niedziela, 17 maja 2015

Strategia gorącego kartofla

Nie oglądam debaty. Wcale nie dlatego, że nie interesuje mnie polityka. Wręcz przeciwnie. Interesuje nie, ale ta prawdziwa. U po pierwsze wiem już na kogo oddać swój głos, a po wtóre wiem doskonale, że to co powiedzą kandydaci nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Debata to po prostu gra pozorów, tanich chwytów i szukania sposobów przypodobania się publice przy jednoczesnej próbie dołożenia przeciwnikowi.
Jest też i drugie dno. Wiele wskazuje na to, że środowisko polityczne postępaków postanowiło strategicznie oddać zewnętrzne pozory władzy tylko po to, aby czekające nas za chwilę uderzenie kryzysu i bankructwo ZUS było winą ich politycznych przeciwników, bo to za ich rządów dojdzie do tej tragedii. Potem jako jedyna słuszna opozycja znów przejmą rządy. Innymi słowy grają na przedłużenie systemu, co nie oznacza przedłużenia władzy danych ludzi. Jak będzie – zobaczymy, ale bez trwałej zmiany sytuacji geopolitycznej nasz kraj może liczyć jedynie na kosmetyczne zabiegi bez względu na to kto będzie nim rządził. Oczywiście wiele zależy od determinacji samych rządzących, ich chęci i możliwości manewru. Jeśli postanowią oni na radykalny zwrot w postaci nadania większej podmiotowości obywatelom będzie to wielki sukces niezależnie od tego co będzie sadzić agentura, pożyteczni idioci, czy nasi „strategiczni partnerzy”. Władza w tym kraju wydaje się czym na kształt gorącego kartofla lub granata bez zawleczki, który przekazują sobie nawzajem oba obozy.

sobota, 16 maja 2015

Szeptucha

Tak zwie się tradycyjną ludową lekarkę, która przy pomocy magicznych lub quasi magicznych czynności i rytuałów uzdrawia swych podopiecznych, uwalnia ich od cierpień i daje otuchę. Ale ostatnimi dniami zarówno słowo jak i funkcja mogły nabrać nieco innego znaczenia. Oto bowiem za urzędującym prezydentem, który dla poprawy swego nadszarpniętego wizerunku postanowił pospacerować po ulicach stolicy i porozmawiać ze zwykłym ludem, chodziła pewna kobieta. Jej rolą było podszeptywanie prezydentowi tego co ma robić i mówić. Strzępki jej porad zarejestrował nawet wścibski lud na swych telefonikach. „Przytulamy panią, przytulamy panią” przeszło już pewnie do historii i stało się obiektem drwin, a tak naprawdę sprawa jest poważna. Oto urzędujący prezydent pokazał się jako osoba totalnie niesamodzielna i wymagająca specjalnej troski. Ale nie chodzi mi wcale o tego nieszczęśnika. Szeptająca mu do ucha kobieta urasta to miana alegorii.
Czy bowiem we współczesnej postpolityce jakikolwiek jej adept może być uznany za twór samodzielny i autonomiczny? Czy w świecie, w którym wąska kasta bankierów posiada wpływy tak ogromne jak nikt chyba dotychczas w historii, jest możliwe powstanie na obszarze ich wpływów autentycznego ruchu antysystemowego nie będącego tylko w swej istocie sposobem na stłumienie społecznych nastrojów? 
Wierzę, że jest to możliwe. Jednak wiara czasami pozostaje w sprzeczności z logiką, zdrowym rozsądkiem i doświadczeniem. Prawdziwi antysystemowcy w demokratycznych wyborach, bez poparcia mediów mogą liczyć co najwyżej na kilka procent poparcia, a są podatni na przypięcie im etykiety oszołomów. Ktoś bowiem ciągle podszeptuje ludziom do uszu "nowe" idee i mami ich obietnicami. Demokracja przybrała formę zbiorowej niewoli, gdzie sami więźniowie robią jednocześnie za strażników. Jak wyrwać się z matni? Na pewno należy przestać słuchać wiedźm uchodzących za uzdrowicielki i wsłuchać się w wewnętrzny głos rozsądku. Jak to jednak zrobić, gdy ze wszelkich możliwych stron słychać katatonię dzięków tworzących chaos?

piątek, 15 maja 2015

Mikroreportaż


Duże miasto w Polsce, jedna z księgarni wiodącej sieci jakiś tydzień temu. tuż po otwarciu. Podchodzę do lady. Dookoła ani żywego ducha.
- Dzień dobry. Sumiński "Niebezpieczne związki Bronisława K." Gdzie mogę znaleźć?
- Proszę zobaczyć w dziale Top, albo w dziale Polityka - mówi pani w średnim wieku nie patrząc nawet na mnie.
- Sprawdzałem nie ma.
- Chwileczkę - powiedziała i zagłębiła się w komputerze. - Dziwne. Mam na magazynie 10 sztuk... To może na stołach z "Polecamy"?
- Też sprawdzałem niema. - odparłem i zdałem sobie sprawę, że to może być ostatni dział, na którym mogłaby znaleźć się ta pozycja. Konsternacja.
- Proszę pani, mam za chwilę spotkanie w okolicy i wrócę za godzinę. Jakby była pani tak uprzejma i poszukała, to będę bardzo wdzięczny - powiedziałem.
- Dobrze - odparła kobieta i uśmiechnęła się ciepło. Nie był to sztuczny przylepiony uśmiech.
Wróciłem po godzinie. W księgarni głębiło się już kilka osób. Podszedłem do znajomej już pani, która bez słowa wyjęła spod lasy jak za starych czasów egzemplarz książki, zeskanowała i wcisnęła w reklamóweczkę.
- 39,90 - powiedziała i znów na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech przypominający szkolną bibliotekarkę.
- Bardzo pani dziękuję. Do widzenia.
Co musiała zrobić kobieta aby wydobyć książkę z magazynu? Nie wiem, ale teraz zaczynam się zastanawiać czy to burdel, twórczy nieład, czy bardziej czyjaś intencja sprawiła, że paczka się zawieruszyła. Na szczęście są jeszcze normalni ludzie... 
Po kilku dniach pożyczyłem książkę koleżance, która była dumna z tego, że odda swój głos na "Bula". Czyta. Przynosi i stwierdza, że to nie może być prawda...

poniedziałek, 11 maja 2015

Suma moich strachów

Porażka urzędującej głowy państwa w pierwszej turze wyborów wywołała we mnie mieszane uczucia niczym u gościa, który obserwuje spadającą w przepaść własną teściową siedzącą za kierownicą jego nowego Ferrari. Z jednej strony radość i nadzieja, z drugiej przerażenie i konsternacja.
Radość i nadzieja to oczywiście uczucia towarzyszące większości wyborców. A z przerażenia i konsternacji postaram się wytłumaczyć. Po raz kolejny sondaże przedwyborcze posłużyły jako narzędzia medialnej manipulacji, na których konstruowano kolejne poziomy kłamstwa. Prawdziwe poglądy Polaków przeraziły autorów i głosicieli "totalnej ściemy". Nie można też oprzeć się wrażeniu, że sam oderwany od rzeczywistości i popełniający gafę za gafą "Bul" sam był przerażony. W dużej mierze sam jest sobie winien. Nie udało mu się przekonać do swej oferty nikogo poza pozbawionymi własnego zdania niedoinformowanymi naiwniakami, beneficjentami systemu, pięknoduchami, drobnymi cwaniaczkami i oportunistami. Ci ostatni jak nakazuje logika są już w obozie kandydata PiS.
U mnie konsternację wywołało jeszcze co innego. Mamy bowiem dwie ewentualności:
  1. Zawiodły mechanizmy ściemy i wystąpiła totalna awaria, której nie sposób naprawić, a jeśli tak, to za dwa tygodnie cudy nad urną są dość prawdopodobne.
  2. Ktoś odpuścił sobie te wybory bowiem osiągnął już wszystkie cele, które sobie założył. Mamy zlikwidowany przemysł, najdroższy gaz w Europie i energetykę odchodzącą od własnych zasobów w imię narzuconej nam ideologii. Mamy też poważny dług publiczny, którego obsługa będzie pożerać wartość dodaną z naszej pracy bez względu na to jak byłaby ona ciężka i ofiarna. W tej sytuacji zmiana głowy państwa jest tylko aktem symbolicznym. Czy niemieckiego komendanta okupowanej stolicy interesowały wybory szefa Judenratu? Pewnie niespecjalnie, o ile ten się słuchał i wypełniał polecenia.
Czy nowy prezydent będzie niezależny od lichwiarzy oraz od pruskiego i ruskiego stronnictwa? Czy wraz z nim stać nas będzie na trwałą przebudowę systemu? Mam wciąż nadzieję, że tak. Mam nadzieję też, że ta zmiana nie nastąpi na skutek przejęcia przez jedną klikę miejsca poprzedniej w rządowych instytucjach, lecz tylko poprzez trwałą ich przebudowę. Ta z kolei powinna być oparta na zasadniczej zmianie ideologii naszej państwowości. Czy nowego prezydenta stać będzie na taką zmianę? Czy w nowym parlamencie znajdą się siły zdolne do zmiany konstytucji, odzyskania podmiotowości przez państwo i obywateli i krachu systemu redystrybucji narodowego dochodu? Czy nowe władze byłyby w stanie przywrócić kontrolę państwa nad emisją pieniądza i zlikwidować haniebny artykuł 220 Konstytucji? Oby tak się stało. W przeciwnym razie wczoraj nie stało się nic i nadal głównym eksportowym towarem Polski będą rzesze jej obywateli wyjeżdżających za chlebem. 
W powyższej wyliczance problemów i wyzwań kluczowa jest postawa zaplecza politycznego przyszłego prezydenta. Jeśli PiS zdecydowanie nie przejdzie do obozu zmian, co wiąże się licznymi zmianami kadrowymi i programowymi, najprawdopodobniej przestanie istnieć. Długofalowo bowiem od odejścia od republiki Okrągłego Stołu nie ma już odwrotu.
"Jedyną rzeczą której powinniśmy się bać - jest sam strach." - powiedział kiedyś jeden z amerykańskich prezydentów. Nie lękajmy się zatem.

niedziela, 3 maja 2015

Majowa "jutrzenka"

"Strasznie trudno jest wytrzebiać fałszywe mity, ale trudno - trzeba to robić, pamiętając, że kropla drąży skałę długo, lecz w końcu skutecznie. Jednym z takich mitów jest, że Konstytucja Majowa wzmacniała władzę królewską. Nieprawda, osłabiała ją, odbierając monarsze prawo samodzielnego obsadzania głównych urzędów, wprowadzając zaś obowiązek kontrasygnaty odpowiedniego ministra dla wszelkich aktów urzędowych. Zgodnie ze sztuczną konstrukcją monteskiuszowską, czyniła króla jedynie nominalnym zwierzchnikiem tzw. władzy wykonawczej i gdyby ta konstytucja się - wraz z państwem - utrzymała, mielibyśmy typową monarchię parlamentarną na wzór brytyjski, cóż z tego, że dziedziczną. Tego samego rodzaju mitem jest twierdzenie, że utworzono "sprawny i sprężysty" rząd; tymczasem rząd taki już od dawna był, w postaci Rady Nieustającej. Zniesienie zaś formalne liberum veto to tylko przypieczętowanie martwego już od 1764 roku prawa. Inne postanowienia wprost uderzały - jak każda nowoczesna, "papierowa" konstytucja - w zwyczajową "konstytucję naturalną": ostateczne zniesienie wszelkich odrębności Litwy i Korony (unifikacyjny centralizm), odebranie sejmikom prowincjonalnym funkcji legislacyjnych, zniesienie mandatu imperatywnego posłów i zastąpienie go fikcją (wymyśloną, niestety, przez Burke'a, wówczas jeszcze wiga) "reprezentanta narodu". Wszystko to jest pokłosiem oświeceniowej, racjonalistyczno-konstruktywistycznej mentalności, nad którą unosi się masoński odorek. A mogło być jeszcze gorzej, bo przecież "polski Sieyes" - ksiądz-deista Kołłątaj pracował już nad dodatkową "konstytucją moralną", czyli kopią francuskiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. A zatem: obrona mitu "narodowej konstytucji", jako testamentu upadającej Rzeczypospolitej (który to upadek zresztą faktycznie przyspieszyła), miała jakiś sens w dobie zaborów czy komuny, ale dziś należałoby w końcu odesłać ten mit na cmentarz poronionych płodów myśli bezbożnego umysłu."
prof. Jacek Bartyzel

sobota, 2 maja 2015

O istocie władzy i wolności


Władzę nad Tobą ma ten,
kto zarządza twoim strachem.
Chcesz być wolny?
Przestań się lękać.

piątek, 1 maja 2015

Poetycki obraz lata

W ramach pracy domowej jakiś czas temu mój młodszy synek poetycko opisał lato. A zajęło mu to może minutę... Jak ktoś ma talent...

"Świeci słońce,
w stawiku rybki pływają,
ptaki śpiewają,
świerszcze grają.
Jest spokój i wolność.
Wiatr leciutko wieje.
A koło stawika stoi chałupa.
A przy chałupie pies w budzie,
na łańcuchu i w brudzie."