środa, 21 grudnia 2022

Testy wydolności systemu

1 września 1983 samolot Koreańskich Linii Lotniczych lecący z Japonii do Korei Południowej (lot 007) z nieznanych przyczyn postanowił skrócić sobie drogę i przelecieć przez terytorium ZSRR. Trudno mówić o pomyłce, bo pasażerski Boeing wleciał kilkaset kilometrów w radziecką przestrzeń. Piloci nie reagowali też na stężały ostrzegawcze wysłanych w pobliże samolotu KLL myśliwców. Szybka wymiana informacji, wydanie rozkazów i oddanie strzału rakietowego w kierunku samolotu. Najprawdopodobniej w wyniku dekompresji spowodowanych trafieniem piloci stracili przytomność, a samolot runął do morza. Zginęło prawie trzystu pasażerów i członków załogi. Podniósł się wielki wrzask i wyklinanie. Dopiero po pewnym czasie na chłodno zaczęto analizować całe zajście. Kluczowe pozostawało pytanie: co samolot pasażerski wykonujący rutynowy lot robił kilkaset kilometrów w głębi ZSRR? Od razu wykluczono misję szpiegowską, bo przecież nie da się na pokładzie samolotu pasażerskiego nie sposób w niedostrzegalny przez nikogo zainstalować specjalistycznego sprzętu. Jednak czy na pewno nie była to misja szpiegowska? Okazało się, że podobne incydenty miały miejsce już wcześniej. O co więc chodziło? 

Pojawienie się tak dużego obiektu jak samolot pasażerski nad wrogim terytorium stwarza jedyną w swoim rodzaju możliwość obserwacji reakcji wrogiego systemu obrony. W takich „awaryjnych” sytuacjach widać jak na dłoni kto do kogo zadzwoni, kto pociągnie skąd i po jakim czasie wystartują samoloty, jak szybko zostaną podjęte decyzje, a przecież nikt nie zestrzeli pasażerskiego samolotu. Te cenne „behawioralne” informacje pozwalają ocenić wydolność systemu obrony. Czy zatem to nie jest szpiegostwo?

Od pewnego czasu empirycznie obserwuję różne sytuacje będące podręcznikowymi przykładami testów wydolnościowych naszego systemu państwowego. A to gdzieś walnie zabłąkana rakieta, a to banda „turystów” próbuje przejść „na skróty”, a to destabilizuje się prace niektórych instytucji przy pomocy różnych sztuczek i sprawdza, jak zadziała system. Kto podejmie interwencję, kto spróbuje naprawić błędy? Bo przecież testy wydolnościowe na przestrzeni przyszłego frontu to rzecz oczywista. Tylko pytanie: czy wszyscy mamy świadomość tego co się naprawdę dzieje? Bo jeśli takiej świadomości nie ma, to tragedia jest większa niż się wydaje.

wtorek, 20 grudnia 2022

Hipoteza kauczukowego schematu

Nie wiem gdzie o tym ususzałem lub przeczytałem ale historia ta wryła się w moją pamięć dość głęboko. Być może przytoczę ją nie nazbyt ostro i precyzyjnie za co proszę o wybaczenie. Otóż od XVIII wieku udoskonalano technologię produkcji kauczukowej gumy. Wraz z nowymi rozwiązaniami technologicznymi znajdowano szereg nowych zastosowań tej substancji. Wszystko zaczęło się o nieprzemakalnych płaszczy i kapturów, a potem dołączały inne produkty. W Brazylii, która przez wiele dekad była monopolistą w produkcji naturalnego kauczuku wyrosły całe miasta oparte na tym przemyśle. I nagle pod koniec pierwszej dekady XX wieku pewien Niemic odkrywa przełomową technikę produkcji syntetycznej gumy. Okazuje się, że ów materiał jest wytrzymalszy od naturalnego, bardziej odporny na niskie temperatury i idealnie nadaje się do produkcji napełnianego powietrzem ogumienia. Co robią wtedy właściciele plantacji drzew kauczukowych i całego systemu przetwórni? Mają trzy wyjścia:

  • kupić u nicestwić nowopowstałą technologię,
  • udać, że nic się nie dzieje i spokojnie czekać aż ich biznes upadnie a oni pójdą z torbami,
  • zrobić tak, aby wyjść „cali na biało” i ocalić jak najwięcej z czekających na rychły upadek przedsiębiorstw.

Nie trudno się domyślić, że postanowili pójść trzecią drogą. Rozpoczęto wielką akcję promującą kauczuk jako materiał przyszłości. Znajdywano coraz to nowe zastosowania tej substancji łącznie z gumą do żucia. Rzecz w tym, że wszyscy na świecie byli przekonani o tym, że bez kauczuku nic się nie da, a kto nie wierzy niech spada na drzewo – najlepiej kauczukowe. Dla każdego drobnego ciułacza stało się jasne, że inwestycja w kauczuk to pewnik nad pewniki. Tak się złożyło, że właściciele kauczukowego biznesu chętnie sprawiali poprzez giełdę udziały swych świetnie prosperujących jeszcze biznesów, do czasu gdy stało się jasne, że to lipa bez przyszłości. Nim nie mięła dekada maluczcy zostali z nic nie wartymi papierami, a właściciele kauczukowego biznesu wyszli z tego biznesowego modelu z walizkami pełnymi pieniędzy. Między czasie światu przytrafiła się I Wojna Światowa potęgująca zapotrzebowanie na syntetyczny materiał. 

Obecnie świat zgłupiał na punkcie OZE, wszyscy wiedzą, że to przyszłość i nie bądź pan kiep. Czy jednak w perspektywie ostatnich odkryć i eksperymentów związanych z fuzją izotopów helu nie jest to akcja przypominająca tę kauczukową? Przecież w technologie OZE zainwestowano fortuny, a nie po to się inwestuje aby stracić. Niech maluczcy i frajerzy kupują to co za chwilę bezużyteczne niwelując straty tych wielkich. Czy rozpętana wojna na Ukrainie i gazowa zadyma nie może być czymś podobnym? Przecież jeśli hel będzie niewyczerpalnym paliwem przyszłości nikt za chwilę od Rosjan nie kupi nawet złamanego decymetra sześciopiennego gazu. Lepiej więc wykorzystać go jako broń dopóki jest to jeszcze możliwe. 

Czy nie po to wciska nam się w tej chwili technologie jądrowe, aby wyrwać ile się da? Być może one będą także za chwilę bezużyteczne? Czy w podobny sposób wciśnięto ludzkości „cudowne preparaty” na grypę? Nie wiem. Wiem natomiast, że masowe pranie mózgów charakterystyczne dla postkapitalizmu pozwala na robienie wielkich bezczelnych interesów niczym rodem z kreskówki „Jak ukraść księżyc”.

Jak mawia Stanisław Michalkiewicz, państwa dzielą się na poważne i pozostałe. Państwa poważne, mają wywiad, kontrwywiad, służby specjalne i potrafią oddziaływać poza swoje terytorium. Mają coś jeszcze centra studiów strategicznych, których analizy „uodparniają” na PR-owską i lobbystyczną propagandę. Państwa pozostałe takich instytucji nie mają więc są ślepie, albo najwyżej krótkowzroczne w swych strategiach. I można im wcisnąć wszystko jak Indianom paciorki, albo frajerom kauczukowe wizje bogactwa.

środa, 16 listopada 2022

Meandry i prywatne odkrycia

Powyższy materiał jest godny zapoznania się, bo sprawa specjalnie nie pojawiła się na czerwonych paskach wiadomości w TV. Warto przy okazji uświadomić sobie jak misterną skomplikowaną tkanką jest ten ludzka świat i jak mało wiemy o jego meandrach. Wpuszczani w zaprogramowane kanały myślenia często nie zdajemy sobie sprawy nawet jak bardzo podlegamy różnorakiej manipulacji, jak głęboko tkwimy w koleinach ukształtowanych już z góry jedynie słusznych podglądów.  Czasami jednak niemal same przychodzą przebłyski tego jak głęboka jest owa królicza nora. Oto dzisiejszy "przebłysk" ze świetnej książki pełnej innych niesamowitych przebłysków:
"Przykład jakiegoś szczególnie paskudnego typa, którego Polacy niebacznie obdarzyli zaufaniem?

Proszę bardzo – generał De Lacy Evans, bohater z drugiego szeregu, postać wychodząca na scenę dziejową z głębszego cienia. A propos „Plan Red”: wspomnieliśmy o marszu na Waszyngton w roku 1812 – otóż dokładnie wtedy, gdy my idziemy z Napoleonem na Moskwę, to w tym samym czasie Brytyjczycy wchodzą do Waszyngtonu. Tym oficerem brytyjskiego korpusu ekspedycyjnego, który „na odchodnym” osobiście podpala Kapitol, jest generał De Lacy Evans, późniejszy członek Literackiego Towarzystwa Przyjaciół Polski. To towarzystwo działa w Londynie – lata później, już po upadku naszego powstania listopadowego – i jest po prostu narzędziem wywierania wpływu na naszych biednych, skołowanych rodaków-emigrantów. Otóż właśnie wówczas, na początku lat 30. XIX wieku, ów De Lacy Evans werbuje naszych weteranów na wojnę w Hiszpanii. Toczą tę wojnę ze sobą dwa stronnictwa hiszpańskie, a interweniują mocarstwa – podobnie jak sto lat później, obce korpusy ekspedycyjne, brytyjski i francuski, walczą po stronie „demokratów” z karlistami, czyli „czarną reakcją”. A któż finansuje tę wojnę domową ze wsparciem obcych interwentów? W wypadku generała De Lacy Evansa historycy notują to wprawdzie marginalnie, ale jednak notują, że jego ekspedycję finansuje londyński Rothschild. Otóż za pieniądze londyńskiego Rothschilda nasi weterani listopadowi pod dowództwem De Lacy Evansa walczą w Hiszpanii z karlistami i nawet odznaczają się w boju, np. piękną szarżą pod San Sebastian jesienią 1836 roku. To jest właściwie powtórka Somosierry w wykonaniu Polish uhlans, polskich ułanów. I po co to wszystko? Otóż po ustaniu działań wojennych zwycięska strona, w ramach spłaty zaciągniętych na wojnę kredytów, przekazuje Rothschildom monopol na wydobycie rtęci z największych wówczas na świecie znanych złóż Alameda. A rtęć jest wówczas, i będzie długo jeszcze potem, niezbędna – m.in. w procesie rafinacji srebra. Właśnie m.in. dzięki wspaniałej postawie bojowej Polish uhlans Rothschildowie dostają ten monopol na 90 lat – bodajże dopiero generał Francisco Franco im go odbiera. Ale cośmy się „za wolność waszą i naszą” naszarżowali pod dowództwem takich typów, jak podpalacz Waszyngtonu De Lacy Evans, „wielki przyjaciel Polski”, jak go wzmiankują w naszych opracowaniach – to nasze.

To świadczy chyba, że nie jesteśmy jednak nacją zbyt wybitnie inteligentną albo mocno zdesperowaną…

Jakimś cudem jest to, że w ogóle Polacy w czymkolwiek są w stanie się połapać, zważywszy tak usilne zaangażowanie polskojęzycznych elit w te projekty propagandowe, w te w istocie antypolskie projekty, mające na celu utrzymanie Polaków w ciemnocie, a więc w zniewoleniu. Bo że kłamią Niemcy, Moskale, Żydzi, Amerykanie… czy my możemy się temu dziwić? Nie, to są bezwzględni ludzie i właśnie generał De Lacy Evans jest taką wzorcową, modelową postacią.
My jednak słabo się uczymy, nawet na własnych błędach. Stanowczo zbyt łatwo cudze narracje historyczne przyjmujemy za własne. Ot, choćby w ostatnich dniach, w dzień rocznicy prowokacji kieleckiej, stereotypowe frazesy na ten temat powtórzyli – pani premier Szydło w Warszawie, a pan prezydent Duda w Kielcach. Oboje de facto zapisali tamtą morderczą prowokację z roku 1946 na konto państwa polskiego. Zamiast wyartykułować tę oczywistość, że jeśli dojść mogło do takich zbrodni, jak w Kielcach w czterdziestym szóstym czy w Jedwabnem w czterdziestym pierwszym, to przecież wydarzyło się to właśnie pod nieobecność suwerennej władzy polskiej. No, ale skoro pierwsze osoby w państwie poczuwają się w tej sprawie do odpowiedzialności zbiorowej, to zaraz w perspektywie pojawią się pytanie o odszkodowania. To woła o pomstę do nieba – i o korepetycje z  historii dla naszych przywódców. No, ale to była kolejna dygresja, może do jakiejś innej książki."
Grzegorz Braun, System. Od Lenina do Putina, Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2019. 

piątek, 11 listopada 2022

Cool kroczy przed obciachem

Od pewnego czasu obserwuję dziwny wyścig. Ludzie aby być cool i trendy od zawsze robią dziwne rzeczy: od noszenia dziwnych fryzur po noszenie podartych spodni. Jednak bycie kimś zaczyna przybierać coraz dziwniejsze formy. Zaczyna dochodzić do tego, że aby być cool trzeba mieć dziarę na szyi, bo szyja bez dziary to obciach nie do wiary. Do niedawna w ogóle szpanem było wpuszczenie sobie tuszu pod skórę i noszenie z dumą kolorowej blizny. Dziś jak nie masz cygwajsy nie jesteś fansy. 

Tylko między cool a obciachem jest cienka linia. Do niedawna, naprawdę do niedawna wedle medialnego prania mózgów prawdziwy światły człowiek postępu przyjmował z dumą szprycę z nieznaną nieprzebadaną substancją w imię szerzenia światłości wśród ciemnogrodzian i z racji rzekomej odpowiedzialności za innych. Bo przecież szczepienia pomagały w nierozprzestrzenianiu wirusa. I oto wszystko przyszło jak bańka, bo pewna szefowa pewnego koncernu produkującego szpryce zeznała pod przysięgą przed komisją PE, że nigdy nie prowadzono badań co do reemisji wirusa i potwierdzała przez to, że wszystko to co oszołomy powtarzały na swych tajnych zgromadzeniach to prawda. Znaczy to, że wszystkie paszporty i inne lockdowny nie miały żadnych podstaw naukowcy ani podstaw w ogóle. Nagle zaczęto otwarcie mówić, że wciskano ludziom głupotę i że prawdziwi naukowcy mówili od początku co innego, i że przecież nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Nagle okazało się, że za wszystkim stało kilka organizacji wciskających szmal gdzie się dało aby mówiono co to mówiono. No i po tym jak się wydało zapanowała niezręczna cisza. Podobno ludzie, którzy planują założenie prawdziwej rodziny i trafiają na portale randkowe sprawdzają, czy potencjalny partner był szczepiony. Nie wiem tego, bo dobór w parę mam już dawno za sobą, ale tak podobno jest. 

Czytałem ostatnio książkę napisaną przez pewną antropolog pt. „O czym mówią zwłoki?”, bardzo pouczająca lektura. Okazuje się, że mordercy aby utrudnić identyfikację zwłok czasami obcinają im kończyny. Ma to na celu często pozbycie się linii papilarnych lub tatuaży. Pani antropolog pisze jednak, że oni – prawdziwi fachowcy – potrafią rozpoznać i tak czy ofiara miała tatuaże czy nie. Okazuje się, że tusz osadza się na węzłach chłonnych i dzięki temu wiadomo nie tylko czy delikwent miał dziary ale także wiadomo w jakich były kolorach. Pytanie zatem, kiedy ktoś przełoży wajchę i okaże się, że wciskanie tuszu w skórę nie jest wcale takie zdrowe jakby się wydawało? Wtedy wszyscy pofarbowani za własne pieniądze będą nosili wyłącznie golfy i ostre makijaże, bo to co miało wyróżniać i świadczyć o ich wyjątkowości stanie się tylko stygmatem stadnej obciachowości w połączeniu z brakiem troski o własne zdrowie. Do tego czasu jednak jeszcze daleko i proces znakowania musi się dopełnić. Przełożenie wajchy nastąpi wtedy, gdy nadejdzie znudzenie, a barwienie zastąpi moda na usuwanie farby w oparciu o jeszcze niewymyśloną technikę. Wtedy wszyscy zacygwajsieni wydadzą drugi raz kasę na to, aby być cool i trendi i pozbyć się znamion swej głupoty.

środa, 2 listopada 2022

Droga, której nie obrałem

Robert Frost
Droga, której nie obrałem

Jesienią na leśnych dróg rozstaju,
żal było, nie móc obydwoma iść
w osłupieniu, stałem w owym gaju
zapatrzony w trakt jak w linię życia
po zakręt skryty maską poszycia;

Wybrałem trakt drugi, równie prawy,
Może dlatego że nie przetarty,
Rzadziej użyty i pełen trawy;
Choć jeśli chodzi o szczerość
Jeden drugiego był warty,

I obie tego ranka osnute
Liśćmi, niepokalanymi błotem.
Och, tę pierwszą zostawię na potem!
Wątpiłem znając dróg poplątanie,
Czy kiedyś wrócić tu będę w stanie.

Wzdycham snując tę opowieść mglistą
Z czasów co w moich wspomnieniach giną:
Dwie drogi rozeszły się w lesie, Ja -
Wybrałem tę mniej oczywistą,
I to było reszty praprzyczyną.


Tak jakoś mnie zebrało na tłumaczenie starej poezji. Może to przez chodzenie po starych drogach, a może przez to, że sam już jestem stary?

środa, 19 października 2022

Istota sacamu

Miś się zużył. Już nie oddaje metaforycznie istoty scamu. Bo co to za scam ukraść kasę razem z połowicą i wpłacić na konto w Londynie? Rzecz się komplikuje gdy stara zmienia cię na lepszy model (co nie znaczy młodszy)  i uruchamia się seria intryg. Ale dajmy spokój, to było pięćdziesiąt lat temu, a przez ten czas ludzkość poczyniła w oszustwie niewyobrażalne postępy.

Jeśli jakiś film ilustruje obecne postcovidowe reperkusje, które zaczęły się po przesłuchaniu pani z Fajzera przez PE, to chyba jest taki film. Nazywa się "Jak ukraść księżyc?" Tam szaleni  goście robią mega szalone przekręty i im to wychodzi bo są tak szalone, że stają się to możliwe. Ale to powiedział pono Niels Bohr po wyglądzie jakiegoś gościa: czy pana teoria jest na tyle szalona aby mogła być prawdziwa? Pani z Fajzera powiedziała jasno że gówna, nikt nie badał i co z tego? Trza sobie było nie zapodawać bez przeczytania ulotki. A ile kurewskich autorytetów wypuszczono na szury trzymające się dziewicy logiki niczym ostatnie brzytwy Ockhama?

Na to wychodzi, że tylko w szalonych filmach klasy mocno B i niszowych teoriach można upatrywać choćby cienia realności, a co najstraszniejsze - tylko w nich. Otóż durnawa i kretyńska komedia "Idiotokracja" posłużyła niemal za podręcznik obalania rządów Donalda Trumpa, a jednocześnie scenariusz przyszłości zdurnienia ludzkości.

"Seksmisja" okazała się świetną antycypacją feministycznej utopii, a w "Nieoczekiwanej Zmianie Miejsc" zawarta jest metafora przejęcia przez Czerwoną Tarczę Banku Anglii w 1815 roku, gdyż w ten sam sposób bohaterowie filmu przejmują kontrolę nad rynkiem siły pomarańczowego.

Czy zatem tylko durnowate filmy są w stanie opisać to co naprawdę ważne, a więc największe ściemy wszechczasów? Czekam na kreskówkę opisującą jak to można wmówić ludziom, że nic nie warty zadrukowany papier jest nośnikiem wartości i da się go wymienić na złoto, bo tylko kreskówka jest w stanie przekazać ta historię? Czy nie żyjemy zatem w czasach podobnych do pierwszej komuny, gdzie artysta musiał się nieźle nagimnastykować aby puścić oko do widza i oszukując cenzurę sprzedać mu nieco prawy?

Jeśli jest nadzieja i nauka to tylko w "Dawno temu w trawie" vel "Siedmiu wspaniałych" vel Siedmiu samurajach" bo w istocie to ten sam film. Trzeba się zjednoczyć, wynająć cyrkowców, alkoholików i roninów aby pognać gangsterów, lichwiarzy i wszelką inną swołocz, bo tego czego mogą się naprawdę obawiać to tylko naszej jedności w świadomość. Być może dlatego ta pouczająca historia przybiera kolejne mutacje?

wtorek, 4 października 2022

Z pewną taką niepewnością

Gdy nowy porządek zastępowany jest jeszcze nowszym mamy do czynienia z czymś co w naukach elektrotechnicznych nazywamy stanem nieustalonym. Jest to sytuacja, gdy w obwodzie pojawia się napięcia, a znajdujące się w nim urządzenia lub podzespoły jeszcze nie reagują w sposób prawidłowy. Cewki muszą dopiero zbudować swoje pole, kondensatory nagromadzić ładunków, a rezystory poczuć się w swej roli. Napięcie także nie pojawia się od razu w wielkości znamionowej. Narasta, zmienia się. Innymi słowy wszyscy "uczą się" wzajemnego funkcjonowania do momentu osiągnięcia stanu pewnej względnej równowagi. 

W życiu społecznymi i politycznym też występuje taki moment, gdy jeszcze nowe wytyczne nie dotarły do uszu głosicieli, ale już wiadomo, że powtarzanie treści ze starego paradygmatu nie tylko nie jest trendi, ale można za nie dostać za chwilę po głowie. Wiec wszyscy się do siebie uśmiechają bo nie wiedzą kto będzie kim w nowej rzeczywistości. Wiele wskazuje na to, że mamy właśnie taki stan, bo nie dość, że walnęła rura, to ludzie zaczynają być coraz bardziej wkurzeni. Za chwilę rzuci mi się jakieś ścierwo na pożarcie, ale jeszcze nie teraz. W tej chwili trwa casting na rolę ścierwa. Wyczuwalne jest więc przyłożone napięcie, które po rozładowaniu dorowadzi do względnej stabilizacji. 

Oporniki jednak mają to do siebie, że zawsze stawiają opór bez względu w jaki obwód by jest włączono. Reset - bez względu jak wielki wbrew pozorom cale nie odbywa się też natychmiast choć jego skutki wydają się być nieuchronne.

niedziela, 2 października 2022

Wojna na rury


Jak do tego doszło? Nie wiem – śpiewa facet, który zrobiłby wielką przysługę światu gdyby nie śpiewał. Ale tak to już jest z tymi białostockimi prorokami. Inny – ten od „nie będzie niczego” – pewnie za potomnych zostanie uznany za protoplastę idei wielkiego resetu, zaś nieudaczny szansonista za króla politologów. Ale tak to już jest, że wygłodniałe psy walczą na śmierć i życie o jakiś ochłap, a tymczasem ich walka ma przysporzyć dla obserwatorów jedynie taniej rozrywki.

Gdy w 1914 roku padły strzały w Sarajewie nikt nie spodziewał się jaką jatkę wywoła to wydarzenie. Pewnie zamachowcy nie zdawali sobie sprawy z tego, że przestawiają bieg świata na inne tory. To była iskra, która padła na rozsypany wcześnie ładunek prochu. Pytanie czy wysadzenie obu rur na dnie Bałtyku nie jest tym samym symbolicznym początkiem „redukcji napięcia”? Jeśli tak, to nabierzmy mocno powietrza w płuca, bo być może te dni, tygodnie lub miejące to ostatnie dni świta jaki znamy. Potem wyprowadzą nas na jakąś arenę. Dlatego dobre mieć świadomość, że to wszystko co się dzieje tak naprawdę nie dzieje się naprawdę.

Najpierw należy rozważyć kto mógł to zrobić i dlaczego? 

Hipoteza nr 1. Amerykanie

„Tak się złożyło, że akurat przechodziliśmy z tragarzami”. Jeśli nagle okaże się, że z USA wyruszają statki pełne skroplonego gazu, które wcześnie  zapobiegliwie napełniono, to wszystko stanie się jasne. Oprócz przecięcia braterstwa rosyjsko – niemieckiego amerykańskie firmy energetyczne zrobią interes życia, a administracja USA pozbawi Niemców złudzeń wskazując jasno gdzie jest ich miejsce w szeregu. Wtedy wybuchy rurociągów będą małą zadymą na zapleczu i nic się nie stanie. 

Hipoteza 2. Rosjanie

Akcja teoretycznie możliwa. Doprowadzeni do desperacji Rosjanie mówią Niemcom. „Jak chcecie gaz to tylko po lądzie. Rozbieramy zatem Polskę i przejmujemy kontrolę nad rurą.” Akcja jak najbardziej prawdopodobna ale nikt nie zabija kury znoszącej złote jajka. Jednak należy pamiętać, że odcięcie gazu dla niemieckiego przemysłu może wywołać wielki ferment na samym kontynencie, a Putin i tak sprzeda gaz chińczykom.

Hipoteza 3. Chińczycy

„Usiądź na wzgórzu i obserwuj walczące tygrysy” – Mówi stare chińskie przysłowie. Nawet jeśli rura została wysadzona rosyjskimi rękami to na podstawie chińskich wytycznych, bo to właśnie oni najbardziej korzystają na całym zamieszaniu. Tąpnięcie niemieckiej gospodarki oznacza możliwość wejścia z chińskimi produktami na dotychczas opanowane przez Niemców rynki i całkowitą marginalizację „tego półwyspu na północy” – jak Europę nazywał towarzysz Mao. 

Hipoteza 1 – wydaje się najbardziej prawdopodobna, 2 znacznie mniej. Ta nr 3 sprzeczna jest z chińską logiką, która nakazuje niewtrącanie się w wojny jakie toczą barbarzyńcy. A co jeśli zrobili to jednak Jankesi ale nie dla geszeftu i przejęcia europejskiego rynku i statki ze skroplonym gazem nie popłyną na pomoc Europie? Będziemy mieli na kontynencie spore zamieszanie, a co za tym idzie idealne podłoże do Wielkiego Resetu. Bo bez względu, kto tego dokonał i jaką logiką się kierował i tak lodołamacz światowej neobolszewickiej rewolucji stymulowanej przez korporacje płynie i nikt go nie zatrzyma. A wszystko sprowadza się do zaakceptowania przez ogłupiałe masy nowych zasad i akceptacji przez nie oczywistego stanu rzeczy, że mają siedzieć cicho i cieszyć się, że żyją. 

niedziela, 18 września 2022

Test na charaktery

Polska dysponuje olbrzymimi zasobami torfu. Surowiec ten – prosty do wydobycia może stanowić alternatywny i awaryjny zasób w sytuacji węglowego dołka. Próbowałem tym tematem zainteresować kilku wpływowych polityków. Efekt? Jak kamień w wodę. Co więcej. Z prywatnych rozmów z osobami związanymi z gospodarką wodną wynika, że nie widzą one większego problemu w wykorzystaniu do eksplantacji złóż sprzętu, którym dysponują Wody Polskie. Złoża te mogą być wykorzystanie nie tylko w piecach domowych ale i w ciepłowniach w ramach współspalania. Zaoszczędzony węgiel może trafić do potrzebujących.

Według zapewnień licznych fachowców Polska dysponuje przynajmniej kilkoma tysiącami głębokich otworów będących pozostałościami po poszukiwaniu w ropy i gazu w poprzednim stuleciu. Otwory te mają średnio ok 2 kilometrów głębokości i w większości z nich występuje ciepła woda. Nie są to co prawda źródła geotermalne ale w awaryjnej sytuacji mogą posłużyć jako zaplecze do pracy pomp ciepła poprawiając bilans energetyczny.

Znów nikogo to nie interesuje. To wszystko przekonuje jak głęboko zaszyta jest globalistyczna agentura wpływu w strukturach państwa.

O co więc chodzi?

  • COVID miał nas upodlić i doprowadzić do stanu akceptacji rozwiązań, które w normalnych warunkach byłyby nie akceptowalne.
  • Wojna na Ukrainie ma spustoszyć razem z COVIDem nasze kieszenie przy zaniku przejawów buntu.
  • Tym razem mamy po prostu zmarznąć i z tego upodlenia ma dokonać się akceptacja kolejnej partii normalnie nieakceptowalnych zmian. 
  • Potem nadejdzie czas nieurodzaju – i znów zaakceptujemy wszystko co nam podsuną, bo będziemy mieli puste żołądki.

Jeśli ktoś jeszcze wierzy w suwerenność władz w krajach Europy ten jest naprawdę sporym naiwniakiem. Nowy niewolniczy ład ma być traktowany jako oczywista siła wyższa, niezbędna konieczność. Jedyny sposób żeby wywinąć im psikusa, to nie dać się sprowokować i przetrwać. Bunt i wyjście na ulice wydaje się być wpisane w scenariusz tylko że bunt będzie się dokonywał w stosunku do figurantów powstających wyłącznie zewnętrzne znamiona władzy a nie w stosunku do władzy prawdziwej, która po buncie uruchomi kolejne mądrości etapu. W ten sposób nastąpi jego kanalizacja, a tymczasem trzeba po prostu przetrwać. Atak podobnie jak z COVIDem nie może trwać w nieskończoność. Potem przyjdzie czas na rozliczenie. W tej wojnie ważą się losy ludzkości na najbliższe być może setki lat. Rzecz w tym, że przy tej skali przedsięwziąć jest niemożliwe uruchomienie przez inicjatorów resetu planu B. Każde nawet małe niepowodzenie może zakończyć się ich klęską. Oni to wiedzą i się boją. Świadomość realnych procesów wydaje się być kluczem do zwycięstwa.

środa, 7 września 2022

Spiskowa praktyka dziejów czyli dwie pieczenie na jednym ogniu

Warto zastanowić się jak coś co do niedawna można było nazwać teoriami spiskowymi zaczyna stanowić fragment naszej rzeczywistości. Oto dwa przykłady tego procesu.

przykład 1: EROI i sytuacja na rynku energii

przykład 2: szukanie winnych, a prawda


Najpierw stwórz problem, potem zaproponuj rozwiązanie, a do tego zapodaj ludziom nieznaną substancję na którą się zgodzą.

środa, 31 sierpnia 2022

Uniwersum Barei

Dziś z innej beczki.
Wczoraj mój przyjaciel przypomniał mi scenę z serialu Zmiennicy, w której do opuszczonego ale zastawionego antykami mieszkania wchodzi komisja aby wycenić „majątek byłego towarzysza Winnickiego”. Po ukończonej pracy zamurowują w mieszaniu włamywacza, którego grał niezrównany Jan Kobuszewski. Biedak usiłuje uciekać przez balkon… Nie to wszak jest w całej całkowicie marginalnej scenie interesujące. Otóż moim odkryciem jest fakt, że skoro komisja przyszła wyceniać majątek po byłym towarzyszu Winnickim, to co to może oznaczać. Gdyby Winnicki został wyrzucony z partii najprawdopodobniej nie byłoby potrzeby odbierania mu majątku. Bowiem: „Partia daje i partia odbiera, ale jak odbiera to nie do końca” - jak nauczał mnie dawno temu stary komunista. Z drugiej strony zajmowanie majątku bez obecności zainteresowanego nie wchodzi w grę. Mieszkanie wydawało się być dawno porzucone, a jago wyposażenie pokryte kurzem. Co więc się stało? Odpowiedź na tak postawione pytanie wydaje się być banalna. Albo były towarzysz trafił za kratki za jakieś straszliwe przestępstwo co w realnych PRL było raczej mało prawdopodobne, albo…. uciekł na zachód, bo na przykład był agentem obcych służb. Zostawił majątek i zaczął nowe życie, a wyrok i wydalenie z partii to była tylko formalność. I teraz z tą wiedzą inaczej wygląda postawa Winnickiego z Alternatywach. Cały czas puszcza on antysystemowe oko do mieszkańców blok, co uchodziło za hipokryzję, a po tym odkryciu może uchodzić za przejaw szczerości. Wyklęty, okradziony, zmuszony do ucieczki agent CIA, który walczył z komuną i próbował rozmontować system od środka… W tej chwili Winnicki mógłby uchodzić za bohatera walczącego z komuną i mógłby być to znakomity temat na jakiś film AD 2022, o ile leciwy już Janusz Gajos zgodziłby się na taką kreację. 

Winnicki doskonale wiedział, że jesteśmy obserwowani, bo kto miałby to wiedzieć lepiej?

wtorek, 30 sierpnia 2022

Teatr telewizji

Co zakłada Wielki Reset?

  • redefinicję umowy społecznej czyli zgodę na odejście od fasadowej demokracji i poprzez przywrócenie uprzywilejowanej pozycji wybranych formalny powrót do feudalizmu, 
  • dekarbonizację gospodarki czyli konieczność rezygnacji z prostych modeli biznesu i konieczność wdrożenia tych modeli produkcji, które zniwelują konkurencyjność małego biznesu na rzecz korporacji,
  • cyfryzację wszystkiego czyli powszechną inwigilację oraz
  • kapitalizm interesariuszy czyli naturalną przewagę starszych, większych mi mądrzejszych, którzy zawsze mają rację.  

Wszystko to razem oznacza likwidację klasy średniej, gospodarczą zapaść, nędzę, totalitaryzm. A do tego wszystkiego młodzi globalni liderzy, którzy mają doprowadzić do postania nowego porządku, nowego radzieckiego człowieka ze wszystkim co się z tym wiąże. Gdyby bolszewicy poza destrukcyjną swą siłą dysponowali cyfrowymi narzędziami inwigilacji i propagandy, pewnie świat już od dawna tkwiłby w komunizmie. Przedziwnym na pozór komunizmie, który dotyczy maluczkich, zaś matka partia rządzona jest przez liderów kapitalistycznych korporacji. Dziwna na pierwszy rzut oka fuzja nieprawdaż, ale gdy dokładnie przejrzymy się perypetiom bolszewickiej rewolucji, to okaże się, że ochoczo zasilany w komercyjne inwestycje zachodnich korporacji reżim rozwijał się dzięki nim w najlepsze. Gdy popatrzymy na pomoc USA dla komunistycznych Chin w latach 70-tych ubiegłego wieku i późniejszych inwestycjach korporacji dekadę później, które były swojego rodzaju kołem ratunkowym dla reżimu, to okaże się, że nie może być tu przypadków, a radzieckie analogie są tu jak najbardziej uzasadnione.

A co jeśli mamy do czynienia z wielkim przedstawieniem teatralno - telewizyjnym, które zawiera w sobie prawdziwe treści i działania, ale co do istotny jest tylko po to, aby usprawiedliwić konieczność realizacji przez rządy określnych działań na zasadzie „oczywistej konieczności”? Najpierw dziwna choroba, potem dziwna wojna i już nikogo nie niepokoi drożyzna, czekające nas niedobory i inflacja czyli okradanie obywateli. A to dopiero preludium do kolejnych aktów tego samego przedstawienia. Będzie grubo, ale tylko dlatego, że się na to godzimy między innymi poprzez obojętność i konformizm.

Co jeśli wszyscy grają w jednej drużynie, a tak naprawdę chodzi o to aby przekonać opornych do rzeczy, na które nigdy nie zgodziliby się gdyby nie łudząco przypominające rzeczywistość teatralne dekoracje?

Jak to się stało, że tuż po pojawieniu się obrzydliwego wirusa powstaje książka, którą wszyscy traktują jak jedynie służy plan dla świata? Jak to się stało, że owa koncepcja jest bliska słynnej już Agendzie 2030? Jak to się stało, że kilka lat przed pandemią prezydent Chin mówi o "nowej normalności?

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Gdy ktoś wie więcej...

Peter Schiff to facet, który przewidział kryzys internetowych biznesów na przełomie wieków. Większość śmiała się z niego i pukała się w czoło. Okazało się, że miał rację. Potem przewidział kryzys w nieruchomościach jakąś dekadę później. Wtedy znacznie mniej osób się śmiało, a on znowu miał rację. Teraz przepowiada runięcie systemu Bretton Woods i mega dolarową inflację i... I nikt się nie śmieje, bo teraz mało kto go słucha, a co jeśli teraz też ma rację?

sobota, 27 sierpnia 2022

Niebezpieczne kobiety

Zabito w zamachu córkę kremlowskiego ideologia Aleksandra Dugina - Darię. Nie wiedzieć czemu przypomniała mi się historia zamachu na Lenina i jej konsekwencje.

Igor Newerly w "Zostało z uczty bogów" pisze:

"Pierścień białych zaciskał się i dusił, a wewnątrz hulała anarchia. Przez Moskwę po zmroku nie można było przejść ani przejechać, nawet Lenina zatrzymano pewnego razu i zabrano mu auto, czarne flagi powiewały wokół Kremla urągając władzy komisarzy ludowych, uzbrojeni po zęby anarchiści pozajmowali najokazalsze rezydencje i pałace, robili i brali co chcieli, przyboczne oddziały strzelców łotewskich wybijały ich z tych gniazd, a pierścień generałów zaciskał się w pętlę, a od wewnątrz rozsadzało podziemie, wybuchały bunty, spiski, zdrady - zdrada dowódcy frontu wschodniego Murawiowa, powstanie eserów w stolicy, zabójstwo posła niemieckiego, zabójstwo Wołodarskiego i szefa piotrogrodzkiej Czeka Urickiego, Dzierżyński ruszył z Łotyszami do Piotrogrodu, tymczasem w Moskwie postrzelono Lenina - to był koniec, jak się zdawało, ostateczny krach, echa tych strzałów rozbrzmiewały podzwonnym wszystkiemu, co powstało z Lenina, czego Trocki już nie utrzyma...

Teraz nie potrwa długo, żaden cud nie zdoła uratować bolszewików. Ale cud się stał - cofające się, wykrwawione pułki czerwonych poderwały się nagle i szturmem wzięły Symbirsk - masz, Iljiczu, swe miasto rodzinne za pierwszą twą ranę, a za drugą otrzymasz Samarę - tak mu z frontu oddepeszowano, i to się stało momentem zwrotnym nie tylko w dziejach wojny domowej, coś we mnie także drgnęło."

Zamach na Lenina stał się nie tylko powodem budowy moralne wśród komunistów ale przede wszystkim pretekstem do rozpoczęcia terroru i zwalczania wrogów realnych i wyimaginowanych na niepotykaną dotąd skalę.

Wiele wskazuje na to, że w zamachu, którego ofiarą padła Daria Dugin miał zginąć jej ojciec. Czy w takim razie mogliśmy mieć do czynienia z bliźniaczą sytuacją jak ta z zamachem na Lenina? Terror i zwarcie szeregów są Putinowi bardzo potrzebne. Nie dość na tym. Do Lenina strzelała kobieta, a bombę pod samochodem Dugina ponoć także podłożyła kobieta. Jak twierdzi rosyjska propaganda domniemana zamachowiczami miała uciec na Łotwę, a władze łotewskie otrzymały pogróżki z Kremla. Ale jeśli ofiarą zamachu miał paść sam Dugin, to ma on teraz poważny powód, aby przestać lubić pana P. i stać się dla niego naprawdę niebezpiecznym. Czy zatem będzie dogrywka i ochrona nie upilnuje kolejnego rządnego krwi zamachowca czyhającego na jego życie? Dla wzniecenia terroru i podniesienia morale Putin poświęciłby wiele. Ale jeśli cała powyższa hipoteza jest słuszna to znaczy, że źle się dzieje. Przynajmniej z perspektywy moskiewskiej władzy.

piątek, 26 sierpnia 2022

Kres wyspiarskiego komfortu

 Antiques Roadshow To program telewizji BBC, który od ponad 40 lat nie schodzi z ekranów. Idea programu jest dość prosta. Na specjalnie zorganizowany festyn gdzieś na brytyjskim zadupiu ludność tubylcza przynosi przedmioty, które wydają im się wartościowe a te poddawane są ocenie przez przybyłych ekspertów – przeważnie pracowników domów aukcyjnych. Eksperci oglądają przedmioty, pomagają odszyfrować ich historię i wycenić wartość. Często banalne „zalegacze” szuflad okazują się być wartymi fortunę dziełami sztuki, a niekiedy na odwrót – uznane za wartościowe pieczołowicie przechowywane pamiątki rodzinne okazują się nic nie wartym badziewiem.

Papierośnica po pradzadku, obraz z nad kominka z chaty praprababki, biżuteria ciotki męża, zestaw startych pistoletów skałkowych czy dziwne butelki. Butelki okazały się być z XVII wieku więc też były sporo warte, bo okazuje się, że są osoby chętne do kolekcjonowania tego typu starodawnych śmieci.

Ciekawe dlaczego program ten nie zyskał polskiego odpowiednika? Odpowiedź wydaje się zasuwać sama. A co nasi lokalsi mieliby pokazać ekspertom? Stare chomąto? Drewniane grabie po dziadku? Sierp tatowy niczym w samych swoich? Ostatnio w jakimś programie historycznym widziałem jak na podwórku u pewnego leciwego dżentelmena natrafiono na wieżyczkę od niemieckiego czołgu zakopaną w ziemi, która stanowiła fundament dla kieratu.

I nie chodzi mi o to, że stanowiliśmy przestrzeń totalnego zacofania. Chodzi o to, że przetrwaliśmy tyle wojen, hekatomb, przesiedleń i grabieży, że jedyne co mogło pozostać po naszych przodkach to my sami. Od kilkuset lat jesteśmy narodem na dorobku, łupionym przez wrogów i muszącym walczyć o wydawałoby się oczywiste prawo do egzystencji. Ostatnimi czasy do potencjalnych zbrojnych łupieżców dołączyli ubrani w drogie garnitury producenci zadrukowanego papieru i obiecywacze życia na czyjś koszt. Za to też przyjdzie nam zapłacić i znów nie zostawimy naszym potomkom żadnych wartościowych przedmiotów. Nie jest wykluczone, że za chwilę będziemy zmuszeni znów udowadniać, że mamy prawo do życia i to nie konieczne jako potencjalni podludzie lub obca klasowo grupa tylko jaki emitenci dwutlenku węgla.

Życie na wyspie miało dotychczas szereg zalet. Niestety życie na wyspie nie uchroni już nikogo przed współczesnymi łupieżcami. Marna to pociecha, że za chwilę wszyscy będziemy mieli na równi przechlapane.

poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Panaceum? Nieznany świat lokalnych walut

Miłośnicy twórczości Michaiła Bułhakowa muszą pamiętać występ Wolanda w moskiewskim teatrze Varietes w powieści „Mistrz i Małgorzata”. W ramach brawurowych sztuczek, które pokazywał gawiedzi „konsultant” ze swoją ekipą była jedna szczególnie perfidna. Polegała ona na rozdawaniu ludziom tego czego pragną. Piękne stroje? Nie ma sprawy. Oto cały ich wybór. Chcesz pieniędzy? Też żaden problem. Napychaj sobie nimi do woli kieszenie. Rzecz w tym, że po przedstawieniu rozdawane przez szatańską ekipę banknoty okazały się etykietami z oranżady. Czy owa wizja zaczyna się spełniać na naszych oczach?

Nie wiadomo dokładnie, kiedy zaczęła się mistrzowska sztuczka zamiany pieniędzy w etykietki po oranżadzie, którą obserwujemy od dawna i ciągle się na nią nabieramy. Być może miała ona swój początek w 1944 roku w Bretton Woods, gdzie zniszczone kraje zachodu (w tym Polska, reprezentowana wtedy jeszcze przez rząd londyński) zgodziły się na ustalenie amerykańskiego dolara jako głównej światowej waluty. Wasze systemy walutowe nie muszą być oparte na złocie, wystarczy, że taką wymienialność będzie miał dolar, który będzie stanowił walutę rezerwową dla innych narodowych środków płatniczych - mówili uczestnikom konferencji jej inicjatorzy. Poza bumem gospodarczym w krajach Zachodniej Europy rozwiązanie to przyniosło preferencje dla amerykańskich produktów na globalnych rynkach. Gdy minęło kilkadziesiąt lat od pamiętnej konferencji, prezydent Nixon zerwał z wymienialnością dolara na złoto. Dolar stał się walutą fiducjarną, czyli taką, o której wartości nie decyduje nic innego niż sama wiara użytkowników w ową wartość.

Być może przedstawienie rozpoczęło się jeszcze wcześniej? Równie dobrze opowieść można zacząć w 1913 roku, gdy postanowiono utworzyć w USA Bank Rezerwy Federalnej – prywatną organizację mającą prawo do emisji dolara. Można też sięgnąć aż do roku 1815, gdy na skutek przegranej przez Napoleona Bonaparte bitwy pod Waterloo, pewien ród bankierski przejął za pośrednictwem giełdy Bank Anglii i uzyskał prawo emisji funta. Nie zmienia to jednak faktu, że zawiłe drogi i perypetie światowych finansów mają kluczowe znaczenie dla koniunktury gospodarczej, a więc także dla rynku pracy. Kolejne kryzysy finansowe przetaczające się przez świat były jednak niczym w stosunku do powszechnego drukowania środków płatniczych w czasach Covid-19. Wiadomo było zatem, że zmora inflacji dotknie cały świat, który od tego momentu poszukiwać będzie nowego ładu finansowego. Czy owym standardem będzie CDBC, czyli testowana w wielu krajach na świecie cyfrowa waluta banku centralnego? Tego jeszcze nie wiemy. Rzecz w tym, że już na etapie projektowania pojawiają się nowe - kontrowersyjne propozycje rozwiązań w ramach tego standardu, do których można zaliczyć ograniczony czas ważności przyszłego cyfrowego pieniądza oraz to, że być może będzie on możliwy do wydatkowania tylko na ściśle określone cele. Plany te do złudzenia przypominają świat wykreowany przez Janusza Zajdla w arcydziele “Limes inferior" ponad czterdzieści lat temu.

O ile historyczne meandry „prawnych środków płatniczych” są wiedzą niszową, o tyle wiedza o walutach społecznych lub lokalnych pozostaje dziedziną nieznaną niemal całkowicie. Można zaryzykować twierdzenie, że większość ludzi nie wie wręcz o ich istnieniu, a wystarczy spojrzeć na tabelę światowych walut w systemie ISO (ISO 4217), aby się przekonać, że Szwajcaria dysponuje aż trzema oficjalnymi środkami płatniczymi. Jeden z nich to osławiony Frank szwajcarski (CHF), drugi zaś to WIR (CHE) – waluta społeczna będąca od lat trzydziestych ubiegłego wieku środkiem płatniczym (a dokładniej odpowiednikiem wymiany barterowej) dla niespełna stu tysięcy szwajcarskich przedsiębiorstw. Są tacy, którzy w WIRze upatrują jedno z głównych źródeł dobrobytu tego kraju.

A wszystko zaczęło się od ekonomisty Silvio Gesella, którego praca z 1906 roku pt. „Naturalny porządek ekonomiczny” stała się inspiracją dla Michaela Unterguggenbergera (burmistrza małego miasta Wörgl w Austrii), który postanowił wdrożyć założenia lokalnej waluty. Gesell w swej pracy zakładał, że pieniądz, jak każde inne narzędzie w gospodarce powinien się „zużywać”, a nie być przedmiotem opłat i prowizji wielkich instytucji bankowych. Wystarczyła niewielka ilość wyemitowanych przez ratusz kuponów, aby w targanej kryzysem i bezrobociem mieścinie w przeciągu kilku miesięcy dokonał się istny cud gospodarczy. Okazywało się bowiem, że nowy mechanizm wymiany dóbr i usług działa na zasadzie przekazywanego z rąk do rąk gorącego kartofla: wszyscy użytkownicy spieszą się bowiem, aby nie zostać z kuponem przed dniem opłaty za jego użytkowanie. 

W artykule „Rys historyczny rozwoju lokalnych walut” Dariusz Brzozowiec na ten temat pisze:

„Ustalenia autorów projektu pozwoliły odkryć, że lokalne Schilingi pokonywały dystans od uczestnika do uczestnika lokalnego rynku z szybkością dużo większą niż tradycyjne państwowe Schilingi. W niektórych przypadkach mówiono o prędkości 13 razy szybszej niż prędkość cyrkulacji pieniądza państwowego. Zabezpieczenie podstawowych potrzeb społecznych zaczyna skutkować wydawaniem pieniędzy na inne niż podstawowe ludzkie potrzeby związane z jedzeniem czy schronieniem. Zaczyna się czas konsumpcji. Sklepy już nie tylko spożywcze, ale i przemysłowe oraz cała rzesza rzemieślników odnotowuje wzrost obrotów. Wzrost obrotów kreuje nowe miejsca pracy. Społeczeństwo szybko wychodzi z wszechobecnej biedy, gdzie liczy się tylko zaspokojenie podstawowych potrzeb, teraz sięga po realizację swoich wyższych potrzeb, dając szansę i miejsce na rozwój kultury i sztuki. Kasa miejska odnotowuje wpłaty na poczet podatków z wyprzedzeniem terminu ich wymagalności, co wywołuje spore zamieszanie w planowanych inwestycjach. Ponieważ kasa miejska również podlega obowiązkowi ponoszenia opłaty, na koniec każdego miesiąca od posiadanych Wörgl Schilingów musi dokonać edycji kalendarza inwestycji. Planowane inwestycje w związku z nadmiarem środków płatniczych, są realizowane we wcześniejszych terminach! Wörgl staje się prawdziwą zieloną wyspą na oceanie szalejącego  kryzysu, a jego sława szybko wykracza poza granice Austrii, sąsiednich Niemiec czy nawet poza Europę. Przybywające delegacje przedstawicieli innych miast i państw dotkniętych kryzysem, z wielkim zdziwieniem obserwują rozkwit ekonomiczny wywołany teoriami lekceważonymi przez ostatnie trzydzieści lat. Naoczni świadkowie nie umieją pogodzić dostrzegalnych dowodów na zbawienny wpływ lokalnych pieniędzy z wszechobecnymi prawami ekonomicznymi głównego nurtu. Zestawienie monopolistycznego systemu emisji pieniądza z lokalnym oraz odsetkowość z ujemnym oprocentowaniem, wydaje się być zadaniem ponad miarę możliwości zatwardziałych wyznawców ekonomii niedostatku.”

173 miasta na terenie Austrii i Niemiec rozpoczęły przygotowania do pójścia za przykładem Wörgl. Jednak decyzje administracyjne uniemożliwiły dalszy rozwój lokalnych walut i bieda wróciła wkrótce do austriackiego miasteczka. Na szczęście chwilę potem w Szwajcarii pojawia się WIR, który podtrzymuje i udoskonala austriacką ideę. WIR – nie posiada materialnej formy, lecz stanowi zapis na kontach użytkowników, nie opiera się na centralnej emisji lecz na zasadzie, że każdy użytkownik może kredytować pozostałych oraz nie służy do regulacji zobowiązań podatkowych. Innymi słowy nie posiada on żadnych atrybutów klasycznie rozumianego systemu monetarnego, a stanowi jego uzupełnienie. 

WIR zadziałał niczym lodołamacz przyczyniając się do tworzenia wielu bliźniaczych systemów na całym świecie.

W Polsce mamy do czynienia z inicjatywą zielony.biz.pl, która nie ukrywa inspiracji szwajcarskimi doświadczeniami. Nie tylko relacje gospodarcze stanowią inspirację dla architektów lokalnych systemów płatniczych. Obecnie ruch lokalnych walut nie tylko zwalcza biedę, ale także przybiera różnorodne formy od systemów rabatowych i lojalnościowych po tzw. banki czasu pozwalające na aktywizację osób trwale wykluczonych czy edukację. Na szczególną uwagę zasługuje japoński system Furaei Kippu, w którym czas poświęcony na opiekę nad osobami starszymi kumuluje się i może być odebrany na wypadek choroby lub starości opiekuna. Istnieje także możliwość przeniesienia usług na kogoś innego. W rezultacie na bazie tego rozwiązania powstał w Japonii jedyny w swoim rodzaju system samopomocy osób starszych, gdyż staruszkowie będący jeszcze w dobrej kondycji „zapracowują” w ten sposób na opiekę nad sobą w przyszłości. Zaskakującą częścią projektu jest także to, że osoby starsze wolą usługi świadczone przez osoby opłacane w Fureai Kippu niż te, które są opłacane w jenach. Można to tłumaczyć powstaniem unikalnej więzi jaką tworzy uczestnictwo w systemie. 

Jak mawiał zmarły niedawno Bernard Lietaer – propagator i twórca wielu lokalnych systemów przepływu wartości – ryba, która rodzi się, żyje i umiera w wodzie, nie ma pojęcia czym w istocie jest ta substancja. Podobnie ludzie tkwiący w monokulturze pieniądza, nie potrafią dostrzegać szans i możliwości jakie wynikają z uświadomienia sobie faktu, że nie wszystko trzeba kupować za pieniądze.

niedziela, 24 kwietnia 2022

A potem?

Złowrogi konronowirus był i przepadł choć nie jest wcale powiedziane, że nie wróci. Gdzieś pochwali się medialni fachowcy, mądrzy naukowcy i specjaliści do straszenia. Cały ten koszmar kosztował życie wielu setek tysięcy Polaków – głównie na skutek paraliżu służby zdrowia. Trzeba było przedsięwziąć nadzwyczajnie działania: ubrać wszystkich w maseczki, pozamykać wszystkich w domach i torpedować propagandą. Koszty: testy, szczepionki i tarcza antykryzysowa. Testy już nie są potrzebne, szczepionki też nie ale za jedne i za drugie trzeba zapłacić sowite rachunki, nawet w sytuacji, gdy zamówione produkty są już niepotrzebne. 

Po koronce nadeszła wojna. Polski rząd i sami Polacy ofiarowują bezgraniczną pomoc nie tylko przyjmując uchodźców, ale dając im wikt, opierunek i dach nad głową. Wymieniamy im walutę po dobrym kursie, ale co najważniejsze wspieramy ich w sprzęcie bojowym i pomocy finansowej. Za chwilę pojawią się kolejne koszty związane z rozbudową armii i koniecznością zwrotu tego po co w kolejce stoją już nowi bezprawni właściciele. Jako dodatkowy koszt wojny można potraktować po części inflację i galopujące koszty nośników energii. 

Ile to kosztuje? Dużo kosztuje. Są na to pieniądze? Nie, nie ma. 

Pytanie zatem: czy przy rozdętym socjaliu i „barokowej” strukturze państwa nie dochodzimy do skraju przepaści? Tak oczywiście. Czy gotowi jesteśmy na katastrofę finansów państwa? Jak znam życie i realia – pewnie nie. 

Kolejne pytanie zatem jakie warto postawić to: czy jest to zbieg okoliczności, nieudolność i niekompetencja przy jednoczesnym deficycie w życiu politycznym prawdziwych mężów stanu, czy jest to celowe działanie nastawione na rozmontowanie organizmu państwowego w obecnym kształcie?

Nowy porządek nie wyłoni się w sposób cudowny. Po prostu, sami pozbawimy się za chwilę możliwości wpływu na własny los. „Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy” – mówi guru nowego porządku. „Za dużo emitujesz CO2 – szejm on ju” – mówią piewcy nowej ideologii potencjalnie usprawiedliwiającej przyszłe globalne ludobójstwo. Być może mądrość etapu jest w tej chwili taka, że trzeba się zadłużać, ale nie na „gadżety” jak do niedawna – tylko na sfinansowanie „bezdyskusyjnych palących potrzeb”. Do podpisywania kolejnych weksli państwo jest jeszcze potrzebne i odnoszę wrażenie, że trwa ono tak długo dopóki ktoś trzyma w rękach długopis i dopóki jest coś co można jeszcze zastawić. A potem?


niedziela, 20 marca 2022

Wykład prof. Łukasza Turskiego sprzed ośmiu lat, który dziś brzmi jak proroctwo

Dziś na pytanie postawione w tytule wykładu można odpowiedzieć twierdząco. Tak, wolność Joulami się mierzy.

sobota, 19 marca 2022

Teatr wielkich geszeftów

"Plato's cave" by Ella Baron
Gdy jedziemy samochodem i docieramy do przejazdu kolejowego bez zapór widzimy znak drogowy przedstawiający parową lokomotywę z buchającym z komina dymem. Wszyscy kierowcy doskonale wiedzą co oznacza ten znak. Problem w tym, że od być może dwudziestu lat poza specjalnymi muzealnymi pokazami nikt nie widział na torach takiego pojazdu. Symbol pozostał choć za chwilę dla młodych kierowców pozostanie być może całkowitą abstrakcją. Nauczyliśmy się żyć w świecie wyobrażonym i porządkować docierające do nas fakty i dane. Te niepasujące do schematów często ignorujemy. Z jednej strony to pozytywne zjawisko bo kształtuje dialog i kulturę. Z drugiej zaś, nadmierne przyzwyczajenie do całej mozaiki znaczeń sprawia, że stajemy się mało odporni na nagłe i nieoczekiwane zmiany, zatracamy elastyczności i umiejętność dostosowania do nowych warunków nie potrafiąc wykreować nowych kategorii pojęciowych opisujących nową rzeczywistość.

Stare powiedzenie głosi, że generałowie doskonale wiedzą, jak wygrać ostatnią wojnę, co nie jest cechą tylko ostatnich wieków. Legenda głosi, że gdy Aleksander Wielki przygotowywał się do bitwy z Persami nakazał rzemieślnikom przygotowującym łuki wykonać nieco cieńsze cięciwy oraz węższe od standardowych rowki w strzałach, w które wchodzi cięciwa przed wystrzałem. Trzeba wiedzieć, że sprostanie temu kaprysowi nie było łatwe, gdyż konstrukcja strzały ani łuku nie była nigdy rzeczą prostą, ale rzemieślnicy podjęli wyzwanie. Zadawali sobie pewnie tylko pytanie: po co? Ale nie oni byli od myślenia. W każdym razie nowe łuki macedońskich łuczników strzelały równie dobrze jaki i te stare. Doszło do bitwy, którą zwykle rozpoczynała łucznicza kanonada. Po wystrzeleniu całego zapasu strzał, łucznicy zbierali te wystrzelone przez wroga aby kontynuować ostrzał nieprzyjaciela tym razem wystrzelonymi przez niego wcześniej pociskami. Wtedy dopiero okazało się, że rozkaz Aleksandra nie był wcale kaprysem. Persy łucznicy z przerażeniem odkryli, że ich cięciwy nie mieszczą się w wąskich rowkach strzał wroga. Za to Macedończycy mogli bez problemu strzelać ze strzał Persów pustosząc ich bezbronne szeregi i to ich własnymi pociskami.

„Wojna jest dla państwa sprawą najwyższej wagi, sprawą życia lub śmierci, drogą wiodącą do przetrwania lub upadku. Dlatego też należy poświęcić jej poważne studia.” - napisał dwa i pół tysiąca lat temu w pierwszym zdaniu najważniejszego chińskiego dzieła jego autor Sun Zi. To dzieło, to „Sztuka wojny” i paradoksalnie traktat ten nie dotyczy tylko państw i bitew. Jest on swojego rodzaju metaforą sprawdzającą się podobnie jak VUCA w wielu obszarach ludzkiej aktywności.

Czym różni się ta wojna od innych? Powszechnym wykorzystaniem mediów i dezinformacji? Nie tylko. Jeśli popatrzymy na konflikt na Ukrainie jako na element szerszej układanki, to nawet nie wiadomo tak naprawdę gdzie przebiega linia frontu i kto jest stroną konfliktu. Jak nigdy chyba dotąd w historii rację miał Platon używający metafory teatru cieni na ścianie jaskini dla opisu naszego sposobu patrzenia na rzeczywistość. Pierwszym etapem tej wojny była nagła powszechna zgodna na istnienie niezwykle śmiertelnego wirusa, który dziesiątkuje ludzkość i konieczność podjęcia bezprecedensowych działań dla walki z nim. Wiele z planowanych w trakcie tego eksperymentu biznesowo – farmakologicznego inicjatyw nie przebiegła zgodnie z wolą jego inicjatorów choć być może jest jeszcze za wcześnie na pełną ocenę tego zjawiska. Teraz nagle wszystko przysłoniła wojna, a o zarazie postanowili zapomnieć wszyscy. Co jest tak naprawdę celem Rosjan? Dlaczego Putin brnie drogą ludobójstwa? Być może jest on tylko zapalnikiem szerszego procesu, a za swe usługi otrzyma po właściwiej wojnie jakiś ochłap? Być możne chodzi o doprowadzenie do sytuacji, w której ukraińskie pola nie zostaną zasiane przez co na świecie zapanuje głód? Zamieszanie na rynku gazu powoduje, nawozy drożeją wielokrotnie więc rolnictwo innych krajów także napotka na niespodziewane problemy w wyniku czego żarcie będzie drogie na tyle, że do w miarę sytej Europy zaczną napływać fale głodnych uchodźców. Niedożywieni i osłabieni wcześniejszym wirusowym etapem inwazji ludzie zaczną padać jak muchy i to wcale nie na skutek bombardowań.

Bronią w tej wojnie są więc wirusy, głód i medialne wyobrażenia. A kto jest stroną? Elity z kieszeniami wypchanymi masą bezwartościowych elektronicznych impulsów i ogarnięte manią depopulacji oraz reszta ludzkości. Ci którzy przeżyją, wodzeni na manowce, głodni i zdezorientowani zaakceptują nowy porządek jaki by on nie był. I o to być może toczy się wojna inna od wszystkich, a jednocześnie taka sama. Bo w każdej wojnie chodzi o złoto, ziemię i niewolników. Reszta jest bez znaczenia. Bo w końcu wojna to też taki sam interes jak każdy inny tylko super dochodowy. Pewna rodzina od stuleci pożyczająca kasę na wojny obu stronom konfliktów wie to najlepiej.

poniedziałek, 14 marca 2022

Dowcip z podstawówki

Gdzieś w PRL w okolicach piątej, a może szóstej klasy podstawówki usłyszałem dowcip, który właśnie mi się przypomniał i wydaje się on aktualny chyba bardziej, niż w czasach swojej świetności. Od razu przepraszam za jego delikatną niecenzuralność, ale bez niej straciłby on tak potrzebną w dowcipach domieszkę „pikanterii”. Oto ów dowcip, w którym Breżniewa wystarczy zastąpić wiadomo kim i wszystko się zgadza.

Na zaproszenie tow. Breżniewa do Moskwy przybył Dobry Wojak Szwejk. Breżniew zaprosił go do swojej tajnej kwatery i pokazał mu swój ściśle tajny atomowy pulpit.

- Widzicie, mam tu trzy guziki: brązowy, srebrny i złoty. Gdy nacisnę brązowy w powietrze wlatuje Warszawa, gdy srebrny – Londyn razem z Paryżem, a gdy złoty cały Nowy Jork obraca się w perzynę. I co wy na to?

Szwejk zastanowił się przez chwilę, podrapał się po głowie i rzekł:

- U mnie w Pradze na Żiżkovie mieszkała pani Havrankova. Pani Havrankova miała trzy nocniki: jeden z brązowym uszkiem, drugi ze srebrnym, a trzeci ze złotym, a srała na schodach.

________

Wojna wojną, guziki guzikami, ale za wojenną zasłoną dymną ok. 20 maja mają być przekazane WHO rządowe uprawnienia w zakresie zarządzania nowymi pandemiami. WHO niepostrzeżenie staje się rządem światowym, ale czy mamy tego świadomość? Rząd światowy zakonspirowany pod osłoną silnych emocji?

sobota, 12 marca 2022

Śmieszno i straszno


W Misiu Barei jest wątek poszukiwania dublera do filmu. Tak naprawdę chodzi o znalezienie kogoś podobnego do Ryszarda Ochódzkiego po to aby na jego paszporcie tenże mógł wyjechać do Londynu i przejąć ukradzione wspólnie z byłą żoną dolary. Na pomysł poszukiwania dublera wpada producent Hochwander i natychmiast postanawia go realizować. Do ludzi, którzy się zgłosili wysyła specjalną ekipę czynowników. Czynownicy jak czynownicy, udają się na pobliską melinę, gdzie cofają licznik i chleją za pieniądze uzyskane najprawdopodobniej (bo niby skąd) ze sprzedaży spuszczonej z baku benzyny. Bo przebieg i zużycie musi się zgadać, a kogo tam obchodzi jakiś dubler. Jeszcze „po trzeźwości” piszą notatkę, że po przejechaniu tylu a tylu kilometrów i odwiedzeniu tylu a tylu potencjalnych dublerów nie znaleziono nikogo podobnego do persony na zdjęciu.

Mój przyjaciel, który od dawna prowadził interesy na Ukrainie podzielił się ze mną zasłyszaną tamże hipotezą o kulisach inwazji. Żołnierze rosyjscy przekonani byli, że jadą jak zwykle na manewry. W przypadku wojsk pancernych oznaczało w praktyce zaparkowanie wozów bajowych w jakimś zagajniku po uprzedniej sprzedaży znacznej części paliwa okolicznym chłopom i kupienia za zarobione w ten sposób pieniądze alkoholu. Tak było od zawsze więc dlaczego miało by być inaczej tym razem? Tym razem jednak przyszedł rozkaz ataku na Ukrainę, a w bakach pustka, bo paliwo spieniężone. Tłumaczono niepowodzenia i braki w logistyce w różny sposób jednak mało kto chciał dotrzeć do istoty problemu i jego brutalnych przyczyn. Jeśli to prawda, to patologiczna armia o gigantycznej korupcji w gigantycznym państwie o patologicznej strukturze przypomina o żywo nic innego jak Misia, w którym w świecie niedoborów i rdzawej wody płynącej z kranu wszyscy kradną na potęgę. W takich okolicznościach nawet najprostsza inwazja nie ma szans.

A miało być tak pięknie. Najpierw przez granicę białoruską mieli przedostać się do Polski tabuny „uchodźców” z Bliskiego Wschodu przywiezione w samolotach. Polska pod naciskiem durnej propagandy i nacisku pożytecznych idiotów wpuściłaby całe to towarzystwo i generalnie utraciłaby antyuchodźczą odporność. Potem nastąpiłaby by błyskawiczna akcja wyzwoleńcza Ukraińców spod „faszystowskiego reżimu”. W Kijowie osiadłby nowy rząd zaś do Polski przedostałby by się obalone właśnie ukraińskie elity, przez co Polska stałaby się „krajem wspierającym faszystowskie reżimy”. Jednak cały misterny plan nie wypalił, bo zapominano o tym, że ropa w czołgach została przechlana. Na razie Ukraina się broni pozostawiają nam nadzieję na obalenie wiszącego nad Europą od kilkuset lat zagrożenia w osobie pijanego moskiewskiego żołdaka. I jest jak w „Raporcie z oblężonego miasta” Herberta:

„tedy wieczorem uwolniony od faktów mogę pomyśleć
o sprawach dawnych dalekich na przykład o naszych
sprzymierzeńcach za morzem wiem współczują szczerze
ślą mąkę worki otuchy tłuszcz i dobre rady
nie wiedzą nawet że nas zdradzili ich ojcowie
nasi byli alianci z czasów drugiej Apokalipsy
synowie są bez winy zasługują na wdzięczność więc jesteśmy wdzięczni
nie przeżyli długiego jak wieczność oblężenia
ci których dotknęło nieszczęście są zawsze samotni”


p.s.
Pamiętam ten dzień jakby był wczoraj. Dokładnie dziesięć lat temu objawiłem światu „Rekonfigurację”. Czy czegoś nas nauczyła? Mnie na pewno sporo. Czy świat przed nadejściem którego próbowałem w niej przestrzec właśnie się ziszcza? Niestety tak. Jest tylko bardziej brutalny i mniej wyrafinowany niż to sobie wyobraziłem. W każdym razie wolność człowieka nie była nigdy bardziej zagrożona niż w tej chwili. Gdy za covidem nadeszła wojna zasłaniająca wszystko pozostałe realizowany jest niepostrzeżenie projekt CDBC, a w Australii likwidowane są bankomaty. Limes Inferior.

Tak więc smutny to jubileusz także dlatego, że pokazuje jak czas płynie szybko.

środa, 9 marca 2022

Od powietrza, głodu, ognia i wojny

Stara modlitwa błagała Boga o uchowanie od największych plag jakie mogą trapić ludzkość. Wydaje się, że dwie z nich w postaci wojny i morowego powietrza mamy właśnie na warsztacie, a trzecia w postaci głodu czeka tuż za rogiem. Tona saletry amonowej – jednego z podstawowych nawozów skoczyła w przeciągu roku niemal pięciokrotnie do astronomicznych sześciu tysięcy za tonę. Rolnicy nie będą więc nawozić pól w wyniku czego nieurodzaj murowany. Ceny paliw przełożą się lada chwila na wzrost cen wszystkiego, a tu dodatkowe gęby do wyżywienia uciekające przed wojną.

Do kompletu nieszczęść brakuje jeszcze tylko ognia. Jeśli na skutek tych wszystkich zjawisk pojawią się masowe bankructwa, pożarów także nie zabraknie.

Czy są to czasy ostateczne? Czy jest to tylko grunt pod nowy porządek świata? Czy jest to preludium do poprzedzającej go wojny totalnej? Nie wiemy? Ale wiadomo jest jedno ludzie zawsze mieli przechlapane, a czasy dobrobytu i względnej prosperity przeplatane były licznymi katastrofami.

Nie wiem dlaczego jednak jestem optymistą. Tak zwana „pandemia” w jakimś stopniu okazała się tworem medialno – propagandowym, a jej skutki koncentrowały się na wielkich projektach biznesowych i tych z zakresu inżynierii społecznej. Wojna na Ukrainie pomimo swojego dramatyzmu, brutalności i morza przelanej krwi pokazała światu, że niezwyciężona armia rosyjska jest bardziej wpojonym propagandowym memem wbitym w głowy zachodu od pokoleń. Być może i inne plagi okażą się także bardziej testem naszych nerwów?

Tak jak wojna na Ukrainie nieuchronnie doprowadzi do upadku Rosji taką jaką znamy, być może i inne plagi sprawią, że w ich wyniku świat będzie kiedyś lepszy ale w stopniu i kierunku, którego nie potrafimy jeszcze przewidzieć?

niedziela, 6 marca 2022

Brakujący element


Celowo unikałem pisania czegokolwiek na temat wojny Putina, gdyż jedyne co mogłem napisać to wyłącznie powielanie tego co już powiedziano i napisano. Mam już jednak garść własnych przemyśleń.

Na każdej wojnie pierwsza umiera prawda. Od ponad tygodnia Ukraińcy bronią swego kraju przed inwazją Rosjan, dla których miała być ona "łatwizną" i "formalnością". Uwierzyli jednak we własną propagandę i w we własną armię - tak lichą jak i propaganda. I niemal tyle wiadomo na pewno, poza tym, że giną ludzie. Po co była Putinowi ta wojna, którą według wielu analityków już przegrał? Ale po kolei.

Po pierwsze, wojna to tylko pewna forma realizacji polityki. Ostateczna forma, ale jednak tylko forma. Skoro postanowiono rozpętać to piekło, to znaczy, że przez ostatnie lata Ukraińcy odrobili lekcję i pozbyli się całej rosyjskiej agentury wpływu. Nie udało się bowiem metodami pokojowymi, wewnętrznym naciskiem ani innymi środkami przeciągnąć Ukraińców na swoją stronę w projekcie odtworzenia wielkiego imperium. No właśnie imperium. Myśl imperialna ma to do siebie, że nie rodzi się nagle i nagle nie umiera. Dawne pomysły carów czy niemieckich cesarzy przekształcały się w imperialne wizje Hitlera i Stalina, którzy przez pewien czas mieli zamiar je "zsynchronizować". Wzajemna rosyjsko - niemiecka afirmacja ma swoją długą tradycję, a liczne wojny tylko utrwalały obie strony tego romansu w przekonaniu, że nie potrafią bez siebie żyć. Nawet w chwili, gdy w 1941 roku niemieckie wojska docierały pod Moskwę między stronami toczyły się rokowania pokojowe i rojono wspólne plany ataku na Amerykę. Nie jest też tajemnicą, że wcześniej bez wsparcia Stalina Hitler nigdy nie doszedłby do władzy, a niemiecka armia ćwiczyła na radzieckich poligonach. Zacieśnienie tej współpracy miało swą kulminację w ataku na Polskę poprzedzonym paktem Ribbentrop - Mołotow. Plan był prosty: rozjechać Polskę, a tak naprawdę stworzyć sojusz gwarantujący pewną symbiozę, rozwój, a dzięki temu możliwość podboju reszty świata. Niemiecki przemysł miał otrzymywać radzieckie surowce i zboże z Ukrainy za który Rosjanie mieli otrzymać niemieckie produkty. Obecne plany były bardzo podobne: za rosyjski gaz gwarantujący Niemcom hegemonię w Europie Niemcy mieli płacić swoimi produktami. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze tylko…  zboża z Ukrainy. No i cała układanka pasuje do siebie. Wielkie plany szczególnie imperialne nie tak łatwo jak widać zamknąć w archiwalnych teczkach.

Dochodzi więc do akcji, w której Putin próbuje uzyskać brakujący element. Najpierw Niemcy milczały czekając na rozwój wypadków, potem niemrawo przystąpiły do sankcji, gdy okazało się, że wojna nie będzie tak błyskawiczna jak pierwotnie sądzono. Poza wysłaniem starego rozpadającego się sprzętu Niemcy i tak po cichu nadal kupują gaz i ropę z Rosji zapewniając machinie wojennej Putina sowite wsparcie.

O co więc teraz chodzi?

Putin ma gdzieś sankcje i jakoś sobie poradzi pomimo nędzy, bo ma produkty, które zachód od niego kupi. Agentura wpływu o wielu dekad uzależniała Europę od swoich surowców energetycznych i nie bez powodu nawet słynna niemiecka polityka OZE opata jest tak naprawdę na rosyjskim gazie. W wojnie na Ukrainie chodzi więc być może nie o to, aby szybko podbić ten kraj, lecz o to, aby krwawił i się wyludniał pozostającą łatwiejszy dostęp do tak potrzebnych sojuszowi Berlin – Moskwa czarnoziemów - ostatniego brakującego elementu układanki. Rosjanie zwykle z nonszalancja podchodzą do własnych strat ludzkich o obcych nie wspominając, więc z tym nie ma większego problemu. Mamy więc surowce i zboże w jedną stronę - maszyny i produkty przemysłowe w drugą i tak można budować euroazjatycką potęgę. Wiele więc wskazuje na to, że stratedzy w Moskwie i Berlinie zdali sobie sprawę, że tylko połączenie potencjałów obu stolic może sprawić, że zarówno Niemcy jak i Rosjanie mogą uczestniczyć w nowym podziale łupów w globalnej grze jako podmiot. A w takim stanie świadomości nie ma nic prostszego jak tylko wyciągnąć z szuflad stare plany i wybaczyć sobie dawne nieporozumienia.

Jeśli mam rację, to właśnie w tej chwili amerykanie rozmontowują ten układ. Zniknie w dziwnych okolicznościach spora część niemieckiej klasy politycznej, a wsparcie dla Ukrainy będzie na tyle pokaźne, że to Rosja zacznie się wykrwawiać. Do tego wszystkiego mamy jeszcze Chiny czekające na odpowiedzi moment aby wejść do gry i na przykład zając Syberię w przypadku rosyjskiej klęski. I teraz wiadomo czemu służyła :paniczna ucieczka" amerykanów z Afganistanu w zeszłym roku, w której chodziło tak naprawdę o pozostanie Talibom całej masy sprzętu wojskowego. Rosjanie muszą na wschodzie utrzymać siły mogące stanowić dla nich zagrożenie ze strony tego kraju. Widzimy też determinację Niemiec i ich przybudówki w postaci Komisji Europejskiej w obaleniu polskiego rządu i całą grę agentury wpływu wodzących nasz kraj na manowce. Widać teraz dopiero prawdziwe cele działalności pożytecznych idiotów i sabotażystów. Widzimy też milczenie Izraela czekającego na swój łup w postaci Krymu. Wszystko staje się jasne. To tylko zacieśnienie współpracy Berlin - Moskwa, która może przerodzić się w konflikt światowy.

Podsumowując: Ukraina jest przegrana bez względu na dzielność swych żołnierzy, o ile nie zostanie radykalnie zdemontowany układ Berlin - Moskwa będący źródłem sprawstwa całego jej nieszczęścia. Mam nadzieję, że amerykanie są świadomi odrodzenia paktu Ribbentrop - Mołotow i faktu, że jeśli sojusz ten ulegnie wpływom Chin, upadek ameryki jest tylko kwestią czasu.

W całym tym nieszczęściu pozytywne jest to, że pomimo podziałów (stworzonych zresztą także przez niemiecka politykę) rodzi się między Polakami a Rusinami ponowienie prawdziwe braterstwo. To braterstwo, które było fundamentem wielkiego państwa zwanego Rzeczpospolitą. Być może dojrzeliśmy już do tego, aby odrodzenie takiego organizmu stało się faktem?

niedziela, 20 lutego 2022

Surowo ale sprawiedliwie

W grudniu 1944 gubernator dystryktu warszawskiego generalnego gubernatorstwa Ludwig Fischer sporządza dla gubernatora Hansa Franka raport z przyczyn, okoliczności, przebiegu i klęski Postawia Warszawskiego. Raport zawiera wiele cennych obserwacji i opisu faktów. Wyjątkowo aktualna wydaje się jednak polityczna puenta owego tajnego sprawozdania:

„Ponadto w kwestii uznania pozycji polskiej ludności, należałoby całkowicie zaprzestać wszelkich aktów samowoli, które w ciągu ostatnich pięciu lat, niestety, nierzadko miały miejsce. Polacy odnoszą się z pełnym zrozumieniem do surowych praw czasu wojny, jednak akty samowoli ranią narodową dumę Polaków. Jeśli skończymy z samowolą i będziemy traktować Polaków surowo, ale sprawiedliwie i damy im to odczuć, to wzmocni się pozytywny stosunek do nas i utwierdzi Polaków w przekonaniu, że problemy polskiego narodu mogą być rozwiązywane tylko przez Rzeszę.
Polityce niemieckiej jeszcze raz została dana doskonała okazja, jak to już było na początku wojny przeciw bolszewizmowi. Poczucie przegranej i przede wszystkim świadomość polskiej ludności, że została zdradzona i opuszczona przez sojuszników gra na naszą korzyść. Jeśli będziemy prowadzić dalekowzroczną i mądrą politykę, uda nam się zaprowadzić porządek w obszarze nadwiślańskim pod przewodnictwem Niemiec.
Idea europejska w polskim narodzie zdobyła sobie szerokie poparcie. Ale do tej pory Polacy obawiali się, że w zjednoczonej Europie nie będzie dla nich miejsca. Jeśli da im się nadzieję, że w tej nowej Europie będą oni mogli żyć w zgodzie ze swymi zasadami i tradycjami, to właśnie w Generalnym Gubernatorstwie można będzie znaleźć u zdecydowanej większości narodu polskiego zrozumienie polityki niemieckiej.
Jeśli dokonamy praktycznej oceny Powstania Warszawskiego, okaże się, że powstanie, które przyniosło setkom tysięcy Polaków niesłychane straty, w dalszej perspektywie może mieć dobroczynne skutki dla nadwiślańskiego obszaru.”

Piotr Mierecki, Wasilij Christoforow, Powstanie Warszawskie 1944 w dokumentach z archiwów służb specjalnych, Wydawnictwo IPN, Warszawa 2007 r., s. 1141.

Polaków należy więc traktować surowo ale sprawiedliwie i jeśli będą mieli świadomość tego, że w zjednoczonej Europie będzie miejsce dla nich, ich zasad i tradycji nastanie zrozumienie polityki niemieckiej. Jakież to proste.

Zobacz także: 

środa, 16 lutego 2022

Drobiazgi

Po moich przyjaciołach pozostały mi drobiazgi:
wypieszczona w dłoniach zapalniczka,
gdy popełniał ratalne samobójstwo,
kostka do szarpania strun,
przez najlepszego gitarzystę w mieście.
I jeszcze tęsknota,
której nie da się ani wypalić, ani wyszarpać. 

niedziela, 30 stycznia 2022

Nasi idą czyli konwój wolności

Jedna z anegdot dotyczących Talleyranda mówi, że w czasie obrad francuskiego rządu, którego był premierem wychylił się przez okno i wykrzyknął: „nasi idą”. Za oknami szła rewolucyjna demonstracja, której celem było obalenie rządu. Geniusz tego ”łajna w jedwabnych pończochach” jest przedmiotem wielu legend jednak zdolność utrzymywania się przy władzy bez względu na to kto ją sprawuje do dziś wywołuje podziw.
W Kanadzie rozpoczął się długo oczekiwany bunt. Dziesiątki tysięcy ciężarówek w gigantycznym konwoju ruszyło no Ottawę. Super postępowy premier od razu dał dyla, ale protest poparł…Elon Musk. On już wie po której warto jest być stronie. Być może za chwilę za jego przykładem cały korporacyjny establishment zmieni poglądy i poprze demonstrantów, potem potępią winnych i wszyscy zatańczą wesołego oberka. Ważne, że kasa, która miała być na całej hucpie zarobiona została zarobiona i powstała przestrzeń dla kolejnych „mądrości etapu”. Kolejna upupiona rewolucja, kolejny bunt, który staje się mechanizmem legitymacji władzy. Rzecz jasna – tej prawdziwej. Po pozornym tryumfie nikt nie będzie przecież rozliczać starych rachunków i zaglądać za bardzo w zarejestrowane rozmowy telefoniczne.
Z jednej strony wygląda na to, że autorzy nowego porządku świata zdali sobie sprawę, że ponieśli fiasko. Po prostu nie wyszło. Straszak nie zadziałał. Nie tym razem. Wchodzimy w etap: ratujmy co się da, ale pewne przyczółki do kolejnego podejścia stworzenia globalnego zamordyzmu.
Jest też inna hipoteza. Kiedyś we wspomnieniach pewnego prominentnego działacza PZPR znalazłem intersujący fragment, w którym opisuje on w jaki sposób udało się spacyfikować antyradziecką demonstrację w Katowicach. Sposób jest prosty. W chwili, gdy powstaje spontaniczny ruch społeczny a nie wyłoniły się jeszcze elity tego ruchu, trzeba, aby przejęła go agentura. Historia pewnego związku zawodowego i jej charyzmatycznego przywódcy o pseudonimie Bolek to podręcznikowy przykład tego podejścia.

poniedziałek, 24 stycznia 2022

Powieść za trzy grosze

    Pamiętam jakby to było wczoraj, bo dziwne zjawiska pamięta się długo. Dziwne było to, że Philip przyszedł do mnie do biura choć zwykle tego nie robił i wolał załatwić wszystkie sprawy przez telefon. Dziwna była też pora jego wizyty. Aby być u mnie o 9.30 musiał wstać przynajmniej godzinę wcześniej, a była to pora, o której niekiedy kładł się spać. Bez słowa wskoczył na fotel stojący naprzeciwko mojego biurka.
   - Mam świetny pomysł na powieść – powiedział i wyciągnął ze stojącej na biurku skrzynki papierosa.
  - Kolejną? – odpowiedziałem także bez słowa przywitania tak jakbyśmy kontynuowali przed chwilą przerwaną rozmowę. Wiedziałem, że albo rzeczywiście ma genialny pomysł albo bardzo potrzebuje pieniędzy. On zawsze potrzebował pieniędzy.
  - Tak, kolejną ale to całkiem coś innego niż to co do tej pory napisałem – rozglądał się nerwowo najwyraźniej szukając zapalniczki. Gdy w końcu podałem mu ogień zaciągnął się głęboko.
 - Myślisz, że przebijesz „Człowieka z wysokiego zamku”? – zapytałem chcąc jako wydawca pokierować rozmowę na tory bardziej biznesowe choć i tak wiedziałem, że nie ominie mnie wysłuchanie przynajmniej zarysu fabuły i trudne negocjacje o wielkość kolejnej zaliczki. Miałem słabość do tego wariata i on o tym doskonale wiedział. Choć muszę przyznać, że przed kilkoma spektakularnymi sukcesami wydawniczymi to ja powszechnie uchodziłem za wariata. Ostatecznie mogłem uchodzić za mecenasa dziwnego pisarza, którego utwory były zbyt ambitne dla przeciętnego czytelnika, a jednocześnie zbyt banalne dla wyrafinowanej śmietanki literackiej kształtującej gusta głównego nurtu odbiorców. W ogóle cały nurt fikcji naukowej wydawał się wtedy co najwyżej szybko przemijającą kolejną mutacją prostych czytadeł. Ale czy kino nie było na początku niczym innym jak ruchomymi obrazami wyzwalanymi na prześcieradle, jarmarczną rozrywką, ciekawostką za drobniaki? Wiedziałem, że byliśmy dopiero w połowie drogi i jeszcze za naszego życia z kategorii czytadeł umilających czekanie na autobus staniemy się częścią kultury wysokiej. Philip wiedział to także. Jednak jego zdaniem awans całego nurtu, który reprezentowaliśmy wynikać będzie bardziej z upadku jej wysokości kultury, niż będzie rezultatem naszej mozolnej wspinaczki. Na razie jednak w oczekiwaniu na splendory i duże pieniądze musieliśmy mieć na życie i opłacenie rachunków. Tu także ze strony Philipa i innych autorów można było liczyć na pewnego rodzaju zrozumienie. Co poradzić, gdy historie same cisną się do głowy? - powtarzali czasami. W końcu ślęczenie przy maszynie do pisania jest lesze od wielu innych słabo płatnych prac. 

    Siedzieliśmy w milczeniu tak jakby moje wcześniejsze pytanie nie zasługiwało na odpowiedź, a żaden z nas nie miał odwagi porozmawiać o kwestiach zasadniczych. W końcu nie wytrzymałem.
    - No to co to? Ile to będzie miało stron, na kiedy skończysz i ile chcesz zaliczki?
    - A nie interesuje cię o czym będzie?
   - To także, bo muszę oszacować ryzyko ale najpierw musze wiedzieć jakie koszty poniosę. Duże rzecz wymaga więcej papieru, prac edytorskich i wydłuża termin wydania ale ludzie są skłonni za taką książkę zapłacić znacznie więcej - powiedziałem niczym automat rzeczy z których od doskonale zdawał sobie sprawę.
    - Myślę, że około trzystu stron maszynopisu, będzie gotowe w przyszłym miesiącu, a jakoby dostał tysiąc dolarów to na pewno bym się nie obraził. Sam wiesz, że pusty żołądek to najlepsza motywacja.
    - To teraz powiedz co wymyśliłeś.
    - Wiesz, że z tym mam największy problem ale spróbuję. Wszystko zaczyna się od pojawienia się wirusa przypominającego grypę. Nie wiem jeszcze w której części świata dojdzie pierwszej infekcji, ale to mało istotne. Najważniejsze, że wirus stanowi zagrożenie dla całej ludzkości. Rozważam nawet, że został skonstruowany sztucznie i wymknął się przez przypadek. Wirus działa w ten sposób, że osłabia organizm dzięki czemu ludzie umierają na inne choroby. Bardzo szybko przemysł farmaceutyczny wykorzystuje dla siebie szansę, bierze nie do końca zbadaną technologię i wszystkim rządom na świecie wciska szczepionki. Jednocześnie uruchomiona jest wielka machina propagandowa zmuszająca ludzi do szczepień i odbierająca ludziom podstawowe prawa i imię walki z bezprecedensową plagą. Rzecz w tym, że plagi nie ma. Znaczy jest ale nie jest tak złośliwa jak się pierwotnie wydawało. O więcej kolejne mutacje wirusa gwarantują łagodny przebieg choroby i dają odporność. Pojawia się nawet hipoteza, że do właśnie firmy farmaceutyczne skonstruowały wirusa po to aby zarobić lecz nikt nie spodziewał się skali zjawiska. Pojawia się przedziwna spirala wypadków. Nikt z rządzących nie chce się przyznać do błędu, a skorumpowani naukowcy i media podsycają stan zagrożenia. Pojawiają się faszyzm sanitarny w którym niezaszczepiani bezwartościową teoretycznie dobrowolną szczepionką tracą wszelkie prawa. W ten sposób władze chcą odwrócić uwagę od swoich błędów i oddalić kwestie ewentualnego postawienia ich przed odpowiedzialnością. Rodzi się nowa forma totalitaryzmu w którym demokratycznie wybrane władze widzą jedyną drogę do uniknięcia odpowiedzialności. Szaleją kryzysy i świat pogrąża się w chaosie. I tu rozpoczyna się akcja. Zwykli bohaterowie odkrywają przed czytelnikiem to co wydarzyło się dotychczas, a jednocześnie wprowadzają go do świata bieżących wyborów. Rzecz w tym, że epidemia schodzi na plan dalszy. Ludzie dzielą się na lojalnych i nielojalnych wobec władz i ich bzdurnych zaleceń i decyzji. Bankructwo państw staje się faktem. W wielu miejscach na świecie dotychczas dostatnich pojawia się głód. Dla wszystkich jasne staje się, że potrzebny jest nowy ład. I taki powstaje. Jedyną odpowiedzią jest prawdziwy globalny komunizm kierowany przez kilka korporacji, zresztą tych samych, które rządom sprzedawały szczepionki i lekarstwa. Tylko ci ludzie mają siły i środki aby wprowadzić jakikolwiek porządek. Wszyscy ludzie stają przed ostatecznym wyborem czy poprzeć nowy świat czy z uporem maniaka tkwić w tym starym. I to jest zasadnicza część fabuły.
    - A jak nie poprą to co?
    - Jak zwykle z komunistami – dół z wapnem.
    - Ty i te twoje komunistyczne fobie. Już raz oskarżyłeś Lema o to że jest bolszewicką organizacją - powiedziałem.
    - A nie jest? – żywo zareagował Philip – ten jowialny człowieczek to przecież tylko marionetka.
    - No dobra. Co będzie dalej?
   - A skąd mam wiedzieć? Jeszcze przecież nie napisałem tej książki. Nie wiem do jakiego miejsca doprowadzi mnie moja intuicja.
    - Musi być jakaś nadzieja, jakaś puenta. Przecież całego świata nie można zmienić w jeden wielki łagier i zabrać wszystkim cały dobytek.
    - Jak to nie można. A Kambodża? Hodowla nowego człowieka wymaga ofiar. Będzie to chów bardziej klatkowy niż hodowla na wolnym wybiegu, ale przez wiele dekad wcześniej przygotowywano ludzkość do ostatecznej jej klęski. Przez dekady po woli spiłowywano pazury ewentualnego buntu pozbawiając ludzi wartości, wierzeń i odpowiedzialności za swój los. Ta powieść będzie ekstrapolacją tego co teraz widzimy za oknami. Na naszych oczach każdy wolny człowiek stanie się niewolnikiem, a każdy niewolnik karykaturą wolności.
    - Może masz jednak jakiś pomysł na optymistyczne zakończenie?
    - Tak. Taki jak zawsze – przewidywalny. Bunt po dopełnieniu się utopi, kiedy dla wszystkich stanie się jasne, że uczestniczą w szaleństwie. Sami wtedy wrócą do starych sprawdzonych rozwiązań. Z zakamarków najciemniejszych lochów wygrzebią ostatnich kapłanów starej wiary, po to aby przy blasku świec na ruinach dawnej świątyni wyświęcili przywódcę buntu na króla. Od tej chwili wszystko stanie się już proste. Zachowam jednak w książce kilka niezdobytych twierdz, górzystych państewek składających się z wolnych chłopów tak odległych i tak kłopotliwych w podboju, że nowy ład zostawi je swojemu losowi. To one będą wzorcem starego porządku, który ostatecznie zwycięży gdy elektronowy mózg któregoś dnia odmówi posłuszeństwa i nie wyda rozkazów.

    Skończył. Bez słowa wyjąłem książeczkę czekową i wypisałem w niej kwotę. Dając mu czek wiedziałem, że nie napisze tej powieści choć gdyby powstała i tak bym jej nie wydał. Teraz tego żałuję. Gdy przyszedł któregoś razu z pomysłem na książkę o androidach też pukałem się w czoło, a potem przyszedł kontrakt na ekranizację, która ustawiła nas do końca życia. I pomyśleć, że Philip potrafił takie historie wymyślać za każdym razem gdy brakowało mu pieniędzy. 



Pamięci
Andrzeja Sokołowskiego

czwartek, 6 stycznia 2022

Ukryta ręka wajchowego

Nie jestem jeszcze chyba na etapie, w którym należałoby w sposób zwięzły podsumować swoje życie, ale okoliczności sprawiły, że zacząłem zastanawiać się nad swoją przeszłością. Nazbierało się tego trochę - nie powiem. Tak się złożyło, że opatrzność doprowadziła do sytuacji, że udało mi się znaleźć dość często w sytuacjach, gdy moje koncepcje zyskiwały zwolenników i zmieniały się w intrygujące projekty, których zdecydowana większość skończyła się… klęską lub totalnym wypaczeniem. Ale nie przyspieszajmy finału całej opowieści. Faktem jednak jest, że wszystko co drogi czytelniku przeczytasz poniżej wydarzyło się naprawdę. To co opisze może wydawać się szczytem naiwności lub czystym frajerstwem jednak ja zawsze stałem na stanowisku, że życie jest zbyt krótkie i że trzeba po sobie pozostawić jak najwięcej dobra. Nigdy nie interesowały mnie pieniądze, poza tymi niezbędnymi do egzystencji siebie i najbliższych. Dom wybudowałem własnymi rękami, a do tej pory nie mam potrzeby posiadania wypasionych samochodów. Pracę swoją traktowałam jak publiczną misję. Gdyby ktoś zwolnił mnie z tego obowiązku pewnie zacząłbym robić interesy, ale skoro byłem tam gdzie byłem musiałem oddać społeczeństwu wszystkie swoje talenty.

Wszystko zaczęło się jeszcze na studniach, gdy mój przyjaciel miał przyjaciela a ten pieniądze do wydania na projekt badawczy. I wtedy pojawiłem się ja: czyli wtedy jeszcze młody naiwny, potrafiący za niewielkie pieniądze zrobić coś, za co wyspecjalizowane firmy wzięłyby krocie. Po przeprowadzonych badaniach powstał raport z badań wydany w formie książkowej, ale anonimowo, bo miał on wyłącznie charakter techniczny: same wykresy i tabele z prezentacją wyników. Raporty takie wypluwa niemal automatycznie pakiet statystyczny więc to on był bardziej autorem tego czegoś niż ja. Raport wtedy – ponad 20 lat temu wywołał niemałe zamieszanie i był potem powielany jako materiał źródłowy w innych pracach. Poprosiliśmy od jego recenzję znanego nam naukowca, którego uważałem wtedy za coś w rodzaju autorytetu. Jakież było moje zdziwienie gdy po blisko 20 latach, ów raport znalazł się na liście dorobku naukowego owego naukowca. Jak widać nie tylko Bajer Full potrafi zgłosić do ZAIKSu nie swoje piosenki. Szkoda, że empiryczny dowód na mechanizmy działania polskiej nauki dodarły do mnie tak późno. Jednak to wszystko tylko preludium. 

Po pewnym czasie od kiedy zacząłem już pracować jako etatowy urzędnik do mojego szefa przybyło dwóch dżentelmenów z propozycją nie do odrzucenia. Jeden jest dziś szefem świetnie działającej organizacji zajmującej się utylizowaniem pieniędzy podatnika na rzeczy nikomu do niczego nie potrzebne, a drugi choć w podeszłym już wieku uchodzi za sumienie prawicy. Panowie ci powiedzieli, że potrzebna jest strategia opisująca rozwój mojej okolicy w oparciu o sieci, informacje i zdalne załatwianie spraw. Ponieważ panowie byli wybitnymi ekspertami przedstawili okrągłą sumę, która zapierała wtedy dech w piersiach. Cóż było robić? Przecież bez takiego dokumentu "Łunia" nie da ani złamanego Euro… Wtedy ja zgłosiłem się na ochotnika i powiedziałem, że napiszę taki kwit i to w godzinach pracy o ile do moich dotychczasowych obowiązków zostanie przydzielona dodatkowa osoba. Tak się stało, co zapewniło mi niezłą zabawę na kilka miesięcy. Jednym z podstawowych celów dokumentu było wybudowanie super nowoczesnej sieci światłowodowej, która z założenia miała stać się źródłem koniunktury dla lokalnych operatorów mogących w oparciu o nią świadczyć dalsze usługi. Powstał nawet projekt studyjny, który określał jak i za ile należy taką sieć wybudować. Potem projekt stałe się elementem większego "Misia" i ktoś za niego wziął drugi raz pieniądze, nim międzyczasie ktoś inny nie podjął decyzji, że zamiast budować sieć trzeba rozdać kasę gminom na zakup komputerów… Gdy po wielu latach powstała sieć to nie było już lokalnych operatorów, tylko korporacyjne macki. Ale przedtem sieć powstała i była konferencja podsumowująca projekt, na którą mnie nie zaproszono. Wcześniej organizatorzy konferencji postanowili poświęcić mi i mojej pionierskiej pracy nawet prezentację, ale rządzący wtedy marszałek kategorycznie zakazał i nakazał wymazać mnie z historii. Na szczęście o nim historia już zapomniała.

W międzyczasie tak się poskładało, że wraz z kolegą napisaliśmy projekt w oparciu o mój pomysł. Chodziło o wymyślenie marki regionalnej, która miała z założenia miała stanowić nowe kryterium wyboru produktów na rynku lokalnym. Chodziło o to, że ludzie idąc do sklepu kierują się wyborem typu: tanie – drogie lub niskiej – wysokiej jakości. Przy proponowanym podejściu mogliby wybierać między wyprodukowane w regionie lub poza nim. Prawo do specjalnego znaku miał mieć każdy kto zarejestrował firmę w regionie. I się zaczęło…. Na obradach Zarządu Województwa wicemarszałek rodem z Samoobrony powiedział, że gdyby było otwarte okno „to wypierdoliłby” ten projekt przez owe okno. W akcie desperacji zapytałem Zarząd Województwa jaka jest ich polityka i że odpowiedziało mi milczenie.

– Jeśli powiedzą mi panowie jaka jest wasza polityka – ciągnąłem kopany pod stołem przez kolegów – to ja napiszę takie projekty. Więc jeszcze raz jaka jest wasza polityka panowie. Słucham. Znów odpowiedziało mi milczenie. Zreferowałem więc projekt po czym bez słowa komentarza Zarząd postanowił skierować projekt do realizacji. Potem gdy projekt uzyskał finansowanie do władzy doszła Platforma, która zmieniła zapisy projektu w taki sposób, że owa marka regionalna miała dotyczyć tylko kilku firm rocznie tworząc w efekcie regionalny klub przyjaciół i znajomych królików, a nie realny instrument przełamywania peryferyjności i wywoływania koniunktury gospodarczej. 

Podobny los spotkał projekt na portal gospodarczy, który miał integrować naukę i biznes i tworzyć nowe modele biznesowe oraz projekt realizowany przez Urząd Miasta obok mojej wioski. Chodziło o projekt „Miasto Wiedzy”, który miał funkcjonalnie doprowadzić do funkcjonalnej integracji uczelni w mieście w wyniku czego powstałby największy w Polsce „wirtualny” uniwersytet, integrujący rozproszone potencjały. W ramach projektu miał powstać program i konsensus jak to zrobić aby student jednego uniwersytetu mógł na przykład uczestniczyć i zaleczać zajęcia w innej uczelni. Oczywiście tak naprawdę chodziło o badania i integracją potencjału badawczego, ale mniejsza o to. Niestety w dzisiejszych czasach wszystko trzeba tłumaczyć obrazkami. Nic z tego nie wyszło, gdyż władzę z mieście obok miej wioski na skutek subtelnej intrygi przejął prezydent z PO. Zmienili oni zapisy tego projektu tak, że zakończył się wesołym oberkiem i z pierwotnych planów nic nie pozostało. Po wielu latach gdy w pracy odebrałem telefon i przedstawiłem się dzwoniąca pani z jednej z uczelni powiedziała:

- A, to pan chciał połączyć kiedyś uczelnie. Szkoda, że nic z tego nie wyszło – rzeczywiście szkoda.

Nie co inny los spotkał projekt „Regionalny system współpracy” w którym naukowcy rozwiązywali utylitarne problemy w przedsiębiorstwach. Projekt cieszył się tak dużym powodzeniem, że gwardia hunwejbinów nie mogła go rozwalić. 

Oczywiście nie sposób opisać wszystkich zainicjowanych i rozpoczętych przedsięwzięć. Była strategia budowy przewagi konkurencyjnej regionu, której decydenci nie chcieli, była strategia sytemu informacji przestrzennej – wyprzedzająca o lata świetlne pomysł map od googla, która po powstaniu została przez władzę zignorowana. Była strategia telemedycyny powstała przy współpracy z UMCS, która także została przez wszystkich – a szczególnie przez decydentów zignorowana. Było także totalne curiosum projekt forsightowy, który upadł tylko dlatego, że wykonawca który wygrał przetarg nie wiedział co się do niego mówi.

Potem gdy zmieniłem pracę robiłem to samo: jako etatowy strateg szukałem konkurencyjnych przewag i uruchamiałem projekty na innowacyjne przedsięwzięcia. Jedno z nich dotyczyło konstrukcji ładowarki do samochodów eklektycznych, którą mógł produkować każdy. Grant przyznany projekt się toczy i nagle – pozamiatane. Dopiero potem w Programie Odbudowy KE napisało, że chce za pieniądze od lichwiarzy postawić na terytorium UE milion ładowarek. Przecież nie po to ktoś chodził, tupał i wydeptywał ścieżki aby gdzie w peryferyjnym kraju, w mieście na zadupiu paru wariatów rozwaliło taki piękny interes. 

Co łączy te wszystkie porażki? Nie tylko kaskadowa niekompetencja i obawa przed zmianą mogącą pozbawić różnych ludzi ich „okopów”, stref względnego komfortu. Wszystkie te przedsięwzięcia łączy jedno: nie będzie żadnych innowacji w skolonizowanym kraju, który nie ma dywizji i zagraża interesom korporacji. Nie będzie innowacji w kraju przesiąkniętym agenturą i armią pożytecznych idiotów. W takim kraju będzie tylko atrapa i żadnych rodzimych technologii. W kraju, w którym każdy z uczelni lub z państwowej dużej firmy może wynieść wszystko i uruchomić formę na szwagra nigdy nie będzie prawdziwej konkurencyjnej przewagi. Szkoda, że naiwnie z uporem znosiłem te nauczki za każdym razem żywiąc nadzieję, że tym razem wyjdzie… I wciąż mam nadzieję, że wyjdzie.

Gdy po odzyskaniu przez Algierię niepodległości opuściła nią Francuzka administracja, na drugi dzień ich miejsce zajęli Algierczycy z automatu tworząc nową biurokratyczną kastę, która blokowała wszelkie reformy. Nowi bezrefleksyjnie weszli w stare buty kolonialistów. Gdy wyzwoleni przez amerykańskich abolicjonistów czarni niewolnicy z plantacji trafili do Afryki i zasiedlili utworzone dla nich państwo Liberia, niemal natychmiast poubierali się w wytworne stroje i z tubylczych Afrykanów uczynili swoich niewolników. I w jednym i w drugim przypadku władzę przejęli ludzie, którzy znali tylko jeden system i tylko w nim potrafili funkcjonować. Dlatego prawdziwa reforma wymaga nowych struktur nowej wizji i nowych form jej realizacji. W przeciwnym razie na dodatek bez realnej suwerenności będziemy dalej tkwili w starym systemie. Sprytni byli komuniści, przekazując władzę w 1989. PRL przetrwał dłużej niż mówią podręczniki historii.