środa, 30 czerwca 2010

Instrukcja dla niezdecydowanych wyborców

Nie wiesz lepszy kandydat jest który?
Postaw krzyżyk przy pierwszym od góry!

Socjalizm jest nie możliwy i basta

Szkoda tylko, że żyjemy dalej w świecie jego mar i złudzeń. Szkoda, że mamy instytucje i całe państwo zaprogramowane tak aby dystrybuować dochód wytwarzany przez ciężko pracujących ludzi na rzeczy darmozjadów. Należy oddać ludziom kontrolę nad ich pieniędzmi. Wtedy będzie demokracja, wolność i brak widma tyrani. Czy to ze strony UE czy jej sojuszniczki PO.
P.S. Korporacje nie mają nic wspólnego z wolnym rynkiem

Chce mi się rzygać

A więc w przedwyborczy bój ruszyła do walki ostatnia kohorta Bronisława. Prostytutki i pensjonariusze zakładów karnych już nie wystarczą. Teraz także tancerki Go – Go aktywnie włączyły się w wyborczą kampanię. Na wiec jak widać przybyły policzalne na palcach tłumy. Nawet gołe tyłeczki nie są w stanie przyciągnąć ludzi. A na wszystko niczym Wielki Brat zerka zza krzaka sam Pan myśliwy bacznie obserwując poczynania swych zwolenników.
Czy jeszcze w skupieniu czekają na wejście do gry handlarze narkotyków i chłopcy od mokrej roboty?


A na poważnie.
Kampania w wykonaniu zwolenników Bronka wymknęła się wyraźnie spod strategicznej kontroli. To akt rozpaczy i dowód paniki jak wizyta w domu Blidy. Tego typu kampania uczyni więcej złego niż dobrego - dla Bronka oczywiście. Mamy do czynienia z kampanią teoretycznie skierowaną do młodzieży i nie wychwalającą zalety myśliwego lecz wady jego przeciwnika. Szambo się nie domyka i zaczyna wydzielać się z niego przedwyborczy fetor. Oby część zwolenników gajowego nie poszła na wybory. 
Inną kwestią jest co obiecano owym dziewojom, oczywiście nie tym w żółtych "spódniczkach" lecz tym "śpiewającym"? Stołek w urzędzie? Dobre zamążpójście?

wtorek, 29 czerwca 2010

Limes inferior

Do  tej powieści Janusza Zajdla powróciłem po przeszło 20 latach. Była to jedna z pierwszych świadomie przez mnie przeczytanych książek. Teraz dopiero widać jej proroctwo. Medialno - polityczno - technologiczna atrapa świata zrobiona z desek, dykty i olejnej farby przysłania ten prawdziwy świat. Można odnieść wrażenie, że autor przeniósł się w dzisiejsze czasy i używając sobie znanych terminów i nazw przedmiotów usiłował  opisać to co widział. Kiedyś można było pomyśleć, że w swej wizji świata Zajdel opisał świat przyszłej komuny, a on opisał naszą współczesność, którą na dodatek trudno nazwać. Nie ma takiego słowa.

Jadę samochodem i słucham radia. Znaleziono już winnych nieudanych sondaży przedwyborczych. Są nimi sami respondenci, którzy bezczelnie i z premedytacja kłamią. Respondent to postać anonimowa, więc nie może się bronić. Jeśli tak jest rzeczywiście to jest to przerażające. Ludzie boją się ujawniać swoich poglądów bo w jakim innym celu mieliby kłamać? Jak to świadczy o kondycji naszego społeczeństwa i obywatelskiej podmiotowości wyborców? Lepiej nie mówić. Świadczy to tylko o desperacji z jaka firmy sondażowe próbują odzyskać swą wiarygodność. Tego rodzaju argument to jednak miecz obosieczny.
Po zabójstwie Grzegorza Przemyka przez funkcjonariuszy SB okazało się, że bardzo szybko znaleziono winnych byli nimi zbrodniczy pielęgniarze z karetki pogotowia grasującej po mieście, którzy bili napotkanych obywateli. Wszyscy wiemy, że za powódź odpowiedzialne są bobry i kto popalił Reichstag.

Unia Europejska postanowiła wprowadzić nowy standard. Jaja będą na wagę a nie na sztuki. To nie są jaja. Podobno naprawę. Pytanie po co? Aby był jednolity standard. A po skoro obrót jajkami dotyczy rynków lokalnych? Kretynizm? Tylko z pozoru. Pomalowana olejną dykta odrywa się od desek i odsłania że jest fasadą. 

W Smoleńsku zginął mój znajomy. Dzisiaj zdałem sobie z tego po raz kolejny sprawę usuwając go ze swojej książki adresowej w swym kluczu - telefonie komórkowym. Wolę żeby żył w mej pamięci niż w pamięci telefonu. Śmierć też ma już inny wymiar.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Odrobina szaleństwa

Strategia według Michela Portera to tworzenie wewnętrznie spójnego SYSTEMU CZYNNOŚCI i ich wzajemnego DOPASOWANIA, który prowadzi do unikalnej pozycji firmy na rynku. Jednocześnie strategia to umiejętność mówienia „NIE” czyli asertywność w stosunku do zastanych schematów. Ale strategia to coś więcej.
Kiedyś przeczytałem kiedyś historię o Aleksandrze Wielkim, który przed jedną z bitew z Persami kazał swym łucznikom wykonać o połowę cieńsze cięciwy w łukach i jednocześnie węższe rowki w strzałach. Kazał uczynić to pomimo faktu, że cięciwy w tego typu łukach mogły częściej pękać... Przygotowanie strzał było praco i czasochłonne, a wymiana cięciw także do łatwych nie należała. Armia jednak uczyniła jak kazał wódz. Doszło do bitwy. Zaczęli oczywiście łucznicy z jednej i z drugiej strony ostrzeliwując gradem strzał  linie wroga. W pewnym momencie łucznikom z jednej i z drugiej strony skończyły się strzały. I wtedy wszyscy uświadomili sobie geniusz Aleksandra. Grecy przekonali się o tym po bitwie, a Persom niestety nie było to dane. Łucznicy Greccy mogli strzelać strzałami perskimi podjętymi z ziemi. Persowie nie mogli strzelać strzałami Greków bo nie pasowały do ich łuków: rowki w strzałach były za wąskie. Grecy wystrzelili więc dwa razy więcej strzał niż ich wrogowie i wybrali bitwę. 
Taki „patent” jest wary fortunę. Ale czemu się dziwić: Wychowawcą Aleksandra był sam Arystoteles...

Dobra i skuteczna strategia zwycięscy to przede wszystkim świadome podjęcie ryzyka, ale też odrobina szaleństwa. Bo czy szaleństwem nie jest działanie niestandardowe i bez precedensu, które zaważy o zwycięstwie?

Punkt widzenia

Mój młodszy syn oglądał wczoraj blok reklamowy w TV. Jego uwagę przykuła reklama tamponów higienicznych. Po jej obejrzeniu powiedział:
- Tato, muszę to mieć.
- A po co ci to? - zapytałem ze zdziwieniem przewyższającym nawet jego zainteresowanie reklamą.
- Bo jak śpię to czasami w nocy sturlam się z łyżka ,a jak będę TO miał i położę na brzegu łóżka, to się nie sturlam. - powiedział z przekonaniem.
Teraz pytanie; co ma jedno wspólnego z drugim? Ano malec myślał, że to jest reklama wałków do łóżek. Gdy obejrzałem ponownie reklamę zdałem sobie sprawę, że na równoległych ekranach przedstawiony jest zarys kobiety i tampon wielkości jej tułowia. I kto tu ma rację?

Kiedyś naukowcy skonstruowali robota wyposażonego w ramię podłączonego do komputera. Napisany specjalnie program miał dokonać ułożenia piramidy kloców. Układał zatem te klocki, ale zawsze zaczynał od pierwszego na samej górze, który spadał a potem układał następne, które także spadały. Na samym końcu układał ostatni złożony z sześciu klocków murek u podstawy. Dlaczego zaczynał do pierwszego na samej górze? - głowili się naukowcy. W końcu ktoś znalazł wytłumaczenie.
Położyć jeden klocek jest najłatwiej, a komputer skąd ma wiedzieć, że jest coś takiego jak grawitacja?
Zbyt często odbieramy świat posługując się naszym wyobrażeniami rzeczywistości a nie jej obiektywnym obrazem nawet się nad tym nie zastanawiając.

Ciekawe jaki procent kobiet też nie wie do czego służą tampony?

niedziela, 27 czerwca 2010

Tak sobie włączyłem debatę

Nie miałem jej oglądać, bo to żadna debata i to tak jakby się spotkał intelektualista z idiotą. Ale usłyszałem tylko jedno zdanie z ust Bronka:
"Generał Petelicki nie jest żołnierzem"

Widać przyszła pora aby opublikować fraszkę, którą niedawno wymyślałem:


Dialog PRowców PO
- Jak powstrzymać wpadek bezdenny worek?
- Niech Bronek zamknie gębę no i rozporek!

sobota, 26 czerwca 2010

Dziś tylko dwa filmiki

Mówiące same za siebie. "Zawsze gdy miałem rację byłem w mniejszości", "Przestańmy szpanować, że jesteśmy mocarstwem. Pomóżmy powodzianom"



piątek, 25 czerwca 2010

Filozofia świętego spokoju

Od pewnego czasu obserwuję bardzo niepokojące zjawisko: wszyscy zakopują się w swoich "norkach" i zajęci codzienną krzątaniną i zmartwieniami chcą mieć święty spokój. Życie społeczne jest kompletnie zatomizowane, a jego instytucjonalizacja powoduję, że pewne naturalne integracje schodzą do podziemia. Zmęczenie materiału będące wynikiem – jak to nazywa R. Ziemkiewicz – codziennego „pływania w kisielu” przekroczyło chyba dopuszczalne normy wytrzymałości. Ludzie więc siedli i odpoczywają.

Kilka lat temu modne stały się algi. Ludzie hodowlami je i rozdawali sobie na wzajem. Miały być uniwersalnym środkiem leczniczym i kosmetycznym. Wtedy jeden z mych przyjaciół wysnuł śmiałą teorię – nieomal rodem z Filipa K. Dick’a o tym, że być może dokonuje się właśnie wielki ewolucyjny fenomen. Inteligentne algi tak pokierowały ewolucją i naszymi zachowaniami, że znalazły idealnego żywiciela i reproduktora w postaci człowieka. Może coś w tym jest?

Czy już jesteśmy stadem barnów, które tylko od czasu do czasu rażone prądem z elektrycznego pastucha jakim była smoleńska tragedia znowu wraca na wyznaczony przez juhasów kawałek łąki? Juhasi i baca doją nas bez reszty. A może na tym polega nasza strategia na przetrwanie? Chodzi o to, aby spokojnie pogryzać swój kawałeczek łąki i za bardzo nie rozglądać się dookoła. Bo czy czegoś nam jeszcze do szczęścia potrzeba?
Być może stado baranów myśli podobnie: "baca i juhasi to tylko służba na ich dworze i dbają oni tylko o to aby "żyło się lepiej". Aby "papu" było na czas, aby nikt nam nie przeszkadzał. Przecież obcięcie runa to tylko zabieg kosmetyczny, a to że od czasu do czasu ktoś nas wydoi to też przecież nic złego. Za chwilę co jakiś czas ktoś zginie zabrany przez juhasów bo już będzie za stary. Ale przecież to też dla naszego dobra, bo starość jest taka "obleśna"."
Do drugiej tury wyborów dostało się dwóch przewodników stada. Obaj opowiadają nam historie o wspaniałych pastwiskach i o chłodnych szemrzący strumykach. Obaj mają poparcie bacy i juhasów, bo tak naprawdę to nie jest ważne kto będzie przewodnikiem stada – ważne aby stado robiło co należy i było zajęte od czasu do czasu wzajemnym trykaniem. Wtedy nikt nie zapyta: "jak wykręcić bezpieczniki od elektrycznego pastucha?"
Niestety prawda jest brutalna: barany i owce już nie potrafią żyć na wolności. A czy my potrafimy?

czwartek, 24 czerwca 2010

Anatomia kłamstwa

Zdjęcie zrobiłem dzisiaj rano na stacji benzynowej w mojej wiosce jadąc do pracy. Gdyby się ktoś nie domyślił jest to obudowa dystrybutora do benzyny z blachy kwasoodpornej polana deszczem. A błękit nieba to tak naprawdę górna część tego dystrybutora. Romantyczne co? Równie dobrze mógłbym napisać, że to nieudane wakacje na Majorce, a zdjęcie przedstawia widok nieba z okna pokoju w pięciogwiazdkowym hotelu. Prawda niestety jest zwykle mniej atrakcyjna.

edit 25.06.2010 Zastanawiałem się przez pewien czas z czym kojarzy mi się to zdjęcie, aż w końcu znalazłem odpowiedz.

środa, 23 czerwca 2010

Punkty widzenia

Rywalizacja wyborcza między Jarosławem,  a Bronisławem sprowadza się do problemów niemalże teologicznych. To spór między wyznawcami różnych religii. Bo w istocie jest to konflikt fundamentalnie różnych wizji kraju i świata, którego podstawą jest diametralnie różna diagnoza naszej rzeczywistości. O ile podstawy wiary są naukowo niesprawdzalne i wręcz niedorzecznością wydaje się sama próba interpretacji jednego nieprzystającego świata metodami drugiego, o tyle w przypadku kandydatów na prezydenta konflikt wizji świata może podlegać szczegółowej interpretacji.

Wizja pierwsza:
  • żyjemy w szczęśliwym świecie otoczeni przez przyjaciół,
  • komunizm runął za sprawą bohaterskiego Lecha W. i jego dzielnej drużyny,
  • okrągły stół to wielki bezprecedensowy sukces naszej demokracji,
  • służby specjalne nie istnieją lub mają niewielki wpływ na naszą rzeczywistość. Jesteśmy niepodlegli, suwerenni i wolni,
  • żyjemy w kraju dostatku, który z dnia na dzień rozwija się doskonale. Jesteśmy wręcz "zieloną wyspą" na mapie pogrążonej w kryzysowych konwulsjach Europy,
  • nasze przedsiębiorstwa rozwijają się coraz lepiej. Z uwagi na coraz większe znaczenie naszego kraju na świecie inwestorzy zagraniczni walą do nas drzwiami i oknami,
  • Unia Europejska jest najlepszym miejscem do życia na świecie, w którym wolność jednostki jest najwyższą wartością,
  • wszystko co stare i dawno wymyślone należy odrzucić. Tylko nowy wspaniały świat współczesności najlepiej pozwala realizować się grupom i jednostkom,
  • poczucie elitarności. Skoro podobną wizję świata wyznaje tak wiele wspaniałych osobistości naszego życia publicznego i kulturalnego stanowiących dla nas grupę odniesienia znaczy to, że wizja ta musi być prawdziwa.
Wizja druga:
  • żyjemy w miejscu geopolitycznie kluczowym, gdzie ścierają się interesy wielu krajów. Jesteśmy więc czymś w rodzaju terenu sejsmicznie aktywnego, na którym bez względu na to czy nam się to podoba czy nie wstrząsy mają miejsce. W stosunkach międzynarodowych jak w ruchu drogowym obowiązuje zasada umiarkowanego zaufania. Rola jaką nam ostatnio przydzielono to bycie strefą buforową miedzy potęgami. Ponieważ potęgi żyją w tej chwili w chwilowej przyjaźni pojawia się naturalna pokusa rozbioru, podobna do tej jaką ponoć ma w lecie właściciel niepotrzebnego pieca,
  • komunizm runął w wyniku zaplanowanego procesu rozmontowywania niewydolnego ekonomicznego systemu nie wytrzymując wyścigu technologicznego i gospodarczego z zachodem. Solidarność i jej sukces to wyłącznie zjawisko lokalne i bardzie kierowany przez służby specjalne eksperyment pokojowego rozmontowywania systemu,
  • procesowi temu towarzyszył spektakl okrągłego stołu z udziałem tylko wybranych sił politycznych i przygotowujący fundament dla uwłaszczenia nomenklatury i dwudziestoletnich rządów sitw,
  • służby specjalne (zresztą nie tylko nasze) mają przemożny wpływ na naszą politykę i gospodarkę. I wpływ jest na tyle istotny, że w każdym z kluczowych obszarów naszego życia publicznego trudno wręcz mówić o spójności celów, kierunków politycznych bądź ich stabilnej kontynuacji. Nasza suwerenność po wejściu w życie traktatu lizbońskiego jest mrzonką. Inną kwestią jest fakt, że we współczesnym świecie po mistrzowsku zarządzanym metodami cybernetyki społecznej fasadowa niepodległość nie ma żadnego znaczenia i jest jedynie instrumentem w neokolonialnej polityce,
  • "Polska jako zielona wyspa" to efekt bardziej kreatywnej statystyki niż realnych ekonomicznych wskaźników. Na tego rodzaju sytuację przemożny wpływ ma względna na tle Europy  samowystarczalność naszego systemu gospodarczego (postrzegana zresztą jako relikt komunizmu) oraz konserwatyzm naszych banków w stosowaniu "nowoczesnych instrumentów finansowych". Wszelkie ewentualne sukcesy w tym zakresie nie są zasługą rządu, a brak interwencjonizmu to wynik lenistwa i nie wiedzy, a nie celowego liberalnego unikania interwencjonizmu. Lawinowy wzrost długu publicznego i tak skutecznie ogranicza te śladowe sukcesy. Nasz kraj – administracyjnie przesterowany staje się niestety powoli skansenem wyposażonym tylko w atrybuty nowoczesności bez jej prawdziwych podstaw,
  • jesteśmy kolonią gospodarczą zgodnie z koncepcją „mittleuropa”, a nasze przedsiębiorstwa mają utrudniony realny dostęp do zewnętrznych rynków. Z uwagi na warunki geopolityczne nasze przedsiębiorstwa pozbawione są możliwości produkcyjnych i technologicznych poprzez politykę finansową i demontaż przemysłu ciężkiego,
  • UE jest finansowym bankrutem i przepaść rozwojowa między nią a innymi częściami świata wydaje się jedynie pogłębiać,
  • jak kiedyś dowodził Krasnodębski wiara w ideę postępu to stosunkowo nowy zabobon bo postęp jako pojęcie pojawił się dopiero w XVIII wieku. Ten utopijny i niemal szatański fundament o nieprzerwanym linearnym rozwoju ludzkości i perspektywie przyszłego szczęścia ludzkości był podstawą powstania do formułowania kolejnych filozoficznych utopii i eksperymentów. Tak naprawdę świat się nie zmienia. Technologiczny także nie jest procesem ciągłym czego przykładem są ostanie dekady. Po prostu dana cywilizacja w naturalny sposób wyczerpuje swe możliwości. I o ile w przypadku technologii informatycznych możemy mówić o postępie o tyle polega on na dublowaniu czy zwielokrotnianiu już dawno powstałych rozwiązań. O wyczerpaniu możliwości rozwojowych naszej cywilizacji najdobitniej świadczy fakt silnej pozycji wielkich korporacji realnie hamujących innowacyjność oraz wypaczenie istoty polityki patentowej, która stała się narzędzie nie tyle rozwoju co jego blokowania. Człowiek najpierw realizuje się gdy jest wolny. Gdy znaczną część jego czasu wolnego od pracy pochłania samoswój a nie tyranie od świtu do nocy aby związać koniec z końcem. Ma to oczywiście swe korzenie w kolejnym demonie naszych czasów – konsumpcjonizmie. Sądzę jednak, że na opis demonów XXI wielu trzeba będzie poświęcić kiedyś nieco więcej czasu,
  • medialna grupa odniesienia i rola medialnych autorytetów, które tak naprawdę mówią ludziom co mają myśleć to temat także bardzo szeroki. Medialna manipulacja w tym zakresie polega często na tym że nie przedstawia się w sposób rzetelny kontrargumentów kogoś myślącego inaczej. A jeśli nawet już tak się dzieje to ewentualna debata bardzo często zmienia się w jej karykaturę.
Nic więc dziwnego, że wyznawcom drugiej wizji towarzyszą ataki ze strony wyznawców pierwszej. Dlaczego? Bo oni przecież posługują się językiem nienawiści ich świat jest mało optymistyczny i zakłamany. Wyznawcy pierwszej wizji to ludzie nie tylko niedoinformowani lub konformiści lubiący przynależeć do władzy, co także ludzie którzy powinni przyznać się sami przed sobą do błędu. Tu działa zasada wyparcia przypominająca zachowanie pijanego kierowcy zatrzymanego przez policję, który twierdzi, że jest trzeźwy co najwyżej małe piwko... A policjanci są głupi, a on ma bardzo wysoko postawionego w policji wujka. Poza tym oczywiście wspomniany konformizm. Zawsze lepiej jest widzieć świat przez różowe okulary. Świat taki przypomina spot reklamowy pokazujący piękny wyidealizowany świat. To sen narkomana lub wizja świata z taniego romansu. Prawda czasami nie jest przyjemna lecz podobno tylko ona nas wyzwoli.

Dlaczego tak się dzieje?
Odpowiedzialność za ten stan ponoszą niestety sami Polacy, bierni społecznie (o czym świadczy fasadowość naszego partii politycznych), niedoinformowani, niedouczeni (zwłaszcza ekonomicznie) i naiwni. Dlatego zderzenie obu wizji jest tak ważne. Niestety żaden z kandydatów w pełni nie odkryje przed wyborcami prawdy, o czym świadczą wyborcze umizgi w stosunku do SLD. Prawda jest zbyt okrutna.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Czego jeszcze nie wiecie o swoich dzieciach a boicie się zapytać?

- Chłopaki złapałem muchę! – krzyknąłem jakbym miał ze trzydzieści lat mniej i złapałbym muchę,
- Ja chcę ją! - wrzasnął mniejszy. Słychać było tylko tupot jego stopek o podłogę.
- Nie ja! - Ryknął straszy i też ruszył z impetem w mym kierunku po czym obaj zaczęli się przekrzykiwać. O dziwo mucha wzbudziła w nich duże zainteresowanie. Łapanie much uznali za coś normalnego. Skoro ja zrobiłem to samo to znaczy że jestem ich sojusznikiem. Otwarły się im języki.
- A wiesz co? Ja jak złapałem muchę to za mocno ściąłem.
- A umyłeś potem ręce? - spytałem. Nie odpowiedział – widać nie umył.
- A ja jak złapię muchę to karmię nią mojego pająka - powiedział starszy.
- Twojego pająka? - dowiedziałem się, że mam jeszcze jedno domowe zwierzątko – A gdzie on jest?
- O tu za kanapą – i pokazał mi wielkiego tłustego pająka siedzącego na sieci.

Okazało się, że za kanapą egzystuje sobie od kilku miesięcy całkiem spory pająk stale dożywiany przez mych synów, a ja przez przypadek zostałem wtajemniczony w spisek. Od razu zapytałam czy ma imię? Ma. Czyli, że dekapitacja ani wyrzucenie przez okno nie wchodzi w rachubę. Muszę się oswoić z nowym zwierzęciem domowym czy tego chcę czy nie. Na szczęście nie trzeba mu kupować pokarmu dla pająków. A wszystko do najbliższego generalnego sprzątania... To oczywiście zależy czy mama zostanie wtajemniczona w spisek. Mama czyta mojego bloga więc mam nadzieję, że zrobi z nowym zwierzakiem porządek szybko i skutecznie.
Czego jeszcze nie wiem o swoich dzieciach? Od razu przypomniało mi się moje dzieciństwo. Nie wiem baaaardzo dużo. Tak samo - jak pokazują wczorajsze wybory - salon wie bardzo mało o Polakach.
Do posta dołączam zdjęcia zjawiska odkrytego przez moich chłopaków. Czy ktoś wie co to jest?

Wakacje w Matrixie

Propagandowo - medialne pranie mózgów jakimi jesteśmy na co dzień poddawani bardzo przypomina film „Truman Show”, w którym tytułowy bohater żyjący w stworzonym specjalnie dla niego mieście i świecie jest bohaterem popularnej na całym świece telenoweli i wcale o tym nie wie. Na tym polega właśnie atrakcyjności tego „medialnego produktu”. W jednej ze scen, gdy wyszedł z pomysłem wyjazdu z miasteczka na wakacje zaraz przed jego oczami ukazał się propagandowy spektakl pokazujący obrazy spadających samolotów, burz i cyklonów. Za chwilę też przybył do niego z wizytą jego kumpel, który przekonywał go, że jego mała ojczyzna to najwspanialsze do życia miejsce na świecie. Potem gdy decyzja o kategorycznym wyjeździe była już podjęta okazało się nawet, że droga wyjazdowa jest zamknięta bo w pobliżu doszło do radioaktywnego skażenia.
Jednym z powodów ewentualnej klęski wyborczej Bronka mogą być właśnie wakacje, kiedy to watahy jego wyborców pojadą na wypoczynek nie zwracając sobie głowy wyborami. Jest dość prawdopodobne, że to wielkomiejski niedoinformowany młodzian – czyli target wyborczy „Pana z wąsami” wyjedzie częściej na wakacje niż starszy wcale nie mieszkający w wielkim mieście „moherowy” wyborca. 
Czy zatem za chwilę zostanie nam objawiony świat deszczowego początku lipca? Czy za chwilę dowiemy się z wywiadów z jakimiś gwiazdami, że w lipcu na wakacje jeżdżą tylko frajerzy. A gdy już będziesz chciał tak bardzo pojechać na wakacje czy okaże się że w wielu miejscach wypoczynkowych jest salmonella i drożyzna. Czy okaże się że miejskie publiczne baseny kuszą bezpłatnymi wejściówkami dla młodzieży? Zobaczymy na ile żyjemy w świecie manipulacji totalnej, a na ile mamy jeszcze swobodę chociażby w wyborze terminu wypoczynku.

Bajka nie bajka

Wczoraj przed zaśnięciem z moimi chłopakami urządziliśmy sobie zbiorowe wymyślanie bajki. Pojawiła się w niej postać biednego smutnego bazyliszka, który był bardzo samotny bo nie miał przyjaciół. Bo jak wiadomo każdy kogo zobaczył zaraz zmieniał się w kamień. Więc biedaczek tułał się w nocy po lesie i mieszkał w jaskini. Aż pewnego razu spotkał dziewczynę, która okazała się niewidoma i zamieszkali razem i bardzo się zaprzyjaźnili. Ktoś mógłby powiedzieć, że każda potwora znajdzie swego amatora, ale bez przykładów proszę.
I tak sobie żyli, aż wróg najechał kraj. Wtedy dziewczynka przekonała swojego przyjaciela do pewnego fortelu i poprosiła żeby odprowadził ją do drogi bo ona musi spotkać się z królem. Gdy dotarła do miasta, porozumiała  się z królem i wróciła w rycerskim konwoju na skraj lasu, po czym udała się do swego przyjaciela. Po kilku dniach w miejscu gdzie miała odbyć się bitwa widać było niewielu krzątających się rycerzy z związanymi oczami i małego bazyliszka. Naprzeciw stała armia wroga w całej swej potędze. Gdy ruszyła do boju bazyliszek otworzył oczy i zamiast wrogiej armii na polu stała armia kamiennych posągów. 
Bazyliszek i dziewczynka zostali bohaterami. Król w dowód wdzięczności podarował im olbrzymi las w którym urządzono dom dla niewidomych dzieci z całego królestwa. Żyli długo, szczęśliwie i żaden wróg już nie śmiał zbliżyć się do tego królestwa.

Morał:
Potrzebny na bazyliszek no i królestwo.

Sondażokracja

Policzono wyniki ok 95% komisji i okazało się że przewaga Komorowskiego jest wręcz symboliczna. Głupota czy manipulacja? Myślę, że jedno i drugie. Może sondażowe zatruwanie umysłów zostanie w końcu ograniczone? Tak więc nic nie wiadomo. Ale przyszło nam żyć w bardzo ciekawych czasach. 
Cały technokratyzm sondażowej ruletki i jego fikcja do złudzenia przypomina kryzys finansowy. Ktoś na podstawie opinii przypadkowej grupy ludzi zaczyna otworzyć teorię, a opinię tę zaczyna podawać jako prawdę objawioną odnoszącą się do wszystkich. A ludzie jak to ludzie czasami kłamią, a czasami po prostu nie chcą mówić swych preferencja. Gdy ktoś obcy pyta mnie na kogo będę głosował, zawsze odpowiadam robiąc minę wioskowego głupka, że na Lepperta. W przypadku kryzysu robiono podobne spekulacje. Bo jeśli ktoś wziął kredyt przy założeniu, że go spłaci uzyskany dochód z ewentualnej jego spłaty podlegał już dalszym finansowym machinacjom. A co wtedy, gdy jegomość nie spłacił co więcej nie miał nawet takiego zamiaru? 
Prawda musi być od początku do końca logicznie spójna. Gdy w którymś miejscu wystąpi fałsz nie mamy już prawdy lecz upozorowane kłamstwo. Do tego kalkulacje, że jak jeden poprze drugiego to zwolennicy tego pierwszego jak barany pójdą głosować za wskazaniem swego wodza. Czy nikt nie zrozumiał jeszcze, że głosownie i poglądy człowieka to jego indywidualna sprawa? W takich sytuacjach właśnie wychodzi totalitarność.
Oczywiście w Wyborczej notowana Komorowskiego rosną z minuty na minutę. Jeśli taki trend się utrzyma poparcie dla tego jedynie słusznego kandydata przekroczy za chwilę 150%!
5.45 
6.00
W powyższych obrazkach najbardziej zastanawiające jest to, że liczby na słupkach się wcale nie zmieniły...

niedziela, 20 czerwca 2010

Wybory

Wyniki sondaży po zamknięciu lokali wyborczych ogłoszono przed chwilą (próba 6 tyś. osób), a już widać radość na twarzach POwców jakby zwycięstwo było już pewne. Nic nie jest pewne. Należy poczekać na oficjalne wyniki. Wyniki z terenu schodzą zwykle wolniej, a ludzie na wsiach jest konserwatywny i nie poddaje się tak łatwo medialnemu praniu mózgu. W przypadku debaty obu kandydatów nie mam najmniejszych wątpliwości, że Kaczyński rozjedzie Komorowskiego. A jak będzie zobaczymy. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Zwycięstwo Kaczyńskiego przedłuży tylko agonię PO. Szkoda tylko tego kraju.
A póki co dla niezdecydowanych polecam poniższy materiał. 

Wstęp do stratyfikacji

Stratyfikacja to nic innego jak próba klasyfikacji ludzi w kasy społeczne biorąc pod uwagę przeróżne - głownie ekonomiczne czynniki i podobne poza jednostkowe cechy grup społecznych. 

Dawniej podział ludzi na klasy społeczne był stosunkowo proty. Byli ci uprawiający ziemię, ci handlujący i wojujący. Byli też władcy i kler. Profesja, posiadanie, rola społeczna dostatecznie determinowała klasową przynależność. Wbrew powszechnemu przekonaniu chłopi wcale nie zazdrościli szlachcie ich klasowej przynależności. Jedni pracowali na ziemi, a drudzy zapewniali im bezpieczeństwo. Być może wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale jestem przekonany, że system feudalny w połączeniu z monarchią był najuczciwszym i najbardziej naturalnym sposobem organizacji społeczeństwa. Aby to zrozumieć trzeba pojąć przede wszystkim mentalność wtedy żyjących ludzi i sposób pojmowania przez nich świata. Ale to temat na innego posta. 
Potem gdy pojawił się przemysł pojawiła się też burżuazja posiadająca środki produkcji – wyrosła głównie z mieszczan i części szlachty, klasa robotnicza – wyrosła głównie z pozbawionego ziemi chłopstwa oraz inteligencja grupująca głównie zubożałą szlachtę.
Potem pojawił się socjalistyczny bałagan, który znowu wykrystalizował nowe podziały i sposoby klasyfikacji. Komuna dzieliła ludzi na pracujących i niepracujących oraz na posiadających i nieposiadających. Kryteria klasyfikacyjne jak każde inne. Ale komuniści mieli problem z podziałach w dwóch przypadkach: inteligencji właśnie – dzieląc ją na tą pracującą i tą leniwą oraz rzemiosła. Rzemiosła? - ktoś zapyta. Tak. Bo z rzemieślnikami komuniści mieli problem nie tyle klasyfikacyjny co ideologiczny. Człowiek taki jest posiadaczem i kapitalistą z jednej strony bo ma swój warsztat i firmę, z drugiej zaś strony sam pracuje w tym warsztacie czyli jest on klasa robotnicza. Ileż to dysput musiano toczyć? Ileż to skrzynek wódki przy tym wypito? Kto to policzy? 

A jak podzielić obecne społeczeństwo pamiętając o tym, że dobra klasyfikacja to taka, która jest ostra jak brzytwa i tnie bez reszty?
Prób słyszałem kilka łącznie z karkołomnymi pomysłami w rodzaju: „burżuazja kredytowa” opisująca skądinąd ciekawe zjawisko życia ponad stan i makabrycznego zadłużenia części społeczeństwa. Ale to według mnie za mało.

Moja propozycja

Funkcjonariusz publiczny. Sam termin oznacza człowieka pełniącego jakąś określoną funkcję w służbach publicznych. Problem polega na tym, że w ostatnim pięćdziesięcioleciu a zwłaszcza w ostatnim dwudziestoleciu liczba ludzi, których pracę można w ten sposób określić wzrosła w tempie dotychczas bezprecedensowym. Jeszcze w XIX wieku liczba tego typu ludzi była nad wyraz skromna, co nie przeszkadzało państwu i społeczeństwu prawidłowo funkcjonować.  Funkcjonariusz publiczny to nie tylko urzędnik, ale także nauczyciel w tym akademicki, pracownik pomocy społecznej, czy wreszcie pracownicy domów kultury. Do funkcjonariuszy należy też zaliczyć pracowników wszystkich pośrednio i bezpośrednio podpiętych pod budżet publiczny organizacji pozarządowych. Ma to oczywiście związek z zawłaszczaniem przez system kolejnych obszarów ludzkiej aktywności nawet bez większych potrzeb i uzasadnienia. Bardzo dobrym przykładem ilustrującym to zjawisko są instytucje kultury i pracujący w nich „artyści”. Nie oznacza to oczywiście, że sfera kultury poza systemowymi instytucjami i organizacjami nie istnieje. Oczywiście że istnieje i ma się całkiem dobrze. 
Jak pisał Nicolás Gómez Dávila: 
„Kultura żyje, gdy jest spędzaniem wolnego czasu; umiera, gdy jest zawodem. Kultura nigdy nie wypełnia czasu wolnego ludzi pracujących, gdyż jest ona wyłącznie pracą próżniaka. Kultura jest rodzinnym dziedzictwem. Albo tajemnicą między przyjaciółmi. Reszta to geszeft.” 
Więc po co istnieją tego typu instytucje? Mają one generować miejsca pracy i czuwać nad pewnymi formami aktywności artystycznej. Oczywiście wszystko co instytucjonalne w socjalistycznym znaczeniu jest wypaczone i realizuje inne cele. A jakie cele realizują w takim razie tego typu instytucje? Zawłaszczają naturalny obszar ludzkiej aktywności czyniąc go podporządkowanym systemowi. Pracownicy tychże instytucji lub czerpiący z niej korzyści są jednocześnie sprzymierzeńcami systemu. Tak więc tego typu osoby są nie tyle funkcjonariuszami publicznym co także funkcjonariuszami systemu, który daje im wikt i opierunek. Mając wybór w przeważającej większości będą bronili systemu broniąc jednocześnie swych posad bez względu na to, jakie mają poglądy. Utrzymanie funkcjonariuszy spoczywa na barkach przedsiębiorstw i podatników czyli tej drugiej pozasystemowej uciskanej słabo zorganizowanej grupy. Więc mamy do czynienia z samo-sterowalnym i kontrolowanym systemem, który z premedytacją przeżera dochód narodowy. Nie potrzeba więc okupantów ani obcej armii, system tak zorganizowanego kraju niewoli się sam pozbawiając go wszelkich możliwości rozwoju. Dzieją się właśnie rzeczy niezmiernie ciekawe. System wygenerował zadłużenie, którego nie jest w stanie spłacić bez uszczerbku dla swojego systemowego stanu posiadania. Czas pokaże co będzie dalej ale system nie podda się łatwo.

Dwie grupy które krystalizują się w sposób oczywisty można w opuszczeniu nazwać: klasa pracująca i klasa próżniacza. Zbyt kojarzyłoby się ono jednak z dawnymi określeniami powodując niepotrzebny zamęt dlatego lepiej jest określić obie masy jako – system i poza system. Jak nauczał Kotarbiński: „system to pewna całość, której elementy przyczyniają się do powodzenia lub nie powodzenia tej całości”. Idąc tokiem rozumowania tej klasyfikacji można zauważyć, że system - czyli wszelka administracyjna masa – jest siłą zorganizowaną, natomiast reszta nie. To stanowi główne źródło przewagi systemu nad resztą społeczeństwa. 

Co należy zrobić aby skończyć z wyzyskiem i bezkarnie przejadane środki przeznaczyć na rozwój?    
Paradoksalnie w tej kwestii sojusznikiem może się być dialektyka marksistowska. Najpierw musi się pojawić świadomość klasowa. Najpierw wyzyskiwana strona musi poczuć samoświadomość i zacząć walczyć z systemem wykorzystując jego logikę. Ludzie muszą przestać lękać się systemu odzyskując swoją społeczną podmiotowość. A wtedy świat wróci do normalności bo system rozrasta się tylko tam, gdzie ma do czynienia ze społeczną biernością. Potrzebny jest ruch biernego oporu wykorzystujący dziury systemu i pozwalający na przywrócenie normalności. Trzeba zacząć zadawać pytania o zasadność istnienia stosownych instytucji. Trzeba zacząć pytać o stosowność zakupów i procedur zamówień publicznych. Państwo mogą naprawić tylko świadomi obywatele. 

sobota, 19 czerwca 2010

A miało nie być o polityce

Według Arystotelesa Politea - będąca wzorcem dla współczesnych demokracji - to wspólnota świadomych obywateli. Przeciwstawił ją władzy bezmyślnego, poddającego się indoktrynacji, nieracjonalnego motłochu, która łatwo przekształca się w tyranię. A jaka jest najlepsza tyrania? Taka w której motłoch myśli, że nie jest jej podporządkowany.

Sobotni poranek

Rano włączam telewizor. 
W telewizji powiedzieli, że w Wenezueli likwidowano kilkaset bezprawnie powstałych osiedl, gdzie były kopalni złota. Były to często duże osady, które miały nawet kościoły! W osiedlach tych „ludzie pracowali jak niewolnicy za jedzenie i niewielką pensję.” To może ktoś przyjdzie i nas wyzwoli? Jest jeden problem: nie mamy złota które można wykopywać. Poza tym niewielkie pensje i jedzenie pasuje jak ulał. 

Zmieniam kanał
Trafiam na jakąś edukacyjną stację gdzie chwalą się że promują integrację europejską i "korzyści jakie z niej osiąga polska". Od razu stacja wzbudziła moje obrzydzenie bo jak ktoś tak łga w żywe oczy, to jak może uprawiać naukę i uczyć kogokolwiek?

Zmieniam kanał
Jakiś człowiek pokazuje drzewo geneologiczne swej rodziny i mówi, że to ważne bo znaczna część rodziny "jest już za granicą". "Już" - czyżby jednak był plan a nie wszyscy o nim wiedzą. W końcu emigranci mają tu wracać bo praca będzie się opłacać. Ale miało nie być o polityce...

Zmieniam kanał
Wiadomości: „Nie wiadomo jak radar był w smoleńsku, a Rosjanie nie chcą powiedzieć.” Jeśli tego nie wiadomo to znaczy w jaki opłakanym stanie jest śledztwo i że niczego nie pokaże. 

Zmieniam kanał
Leci jakaś reklama banku, funduszu inwestycyjnego czy innego lichwiarstwa. Jakiś człowieczek dwoi się i troi aby zapracować na twoje odsetki. Człowiek wywija salta na cyferkach, biega z papierami. W innej reklamie cała banda pomalowanych na szaro ludzi wykonuje mechaniczne prace, tak aby nam było wygodnie.  W jeszcze innej człowiek siedzący za kasą w markecie przykłada sobie do głowy różne przedmioty i jak czytnik robi:”piii” a potem siedzi i je batonika. Innymi słowy cała masa reklam pokazuje pracowników jako półautomaty. Jest to ewidentna  projekcja pokazująca technokratyczny stosunek do człowieka dominujący w dużych firmach. Jeśli tak traktuje się w firmach ludzi jak w wielu realizowanych przez nie reklamach to znaczy tylko, że korporacje to jeszcze większym syfem niż myślałem. 

Wyłączam telewizor. 
Robię kawę.

piątek, 18 czerwca 2010

Ej ty w niebieskim!

Smoleńsk, powódź, kampania i inne plagi na czele z plagą głupoty pewnego kandydata, przypominały mi stary znany jeszcze z dzieciństwa dowcip:
Ulicą idzie milicjant. Na balkonie w klatce siedzi papuga. Na widok Milicjanta krzyczy:
- Ej ty w niebieskim!
- Co? - odpowiada funkcjonariusz
- Ty debilny kutasie!
Milicjant wbiegł na piętro, wdarł się do mieszania i spałował właściciela papugi a jej powyrywał pióra z ogona. 
Na drogi dzień znowu Milicjant przechadza się ulicą a papuga siedzi na w klatce na balkonie. 
- Ej ty w niebieskim! - Woła papuga
- Co? - odpowiada zaskoczony jej zuchwałością niebieski
- Ty dobrze wiesz co! - odparła papuga.

Jarek nie musiał w kampanii nic mówić i tak wszelka swołocz doskonale wie co on chce powiedzieć. Stąd ich wściekłość, błędny i desperacja. Te wybory będą dziwne i bezprecedensowe. Tak jak nasza nauka nie zdała egzamin i nie potrafiła przewidzieć sierpnia 1980 roku, tak teraz historia może się powtórzyć. Polacy chyba uodpornili się na propagandę i nawet milicyjne pałki tego nie zmienią.
Mam nadzieję że dzięki zwycięstwu Jarosława cała misterna układanka władzy rozsypie się jak dom z kart. Mam nadzieje, że pogodni on bandę niekompetentnych leni i zaczniemy znowu budować kraj, a nie go zadłużać. Mam nadzieję, że w dyskursie społecznym zagości prawda a nie bolszewicka propaganda. Liczę na renesans państwa i na to że zamiast fasad zdewastowanych instytucji pojawią się prawdziwe, nowoczesne.

czwartek, 17 czerwca 2010

Naprawa fontanny

Gorąco, a fontanna nie działa bo gołębie narobiły do środka i się zaklinowało. Ponoć w nowoczesnej gospodarce kluczem do przewagi konkurencyjnej są nowe technologie ale i planowanie strategiczne. Ale siedmiu planuje a jeden robi? Znaczy się, że my są w socjalizmie czy budujemy drugą Irlandię? Chyba jednak to drugie bo Irlandia jest bankrutem. Bo jest jeszcze coś takiego jak wydajność pracy. Ale kto o tym pamięta, gdy żar leje się z nieba a trzeba naprawić fontannę.

środa, 16 czerwca 2010

W kampanijnej kurzawie

Może i jestem głupi ale zawsze myślałem, że gospodarka to takie naczynia połączone i ma ona dużo więcej wspólnego z przyrodą niż się w pozoru wydaje. Tak jak w elektryce suma prądów wypływających i w pływających do danego punktu równa się zero, tak i w ekonomii nie można wydać więcej niż się ma, no chyba że weźmie się kredyt. A ten ma to do siebie, że należy go spłacić i dopłacić, bo ktoś pożycza nam pieniądze, które zarobił ciężką pracą. No chyba, że pożyczamy pieniądze wypłukane z powietrza przez różnego rodzaju instytucje globalnej lichwy. Musimy jednocześnie zapłacić jakieś ukryte lub bezpośrednie frycowe naszym okupantom za to, że jeszcze pozwalają nam żyć. Za tego rodzaju operacje musimy zapłacić własną pracą oddając się w coraz większą niewolę, która ukryta jest w cenie paliw, prądzie czy warzywach. A wszystko po to, aby się nie wzbogacić, nie posiąść czegoś na własność, bo człowiek posiadający myśli inaczej niż goła tłuszcza. Bogacenie się to coś naturalnego bo każdy chce zostawić coś swoich dzieciom, a gołych przybłędów można wygnać na cztery wiatry. Pożyczki to taki biznes jak każdy inny od warunkiem oczywiście, że pożyczane pieniądze naprawdę mają jakąś wartość.
Pamiętając o zasadzie naczyń połączonych obserwuję ostatnie ruchy Ministra Rostowskiego z wielkim niepokojem. Nie straszne mu zmagania kampanii wyborczej, być może dlatego, że w jej toku ludzie zajęci wyborem się nie połapią. W pewnym państwie informacje o podwyżkach czytała w TV spikerka w topless w przerwie meczu… A być może to ostatni moment na takie "ruchy" a na takie typu "innowacje" przyjdzie jeszcze czas? Ale wracając do Pana Ministra z jednej strony przyznaje się do zapłacenia Unii myta wysokości – jak twierdzi Goldman Sachs 28 miliardów Euro - na ratowanie bankrutów i przedłużenie agonii Eurosojeza z drugiej zaś strony bierze kredyt na ponad 20 miliardów w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Twierdzi przy tym, że to sobie taki obrotowy kredycik „na wszelki wypadek”. Widocznie Pan Minister nawykł podpalać cygara od płonących banknotów bo ja nie znam przypadku mądrego człowieka, który bierze kredyt na wszelki wypadek. Śmiem domniemywać, iż jedna instytucja finansowa zażądała od nas haraczu na ratowanie upadających instytucji finansowych, a na haracz pożycza nam jeszcze inna instytucja finansowa. Można byłoby to uznać za przedni dowcip lub zabawę w „Monopol”, gdyby nie fakt, że za owe długi i haracze będziemy musieli zapłacić własną ciężką pracą. To już nie podbój to brzmi jak plan ostatecznego rozwiązania nie tylko kwestii... polskiej. W takich sytuacjach jak nigdy widać fasadowość czegoś co nazywamy państwem i kunktatorstwo tych których nazywamy politykami.

Gaz łupkowy

Czy wiemy wszystko na temat metod wydobycia gazu łupkowego? Pewnie nie.
Kiedyś jeden z wysoko postawionych funkcjonariuszy publicznych na jednym całkowicie nieoficjalnym spotkaniu powiedział: "Gdy pod prysznicem spoglądając w dół zobaczysz, że masz cztery jadra nie ciesz się, że jesteś supermanem. Nie jest wykluczone, że ktoś cię nie dyma od tyłu." Brutalne ale prawdziwe.

Polaków nabrano już raz na ropę i gaz i to w bardzo znamiennym dla Polski momencie. Ale to dziś pamięta sprawę Karlina? Gdy trwały strajki prasa relacjonowała na żywo walkę z wyciekiem gazu, a prasa rozpisywała się, że z ręczników będziemy robić turbany i będziemy szejkami. Niestety to są wady dobrej pamięci i kilku lat przeżytych na tym świecie. Innymi słowy: To już było panowie!
Czy pokazano nam kolejnego złotego cielca którym mamy się cieszyć?

wtorek, 15 czerwca 2010

Problem empatii i retorycznych pytań

Dawno, dawno temu pracowałem z pewnym jegomościem. Był to mężczyzna w wieku około lat pięćdziesięciu, dzielący niewielkie mieszkanko wraz ze swoją siostrą. Dla obojga się jakoś nie poszczęściło, a ponieważ każdy sposób na samotności jest dobry więc w pewnym momencie uznali, że lepiej będzie gdy zamieszkają razem. Nie brakowało im ani przyjaciół ani zajęć. Ona oddana w sprawy edukacji młodego pokolenia całe dnie spędzała na harcerskich zbiórkach lub wyjazdach, on z kolei każdą wolną chwilę poświęcał wędkowaniu.
Kiedyś rozważał następujący problem:
- Co kupić mojej siostrze na imieniny? Spławik? - odpowiedział sam sobie.
Jak uczynił tak też zrobił. Oczywiście spławik był dla niego a siostra ucieszyła się z bukietu polnych kwiatów niewspółmiernie bardziej niż ze spławika.

Przypominam sobie tę historię zawsze, gdy spotykam się z ukochanym uściskiem naszej władzy próbującej wmówić mi, że wszystko co robi to dla naszego dobra. Dla naszego dobra przecież kupiono F-16 i podpisano umowę z Rosją na dostawy gazu na najbliższe 3 dekady. Dla naszego dobra także zmieniono w ten sposób prawo aby od nowa zacząć odkrywać dawno odkryte złoża. Bo w świetle nowych przepisów odrywając prawo do eksploatacji.
Najgorsze jest to, że owe „suweniry” są kupowane nam dla naszego dobra za nasze pieniądze jeśli nie bezpośrednio wyciągnięte z naszej kieszeni to niezarobione. Fajnie jest mieć paciorki – myśleli pewnie Indianie – po czym okazało się, że Manhattan nie jest już ich.
Dawniej mówiono: "nasz suweren ponieważ idzie na wojnę chce od nas złota i rekruta". Dziś mówi się: "musimy wypełnić sojusznicze zobowiązania". Efekt jest ten sam. Jak można było zobowiązać się w imieniu obywateli do wydania z naszej zadłużonej kasy 28 miliardów Euro na ratowanie europejskich bankrutów, gdy sami jesteśmy Europejskim bankrutem? Była jakiś debata polityczna na ten temat? A o becikowym czy zamykaniu sklepów w niedzielę trąbiono do znudzenia. Bo nie jest ważne to o czym się mówi ważne jest to o czym się nie mówi mówiąc o wszystkim pozostałym.

Ostatnio zakazano propagowania faszyzmu i komunizmu oraz antysemityzmu. Rozumiem, że oba zbrodnicze systemy miały swe źródło w socjalizmie, który niestety zakazany nie jest, ale antysemityzm? A dlaczego tylko antysemityzm? Czy nie można było zakazać także popularnego w Turcji antyormianizmu? A dlaczego nie zakazano na terenie Polski głoszenia ideologii antypolskich? Płaszczyzn dyskryminacji jest bardzo wiele. Na przykład mój syn jest dyslektykiem i z tego powodu ma przechlapane w szkole. Przypadłość tę odziedziczył po mnie i ja także miałem przechlapane, ale jakoś potrafiłem otrzepać spodnie i iść dalej. Ciągłe zmaganie się z „okolicznościami przyrody” wyrobiło we mnie określane cech charakteru. Powinienem więc być wdzięczny Panu za dar dysleksji.
W tym aspekcie ustawowy (i tak już zresztą prawnie usankcjonowany zakres krzewienia ideologii komunistycznej i faszystowskiej) wydaje się być tylko listkiem figowym mającym na celu przysłonić zaostrzenie przepisów antysemickich. A co to takiego ten antysemityzm? Bo może jestem antysemitą i nawet o tym nie wiem? Antysemityzm to puste słowo. Wprowadzenie tych przepisów w dziwny sposób zbiega się z oświadczeniem pewnej sędziwej dziennikarki. Być może prawo wyprzedza przyszłe fakty?


Ciekawe co?

Paradoks

Zwycięstwo Kaczyńskiego to być może ostatnia szansa na przetrwanie dla Platformy. Pisał już o tym kiedyś Krasnodębski, że Platforma bez PiSu nie ma podstaw do istnienia. Jak huba bez drzewa.
Kluczem do odbudowy Polski jest odnowa moralna i przez to odbudowa zrujnowanego państwa. Mam nadzieję, że Jarosław będzie takim mężem opatrznościowym. Mam nadzieję.
A Komorowski? Ten facet robi chyba wszystko aby przegrać te wybory. Jak w zwierciadle odbija się w nim bylejakość tej ekipy.
Koleżanka pracująca w Urzędzie Statystycznym stwierdziła, że coś pękło w ludziach. Nikt nie chce brać udziału w badaniach ankietowych. Nic nie pomaga tłumaczenie, że pracuje dla GUS i ona i jej badania nie mają nic wspólnego z polityką. Pieniądz gorszy zawsze wypiera lepszy - jak widać i w badaniach. Ludzie wiedzą swoje. Wreszcie znowu wiedzą swoje.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Wielki Kombinator

Budowa europejskiego socjalizmu na obecnym etapie napotkała na szereg różnego rodzaju problemy - zwłaszcza finansowe. Jakoś media nie trąbią (za wyjątkiem Rzeczpospolitej) o konieczności zrzucenia się przez nasz kraj na europejski deficyt. Według Goldman Sachs mamy dopłacić do interesu 28 miliardy euro, natomiast nasz Minister Finansów twierdzi, że tylko cztery miliardy. W dawnych czasach dochodziło do wojen tylko dlatego, że zbuntowane miasta nie chciały płacić haraczu. My haracz płacimy i jakoś nikomu specjalnie to nie przeszkadza. Ale przecież nikt nam nie obiecywał, że niewoli nie będzie. Więc o co chodzi?

Ale nie tylko na odcinku finansowym Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich przeżywa porażki. Ostatnio zaczytuję się w powieści Ilii Ilf'a i Eugeniusza Pietrowa pt. "Wielki Kombinator" i dochodzę do wniosku, że propaganda UE w porównaniu z radziecką to tylko cień jej dawnej świetności propagandy socjalizmu. Książka to satyryczna wizja życia grupy oszustów z okresu NEP'u. Nie bez kozery książka nosi podtytuł: ”Podręcznik dla hochsztaplerów”. Swojego czasu chciałem ją nawet podarować pewnemu działaczowi Polskiej Zjednoczonej Platformy Obywatelskiej aby poznał klasyków, ale nie zrozumiał żartu i się obraził. A może to i dobrze. W każdym razie w książce poza "innowacyjnymi numerami" na napchanie portfela opisane są także realia życia w ZSRR tego okresu. Ludzie pamiętają jeszcze Cara. Jedną z istotnych refleksji jest obraz charakteryzujący przeciętny radziecki urząd. Otóż różnił się on tym od urzędu carskiego, że nowy sort urzędników – z braku wzorców urządzał je na wzór mieszkań meble stały się mniejsze. Wcześniej petent wchodzący do urzędu miał poczuć autorytet władzy. To bardzo ciekawe. Wydaje mi się, że u nas do dziś obowiązuje mieszanka oby stylów. W pewnym miejscu autorzy opisują sposób wyprowadzenia pieniędzy z wielkiej elektrowni, na którą zabrakło pieniędzy. Pewien spryciarz postanowił drukować widokówki z wizerunkiem budowy aby zebrać środki na dokończenie inwestycji. W wyniku różnych machinacji obok budowy elektrowni postała drukarnia zabierająca nie tylko pieniędzy z inwestycji ale także z drukowanych widokówek. „Prawdzie pieniądze zarabia się przecież na wielkich słomianych inwestycjach” - jak nauczał Ryszard Ochódzki z „Misia”. Socjalizm to system złodziejski i z założenia totalitarny. 
Czytając książkę dochodzę coraz bardziej do wniosku, że w kwestii propagandy ZSRR jest niedościgłym wzorem dla UE. Oto drobny przykład zadania matematycznego, przedstawionego w książce:
„Na trzech stacjach: Wróblowo, Gawronowo, Drozdowo znajdowała się jednakowa ilość pracowników. Na stacji Drozdowo było sześć razy mniej komsomolców, niż na dwóch pozostałych razem wziętych, a na stacji Wróblowi było o 12 członków partii więcej, niż na stacji Gawronowo. Na tej ostatniej było o sześciu bezpartyjnych więcej, niż na dwóch pozostałych. Ilu pracowników znajdowało się na każdej stacji i jakie było uwarstwienie partyjne?”

Przy tym poziomie propagandy, nawet unijna polityka równości szans kobiet i mężczyzn zakrawa na kpinę. No chyba, że w ramach tejże polityki w damskich toaletach pojawią się niedługo pisuary. Bo jak równość to równość. Wtedy przepraszam bardzo – UE jest lepsza. W każdym razie biorąc nawet pod uwagę kwestię rozbuchanej unijnej propagandy jest ona słaba, więc skoro upadł ZSRR...

Socjalizm - re-definicja i analiza

Polecam w całości

niedziela, 13 czerwca 2010

Zmiany, zmiany, zmiany

Korzystając z podpowiedzi "Pana Bloggera" postanowiłem zmienić nie co szatę graficzną mojego bloga. Mam nadzieję, że będzie się czytać odrobinę lepiej. Strasznych zmian nie ma, poza przeniesieniem menu na prawą stronę. Ale jak mówi stare ludowe przysłowie: "człowiek jest w stanie znieść wszystko za wyjątkiem jajka", więc mam nadzieję, że ta niewielka "innowacja" pomoże a nie zaszkodzi.

"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

Po weekendowym lenistwie i dwóch dniach spędzonych na plaży pobliskiego jeziora wróciliśmy do domu spaleni na heban. Ja jak zwykle użyłem najbardziej. Nie dość, że musiałem wieść familię w obie strony, rozstawić namiot, pompować materace to jeszcze wchodząc do wody nadepnąłem na szkło. Rozcięta noga unieruchomiła mnie i wywołała w domownikach takie współczucie, że żona osobiście donosiła mi kolejne piwa, a chłopcy przestali pytać. Gdyby nie ból nogi można byłoby uznać ten stan za idyllę. Nic bardziej mylnego. Po jakiś przespanej nocy w trudnych okolicznościach przyrody (lało i wiało) doczekałem jakość słonecznego poranka. Drugiego dnia była prohibicja, ale za to ze znajdującego się nieopodal samochodu przy którym kilku wyrostów urządziło sobie "wieczorek taneczno - bokserski" mogłem zapoznać się z najnowszymi trendami muzyki młodzieżowej. Było to na tyle odrażające, że gdyby nie fakt iż nie mogłem się ruszyć z leżaka dawno uciekłby z tego miejsca. Z głośników dobiegały sample znanych kawałków i znanych riffów z nałożonymi bluzgami jakiegoś typa. Było wiele o czynnościach seksualnych, o tym co trzeba robić z policjantami, o kasie i o tym, że RAP zbawi świat. Panowie się cały czas przedstawiali w swych nagraniach robiąc ze swych fanów idiotów, którzy nie wiedzą czyją kupili płytę. Był tam jakiś „Kiełbasa”, a reszty nie pomnę. Co ciekawe kurczący się z sekundy na sekundę w skutek alkoholowego amoku tłumek wyrostków znał na pamięć te wszystkie teksty. Najgorsze było w tym wszystkim to, że owa "muzyka" była w 90% ukradziona. Ale trudno się dziwić wyrostkowi, że nie wie co to Man At Work, o T-Rex nie wspomnę. Nawet słychać tam było Fat Boy Slima gdzieś z przed 10 lat, ale czego oczekiwać od dzieciaków, które wtedy robiły w pieluchy, a dziś już wymotują po pierwszym wypitym piwie? Ale widać jestem stary ramol i młodzieży nie rozumiem.
A może to taki nowy model wyborców, którzy mają nie pamiętać wcześniejszej kadencji? Ale chyba nie, bo to już mamy a trend jedynie się umacnia.

Po powrocie do domu Młody Starszy zapytał:
- Co to znaczy pospolity?
- To znaczy powszechny, często występujący, popularny.
- Czy to znaczy, że kalmar pospolity to „rzecz pospolita”?
No cóż, okres ochronny dla zranionego ojca nieodwracalnie się skończył. Jakby Polska była monarchią, nie byłoby problemu. A może już jestem taki stary?

p.s. Abby, której samotną wyprawę na jachcie obserwuję od jakiegoś czasu na jej blogu żyje i ma się dobrze. A już się martwiłem. Chwała Bogu! Tak to jest jak człowiek odcina się na chwilę od „globalnej wioski” wyjeżdżając ze swojej.

piątek, 11 czerwca 2010

Wzór karty do głosowania dla opornych


Znalezione w sieci http://www.wykop.pl/artykul/368522/jest-juz-projekt-karty-do-glosowania-na-najblizsze-wybory

Kasety

Na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy istniały poważne szanse na wyrwanie kraju z oparów socjalizmu rozwijały się różne branże, które dzisiaj są nawet nie do pomyślenia. Jedną z nich była produkcja kaset magnetofonowych. Dziś nazwalibyśmy to piractwem , ale w tedy był to interes całkowicie legalny. Zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu wytwórnie, hurtownie oraz wolna dystrybucja. Ludzie zamiast czekać na zasiłek woleli na łóżku polowym sprzedawać kasety. Muzyka była tania i dzięki temu każdy dzieciak mógł skompletować sobie dyskografię swoich idoli. Powstawały także własne często nieporadne produkcje. Jedną z nich były kasety z mówionymi dowcipami. Mój kolega załapał się kiedyś nawet do nietuzinkowej roboty przy ich produkcji. W czasie nagrań dowcipów jego praca polegała na... śmianiu się. Płacili podobno nieźle. W pokoju przed mikrofonem siedział czytający dowcipy jegomość zaś z tyłu czerech facetów się śmiało. Z jego relacji wynika, że najgorsze było to, że czasami nie było z czego… Innym innowacyjnym produktem były kasety uwodzące kobiety. Poza marketingową sztuczką produkt był totalnym badziewiem. Podobno na kasecie jakiś gość grał dziwną muzykę na syntezatorze, która miała rzekomo wpływać na kobiecą podświadomość. Pamiętam jak będąc w jednym ze sklepów z kasetami przyszedł do niego jegomość zareklamować tego typu produkt. Powiedział, że nie działa. Sprzedawca bez słowa dał mu drugi egzemplarz. Do dziś nie wiem, czy kaseta nie działała bo była uszkodzona, czy nie działała bo nie uwodziła.
Marek Belka został dziś zaprzysiężony na prezesa Narodowego Baku Polskiego. Jedni trochę kręcą nosem i tylko pomrukują: "skąd ten pośpiech?", inni pieją z zachwytów jaki to fachowiec. Przecież doświadczony, w Międzynarodowym Funduszu Walutowym pracował i taki cacy. Tylko, że mi jak mojemu koledze nagrywającemu śmiech wcale nie jest do śmiechu. Tak naprawdę nikt nie wspomina tego, że Pan Belka obok Pana Palikota jest członkiem Komisji Trójstronnej Pana Rockefellera czyli będzie reprezentować globalną lichwę. Praca w MFW też mu chwały nie przynosi, a jedynie uwiarygodnia jego powiązania. Gdy nie można mieć kontroli nad instytucjami emitującymi pieniądz jak w USA czy w Wielkiej Brytanii z powodów ustawowych, dobrze jest mieć tam swego człowieka. Pytania: O ile w czasie jego rządów wzrośnie jeszcze nasze zadłużenie, o ile stopnieją nasze rezerwy finansowe (o ile jeszcze takie istnieją) pozostają bez odpowiedzi. Pośpiech tej nominacji staje się coraz bardziej oczywisty wraz z coraz większym uprawdopodobnieniem się klęski PO w wyborach prezydenckich. Inna kwestia to zarysowująca się nowa koalicja, która dopiero teraz pokazuje prawdziwe intencje palikotowych wygłupów, które są niczym innym jak puszczaniem oka do lewicowego wyborcy.
Jedno jest pewne: frakcja globalnej lichwy przejęła kolejną kluczową instytucję po w miarę niezależnych rządach poprzedniego świętej pamięci prezesa. A to co słyszymy w mediach do złudzenia przypomina nagrania z kaset uwodzących kobiety. Cała nadzieja w tym, że te kasety nie działają.

czwartek, 10 czerwca 2010

Schizofrenia czyli jedna gazeta - dwa artykuły

Po wczorajszej nieudanej próbie prowokacji Jarosława Kaczyńskiego w czasie wiecu na Placu Litewskim w Lublinie w Gazecie Wyborczej ukazały się dwa artykuły na ten temat. O dziwo zakresowo różne i po części sprzeczne. 
Ktoś mógłby pomyśleć, że to sprzeczność i brak koordynacji. Nic bardziej mylnego.
Lublin nie jest wielkim miastem. Na Placu Litewskim było wiele osób. Każda z nich ma rodziny i znajomych więc zmanipulowanie przebiegu tego co tam się działo w przypadku tejże społeczności byłoby trudne lub nie możliwe. Ale nie każdy mieszkaniec Polski ma rodzinne i znajomych w Lublinie. Tym niedoinformowanym ludziom można było podać zmanipulowaną informację na ten temat, której bohaterem jest „dzielny poseł PO”. Zaangażowanie Gazety w kampanię Komorowskiego jest oczywiste o czym świadczą najlepiej banery krzykliwie go promujące. Publikacja ogólnopolska miała nie tyle wykazać sukces nieudanej prowokacji co przysłonić jej klęskę. 

środa, 9 czerwca 2010

Poleje się krew?



edit. 18.09. Krew się nie polała. Pełne zwycięstwo! Nikt nie dał się sprowokować. Żenująca prowokacja skończyła się totalną klapą. Jestem absolutnie przekonany, że żaden z obserwatorów tego przedstawienia nie będzie głosował na Platformę. Nawet części działaczy PO widać było, że jest po prostu wstyd. Odnieśli efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego.
edit 15.30. U Jarosława nieprzebrany tłum - u Palikota plątający się z przypadku działacze szukający kąta w którym mogliby się skryć. Z głośników lecą wywiady z dziećmi. Poza tym ochroniarze. Już widać, że prowokacja nieudana. Zobaczymy co będzie dalej. Wieczorem dodam zdjęcia.

Lublin godz. 13.00 na centralnym placu miasta (Placu Litewskim) zapowiedział swoje wystąpienie Jarosław Kaczyński obok scenę rozstawił poseł Palikot. Głośniki Palikota nastawione na zagłuszanie. Jego akcja nosić będzie nazwę: „Stop obłudzie” Oj będzie się działo! PO wysyła SMSy zapraszające na demonstrację. Pytanie o frekwencję. Sceny są oddalone od siebie o ok. 30 metrów. To tak jakby kibiców dwóch przeciwnych drużyn umieścić w sąsiednich sektorach. Czegoś takiego jak żyję nie widziałem.

wtorek, 8 czerwca 2010

Znaki czyli banalne pytania i niebanalne odpowiedzi

Znak pierwszy czyli liść
Kunktatorska postawa rządu w stosunku do katastrofy, absolutny kretynizm jedynego słusznego kandydata oraz powódź skutecznie przysłoniły rzeczy naprawdę ważne. Od razu przypomina się stare powiedzenie:
- Gdzie mądry człowiek ukryje liść?
- W lesie. A gdy nie ma lasu?
- To go zasadzi, poczeka aż wyrośnie, a potem schowa w nim liść.
Mnogość teorii i hipotez jest z jednej strony odpowiedzą na brak prawdy i próbą jej poszukiwania, z drugiej zaś strony to taki las. Mnogość hipotez, które dobieramy sobie na własny użytek jeszcze bardziej oddala nas od prawdy, którą w ten sposób ktoś skrzętnie ukrywa. Pytanie: po co to robi? Czy prawda o tej zbrodni jest aż tak przerażająca? Jedno jest pewne: tego typu polityka dezinformacyjna jest celowa i w niej nawet prawdziwa wersja wyrażeń i motywów ma brzmieć jak “bełkot oszołomów”. Komuś bardzo na tym zależy.

A między czasie dzieją się rzeczy naprawdę ważne. 

Znak drugi i trzeci czyli gospodarka głupcy!
Ile mamy długu? Nasze zadłużenie przekroczyło 700 miliardów złotych i w galopującym tempie bije kolejne rekordy. Ale jeśli ktoś zastawia u lichwiarzy rodowe srebra i wmawia wszystkim, że w ten sposób wspiera politykę rozwoju - nie dziwi nic. Oto rząd naszej Umęczonej Ojczyzny zapowiedział rychłe podpisanie z Rosją gazowego kontraktu do ... 2037 roku. Czy zatem różni się ten fakt od ukraińskiej umowy na dzierżawę Rosji portów na Morzu Czarnym na użytek Floty Czarnomorskiej do 2042 roku? "Pięcioma latami!" - Odpowie grono srodze opłacanych propagandzistów. Media zajęte snuciem hipotez i lansowaniem jedynego słusznego kandydata nie specjalnie zajmują się tymi rewelacjami. W sytuacji konieczności płacenia kolejnych odsetek, spłaty zadłużenia oraz wysokich kosztów energii mówienie o konkurencyjności naszej gospodarki staje się śmieszne.

Znak czwarty czyli spirala śmierci
Czy to są wszystkie długi? NIE! Kredyt nie jest niczym złym o ile ten kto go bierze jest świadomy tego co robi. Ale mamy kilkumilionową armię zadłużonych po uszy obywateli, a co najciekawsze także zadłużonych po uszy polityków. Nasz rząd jest zadłużony po uszy jak mało kto. Nic tak jak wizja spłacenia kredytu nie cementuje człowieka ze stołkiem. Nic też tak nie wpływa na decyzje polityczne lepiej niż perspektywa na tym stolcu pozostania. Oczywiście o starym postulacie, że ludzie goli za politykę brać się nie powinni nikt już nie pamięta. 

Znak piąty czyli w przyrodzie nic nie ginie
Gdzie się podział Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA)? Oczywiście został rozwiązany wraz z samą Rzeszą. A co się zostało z jego funkcjonariuszami? Niektórzy – zwłaszcza szefostwo – skończyli dość fatalnie. A co się stało z tymi mniej eksponowanymi funkcjonariuszami? Przeszli do pracy w służbach „demokratycznych Niemiec” lub ustawili się całkiem nieźle. Przykładem może być postać dra. Franz'a Six'a – przez pewien czas przełożonego słynnego Adolfa Eichmanna, a po wojnie dyrektora w Porsche. 
Gdzie się podziało STASI? Zostało rozwiązane - powie ktoś. Sądzę jednak, że losy jej funkcjonariuszy, ich wiedzy i archiwów było tożsame do losów pracowników RSHA. O tym, że STASI inwigilowała Polskę w czasie PRL'u nie długo zaczną uczyć w szkole. Więc kwity na naszych figurantów w połączeniu z ich długami to dostateczny sposób na wywołanie w naszych decydentach polityki miłości. 
A co się stało z KGB? To przecież mało ważne, gdy byli członkowie tej służby sprawują na przemian urzędy prezydenta i premiera...

Morał
Będąc na niedzielnej mszy poświęconej beatyfikacji księdza Jerzego wraz z całym kościołem wiernych odśpiewałem: „Boże coś Polskę”. Ta pieśń to nie tylko symbol naszej narodowej postawy o czym świadczą najdobitniej jej dzieje. Po wyjściu ze świątyni i świadomości różnych opisanych wyżej znaków naszła mnie refleksja: Dlaczego ciągle śpiewamy:”Ojczyznę wolną pobłogosław Panie”, a nie tak jak za czasów innych dwudziestowiecznych okupacji „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”? Może to kolejna manipulacja utrwalająca nas w błogim stanie samozadowolenia? Przecież pień ta pierwotnie opiewała chwałę carów... Może właśnie w tej chwili powinniśmy wrócić do okupacyjnej wersji tej pieśni? Jeśli tego nie uczynimy niczym będą w stosunku do propagandowego prania mózgów próby otwarcia ludziom oczu. 
Słusznie prawił więc generał Petelicki: Potrzebne nam jest nowe pokolenie polityków wyrosłych już w nowych czasach i przez to nie podatnych na zewnętrzną interwencję

Neofeudalizm

W feudalizmie obowiązywała zasada: wasal mojego wasala nie jest moim wasalem. Czy w polskim systemie biurokratyczno - politycznym stworzonym na karykaturalny obraz i podobieństwo systemu feudalnego obowiązuje zasada: figurant mojego figuranta nie jest moim figurantem?

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Między wierszami

Mur przyjaźni pęka. Nasi mówią o okradzeniu Przewoźnika – Rosjanie zaprzeczają. Czyby coś pękło? Ktoś wykazał się nielojalny lub ktoś lojalny został oszukany? A może ktoś przedobrzył? Czekam z niepokojem na kolejne rewelacje. A może jak w prawdziwym małżeństwie - kłótnia od czasu do czasu to takie katarzis.
Nie ma to jak porażkę przekuć na sukces. Wiadomo, że dwa minusy dają plus, ale żeby aż tak? Rząd stwierdził, że 2 miliardy złotych przeznaczone na wkład własny w projektach unijnych przekaże na pomoc powodzianom. Pomoc potrzebna bo takiej wody nikt nie widział. Ale zabierać kasę z wkładu własnego? Co to tak naprawdę oznacza? Część wkładu własnego zwłaszcza do drogich inwestycji realizowanych przez samorządy pokrywa rząd. Jest to do kilku do kilkunastu procent ich wartości. W przypadku tego typu inwestycji pieniądze najpierw trzeba wydać, a by potem otrzymać dofinansowanie i w przypadku rządu zwrot wydanych środków z Brukseli. W takim razie rozwiązana są dwa:
  1. Albo całość wkładu własnego będzie pochodzić z budżetu samorządu, k tory jest w dużej mierze zbiorem pieniędzy przekazanych przez rząd na samorządowe zadania. Budżet samorządu nie jest z gumy, został zaplanowany i albo cześć inwestycji nie zostanie zrealizowana – a wtedy winny będzie samorząd, albo zostanie zrealizowana kosztem innych samorządowych wydatków. Innymi słowy mamy do czynienia tylko z odroczeniem wydatków, dziurę w budżecie zajmie kredyt. Ale już nie rządowy tylko samorządowy. Genialne prawda?
  2. Ktoś zdał sobie sprawę, że powódź to doskonały pretekst do tego, aby zrezygnować z realizacji części projektów, których realizacja ze względu na skomplikowanie naszych przepisów wszelakich i tak stała pod znakiem zapytania.
Możliwe są oba scenariusze.

piątek, 4 czerwca 2010

Cała prawda o finansach UE

Ale tak naprawdę nie ma się z czego śmiać!

czwartek, 3 czerwca 2010

Zasłyszane na mieście

Czasami człowiek opuszcza swoją wioskę. Gdy do tego dojdzie – dziwi się światu. Idąc ulicą zasłyszałem niechcący rozmowę dwóch kobiet. Jedna mówi:
- Wiesz co? W ogóle nie rozumiem po co ludziom tle tych skrzynek pocztowych w Internecie. Ja z moim (i tu pada imię partnera) mamy jedną. Bo przecież nie mamy przed sobą żadnych tajemnic!
- To pewnie często do siebie piszecie – odparła ta druga posługując się ostrą jak brzytwa logiką.

Co było dalej? Nie usłyszałem. Może po prostu dużo rozmawiają albo wystarczy, że na siebie popatrzą?

Filmy o teatrze

Tak się złożyło, że trafiłem na dwie filmowe perełki w tym obszarze i to w tym samym czasie. Dialogi -  rewelacja!
"Bardzo wierzę w młodych. Zwłaszcza jak się trochę zestarzeją" - Aleksander Bardini grający dyrektora teatru w filmie "Jutro Premiera"
"Byłeś jak mały piesek, który próbując chwycić mnie za łydkę dostał kopniaka. Teraz jesteś jak kurz, gdy osiadł już go nawet nie dostrzegam." - jeden z aktorów w filmie "Iluminata"

Czyżby nie wiedział co to takiego?

wtorek, 1 czerwca 2010

Latarnia zaciemniająca

Po przeczytaniu stenogramów jeszcze mnie wiem niż wcześniej. Czyżby nastroje społeczne w  przedwyborczej Polsce były tak rozbujane, że postanowiono odsłonić przed ciemnym ludem owe „dowody”? Zamiast rozjaśnić zaciemniły obraz i chyba takie było ich zadanie.  Teraz dopiero zaczną się domysły i interpretacje, pośród których prawda będzie jeszcze mnie  czytelna. W tej chwili wydaje się niemal pewne, że piloci wiedzieli na jakiej są wysokości za to nie wiedzieli gdzie. Czyli hipoteza o błędzie wysokościowym nie potwierdza się wymazując wszelakie winy strony rosyjskiej. Pytanie brzmi dlaczego nie wiedzieli gdzie dokładnie są? Hipoteza o oszukaniu GPS wydaje się być w tej sytuacji jak najbardziej prawdopodobna. Pojawia się też pogląd o zablokowanym sterze wysokości. Oczywiście najbardziej interesujące są fragmenty nieczytelne, lub te których nie odtajniono. Nie ma też do końca pewności, że to oryginalne materiały. W przeciwnym razie dlaczego Moskwa odżegnywałaby się od ich zwrotu? Jedno jest pewne: nie wiemy dalej nic. Sprzeczności w śledztwie i ewidentne „bujanie” opinii publicznej - to jedyne pewniki
Jesteśmy bananową republiką rządzoną przez idiotów, którzy mam nadzieję wcześniej czy późnej staną przed Trybunałem Stanu za kunktatorstwo i dług publiczny, który dzisiaj przekroczył magiczną barierę 700 miliardów złotych. To jest dług do którego rząd się przyznaje, bo im nie można wierzyć do końca.

Każdy dobry, zawodowy prestidigitator przed rozpoczęciem swych sztuk pokazuje zgromadzonej gawiedzi, że w rękawach nic nie ukrywa. Ale przecież i tak wszyscy wiedzą, że oszukuje.