poniedziałek, 20 listopada 2023

Wszystkie inwestycje: te duże i jeszcze większe

Już mistrz Bułhakow nauczał, że "rękopisy nie płoną". Wiedział co pisał, bo gdy po tym jak po jednej z rewizji radziecka bezpieka skonfiskowała jego dziennik, bezskutecznie przez wiele lat domagał się jego zwrotu. Gdy w końcu jego lamenty zostały wysłuchane i odzyskał notatki - spalił je. Po dekadach upadła radziecka wersja komunizmu i kto by się spodziewał, że w przepastnych archiwach NKWD badacze odnaleźli maszynopis pamiętnika. Przed zwrotem dzielni funkcjonariusze polecili równie dzielnym maszynistkom przepisać manuskrypt. I tak na początku lat dziewięćdziesiątych świat poznał zapiski Bułhakowa. Pytanie czy do kategorii niepłonących rękopisów można zaliczyć weksle? Wiele wskazuje na to, że tak. 

Mniej więcej w tym czasie gdy skonfiskowano pamiętnik Bułhakowa, a więc dokładnie sto lat temu w Moskwie odbyła się wystawa rolnicza, na którą przebyła z Palestyny delegacja tamtejszych farmerów. Przewodził jej przodujący farmer David Ben Gurion. Ponieważ rolnicy z Palestyny mieli szerokie koneksje zarówno w świecie finansjery jak w pierwszych szeregach komunistycznych rewolucjonistów szybko ubito interes: kredyt wysokości 900 milionów dolarów na wsparcie rozwoju państwa z dyktaturą robotników i chłopów. Kredyt miał być spłacony w latach 1948 – 1954, a w przypadku jego niespłacenia farmerzy z Palestyny przejmą na własność Krym – zwany od tego czasu Nową Kalifornią, bo przecież gospodarować na nieurodzajnych piaskach pustyni nie sposób. I wszyscy byliby zadowoleni: syjoniści mieliby upragnioną ojczyznę, zaś farmerzy wszystkich krajów o rewolucyjnych poglądach – radziecką republikę farmerską. Międzyczasie się trochę pokićkało, bo kto przewidział coś takiego jak II Wojna Światowa? Ale jak wiadomo – weksle nie płoną i kredyt oddać trzeba. Gdy przyszedł czas spłaty sprytny Chruszczow przekazał Krym Ukrainie, która była podmiotem prawa międzynarodowego jako jedna z radzieckich republik. Tam według Chruszczowa należałoby kierować wszystkie farerskie roszczenia. Wcześniej kwestia zwrotu kasy była wielokrotnie podnoszona przez różnych wpływowych polityków zachodu. Nawet Stalin chcąc pokazać, że traktuje poważnie farmerskie roszczenia wysiedlił z Krymu tamtejszych autochtonów ludności tatarskiej. Dziś pewnie także przewija się w tle i obie strony konfliktu rosyjsko – ukraińskiego pewnie prześcigają się w tym kto dopnie starego kontraktu. 

Po latach względnej stabilność dziś widać, że narodowi farmerów przydałaby się jakaś nowa cicha przystań. Wydaje się, że „ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej”, które obecnie ma miejsce tylko odroczy to co nieuchronne i oczywiste: na pustyni nic nie urośnie, a wypite studnie głębinowe nie od razu napełnią się wodą. Pora więc poszukać nowego terytorium na rolnicze i społeczne eksperymenty. Ale trzeba postąpić tak, aby zjeść ciastko i mieć ciastko, bo przecież w przestrzeń w Palestynie zainwestowano masę pieniędzy, a nie po to się inwestuje aby stracić. Są inwestycje krótko i długofalowe i na pewno w tych drugich nie chodzi o szczęście ludzkości lecz o jeszcze większe pieniądze.

Być może zamieszanie w strefie gazy jest po to, aby stworzyć przestrzeń do budowy Kanału Ben Gubiona: inwestycji konkurencyjnej do Kanału Sueskiego? Wtedy inwestowanie w państwo farmerów w Palestynie i „ostateczne rozwiązanie” mają jakiś biznesowy sens. Lud farmerski w Nowej Kalifornii eksploatuje ludy tubylcze, zaś jego wojskowa ekspozytura w Palestynie pilnuje nowego kanału i co za tym idzie 20% ruchu statków handlowych na świecie. O tym pochodzących m lat sześcioustnych ubiegłego wieku o pomyśle przypomniano sobie właśnie po ataku Hamasu na kochający pokój lud farmerski. Z pewnością powstał znacznie wcześniej i z krymską inwestycją łączy go nie tylko nazwisko protoplasty państwa w Palestynie. 

I nagle okazuje się, że dalekosiężne inwestycje mają jednak swój sens. A co z innymi tego typu inwestycjami? Ktoś przecież zainwestował w Marksa i jego ideę zrobienia z ludzi stada świń. Po prawie dwóch wiekach inwestycja ta po różnych mniej lub bardziej nieudanych przymiarkach zaczyna po woli przynosić swe biznesowe owoce. A inwestycja w przemysł holocaustu zmuszająca zachód do bicia się w piersi czy w globalne ocieplenie zmuszająca kraje zachodu do poczucia odpowiedzialności za los planety czego wyrazem są opłaty za emisję CO2?

Pozbawieni własnej woli i rozumu „zachodni ludzie radzieccy”, krymsko - ukraiński raj na ziemi i sanatorium dla wojska pilnującego kanału w Palestynie? Do tego globalna fabryka w Chinach opłacana papierkami emitowanymi przez FED… To może się udać, choć może to ostatnie przybrać już wkrótce wersję elektronicznych impulsów z czasem tracących na wartości... Dla zachowania suwerenności nie jest wcale potrzebny hymn czy konstytucja lecz realna sprawczość, wola, której podporządkowują się inni. A najlepszym niepłonącym papierem wartościowym jest długofalowa inwestycja w idę: w wielki niematerialny projekt, który pozwala kierować sumieniami innych, a więc sterować czyjąś sprawczością. Wszystkie wielkie materialne inwestycje są tylko skutkiem inwestycji w idee.

poniedziałek, 13 listopada 2023

Oczywista potrzeba

A być może w tej całej maskaradzie chodzi tylko o jedno: aby potencjalnych antykorporacyjnych buntów niewolników nie tłumiła lokalna policja czy wojsko, bo te łatwo przyłączyły by się do protestujących lecz siły stabilizacyjne przywiezione z innego kraju. Polskie zamieszki na przykład tłumiłby grecki legion, a w tym samym czasie "polskie wirusy" tłumiłyby potencjalne bunty gdzieś w Skandynawii albo na Półwyspie Apenińskim.

Wszystko wskazuje na to, że po fazie duraczenia i demoralizacji przechodzimy nieubłaganie do fazy terroru, a takowa możliwa jest tylko i wyłącznie w sytuacji, gdy powstaną siły ten terror sprawujące ale  niezależne od dotychczasowych więzi tak narodowych, kulturowych czy religijnych. Stąd być może pilna potrzeba ściągnięcia do Europy armii socjalnych janczarów pod pretekstem uchodźców mających rozwiązać problemy demograficzne. Gdy zniknie socjal część z nich dostanie propozycję rozpoczęcia kariery w Europejskich Siłach Stabilizacyjnych, gdzie priorytetem nie będzie wcale znajomość lokalnej kultury. Wręcz przeciwnie. Do tłumienia Powstania Warszawskiego Niemcy skutecznie używali Własowców i Ukraińców, więc teraz bez problemu użyją też Irakijczyków czy Syryjczyków, o mieszkańcach Czarnej Afryki nie wspominając. Nasi także z pełnym oddaniem stawali po stronie postępu wyrzynając buntowników na Haiti czy w Hiszpanii. Było to co prawda dawno, ale sprawdzone mechanizmy są niezmienne.

Oczywiście wcale tak być nie musi, ale poważne państwo tym różni się od innych, że planuje i przygotowuje się na różne ewentualności. Czy ktoś na naszym łez padole zakładał, że UE złamie zasady w oparciu, o które funkcjonuje i jawnie zacznie przekształcać się w twór totalitarny? Jeśli nie, to także scenariusza fazy terroru nikt nie weźmie poważnie. A przecież w sytuacji powszechnego zmniejszenia poziomu życia, automatyzacji wspierającej ludzi z rynku pracy, czy powszechnego zaniku klasy średniej poziom frustracji społecznej wzrośnie niewyobrażalnie. Potrzeba zatem podołania Europejskich Służb Bezpieczeństwa stanie się oczywistą potrzebą.

sobota, 11 listopada 2023

Czary mary i nie ma państwa

I cyk, grono cwaniaków od dawna przygotowywało plan federalizacji Europy i de facto dokonania na jaj ustroju zamachu stanu, a u nas w kraju na prowincji była cisza jak makiem zasiał. A to covid, a to Ukraina, a w cyrku zwanym PE śniły już się sny o potędze. I co zostało z napinania mięśni naszych umiłowanych przywódców? Co zostało z rodzimych snów o potędze? Gdzie państwowe myślenie? Przecież wątek planu rozbiorowego powinien być naczelnym elementem kampanii wyborczej, aby lud tubylczy wydział o co w istocie idzie gra.  

Mam jakieś przeczucie, że nie pójdzie tak łatwo. We wszystkich krajach UE całą klasa polityczna będzie musiała popełnić coś w rodzaju harakiri poprzez samoodebranie sobie uprawnień politycznych, wpływu na sprawy, na obsadę stołków w instytucjach, o zatrudnianiu "szwagrów" nie wspominając. Sytuacja taka jest anormalną. Jedyna analogia jaka mogłaby mi przyjść do głowy to głosowanie szlachty gołoty, która poza uprawnieniami politycznymi nie miała nic innego nad pozbawieniem siebie tych uprawnień. Żeby je odebrać tej warstwie społecznej potrzebny był upadek państwa - legalny, bo uchwalony przez parlament o czym milczą nasze historyczne podręczniki. Tak, to przedstawiciele narodu zagłosowali za utratą najpierw terytoriów, a później państwowości. Ale to były "tłuste koty", a reszta politycznego plebsu, która nie załapała się na frukty i jurgiel musiała obejść się smakiem albo organizować straczeńcze i durne powstania.  

I za chwilę parlamenty państw członkowskich będą musiały dokonać aktu autokanibalizacji. Pytanie, czy w ich gremiach znajdą się wyłącznie ludzie, którzy bezrefleksyjne poprą zabranie sobie politycznych przywilejów, a więc podetną gałąź na której siedzą? Jeśli się znajdą, to znaczy, że w sam plan federalizacji wpisany jest mechanizm upadku UE jako takiej, plan jest przygotowany w pośpiechu i jak w przypadku konstytucji nic z niego nie wyjdzie. Siły odśrodkowe pobudzone bodźcem federalizacji pogrzebią ideę integracji raz na zawsze. Europa tonie. I nie zostanie dobita przez azjatycki rozwój lecz przez amerykańską kumulację zasobów. Centralne planowanie nic tu nie do. Co więcej, doprowadzi do zaniku resztek innowacyjności i konkrecyjności biznesu na półwyspie. Tak więc niemiecki plan poza doraźną koniecznością konsolidacji na potrzeby militarne jest przyśpieszeniem upadku niemieckiego snu o potędze.  

Ale jeśli się nie znajdą wojownicy o niezawisłości państw w federalizacji przejdzie przez parlamenty jak po maśle? To będzie oznaczać, że plan był przygotowywany od dawna, solidnie przedyskutowany, tylko utrzymywany w ścisłej tajemnicy. Wszyscy zostali już wcześniej odpowiednio ogłupieni, przekupieni lub przekonani w innymi sposobami. Jeśli tak, to znaczy, że w przypadku rodzimej sceny politycznej mamy do czynienia wyłącznie z maskaradą, która ma jedynie na celu odciągnięcie uwagi ludów tubylczych od realnych problemów i zagrożeń. Jeśli wszystko pójdzie gładko to znaczy, że jesteśmy rozgrywani na dobrego i złego policjanta, a karawana pomimo ujadania i tak będzie dalej. Akurat ja jestem o tym wariancie dość głęboko przekonany, w czym utrwala mnie zawodowe doświadczenie.  

W każdym razie sprawdzian przyjdzie już nie długo. Pytanie tylko, czy wtedy nie powtórzy się sytuacja opisana w książce Rymkiewicza "Wieszanie", w której lud dał upust swojej frustracji przeciwko elitom, które doprowadziły do upadku państwa polskiego pod koniec XVIII w. Tylko lud dał upust, i co z tego?

Polityczna maskarada ma na celu przypieczętować to co już dawno przedsięwzięto w siedzibach wielkich korporacji i inwestycyjnych banków: sprzedaż ludów tubylczych w niewolę i uczynienie z nich pół zwierząt dających się dowolnie tresować w takt kolejnych przebojów propagandy. I tu będzie przebiegać nowa płaszczyzna walki o niepodległość. Tylko czy ten wymiar niepodległości doczeka swego święta? 

czwartek, 2 listopada 2023

Masz baco placek

Ktoś pytał jak oceniam wyniki wyborów. Gdybym miał spróbować dokonać ich oceny, to według mnie doskonale całą sytuację ilustruje je stary dowcip z PRLu, w którym baca przychodzi do siedzimy PZPR w Zakopanem i oświadcza, że chętnie zapisze się do partii. Towarzysze mocno podekscytowani, pytają co skłoniło go do takiej decyzji. Na to baca zaczyna swą opowieść:
Wracam ci ja z hali do chałupy głodny jak pies i widzę, że moja baba śpi z jakimś chłopem. To ja idę do córki. Mówię od progu: "zobacz córko matka śpi z gachem". Patrzę, a córka też śpi z jakim chłopem. To ja staje w progu chałupy i mówię: "to ja wam teraz ku.wy wstydu narobię".

Rzecz w tym, że spora część z baców dopiero po wyborach zdała sobie sprawę co zrobiła. Przecież wszyscy w miarę rozgarnięci wiedzieli, że PO ciągnie do komunistów, a PiS nie ma koalicyjnej zdolności bo skutecznie likwidował wszelkie zalążki niezależności poza swym obozem. Stara i nowa komuna, której sojusz można spokojnie nazwać "daleko od szosy" natychmiast dogadała się z PO miast całkowicie nowej jakości wróciło stare. I teraz zacznie się cyrk. 

Dlaczego w oczach wyborców PiS tak nagle podupadł wizerunkowo? Za dużo było żon w spółkach skarbu państwa, sióstr na lewych etatach, szwagrów powpychanych gdzie się da i zwykłych przewałek na kasę, tak bezczelnych, że nawet starym komunistom, którzy tworzyli miliardowe mechanizmy przewału grantów było po prostu u wstyd. Nie to, że komuniści wszelkiej maści byli wcześniej w tych zawodach lepsi. Co to, to nie. Wręcz przeciwnie. Tylko oni nie szli do wyborów w hasłami odbudowy i naprawy państwa. Według mnie PiS najbardziej stracił na chorobie zwanej C19. Ślepa realizacja głupot płynących zza oceanu doprowadziła do tak wielu nieszczęść, że aż trudno je zliczyć. Najgorsze jednak było to, że PiS z ruchu odbudowy państwa zmienił się w strukturę mafijną, w której frakcje jawnie lub otwarcie zwalczały się na śmierć i życie rywalizując o dostęp do fruktów. Rywalizacja ta pochłonęła je tak bardzo, że zapomnieli o ideałach. Ale wyborcy o tym pamiętali, bo zaważyło to na ich życiu i wybrali jak wybrali nie do końca pojmując, że nowy rządzący będzie tym, który wyrazi zgodę na likwidację państwa. 

Ale to i tak by nic nie zmieniło. Wszystko co miało być przyklepane zostanie przyklepane jak dotychczas. PiS w polityce zewnętrznej szczególnie od przejścia steru władzy przez Morawieckiego różnił się od PO tylko tym, że groźnie ruszał palcem w bucie, zaś PO próbował sobie i innym wytłumaczyć, że afirmacja aprobaty dla decyzji zmniejszających nasza suwerenność jest cool i trendi. Tylko, że nic nie jest cool i trendi.

Zasadniczy problem polega na tym, że nie mamy wpływu na własny los o czym większość uczestników demokratycznej zabawy po prostu nie wie. Za chwilę UE przeprowadzi desperacką i bezczelną próbę likwidacji państw narodowych i wiadomo jak to się skończy. Tylko zaczęło się to już w momencie podpisania Traktatu Lizbońskiego o czym pisałem na tym blogu dawno temu, więc wiadomo było co się gotuje. I teraz bezczelna próba federalizacji UE nie byłaby możliwa bez wiedzy i zgody amerykańskich służb specjalnych. Ameryka po prostu potrzebuje europejskiej armii z milionem żołnierzy na konflikt z Chinami, a to w tempie ekspresowym są tylko w stanie przeprowadzić Niemcy, więc dano im wolną rękę. No i hulaj dusza. W Niemczech występują dwa polityczne nurty. Odwieczna silna pokusa sojuszu z Rosją dla budowy układu euroazjatyckiego to pierwszy z nich. Drugi to amerykański protektorat wymuszający określone zachowana i ślepe wykonywanie poleceń. Do niedawna Niemcy miotali się między tymi dwoma nurtami paląc nieco głupa i na tym paleniu zarabiając pieniądze. Z jednej strony polityka przyjaźni z Rosją gwarantowała im tanie surowce, z drugiej strony bezpłatna obecność US Army gwarantowała bezpieczeństwo. Niskie koszty pozwalały na rozwój gospodarki, produkcję wciąż tego samego topornego chłamu i powolne podbijanie terytoriów zależnych między innymi przez tzw. fundusze europejskie.

Teraz nasz sojusznik zza oceanu postanowili trochę namieszać , bo w obecnej sytuacji straszak na Niemcy w postaci przyzwolenia na międzymorze jest niepotrzebny.

Nie wiadomo tylko, czy skomunizowana Europa jest świadoma tego, że właśnie na starcie przegrała wyścig, w którym bierze udział. Po wysłaniu „europejskich sił stabilizacyjnych” na front i ponownym spustoszeniu Europy projekt wspólnego rynku od Lizbony po Władywostok i tak będzie bez sensu i ten "półwysep na północy" jak Europę nazywał Mao stanie się w istocie tylko zapyziałym kalifatem. Dlaczego? Bo Chińczycy myślą na swój sposób pragmatycznie. Kto będzie chciał kupić ich chłam na spustoszonym i pozbawionym czegokolwiek półwyspie? 

No i masz baco placek. Czy jakikolwiek wybór w tej sytuacji coś zmienia? Czy mięso armatnie pójdzie bronić ojczyzny czy europejskich idei nie ma znaczenia. Pójdą nasi chłopcy ginąć z flagami korporacji na sztandarach jeśli będzie taka mądrość etapu i propagandowy przekaz dnia. Dla ich bielejących na polach kości nie będzie miało to najmniejszego znaczenia.

P.S.
W sytuacji gdy wszyscy - za wyjątkiem komunistów - powinni myśleć o utworzeniu rządu ocalenia narodowego nowopowstała koalicja próbuje uklepać jakiś program, bo do tej pory jedynym ich celem było odsunięcie PiSu od władzy. Miejsce nieudolności zastąpi chaos. No chyba, że w sejmowej zbieraninie znajdą się ludzie, którzy mają jeszcze trochę oleju w głowie i potrafią oprzeć się podszeptom agentury.