niedziela, 25 października 2020

Dogrywka po 100 latach?

Rewolucja miała dokonać się w krajach wysoko uprzemysłowionych. Rosja jako miejsce rewolucji to tak właściwie wypadek przy pracy. Wypadek bardzo kosztowny i hojnie finansowany przez niemiecki wywiad. Gdy w 1920 roku rozstrzygnął się pod Warszawą los globalnej rewolucji na modłę leninowsko - trickistowską dalekosiężny upadek Związku Radzieckiego był w istocie także już przypieczętowany, choć trwał on jeszcze 70 lat dzięki terrorowi i niewolniczej pracy. Nie udało się wywołać globalnej rewolty i przekształcić kapitalizm w komunistyczna utopię. Utopię, która dokonuje się i dopełnia właśnie na naszych oczach. Ale jak wiadomo utopia jest niemożliwa i wcześniej czy później przyniesie klęskę, więc nie ma innego wyjścia. Musi być ona jedynie środkiem do wprowadzenia terroru na użytek tych, którzy sponsorowali powstanie ideologii i chcieli jej realizacji czyli wielkiego kapitału, którego głównym wrogiem jest wolny niezależny człowiek.

Tak więc model 1.0 komunistycznej rewolty poległ na przedpolach Warszawy 100 lat temu, a chodziło w nim o to, aby rozniecony nieco przez przypadek w kraju chłopskim płomień rewolucji przenieść do miejsca, w którym powinna ona była pierwotnie wybuchnąć. Po spustoszeniu i grabieży w pierwszym etapie zrodziłby się inny totalitarny kapitalizm z władzą i własnością jedynie w rękach tych, którzy emitują pieniądz. Jaką to wściekłość musiała wywołać ta bitwa, skoro z niepojętych dla ówczesnych strategów nowego porządku świata przyczyn pochód otumanionych chłopskich synów z Rosji zatrzymali polscy chłopscy synowie, którzy poczuli się przede wszystkim Polakami i ... wolnymi ludźmi. Podobnie musieli czuć się apologeci nowej rewolucji na zachodzie, gdy okazało się, że protestujący pod szyldem Solidarności w PRL robotnicy zapraszają na teren zakładów pracy księży i organizują tam msze. Od tamtej pory, czyli od lata 1920 nigdy nam nie wybaczono „wbicia noża w plecy światowej rewolucji” i być może dlaczego tragiczne późniejsze losy naszego narodu były tylko pochodną walki pod Warszawą?

Jakich sił i środków należało użyć aby nasze przedwojenne elity przekonać do zawarcia sojuszu z Anglosasami, którego stawką była biologiczna likwidacja sporej części narodu? Przecież ich sojusznicze zapewnienia były jedynie sposobem na zyskanie czasu potrzebnego na przygotowanie się na konflikt z Hitlerem. Potem zatrzymaliśmy pochód Armii Czerwonej niczym w roku 1920 wywołując Powstanie Warszawskie, dzięki któremu alianci na zachodzie zyskali czas na zajecie części Niemiec i potem powstała RFN, bo w przeciwnym razie nie jest wykluczone że "wyzwoleńczy pochód" dotarły do Francji. Czy właściwą ceną za powstanie RFN było życie tysięcy dzieciaków, którzy jako dorośli ludzie potrzebni byli nowej Polsce? Za owe ofiary krwi zapłacono nam oddaniem w ręce Stalina, a o powstańcach warszawskich jako protoplastach powojennych Niemiec nie pamięta chyba nikt. A być może nie była to zdrada lub niewdzięczność lecz kara za rok 1920 i jednocześnie upewnienie się, że poprzez wytępienie elit ten "naród wariatów" więcej żadnego numeru w pochodzie rewolucji już nie wytnie? Przecież na zachodzie czerwona rewolucja miała i nadal ma całe rzesze zwolenników.

Powtórzę jeszcze raz: jestem przekonany o tym ze komunizm jest ideologia niezbędna wielkiemu kapitałowi do przejęcia ostatecznej władzy nad światem i stworzenia pierwszej w jego historii globalnej dyktatury. To tylko propagandowy i ideologiczny fortel ogłupiający gawiedź, której z łaski elit pozwoli się żyć i oddychać żywiąc się ich niewolniczą pracą. W sytuacji zagrożenia ze strony Chin jako alternatywnego przyszłego lidera świata proces wdrożenia na zachodzie totalitaryzmu jako szybkiego źródła przewagi w gwarantującego kumulacje wszelkich zasobów nagle przyspieszył. Wielki kapitał czy właściciele maszyn do druku pieniędzy postanowili zrobić to samo co ZSRR po przegranej Bitwie Warszawskiej: wprowadzić terror jako jedyne źródło konkurencyjnej przewagi. Czy poddamy się propagandowym pułapkom i totalitarnym zakusom zewnętrznych i rodzimych totalniaków bez względu na ich partyjną i ideologiczną przynależność? Czy zachowany naszą wspólnotę i odbudujemy niezależny elity? Być może tak. Być może ten cud się dokona tak jak 100 lat temu, gdy nam Polakom dzięki własnej samoorganizacji i wpojonym wartościom udało się zatrzymać proces budowy globalnego totalitaryzmu, za co cenę płacimy do dziś. Mam nadzieje, że uda nam się ponownie tym razem ostatecznie dokonać rozkładu sił wroga. Ale czy wystarczy nam sił? Czy zło z którym przychodzi nam walczyć nie pokonało nas ostatecznie atomizacją, emigracją i pozbawieniem ekonomicznych podstaw egzystencji?

Chyba nie, bo Polak jeszcze niespełna trzy wieki temu była synonimem wolnego człowieka. Dlatego ludzie innych nacji przybywali tu i z dumą przyjmowali miano Polaka. Teraz w wielu krajach na świecie toczy się właśnie walka o integralność. Każdy pretekst żeby ją złamać jest dobry: ustawa zabraniająca hodowcy zwierząt, obcięcie głowy nauczycielowi przez islamskiego łajdaka, zaduszenie murzyńskiego przestępcy i aktora porno przez policjanta. Wszystko jest dobre, aby w sytuacji ekonomicznej dewastacji rozhuśtać emocje. Jeśli przetrwamy jako wspólnota i polskość będziemy pojmować jako utkwioną w naszej kulturze i korzeniach wolność - wygramy i to wcale nie kolejną bitwę jak ta warszawska ale ostateczną wojnę o normalny świat.

    Patrzmy na nasze problemy z globalnej perspektywy, bo tylko na poziomie globalnym rozstrzygną się nasze losy i jasne są inspiracje. Możemy być jednak w procesie walki o ostateczna hegemonię języczkiem u wagi. Oby tylko szala sprawiedliwości przechyliła się ostateczne we właściwą stronę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj