poniedziałek, 30 listopada 2009

Jak Ikar


Dziś po ciężkim dniu, który rozpocząłem o czwartej na ranem właśnie w tej chwili udało mi się znaleźć chwilę wytchnienia. Dzionek upłynął pracowicie w codziennej krzątaninie.
Przypomina mi to obraz Bruegela „Upadek Ikara”. Dookoła świat kręci się swoim naturalnym biegiem, pulsuje i tętni, a tu facet ze skrzydłami spada dowody i wszyscy mają to gdzieś.
Dziś ostatni dzień naszej formalnej niepodległości. Od jutra zaczyna istnieć nowe państwo – Unia Europejska – której będziemy obywatelami. W codziennym pośpiechu, dziś przestaje istnieć Polska, taką jaką znamy dotychczas.
„Jeszcze Polska nie zginęła puki my żyjemy”. Być może Ikar pożył jeszcze chwilę zanim nie utonął w odmętach?

środa, 25 listopada 2009

Fałsz dialektyczny czyli o propagandzie skutecznej i nieskutecznej

Orwellowska nowomowa do nie wynalazek czasów dzisiejszych. Satyra w filmie Barei jest niczym w porównaniu do sączącej się do nas współcześnie. Ludzie powszechnie nie "kupowali" PRLowskiej propagandy i jej języka. Istniał rząd w Londynie, a w każdym niemal domu była jakaś ofiara komunistycznych prześladowań. Do tego komunikaty o wzroście produkcji białka wieprzowego per capita nie przekładały się na zaopatrzenie sklepów. Były więc praktyczne wskaźniki ułudy. Dziś ich nie ma, bo prawdy objawione z telewizji może co najwyżej zdementować gazetowy artykuł a nie sąsiad, który już nie jest autorytetem jak niegdyś. Obecni uczniowie starych mistrzów propagandy mogą być dumni ze swych sukcesów. W sztuce "srania ludziom w głowy" przerośli ich. Głównym ich sukcesem jest zastosowanie politycznej poprawności w ten sposób, że istnieje społecznie akceptowalny katalog tematów i prawd z którymi się nie dyskutuje.  Katalog „prawd objawionych” nie istniał nawet w komunie.
Dawniej ludzie nienawidzili komunistów, dziś nienawidzą polityków. To przecież to samo. W tej nienawiści są zjednoczeni. Katalog polityków jest zamknięty. I już mamy post-demokrację. Czy zatem tak wiele zmieniło się od czasów PRL'u? Jesteśmy tak samo zniewoleni jak wtedy. Tylko wtedy mieliśmy świadomość, że żyjemy w niewolniczym systemie. Dziś wmawia się nam, że jesteśmy wolni, a i tak żyjemy też w niewoli. Czy to taka wielka różnica? Olbrzymia!

niedziela, 22 listopada 2009

Etnosfera



Moje wnioski:
  • Świat jest piękny bo jesteśmy różni a nie tacy sami,
  • Ułuda globalnej komuny i o przymioty konserwatywnego życia, które zawsze dostosuje się do naturalnych warunków a nie do ideologii. Bo nie ma jednego pomysłu na świat. 
  • Giną obok nas światy a my sobie nawet nie zdajemy z tego sprawy. Tracimy coś nie powtarzalnego, jedynego w swoim rodzaju. 
  • Wbrew pozorom to też o nas i o naszym świecie, Unii i całym otaczającym nas syfie. 
  • Jak to zmienić? Zacznijmy od wyrzucenia telewizorów.
uwaga techniczna - są polskie napisy

    środa, 18 listopada 2009

    Judenrat

    Judenrat to organizacja samorządowa funkcjonująca w Gettach w czasie wojny. Nastawiona była na pełną współprace z okupantem, jednak pomimo że to ona pobierała kontrybucję, była odpowiedzialna za organizację życia w Getcie i organizację transportów do obozów, próbowano bronić Żydów. Mechanizm funkcjonowania był prosty. Niemcy zgłaszali do szefa Judentatu konkretne żądania a on je wykonywał przy pomocy podległego mu administracyjno policyjnego aparatu.
    Jesteśmy w sytuacji dość tożsamej. Jeśli większość prawa - jak chwalą się zwolennicy Unii – będzie powstawać poza krajem, to nasze władze przyjmą rolę samorządu, którego skrajnym przykładem jest Judenrat.

    Ale i tu możliwe są dwie skrajne postawy:
    Adam Czerniaków – szef tejże organizacji w Getcie Warszawskim popełnił samobójstwo w akcie rozpaczy. Jego współpraca z Nazistami była pozorna. Do końca pozostał porządnym człowiekiem.
    Chaim Rumkowski – szef takiej samej organizacji w Łodzi okazał się o wiele bardziej kontrowersyjną postacią idąc na pełną współpracę z okupantem. Jak mu obiecano został wysłany do Oświęcimia ostatnim transportem. Mała to pociecha. Czy fakt, że w łódzkim Getcie przeżyło wielu synów narodu Abrahama, usprawiedliwia taką postawę?

    Sting śpiewał kiedyś, że historia nas nic nie nauczy. Pozwolę sobie w tej kwestii się z nim nie zgodzić.

    wtorek, 17 listopada 2009

    Anty anty

    Słucham "Antyszant" Spiętego po raz piąty, chusty.... Coraz bardziej wciąga. Rewelacja. Zainspirował mnie. Przyszedł mi do głowy anty program telewizyjny.
    Oto on:

    17.30 Stylista radzi: "Jak urządzić własną celę i pryczę"
    18.00 Program dla kierowców: "Litr na twarz"
    19.00 Wieczorynka: "Co słonko widziało?" i "Jak oni śpiewają?" - poradnik małego donosiciela
    19.30 Wiadomości: Kaczyński – ble ble ble, Tusk – nie ble, nie ble, nie ble,
    19.45 Sport: Kaczyński - skoczył wzwyż, Tusk - rzucił młotem i bieg przez płotki w sztafecie, Olejniczak - podskoczył
    19.50 Prognoza pogody: PiS 20 , PO 35, SLD 15, PSL – 4. Nie zawieje i nie zamiecie, a szkoda.
    19.55 Blok reklamowy na koszt podatnika: PiS – dotrzymujemy obietnic, PO – by żyło się lepiej, PSL – by żyło się lepij, SLD – a ony tyż kradną
    21.00 Archiwum teatru telewizji: Waldemar Łysiak – "Selekcja". Współczesny dramat polityczny z życia wyższych sfer.
    22.00 Nocny poradnik rolniczy: "Jak nabijać kosy na sztorc?"
    22.15 Z cyklu słowa wieszcza na dobranoc: "Dziady, czyli co ludzie myślą o politykach"?

    A jutro kolejny dzień w nowym wspaniałym świecie...

    niedziela, 15 listopada 2009

    Kilka słów prawdy



    "Prostych słów się boi największy nawet twardziel,
    proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej"
    M.S.
    Ale gdy wyjdą z ust może zatrząść się ziemia.

    Językowe potyczki

    Stosunek czyli o tym, jak używając trudnych słów można w mordę dostać. 

        Słuchając bełkotliwej wypowiedzi pewnego polityka, przypomniałem sobie o historii, która przydarzyła się kilka lat temu mojemu przyjacielowi z mym pośrednim udziałem. Ale po kolei. Poleciłem mu pewnego fachowca. Jednak fachowiec jak fachowiec coś tam spartolił i panowie rozstali się raczej we wrogiej atmosferze. Lecz nie do końca chodziło wyłącznie o jakość wykonanej pracy. Coś było nie tak. Majster zapytany o to, co właściwe zaszło powiedział z obrzydzeniem, że „z tym pedałem nie chce mieć nic wspólnego”. Zapytałem więc kumpla jak to było. On z kolei powiedział, że nie był do końca zadowolony z pracy fachowca i gdy rozmawiali o jego honorarium, ten wstał i trzasnął drzwiami.
    - A konkretnie co mu powiedziałeś? - zapytałem
    - Powiedziałem mu: „Mój stosunek do Pana jest ambiwalentny” – zacytował sam siebie
    Po tym wspomnieniu sam stałem się już za chwilę ofiarą językowych potyczek.

    Beneficjent

        Poszedłem z mym młodszym synem do sklepu. Przed sklepem dyżurował lokalny menel.  Był w skrajnym stanie upojenia i ledwo trzymał się na nogach. Zaszedł mi drogę i coś wybełkotał. Brzmiało to mniej więcej tak:
    - Bleuebee chryy wyry puuuuu. - Wymamrotał „beneficjent ostateczny”. Łatwo się domyślić, że chciał ze dwa złote na przysłowiowy kieliszek chleba, lecz nic nie można było z jego słów zrozumieć.
    - Bleuteree wrryyyyy kchyyyy! - opowiedziałem mu.
    Ten stanął jak wryty. Natychmiast odsunął się z  drogi i pozwolił nam przejść wlepiając we mnie świdrujące oczy. Przeszliśmy w milczeniu kawałek. Wiedziałem jednak, że padną pytania:
    - Tato?
    - Słucham kochanie.
    - Co mówił ten pan?
    - Nic synku, chciał pożyczyć parę złotych bo był „głodny”.
    - A w jakim języku rozmawialiście? Po angielsku?
    - Nie synku, po menelsku.
    - O to znasz taki język? Jesteś wspaniały.

    Z początku chciało mi się śmiać. Mina mi zrzedła, gdy zdałem sobie sprawę, że malec jest gotowy pójść do szkoły i powiedzieć kolegom, że jego tata umie mówić po menelsku...

    piątek, 13 listopada 2009

    Dlaczego nie należy kupować towaru w ciemno?

    Dziś dotarła do mnie wiadomość o nieszczęsnej pani w średnim wieku, która nie tylko postanowiła zakosztować po raz pierwszy życiu seksu, ale jeszcze na tym zarobić. Wystawiła swą cnotę na sprzedaż za pół miliona złotych. Oczywiście istnieją być może zamożni panowie lubiący tego rodzaju sporty ekstremalne, jak rozprawiczanie starszych - co by nie mówić - dam. Ale bez przesady. Łatwo potrafię wymienić 50 sposobów lepszego wydatkowania tej kasy. Być może mamy do czynienia z wyjątkowo antypatyczną lub stawiającą zbyt wysokie wymagania kobietą przeceniającą swoja wartość. Być może to nauczycielka? Ale równie dobrze decyzja tej pani może być aktem desperacji.

    Historia ta przypomniała mi anegdotę, której bohaterem był Adolf Dymsza słynący swojego czasu jako wyjątkowo wybredny amator płatnego seksu. Gdy pewnego razu udał się na miejsce zgromadzeń warszawskich prostytutek, jego zainteresowanie wzbudziła pewna wysoka blondyna. Podszedł do niej i zapytał:
    - Ile?
    - Dziesięć – odparła potencjalna wybranka
    - Pokaż – powiedział aktor. „Panienka” bez cienia wstydu podniosła spódnicę okazując swoje wdzięki. Gwiazdor obejrzał kupowany towar okiem znawcy.
    - A nie masz mniejszej za pięć? - zapytał


    Może owa 44-latka to pewien symbol? Między 1945 rokiem a 1989 też minęło przecież 44 lata, a potem oddaliśmy się bez opamiętania komu innemu. Potem  kupiliśmy pewien towar w ciemno, a on zaczął szybko się psuć, choć od początku  nie był szczególne świeży.

    czwartek, 12 listopada 2009

    Niekonsekwencja

        Elvis Presley podobno nosił na szyi krzyż, gwiazdę Dawida i symbol półksiężyca. Kiedyś zapytany dlaczego, odpowiedział, że nie chce po śmierci nie dostać się do nieba z przyczyn formalnych.

        Dziś media obiegła wiadomość o tym, że w Polsce mniejszość niewierzących jest dyskryminowana przez obecność krzyży czyli symboli religijnych w miejscach publicznych. Miejmy nadzieję, że lewicujący aktywiści nie będą wzorem swych poprzedników wyburzać kościołów. Co najwyżej będą je zmieniać w muzea ateizmu. Oczywiście ta cała walka o laicyzm to to bzdura, bo każdy powinien mieć prawo manifestować swoje wierzenia i poglądy, jednak co do zasady tylko przyklasnąć. Mniejszość powinna mieć prawo do obrony przed hegemonią większości. Co więcej jednostka powinna mieć prawo do obrony przed wolą grupy.
        Dlaczego zatem na każdym kroku słychać głosy pochwały nad demokratyczną zasadą rządów większości, a w tym konkretnym przypadku, nie wiedzieć dlaczego, nagle ktoś upomina się o przywileje mniejszości? To przecież typowe republikańskie stanowisko, wręcz wrogie lewicowej wizji świata.
        Dlaczego w takim razie lewacy wychodząc z tej zasady bronią praw homoseksualistów, a nie bronią na przykład nienarodzonych? Przecież nienarodzeni ludzie są w mniejszości względem narodzonych?

    środa, 11 listopada 2009

    Asertywny

    Moja żona do młodszego syna:
    - Może byś tak odrobił lekcje?
    - Nie dziękuję – odparła latorośl

    Od razu przypominał mi się stary dowcip:
    Na lotnisku trwa odprawa i kontrola bagaży. Jeden z pasażerów ma przetrząsana właśnie walizkę.
    - Haszysz? Marihuana? - pyta żartobliwie kontroler
    - Nie, nie! Kawę proszę. - odpowiada pasażer

    Sport pomników

    Jeszcze nigdy nie było tak aby jakieś święto pasowało tak dokładnie do tytułu mojego bloga. Jazda konna to rzeczywiście ulubiony sport pomników. A postacie na pomnikach się zmianą... Na kasztance powiem tak naprawdę zasiąść kto inny. Generał Tadeusz Rozwadowski. To on był pierwszym dowódcą sił zbrojnych niepodległego Państwa Polskiego w 1918 r. i to on dowodził naprawdę obroną Warszawy w 1920 roku. Poniżany i zhańbiony zginał na skutek intryg i podtruwania w więzieniu po zamachu majowym.
    Hasło w Wikipedii dotyczące generała bardzo wiele wyjaśnia odnośnie kulisów powstania i trwania II Rzeczpospolitej.
    Ktoś kiedyś powiedział, że historia to zbór faktów których część wydążyła się naprawdę. Należy umieć odróżniać fakty od mitów i propagandy.

    Wincenty Witos w swych pamiętnikach pisze:
    „W najwyższym stopniu musiały też razić i niepokoić kłamstwa, których się chwycili socjaliści, chcąc nimi zakryć prawdziwy stan rzeczy. Opowiadali szeroko różne, wprost nieprawdopodobne historie, roznosili przeróżne wiadomości. Rywalizując z austriackim sztabem głównym, krakowski ich dziennik „Naprzód” w numerze z dnia 10 sierpnia przyniósł wiadomość o stoczonej w okolicy Miechowa bitwie pomiędzy wojskiem rosyjskim a „Strzelcami” Piłsudskiego. Wyliczył nawet, że w  bitwie – rzecz naturalna zwycięskiej – padło 140 „Strzelców” i 500 żołnierzy rosyjskich. Kiedy wiadomość ta, podana tłustym drukiem, obiegła cały kraj, dostałą się nawet do Wiednia, gdy posypały się pochwały i wyrazy podziwu i uznania dla polskiego męstwa – okazało się, że żadnej bitwy pod Miechowem nie było. A przecież nie tylko „Naprzód” puścił w świat tę wiadomość, bo jedne z najwybitniejszych posłów socjalistycznych opowiadał mi z przejęciem o bitwie, podając najdrobniejsze szczegóły, a nawet nazwiska tych, co się w niej najwięcej odznaczyli. Tą wiadomością karmiono naiwną opinię przez parę tygodni, a gdy ona przebrzmiała, chwytano się innych. Były one równie niepoważne, jak i mało skuteczne, zostały też przekreślone wypadkami idącymi niepowstrzymanie naprzód i nie dającymi rzeczywistość zakryć niczym.”

    Wincenty Witos, Moje wspomnienia, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1981 s. 366

    Jak widać w historii wszystko już było, wojna propagandowa to nie wynalazek najnowszy, a socjaliści z natury rzeczy kłamią.

    Skąd będą mieli mego e-maila?

    Według Łunijnych przepisów, specjalny urząd będzie wysyłał przed odcięciem od sieci za pobieranie nielegalnych plików e-mail z ostrzeżeniem. Pytanie: skąd będą mieli mój adres?
    Podobno odpowiedz nie jest tak ważna jak dobrze zadanie pytanie. Ale pójdźmy tym tropem odrobinę dalej, bo to pytanie generuje koleje. Na jakiej podstawie ustalą, że to co ściągnąłem jest nielegalne? To nie jest wbrew pozom takie proste. Mogę mieć licencję na dany utwór i trzymać go sobie na wirylnym dysku, a pobieram bo zawsze jak posłucham to wykasuję. Albo pobieram z np. jamendo.com. Pomijam kwestię, że różne nagrania nawet tego samego artysty mogą mieć różnych właścicieli, czyli że ustalenie kto jest stroną poszkodowaną też może być kłopotliwe. To tak jakbym jechał kradzionym samochodem, a policja nie potrafiłaby ustalić do kogo należy - jestem niewinny bo nie wiadomo kto jest stroną w sprawie.
    Wnioski:
    1. Całość wymaga stworzenia olbrzymiego zaplecza informatycznego, logistycznego i prawnego.
    2. Jeśli odcięcie to ma być procedura administracyjna, to muszą mieć dowód na to, że pobrałeś naprawdę nielegalne nagranie czyli będą musieli przeprowadzić śledztwo i monitorować wszystko co robisz w sieci i na kompie. Jeśli na odcięcie nie potrzebna będzie decyzja sądu, to na przeprowadzenie śledztwa też nie. Więc będą mogli zbierać "haki".
    3. Jeśli zrealizują punkt 2. będą mieli też mojego emaila.
    4. Czyli albo nowe prawo będzie martwe, albo powstanie kontrkultura i ludzie oleją muzykę i filmy produkowane przez koncerny. Powstanie niezależny rynek kultury (co wcale nie jest takie głupie) lub rynek działający na zupełnie innych zasadach. O tym było wczoraj.
    5. Nie jest także wykluczone, a wręcz wysoce prawdopodobne, że pod pozorem walki z piractwem państwo policyjne, przy którym te Hitlera i Stalina to zabawa chłopców w piaskownicy.

    „Obyś żył w ciekawych czasach”

    wtorek, 10 listopada 2009

    Sprostowanie

    Rzeczpospolita w "artykule": "Odszkodowanie dla Niesiołowskiego od Radia Maryja" podaje, że Zakon Redemtorystów będzie musiał zapłacic mu 10 tyś. za to, że w Radiu Maryja podano, iż sypał kumpli na przesłuchaniach. Mniejsza o to, że może rzeczywiście nie sypał. Zastanowił mnie ostatni akapit tekstu:

    "Ruch to pierwsza w PRL konspiracyjna organizacja po 1956, która przyjęła program niepodległościowy. Po aresztowaniu i skazaniu w 1971 roku, Niesiołowski oraz przywódca Ruchu, obecnie poseł PO Andrzej Czuma, dostali najwyższe w PRL wyroki za działalność polityczną - po 7 lat więzienia. W 2002 r. Sąd Najwyższy uniewinnił opozycjonistów z tej organizacji z zarzutu "przygotowań do obalenia przemocą ustroju PRL". W ten sposób uwzględnił kasację ówczesnego prokuratora generalnego Lecha Kaczyńskiego."

    Tylko że to nie prawda. Pierwszą organizacją niepodległościową w PRL była zapomina i bezkompromisowa Liga Narodowo - Demokratyczna, a Ruch z Niesiołowskim powstał o prawie dekadę później.  I mniejsza też o to kto był pierwszy, ale wypodałoby w propagandowym widzie chociaż wykazać odrobinę pokory. A może też odrobinę szacunku?

    Wojna światów: analogowego i cyfrowego

        Od pewnego czasu jest głośno w kwestii piractwa i odcinania od sieci ciągnących nielegalne pliki. Nie chcę koncentrować się na kwestiach wolności choć są one istotne. O tym jutro.  Interesuje mnie dziś kwesta dyfuzji innowacji w rynku rozrywkowym. Mamy tu do czynienia z dwoma logikami czyli nieporozumieniem.

    Kto nie maszeruje ten ginie
        Styk technologi i kultury to problem dość stary. Pojawienie się fotografii wywołało z pewnością załamanie na rynku usług portretowych. Pojawienie się kina doprowadziło w konsekwencji do upadku operetki – w tej chwili zresztą sztucznie utrzymywanej przez publiczne dotacje. Co ciekawe przez ostatnie 100 lat nie doczekaliśmy się chyba wybitnego dzieła w tej „branży”.
        Nikt nie płakał więc po portrecistach, nie rozdzierał także szat nad losem gwiazd kina niemego, gdy pojawiło się to dźwiękowe. Rynek produkcji i dystrybucji kultury doznał szoku po pojawieniu się Internetu i do dziś nie może z tego szoku się wydobyć. A alternatywa jest prosta, albo biznes rozrywkowy dostosuje się do nowej sytuacji albo upadnie. Pomysły walki prawnej z tzw. piractwem  to nieporozumienie. To tak jakby zakazać produkcji filmów dźwiękowych. Dochodzimy więc do paradoksu polegającego na tym że prawa autorskie stają się blokadą naturalnych procesów rozwojowych. W przypadku branży rozrywkowej to jeszcze nic. Ruch wolnego oprogramowania udowodnił, że mogą pojawiać się aplikacje „wolne” dołowienie i w przenośni. Tego typu walka metodami prawno administracyjnymi z wolnym przepływem dóbr kultury wywoła tylko jeden efekt, a mianowicie powstanie kontrkultura, skutecznie omijają powstające blokady prawne.

    Biznes i jego logika
        Każdy biznes ma swoją logikę. Jedną z podstawowych zasad jakiegokolwiek biznesie jest racjonalizacja kosztów celem uzyskania jak największej wartości dodanej. Tak samo i w biznesie kulturalnym. Mamy twórcę i konsumentów jego twórczości. Racjonalne działanie polega na tym, że   dążymy do maksymalizacji zysków poprzez wyeliminowanie pośredników. Koncerny medialne to jednak raczej pośrednicy, a właściwymi podmiotami bez których przepływ dób kultury jest niemożliwe są artyści i odbiorcy. Im bardziej więc pośrednicy będą wyliczać z tzw. piractwem, podkreślając swoja doniosłą rolę w procesie dystrybucji dób kultury, tym bardziej będą z tego biznesu eliminowani przez obie strony, przybliżając swój upadek.
        Nowym model biznesu kulturalnego właśnie powstaje. Mamy do czynienia z okresem przejściowym w którym obie strony ustawiły się na swoich barykadach i od czasu do czasu przerzucają się inwektywami. Administracyjno - prawne próby rozwiązania tego problemu to nie przejaw potęgi koncertów medialnych lecz desperacka próba ratowania rodowych sreber, lub chwytania się brzytwy.

    Inna logika
        Nie znaczy to, że stary świat zginie a firmy fonograficzne wymrą jak dinozaury.
        Metallica (a właściwie jej prawnicy) doprowadzili do upadku Napstera. I co? A no nic. Tylko sprzedaż ich płyt spadała o połowę. Okazało się, że ludzie często (tam a nie u nas) pobierają pliki z netu a potem kupują płyty. Jak Metallica tak zrobiła to ludzie przestali ciągnąć i przestali kupować płyty. Z 5 lat trwało, aż o tym wszyscy zapomnieli. Inna sprawa, że płyta przy amerykańskich zarobkach jest jak batonik... Ale to zupełnie inna sprawa.
        Grupa Monthy Pyton'a oburzona obecnością na YT nieomal ich całej twórczości, otworzyła serwis na którym umieścili to samo co na YT, ale lepszej jakości i oczywiście za free. I co się stało? Sprzedaż filmów i programów na DVD skoczyła o 1000%. Ludzie przypomnieli sobie stare rzeczy i chcieli je mieć na DVD. Dotarli w ten sposób do młodzieży, dla której ich twórczość była nie znana.
    Jak więc widać świat nie jest czarno – biały, a tak znienawidzone piractwo może być sposobem na zarabianie pieniędzy poprzez stworzenie nowego kanału promocji.

    Jak to będzie wyglądać
        Idealnym przykładem nowego świata będzie serwis jamedo.com, gdzie artyści rezygnują świadomie z części swych praw i udostępniają efekty swej twórczości. Pytanie z czego żyją? Między innymi z koncertów. Jednak na pytanie spróbuję odpowiedzieć pytaniem? A jak to jest, że nie płacę za słuchanie radia? Nie mówię oczywiście o radiu tak zwanym „publicznym”, lecz o normalnej komercyjnej stacji. Puszcza ona muzykę komercyjną w nadziei, że pobiegnę kupić płytę, płaci haracz ZAIKSowi, a ja nie ponoszę z tego tytułu kosztów. Wyobraźmy sobie, nowy format zapisu plików muzycznych. Poza muzyką wysokiej jakości zawiera także animację we flashu, będą treścią reklamową. Im więcej plików danego artysty pobiorą jego fani, tym większa „powierzchnię reklamową” sprzeda artysta. Jest to kwestia konwencji.
        Nie znaczy to, że nie będą sprzedawać swej twórczości na starych nośnikach. Powstanie  zupełnie inna kultura muzyczna, w której na znaczeniu będzie zyskiwać ten kto ma coś do powiedzenia.

        Najgorszą rzeczą może być to, że ktoś próbuje powstrzymać nieuchronne i zahamować naturalne procesy. Wszystko na świecie naturalnie dąży do staniu równowagi. Tutaj ta równowaga też zostanie osiągnięta, tylko przepychanka potrwa jeszcze chwilę. Ludzie nie są z założenia źli. Pobieranie plików jest po prostu wygodniejsze.

    poniedziałek, 9 listopada 2009

    91 lat i trzy dni

    Tyle formalne istniała suwerenna Polska. Licząc od daty ogłoszenia deklaracji niepodległości przez Radę Regencyjną czyli 7 października 1918 roku, do 10 października 2009 roku czyli formalnego zrzeczenia się naszej suwerenności na rzecz nowego państwa – Unii Europejskiej.

    Dlaczego te daty?

    Otwierają i zamykają one pewnie okres.
    To 7 października 1918 po raz pierwszy ktoś oficjalnie powiedział: "Jesteśmy niepodlegli i suwerenni". Uczyniła to Rada Regencyjna Królestwa Polskiego, której zadaniem był wybór nowego Króla Polski. Nikt ich do tego nie zmusił. Decyzja była suwerenna i znamienna w skutkach.
    10 października 2009 roku Jego Ekscelencja Prezydent Rzeczypospolitej Polski Lech Kaczyński w imieniu Narodu Polskiego ratyfikował Traktat Lizboński, czyli dokonał nieprzymuszonego aktu zrzeczenia się suwerenności.

    Przez ten czas istniały nieprzerwanie polskie instytucje polityczne tę suwerenność utrzymujące. Teraz już nie istnieją. Okres ten trwał zaledwie 33241 dni.

    Świat według kiepskich

    Od dawna wiadomo, że pieniądz gorszy wypiera lepszy. Ale  aby towar gorszy także wyprał ten lepszy? To już wynalazek naszych czasów. Choć oczywiście już w średniowieczu byli członkowie cechów i ich nie członkowie - czyli partacze. Nie miało to jednak nic wspólnego z jakością towarów, a jedynie zamykaniu rynków. 
    Mechanicy twierdzą (a jako posiadacz starego samochodu mam z nimi bezustanny kontakt), że samochody mniej więcej od połowy lat 90-tych są znacznie gorszej jakości względem tych produkowanych wcześniej. Zdano sobie po prostu sprawę, że ludzie kupują, a po kilku latach samochód reprezentuje zaledwie ułamek wartości. Więc po co się wysilać? Procesowi temu towarzyszy oczywiście marketing, a my konsumenci kupujemy buble nie warte nawet ułamka swej wartości. Jakość stała się więc luksusem. Niestety masowym eksportem z Chin i zanikiem lokalnych systemów gospodarczych nie wszystko da się wyjaśnić.
    Dlaczego więc jesteśmy w stanie płacić ciężko zarobie fałszywe pieniądze (bo to przecież tylko impulsy elektroniczne lub papierki) za bezwartościowe rzeczy? Po pierwsze oduczono nas planować. Liczy się tu i teraz.  Nie ma też zwyczaju dziedziczenia pewnych dóbr. Dawniej zgromadzone w czasie żywota przedmioty   - nawet najbardziej banalne - stawały się po śmierci własnością spadkobierców.  Teraz ludzie "czyszcząc" mieszkania po zmarłych wyrzucają całe wyposażenie, a na śmietniskach lądują niekiedy całe gromadzone latami księgozbiory.
    Dlaczego?
    Nie są nam potrzebne rzeczy trwałe, bo w sklepie czeka kolejne badziewie. Oduczyliśmy się gromadzić dobra i się bogacić.
    A jak do tego doszło?
    Bo rzeczy przestają być „modne”. Nie tak dawno temu kupiłem na elektronicznej aukcji wysokiej odtwarzacz kompaktowy za prawdziwe grosze. Jest świetny! Dlaczego więc kosztuje tak mało, skoro jeszcze do niedawna trzeba było wydać kilka wypłat na jego zakup? Kto teraz kupuje i słucha płyt kompaktowych. Tego typu sprzęt trafia do lamusa, bo chlubą każdego domostwa jest teraz płaski telewizor z zestawem kina domowego, do którego podłączone jest 5 głośników. To że pierdzi a nie gra? A kogo to obchodzi...
    Czyli inne czynniki niż tylko klasyczne jak jakość, przydatność i ilość danego asortymentu na rynku wymuszają nasze decyzje. Moda dotyczyła jeszcze nie dawno tylko wierzchniego ubrania,w tej chwili dotyczy nieomal każdej rzeczy. Sprzyjanie modzie stało się także czynnikiem społecznego "pozycjonowania" innych tworząc swego rodzaju "wirtualną grupę odniesienia". A tu już o krok do słynnych ostatnio galerianek, których potrzeba konsumpcji pcha do prostytucji, bo nie mają za co konsumować, aby sprzyjać modzie.
    Koło się więc zamyka.
    Nie tylko pieniądz gorszy wypiera lepszy, nie tylko towar gorszy wypiera lepszy, ale prymitywizm moralny wypiera wartości. Upadek cywilizacji? Z całą pewnością. Jednak może warto jest sięgnąć dna aby mieć się od czego odbić?

    niedziela, 8 listopada 2009

    Wieża Babel

    Dyskusja (czy raczej jej próba) w Internecie z pewnym nieszczęśnikiem uświadomiła mi po raz kolejny, jak bardzo ktoś pomieszał nam języki. Z pozoru rozmawiając po Polsku, mówimy zupełnie innymi językami, bo słowa którymi się posługujemy znaczą dla nas co innego. Czym bardziej wyrafinowany jest język i posiada więcej pojęć, tym bardziej precyzyjnie można wyrazić nasze myśli. Ale co z tego, kiedy technokraci nie znają humanistycznego aparatu pojęciowego, a humaniści nie rozumieją technokratów?
    Więc mamy kolejną płaszczyznę rozbicia. Nieporozumienia, niedomówienia, półprawdy. Dalej udawajmy, że mamy jakiś system edukacji.

    sobota, 7 listopada 2009

    Reklama sięgneła bruku (prawie)



    Oto co zauważyłem przed jednym z domów obok skrzynki na listy. Pojemnik jest  umiejscowiony tak, aby było wygodnie tym, którzy znajdą "spam" w swojej przegródce lub listonoszom, którym nie chce się już wkładać przesyłek.
    A całe sztaby marketingowców zastanawiają się potem: "dlaczego nasza reklama nie poskutkowała"?

    czwartek, 5 listopada 2009

    Co nas czeka lub czekać by mogło?

    W kwestii tego co może zrobić jeden człowiek z drugim sądziłem, że nic nie jest mnie w stanie zaszokować... A jednak.

    Człowiek, żyje kilka lat na tym łez padole, widział i słyszał niejedno. Gdzie jest granica barbarzyństwa, które ludzie są w stanie zrobić innym ludziom? Wszyscy wiemy, że “innowacyjni” Niemcy potrafili ze swych ofiar zrobić: materace, mydło, oprawiać książki w skóry, a z ładnie wytatuowanych robić abażury do lamp. Wszelkiego rodzaju łagry, holocausty, które działy się w dziejach przez tysiąclecia były epizodami realizowanymi systemowo, ale epizodami. Najgorsze jest to co nikogo nie szokuje, bo dzieje się tuż obok, jest codzienne i zwyczajne – wpisane w system. Bo gdy dzieje się radykalne zło potrafimy zareagować. A zło “powszednie” wciskające się w luki prawne i moralne? Wtedy zbrodni i różnego rodzaju (nazwijmy to po imieniu) kurewstw nie dokonuje system, ale zwykli ludzie i to jest przerażające.
    Zresztą masowe zbrodnie to wcale nie wynalazek XX wieku. Jak podaje Kapuściński w Wyprawach z Herodotem, Babilon przygotowany na oblężenie króla persów Dariusza nie tylko zgromadził broń i żywność. Musiano także zadbać o określoną liczbę populacji, która przetrwa wieloletnie oblężenie. “Zoptymalizować” ją – jakby powiedzieli współcześni technokraci. Dlatego też wyrżnięto wszystkie kobiety i dzieci w ilości najprawdopodobniej kilkuset tysięcy, pozostawiając tylko jedną niewiastę na rodzinę, aby mogła zająć się obrońcami. Zbrodni tej nie dokonali wynajęci siepacze lecz ojcowie rodzin. To oni wycieli swoje córki i żony.
    Niegdyś zaszokowała mnie także opowieść mojego kolegi, który odrabiał wojsko - gdy jeszcze istniało - pracując jako pomocnik grabarza na cmentarzu komunalnym. Z jego relacji z rozmów ze “starszymi kolegami po fachu” wynikała rzecz zmuszająca do myślenia nad skalą pewnego procesu, z którego pewnie nawet nie zdajemy sobie sprawy. Grabarze dokonują także ekshumacji. Okazuje się, że po naszej tzw. “transformacji ustrojowej” czas rozkładu zwłok wydłużył się. Wcześniej po 10 - 15 latach od pochówku wiadomo było, że w trumnie lub w tym co po niej pozostało spoczywa wyłącznie szkielet. Na początku XXI wieku nie było to już takie pewne. Dlaczego? Dobrobyt spowodował, że ważymy więcej? Grabarze mają na to inną teorię: konserwanty w jedzeniu stosowane masowo w żywności odkładają się w naszych organizmach i niepozwalaną się rozkładać potem zwłokom. Człowiek jest w końcu tym co je... Czy zatem powolne i długotrwałe karmienie ludzi zatrutym świństwem nie jest zbrodnią?
    Oglądałem kilka lat temu film dokumentalny, w którym kierownik miejskiego krematorium w Sztokholmie opowiadał jak gdyby nigdy nic o ich innowacyjnym rozwiązaniu. Otóż piece krematoryjne podłączone są do miejskiego systemu grzewczego. W ten sposób zmarli oddają żywym ostatnią posługę. W tym samym dokumencie opowiedziano historię holenderskiego księdza, który udzielając ostatniego namaszczenia swym parafianom zdał sobie sprawę, że potem przychodzi lekarz i dokonuje eutanazji, która stała się wręcz rytuałem poprawiającym wydolność nierentownego systemu ubezpieczeń. Bo w wielomilionowej Holandii nie było ani jednego hospicjum dlatego, że wszyscy byli zdrowi? Pierwsze już w XXI wieku otworzył polski misjonarz... Ale to młodzi i zdrowi decydują o losie starych i chorych wprowadzając te przepisy.
    Kiedyś “Rzeczpospolita” opisała doskonale prosperującą szwajcarską organizację specjalizująca się w pomocy samobójcom. Za opłatą samobójca otrzymuje podaną mu do łóżka truciznę, po czym wszytko dzieje się cicho i bezboleśnie. Co mogli czuć rodzice zakochanych zbiegłych z domu nastolatków, gdy otrzymali za pośrednictwem poczty kurierskiej prochy swych pociech?

    Jednak wszystko to nic.
    Stanisław Michalkiewicz opisał chińską restaurację w której podaje się zupę z ludzkich płodów. I wszystko jest w porządku. Bo jeśli wyjdziemy z złażenia, co czynią wszelkiej maści lewacy, że płód nie jest człowiekiem, to nie można mówić nawet o kanibalizmie. Ale okazuje się, że nawet lewakom ten proceder się nie podoba. Pytanie, dlaczego są tacy niekonsekwentni i nie logiczni? Nie znam lepszego logicznego dowodu na fiasko lewackiej “moralności”. Niech ktoś z postępowców spojrzy w twarz Giannie Jessen, która przeżyła własną aborcję i niech powie, że tak właściwie równie dobrze mogła skończyć w zupie.

    Taki jest nasz świat. “Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Mam nadzieję, że potomni nazwą go prawdziwym wiekiem ciemnoty i zezwierzęcenia, a nie rozwoju, postępu i oświecenia – jak usiłuje się nam wmawiać.

    środa, 4 listopada 2009

    Socjotechnika i pałotechnika

    Prasę obiegł wywiad z Chlebowskim, w którym przyznaje się do tego, iż rozważał możliwość popełnienia samobójstwa po wyjściu na jaw afery hazardowej. Mniejsza o to czy chciał czy nie. Pamiętamy przecież płaczącą posłankę Sawicką i kuszącego ją Agenta Tomka. Ta sama sztuczka: Wzbudzenie współczucia w stosunku dla osób, którą winniśmy w oczywisty sposób potępić i przez to bagatelizacja samych afer. Ale w Polsce nic już nie trzeba bagatelizować. Ludzie i tak mają to gdzieś zajęci codziennością i walką o byt.
    A któż to przeprowadził wywiad z Panem Posłem Chlebowskim? Oczywiście siły bojowe TVN. Wbrew pozorom to środowisko ma olbrzymie doświadczenie w bojowej postawie. Okazuje się, że szef tej stacji Pan Mariusz Walter już w latach osiemdziesiątych miał wmówić na polecenie władz społeczeństwu jak to wiele dobrego robi dla niego SB, Milicja Obywatelska a zwłaszcza ZOMO: "Bo ci funkcjonariusze tak ofiarnie walczą w socjalizm, bo ile to się trzeba namęczyć i namachać pałą, aby wbić do głowy młodzieży socjalistyczne ideały." Informację tę znalazłam na Wikipedii w haśle... Jerzy Urban. Jak ktoś nie wierzy niech sprawdzi.
    Nie ma już Milicji Obywatelskiej – jest za to Platforma też Obywatelska. A wszystko inne pozostało jak dawniej. Więc może powinno powstać ZOPO? W końcu trzeba wbić ludziom do głowy, unijne ideały.
    Po premierze filmu:"Ogniem i Mieczem" J. Hofmana w jednej z gazet ukazał się rysunek satyryczny, który zapadł mi w pamięć. Na rysunku z kina wychodzi rozentuzjazmowany tłum. Drugi rozentuzjazmowany tłum zmierza do kina, a po drodze są ponabijani na pale ci którym się film nie podobał... Więc idąc tym tokiem rozumowania ZOPO "odpowiada na istotne problemy społeczne".

    Zawody

    Zawody ostatnich dni:
    • Wacław Klaus – wiadomo za co,
    • Warsztat w którym naprawiałem samochód. Naprawili jedno, popsuli drugie,
    • Ubuntu 9.10 z którym po tygodniu walki dałem sobie spokój i wróciłem do wersji 9.04. Winien temu jest sztywny plan wydawniczy. Nowa wersja dystrybucji nie powinna ukazać się w zaplanowanym terminie, tylko wtedy gdy będzie działać.
    A co do Klausa to nie ma co rozdzierać szat. Unia i tak padnie w przeciągu dekady. Tak więc może to i dobrze. Gdy widzisz jak twój wróg, którego masz ochotę zabić zmierza dziarskim krokiem w stronę rzeki z kamieniem uwiązanym na szyi, po co go zatrzymywać?
    Jak powiedział kiedyś pewien znany wszystkim elektryk wysokich napięć w stanie spoczynku:"Oszukali mnie!"

    wtorek, 3 listopada 2009

    Odszedł gigant

    Claude Levi-Strauss nie żyje. Ta wiadomość mnie zelektryzowała. Gdy świadomie zmaczałem spoglądać na ten świat, on był już starcem. Czyli dla mnie był od zawsze. To tak jak dla moich synów trudno wyobrazić sobie, że kiedyś nie było Internetu albo telewizji i sądzą, że jedno i drugie istnieje od początku świata. Podobnie ja myślałem, że on będzie zawsze. Nie ma jednak nic wiecznego. 101 lat to piękny wiek. Żegnaj.

    poniedziałek, 2 listopada 2009

    Przejęzyczenie czyli ciąg skojarzeń

    Pewnej europosłance z jedynie słusznej partii, która nie wiedzieć jakim sposobem się w tym PE znalazła będąc tzw. "desantem", pomyliły się nazwy miejscowości. Chciała otworzyć ponoć biuro poselskie w Zamościu, a zapowiedziała, że uczyni to w Białymstoku. A że ze 400 kilometrów jedno od drugiego i w innym regionie? Mogło przecież być gorzej. Mogła pomylić Zamość z Bangkokiem. Wtedy może by wyjechała na jakiś czas.

    Skojarzenie 1.
    Ta histeria przypomniała mi inne przejęzyczenie. Czasy studenckie, impreza. Jeden z moich kupli był już nie koniecznie po jednym i niekoniecznie bezalkoholowym. A dyskusja była ostra! Nieszczęśnik chcąc zapytać retorycznie mając na myśli swych przeciwników w dyskusji:" Panie Boże czemuś pokarał mnie takimi debilami", wzniósł oczy ku sufitowi i powiedział: "Panie Boże czemuś mnie pokarał takim debilizmem?" Oczywiście śmiechu było co nie mira. Ale był chociaż kolejny powód aby skoczyć do sklepu. Do przykładu Pani poseł i ta historia pasuje jak ulał poza tym, że ona była trzeźwa.

    Skojarzenie 2
    To wspomnienie przypomniało mi klasyczny dowcip o przejęzyczeniu właśnie:
    "Rozmawia dwóch kupli. Jeden mówi:
    - Dziś się przejęzyczyłem. Chciałem powiedzieć żonie: "Kochanie czy możesz podać mi sól", powiedziałem: "kochanie czy możesz zadać mi ból".
    - A ja też się dzisiaj rano przejęzyczyłem - odpowiada drugi - Zamiast powiedzieć żonie: "Jak ty pięknie dziś wyglądasz" powiedziałem - "Ty koczkodanie, życie sobie przez ciebie zmarnowałem!""
    I znowu do pierwszego przykładu przejęzyczenia pasuje jak ulał. I wcale nie chodzi o koczkodana czy coś zmarnowanego. Analogia ma charakter formalny. Bo co przejęzyczenie to przejęzyczenie.