piątek, 25 września 2015

Pan z Forda czyli siła stereotypu

Dziś o świcie udałem się do pobliskiego sklepu na zakupy. Gdy znalazłem się nieopodal zauważyłem po prawej stronie samochód zbliżający się odrobinę za szybko do skrzyżowania. Ford był na drodze podporządkowanej. Jakiś podświadomy odruch nakazał mi gwałtowne hamowanie. Gdyby nie to uderzyłbym w wymuszający pierwszeństwo pojazd. Pisk opon i gwałtowny skręt, który ostatecznie zapobiegł wypadkowi. Podjechałem pod sklep podobnie jak Ford, z którego wysiadł jowialny, niski dżentelmen z brzuszkiem. Przylepiony uśmiech nie znikał z jego twarzy. Kilka osób, które były świadkami zajścia stało przed sklepem i sadząc po ich gestach rozmawiało właśnie o nim.
- Niewiele brakowało - powiedziałem do parkującego tuż obok mnie kierowcy Forda.
- Właśnie. Na przyszłość powinien pan uważać - powiedział pan z Forda nie tracąc dobrego humoru. Zamurowało mnie. 
- Ale przecież był pan na podporządkowanej. Tam jest znak - powiedział jeden ze stojących przed sklepem mężczyzn, który uważnie przysłuchiwał się naszej dyskusji.
- Możliwe. Ale generalnie pierwszeństwo ma zwykle ten, kto jest po prawej stronie - powiedział pan z Forda i ruszył po wózek na zakupy. Wtedy zobaczyłem, że zamurowało nie tylko mnie. Świadkowie zajścia stali nieruchomo i odprowadzali wzrokiem kierowcę Forda, który zniknął za automatycznie otwieranymi drzwiami.

Niby nic. Tupet? Ignorancja? Bezczelność? Pewnie wszystkiego po trochu.

Lep na muchy

Ponoć wielu młodych mężczyzn wychowanych w Islamie widzi po raz pierwszy włosy kobiety dopiero u swojej żony. Nawet matki zakrytą głowę przed nimi przez całe życie. Szczególnie dla młodych Arabów z biednych rodzin dostęp do seksu i kobiecych wdzięków jest skrajnie utrudniony. Może dlatego szczytem marzeń młodych muzułmanów było zatrudnienie się jako boy hotelowy w jednym z kurortów, gdzie roznegliżowane i chętne kobiety z Europy były niczym spełnienie najskrytszych marzeń? Ale to już przeszłość. Obietnica łatwego życia i dostępu do zakazanych owoców przyciąga do Europy bardziej niż cokolwiek innego. Nic też dziwnego, że pierwszą rzeczą jaką robią w ośrodkach uchodźców są gwałty. To oczywiście jedna z przyczyn inwazji, a właściwie powód ją racjonalizujący. Zawsze bowiem w tego typu sytuacjach w indywidualnym rozrachunku decyduje bilans zysków i strat, a nie wielka polityka czy wezwania imamów do dżihadu. 
Inną istotną kwestią jest hipokryzja. Musimy pamiętać, że islam religia społeczna potrzebująca wspólnoty. Poza wspólną można pozwozić sobie na więcej. To co jest niedowolne w jej ramach poza nią staje się możliwe gdyż występuje zanik kontroli społecznej. Nic więc dziwnego, że wyrwani ze swych lokalnych wspólnot a nie zakorzenieni w nowym miejscu młodzieńcy doznają szoku na widok kobiet. Ktoś planując inwazję nie ważne pod jakim szyldem i w jakim celu to uczynił musiał w perfidny sposób przewidzieć "wyposzczenie". To tylko wskazuje jak ważny jest cel. Podbój ziemi niewiernych? A może rozłożenie na łopatki chrześcijaństwa? Zamiana Europy w totalitarny protektorat? Wielu jest potencjalnych pomysłodawców i inspiratorów. Możliwa jest także wspólnota celów. Bankierzy, szaleńcy, szefowie tajnych stowarzyszeń, islamscy fanatycy. Długa jest lista.
A tym czasem UE sypie się na naszych oczach. Słowacja zdecydowała o zawieszeniu członkostwa, zaś Orban w Bawarii przedstawił plan ratowania Europy. Uczynił to zresztą przy aplauzie lokalnych niemieckich władz i przy milczeniu Anieli. Może unia personalna z Węgrami? Już tak drzwiej bywało więc czemu nie? Rzadko bowiem rodzi się taki mąż stanu i patriota. A za naszych kunktatorów i sprzedawczyków jest mi po prostu wstyd.

piątek, 18 września 2015

Poznawczy dysonans

Sprawy idą tak szybko, że nawet najwytrwalszy kronikarz ma pewnie problem z ich odnotowywaniem. Oto polityczna śmietanka Europy zdaje się miotać niczym zamknięte w klatce rozjuszone dzikie zwierzę. Przy nich nasza pozbawiona wytycznych z centrali lokalna elitka zdaje się zachowywać niczym pensjonariusze ośrodka dla obłąkanych i być za, nawet przeciw, a szczególnie się wstrzymywać. Zrobią wszystko za poparcie na ile im tylko kaftan pozwoli. Ale każde rozwiązanie jest złe. Opowiadać banały o empatii i konieczności przyjęcia kolejnych tysięcy przybyszów czy zaostrzyć kurs? Na razie centrala postanowiła pozbyć się problemu dzieląc się pulą „dostojnych gości” i cieszyć się, że to „faszysta” Orban bierze na siebie walkę z inwazją.  Można mu groźnie pokiwać paluszkiem i cieszyć się, że jest jak jest. Nasi pensonariusze z kolei mają problem nie lada: jak w okresie wyborczym przekonać ciemny naród tubylczy do nieuchronności berlińskich wyroków? Rozpaczliwe miotanie się na skutek braku wytycznych jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Zaczyna się już pobąkiwać o końcu politycznej kariery Anieli Merkel i o zdecydowanym skręcie w prawo opinii publicznej w wielu krajach.
Ale to jeszcze nic. Dzieje się w Europie inna rewolucja. Usłużne systemowi media przez wiele dni opowiadały słodkie naiwne banały, pokazywały płaczące kobiety z dziećmi na rękach, gdy tymczasem dochodziło do dantejskich scen, których głównymi udziałowcami była i jest nadal armia byczków, która niczym na rozkaz wchodzi od Europy „wzbogacać jej kulturę”. Ludzie doznali poznawczego dysonansu, bo po prostu mają Internet i potrafią jak nigdy dotąd zweryfikować skrajnie zmanipulowany medialny przekaz. Ową rewolucją, która mam nadzieję na trwałe zmieni nasz kontynent jest powszechne odejście od telewizji i radia jako głównych opiniotwórczych mediów. Jeśli tak się stanie, to być może na trwałe odejdzie w niebyt medialny lewicowy rząd dusz, a wtedy zniewolonym przez niego narodom Europy nie straszny będzie żaden islam.

Przy tej okazji przypomniałem sobie o swoim starym pomyśle. Szkoda, że nikt go dotychczas nie podchwycił. http://kolatka.blogspot.com/2010/07/manifest-radia-obywatelskiego.html

czwartek, 17 września 2015

Propaganda szczęścia

Wczoraj ponownie słuchałem radowego duraczena. Jedna ze stacji z opublikowanej właśnie „Diagnozy społecznej” prof. Czaplińskiego uczyniła temat dnia i wmawiała wszystkim w jakim kraju mlekiem i miodem płynącym przyszło nam żyć. Przecież ponad 80% ludzi szczęśliwych to nie przelewki. Pytanie brzmi jednak co decyduje o szczęściu i czy na pewno wyłącznie napchany portfel? Nie wypada zwykłemu magistrowi dyskutować z wynikami badań znanego profesora, ale jednak spróbuję. Kilka lat temu miałem okazję uczestniczyć w pewnym sporym badawczym przedsięwzięciu z którego, które wykazało, że na obszarach charakteryzujących się niższym poziomem dochodów i niedorozwojem infrastrukturo - ekonomicznym poczucie szczęśliwości jest wyższe od miejsc lepiej rozwiniętych. Jak to możliwe? Ano należało by dokonać pierwej operacjonalizacji samego pojęci szczęścia i wywieść z niego wskaźniki. Jeśli za szczęście uznamy brak nieszczęścia, czyli względnie pełen żołądek, ciepło w czasie zimy, niecieknący dach nad głową w połączeniu z dobrym zdrowiem, szczęśliwą rodziną przy sporym poziomie zaspokojenia pozostałych potrzeb, to mamy szczęśliwość w pełnej krasie. Kto zatem jest nieszczęśliwy? Człowiek chory i samotny, ale też konsument, któremu brakuje środków na zaspokojenie swych żądz i człowiek, który na przykład nie radzi sobie z kredytem na mieszkanie. Odejdźmy jednak na chwilę od materialnego determinizmu, w który łatwo popaść w przypadku analizy takiego zjawiska jak szczęście. Buddyści twierdzą, że szczęście osiąga się nie poprzez zaspokajanie potrzeb, ale poprzez ich eliminację. Innymi słowy proste życie ma także swoje uroki.

Nie wchodząc w metodyczne zawiłości, wynik badania zależy ściśle od przyjętych kryteriów, definicji oraz od tego jak sam respondenci rozumieją to pojęcie. Nie przeszkadza to jednak odtrąbić sukcesu i powiedzieć między wierszami, że pod obecnymi rządami jesteśmy prawdziwą krainą szczęśliwości, a to, że nie radzisz sobie i masz problemy to raczej twój problem bo jesteś w mniejszości nieudaczników, więc lepiej sieć cicho. Nie od dziś wiadomo o jeszcze jednej zasadniczej prawidłowości, a mianowicie o tym, że na wynik badań największy wpływ ma... zamawiający. I prawidłowość ta jest niezależna od dziedziny nauki. Szkodliwość lub prozdrowotne działanie kawy w zależności od tego czy badania zleciła firma ją produkująca czy producent herbaty to podręcznikowy wręcz przykład najistotniejszego z badawczych „uchybów”. Pamiętam pierwszy wykład z metodologii badań społecznych, w którym uczestniczyłem jakieś 20 lat temu. Prowadzący go wrocławski profesor zaczął go właśnie od tego stwierdzenia. Oczywiście prowokował, ale też wskazywał na konieczność nabrania dystansu i zdroworozsądkowego podejścia do badanej problematyki.

wtorek, 15 września 2015

Rozkład normalny

Strefa Schengen sypie się na naszych oczach. Wystarczyło tylko kilkaset tysięcy ludzi przekraczających nielegalnie granice aby obrócić w perzynę odmienianą przez wszystkie przypadki europejską solidarność i ukazać, że była ona jedynie domkiem z kart i „owocem pychy lewicowych intelektualistów”. Oczywiście kontrole na granicach wprowadzono tymczasowo, ale wszelkie tego typu decyzje podejmuje się na ogół tymczasowo, od wprowadzenia w Polsce podwyższonej stawki VAT kilka lat temu, po kartki na cukier u schyłku epoki Gierka. Najpierw rozsądek przegrał nad politycznym wyrachowaniem w ideologicznym gorsecie, a potem dopiero przyszedł czas na otrzeźwienie. I to wcale nie nagła ideologiczna metamorfoza zdecydowała o zmianie kursu. Nagle okazało się, że podatnik niemiecki nie jest tak szczodry. Poza tym wystarczyło zobaczyć tzw. „uchodźców” w akcji, aby wyleczyć się z naiwnej politycznej empatii. Najbardziej zadziwia jak nasi „salonowi ulubieńcy” nagle zmienili front. Wygląda to jak akcja koordynowana ale równie dobrze może być to skrajny konformizm. Napoleon Bonaparte miał powiedzieć kiedyś, że głupota w polityce nie jest żadną przeszkodą. Jeśli weźmiemy pod uwagę tak zwany rozkład normalny, który głosi, że dominuje przeciętność, zaś geniuszy jak i dryblasów oraz głupków i kurdupli w danej populacji mamy zawsze mniej ale po równo, to zdamy sobie sprawę, że cesarz francuzów i tym razem miał rację. Gdy dodamy do tego faktu, że głupota zwykle idzie w parze z brakiem moralności, a więc w politycznych przepychankach dany głupek ma zawsze fory, to jesteśmy dotarcia do istoty wielu problemów jakie nasz ludek ma ze swymi wybrańcami. Ludek rzecz jasna nie jest tu też bez winy. Nie zmienne lubi obiecanki i co najwyżej zmienia jednego cwaniaka da drugiego. 
Swego czasu Marek Nowakowski napisał: 
„Polityk naszych czasów to elokwentny ćwok, pazerny, przebiegły, bez światopoglądu, zasad etycznych, gąbka. Prawica, lewica, konserwatyzm, liberalizm – to dla niego pojęcia o dowolnej treści. Żongluje nimi jak piłeczkami. Śliski jak wąż. Łatwo się go nie pozbędziemy.” 
Ten też miał rację. Ale to demokracja wsparta przez media wymusza takie, a nie inne postawy wśród tych, którzy na siłę chcą utrzymać się „na fali”.

Demokratyczna ściema demokratyczną ściemą, idioci idiotami, ale ktoś musi rządzić. Do tej pory sądziłem, że kanclerz Niemiec to osoba nieugięta i myśląca w ramach dalekosiężnej racji stanu swego kraju, a nagłe wolty mają charakter wyłącznie taktyczny, a tu się chyba myliłem. Chyba, że.... Rozwiązania zatem są dwa. Pierwsze, że tak naprawdę Angela także jest marionetką w rękach znacznie potężniejszych lub drugie, że to celowa gra na rozwalenie wspólnoty, bo taka jest w tej chwili logika etapu po osiągnięciu przez Niemcy na europejskim terytorium niemal pełnej ekonomicznej i politycznej hegemonii. Nie jest to wykluczone. Pisałem już jakiś czas o rychłym koniecznym zwinięciu kosztownych unijnych dekoracji. Imigranci i związany z nimi ferment mogą być zatem tylko instrumentem w przejściu na ręczne sterowanie, którego zapowiedzą były nieco wyprzedzone i szybko uciszone monity niejakiego byłego ministra R. Sikorskiego skazanego za zbyt długi ozór na polityczny niebyt. Przecież to nikt inny jak on apelował o to, aby Niemcy wzięły w swoje ręce przewodnią rolę w Europe. Jak widać zbytnich konformistów należy unikać i dalej wspierać wylęgarnie politycznych idiotów szczególnie w krajach satelickich. Tam rozkład normalny nie obowiązuje.

poniedziałek, 14 września 2015

Koleiny

Od ubiegłego tygodnia znów słuchałem radia co staje się chyba moim codziennym rytuałem. I nie było to wcale niepoprawneradio.pl – jedna z niewielu odtrutek na medialną propagandę lecz zwykle komercyjne ścierwo. Nie czyniłem tego z miłości do coraz mniej zrozumiałej muzyki czy bełkotliwych audycji na banalne tematy, ale w celach bardziej poznawczych. Chór huraoptymizmu w kwestii „naszych dostojnych gości” przetykany reklamami i „umpa - umpa”. Po kilku dniach nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki zaczynają pojawiać się obawy i zakłopotanie ale połączone z pretensjami do naszych władz o to, że żywimy za mało tolerancji w stosunku to tego co jest dziejową koniecznością. Nagle zdaje sobie sprawę, że medialna narracja nie jest wyłącznie podyktowana przez lokalny oportunizm czy polityczną poprawność. Zdaje się ona zmieniać w zależności od chwiejnego stanowiska rządu w Berlinie w sprawie tak zwanych „uchodźców”. Wtedy dopiero uświadamiam sobie znaną od dawna oczywistość o wielkości niemieckich wpływów w polskim medialnym rynku. To zza Odry usiłuje się kształtować nasze myśli, poglądy i sumienia. Nagle wyciągnięty za kołnierz bajkopisarz o nazwisku Gross obwieszcza światu jak na zamówienie, że to my jesteśmy sprawcami mordów na Żydach i niechęć wobec obcych jest w naszych genach. Miej Polaku wyrzuty sumienia. Jak nową narrację powtórzą ci sto razy to w nią uwierzysz.
Poza „umpa – umpa” i treściami propagandowymi potrzebna jest jakaś mózgowa zasypka: jak uczesać modnie psa albo ile rowerzystów powinno być na chodnikach a ilu pieszych na rowerowych ścieżkach? Wszystko aby słuchacz nie zaczął samodzielnie myśleć, bo jeszcze mózg pozbawiony bodźców zacznie generować własne treści. I oto na kilku stacjach nagle podobne tematy. W mieście na śląsku ktoś chciał ukraść bankomat. Ale kupa śmiechu. W innym mieście jakiś dureń przyniósł do banku pocięte gazety licząc na to, że pracownicy bez liczenia przyjmą wpłatę na konto i nie zajrzą do środka plików spiętych banderolami. Też kupa śmiechu. Ale za chwilę kolejny nius mówi o konwojencie, który ulotnił się ze dwoma milinami w gotówce i szuka go policja. Niechcący więc między „umpa – umpa” przebija się wizja nie durniów lecz biednych, zrozpaczonych ludzi nieradzących sobie ze spłatą zaciągniętych kredytów, którzy usiłują desperacko zdobyć trochę grosza na spłatę zobowiązań. I tym ludziom system próbuje wcisnąć jeszcze objawioną prawdę o dziejowej konieczności i wzięciu na swój garnuszek roszczeniowej kulturowej piątej kolumny. 

Jesteśmy w sytuacji trudniej jak chyba nigdy w dziejach, bo w nowym niewolnictwie nie tylko niewoli się nasze ciała ale przede wszystkim dusze odbierając prawo do własnego zdana i własnych myśli. Ale taki jest świat snów nowego lewicowego totalitaryzmu. Lewica tworzy sztuczne światy, a wzdraga się przed realnością. Lubi przy tym tworzyć nowe pojęcia rzekomo ją opisujące, a tak na prawdę ją zaklinające zgodnie z zasadami strukturalizmu, który tworzy wizję świata poprzez siatkę pojęć. Homofobia, nietolerancja (w nowym znaczeniu) i walka z uprzedzeniami nie schodzą im z ust, podobnie jak niegdyś rozkułaczanie i walka klas. To wszystko ma na celu nie opisać, a zawęzić rzeczywistość do jedynie słusznej wizji. Nie ma zatem w rezultacie nic gorszego niż totalitaryzm mentalny wszczepiony do głów i niepozwalniany wyjść poza wyznaczone ramy. Gdy coś się w nich nie mieści jest ucinanie niczym głowa wroga, bo lewica nie ma żadnych moralnych hamulców. Liczy się z założenia utopijny cel, a droga do niego musi być usiana trupami, gdyż krew wrogów na rękach tworzy prawdziwą bandycką wspólnotę winy.
Może w metodzie pojęciowych klatek nie ma aż tyle szaleństwa jak się na pierwszy rzut oka wydaje? Może trzeba czynić dokładnie tak samo i tworzyć nowe wyrazy zamykające ideały lewicy za ich kratami? Może lewicujących gówniarzy warto jest nazywać faktofobami? Może dla przekształcającej się zawsze w totalitaryzm polityki wyrównywania i ujednolicania warto przypisać miano kombajnologii lub filozofii ścierniska? Przecież po przejściu machiny postępu pozostaną z reguły tylko równo przycięte kikuty łodyg na wyschniętej glebie. 
Właśnie na naszych oczach wszelkie rojenia o globalnej wiosce, nieistotności narodów, a istotności klasowego podziału przeżywają trudną próbę. Ale to niczego nie zmienia. Następcy Trockiego znajdą za chwilę nowe kryteria nierówności i będzie nas wyrównywać do woli.
Lewica to myślowe koleiny, które dziwnym zbiegiem okoliczności pasują idealnie do kolein wyznaczanych przez medialne prane mózgów. Te drugie są tylko instrumentem mentalnego zniewolenia, zaś te pierwsze są nim w swej istocie. Połączenie obu przyprawia o trwogę.

środa, 9 września 2015

S. Michalkiewicz o problemach realnych i wirtualnych

Nagranie archiwalne ale nad podziw aktualne. Cały wykład tu

wtorek, 8 września 2015

Strach

Imigranci dotarli i do nas. W skromnej liczbie, ale liczy się fakt. Jak dowiedzą się o różnicach w socjalu, to i tak pewnie poszukają innego miejsca do życia. Nie jest wykluczone, a wręcz jest bliskie pewności, że wśród nieprzebranej ilości biednych pozbawionych środków do życia i perspektyw ludzi, znajduje się spora grupa ekstremistów, zadymiarzy i zwykłych przestępców. Nie jest też wykluczone, że rolą części przybyszów jest bezkrwawe zdobywanie przyczółków na nowym terytorium. Bardzo łatwo jest w przypadku imigrantów znaleźć wszelaką nie zawsze pożądaną z naszego punktu widzenia motywację do wędrówki. 
Należy zatem zadać pytanie po co systemowi (bo organizm który nami kieruje nie jest państwem) potrzebni są islamscy ekstremiści? Gdyby nie byli potrzebni nikt przecież bez żmudnej kontroli i z rażącym pominięciem legalności nie wpuściłby takiej ilości ludzi na swoje terytorium. Tak więc to, że są potrzebni jest faktem, zostaje tylko kwestia: po co?
Wydaje mi się, ze znam po części odpowiedź na to pytanie: byśmy się bali. Tak, sądzę, że chodzi tu o strach. Taki zwykły codzienny: o dzieci, o samochód, o mieszkanie. Już nie strach przed terrorystą ale przed wyrostkiem wchodzącym do naszego ogródka czy na schodową klatkę z chustą zasłaniającą twarz będzie nas nękał. Strach o arabskie napisy i groźny. Chodzi o to, byśmy się zaczęli dopominać od systemu większej ochrony, a on nam ją jak najchętniej zaoferuje dokręcając śrubę naszej wolności. Za kilka lat decyzja o przyjęciu imigrantów zostanie uznana za błąd część polityków zapłaci za nią swoją karierą, ale faktów nie da się już odwrócić. Pamięć wyborców w mediokracji jest wyjątkowo krótka. Kto pamięta deklaracje pani kanclerz Anieli sprzed pięciu lat o tym, że polityka multi kulti poniosła fiasko? Pewnie mało kto. I co się stało? A nic. Ma się ona jak najlepiej. Mieliśmy zatem do czynienia albo ze zwykłym mydleniem oczu pod publiczkę, albo mamy w tej chwili do czynienia z cyniczną grą nastawianą na ważniejsze dla rządzących lub ich mocodawców cele.
Pojawia się tylko refleksja: widzicie w co wdepnęliśmy dziesięć lat temu w referendum pozwalając na nasz europejski anszlus. Ale jakie w tej chwili ma to znaczenie?

poniedziałek, 7 września 2015

Hipoteza

Jadąc dziś samochodem do pracy natknąłem się na totalny paraliż miasta leżącego obok mojej wioski. Nie wiedzieć dlaczego ludzie remontujący drogę postanowili właśnie w porannym czasie największego natężenia ruchu wprowadzić na jednej z głównych arterii komunikacyjnych ruch wahadłowy. Można rzecz jasna podejrzewać o ten stan rzeczy odpowiedzialny jest elementarny brak nadzoru nad instytucjami za którym stoi nepotyzm, co skutkuje niekompetencją, ale ja nie o tym. Jadąc samochodem miałem czas na posłuchanie radia, co zdarza mi się ostatnio dość rzadko.
- Dziś sztorm na Bałtyku – powiedziała pani redaktor jednej ze stacji. – A jeśli tak, to pamiętajmy o falochronach. A jak falochrony , to teraz tez utwór „Na falochronie” zespołu Emigranci. A czy ktoś pamięta, kto był wokalistą tego zespołu? Tak. Paweł Kukiz. Za kilka godzin u nas w studiu podzieli się z nami sowimi refleksjami wynikami odnoście wczorajszego referendum.
Rzecz jasna nie do końca tak brzmiały te jej słowa, ale słysząc je nagle przypominałem sobie wczorajszą wieczorną równie rzadką chwilę spędzoną przed telewizorem. Pan Kukiz w TV także komentował referendalną frekwencję.
Być może analitycy PO zdali sobie sprawę, że obniżające się sondażowe wyniki formacji muzyka są na korzyść PiS więc uruchomili machinę „pompowania” Kukiza. Nie chodzi rzecz jasna o to, że odwróceni od Kukiza wyborcy zaczęli masowo popierać partię Kaczyńskiego. Oni raczej nie pójdą głosować, a to jest w interesie PiS. To oczywiście tylko hipoteza, ale godna odnotowania. Jeśli okaże się, że pan Kukiz niedługo jest niemal codziennie goście telewizji śniadaniowej, albo występuje jako juror w kolejnym programie dla śpiewaków, czy nagle zaczął prowadzić swój kulinarny show, to teza może okazać się słuszna.

niedziela, 6 września 2015

Sens

Był rok 1950. W jednym z kanadyjskich miast w okolicy tenisowych kortów na ławce przesiadywał młody mężczyzna, który swą grą na gitarze zachwycał zatrzymujących się przechodniów. Pewien wyrostek zachwycił się jego grą do tego stopnia, że w przerwie postanowił podejść do niego i zaproponować aby udzielił mu kilku lekcji gry. Jakoś się dogadali co nie było łatwe, bo przyszły nauczyciel nie znał angielskiego. Mieszanina gestów i kilku francuskich słów pozwoliła im jednak się porozumieć. Był świeżo przybyłym emigrantem z Hiszpanii. W każdym razie już następnego dnia spotkali się ponownie. Dzieciak przyniósł na spotkanie swoją gitarę, którą kupił w lombardzie nie tak dawno temu i z uporem maniaka ćwiczył na niej kilka chwytów. Hiszpan nastroił ją i pokazał uczniowi nieco swych tajników. Na kolejnej lekcji nauczył go jeszcze kilku akordów nakazując pilne treningi. Była jeszcze lekcja trzecia, po której nastolatek potrafił już zagrać coś co przypominało flamenco. Na czwartą lekcję Hiszpan już nie przyszedł. Zaniepokojony uczeń odnalazł tani pensjonat, w którym zatrzymał się jego gitarowy mentor i zadzwonił tam. Gospodyni odpowiedziała, że młodzieniec nie żyje. Popełnił samobójstwo. Jak się nazywał, ani skąd pochodził? Nie wiadomo, podobnie jak nie wiadomo dlaczego targnął się na swoje życie. Być może miał emigracyjną depresję i uznał, że jego życie straciło sens? Tego nie dowiemy się już nigdy. 
Wiemy jednak na pewno, że wielu ludzi postanawia z takiego powodu odejść z tego świata. Zawiedziona miłość, słabe zdrowie, śmierć najbliższej osoby, czy problemy finansowe pchają ludzi w kierunku desperacji. Czują oni, że to wszystko nie ma sensu i że nie są potrzebni. Jest zatem dość prawdopodobne, że podobne uczucia towarzyszyły i owemu młodemu Hiszpanowi. 
- „Nic o nim nie wiedziałem. Dlaczego przyjechał do Montrealu, dlaczego pojawił się przy kortach tenisowych, dlaczego odebrał sobie życie.” - Wyznał w 2011 roku chłopiec, który pomimo zbliżającej się osiemdziesiątki nie przestał być nigdy chłopcem - „Ale to właśnie te sześć akordów, ten gitarowy schemat stał się podstawią wszystkich moich piosenek, całej mojej muzyki”
Zatracamy wiarę w sens. Tylko gdy to się dzieje jest on ukryty. Owym chłopcem był nie kto inny jak Leonard Cohen. Czy bycie nauczycielem Leonarda Cohena nie jest wystarczającym powodem aby żyć i wierzyć, że owo życie ma sens? Zanim zwątpisz rozejrzyj się dookoła, bo nawet nie wiesz dla jak wielu ludzi, a być może i dla całego świata twoje z pozoru banalne życie ma istotne znaczenie.

sobota, 5 września 2015

Koordynacja

Podsłuchałem taki oto dialog:
- A na dole mają być posadzone bambusy – powiedział mężczyzna opisując przyszły wystrój reprezentacyjnej części jednego z biurowców, który za chwilę ma być oddany do użytku.
- No dobrze, ale czym konkretnie będą się oni zajmować? - Odparł ten drugi po chwili zastanowienia.
„Fala nielegalnych emigrantów zalewa Europę” - grzmią nagłówki gazet i portali, więc nic dziwnego, że wiele osób jest nieustanie zatroskanych o los uchodźców zapominając nawet o kanionie politycznej poprawności. 
Skoro uchodźcy są nielegalni, to nie można mówić o żadnym zalewie. Wszyscy oni nie powinni być wpuszczeni na teren wspólnoty, a skoro już, to powinni zostać zamknięci w obozach celem wyjaśnienia ich sytuacji i legalizacji pobytu. Tymczasem wspólnota europejska pokazała tylko swą nieudolność i poza wypowiadaniem frazesów nie potrafi uczynić niczego. Nie dziwi więc fakt, że poszczególne kraje członkowskie przejęły inicjatywę i podrzucą sobie ów gorący wyciągnięty z ogniska kartofel frustracji i nieszczęścia w połączeniu z agresją.
Mało kto zdaje sobie chyba jednak sprawę, że jest pisarz, który przewidział to wszystko. Jean Raspail, który obchodził ostatnio 90-te urodziny w książce „Obóz świętych” opisał to wszystko łącznie z medialnymi manipulacjami i reakcjami lewicowych polityków. Teksty o wzbogaceniu kultury i demograficznych pozytywach wynikających z emigracyjnej fali wydają się wprost zaczerpnięte z kart tej książki. Najciekawsze jest to, że uczynił to ponad czterdzieści lat temu...
A być może nie jest to proroctwo, a po prostu ktoś przeczytał jego książkę? Byłby to życiowy dramat tego pisarza. Są tacy, którzy twierdzą,, że dokładnie tak uczyniono z „Nowym Wspaniałym Światem” Huxleya. Ten akurat nie ukrywał swej fascynacji nowym porządkiem ani przynależności do sekretnych organizacji. Jednak generalnie można powiedzieć, że ciężki jest los pisarza antyutopisty.
Mam nieodparte wrażanie, że mamy do czynienia ze skoordynowaną akcją, której celem jest albo destabilizacja sytuacji na naszym kontynencie dla zasłonięcia w ten sposób ważnych kwestii. Jest być może też i inna przyczyna. Wywołanie fali nienawiści w stosunku do przedstawicieli Islamu miało już miejsce w zeszłym roku po masakrze w redakcji pewnej francuziej gazety. Ten grant z wyrwaną zawleczką widać nie wypalił. Po wejściu na kontynent uchodźców a szczególnie po dotarciu ich do niemieckiego celu podróży każdy niemiecki chłopiec będzie marzył o zaciągnięciu się do armii i udaniu się na misję stabilizacyjną do krajów bliskiego wschodu. Bo przecież gdy na tym obszarze zapanuje pokój „szanowni goście” będą mogli wrócić do swych małych ojczyzn. W ten sposób zwerbowana i chętna młodzież niemiecka, francuza, polska i nie wiadomo jeszcze jaka uda się na wojnę bronic przy okazji... status quo państwa Izrael. 
Oczywiście kwestia ostatecznego ciosu zadanego chrześcijaństwu w Europie musi podobać się także innym tajniakom niż ci ze służb specjalnych. Ale to nieco inna historia. Faktem jest, że sprawy wymagały nagłego przyspieszenia. Ciekawe co jest jego przyczyną? Wiedza taka wytłumaczyłaby bardzo wiele.
Perfidia całego zamieszania wobec fali islamistów zalewających na razie południe Europy polega być może na tym, że na społeczeństwach zachodu wymusi się opowiedzenie po stronie nowego porządku świata jako jedynego antidotum.

czwartek, 3 września 2015

Front jedności

Odkąd pamiętam referenda zawsze były narzędziem legitymizacji władzy i niczym więcej. Zapominane dziś referendum z 1987 miało na celu uzyskanie właśnie społecznej legitymacji przez rządzących do radykalnych reform, które nie były możliwe bez zaangażowania części środowisk opozycyjnych. Dziś warto przypomnieć tamte dwa referendalne pytania:
  • Czy jesteś za pełną realizacją przedstawionego Sejmowi programu radykalnego uzdrowienia gospodarki, zmierzającego do wyraźnego poprawienia warunków życia, wiedząc, że wymaga to przejścia przez trudny dwu-trzyletni okres szybkich zmian?
  • Czy opowiadasz się za polskim modelem głębokiej demokratyzacji życia politycznego, której celem jest umocnienie samorządności, rozszerzenie praw obywateli i zwiększenie ich uczestnictwa w rządzeniu krajem?

Formalne fiasko referendum oraz rychłe wymuszone wycofanie się Rosjan z krajów satelickich wynegocjowane już z USA w Rejkiawiku sprawiły, że konieczne było uruchomienie tzw. Okrągłego Stołu. Inny scenariusz budowy frontu jedności narodu nie był po prostu możliwy.

Teraz rządzący potrzebują także legitymacji, ale treść pytań nie ma tu najmniejszego znaczenia. Liczy się samo poparcie. Oglądając wczorajszą konferencję prasową z udziałem pani premier odnosiłem wrażenie, że ruch jedności narodu powstaje właśnie na naszych oczach. Dorn i Napieralski na listach „floty zjednoczonych sił” ma wprowadzić tubylców w takie właśnie przeświadczenie. Czy to znaczy, że wisi nad nami katastrofa? Niewątpliwe tak. Kolosalne i skrzętnie ukrywane zadłużenie wywołane między innymi katastrofą systemu emerytalnego i unijnymi dobrodziejstwami w połączeniu z całą serią problemów europejskiego wielkiego brata, wśród których fala uchodźców z Afryki to małe piwo może składać się na konieczność powtórki starych sprawdzonych metod. Obecny Wielki Brat podobnie jak ten poprzedni stoi na krawędzi katastrofy więc przechodzimy najprawdopodobniej do etapu okopywania się władzuchny tak jak miało to miejsce z uwłaszczeniem elit postkomunistycznych. 

A co potem? 
Pewnie nowy Okrągły Stół, którego efekt i dobór aktorów będą uzależnione od tego komu w geopolitycznej układance przypadnie nasz kawałek Europy. 

Co zatem należy robić?
To co zwykle: bogacić się zw wszelką cenę, kształcić dzieci i mieć w domu karabin nawet z wypadającym zamkiem lub co najmniej dwa granaty w świątecznym ubraniu. Nie wolno też zwracać specjalnej uwagi na demokratyczne coraz bardziej kolorowe piórka i coraz większy festiwal obietnic. Wszystko, bowiem co obiecują nam politycy jest opłacane naszymi pieniędzmi, potem i wysiłkiem. To ostatnie wydaje się banałem, ale należy go powtarzać do znudzenia. Może więcej ludzi zrozumie, że tak naprawdę to oni płacą za to całe przedstawienie?