sobota, 13 maja 2017

Optymalizacja czyli wspólne interesy

Świeżo upieczeni święci zwiedzają Niebo. Anioł oprowadzający kilkuosobową gromadkę zatrzymał się przed jednym z pokoi i dyskretnie uchylił drzwi. W środku na wielkim obrotowym łożu zgrzybiały starzec namiętnie zabawiał się z młodą seksowną blondynką.
- I to ma być raj? Przecież ona wyraźnie cierpi – powiedział jeden ze zwiedzających.
- I tak ma być – odpowiedział anioł przewodnik – w ramach optymalizacji kosztów naszej działalności dogadaliśmy się z piekłem. Ta panienka jest w piekle, dziadek Włodek jest w niebie. Po co utrzymać dwie placówki?


Wydaje mi się, że doszliśmy do momentu w dziejach, w którym ów koszmarny dowcip zaczyna stawać się równie koszmarną owych dziejów metaforą. Optymalizacja, racjonalizacja i wszelka innowacja stały się celami samymi w sobie pozbawionymi szerszego kontekstu. Kilka lat temu zaszokował mnie dokument w którym spalarnia zwłok w pewnym szwedzkim mieście oddaje ciepło do miejskiego systemu grzewczego. Dlaczego nie? Martwe kości dziadka pozwolą ogrzać nasze żywe jeszcze kości... Huxley w pełnej krasie! Ale to początek optymalizacyjnej drogi.
Coraz częściej mówi się o praktycznych wdrożeniach sztucznej inteligencji, które mają do góry nogami przewrócić obecny rynek pracy. Wedle niektórych szacunków znaczna część zawodów przestanie istnieć, bo maszyny zaczną wykonywać prace zarezerwowane do niedawna tylko dla ludzi. W rezultacie znaczna część ludzkości pogrąży się w błogim i nieznośnym lenistwie, a pracować będą tylko ci, których praca będzie tańsza od pracy inteligentnych maszyn lub ci, których sztuczna inteligencja nie będzie w stanie zastąpić. Przynajmniej na razie. Oczywiście ci niepracujący otrzymywać będą świadczenia socjalne pozwalające na przeżycie kosztem całkowitego zniewolenia. Maszyny miały pierwotnie służyć człowiekowi i to dla ich dobra powstawały coraz to inne i bardziej doskonałe ich wersje. W tej chwili dochodzimy być może do bezprecedensowej w dziejach sytuacji, gdy rozwój technologii staje w istotnej sprzeczności z podstawowymi ludzkimi potrzebami. Oczywiście były w historii momenty, gdy ludzie buntowali się przeciwko maszynom jak w przypadku brytyjskich tkaczy na początku XIX stulecia (luddyzm). Jednak ci mogli się przebranżowić. W czekającej nas rychło rzeczywistości nie będzie nadziei na takowe przebranżowienie, bo pracy po prostu w perspektywie kilku dekad nie będzie. Oczywiście można wyobrazić sobie „wymuszanie” nowych potrzeb, utrzymywanie na siłę zbędnych instytucji realizujących na podstawie jakiś ideologicznych kaprysów nowe formy publicznych usług czy firmy przypominające warsztaty terapii zajęciowej zakłady pracy dla samej pracy, jednak nie zniwelują one realnych potrzeb na owo „luksusowe dobro”. Na pewno rozwinie się także prosumpcja i przyrożne formy nieznanej dotychczas aktywność hobbistycznej, które będą przez ich uczestników traktowane śmiertelnie poważnie. Będą one swojego rodzaju ucieczką przed raz na zawsze i całkowicie odebranymi resztkami wolności. Generalnie jednak ludzkie masy pogrążać się będą w coraz większej apatii i zmienimy się w stado baranów całkowicie zależnych pod władzy i kaprysów dającego podstawy lichej egzystencji pasterza. Nowy globalny radziecki człowiek godzący się z decyzjami władzy niczym z wyrokami opatrzności stanie się normą. Pozwoli się on zaczipowć tylko dla kilku dodatkowych kuponów na jakiś substytut żywności. Trzeba oczywiście wcześniej zniszczyć wszelkiego rodzaju „religijne zabobony”, bo są one źródłem alternatywnej aksjologii, a ten cel najlepiej zrealizować poprzez napuszczenie na siebie różnych cywilizacji. Potem zapanuje być może potrzeba stworzenia na bazie „religijnych błędów i wypaczeń” jedynie słusznej religii, aby „demony religijnych wojen” już nigdy się wyłoniły? W każdy razie w tak zdefiniowanym świecie przyjdzie czas na realizację marzenia pewnych elit polegającego na znaczniej redukcji ilości ludności. Zamiar ten będzie o tyle koszmarny, ze zostanie zrealizowany w sposób systemowy w wymiarze globalnym. Co więcej nastąpi to przy poparciu znaczącej części ludzkości, która po przeobrażeniu w nowych ludzi radzieckich sama pójdzie pod topór będąc przekonana o tym, że w ten sposób oddaje największą przysługę nie tylko swemu gatunkowi ale i całemu światu. Przy tego typu armagedonie dotychczasowe masowe zagłady organizowane przez różne postępowe siły na przestrzeni wieków wydaja się ledwie igraszką. A wtedy pełna optymalizacja stanie się faktem. Oczywiście wcale tak nie musi się stać. W ludziach są naturalne pokłady dobra, a przyszłość zapisana jest w naszych lękach i pragnieniach. Jeśli jednak pozwolimy na to, aby zapanowała niczym w przytoczonym na początku koszmarnym dowcipie względność dobra i zła, kary i nagrody i zatryumfował lekkomyślny pragmatyzm jesteśmy już o krok do oddania całkowicie władzy nad naszym losem w nieznane szaleńcze ręce. To będzie początek końca, który być może już się rozpoczął. A początek końca polega na tym, że anioły dogadują się z diabłami w imię wspólnych interesów.