piątek, 27 marca 2015

Anatomia kłamstwa

Szklanka jest do połowy pełna lub do połowy pusta - głosi stare powiedzenie. Wszystko jest względne i zależy od punktu widzenia i tego w jaki sposób definiujemy swój interes, a także od tego co jest dla nas ważne. Łatwo jest więc dojść do wniosku, że aksjologia stanowi prapoczątek ludzkich działań, bo to ona odpowiada za wizję rzeczywistości. Jeśli jesteśmy wyznawcami prawdy - jednego z centralnych filarów łacińskiej cywilizacji to dobrze. Jeśli nie, pogrążamy się w nicości, względności, a przez to można z nami zrobić wszystko co tylko przyjdzie do głowy rządzącym. Społeczeństwa lepkiej jak plastelina, nie mające w niczym oparcia łatwo poddają się medialnemu praniu mózgów. Co można zrobić w tej sytuacji? Jak nauczał Nicolas Gomas Davila: "przystoi nam tylko bezsilna jasność umysłu, bo wszelkie próby nawrócenia oczadzony przez medialne manipulacje wydają się być z góry skazane na przegranie.

Jeden z morderców z Państwa Islamskiego wydostał się na zachód i zdradził pewną tajemnicę tej organizacji. Opowiedział on o tym, dlaczego osoby, które na kręconych przez tą zbrodniczą organizację filmach zachowują spokój. Okazuje się, że ludzie skazani na obcięcie głowy przed filmującą to kamerą są przekonane o tym, że to tylko próba i jedynie ostrzeżenie. Są oni traktowani przez przetrzymujących ich oprawców jak bracia, otrzymują arabskie imiona, a pilnujący ich strażnicy się z nimi zaprzyjaźniają. Roztacza się przed nimi wizję rychłego zwolnienia po nagraniu filmu. Dlaczego ci nieszczęśnicy mają im nie wierzyć?
Władze niemieckie po zajęciu Polski otworzyły w większych miastach naszego kraju autonomie żydowskie spełniając w ten sposób dawne polityczne postulaty tej społeczności. Do 1941 roku w Gettach, którymi administrowała żydowska administracja i policja żyło się w miarę bezpiecznie, do tego stopnia że to w autonomii uzyskiwali schronienie przedstawiciele polskiego ruchu oporu. Po prostu, na początku wojny ze strony Żydów nic nie groziło Niemcom i na odwrót. W rezultacie owa sielanka była tylko uwerturą do zagłady.

Media wywołują przede wszystkim silne emocje i poprzez wielokrotne powtarzanie tworzą obraz świata niemal realny, ale pozbawiony prawdziwości i nielogiczny. Kto tylko ma czas i chęć dochodzić to istoty problemu? Oto propaganda wojenna sięga chyba zenitu. Tymczasem ani jeden pocisk nie wystrzelił, a nawet na "ogarniętej bratobójczą wojną" Ukrainie, od dawna nie dzieje się nic. Podział kraju wydaje się być przesądzony na co wyraziły milczącą zgodę zachodnie potęgi. Jednak my wciąż nakręcamy się na wirtualną wojnę. Nie wiadomo jednak na razie z kim i po co? Przekaz medialny z jednej strony bombarduje nam kolejnymi zapowiedziami wkroczenia armii rosyjskiej do kolejnych krajów, z drugiej mówi o tym, że Rosja ma katastrofalne problemy gospodarcze. Nie chcę bronić Kremla i stojącego na jego czele czekisty. Jest to z pewnością kawał drania i nie można się po nim spodziewać niczego dobrego, ale jak to jest możliwe, że w ktoś kto ma takie poważne problemy gospodarcze ma ambicje kogokolwiek zaatakować. Przecież nie ma nic bardziej kosztownego niż wojna. A skoro Putin nie ma kasy i tak jak donoszą niezależne głowy podobno zadarł właśnie z lichwiarską międzynarodówką nacjonalizując Bank Rosji, to pieniędzy tych nie będzie miał tym bardziej. Finansowa kroplówka z Chin? Mało prawdopodobne. To jak to jest w końcu z tą wojną? A może ktoś nas perfidnie oszukuje, a my jesteśmy już tak nauczeniu konformizmu, że nawet nie zadajemy pytań? Jeśli tak, to w jakim celu? To wydaje się dość proste. W przypadku zagrożenia wojną, kataklizmem lub kryzysem ludzie zawsze gromadzą się koło przywódcy kimkolwiek by on nie był. Tak więc wojenna fobia potrwa u nas do jesiennych wyborów parlamentarnych bo jest na rękę władzy. Gdyby PiS miał odrobinę oleju w głowie, to dostrzegłyby tę zależność i zmienił swoją politykę. Ale PiS wydaje się sam wpadł w tę pułapkę. A być może PiS nie chce wygrać tych wyborów? 

Dlaczego ogłupiające nas niczym niemiecka polityka i mordercy z Państwa Islamskiego swe ofiary media nie informują o sytuacji finansowców publicznych i rychłym bankructwie ZUS? Dlaczego nikt w mediach głównego nurtu nie pokazuje procesu likwidacji naszego przemysłu, energetyki, upadku kultury? Bo były minister Sienkiewicz zdradził największą tajemnicę tego kraju, a połączenie medialnego otumanienia z demokracją daje jak dotąd najlepsze efekty jeśli chodzi o przekonanie baranów, że istnieje tylko jeden, jedynie słuszny kierunek.

środa, 25 marca 2015

Roman Dmowski o Ukrainie i jej genezie

Niezmiernie ciekawy tekst z 1930 roku, który znalazłem nieco przez przypadek, choć podobno nie ma przypadków. Wydaje się, że został napisany wczoraj. Pisownia oryginalna.

KWESTJA UKRAIŃSKA.
III. Ukraina w polityce niemieckiej.
Łatwość, z jaką sfery polityczne wiedeńskie z miejscowego, wąskiego pojęcia Rusinów (Ruthenen) przeskoczyły na szerokie pojęcie Ukraińców i wewnętrzną, austrjacką kwestję ruską zamieniły na międzynarodową ukraińską, była zadziwiająca. Byłaby ona wprost niezrozumiałą, gdyby nie głęboka zmiana, która zaszła współcześnie, pod koniec ubiegłego stulecia, w położeniu monarchji habsburskiej.
Związane od kilkunastu lat z Niemcami przymierzem Austro-Węgry zamieniły pod koniec stulecia to przymierze na związek głębszy, ściślejszy, prowadzący z jednej strony do tego, żeby Niemcom i Węgrom monarchji. zagrożonym w swem panowaniu przez inne narodowości, dać silne oparcie w Niemcach Rzeszy, z drugiej zaś do podporządkowania dyplomacji austro-węgierskiej polityce zewnętrznej cesarstwa niemieckiego. Już wtedy dla poruszeń polityki austrjackiej, których nie można było zrozumieć w Wiedniu, znajdowało się wyjaśnienie w Berlinie.
Otóż w owym czasie litaratura polityczna wszechniemiecka zaczęła się żywo zajmować wypracowaniem koncepcji nowego państwa: wielkiej Ukrainy. Jednocześnie utworzono konsulat niemiecki we Lwowie, nie dla obywateli niemieckich, których we wschodniej Galicji właściwie nie było, ale do współpracy politycznej z Ukraińcami, co zresztą publicznie zostało ujawnione. Ujawniono też żywą akcję na terenie spraw ruskich Związku Obrony Kresów Wschodnich (Ostmarkenverein), założonego w Niemczech do walki z polskością.
Okazało się, że z chwilą zamiany kwestji ruskiej na ukraińską środek ciężkości polityki w tej kwestji przeniósł się z Wiednia do Berlina.
Pytanie teraz dlaczego Niemcy, nie posiadające ludności ruskiej w swem państwie, tak żywo się tą kwestją zajęły. Nie mogła to być idealistyczna, bezinteresowna chęć popierania odradzającej się narodowości, ile że zainteresowanie kwestją wychodziło od rządu i od sfer, reprezentujących zaborczą politykę niemiecką. Było to wygrywanie kwestji w interesach niemieckich. Przeciw komu?...
W okresie poprzedzającym wojnę światową Niemcy patrzyły na Rosję, jako na pole swej eksploatacji ekonomicznej i sferę swych wpływów politycznych. Nawet inni traktowali Rosję, jako część szerszego imperjum niemieckiego*). Z tego stanowiska dążyli oni do osłabienia jej zarówno politycznego, jak gospodarczego: chodziło o to, żeby nie była ona zdolna do przeciwstawienia się im na żadnem polu.
Pod koniec właśnie ubiegłego stulecia Rosja, która główne bogactwo ziem małoruskich widziała w ich niesłychanie urodzajnym czarnoziemie, zaczęła energicznie eksploatować znajdujące się tam obfite pokłady żelaza i węgla kamiennego i na nich budować swój własny przemysł, obliczony nietylko na zapotrzebowania krajowe, ale i na obce rynki wschodnie. Dla Niemiec oznaczało to nietylko zmniejszenie w przyszłości rynku rosyjskiego dla ich wwozu, ale także nowe współzawodnictwo na rynkach azjatyckich.
Z drugiej strony, Niemcy pod koniec ubiegłego stulecia umocniły się w Turcji i zaczęły prowadzić dzieło całkowitego jej opanowania. Tu wielką przeszkodą dla nich była pozycja Rosji na morzu Czarnem i dostęp jej do Bałkanów.
Wszystkie te niebezpieczeństwa i te trudności usuwał śmiały pomysł utworzenia niepodległej, wielkiej Ukrainy. Nadto, zważywszy słabość kulturalno-narodową żywiołu ukraińskiego, jego niejednolitość, obecność na pobrzeżu morskiem różnorodnych żywiołów etnicznych, nic wspólnego nic mających z ukrainizmem, obfitość w kraju ludności żydowskiej, wreszcie dość znaczną ilość osadników niemieckich (w Chersońszozyźnie i na Krymie) — można było mieć pewność, że nowe państwo uda się wziąć pod silny wpływ niemiecki, ująć w ręce niemieckie jego eksploatację i całkowicie pokierować jego polityką Niepodległa Ukraina zapowiadała się jako gospodarcza i polityczna filja Niemiec.
Natomiast Rosja bez Ukrainy pozbawiona jej zboża, jej węgla i żelaza, pozostałaby państwem wielkiem terytorjalnie, ale niesłychanie słabem gospodarczo, nie mającem żadnych widoków na gospodarczą samodzielność, skazanem na wieczną zależność od Niemiec. Odcięta zaś od Morza Czarnego i od Bałkanów, przestałaby wchodzić w rachubę w sprawach Turcji i państw bałkańskich.
Teren ten pozostałby całkowicie domeną Niemiec i ich pomocnicy, monarchji habsburskiej.
Z punktu widzenia celów* polityki niemieckiej względem Rosji największem niewątpliwie dziełem tej polityki byłaby wielka Ukraina.
Był wszakże jeszcze ktoś, przeciw komu Niemcy uważały plan ukraiński za zbawienny...
Gdy kwestja polska w drugiej połowie XIX w. zeszła z porządku dziennego spraw międzynarodowych i zamieniła się w wewnętrzną kwestję trzech mocarstw rozbiorczych. polityka niemiecka była jedyną, która miała otwarte oczy na całość kwestji polskiej. Nie podzielała ona optymizmu Rosji i Austrji i nie przestała się obawiać powrotu tej kwestji na grunt międzynarodowy Nie ukrywał tego Bismarck, a i Bulów wyraźnie mówił, że Niemcy walczą nietylko ze swymi Polakami, lecz z całym narodem polskim. Niemcy rozumieli, iż odbywający się szybko postęp ich polityki na terenie światowym prowadzi do wielkiego konfliktu. Chwile zaś wielkich starć między mocarstwami mają to do siebie, że wtedy tłumione w czasie pokoju kwestje wdzierają się na teren międzynarodowy. Kwestja polska nie była tak zduszona, żeby już nigdy wypłynąć nie mogła; przeciwnie, pod koniec XIX stulecia, rozpoczął się w Polsce ruch odrodzenia politycznego, tworzył się we wszystkich trzech zaborach jeden wielki obóz narodowy, świadczący, że nowe pokolenia polskie czegoś się nauczyły, przemawiający językiem naprawdę politycznym, którego oddawna już w Polsce nie słyszano.
Wystąpienie Polski na widownię międzynarodową, jako wielkiego narodu, byłoby dla polityki niemieckiej wielką klęską. Jeżeli nie można było tego narodu zniszczyć, trzeba go było zrobić małym. Na to zaś najprostszym sposobem było stworzenie państwa ukraińskiego i posunięcie jego granic wgłąb ziem polskich tak daleko, jak daleko sięgają dźwięki mowy ruskiej.
Plan ukraiński tedy był sposobem zadania potężnego ciosu jednocześnie Rosji i Polsce.
Ten plan na papierze urzeczywistniono. Tym papierem był traktat podpisany w r. 1918 w Brześciu Litewskim przez skleconą ad hoc delegację Rzeczypospolitej Ukraińskiej z jednej strony, przez Niemcy, Austro-Węgry, Turcję i Bułgarję z drugiej.
Pozostał on na papierze, bo potężne do niedawna Niemcy w owej chwili zdolne były już tylko papiery podpisywać. Pozostał on jako testament cesarskich Niemiec, w trudnej powojennej dobie czekający na wykonawców.
Roman Dmowski,
* Świadczy o term najlepiej słynna powojenna książka J. M . Keynesa „ The Economic Consequences of the Peace (Londyn 1919)", w której marzący o powrocie do dawnych, dobrych czasów eksploatacji całego świata przez parę państw nie realny ekonomista angielski woła o ocalenie Rosji dla imperjum gospodarczego niemieckiego.



Wstęp redakcji

NIEMCY A SPRAWA BIAŁORUSKA.
Szczególnej uwadze Czytelników naszych polecamy dzisiejszy, trzeci z rzędu artykuł Romana Dmowskiego poświęcony kwestji ukraińskiej. W artykule tym wielki mistrz narodu naszego wykazuje, jak to główna sprężyna, kierująca ruchem ukraińskim, przed wojną jeszcze z Wiednia przeniesiona została do Berlina, który z lokalnej, „wschodniogalicyjskiej“ sprawy ukuł potężne
narzędzie swej zaborczej, krzyżackiej polityki.
Nietylko o wpływy ekonomiczne chodziło Niemcom, nietylko o osłabienie Rosji... plan ich sięgał znacznie dalej: przeczuwając, iż wcześniej lub później sprawa polska w tej lub innej formie wypłynąć musi na widownię europejską. Niemcy zawczasu starały się zaszachować Polskę przez stworzenie Ukrainy, jako państwa pozornie niezależnego, faktycznie będącego ekspozyturą Berlina.
Jest to plan bardzo stary okrążenia Polski, plan sięgający XIV i XV wieku, kiedy to niby dwa olbrzymie macki polipa z jednej strony Zakon Krzyżacki sięgał po ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego, z drugiej strony Austrja pod zdradzieckim królem Zygmuntem wyciągała pożądliwą dłoń po ziemie ruskie.
Po pięciu wiekach, wielka wojna światowa miała urzeczywistnić plan ten, który doczekał się je dynie „papierowego" załatwienia w traktacie brzeskim.
Niemcy przegrali wojnę skąd nie wynika jednak, iż wyrzekli się swoich zamiarów. „Co się odwlecze, to nie uciecze" jest to wprawdzie przysłowie polskie, które Niemcy obrali zda się za dewizę swej polityki zagranicznej. Jakoż skutkiem naszych błędów, naszej naiwności politycznej udało im się już z Litwy zrobić swoje posłuszne narzędzie, swoje dominium.
W sprawie ukraińskiej dopomagaliśmy Niemcom z całej siły podczas wojny 1919 - 1920 r., urządzając kawalerskie rajdy na Kijów pour le roi do Prusso, pomagamy im i dziś, popierając na
zewnątrz separatyzm ukraiński, tolerując wewnątrz bandytyzm bojowych organizacyj ukraińskich, kierowanych z Berlina i utrzymywanych za marki niemieckie.
Atoli łańcuch, który opętać ma od wschodu Polskę, nie byłby kompletny, gdyby w nim brakowało ogniwa białoruskiego. Tak zw. kwestja białoruska (o ile chodzi o jej stronę polityczną, nie etnograficzną) liczy zaledwo ćwierć wieku. Powstała ona w latach rewolucyjnych 1905 -1906, dziwnie tolerancyjnie traktowana przez rząd rosyjski, uległy na wpływy niemieckie. Wtedy już niejednokrotnie zwracaliśmy uwagę na to, że główna „kwatera" ruchu białoruskiego, mieszcząca się przy ul. Zawalnej, była ekspozyturą Berlina.
Czasu okupacji nie kryli się Niemcy z sympatjami białoruskiemi, wydawali pismo białoruskie, redagowane przez podoficera pruskiego, masowo kolportowane po wsiach, zakładali białoruskie szkoły, seminarja i t.p.
Po wojnie zdawało się, że wpływ Berlina na sprawę białoruską osłabł nieco, że kierownicy ruchu białoruskiego przeszli raczej pod komendę i na żołd czerwonej Moskwy.
Nie negując bynajmniej wpływów bolszewickich na sprawę białoruską, musimy dziś jednak stwierdzić, że dawne nici, łączące, zwłaszcza inteligencję białoruską z Berlinem w dalszym ciągu prowadzone są konszachty polityczne oczywiście ostrzem swym skierowane przeciwko Polsce.
[...]




Dziennik Wileński 
Wilno, Wtorek 19-go sierpnia 1930 r.

wtorek, 24 marca 2015

Desperacja czy podbicie stawki?

Według mnie to drugie. Jeśli to prawda, to mamy do czynienia z jednym z najważniejszych wydarzeń od zakończenia II Wojny Światowej.
 

"Niedźwiedź w cieniu Smoka" o Rosji i Chinach w Klubie Roniana

Wiem, że ostatnio więcej umieszczam tu długich wykładów niż własny przemyśleń, ale ten materiał jest czymś wyjątkowym. Warto poświęcić dwie godziny, aby zrozumieć w jakiej rozpaczliwej, pozbawionej pragmatyzmu sytuacji znajduje się świadomość naszych elit, mediów, no i rzecz jasna nasza również.

wtorek, 17 marca 2015

Wielka gra o bezpieczeństwo energetyczne

Dlaczego w naszej obecnej sytuacji geopolitycznej nasza niezależność energetyczna jest mrzonką? Jak ponad naszymi głowami robi się prawdziwą politykę energetyczną na linii UE - Rosja? Dlaczego polityka UE w zakresie zielonej energii jest ideologiczną utopią?

Różnorodność pieniądza

Co stanowi źródło bogactwa i wolności? Bernard Lietaer próbuje odpowiedzieć na to pytanie.

niedziela, 15 marca 2015

Niemieckie przepisy o płacy minimalnej można obejść

Oto mój pomysł:
Wystarczy zmienić nieco przepisy i stworzyć w ustawie z dnia 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu nowy „byt prawy”: „płaca minimalna za granicą”, które funkcjonuje obok pojęcia „płaca minimalna”.
Pojęcie to ustawa zdefiniuje następująco: Płaca minimalna za granicą jest to suma: płacy minimalnej (krajowej) i diet przewidzianych w danym kraju.
I teraz uwaga! Dla pracujących w Niemczech dieta dzienna wynosi 49 Euro, co w przeliczenia na godzinę pracy wynosi 6,125 Euro. 
Jeśli do tego dodamy minimalną płacę netto za godzinę pracy w Polsce - (8,0385 zł) jesteśmy już blisko niemieckiej płacy minimalnej. Trudno sobie rzecz jasna wyobrazić, że zawodowy kierowca pracujący za granicą pracuje za polską stawkę minimalną, więc realne wynagrodzenie będzie znacznie wyższe. Problem zatem znika. 

Istota pomysłu polega na tym, że to co minimalnie wypłacałby pracodawca kierowcy pracującemu za granicą "na rękę" będzie w rozumieniu naszych przepisów płacą minimalną za granicą. Niemieckie prawo jest więc respektowane, a przedsiębiorca nie ma dodatkowych kosztów. ZUS i inne świadczenia naliczane są od krajowej płacy minimalnej, zwanej płacą minimalna. Płaca minimalna za granicą to po prostu nowe pojęcie. 
Oczywiście pojawią się pewne paradoksy jak sytuacja, gdy pracownik (kierowca) przebywa za granicą krócej jak 12 godzin. Ale tu wystarczy wprowadzić zmianę w przepisach dotyczących diety za pracę za granicą i wprowadzić ich godzinowe rozliczanie. 

Dlaczego Niemcy mogą wprowadzić takie przepisy i dlaczego na gruncie europejskim nie da się z tym nic zrobić?
Niemcy nie zniosą przepisów dotyczących płacy minimalnej z bardzo prostego powodu. Dziś mało kto pamięta, że przed ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego przez Bundestag, Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe zdecydował o tym, że Traktat jest zgodny z niemiecką ustawą zasadniczą o ile zostanie wzmocniona rola parlamentu krajowego. Czyli: „Trybunał powiedział więc traktatowi lizbońskiemu: „tak, ale”. Czyli jest on zgodny z konstytucją Niemiec, o ile rozstrzygnięcia zapadające według nowych reguł przegłosuje każdorazowo w ustawie niemiecki parlament.”
W UE obowiązuje zasada przekazania czyli dany kraj członkowski może przekazać Brukseli tyle kompetencji ile uzna za stosowne. Myśmy przekazali wszystko – Niemcy to co uznają za stosowne. 
Wniosek stąd taki, że RFN ma prawo określenia poziomu płacy minimalnej dla obywateli innych państw znajdujących się na ich terytorium i tyle. Żadne monity w Brukseli nic nie dadzą. Trzeba poszukać rozwiązania alternatywnego, aby uchronić nasz sektor logistyczny przed bankructwem.

Informację o tym pomyśle wysłałem jakiś czas temu do znajomych „czynników politycznych” w nadziei, że zajmą się tematem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej „czynniki” nie kiwną nawet palcem. Przecież nie do dziś żyję na tym świecie. To tylko kolejny wskaźnik na to w jakim stopniu straciliśmy kontrolę nad naszym państwem.

czwartek, 5 marca 2015

"To my jesteśmy suwerenem" - zobacz koniecznie

Sejm RP - wczoraj

Polityka w naszym kraju to chów wsobny. Dopiero zderzenie z człowiekiem, który naprawdę rozumnie działa dla wspólnego dobra pokazuje, jaka otacza nas miernota. 

wtorek, 3 marca 2015

Dwa cytaty z pewnego kolombijczyka.

"Nikogo nie interesuje nigdy to, co mówi reakcjonista. Ani wtedy, kiedy to mówi, bo wówczas wydaje się to absurdalne – ani po kilku latach, bo wówczas wydaje się to oczywiste."

"Temu, kto z niepokojem pytałby, co wypada w obecnej sytuacji czynić, odpowiedzmy uczciwie, że dziś przystoi tylko bezsilna jasność umysłu."