Właściwie nie wiadomo czy Sikorski opowiadając o złożonej mu przez Putina propozycji rozbioru Ukrainy kłamał czy nie. Z jednej strony rozbrajająca szczerości, a potem dementi wskazują, że to prawda. Z drugiej Putin nie jest durniem i wie, że o poważnych sprawach nie rozmawia się z figurantem z zależnego kraju, który może być niewtajemniczonym w politykę centrali. Jakby na to nie patrzeć rozbiór Ukrainy staje się na naszych oczach faktem. Nie jest to proces jednodniowy, ale kroczący od jakiegoś czasu. Zaczęło się wszystko na Majdanie, skończy na tym, że zrujnowany, zdemoralizowany do szpiku kości, pozbawiony przemysłu i terenów bogatych w surowce kraj sam poprosi o czyjąś protekcję. Rosja już wzięła co jej. Tak więc jest wielce prawdopodobnej, że propozycja Putnia miała wyłącznie charakter techniczny, a tak się złożyło, że trafiła do uszu osoby nieodpowiedniej. Czy Putin mógł wiedzieć, że „Radzio” nie jest wtajemniczony w real polityk? Mógł. Ale o wiele bardziej jest prawdopodobne, że ów był wtajemniczony, tylko nie decyzyjny. Gdyby nie kłapał dziobem wszystko byłoby o.k. i przez jakiś czas jeszcze pozwolono by mu było poudawać mężyka stanu. A tak finoto, to se newrati lub jak mówi żona pewnego serialowego alkoholika z Wrocławia: „arrivederci Roma”. Teraz już jest po Radziu. Już swe dementi i oburzenie wyrazili wszyscy, którzy mogli, od lewa do prawa. Już sypią się gromy, a za chwilę i sypnie się dymisja z funkcji Marszałka Sejmu, bo to „nieodpowiedzialny”, „szkodliwe dla Polski”, „bo nie może być Marszałkiem ktoś, kto kłamie”.
Dlaczego taka wrzawa i potępienie? Skąd pewność politycznego upadku? Wcale nie stąd, że świat dowiedział się przez przypadek o jakiejś zakulisowej rozmowie. Te były i będą.* Chodzi o co innego. Radzio pokazał światu, że istnieje coś takiego jak realna polityka, w której politycy poważni rozmawiają szczerze o wszystkim i planują różne rzeczy pewni, że żadna ze stron nie puści pary z gęby. A tego mu polityczna mafia nie wybaczy. Pokazanie bowiem tego, że istnieje polityczna szopa dla gawiedzi przed telewizorami i prawdziwa polityka, która z szopą nie ma nic wspólnego jest cisem wymierzonym w istotę światowego politycznego systemu. Czasami role ze spektaklu pokrywają się z rzeczywistymi wpływami – czasami nie. Dlatego Radzio na salonach nie ma czego już szukać. Dla mnie stał się on przez swoją głupotę czymś na miarę bohatera. Po zdemolowaniu polskiej polityki zagranicznej zachował się niczym Prometeusz dający ludziom odrobinę światła, a teraz sęp będzie mu wyrwał wątrobę, czy co tam lubi. O ile jednak Prometeusz zrobił to z wyższych pobudek, Radzio pierdnął coś pod nosem, bo chciał zrobić pewnie ważnie na pismaku z który rozmawiał. Być może na nazwisku Sikorski ciąży jakaś klątwa? Ten który zginął w Gibraltarze także nie potrafił się pogodzić z rolą pokonanego figuranta, który nie pasował do zbliżenia sowietów i zachodu. Zawracał głowę jakimś Katyniem i w ogóle nie mógł zrozumieć, że jest ledwie tolerowany tylko dlatego, że Polacy walczyli jak wariaci po alianckiej stronie. Czasy się zmieniły, więc raczej Radkowi za odsłonięcie rąbka kurtyny nie stanie się aż taka krzywda. Szkoda samolotu, ale pamiętników to już specjalnie nikt mu wydać nie pozwoli. Istnieje jeszcze hipoteza, że przed i tak nieuniknionym odejściem z polityki oddał przysługę Amerykanom, którzy wbili w ten sposób klin w niekorzystny dla nich przebieg wydarzeń w Europie, ale ja jednak stawiam bardziej na głupotę naszego bohatera. Gdyby bowiem za jego szczerością stał ktokolwiek potężny nie byłoby szybkiego demeti uwiarygadniającego tylko prawdziwość jego słów. Tak naprawdę winę za całą sytuację ponosi Putin, bo nie powinien rozmawiać z cieciem o poważnych sprawach.
* Na przykład ostatnio dowiedziałem się z filmu Grzegorza Brauna „Transformacja cz. III”, że gdy Niemieckie czołgi pruły w kierunku Moskwy i było niemal pewne, że imperium Stalina upadnie, trwały tajne rozmowy o zawieszeniu broni i wspólnym ataku na Amerykę.