piątek, 31 lipca 2009

Ośmiornica

Starszy młody na wycieczce w jaskini „Raj” Panie przewodniczka pyta:
- Jak się państwu wydaje, co przypomina ten stalagmit?
Mój syn bez zastanowienia:
- To jest morska prehistoryczna zmutowana ośmiornica.
Kobieta dostała wytrzeszczu. Raz zerkała na moje dziecko raz na stalagmit.
- Były żaby, ciastko z kremem, wosk ze świecy, ale morskiej ośmiornicy jeszcze nikt w tym nie zauważył!
- Zmutowanej - uzupełnił Starszy.

Fronty atmosferyczne

Mój świętej pamięci teść opowiadał kiedyś historię. W czasach zamierzchłej komuny miał on okoliczność pracować w pewnej fabryce. Do fabryki miał przyjechać afrykański kontrahent, który był zainteresowany kupnem produkowanych tam urządzeń. Dyrekcja fabryki otrzymała informację, że gość ma przylecieć danego dnia o danej godzinie na lotnisko. Trzeba go było stamtąd odebrać i odwieść do zakładu, gdzie czekało na kontrahenta godne przywitanie. Ale ponieważ w państwie socjalistycznym logistyka była na najwyższym światowym poziomie, ktoś wpadł na pomysł aby wysłać po gościa na lotnisko zaopatrzeniowca, który i tak ma być w Warszawie. Była zima i dwudziestostopniowy mróz. Afrykański gość wysiadł z samolotu i doznał termicznego szoku. Było odziany w cienkie palteczko, pewnie najgrubsze jakie można sobie w jego ojczyźnie wyobrazić. Po odnalezieniu go przez zaopatrzeniowca został metodą języka migowego, wsadzony na pakę do nieogrzewanego Żuka blaszanka. Po przybyciu na miejsce i otwarciu kalpy okazało się, że Afrykańczyk jest nie tylko zziębnięty, ale także kąsa witającą go delegację. Nie było wyjścia: szybki telefon, karetka i szpital psychiatryczny. Oczywiście potem były wyjaśnienia, noty dyplomatyczne, wizyty różnych wysoko postawionych towarzyszy itp.
Gdy minister Rządu RP mówi że sprzedał stocznię, to znaczy że mówi. Gdy rzecznik rządu mówi, że mieszka w okazałej willi w zamian za nad nią opiekę. Czy to znaczy, że chyba nie jest rzecznikiem. Czy praca na rządowym stanowisku w połączeniu z pracą dozorcy jest czymś złym? Ale wszyscy doskonale wiedzą, że to także lipa.
Czasami czuję się jak ten murzyn: chętnie bym kogoś pokąsał. I to wcale nie z powodu szoku termicznego. To szok kulturowy. Gdzie kończy się PR a zaczyna przyzwoitość?

niedziela, 26 lipca 2009

Komentarz z Bostonu

Na blogu Rafała A. Zmiekiewicza w Rzeczpospolitej znalazłem następujący komentarz do artykułu dotyczącego stronniczości naszego wymiaru sprawiedliwości:

"Lech, Boston, USA Pisze:
25/07/2009 o 16:21

Polski wymiar sprawiedliwości, w całości, to już nawet nie karykatura, ale wręcz mutant niesłychanie groźny dla społeczeństwa i wręcz podstaw ustroju w kraju! Obywatele od cn. 20 lat otrzymują informację, że można kraść miliony, a potem miliardy (pierwszy milion TRZEBA ukraść, co nie zabronione to dozwolone, wreszcie TKM!!!), mataczyć, niszczyć masowo dowody i dokumenty, wreszcie w sposób ordynarny wymyślać np. prezydentowi, wtykać polska flagę w psie g–no na oczach milionów telewidzów, wieszać męskie genitalia na krzyżu (co się uważa za przejaw nowatortwa w sztuce), wszystko to można latami czynić bezkarnie, jeżeli sie się jest członkiem WŁAŚCIWEJ “opcji politycznej”. Stopień zdegenerowania prawników polskich nie ma swojego odpowiednika w jakimkolwiek państwie cywilizowanym. Wyroki sądów, w tym TK i SN w sposób urągający obywatelom łamią prawo i najbardziej proste zasady poszanowania tegoż prawa. Bez drastycznej zmiany w sądownictwie i prokuraturze w Polsce na lepsze nie zmieni się dosłownie NIC!"

Z oddali pewne sprawy nabierają niebywałej ostrości.

Test

Niechybnie Waldemar Łysiak jest twórcą pewnego politycznego testu, choć opowieść można uznać za złośliwą anegdotę - warto byłoby powtórzyć ją i w naszym kraju. Otóż jak donosi autor pewien francuski emeryt wysłał do dziesięciu najbardziej wpływowych polityków tego kraju odręcznie napisany krótki list przy pomocy poczty kurierskiej. List składał się zaledwie z kilku słów: "Wszystko się wydało,uciekaj natychmiast z kraju". Okazało się, że na owych dziesięciu tylko jeden pozostał na miejscu.
Ciekawe jakie wyniki wyniki ów test przyniósłby w Polsce? Sądzę, że zbliżony. Tylko ten jeden "uczciwy" miałby pewnie złamaną nogę.

czwartek, 23 lipca 2009

Post post-urodzinowy czyli konsekwencje pewnych obietnic

Wczoraj Młody Młody obchodził swe 5-te urodziny. Nic nie poradzę, tak wyszło - 22 lipca. Przyszli goście, było dmuchanie tortu, "100 lat", itd. Były też prezenty. Jedną z "danin" była "wynękana" obietnica kupienia kurczaczka. A jak Młody Młody dostanie kurczaczka, to Młody Starszy też. Dzisiaj rano pojechałem z chłopakami na jarmark i za całe 3,60 nabyłem 2 kurczaczki. Teraz będę "znanym hodowcą drobiu". Bo w końcu na mnie i małżonkę spadnie obowiązek opiewania się tą całą menażerią. Teraz muszę kurnik skonstruować! I tak mi upłynie końcówka urlopu.
A najgorsze jest to, że obydwa pisklaki mają już imiona (na razie robocze: jeden Ferdek, drugi Paździoch), czyli do gara nie pójdą jak dorosną. Ile tego? Dwa psy, dwa kanarki, dwie kury! Na szczęście mysz Al, co żył pod podłogą zdechł ze starości, a kot (który mieszkał u nas przez jakiś czas) dobity dyktaturą psów, znalazł nowy dom u sąsiadów. I dobrze, bo w ten sposób przerwał łańcuch pokarmowy.
Co będzie dalej? Nie wiem. Ale proszę się spodziewać postów z życia kurczaków. :-)

środa, 22 lipca 2009

Prekursor

Wiersz ś.p. Andrzeja Waligórskiego z przed dwóch dekad, dziwnie pasujący do współczesności. Cała jego twórczość jest ciągle nieodkrytym klejnotem naszej kultury. Opisuje polskie przywary ale szydzi też z mód, kretynizmów i politycznej poprawności.

"Prekursor

Czasza niebios jasna i czysta,
Świerszcze grają w lnie i peluszce,
Rolnik-homoseksualista
Przysiadł sobie na chwilę przy dróżce.
To on pierwszy się zdecydował,
Przedtem tego nie było na wiosce...
Ech, dziedzina trudna i nowa,
Ech, niełatwo wprowadzać postęp...
Nie wydzierży, kto mdły i słaby,
Nie wprowadzi tutaj Europy,
Gdy w dodatku ciągnie go do baby,
A powinno go ciągnąć na chłopy!
Zniechęcony jest i rozbity -
Ot, jak wczoraj mrugnął na Michałka,
To Michałek, cholerny prymityw,
Mu odmrugnął i w krzyk: - Jest gorzałka?
Gdy zaś Wojtka pogładził w przelocie,
W oczy mu przy tym patrząc łagodnie,
Wojtek zaraz na niego: - Ty młocie,
Ręce sobie wycieraj w spodnie!
Z Jaśkiem także nie wyszła rozmowa -
Przez godzinę gadał do miernoty,
Że tendencja ogólnoświatowa,
A ten naraz: - Ty, pożycz sto złotych!
Henio, bydlę płochliwe i durne,
Usłyszawszy o tych nowych stylach
Jęknął: - Nigdy! Jaż od tego umrę!
I do lasu dał natychmiast dyla...
...wiejski dzionek zakwitał szeroko,
Rolnik w sobie żal i gorycz zdusił,
Splunął, mruknął: - Kit wam wszystkim w oko!
Po czym z ulgą pobiegł. Do Magdusi."

za http://www.waligorski.art.pl

wtorek, 21 lipca 2009

Puzzle czyli rozważania od końca

Niektóre kawałki puzzli pasują do siebie jak ulał - inne nie. Oto kilka puzzli, ciekawe czy dobrze je dopasowałem. A może nic do siebie nie pasuje. Bo to że pasują kształty nie znaczy, że powstaje jednolity obrazek.

Puzzel nr 1 - Miś

Miś to film o złodziejstwie, które jest powszechne i bezkarne. A cała organizacja państwa to tylko ściema, fikcja i pozór, który jest potrzebny tylko po to aby ukraść więcej i bezkarnie:
  • „Zniknięcie tych parówek...” Powiedział członek ekipy filmowej jednocześnie się oblizując. A wszystko na zwołanym wiecu w proteście przeciwko zniknięciu parówek.
  • Brygada młodzieżowa zobowiązuje się zaciągnąć honorową wartę nad nowo zakupionymi parówkami. Przy okazji przypominają sobie wzajemnie o musztardzie.
  • Miś był zrobiony po to aby zarobić na nich jako konsultanci procent od ogólnej sumy kosztów,
  • węglarze starali się mieć kwit, a na wieś na grzyby pojechali bo bali się, że wyjdzie sprawa lewego węgla.
  • Filmowcy udali, że szukali Stacha Palucha przekręcając licznik i chroniąc się w zorganizowanej w kotłowni melinie, gdzie palacz „palił” – a węgiel sprzedał na lewo.
  • Wszystko jak w kraju okupowanym - „na wschodnim wysiadłam, bo na centralnym strach jak łapią”. Drobne łajdactwa typu, dolewanie brudnej wody do szykowanego na przemyt spirytusu, powinny nikogo nie bulwersować. Przy tym wszystkim poczynania Ryśka Ochudzkiego i jego byłej to takie tam igraszki. Wszystko trzeba fortelem, wszystko można kupić i przyklepać.
W końcu okazuje się, że parówki ma kierownik produkcji. Najprawdopodobniej serdelki zostały rozkradzione przez całą ekipę, a zorganizowany naprędce wiec był tylko pozornym aktem obłudy, przestawieniem, legitymacją bezkarności. Czym więcej patetycznych słów pada z mównicy tym wiadomo, że grabież jest większa.

To tak jak w III RP. Nie jest ważne, że prawdopodobieństwo wygrania w ruletkę 138 razy jest takie same jak zwycięstwo w wielkiej pardubickiej mojego starego psa Pimpusia. Ważne, że media wyciągnęły to teraz a wymiar sprawiedliwości może sobie nafikać. To taka szczepionka; nie można wyciągnąć haka na kogoś, gdy napisały o tym wszystkie gazety, a zainteresowany oblizuje się przy tym w najlepsze.

Puzzel nr 2 - Pierestrojka

Ryszard Kapuściński w "Lapidariach" (nie pamiętam których) opisał, że pieriestrojka w ZSRR była możliwa przy zastosowaniu pewnego prostego mechanizmu. Otóż piersi sekretarze partii przez ostanie kilkadziesiąt lat pieprzyli najróżniejsze farmazony, które nie mały nic wspólnego z rzeczywistością. Mówili o demokratyzacji, podmienieniu poziomu życia, budownictwie mieszkaniowym, itp. Ludzie, a zwłaszcza aparat partyjny niższych szczebli doskonale wiedzieli, że to mowa trawa, ale klaskali aż miło, bo to stanowiło o ich uprzywilejowanej pozycji społecznej, lepszym życiu. Nagle pojawił się Gorbaczow, który tak samo jak poprzednicy zaczął gadać tylko o jakiejś jawności i przebudowie. Tak jak gadali inni o innych farmazonach i nic się nie zmieniało, tak samo i ten niech sobie gada a będzie jak było - dobrze. Gdy okazało się, że system runął – jak się potem okazało w sposób planowy i nie tylko w ZSRR, a niższa kadra partyjna na prywatyzację się nie załapała, na lamenty było już za późno.

Puzzel nr 3 - PSL

Zadałem kiedyś jednemu działaczowi tej partii jaka ona jest? Lewicowa, prawicowa, konserwatywna, liberalna, etatystyczna? Nie potrafił odpowiedzieć, zaczął tylko pieprzyć jakieś farmazony o ruchu ludowym, Witosie i ponad 100 latach tradycji. Gość nie był głupi, więc ciągnąłem dalej. Zapytałem nie o etykietki lecz o cele polityczne. Usłyszałem coś na kształt gierkowskiego: aby naród rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. "Słabo" - pomyślałem.
Więc zaprezentowałem mu poglądy Witosa, poglądy Sapińskiego było też coś o Mikołajczyku i Rataju. Powiedziałem o co im chodziło. Moje pytanie po tym monologu brzmiało: "jakie są wasze cele w tej chwili"? Było o Unii i o konieczności budowy kanalizacji na wsiach.
I wtedy do głowy przyszły dwa wcześniej opisane "puzzle" tej historii. Z PSL jest tak jak z pożeraczami parówek w Misiu, czy klepiącymi zwolennikami pierestrojki. Nie jest ważne co się mówi, nie jest ważne co myśli i mówi wódz. Ważne są same serdelki i drobne przywileje. Partia ta niestety zatraciła jakikolwiek związek z rzeczywistością – ma stały już nie chłopski ale urzędniczo familiarny elektorat. Prawdziwy ruch ludowy trzeba będzie odbudować, poskładać go z wielu rozproszonych nurtów, powrócić do konserwatywnych korzeni. Trzeba będzie w końcu opracować plan ratowania Polski, wyrwania jej z urzędniczo kastowej matni, przywrócić proporcje, skończyć z życiem na kredyt.
PSL stała się partą wiejskiego establishmentu, gangsterem który jest doby bo może przyjść gorszy. Ale żeby pomagać prawdziwym gangsterom w ostatecznym rozbiorze Polski? Strategia pełnego żołdaka i stołków kiedyś się kończy.
Na koniec jedna uwaga: wielu członków tej partii to fantastyczni ludzie, społecznicy. Ale kierunek? Brak kierunku.
Jak wieszczą różni ludzie, PSL za chwilę zrobi woltę i wyjdzie z rządowej koalicji aby zapracować na nowy wyborczy wynik poprzez kontestację. A co będzie jak nie zapracuję? Kiedyś w końcu nie zapracuje. I co wtedy? Koniec, a może początek?

poniedziałek, 20 lipca 2009

Nie zmieniajmy Unii w Związek Radziecki

Miałem coś napisać ale po co? Ten materiał mówi sam za siebie. Jak wrócę z wakacji to zacznę trochę więcej pisać, a mniej "linkować".

poniedziałek, 13 lipca 2009

Myśli na górze

Jak odróżnić łotra o świętego? Święty ma za nic swe życie, ale życie innych jest dla niego bezcenne. Łotr to jego przeciwieństwo.
Łotr ponad wszystko ceni swe życie i jego wygodę.
Władza, przywileje, pieniądze, tylko po to aby za wszelką cenę przedłużyć swą egzystencję. Życie innych jest dla niego nic nie warte. Mógłby wyginąć cały świat o ile on miałby rano podane na śniadanie jajko po wiedeńsku. Jajko po wiedeńsku codziennie po kres wieczności? To piekło.


Chrystus ginąc na krzyżu miał po bokach dwóch łotrów. Arytmetyka jest niestety nieułagadzana: Łotrów zawsze będzie więcej niż świętych.
Święty jest samotny.

niedziela, 12 lipca 2009

Wakacje

dzień pierwszy
Jakaś dziwna nadprzyrodzona siła tak kieruje pogodą, że leje wtedy, gdy zaplanujemy wyjść na wycieczkę. Niby, że ładnie i pogodnie, a tu za chwilę - potop. Gdyby taki trend czy raczej utrzymał się dłużej można by zrobić na tym niezły interes. Zabierałbym rodzinę w miejsca targane suszą, po czym lałoby jak z cebra. Miejscowi królowie wiosek, prezydenci nieszczęsnych państewek fundowaliby nam pobyt, a my nić. Tylko wycieczka a tu burza z piorunami.

dzień drugi
Młody młody ma pecha. Najpierw oberwał w plecy karuzelą, potem spadł z huśtawki, na koniec wlazł za głęboko do wody i podskakiwał wołając ratunku. A wszystko w wodzie o metrowej głębokości. wszystko skończyło się na strach. Jak wyszedł z wody to mówił, że żartował.
Kreatywność młodego starszego mnie fascynuje i przeraża jednocześnie. Wynalazł po drodze na szlaku maszynę do produkcji soku z jagód, którą opisał w najdrobniejszych szczegółach. Potem wysnuł hipotezę, że jasne kółka na łące po kupkach wysuszonego siana to pozostałości lodowników statków kosmicznych. W końcu po kimś to ma.
Odcięcie od medialnego prania mózgu zaczyna wychodzić na dobre. Jedziemy samochodem. W radiu wiadomości, coś o strajku w radiu; puszczają warszawiankę. Jak za okupacji. Konspiracyjna alegoria?

dzień trzeci
Wyprawa w nieznane. Stanęliśmy w jakiejś wiosce. Postanowiłem pójść drogą w górę na pobliskie wzgórze otulone kołdrą pól. Co chwilę zatrzymywałem się i podziwiałem rajski widok. Psuje się pogoda. Obok na polu pracuje rodzina. Pochwaliłem Boga. Oni odpowiedzieli. Kobieta w średnim wieku, widząc najwyraźniej moje wahanie, mówi abym się nie obawiał. Z tej chmury nie będzie deszczu. Zachęca mnie abym wszedł na sam szczyt.
- „Stamtąd widać całą naszą pacyfikację.” I zatacza ręką półkole pokazując wzgórza na horyzoncie i dolinę do nich przytuloną. Pewnie kiedyś jakiś SS'man stanął w pobliżu tego miejsca i pomyślał, że tu stworzy nowy heimat dla rasy panów. Potem przyszły wywózki, wysiedlenia i opór. Jak widać to wszystko jest ciągle żywe. Wracając kobiety i jej córek już nie spotkałem. Może to był anioł chcący dopomóc mi w dopełnieniu przeznaczenia?
Na dole rozmawiam z miejscowymi. Lud patriotyczny, nieufny i krytyczny wobec przeobrażeń świata. Gdy zaczynają politykować, nabieram otuchy, że jeszcze nie wszystko stracone.
- Tu panie padło wszystko i nic nie powstało w zamian. Chłopom zarobić się nie daje. Ludzie, żyją z tego co na zachodzie zarobią. Chwalą się. Tylko za zarobione pieniądze remontują stare domy po przodkach i siedzą tu. Czemu tu wracają jak tam tak dobrze? Nic nie odpowiadam. Oni znają odpowiedź i ja też.

dzień czwarty i następne
Nuda, nuda, nuda jak na wakacjach

dzień ostatni
Wracamy. Pora uzupełnić zapasy. Hipermarket jest jak socjalizm: Możesz brać do koszyka ile ci się podoba, ale i tak trzeba będzie zapłacić za to więcej niż jest warte. Bo w końcu organizacja też kosztuje. Hipermarket zwalnia z myślenia, uczy co jest ile warte i likwiduje inne punkty odniesienia. Dlatego największe badziewie z dopiskiem promocja może się sprzedać za ciężki pieniądz. Do tego jeszcze ci pseudoochroniarze w markecie, są tak żałośni jak funkcjonariusze socjalistycznego państwa.
Jak widać kilka dni na dziczy i człowiekowi wyostrzył się zmysł spostrzegania rzeczywistości.

poniedziałek, 6 lipca 2009

Już myślałem, że nic mnie nie zaskoczy.


A tu niespodzianka! Dziennik wschodni z dzisiaj - www.dziennikwschodni.pl. Okazuje się, że medialną sensację można zrobić ze wszystkiego. Ale żeby robić sensację z tego, że trajtek jeździ na prąd? Można na tym szablonie wykombinować kilka innych "sensacyjnych" artykułów:
- żarówka w kiblu świeci na prąd,
- żelazko prasujące materiał,
- nowy model czapek - do noszenia na głowie,
Innymi słowy: ciekawe co redaktor brał, ile TO kosztuje i ciekawe czy ma więcej.

niedziela, 5 lipca 2009

Zbiegi okoliczności

Olechowski odszedł z PO. Napisał list do Donalda Tuska, w którym wylał swoje żale co do ugrupowania. Lektura listu jest dość interesująca. Podobno pobratał się z Piskorskim obecnie SD i razem będą mieszać. Pan Olechowski to bardzo ciekawa osoba.
Inną ciekawą personą jest Pan Poseł Janusz Palikot, który jak donosi Rzeczpospolita może mieć przechlapane. Czyżby kierunek „ewakuacyjny” obu panów z PO był przesądzony? Wszytko na to wskazuje.
Co łączy obu dżentelmenów? A no jedna rzecz: członkostwo w pewnej tajnej elitarnej organizacji złażonej przez pana Davida Rockefellera, zwanej Komisją Trójstronną. Tak się dziwnie złożyło, że z około trzystu jej członków, akurat tych dwóch dżentelmenów „reprezentuje” w niej Polskę i akurat obaj będą żegnać się z PO. Są tam oczywiście i inne persony, jak były premier Belka, czy pani Rapaczyńska z Wyborczej, ale do PO nie należą. Zbieg okoliczności? Możliwe. Możliwe też, że Naukowcy z Biertowic wymyślili już pewną strategię na wypadek utraty władzy przez PO, co przy kryzysie i nieudolności gabinetu Tuska jest nieuniknione. W takich sytuacjach należy przeformować szeregi i ruszyć do walki pod innym sztandarem.
To jest tak, jak z wizytą w supermarkecie: stajesz przed półką i masz całą masę produktów różnych marek, różnych firm – chciałoby się pomyśleć. A to, że spora część z nich jest wyprodukowana przez ten sam koncern? Już mało kogo obchodzi. Tak samo jest ze sceną polityczną w skolonizowanym kraju: wybór jest pozorny.

sobota, 4 lipca 2009

Sony, stocznie i obiecanki

Koncern dostaje po tyłku. Stał się opasły, a ludzie się połapali, że za naklejkę SONY nie koniecznie trzeba płacić 2 razy drożej za produkt tej samej jakości. Można kupić coś, co jest warte znaczne mniej, było najprawdopodobniej wyprodukowane w tej samej fabryce, na tej samej taśmie technologicznej i zaprojektowane przez tych samych inżynierów. Czasy się zmieniły. Ale jakoś Rząd Jego Cesarskiej Mości Cesarza Japonii nie ogłasza z tego powodu klęski narodowej i nie ratuje upadającego giganta. Oni wiedzą, że w miejsce czegoś starego powstaje coś nowego. To podobnie jak u nas: rząd nie przejął się administracyjną likwidacja przemysłu stoczniowego, ale z innych przyczyn. Japończykom nikt nie narzuca kolonializmu gospodarczego – nam tak. Nasz rząd postanowił jeszcze zrobić wokół tego zasłonę dymną, bo w przypadku Stoczni Szczecińskiej były obiecanki cacani odnoście inwestora. Okazuje się, że najprawdopodobniej żadnego inwestora nie ma i chyba go nie było, a wybory trzeba było wygrać. Ludzka pamięć jest niestety krótka.
Wieść gminna niesienie, że w czasie jednej z „gospodarskich wizyt” w Lublinie Pierwszy Sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek zapytał lokalnych towarzyszy: „To towarzysze co wolicie, dożynki ogólnopolskie, czy może lotnisko?” Towarzysze woleli organizację dożynek, za to ci z Rzeszowa - lotnisko. I tak zostało. Teraz władze Polskiej Zjednoczonej Platformy Obywatelskiej, a wcześniej jej satelity PiS obiecali, że w końcu lotnisko wybudują. Towarzysz Gierek dał wybór i słowa dotrzymał. Czy ONI dotrzymają? Zobaczymy.
Inna sprawa, że dowodzenie czy lotnisko wpłynie na rozwój regionu ma takie same naukowe podstawy jak ustalanie liczby aniołów na łebku od szpilki. Dla mnie kwestia jest fundamentalna: nie zabierajcie ludziom ich własnych pieniędzy, oni sami wydadzą je lepiej niż rząd samorząd i reszta przybudówek. I nic nie zmarnują.

środa, 1 lipca 2009

Prawie robi różnicę

Chociaż nie do końca utożsamiam swe poglądy z UPR, ale to mnie rozwaliło, jako analiza stanu obecnego.

Cała nadzieja w Prezydencie i Trybunale Konstytucyjnym

Zebrało się i przegłosowało, że osoby skazane prawomocnym wyrokiem nie mogą startować w wyborach. To znaczy, że wyrok sądu odbiera komuś prawa wyborcze. Czy to aby nie dodatkowa kara? Ale problem jest też inny: kto w tak zwanej demokracji jest suwerenem? Oczywiście obywatele, a w przypadku Polski precyzyjniej naród. A naród może wybrać na swojego reprezentanta kogo chce, nawet największego łotra.
Miejmy nadzieję, że Prezydent zawetuje lub przekaże do Trybunału Konstytucyjnego ten „wyczyn” prawodawstwa. Bo nierówność obywateli wobec prawa i odbieranie im elementarnych praw (w tym wypadku wyborczych) w formie „bonusa” do orzeczonego wyroku to „na oko” pomysł niekonstytucyjny.
Ciekawe co jeszcze wymyśli „grupa trzymająca władzę” aby pozbawić obywateli choć symbolicznego udziału w sparowaniu władzy? W dzisiejszych czasach można być skazanym za cichy chód po ulicy, a jak się poszuka tona każdego się coś znajdzie.