów poznawczych zapoznałem się z wybranymi fragmentami twórczości tego
geniusza. W istocie budą i projektor zastąpił telewizor w domu delikwenta ale poza
tym nic się nie zmieniło. Geniusz powracający do pierwocin. Najlepsze są sceny
ucinania nóg piłą albo wykopywania trupa. Ale w tym całym bagnie jest też
przesłanie: elita to takie same chamy i ćwoki jak ty widzu, tylko że pozbawione
skrupułów. Zobacz ćwoku przed telewizorem: oni są tacy jak ty i nie musisz
nigdzie aspirować, bo jesteś taki jak oni, tylko jakoś nie masz farta, albo wręcz
przeciwnie, nikt nie zaszył cię w skórze byka ani nie rozerwał koniem. Jesteś elitą
tylko, że ci się nie chce. I niczym we kinie z wcześniejszej epoki przeżywasz
katarzis. I nie masz moralnego niepokoju bo masz gdzieś moralność jak twoi plastykowi
idole. Zawsze jak będzie źle to jakiś Indianin zmniejszy ci głowę, ale będzie
przy tym „lots of fun”. I wszystko gra i koliduje. I dostajesz po łbie chamstwem
i przemocą ale przecież po to oglądasz, no nie? Pani adwokat, która jest policjantką
pod przykryciem jest taką samą dziwką jak Roxy i tak samo jak ona może założyć „szlaban
na coś tam”. Kibol okazuje się być mistrzem zbrodni bo w pierdlu przeczytał Księcia
a jednocześnie mistrzem inwestowania, który wymienia dragi z innymi klubami na całym
świecie. No Marvel wymięka. Macie coście chcieli. Dekonstrukcja po marksistowsku
i powrót do korzeni przedkultury. Tylko patrzeć, aż stanie się to klasyką
porównywalną z Fellinim, który tak naprawdę nie dorósł do pana V.
Macie coście chcieli. Vega bije głowę wszystko co powstało
do tej pory. Następny etap do czuciofilmy w Huxleya. Będzie nieźle, bo w klasycznym
filmie nie ma już pan Patryk nic do zdobycia. Powinien zapłakać niczym Aleksander
Wielki, który „rozjebał” (posługując się retoryka mistrza) już wszystkich.
Jeszcze tylko haxleyowska soma w połączeniu z obrazami z "Mechanicznej Pomarańczy" stanowi jakieś wyzwanie dla człowieka, który zdaje się wychodzić poza
graniczenia medium które wykorzystuje.
Podbijaj zatem Patryku inne rynki filmowe jak nie Hollywood to Bollywood, ale co tam klasyk rządzi się swoimi prawami, a ludzie chcą oderwać się od swojej codzienność.