niedziela, 31 stycznia 2010

Siano i słoma

Droga do prawdy jest tylko jedna. Gdy raz obojętnie, w którym miejscu pojawi się kłamstwo mamy wtedy nieskończenie wiele dróg z pozoru prawdziwych bez względu na to, czy dalej od tej chwili będą logiczne czy nie.

Podobno żołnierze zwerbowani do carskiej armii podczas musztry mieli problemy z określeniem, która noga jest prawa, a która lewa. Dowódcy kazali im więc wkładać do jednego buta trochę słomy do drugiego trochę siana. Gdy maszerował oddział zamiast: lewa – prawa, słychać było: siano słoma. I wszyscy wiedzieli o co chodzi. I nie ma nic dziwnego. Wyciągnięci ze swych lokalnych społeczności ludzie musieli nie tylko nauczyć się porozumiewać wspólnym językiem, ale także przezwyciężyć wiele kulturowych barier. Odnoszę wrażenie, że my jesteśmy we współczesnej Polsce tak samo jak owa carska armia wpatrzeni w oficerów uczących nas maszerować. Dziś słyszymy: „lewica”, „prawica”, a tak właściwie przydałoby się trochę słomy i siana aby uporządkować pewne kwestie. Wielu „oficerów politycznych” celowo miesza siano ze słomą aby maszerujący zgubili krok. Bo nie jest ważne czy maszerujemy w zwartym szyku czy nie. Gdy maszerujemy często nie zwracamy uwagi w którą stronę idziemy.

Prawy do lewego
Podział na lewicę i prawicę traci coraz bardziej na znaczeniu. Warto przypomnieć sobie co cechuje jedną i drugą wizję świta, aby potem można przejść do dalszych wniosków.
Sam podział jest oczywiście uogólnieniem, które nie zawsze się sprawdza. Zwłaszcza w kwestach związanych z globalizacją widać, że potrzebny jest nowa metoda klasyfikacji sceny politycznej, na przykład w oparciu o lojalistów i globalistów. Ale puki co jest jak jest, a lewica i prawica – czyli siano i słoma - tak zawładnęły zbiorową wyobraźnią, że przez wiele jeszcze lat ten podział będzie funkcjonował. Problemem jest dotarcie do sensu tego podziału. Jest on pewnie celowo zacierany. Na przykład to co lewacy nazywają tolerancją dla prawicy jest prawem do życia po swojemu. Innym bardzo częstym pewnie celowo popełnianym błędem jest nazywanie faszystów czy neofaszystów skrajną prawicą. To także doskonały przykład „zlewaczenia” sceny politycznej.

Pozorne zwycięstwo
Wielu ludzi zachwyca się do dziś podsycanym przez propagandę zwycięstwem nad komunizmem sprzed 20 lat. A tak naprawdę upadła marka lub model produktu natomiast fabryka ma się dobrze. Zrezygnowano ze znienawidzonej nazwy, a eksperyment wciąż trwa. Lewacy rozczłonkowaniu i poukrywani robią swą ideologiczną robotę wprowadzając tzw. ducha rozłamu. Bitwa o ludzkie umysły wciąż trwa.

Czym różni się lewica od prawicy?

  • Stosunek do Boga
To właśnie wyparcie Boga z ludzkiej świadomości jest głównym zadaniem lewicy. W świecie w którym ludzie są pewni, że po śmierci pójdą do nieba i to definiuje ich zachowanie na ziemi nie ma miejsca na doczesne zmienianie świata. Ludźmi którzy się boją można łatwo manipulować a największy starszak to śmierć. Dlatego prowadzona jest postępująca kampania zepchnięcia religii (wszelakiej) do poziomu prywatnego i wyparcia jej z przestrzeni publicznej. Lewacy nienawidzą Kościoła bo rozbija on systemowy monopol na organizację społeczną. Wiarę w Boga zastąpiła wiara w naukę i postęp. Wmawia się po prostu ludziom, że dzięki rozwiązaniom wszelkiej maści będzie im się żyło lepiej. Ten scenariusz sprawdzał się w XIX wieku. Od połowy lat 50 tych XX wieku nie ma już spektakularnych wynalazków na skalę porównywaną z tymi XIX - wiecznymi, a jeśli już są to wynikiem transferu wojskowej technologii do gospodarki lub prywatnych badań, których celem był zysk.

  • Stosunek do wolności jednostki
Prawica twierdzi, że człowiek radzi sobie doskonale sam. Lewacy, że człowiekowi trzeba pomoc. Organizuje się więc w ten sposób system społeczny aby uzależnić od niego jednostkę. Prawica zakłada, że świat sam się organizuje, a człowiek to „zwierzę społeczne” więc wystarczy ludziom nie przeszkadzać i pilnować tylko sprawiedliwości i równościowi zasad aby wszystko funkcjonowało prawidłowo. Lewacy z kolei mają dziwną tendencję do administracyjnej regulacji wszystkiego.
Połączenie biurokratycznego modelu organizacji społecznej z wyparciem Boga prowadzi wcześniej czy później do wielkich wojen, zbrodni i ludobójstwa, takich jak zorganizowały nam w XX wieku lewackie totalitaryzmy.

Wszystko pozostałe to tylko odbicie opisanych zjawisk i ich konsekwencje. Bo czy komu przeszkadzają pedały, o ile grzeszą na własny rachunek w domowym zaciszu? Rozbicie rodzin to też środek do biurokratycznego totalitaryzmu. A demokracja? W czasach medialnej dyktatury? To przecież też absurd.

Na szczęście
Jeszcze 200 lat temu nikt nie produkował butów na lewą i prawą nogę. Były uniwersalne i dopasowywały się do stopy właściciela w wyniku noszenia. O dziwo wymyślenie butów na dopasowanych na lewą i prawą nogę pokrywa się z „wynalezieniem” rewolucji.
Lewica jest tworem sztucznym. Gdy dojdzie do władzy i się umocni czyli wyrżnie wszystkich przeciwników zaczyna budować coś na kształt religii i własnej hierarchii wartości. Innymi słowy z w szerszej perspektywie nieuchronnie zmierza do prawicowości zatracając bunt. W przypadku kryzysu ludzie zaczynają się organizować w społeczeństwa tradycyjne.

Na koniec
Występuje więc pseudo prawica odwołująca się co prawda do wartości konserwatywnych, lecz z uporem tkwiąca w lewicowym podejściu do organizacji systemu społecznego. Gdy popatrzymy na nasza scenę polityczną z przerażeniem odkryjemy, że nie ma na niej ugrupowań prawicowych, lub są one zmarginalizowane i otumanione. Dowodem na to jest ostatnio przeczytane przez mnie stanowisko UPR. Jeśli już jakieś ugrupowanie ma charakter konserwatywny w senie światopoglądowym, gospodarczo tkwi nadal w lewackiej fikcji. Tak więc nazwanie PiS lub PO partiami prawicowymi to nieporozumienie.

P.S. Co by nie było tak łatwo.
Tak naprawdę lewicowa i prawicowa to tylko etykietki. Świat staje się coraz bardziej totalitarny. Coraz więcej władzy już praktycznie dyktatorskiej mają korporacje i wielki kapitał, który z wolnym rynkiem i jakąkolwiek etyką nie ma nic wspólnego. Polityka staje się fasadą i spektaklem coraz bardziej. Ostatnio podobno w USA pozwolono korporacjom prowadzić także działalność polityczną więc lada chwila partie polityczne staną się wyłącznie tworami marketingowymi w rękach korporacji. Nie potrzebni będą nawet lobbiści bo firmy będą mogły startować w wyborach. „No cóż każdy dąży do racjonalizacji wydatków, brak lobbingu to przecież brak także korupcji politycznej. Odnosimy kolejny sukces w demokratyzacji naszego życia” – za chwilę odtrąbią nam media. Tylko że obywatel nie będzie miał naprawdę na nic wpływu.

Tak więc w kinie na ekranie oglądany scenę z teatralnego przedstawienia nie mając najmniejszego wpływu na dalszy ciąg filmu ani na zmianę scenariusza. Co najwyżej możemy wyjść z kina, a to czy mamy w bucie siano czy słomę nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się tylko samodzielne myślenie.

piątek, 29 stycznia 2010

Nowa RWPG czyli socjalizm ma się dobrze

Zamiast jednej czerwonej gwiazdy jest dwanaście żółtych. Poza tym wszystko jest bez zmian.

wtorek, 26 stycznia 2010

Teatr telewizji

Struś głowę w piasek chowa.
Komisja hazardowa:
Odpowiada i pyta,
Jednoręki Bandyta.

niedziela, 24 stycznia 2010

Neosaski karnawał

Gdy tańczyć przestaną z "elity" gnomy,
kto sprzątnie z parkietu kawałki słomy?

sobota, 23 stycznia 2010

Innowacja miesiąca

Innowacją ostatnich miesięcy jest rezygnacja z książeczek zdrowia. Idąc do lekarza pacjent ma mieć przy sobie brzmiące z francuska RMUA czyli dokument poświadczający o zapłaceniu składki na ZUS. Innowacja jest po to aby na pewno stwierdzić, że dany delikwent zapłacił haracz za tzw. bezpłatną opiekę zdrowotną. Oczywiście w normalnie funkcjonującym systemie instytucji lekarz mający kontrakt z NFZ sprawdziłby elektronicznie czy składka jest opłacona. Ale ZUS normalną instytucją nie jest. Gdyby taki system działał jeszcze Prezes ZUS miałby wiedzę ile ma pieniędzy, ile przekazuje do NFZ i ile mu brakuje na bieżąco. Jeszcze ktoś by się połapał jak się kręci ten interes i chciał coś reformować... A tak nikt nic nie wie, a ty człowieku aportuj z kwitem między gabinetami. "A mury runą, runą runą i pogrzebią stary świat". Albo stary świat pogrzebie nas.  Razem z naszymi składkami oczywiście.
Znajomy obyty w temacie tłumaczył mi że ZUS to państwo w państwie. Jako jedyna instytucja rości sobie prawo zatrzymywania sobie oryginałów dokumentów, co z założenia jest sprzeczne z jakimkolwiek prawem. Tylko kto pójdzie na wojnę z ZUS? Kto powie armii biednych ludzi: przepraszamy nie mamy dla was więcej pieniędzy. Szukajcie rodziny, a tu są bezpłatne jadłodajnie? Pierwsza komuna wymyśliła sobie opozycję i przekazała jej znamiona władzy tylko dlatego, że ktoś musiał powiedzieć ludziom, że ich oszczędności są nie nie warte. Urealnienie wartości pieniądza było podobno warunkiem przystąpienia w 1986 roku przez PRL do Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Już wtedy oddano nas lichwiarzom w niewolę, a mityczne długi Gierka przy obecnych 700 miliardach to tylko zabawa dzieci w piaskownicy.
Politycy obawiając się zbiorowych protestów będących skutkiem złodziejskiej polityki nadal zadłużają nas wydając pieniądze na nieefektywny system zdrowotno – społecznicy i wszechobecną biurokrację. A lichwiarze się cieszą. I tak prze dwadzieścia lat mnie sztafeta podająca sobie pałeczkę władzy. Najbardziej dziwi mnie lekkomyślność wszystkich ekip, próbujących udowodnić że panują nad sytuacją. Tymczasem tkwimy w klinczu decyzyjno – kompetencyjnym.
Tylko zadłużenie ma też swoje granice. Więc niezadowolenie społeczne jest zawieszone, doroczne, a krach systemu nieuchronny jak trzęsienie ziemi. Wiadomo, że przyjdzie lecz nie wiadomo kiedy.

piątek, 22 stycznia 2010

Dwa filmy

Skuszony recenzjami obejrzałem ostatnio szeroko reklamowany film „Dom Zły” Wojciecha Smarzewskiego. Na plakacie promującym film pojawiła się informacja, że to: „polskie Fargo” i że film w stylu Tarantino. Nic bardziej mylnego. Rzecz, która uderzyła mnie od razu to podobieństwo do rosyjskiego filmu „Ładunek 200” Aleksieja Bałabanowa.
Nie chodzi o fabułę ani o to, że te filmy są do siebie po prostu podobne. Mają do tego prawo. W Hollywood kręci się praktycznie kilka filmów od 70 lat i nikt jakoś nie rozdziera szat. Niech któryś z polskich filmowców podejmie się w niebanalny sposób próby nakręcenia filmu podobnego do „Wyspy” Pavla Lugina. Byłbym bardzo szczęśliwy. Ale pewnie i tak „towarzystwo leśnych dziadków” z Instytutu Sztuki Filmowej nie da na to grosza.
Inspiracja polskich twórców rosyjskim obrazem jest ewidentna. Dlatego nikt pewnie do tego się nie przyznaje. Poza tym widać wyraźnie blokadę kulturalną Rosji w Polsce, której nie da się wytłumaczyć tylko wstrętem do pierwszej komuny.
Jeśli kogoś bardzo zaszokuje „Dom Zły” to niech „Ładunku” raczej nie ogląda. O ile „Dom” to obraz przygnębiający, o tyle „Ładunek” wali pięścią między oczy i przez kilka dni ciężko się z tego ciosu otrząsnąć. O ile polski obraz jest małpka wypita duszkiem, o tyle ten rosyjski to szklanka spirytusu na pusty żołądek, po którym nie można złapać tchu. Alkoholowe analogie są tu jak najbardziej wskazane.
Co łączy oba filmy? Wizerunek bezgranicznego wpisanego w system zła, totalitaryzmu bez zasad, gdzie przewagę biorą zwierzęce instynkty. Prowincja, władza, korupcja i szaleństwo. Do życia w syfie człowiek może się przyzwyczaić do tego stopnia, że zaczyna go aprobować, bo nie ma punktu odniesienia. Warto obejrzeć oba filmy aby się o tym przekonać.
Dla mnie film rosyjski jest po prostu lepszy i ma przesłanie. Mówi o dnie i o tym, że można się od niego odbić. Jak? „Klękaj i módl się.” Czy w Polsce znękanej polityczną poprawnością pojawiłby się twórca potrafiący coś takiego  powiedzieć?
Widać wyraźnie, że gdy rosyjska kultura filmowa idzie nadal swoim własnym oryginalnym szlakiem, nasze filmowe towarzystwo wzajemnej adoracji miota się we wtórności i banałach. Bo choroba naszego życia publicznego nie ogranicza się wyłącznie do polityki i dotyczy wielu przejawów życia. Prawdziwym panaceum na to jest mobilność społeczna. Niech adwokatami zostaną ci, którzy chcą, filmy niech kręcą zdolni i ci, którzy przyciągną ludzi do kin.  Potrzebne nam jest rozwalenie starego i zastąpienie go... niczym. Wszystko się samo poukłada. To takie proste i trudne za razem.

czwartek, 21 stycznia 2010

Zgniły kompromis

Młody starszy miał pracę domową: pomalowanie obrazka przedstawiającego lisa na polu. Pojawił się problem. Brak rudej (pomarańczowej) kredki. Natychmiast pojawiła się hipoteza o grasującym  w okolicy złodzieju pomarańczowych kredek. Ponieważ nie ma rzeczy niemożliwych tylko mniej lub bardziej prawdopodobne, ta została uznana za raczej mniej prawdopodobną. Kredka pewnie  wpadła gdzieś pod kanapę i znajdzie się przy następnym „stachanowskim czynie powszechnego sprzątania” zarządzonym przez towarzyszę małżonkę. Komisyjnie uznano, że lis może pozostać biały. Niby, że polarny. Mój syn był przez chwilę nawet bardziej radykalny. Stwierdził, że najlepiej byłoby, aby biały lis był na zaśnieżonym polu, wtedy  nie musiałby niczego kolorować. Cwany z niego lisek! Okazało się jednak, że to też nie możliwe, gdyż część obrazka została już pomalowana na zielono. Wytłumaczyłem mu, że historia zna takie przypadki. Otóż na moim boisku szkolnym zawsze była zielona trawa, bo biegła pod nim rura ciepłownicza. Potem zaistniała konieczność wytłumaczenia co to rura ciepłownicza i dlaczego marnowała ciepło. Musiałbym zacząć tłumaczyć mu czym była pierwsza komuna i że nie lubiła ona „ekologów” tak jak ta obecna. Ale na to on jest jeszcze za młody.
Skończyło się zgniłym kompromisem. Postanowił pomalować lisa na żółto. Będzie to lis w okresie przejściowym. Taka III RP.

Na opak

A gdyby tak:
  • gwoździem wbijać młotki,
  • na jabłkach rosłyby jabłonie,
  • w rybie pływałaby woda,
  • asfalt sunąłby po samochodach,
  • powietrze hulałoby w samolotach,
  • znalezionoby dysleksję na lek,
  • łapówki brałyby polityków,
  • Europa miałaby mafię.
a tak jest odwrotnie

środa, 20 stycznia 2010

Pomysł?

Ostatnio odkryłem dzięki mojemu przyjacielowi, że z aborcją jest procederem na pograniczu prawa. Okazuje się, że nienarodzone dziecko może być stroną w procesie spadkowym. Na przykład gdy umiera ociec, a dziecko jest w łonie jego matki jest podmiotem prawnym i może dziedziczyć. Trudno w takim razie wyobrazić sobie sytuację, że taka osoba zostaje zabita przez matkę. Mamy wtedy proces o zabójstwo dla zysku, bo zmarły ojciec mógł pozostawić majątek (swój oczywiście) nienarodzonemu dziecku a nie jego matce.
Więc dlaczego nie ma organizacji przekazującej niekoniecznie wielki spadek nienarodzonemu dziecku konkretnej kobiety, a nie jej samej? Po pierwsze: dziecko zostałoby prawnie upodmiotowione. Po drugie: matka zastanowiłaby się dwa razy zanim dokonałaby aborcji.
Informacje na temat tego rodzaju działalności powinny być umieszczane w klinikach aborcyjnych. Całemu przedsięwzięciu towarzyszyłaby kampania medialna.

Dlaczego tak nie ma? Nie wiem. Może właśnie to wymyśliłem?

Świnie, krowy i szympansy

Inżynieria społeczna nie buduje mostów. Co najwyżej powoduje, że ludzie jak lemingi dokonują aktu zbiorowego samoutopienia sądząc, że nad kipielą most jest.

W dzisiejszym świecie trudno oddzielić prawdę od fałszu. Klasyczna definicja prawdy czyli zgodność myśli z rzeczywistością nie zawsze jest sprawdzalna.  A to dlatego, że dla oceny prawdy potrzebne są dwa elementy: hipoteza o rzeczywistości i jej zmysłowy lub poznawczy obraz. Myśl jest jednak kształtowana przez rzeczywistość czy też bardziej przez jej medialne zwierciadło.
Wszyscy uwierzyli w oczywistość świńskiej grypy. Dla zrealizowana planu zabrakło jednak jeszcze jednego elementu, czyli powszechnego szczepienia. Z nieznanych przyczyn plan zawiódł, bo ludzie nie ruszyli masowo do punktów szczepień. Gdyby było inaczej odtrąbionoby natychmiast sukces powszechnego globalnego programu szczepień, który wybawiłby ludzkość od nieuchronnej katastrofy. To tak jak z interwencją kapłanów w bogów w faraonie w sprawie zabrana słońca. To, że to wszytko ściema byłoby jedynie polem dyskursu jakiś "oszołomów" szukających dziury w całym. Plan nie wyszedł. To tak jakby w powieści Prusa lud egipski nie przejął się zniknięciem słońca. Za chwilę więc "ministerstwo prawdy" zamiecie pod dywan wszelkie strzępy wiedzy na ten temat, tak aby wymazać sprawę z powszechnej świadomości. Jak w 1984 Orwella wystarczy o czymś nie mówić, aby owa prawda po prostu zniknęła. Kto dziś pamięta o chorobie wściekłych krów? W końcu to też odzwierzęca przynajmniej etymologiczne i pośrednio plaga z którą tak właśnie się stało. Inną odzwierzęcą przypadłością był wirus HIV przeniesiony ponoć 30 lat temu na ludzi od szympansów. Jakiś "kochający inaczej" najprawdopodobniej w afrykańskim upale zabawił się z naszym "mniejszym bratem". O tym jednak media solidarnie milczą, bo przecież w czasach dyktatury politycznej poprawności nie można nikogo urazić takimi kalumniami. Tylko w jaki sposób ów wirus z małp przeszedł na człowieka do dziś pozostaje medialnym tabu.
Prawdą więc jest to co powiedzą w TV, a my jak te krowy, świnie i szympansy myślimy to co nam objawiono. Za chwilę znowu usłyszymy o dogmacie Sierpnia 1980 r. w ramach jedynie słusznej wizji historii. Po raz kolejny zostanie nam dany do adoracji obraz wąsacza ze znakiem "V" niesionego na rękach. Po raz kolejny objawi nam się panteon świętych ojców niepodległości z Michnikiem, Geremkiem i Kuroniem, do którego za chwilę dołączą mężowie stanu w osobach Jaruzelskiego i Kiszczaka. Może ktoś wymyśli na to szczepionkę? Ja co prawda jestem naturalnie uodporniony na te wirusy, tak jak na wirus 20-lecia odzyskania niepodległości.

czwartek, 14 stycznia 2010

Wróżenie z fusów

- "Zobacz kumie w Wisznicach pewnie krowy skupują." - Powiedział pasażer furmanki do woźnicy, przejeżdżając obok znaku drogowego: „Uwaga zwierzęta domowe”. Historia stara, ale jak każdy ludowy sposób spostrzegania świata, ma coś w sobie.
Stosunkowo niedawno uchylono w Anglii przepis nakazujący karać chłostą  złych przepowiadaczy pogody. Jacyś spryciarze pewnie wynaleźli zapomniany średniowieczny  przepis i powołując się na niego postawili przed sądem telewizyjną pogodynkę. Jakaż byłaby uciecha gdyby doszło do telewizyjnej transmisji z wykonania wyroku! Oglądalność pobiłaby wszelkie rekordy, a prezenterka miałaby zagwarantowaną sesję w Playboyu i poparcie wszystkich światowych feministek. Ale jak się cała historia skończyła nie pamiętam.
Gdy moja babcia powiedziała, że kręcą ją stawy i będzie lało, nie było ważne jak gimnastykował się prezenter pogody na ekranie telewizora lub jaka groziłaby mu za błąd w sztuce kara. Pewnie ze 100 lat temu znaczna część populacji uznałaby, że ten facet nie przepowiada pogody lecz jest czarownikiem, który ją kreuje. No cóż, znowu trudno byłoby odmówić racji, bo przecież wiadomo, że telewizja mówi ludziom nie tylko co mają jeść, jak się ubierać, ale przede wszystkim jak myśleć. Czy to nie jest moc czarodziejska?
Podobne zresztą jest i na innych polach:
- Gdy w telewizji lub prasie robi się głośno i pewnym polityku spod znaku rewolwerowa i wibratora, to od razu wiadomo, że coś się za chwilę wydarzy i to wcale nie na rękę dla PO.
- Gdy w Polsce zaczyna się mówić o informatyzacji to widomy znak, że idą jakieś wybory.

wtorek, 12 stycznia 2010

Pierwszy haker Rzeczpospolitej

Jak wyglądało hakerstwo w wersji analogowej? Ano trzeba było dostać się do banku i rozpruć kasę. Specem był w tym fachu niejaki Stanisław Cichocki – pseudonim Szpicbródka. Jak się okazuje z postacią z filmu pod tym tytułem miał on niewiele wspólnego, za to stał się z pewnością inspiracją dla postaci Henryka Kwinty z Vabanku, Dlaczego można tego człowieka nazwać hakerem? Dlatego że prawdziwe hakerstwo nie kradzież, to przede wszystkim za każdym razem innowacyjne podejście do tematu. Jedyne w swoim rodzaju ominięcie zabezpieczeń. A gdy trzeba będzie zrobić następny „numer”trzeba będzie poszukać nowego „patentu”.
Dlaczego o tym wspominam? Każda zmiana kulturowa niesie za sobą zmianę terminologii i nazewnictwa. Przykład ten pokazuje także jak uboga jest nasza pamięć historyczna. Pamiętamy o politykach i sportowcach, a o ludziach wybitnych inaczej nie koniecznie. Las Vegas założyli mafiozi. Kręci się o nich filmy. Jak widać włoska mafia ma specjalny budżet  PR. A gdzie są nasze mafie i gangi? One po prostu nie muszą się promować, bo mają wszechogarniającą władzę. Jeśli państwo przez 20 lat nie potrafiło zwalczyć mafii paliwowej, to czym ono jest jeśli nie fasadą dla prawdziwych gangów.

Dziś nikt nie włamuje się do banków w sposób „analogowy” z dwóch powodów:
  • po pierwsze bardziej opłacalne jest robienie cyfrowych „włamów”
  • po drugie lepiej opłaca się zająć polityką
Zabawa w policjantów i złodziei
Najlepszym wskaźnikiem ośmiornicy rządowo mafijnej jest kwestia lustracji, jest potrzebna - a nie możliwa. Bo nie chodzi o to by złapać króliczka. Mamy tu do czynienia z perfidną grą. Polityka medialna jest prowadzona tak, aby nakręcać społeczną niechęć dla agentury, dzięki czemu ludzie w obawie przed zdemaskowaniem dalej służą starym i nowym panom tego kraju. Mojżesz przez 40 lat prowadził naród wybrany do pustyni. Niektórzy twierdzą, że po to aby wymarło pokolenie pamiętające Egipt. U nas za 30 lat teczki stracą jakiekolwiek znaczenie i wtedy archiwa zostaną otwarte, dla historyków oczywiście. Nowe służby z pewnością mają już swoją własną sieć, więc zabawa zacznie się od początku.
Jeśli ktoś myśli, że naszymi gangami kierują łysi faceci pozbawieni szyj w dresach i w mercedesach, ten się bardzo myli. Pod spodem mamy cały system wzajemnych powiązań. Więc sam fakt zaprzeczania istnieniu takich powiązań jest najlepszym dowodem na ich istnienie. A prawa Papały czy Olewnika to tylko tego konsekwencja.
Inna sprawa do oczywiście nasz relacyjny polityczny i gospodarczy kolonializm. Ale o tym pisałem już tyle, że nie ma sensu się powtarzać.

sobota, 9 stycznia 2010

Skutki słuchania starych płyt

Gdy za namową mojej ślubnej trafiłem wczoraj do sklepu z używanymi rzeczni prowadzonego przez organizację charytatywną, miałem mieszane uczucia. Szybko jednak zmieniłem zdanie. Okazało się, że w stertach dziwnych i na pierwszy rzut oka nadających się jedynie na śmietnik  przedmiotów, tkwią prawdziwe skarby. Po piętnastu minutach miałem odłożone kilkanaście książek.  Gdy poszedłem dwa regały dalej, okazało się, że leży tam sterta zapomnianych i zakurzonych płyt analogowych. Szybki przejrzenie spowodowało, że są tam rzeczy, które i tak bym kiedyś kupił bez względu na cenę. Oczywiście gdyby nagle koło mojej chałupy wytrysnęła ropa. Zaniepokojony jednak faktem, że jest to dość mało prawdopodobne, udałem się do kierownika prowadzącego cały interes i zapytałem:
- Po ile Pan puszcza to coś?
Kierownik popatrzył na mnie, na stertę wydobytych  książek i na przyssane już pewnie nierozerwalne do moich rąk płyty. Pewnie takie indywiduum jak ja zjawiało się tam dość rzadko. Pewnie pomyślał, że taka okazja na opustoszenie paru półek nie prędko się trafi, bo pochmurna jego twarz nagle rozbłysła uśmiechem.
- Jak dla Pana po złotówce od sztuki – powiedział.
Szybko kalkulacja. Stać mnie! – pomyślałem. I tym sposobem stałem się szczęśliwym posiadaczem kilku analogowych rarytasów.
Ale to dopiero początek. Wróciłem do domu. Przypomniałem sobie, gdzie zabunkrowany jest gramofon. Podłączyłem – działa! Odkurzyłem też stertę  starych płyt. Wróciły na chwilę wszystkie dreszcze młodości. Okazało się, że międzyczasie zmieniły się standardy i stary gramofon nie pasuje do w miarę nowego wzmacniacza. Ale co tam: lutownica, zmiana wtyczek i zabrzmiały dawno zapomniane dźwięki.
Czarne płyty to jest to – pomyślałem. Moi chłopcy przypatrywali mi się jak odwiedzający ogród zoologiczny obserwują orangutana w klatce. Potem przyszła sterta pytań i szkolenie obsługi gramofonu. Ale i tak nie mogli zrozumieć skąd we mnie takie podniecenie. Nic to.
W stercie moich dawno zapomnianych analogów znalazłem Abbey Road Beatlesów. Znam tę muzykę na pamięć. Ale podkusiło mnie, aby odpalić trzeszczącą płytę. 
Szczególną uwagę zwróciłem na numer You Never Give Me Your Money. Wsłuchałem się w słowa i zdałem sobie sprawę, że piosenka opowiada o... kryzysie finansowym. Bo czyż „nie dają nam nigdy naszych pieniędzy, tylko dają śmieszny papier”? Bo czy nie jest prawdą, że „wszystkie pieniądze się rozeszły, nie ma dokąd pójść"? Czyż tych pieniędzy nie zabrali pośrednicy?
Równie dobrze mogłoby to być o naszej służbie zdrowia.  Zwłaszcza koniec utworu: "1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 wszystkie dobre dzieci idą do nieba".
Widocznie nie powinienem słuchać starych płyt.

piątek, 8 stycznia 2010

Cytat

"Sterta rozrzuconych byle jak przedmiotów stanowi najpiękniejszy porządek wszechświata."
Heraklit
Piękne

Stratyfikacja gastronomiczna




"Obiady dla inteligencji"? Potrafię sobie wyobrazić inne szyldy dla innych klas społecznych:
- strawa dla chłopków,
- jadło dla robotników,
- szlachecka wieczerza.
Można też inspiracji i przykładów szukać w historii. Np. napis: "tylko dla Niemców" był kiedyś bardzo popularny na ulicach polskich miast...
Socjalizm miał zlikwidować podział klasowy. Jak widać nie wyszło. To chyba jedyna pociecha z tego napisu. Gdzie tu europejska równość? Wiemy doskonale, że "trzeba wpuszczać tylko klientów w krawacie, bo klient w krawacie jest mniej awanturujący się".
Jeśli ktoś zakłada lokal pod taką nazwą ma nadzieję, że przybierze on pewnie określoną formę. Będzie miejscem spotkań elity, ludzi kulturalnych. Niestety sam szyld do chyba za mało aby taką klientelę pozyskać. Wiem jedno: może nie jestem inteligencja, ale nie wejdę do tego przybytku za żadne skarby.

sobota, 2 stycznia 2010

Co się stanie, gdy pozwolisz dzieciom bawić się komputerem?


Wystarczył tylko sygnał. Bardzo szybko zorganizowali sobie wszelkie narzędzia. Potem powyciągali z tego „trupa” dosłownie wszystko. Pierwsze poddał się flop – rozłożony do ostatniej śrubki. Dawno nie widziałem takiej współpracy i kreatywności. Obudowa miała być przerobiona na - sanki...
W sumie się ucieszyłem. Moi chłopcy mogą spokojnie patrzeć w przyszłość. Jak widać będą potrafili rozmontować każdy system. A jest co robić. Chociażby taki ZUS...

piątek, 1 stycznia 2010

A jednak Internet jest wielki

Widziałem w życiu wiele rzeczy, ale czegoś takiego jeszcze nie! Naprawdę trzeba wziąć głęboki oddech. Rozumiem jakiś wygłupy, ale jak zorganizować kilka może kilkadziesiąt tysięcy ludzi? Chyba najlepszy materiał na początek Nowego Roku!


Od razu przypomniałam sobie o filmie Baraka:


To też jakby flash mob! Wszystko już było, nic się nie zmienia. To się tylko nam tak wydaje.

A tak naprawdę to krew, pot i łzy