wtorek, 25 listopada 2008

Prognoza

Za jakiś rok może dwa, na światowym rynku muzycznym pojawi się fala reaktywacji legendarnych zespołów. Wrócą The Birds, Simon and Garfunkel nagrają nowa płytę, co będzie dowodem pojednania obu muzyków. Pink Floyd i Roger Waters także dadzą serię koncertów. Skąd to wiem? To proste... Ludzie ci znaczną część swych fortun zarobionych na graniu zainwestowali na giełdzie. Realny spodek wartości akcji i generalny kryzys spowodował, że znaczna część legendarnych artystów pozostaje bez grosza przy duszy. Trzeba będzie zarobić na skromną emeryturę. Nie chodzi wcale o konkretne kapele i nazwiska lecz o pewnie proces.

A w Polsce?

Muzycy, którzy dawno powinni odejść na emeryturę są filarem naszej branży rozrywkowej, tak więc nam ten proces nie grozi. Kiedyś tekst o zespole Czerwone Gitary opatrzony był tytułem parafrazującym ich tekst: "Nie spoczniemy aż umrzemy"...
Inna sprawa, że ich dochody są niczym w porównaniu z tymi jakie osiągali niektórzy z wielkich światowej sceny i nie chodzi tu tylko o kurs dolara. Jak kiedyś ktoś powiedział: "Co w Polsce są za gwiazdy, które można kupić za 100 tyś. Do reklamy kleju do protez…"

U nas po staremu.:
- Kryzys gospodarczy przyczynia się do obniżenia cen paliwa - mówi jeden
- O to świetna wiadomość! - mówi drugi z nieukrywanym zadowoleniem
- A z czego ty się cieszysz? Przecież nie masz samochodu.
- Ale mam zapalniczkę...

Mi - Mi

Dawno, Dawno temu mój kolega Seler pokazał mi kartę pocztową, którą otrzymała jego mama od wujka przebywającego na Węgrzech. Kumpel chciał się pochwalić wujkiem na Węgrzech i nowym znaczkiem pocztowym. Były to podłe lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku.
Treść kartki na zawsze odmieniła moje życie. Już nigdy nic nie było takie jak wcześniej. Po mimo upływu ponad 20 lat doskonale pamiętam każde jej słowo:
"Radości i sukcesów i radości zwiedzania Węgier tak ślicznego państwu trudno do opowiedziana i do zobaczenia w święta. Joasiu pozdrów wszystkich i Janka Krawca. W Budapeszcie jest ciepło 13 stopni Celecjusza. Wracam w środę 16 marca nie wiem o której godzinie ale jak przyjadę to zobaczycie. Pa pa Wujek Mirek. Colośkom"
Istniało kilka teorii na temat treści tej kartki jak również - stanu samego "podmiotu lirycznego". Jedną z bardziej prawdopodobnych teorii jest ta o odmiennym stanie świadomości autora. Pojawiały się też próby dedukcji co konkretnie pił i w jakich ilościach. Do bardziej interesujących hipotez należała ta mówiąca o tym, że wujek Mirek był kosmitą, oraz ta, że jest to zaszyfrowana wiadomość, której znaczenie ciągle jest nieodgadnione. Najbardziej intrygująca jest tajemnicza postać Janka Krawca oraz to, kim są owi "wszyscy"… Tajna organizacja? Być może ostatni nieodgadniony wyraz jest kluczem do rozszyfrowania prawdziwego znaczenia tego przesłania. Jedno jest pewne: doktorat z polonistyki murowany.

W książce Rafała A. Ziemkiewicza "Michnikowszczyzna zapis choroby" znalazłem bardzo ciekawy cytat z samego Michnika. Tekst ukazał się w 1991 roku w Gazecie Wybrocznej w rocznice wprowadzenia stanu wojennego. Tekst miał zniechęcać do rozliczeń z reżimem:
"Akt sprawiedliwości przekształcony w akt odwetu staje się fragmentem gry politycznej i walki o władzę. Powstają nowe niesprawiedliwości i nowe krzywdy. Zagrożona zostaje wolność, zagrożone zostaje prawo. Ludzie przestają czuć się bezpiecznie, wkrada się strach. Walka o demokrację kończy się wojną wszystkich ze wszytkami. Pojawia się widmo chaosu, a wraz z nim widmo dyktatury.
Tak stało się w Iranie, tak zaczyna stawać się w Gruzji, tak może być wszędzie."
Co autor miał na myśli, też pozostaje kwestą do interpretacji: Odmienna świadomość autora? Szyfr? Michnik jest kosmitą? Nieodgadniona mądrość? Odmienna świadomości przejawia się w wielu tekstach tego autora, więc ten tekst nie jest odmienny, bo wszystkie są odmienne. a jak wszystkie to żaden. Szyfr? Być może! Poza ziemskie pochodzenie autora? Odpada. Nieodgadniona mądrość? Na pewno, o ile tekst Wujka Mirka też posiada tę cechę...
Zaraz, zaraz Michnik, Mirek. Mi - Mi. Może to ta sama osoba? Nie, niemożliwe.

Tekst Michnika jest lepszy: ma znaki przestankowe.

Rozrywka

Będąc na zakupach w jednym z hipermarketów (Tak, robię zakupy w hipermarkecie. A co?) natrafiłem na zbiór reportaży Ryszarda Kapuścińskiego dołączonych niegdyś do Gazety Wyborczej. Leżały między jakimiś śmieciami, na półce z produktami z wyprzedaży (Kupuję na wyprzedażach, a co?). Cena za dobrze wydaną książkę w twardej oprawie, wybitnego pisarza (trzepalnia mózgów Michnika, ma dobre maszyny poligraficzne) wynosiła niespełna 3 złote. Po odejściu od kasy spojrzałem na rachunek i tam gdzie spodziewałem się zobaczyć pozycję - książka, Kapuściński albo wyborcza dodatek - książka, na rachunku widniała pozycja: "rozrywka - wyprzedaż - 2,99"
Ciekawe jak spece od cen z marketu zaklasyfikowaliby wyprzedaż granatów? Pewnie też rozrywka - wyprzedaż....

środa, 19 listopada 2008

Pasiasty Punk

Po czymś co kiedyś nazywało się Samoobroną Rzeczypospolitej Polskiej pozostały tylko zgliszcza "dawnej chwały". Z perspektywy czasu można dokonać próby oceny tego ugrupowania. Dla jasności spieszę z wyjaśnieniem, że nigdy nie byłem sympatykiem Endriu i jego wyznawców. Wręcz przeciwnie, budzili we mnie odrazę a czasami lęk spowodowany potencjalną nieobliczalnością i charakterystyczną dla tego ugrupowania "przestępczą rolą partii". Ile w przekazie medialnym, będącym mym głównym źródłem wiedzy na temat tego stronnictwa było manipulacji i "sterowania" to odrębna kwestia. Dla przykładu, kiedyś dane mi było poznać nieco bliżej środowisko LPR. Moja ocena jest odmienna od obiegowej, więc w przypadku Samoobrony też może być nieco "zniekształcony". Lecz jak sądzę nie znacznie...
Jednym z czym kojarzy mi się w tej chwili Samoobrona, to ruch Punk Rock. Wybuchł w latach siedemdziesiątych, przewracając do góry nogami cała ówczesną scenę muzyczną. Sex Pistoles tak jak inni twórcy gatunku po prostu nie umieli grać, tak jak Samoobrona nie umiała poruszać się po salonach. Pomimo brutalnych tekstów i roztrojonych gitar powstała nowa kulturowa, spontaniczna jakość. Czy po Samoobronie pozostanie jakaś nowa jakość na scenie politycznej? Pewnie nie, ale partia i jej liderzy pokazali w charakterystyczny dla siebie sposób, że wszystko jest możliwe i przesunęli do niewyobrażalnych wcześniej granic to co może dziać się na scenie politycznej. Po Samoobronie wszystko już było, więc może powstała nowa jakość?
Początkowo Seksowne Pistolety zostały założone tylko po to, aby promować spodnie sprzedawane w sklepie ich "kreatora" Malcolm'a McLaren'a. Produktem ubocznym był ruch społeczno - kulturalny, który zatrząsł w posadach całym zachodnim światem. Samoobrona też została powołana w raczej mniej niż bardziej spontaniczny sposób. Potem powstał ruch, który przez chwilę zatrząsł "salonem". Tylko kto był w przypadku Samoobrony "innowacyjnym sprzedawcą spodni"?
Ale taki seksowny pistolet jak pewna posłanka o końskich cechach to już na pewno się nie pojawi w naszej bananowej republice. ..

Brygada kryzys

Kryzys nas nie ominie. Cechą charakterystyczną dla zachowań ludzkich w okresie kryzysu, lub w społeczeństwach niedostatku jest chęć ucieczki, zapomnienia o biedzie. Ofertę tego typu zawsze dostarcza przemysł rozrywkowy. Spodziewany jest bum na rynku gier komputerowych i nowe superprodukcje filmowe.
Amerykański wielki kryzys z lat trzydziestych minionego stulecia nie przez przypadek dość ściśle zbiega się ze złotymi latami Hollywood'u. Repertuar filmów powstających w tym okresie odrealniał rzeczywistość i pokazywał nieomal baśniowy świat elit i przepychu. Podobnie w biednych Indiach nie dziwi sukces Bollywood'u, pokazujący hinduskiej biedocie świat jakby z bajki. U nas kryzys stoi u drzwi. Rząd też opowiada bajki i zaklina rzeczywistość pełniąc dla wielu rolę Bollywood'u: "Co innego w za szybą telewizora, co innego za szybą okna." Lud potrzebuje chleba i igrzysk. Chleba może nie być, więc chociaż może igrzyska? Ale nie wojna brygad Platformy z brygadami PISem! To już było. Wymyślcie coś nowego.

wtorek, 18 listopada 2008

Szpan czy głupota?

Istnieje podobno pewna zależność psycho - ekonomiczna polegająca na tym, że w czasie kryzysu w danym kraju wzrasta liczba sprzedanych luksusowych samochodów do mających kłopoty przedsiębiorstw. Podobną zależność zauważono już dawno temu, gdy zaobserwowano, iż w okresach recesji wzrasta zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju dobra luksusowe. (Nawet podobno w trudnych okresach pulchniejsze kobiece kształty wracają do łask. Ciekawe co na to Prezydent Olsztyna? :-))
Całe zamieszanie ma pewne racjonalne wytłumaczenie. Otóż gdy kontrahenci, akcjonariusze lub klienci takiej mającej poważne kłopoty firmy, zobaczą jej właściciela lub prezesa w nowym Rolls Royce - być może pomyślą: "Pewnie wcale nie jest tak źle..."
"Pomimo, że Tytanic tonie - proszę zwrócić uwagę, że orkiestra gra dalej więc nie ma powodów do niepokoju..."
Gdy kryzys finansowy szaleje, nam proponuje się wejście to strefy Euro. Przypomina to gorączkowe poszukiwania kolejnych chętnych do wpłacenia pieniędzy do piramidy finansowej. Także odbywająca się co jakiś czas "ceremonia" rozszerzenia Unii Europejskiej to nic innego jak wycinanie kolejnych połaci lasu tropikalnego po to, aby przez rok czy dwa móc na w miarę żyznej ziemi pouprawiać cokolwiek, zanim ziemia ta całkiem nie zjałowieje. Wielkość Europy - podobnie jak lasów tropikalnych jest ograniczona, więc w końcu ktoś stuknie się w głowę.

Ciekawe czy wskazana wyżej zależność kryzysu i wystawnej konsumpcji wystąpi i w szarganej impasem rozwojowym Unii? Unia ma problem nie tylko ekonomiczny, lecz przede wszystkim ideologiczny. Zobaczymy co będzie dalej.

My tu gadu gadu, a tym czasem utworzono dziś nową rządową instytucję Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska oraz jej 16 regionalnych oddziałów. W każdym mieście wojewódzkim będzie zespół liczący ok. 40 osób. Ma to spowodować, że czas wydawania decyzji odnośnie oddziaływania na środowisko ma skrócić się z 300 do 200 dni. Kto zainwestuje w takim kraju, gdzie na zgodę na inwestycję czeka się około roku? Chyba tylko głupiec.

poniedziałek, 17 listopada 2008

Czarne kropki

Moim chłopakom przyszedł do głowy genialny pomysł. Stworzyli listę wszystkich domowników, przyczepili na lodówce w kuchni i kiedy ktoś jest ich zdaniem niegrzeczny przydzielają czarne kropki obok imienia delikwenta. Ja dzisiaj zarobiłem cztery, nie wiem za co. W końcu gdy próbowałem zmusić starszego do zjedzenia kolacji usłyszałem:
- "Tato przestań bo dostaniesz czarną kropkę" - no to był już szantaż
- "Zaraz ty dostaniesz dwie czarne kropki jak nie będziesz jeść" - odpowiedziałem stanowczo.
Skończyło się na zerwaniu przez niego z lodówki listy i buzi na podkówkę. A już zaczynało być fajnie: byłyby czarne kropki za nie opuszczanie deski klozetowej i rzucanie skarpetek po kątach. Ten z nas trzech, który uzbierałby ich najmniej w tygodniu dostawałby od mamy nagrodę. A tak kolejna oddolna inicjatywa upadła.
Moralność Kalego: jak Kali stawiać kropki być dobrze, jak Kali dostać kropkę być źle. A może to i dobrze, że ta idea upadła. System za bardzo przypominał punkty karne za szybką jazdę. Wszystko wskazuje na to, że idea została przyniesiona ze szkoły. Wyścig szczurów od pierwszej klasy?

niedziela, 16 listopada 2008

Akustyk poszukujący

Kiedyś jeden znajomy muzyk opowiadał mi o idei "akustyka poszukującego". To taki jegomość, który siada za konsoletą i z przejęciem próbuje być odpowiedzialny za nagłośnienie koncertu. Jednak chęć poznania jest silniejsza od niego, więc przesuwa potencjometry na konsolecie myśląc: "ciekawe co się stanie jak dam TO trochę wyżej?". Oczywiście tego typu postawa wywołuje frustrację na scenie lub wśród widzów wyposażeniowych w co wrażliwszy słuch. To dudnią basy, to w odsłuchach głucho...Okazuje się, że znaleziono rozwiązanie. Co lepsze zespoły mają własnych akustyków i własny sprzęt nagłośnieniowy, nie mogąc ryzykować porażki.
Od pewnego czasu widzę różne pomysły różnych poszukujących "akustyków": "Ciekawe co się stanie jak wprowadzimy euro, albo co będzie jak zrobimy referendum w tej sprawie?"
Na szczęście prawdziwym akustykiem nie może być każdy. Wielu się za to wydaje, że politykiem może być każdy i często są to rzeczywiście ludzie z przypadku. Jednak co sprytniejsze duże firmy nie wspominając już o globalnych korporacjach (podobnie jak co bardziej znani muzycy rockowi mający swoich akustyków) czy instytucjach międzynarodowych dysponują całą armią własnych gotowych na największe poświęcenie polityków. Ci, w uznania godny profesjonalny sposób lobbują na rzecz takich a nie innych rozwiązań i "poszukują" dla swoich mecenasów co lepszych geszeftów.
Brak jasnych i przejrzystych regulacji i przepisów dotyczących właśnie lobbingu to kolejny dowód na kolonialny charakter naszego państwa.

sobota, 15 listopada 2008

Druga Irlandia czyli widziały gały co brały

Minął rok od kiedy Słońce Peru objął władzę w kraju, odsuwając "oszołomów" i "uspokajając" kraj. Problem polega na tym, że Polska w tej chwili przypomina powierzchnię zastygłego wulkanu, gdzie pod cienką skorupą wrze lawa i nie wiadomo kiedy wybuchnie. Gdy słyszę z ust związkowców o strajku generalnym, a z drugiej strony widzę, że sondażowe poparcie dla rządu wynosi 52%, to coś u nie gra... W mojej opinii wysokie poparcie wynika z tego, że Premier spełnia swoje obietnice w 100%. Nikt nie powiedział przecież, że cud gospodarczy oznacza to, że gospodarka będzie się rozwijać. Cud oznacza, że w nadprzyrodzony sposób, niezależny od nas, praw przyrody i od naszej racjonalnej wizji świata będą się dokonywać jakieś zjawiska. Cuda są czymś niepojętym. One się dzieją ale, jak jest krach z nie wiadomo dlaczego, to też cud gospodarczy. Czary mary i wszystko pada. Choć i tak nie jest źle, bo o stosunkowo niewielkim wpływie (przynajmniej na razie) na naszą gospodarkę decyduje konserwatyzm naszych banków i "hermetyczność" naszej gospodarki. Jednak problemy Niemców, głównego naszego rynku eksportowego za chwile rozłożą i nasze przedsiębiorstwa. Ciekawe jaki ma plan rząd na zapobieżenie skutkom kryzysu. W tej chwili zaczyna się odbijać "rykoszetem" likwidacja Rządowego Centrum Studiów Strategicznych, które powinno przewidywać co się w kraju wydarzy i wczesne tworzyć scenariusze zapobiegania problemom społecznym i gospodarczym. Centrum okazało się nie potrzebne, choć jest cała masa rządowych i samorządowych nikomu do niczego nie potrzebnych instytucji, jak chociażby Wojewódzkie Biura Planowania Przestrzennego. Likwidacja Centrum (a nie jego reforma) to kolejny dowód na "kolonizację" kraju. Bo po co mamy sami czymkolwiek zarządzać?
Ale po kolei:
1. Irlandzki mit. Obietnica drugiej Irlandii przypomina zapowiedzi budowy drugiej Japonii - jest tak samo niedorzeczna. Irlandia zbudowała swoją potęgę na radykalnym ograniczeniu wydatków budżetowych polegających na uproszczeniu państwa i redukcji administracji. To spowodowało możliwość ograniczenia podatków - czyli stworzenia realniej "przynęty" dla inwestorów. Po wejściu do Unii irlandzki cud przestał tak lśnić. W tej chwili prognozy rozwojowe dla tego kraju wyniosły minus 1.6 PKB. Czyli gospodarka tego kraju będzie się zwijać w tempie w jakim nasza póki co realnie będzie się rozwijać. Jednak rozwój naszego kraju to przede wszystkim eksport siły roboczej. Więc nie ma czego porównywać. Na szczęście Irlandczycy, naród stary, bitny i niedający sobie wcisnąć kitu odrzucił Traktat Lizboński za co powinniśmy być im historycznie wdzięczni.
2. Emigranci będą wracać. I wracają bo w wyniku kryzysu kurczy się rynek pracy. Cud się dzieje, bo lepsza swojska bieda niż na obczyźnie. Tu także 100% spełnienia obietnic...

Kraj wydaje się być dryfującym statkiem, bez wizji i rozwiązań systemowych. Niestety nie mamy szans na rozwiązanie naszych problemów bez radykalnych ruchów organizacyjnych. Jeśli nie nastąpiły one prze ten rok, znaczy to że już nie nastąpią. Czeka nas trzy lata dryfowania i próby odmalowywania brudnych zagrzybionych ścian w starym domu, gdy jedynym sposobem jest zbicie tynku. Nikt tynku nie zbije, gdy położył pierwszą warstwę podkładówki i będzie się musiał wytłumaczyć ze zmarnowania farby. Poza tym ortodoksyjna i dogmatyczna wiara w uzdrowicielską rolę integracji europejskiej i "kult kargo" doprowadzi nas do prawdziwego kryzysu. Im bliżej wyborów, im sondaże będą coraz bardziej nieubłaganie wskazywać nieuchronność przyszłej klęski wyborczej, tym bardziej będzie rosła frustracja w szeregach rządzących najemników. Stąd może całkowicie chore pomysły w postaci szybkiego wprowadzenia Euro i utraty reszty możliwości samosterowności naszego statku. "Następcy po prostu nie będą już mogli nic. Więc oddając im władzę tak naprawdę im jej nie oddamy." Do całości obrazu dochodzi jeszcze kunktatorska postawa polityków PIS, którzy kupczą sprawą wspólnej waluty, tak jak czynili wcześniej z Traktatem Lizbońskim. Na szczęście bracia Irlandczycy odrzucili ta "prawną podstawę powstania Europejskiej Wszechrzeszy", więc co zrobią bracia Kaczyńscy nie ma - miejmy nadzieję - większego znaczenia. Więc jeśli dojdzie do referendum w spawie Euro (w co szczerze wątpię) spełniłaby się kolejna z przepowiedni Donalda: Mielibyśmy drugą Irlandię, bo Polacy chyba mimo wszystko są „przyzwyczajeni” do swojej waluty, nie lubią jak się w konstytucji ogranicza suwerenność choćby tylko Banku Centralnego, a argumenty ekonomiczne w postaci znikomego poziomu wzrostu gospodarczego w strefie Euro - przekonują (przynajmniej mnie).

"Chcieliście Irlandii?
Macie czeski film!"

piątek, 14 listopada 2008

jestem "porażony" czyli analiza porównawcza

Polecam obejrzenie dwóch filmów promujących miasta starające się o status Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku: Łodzi i Lublina. Ważna jest kolejność. Wystarczy obejrzeć pierwsze dwie minuty obu filmów...

1. http://www.youtube.com/watch?v=ao9cyYeuE-w
2. http://www.youtube.com/watch?v=e4O6QCPWN9M

Are You Experienced?

wtorek, 11 listopada 2008

Muzyka i dyfuzja innowacji czyli o Niepodległej i psiej psychice

Magazyn Rolling Stone w 2003 roku opublikował listę 500 najważniejszych płyt wszech czasów. Parę lat minęło ale nie o aktualność tu chodzi. http://www.rollingstone.com/news/story/5938174/the_rs_500_greatest_albums_of_all_time
Wczoraj znalazłem ten ranking w Internecie i przez jakiś czas bawiłem się jego przeglądaniem. Obok informacji na temat wykonawców, samej płyty i krótkiej recenzji znalazły się także informacje na temat ilości sprzedaży i najwyższego miejsca na liście przebojów. Ideą twórców rankingu było nie tyle pochwalenie się erudycją muzyczną i gustem co zebranie i usystematyzowanie tych płyt, które odcisnęły największe piętno na rozwoju muzyki rozrywkowej. Z pewnością przy tworzeniu rankingu było co nie miara zabawy, wiele kontrowersji (bo jakie tu obiektywne kryteria zastosować) ale jak to mawia Shrek: "jakoś poszło". I tu zaskoczenie.
1. Okazuje się, że wiele z pośród "kamieni milowych" muzyki rozrywkowej nie była w chwili ich powstania przebojami. To, że Miles Dewey Davis III czy John William Coltrane nie osiągnęli silnych pozycji na listach przebojów to pewnie oczywistość, ale Sex Pistoles na 106 pozycji, czy debiutancka płyta Led Zeppelin na 10 miejscu to dla mnie zaskoczenie. Debiutancki Jimi Hendrix czy Layla Derek and the Dominos (na 10), nie były aż tak wielkimi przebojami jak nam się teraz wydaje - to zaskakujące. Z pewnością wtedy jak i teraz listy przebojów okupowały blondyny z wielkimi "oczami", śpiewające piosenki o miłości w stylu "co mi zrobisz jak mnie złapiesz"... Duży wynik sprzedaży niektórych płyt to być może późniejszy okres kiedy zostały powszechnie uznane za "wielkie". Oczywiście to spostrzeżenie nie dotyczy pierwszej dziesiątki, gdzie znajdują się 4 płyty Beatlesów, które były genialne, sprzedały się i okupowały listy... Ale im dalej w las (np. na pozycji 433 znajduje się płyta niejakiego Peter'a Wolf'a, która sprzedała się w nakładzie 35 tys. - czyli jak na Stany się wcale nie sprzedała, ale jest widocznie wybitna)...
2. Wiele LP i artystów z zaprezentowanej listy (choć nie wypada się do tego przyznać) jest mi po prostu nie znana. Oczywiście dochodzi tu kwestia amerykańskiego spojrzenia, specyfiki ich rynku muzycznego (brak Marillion czy Genesis), ale jednak... Pewne w twórczości tychże dziwnie nazywających się, mniej znanych artystów pojawiło się to coś co otworzył drogę innym, a oni sami zajęli się sprzedażą samochodów albo dalej grają w lokalach gastronomicznych. Ta lista to oczywiście czubek góry lodowej, całej konstelacji wzajemnych wpływów i zapożyczeń. Byli z pewnością i tacy jak wielki Robert Johnson (tylko że nie mający tyle szczęścia polegającego na rejestracji nagrań), którzy stali się inspiracją dla całych generacji artystów, a zawsze pozostaną bezimienni i klasyfikowani pod hasłem "muzyka ludowa".
Myślenie wykraczające w muzyce i nie tylko, kreowanie czegoś nowego czy jak kto woli innowacja nie zawsze musi być popularna i od razu znajdować grono zagorzałych zwolenników. To że ktoś wpadł na jakiś genialny muzycznie czy interpretacyjne pomysł nie oznacza wcale, że zrobił na tym pieniądze i sławę. Pewnie zrobili to inni, ale nie byli pionierami więc nie zasłużyli na miejsce na liście. Dla innowatorów chwała przychodzi później albo wcale. Innowator zawsze na początku dostaje w kość, a potem gdy idea lub pomysł się upowszechni - zyskuje prestiż, ale nie zawsze. Partytury Bacha służyły do pakowania mięsa i może to i dobrze, bo gdyby nie przyszedł po mięso klient potrafiący docenić dzieło nikt o Janie Sebastianie mógłby nie słyszeć.

Jest dziś rocznica odzyskania niepodległości. Legiony to była garstka desperatów, którym owa niepodległość się przyśniła, a gdy szli przez kraj walcząc po stronie Austrii w wielu miejscowościach zamykano okiennice. Mniejsza już o to, że po wojnie Związek Legionistów liczył więcej członków niż całe legiony, mniejsza też o to, że inspiracja ich powstania wynikała z zabiegów austriackich werbowników, mniejsza wreszcie kto był czyim agentem (z polityką jest jak z robieniem serdelków). Ale powstała Polska i nikt tego nie może zakwestionować. A to, że akurat 11 listopada, to tak sobie piłsudczycy wymyślili i jest to data bardziej umowna niż realna, bo Polska 11 XI była już niepodległa. Wielu, wielu bezimiennych, zapomnianych chciało tego jednego - Polski - i się udało. To, że teraz ową niepodległą sprzedajemy za czapkę śliwek to już inna kwesta....
Lista Rolling Ston'a to kolejny dowód na to, że warto uparcie dążyć do wyznaczonych sobie celów i nie zaprzątać sobie głowy hordą szczekających psów biegnących za karawaną. Jak karawana dojedzie do oazy, psy nie tylko przestaną szczekać, zaczną się łasić. Taka już ich psia natura.

P.S. Cieszmy się dzisiejszym świętem bo to może już ostatnie chwile naszej formalnej niepodległości, bo realną już utraciliśmy.

czwartek, 6 listopada 2008

Polityka i serdelki

Jeden z najwybitniejszych polityków europejskich wszech czasów (choć z punktu wiedzenia Polaków można się z tym nie zgodzić) Otto von Bismarck miał kiedyś powiedzieć, że są dwie rzeczy jakich przeciętny człowiek nie powinien oglądać: "Jak się robi serdelki i jak się robi politykę".
Jak się robi politykę miałem okazję kilka razy w swym krótkim żywocie obserwować. Czy to znaczy, że powinienem zostać wegetarianinem? Nic z tego! Jestem zdecydowanym mięsożercą (o ile serdelki to mięso).
Metoda polityczna poza kilkoma mało znaczącymi zmianami (politycy już raczej nie trują się wzajemnie i nie podrzynają sobie gardeł) jest wciąż taka sama od kilku tysięcy lat, a jakość serdelków mogła się tylko pogorszyć (chemia, którą się tam pakuje, powoduje, że można je robić z coraz większego świństwa). O dziwo, to samo dotyczy chyba także systemu selekcji kadr do polityki. Obserwując poczynania ostatnich 18 lat rządów w naszym kraju można odnieść wrażenie, że ciągła parada fraków i zmian poszczególnych ekip nie przynosi żadnych jakościowych zmian. To tak jakby cały czas rządziła jedna partia. Tak jakby ktoś zaplanował, że ma być nieudolnie, źle, byle jak, że podatki mają rosnąć razem z długiem publicznym i nowymi etatami w administracji. Państwo zapomniało o przemyśle, energetyce i samowystarczalności żywnościowej - w ogóle zapominało o Państwie. Sytuacja, która jest w tej chwili w Polsce przypomina mi okres rozbiorów, gdy kłócące się frakcje w parlamencie na czele z Królem siedziały w kieszeniach zaborców i nie było dla nich żadnej świętości. Sprzedali w końcu samą niepodległość. Bo po co komu niepodległość? Bądźmy kolonią! Niech priorytetem polityki zagranicznej będzie walka o wizy dla Polaków do USA. Tam ciągle trzeba nowych pokojówek, budowlańców i pomywaczy.
Największym kuriozum ostatnich miesięcy jest rezygnacja ze sztandarowego projektu Platformy - rezygnacji z pozwoleń na budowę. Po prostu urzędnicy udowodnili politykom, że inaczej się nie da. Polska jak i Unia są "przesterowane" i tylko ludzie o czystych sumieniach i sercach są w stanie coś z tym zrobić. W kraju trzeba przede wszystkim wyzwolić ludzką energię, kreatywność i jak najmniej przeszkadzać.
Ale nie popadajmy w skarny pesymizm. Jeszcze będzie przepięknie. Konfucjusz powiedział, że reformę państwa trzeba zacząć od re-definicji pojęć dzięki którym można precyzyjnie i prawdziwie opisać rzeczywistość. Jak mawiał mój przyjaciel z uroczego miasteczka na Roztoczu: "polityka - to rozumne działanie dla wspólnego dobra".

Czym zatem są serdelki i jak je re-definiować?

Prowokacja

Barack zapowiedział, że w USA wprowadzi system bezpłatnych ubezpieczeń zdrowotnych dla wszystkich obywateli. Nasz rząd w ramach solidarności i bratniej pomocy powinien przekazać dla USA w całości na ich rzecz ZUS i NFZ wraz majątkiem, urzędnikami i prawnym dorobkiem.
Niegdyś gdy Saddam Husain w czasie pierwszej wojny irackiej rozpoczął ostrzeliwanie Izraela radzieckimi rakietami, rząd Niemiec w dowód solidarności z narodem izraelskim postanowił przekazać kontener masek gazowych. Istniało poważne zagrożenie iż w rakietach może być broń chemiczna. Kolejnego dnia gazety w Izraelu grzmiały z oburzenia. W jednej z nich na pierwszej stronie widniał nagłówek: "Rachunek za gaz mamy jeszcze nie uregulowany!".
Sądzę, że moja propozycja - gdyby nawet została potraktowana poważnie - przeszła by bez echa. Ale szkolenia dla urzędników amerykańskich w ZUS? Czemu nie?
Niech oni też mają tak dobrze jak my...

środa, 5 listopada 2008

Barack prezydentem

Kiedyś uważano Polskę za najweselszy barak w obozie komunistycznym. Teraz Barack zostaje amerykańskim prezydentem. Będzie wesoło.
Tak naprawdę wybory wygrał kryzys przy olbrzymiej pomocy Prezydenta Busha. Amerykę czekają ciężkie czasy, więc nowy prezydent musi zrobić swoje - a potem może odejść...

sobota, 1 listopada 2008

Piłkarska kadra CZE-KA

Muszę się przyznać, że od dawna nie pałam zbytnim zamiłowaniem do jakichkolwiek sportów, być może z wyjątkiem siatkówki plażowej kobiet i rugby – zwłaszcza w wykonaniu reprezentacji Nowej Zelandii, kiedy to drużyna dla celów dywersyjnych tańczy Hakę – maoryski taniec wojenny (rewelacja!). Jeśli w Polskim społeczeństwie normą jest uwielbienie dla piłki nożnej, ja nie jestem normalny. Nienawidzę piłki nożnej! Czuję odrazę do niej od lat szkolnych, gdzie przymuszano do futbolowej miłości. Jako miłośnik wolności nie lubię być do czegokolwiek i przez kogokolwiek przymuszany. I tak mi już zostało z tą piłką. Gra ta jest po prostu nudna.
Ale na pewno nie można się było nudzić z największego w ostatnich latach wydarzenia piłkarskiego znaczy wyborów prezesa PZPN. Była nawet telewizyjna relacja poprzedzona wojną z rządem zamykaniem kont bankowych i innymi haka'mi. W każdym razie widok sali plenarnej od razu mi przypomniał film „Pół żartem, pół serio” z 1959 roku z chyba z najlepszą rolą Marilyn Monroe. W tymże filmie jednym z wątków jest zorganizowany na Florydzie zjazd mafiozów w różnych miast pod oficjalnym szyldem: „Zjazd miłośników włoskiej opery”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w przypadku zjazdu PZPN nie chodziło wcale o piłkę. Tym bardziej, że spasione buziaczki niektórych działaczy świadczyły najdobitniej, że panowie ci ostatni raz byli na boisku w czasach wczesnego Gierka... Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Konkretnie pieniądze za prawa transmisji meczy bo jednak większość lubi piłkę. Analogia z filmem Billego Wilder'a jest oczywista, gdyż działacze piłkarscy to niezła mafia zresztą w sporej części już pozamykana. Mafia piłkarska w Polsce, działająca za pieniądze podatników jest w pewnym sensie niepodległa, bo zawsze może poprosić o pomoc organizację matkę – czyli UEFA.
Jedna kwestia nie jest do końca ścisła. Otóż w filmie na salę gdzie trwają „obrady” wjeżdża tort, w którym siedzi facet z karabinem maszynowym i na znak „rozwala” część „delegatów”. Szkoda, że tortu zabrakło w PZPN...
P.S.
Nowym prezesem został działacz SLD – nawet były poseł tej formacji, więc wszytko pozostanie w rodzinie. PZPN pozostanie nadal Przechowalnią Zasuszonej Partyjnej Nomenklatury. Łapówki za mecze będą krążyć jak dawnej. A to, że nie ma to z piłką nic wspólnego? Kogo to obchodzi?