piątek, 29 marca 2013

Bastion

Lublin to specyficzne miejsce. Lublin to moja ukochana stolica rodzimego wstecznictwa, prawdziwy cudowny ciemnogród. Oto na Fejsbuku pośród znajomych mam kilku prawdziwych, oddanych swe idei bolszewików. Tymczasem, gdy przychodzą święta, umieszczają wszyscy na swych profilach nie tylko wesołe kurczątka i króliczki ściskające pisanki, ale też ukrzyżowanego Zbawiciela. Na wszystkich kartkach jak pod dyktando napisane: Wesołego Alleluja! Jak widać, poczciwe to chłopaki. Gdy z takim porozmawiasz okazuje się, że brzydzi się on na samą myśl o związkach partnerskich i klnie na samą myśl o aborcji. Musisz zatem przyznać, drogi czytelniku, że Lublin to miejsce wyjątkowe, gdzie nawet lewak nie traktuje swej doktryny całkiem poważnie. I niech tak zostanie. Takie są te nasze cudowne chłopaki, które jak przyjdzie co do czego to mają odpowiednio w głowach poukładane. I nie ma znaczenia, że Starego Miasta straszy była chałupa lidera trockistowskiej partii. Jeśli on jest lublinianinem pełną gębą, oznacza to jedynie, że swej misji nie traktuje poważnie i że nawet on to piąta kolumna. Tym bardziej, że jeszcze dekadę temu wydawał konserwatywną gazetę, a przysięgę poselską w zeszłej kadencji zakończył słowami: „tak mi dopomóż Bóg”. W Lublinie nawet PO jest jakaś inna. Niby popiera warszawskie doktryny, ale jak przychodzi co do czego... Potrzepujemy zatem w rodzimej polityce jak najwięcej Lublina, bo tu nawet bydlęta mówią ludzkim głosem i wszystko jest swojskie, chrześcijańskie i nawet geje jacyś inni. I nawet przybyły do Koziego Grodu kilka dni temu prof. Kołotko, w którego wykładzie miałem przyjemność uczestniczyć kilka dni temu mówił jakby ludzik głosem, nie pozostawiając suchej nitki na rządzących, klasie polityczniej mediach, a co najważniejsze stwierdził, że obecny kryzys jest przede wszystkim kryzysem wartości. Spokojnie można go puszczać w Radiu Maryja, tak się chłopu w tym Lublinie poodwracało.
Przypominał mi się przeczytany kilka lat temu artykuł o świętach Bożego Narodzenia obchodzonych przez pierwszych sekretarzy. Okazuje się, że te chłopaki przeważnie wiejskiego pochodzenia organizowali Wigilię, jak Pan Bóg przykazał, a powiatowi sekretarze zwykli gdzieniegdzie zaczyniać obchody 1 Maja zamówieniem Mszy Świętej. Taki jest ten Lublin i niech taki pozostanie. Kochane miasto.
Więc lubelskim bolszewickim zwyczajem życzę wszystkim radosnych świąt Pańskiego Zmartwychwstania. I niech idea chrystusowej rewolucji wypływająca z Lublina ogarnie wszystkie kraje i kontynenty. Niech nadzieja nas nie opuszcza. Wesołego Alleluja!

środa, 27 marca 2013

Kultura przez "ch"

 Ostatnio poza cypryjskimi sukcesami europejskiej integracji i możliwością rozlania tych sukcesów na inne kraje, wybitnymi osiągnięciami naszej piłkarskiej reprezentacji i nabierającymi dopiero rozpędu protestami społecznymi, publika w naszym kraju miała jeszcze jeden temat do indywidualnych i grupowych przemyśleń. Oto jedna starsza pani (no cóż latka lecą) nazwała na Facebooku, Papieża Franciszka "ch.jem" i to bez kropki w środku. Pewnie nic by się nie stało, gdyby osobą tą była pomywaczka ze stołówki przy zbiorczej szkole gminnej w Gminie Nielisz, która w rozmowie ze swoimi koleżankami użyłaby takiego określenia. Jednak pani Wójciak to osoba publiczna, artystka i dyrektor legendarnego Teatru Ósmego dnia, zasłużonego tym, że był inwigilowany, walczył z komuną zwłaszcza w osobach kolejowych konduktorów. Pamiętam ich epokowe przedstawienie plenerowe pt. "Mięso", gdzie obrzucali się sztucznymi wędlinami w czasach, gdy sklepowe półki świeciły pustkami. Komuna była zła, ale artystom z głodu umrzeć nie pozwalała. Potem się okazało, że to wszystko są .... opozycjoniści. 
 Dlaczego pierwsza komuna miała coś przeciwko teatrowi alternatywnemu? Z tego samego powodu, dla którego prześladowała niejakiego Kuronia, później czołowego opozycjonistę, a jeszcze później wrażliwego społecznie prominenta. Teatr Ósmego dnia, wyrosły na fali przybyłej z zachodu lewicowej kontrkultury nie mógł liczyć na życzliwie przyjęcie w kraju nad Wisłą. Tu przecież rządził już socjalizm w jedynie słusznej wersji, nielubiący trockistowskiej czy frankfurckiej ekstremy, która na zachodzie miała się doskonale. Tam jej zadaniem było zmiękczanie zachodniej konserwy poprzez ducha rozłamu w burżuazyjnej kulturze, tworząc nowy język pojęć. Tu zatem nie była ona potrzebna. To co u nas było uważane za zachodni powiew wolności, było tak naprawdę tą samą ideologią, która u nas przeżywała swój regres. Dopiero teraz, po wielu latach widać tę różnicę. Nasza lewica musiała po prostu dorosnąć do tego, aby przyjąć znaną od dziesięcioleci na zachodzie strategię. Dlatego zachowanie pani Ewy nie powinno nikogo dziwić, podobnie jak poparcie jej postawy przez różnego rodzaju twórców z dawnego alternatywnego nurtu.
Kilka lat temu przyłapałem ją zresztą na podobnej wpadce, która wtedy przeszła bez echa. Nikogo nie powinna zatem dziwić ani jej postawa, ani wsparcie dla palikotowej trzódki, czy wręcz zajmowanie w niej pozycji kluczowego bydlątka. Czeka nas eskalacja tego typu postaw i posunięć tworzących ducha rozłamu w naszym społeczeństwie. Aby temu zaradzić, trzeba przede wszystkim zrozumieć jak działa mechanizm ducha rozłamu i politycznej poprawności.

niedziela, 17 marca 2013

Polityka pudrowania

Właśnie zdałem sobie sprawę, jaki jest realny plan rozwoju sytuacji w Polsce. Po serii testów, których wynikiem było, że Polskie społeczeństwo ma wszystko dlatego i głęboko gdzieś i poza pełną michą, ciepłą wodą w karanie  i jakimś ochłapem nic przeciętnego rodaka nie interesuje, postanowiono dokonać „prawdziwej reformy” naszego kraju. Tylko z prawdziwą reformą jest tak jak z polityką: prawdziwa polityka nie lubi demokracji. Jak więc ją przeprowadzić, skoro za chwilę na ulice wyjdą oburzeni, styrani, ogradzani? Sposób wydaje się prosty. Zwycięstwo nie polega na dysponowaniu siłą, lecz na wykorzystaniu siły przeciwnika przeciwko niemu samemu. „Należy doprowadzić do upadku całego tego interesu, a niech się kotłuje, niech głodni zjedzą emerytów, co silniejsi emeryci niech idą do roboty, a ci słabsi niech liczą na pomoc rodziny. I znowu zrobi się „konserwatywnie” - jak chcą oszołomy, wszystko się uspokoi. Ale kraj po „wielkiej reformie” nie będzie już taki sam, nie będzie już ZUSu, sporej części hołoty która wyjedzie, a co bardziej krewcy powybijają się sami. A niech gruchnie, jak w innych krajach. Wykrwawione i zdeprawowane społeczeństwo nie będzie miało sił, aby potem podskakiwać, a długi pozostaną. Ułatwi to tylko proces przemianowania tubylczej ludności w klasę niewolników. W polityce bowiem od tysięcy lat niewiele się zmieniło. Obecna niewola fiskalna zmieni się w osobistą. Demokratyczna ściema nie będzie już potrzebna, a jakby co, to zawsze pomogą bratnie kraje, przysyłając swe „siły stabilizacyjne””
Tyle razy pisałem tu już o tym, w jakim kierunku idą sprawy na w naszym kraju, że nie ma sensu tego powtarzać. Tylko ktoś skrajnie nieodpowiedzialny będący u władzy nie zdawałby sobie sprawy z tego, co nadchodzi. W tej chwili jednak sądzę, że uprawiana przez rząd już drugą kadencje polityka pudrowania, jest realizowana po to, aby uśpić czujność i aby gruchnięcie tego całego interesu był spektakularne, nieodwracalne i doprowadziło do przemian, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy. Wtedy dopiero neokomuna pokarze swoje prawdziwe oblicze. Cała nadzieja w oddolnej umiejętności przetrwania i że szybko odrodzi się nasza wspólnota.

sobota, 16 marca 2013

Zobaczymy

Jedyne uczucie na jakie jestem w stanie się zdobyć w stosunku do większości polityków, to uczucie pogardy. Nie dlatego, że śmieszy mnie ich postawa czy nie zgadzam się z głoszonymi przez nich doktrynami. Wiem po prostu, że to maskarada, w której wartości, idee i postawy są tylko instrumentami do podpięcia się pod stołek, załatwienia pracy szwagrowi, wyrwania jakiejś kasy, czy chociażby tylko po to, aby zaspokoić swój zwierzęcy instynkt rządzenia innymi. Jest też leczenie kompleksów i poklask, dla którego są w stanie poprzeć i legitymizować nawet największą bzdurę.
A to wszystko przy totalnej bierności całego społeczeństwa, które nie dość, że musi utrzymać ten cały cyrk przy świadomości bujania przez wszystkich, to jeszcze osądzane jest od czci i wiary za swą bierność. Dlatego być może wezwanie prezesa Dudy od utworzenia Platformy Oburzonych spotkało się z krytyką politycznych gangów? To, że inicjatywa ta spotkała się z biernością społeczeństwa nie dziwi. Ludzie już dawno nauczyli się, że należy ufać samym sobie, no jeszcze garstce najbliższych. Ale jeśli wezwanie do zmiany ustroju nie jest tylko frazesem? Z drugiej strony ustrój i tak musi się za chwilę zmienić, bo ten cały system jest na skraju bankructwa. Mamy zatem do czynienia z przemyślaną dalekosiężną strategią popartą koniecznością – jak w przypadku Okrągłego Stołu - w ramach, której do układu doszlusuje jeszcze grupka „niezadowolonych” aby dymać resztę? Czy mamy do czynienia z prawdziwym zalążkiem nowego. Wiele wskazuje na to, że to pierwsza ewentualność, bo trudno sobie wyobrazić, że do zmiany ustroju wzywa lider związkowej centrali, w sytuacji  gdy jedyna możliwa zmiana to odejście od socjalizmu i deregulacja państwa. W końcu lichwiarze utrzymujący zieloną wyspę także są świadomi tego, że przy obecnych trendach demograficznych i masowej emigracji,  nasza narodowa masa upadłościowa nie będzie nawet w stanie spłacać odsetek od pożyczonych nam elektronicznych impulsów. Czasami dzieje się tak, że syndyk dokonuje zmian w upadłym już przedsiębiorstwie, po to, aby mogło dalej produkować, gdyż tylko wtedy jest w stanie spłacić wierzytelności. Wątpię, aby przy obecnej kondycji społecznej impuls do zmian wyszedł od środka. Jednak mam prawo się mylić. Zobaczymy.

czwartek, 14 marca 2013

Młody las

Robi się coraz ciekawiej. Za przestępstwo będzie uznawana kradzież powyżej tysiąca złotych. Oznacza to, że cała masa drobnych przestępstw tak naprawdę nimi nie będzie. Ma to znaczenie finansowe, bo ryzyko ewentualnych „wykroczeń” polegających na przywłaszczeniu mienia w sklepach zostaną i tak przeniesione na klientów w formie ubezpieczeń lub monitoringów. W grę wchodzi także, a być może przede wszystkim kwestia etyczna i demoralizacja społeczeństwa. Innym wynalazkiem ostatnich miesięcy jest pomysł odpowiedzialności obu stron transakcji za niezapłacony podatek VAT. Jeśli płatnik VAT wykiwa urząd skarbowy w świetle szykowanych regulacji odpowiedzialność za niezapłacony podatek przechodzi na jego kontrahenta, który mu wystawił fakturę. Rzecz jasna, istotą propozycji jest wyeliminowanie fałszywego nabijania kosztów. W efekcie otrzymujemy zborową odpowiedzialność w naturalny sposób sprzeczną z Konstytucją, wywołującą przede wszystkim spadek wzajemnego zaufania i przyhamowanie oficjalnego obrotu gospodarczego, który naturalną koleją rzeczy przeniesie się do szarej strefy. Ale nie wpadajmy w panikę. Przecież nic się złego nie dzieje. Ewentualne drobne „wałki” na VATcie nie będą przecież przestępstwami, tylko wykroczeniami. Nawet ewentualna odpowiedzialność za niewinność będzie łagodna. A może nawet anonimowa, gdyż rząd zamierza wprowadzić możliwość nadawania dzieciom bezpłciowych imion i ich zdrobnień. A wszystko w ramach chorej ideologii gender, kolejnego marksistowskiego mutanta, zakładającego istnienie płci kulturowej jako kolejnej bariery ograniczającej równość jednostki.

Tak więc nie dość, że będzie można kraść i nie ponosić za to odpowiedzialności, będzie można nadać sobie fikuśne imię. Po co to wszystko? A no po to, aby doprowadzić do zaniku społecznych i tradycyjnych więzi, podnieść nieufność, anonimowość jednostki w społeczeństwie i w efekcie doprowadzić do jego atomizacji. Staniemy się niezdolną do buntu masą jednostek. Być może już taką masą jesteśmy? To co nie udało się tradycyjnemu komunizmowi jego odpowiednik w postaci politycznej poprawności sączony nam przez system prawny załatwi jak należy. Zmiany niewinne lecz systematyczne przypominają robotę wykonywaną przez korniki w pniu starego drzewa. Niby korniki małe, dziurki niewielkie, lecz po kilku pokoleniach korników pień drzewa przypomina sito, a najmniejszy podmuch wiatru doprowadzi je do upadku. Praca korników w pniu naszego drzewa z nieznanych mi przyczyn nagle przyspieszyła. Próżno szukać trucizny lub dzięcioła. Najgorsze jest jednak to, że podobnym robactwem zarażone są i sąsiednie drzewa, które w przypadku wichury nie przejmą na siebie jej uderzeniowej fali. Proces wydaje się być nieodwracalny, gdyż brak wiatru nie oznacza, że drzewo nie runie.

Gdzie zatem nadzieja? Masowo obalone spróchniałe pnie stają się często pokarmem dla znajdujących się w glebie nasion, które czekają tylko na odrobinę światła, aby zacząć kiełkować. Miejsce starego – zastępuje młody odrodzony las. Wtedy robactwo i zgnilizna są tylko narzędziem w jego powstawaniu. Mało to optymistyczne, ale jedyna nadzieja w nasionach kiełkujących w żyznej glebie.

środa, 13 marca 2013

Czerwony kapelusz


Nie ma takiej wiadomości, która w dzisiejszy wieczór przebiłaby wybór Papieża. Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z konserwatystą. I dobrze. Ale pamiętajmy też, że licho nie śpi i że czerwony kapelusz (także ten kardynalski) wśród władzy ludowej jest zawsze podejrzany – jak nauczał mistrz Bareja w „Brunecie wieczorową porą”.
„A niby nic, ale jest taka zasada, że czerwony kapelusz jest właśnie znakiem rozpoznawczym. Czerwony kapelusz jest właściwie zawsze podejrzany, proszę pana. Niech pan pamięta.” 
W tej kwestii nic się nie zmieniło, więc czujność jest potrzeba jak nigdy. Być może dzisiaj władza wzmogła swą czujność jak w filmie?

Oto zdjęcie kończące film "Brunet wieczorową porą", gdy Milicja zatrzymuję kobietę w czerwonym kapeluszu.

A oto te, które zrobiłem dzisiaj na ulicy.


W życiu jak w kinie.

poniedziałek, 11 marca 2013

A nas wszystkich czeka śmierć.

Przegląd prasy Tomasza Terlikowskiego. Poruszył mnie. 

niedziela, 10 marca 2013

Potęga natury

Jest twardsza niż skała
i stal damasceńska.
Mocna - choć mała;
brzoza smoleńska.

piątek, 8 marca 2013

Rywalizacja

„Jak tu przebić Jarosława?”
Knuje Donald mając spazmy.
Wnet mu świta myśl ciekawa:
„Puszczę Rostowskiego z plazmy!”

niedziela, 3 marca 2013

Kruchy lód

W Portugalii lud wyszedł na ulice. Tymczasem nasz lud wchodzi na lód. Równie kruchy jak nasze ulice. 


Dzisiejsze poszukiwanie wiosny.

sobota, 2 marca 2013

Suma wszystkich horrorów

Niemiecka wyższa izba parlamentu zawetowała właśnie wprowadzenie Paktu Fiskalnego. To po  regulacjach poprzedzających wprowadzenie Traktatu Lizbońskiego, kolejna decyzja niemieckich władz mająca najprawdopodobniej na celu zwiększenie podmiotowości tego kraju względem UE. A czym my będziemy w ramach "europejskiej solidarności" ratować niemieckie i francuskie banki? Wiele na to wskazuje. Przed chwilą dowiedziałem się, że moja gmina w akcie ratowania swojego budżetu podniosła o 100% podatek od nieruchomości. Przecież trzeba realizować inwestycje, by żyło się lepiej. Trzeba budować lepszy świat nie licząc się z tym, kto za to zapłaci. Wszak płaci Unia, czyli nikt. A jak nikt to można poszaleć. Problem polega na tym, że wszystkie „dobre intencje” i te centralne i te lokalne, koncentrują się na obywatelu organizując dla niego miast socjalnego raju fiskalną namiastkę piekła.
Życie na zielonej wyspie staje się coraz bardziej koszmarne. Ale to nie tylko cecha zielonej wyspy. Wszystkie zielone wyspy europejskiego archipelagu wysp szczęśliwych mają podobny problem. Różnica polega jednak na tym, że to co dla przeciętność Niemca czy Holendra jest skrajem nędzy i lub socjalnym minimum dla przeciętnego Polaka stanowi niedościgły wzór luksusu. W tym być może tkwi powszechne źródło uwielbienia unijnego kultu kargo, a przy okazji i źródło przepisu rządu Tuska na eliksir popularności?
Dopóki przeciętny wyborca nie pojmie, że to na nim i jego pracy koncentrują się wszystkie kawałki fiskalnego bruku i że to on i jego praca są źródłem wszystkich budżetowych pieniędzy przeznaczonych na naprawianie świata, dotąd bieda będzie triumfować. A że z biedą należy walczyć najlepiej administracyjnie, piekło w końcu zacznie konstruować swój kolejny krąg. W Portugalii właśnie władze zakazały grzebania w śmietnikach. Następny etap? Zakaz jedzenia szczurów?

piątek, 1 marca 2013

Lateralizacja

Mańkuci jako mniejszość w świecie praworęcznych, podobnie jak każda mniejszość w stosunku do większości mają trudniejsze życie. Wszak gitary i nożyce tworzone są dla praworęcznych. Nie zmienia to faktu, że Jimi Hendrix – jako leworęczny - ściskał gryf prawą ręką, co nie przeszkodziło mu zostać najwybitniejszym gitarzystą wszechczasów  Jednak Jimi pracy w sklepie muzycznym by nie dostał. Tam przyjmowani są podobno praworęczni gitarzyści prezentujący możliwości sprzętu, gdyż oferta sklepów dedukowana jest do praworęcznej większości. Paul McCartney też jest leworęczny. I co z tego? Wielu producentów gitar basowych marzyłoby o tym, aby zechciał używać ich produktów.
Nie mam nic do leworęcznych. Mój syn pisze lewą ręką, choć nie gra na gitarze. Na razie. Nie ma to znaczenia. Kocham go ponad życie. Ale wkurzyłbym się, gdyby stał się aktywistą ruchu "Lewe Jest Piękne", który żądałby: parytetów politycznych dla leworęcznych, umieszczania w samochodach drążków zmiany biegów między kolanami i nakazu uczenia wszystkich dzieci pisania obydwiema rękami.
W chęci wyrównywania szans dla mniejszości kryje się pewne niebezpieczeństwo. Po owym wyrównaniu będą mieli przechlapane wszyscy - nie tylko mniejszość. Świat nie jest sprawiedliwy i na pewno próba uczynienia go lepszym poprzez dostosowanie go do potrzeb mniejszości ku temu nie prowadzi.