czwartek, 19 czerwca 2014

Scenariusz tąpnięcia

Zdaje im się, że on ucieka, czy tego chce czy nie. Wie być może coś czego my nie wiemy. Wie, że to jest nieuniknione, więc postanowił się ewakuować, oddać władzę opozycji, aby to była jej wina a nie jego. Taki gracz nie popełnia tylu błędów jeśli nie chce przegrać partii. Chyba, że ktoś życzliwy mu w tym pomaga, a on o tym nawet nie wie. Gdyby kolejne wybory miałby odbyć się po tej katastrofie, pewnie niedobitki PO uciekałby w popłochu z tonącego okrętu, a tak jest szansa na ocalenie środowiska i pozostawienie go w szyku zwartym. Jeśli to nie jest kalkulacja premiera, to kogoś kto realnie nadaję narrację. Wtedy nawet pan premier nie musi grać. Wszystko jest autentyczne. Jeśli moja hipoteza jest prawdziwa, to nie ma się z czego cieszyć. Za mniej – więcej pół kroku dojdzie do czegoś przewidywalnego i tragicznego w skutki, że wstrząśnie to nie tylko sceną polityczną i ustrojem państwa, ale sprawi też, że przepisy prawa pozwalające na interwencję obcych wojsk okażą się potrzebne. Co to może być? A no na przykład ZUS przestanie wypłacać emerytury, o czym wiadomo, że tak się stanie, tylko nie wiadomo kiedy. 
Ktoś powie: bzdura, nie możliwe. Czy na pewno? Przecież w 1989 roku zrobiono dokładnie to samo. Bankructwo było faktem, wielki brat się sypał i włączył "tryb awaryjny", a wejście w konszachty z lichwiarską międzynarodówką wywołało konieczność urealnienia wartości pieniądza, a więc zabranie obywatelom ich oszczędności. Komuniści wiedzieli, że po czymś takim zawisną na latarniach. Trzeba był się dogadać i wdrożyć "scenariusz tąpnięcia". Czy to, że rozleciała się matka partia, władzę przejęła opozycja i towarzysze potracili stołki spowodowało, że komuś tak naprawdę stała się krzywda? Nie. Wszyscy bardzo szybo się pozbierali, przeformowali i stworzyli uprzywilejowaną warstwę posiadaczy w nowej RP i nową reprezentację polityczną, która już w kilka lat po tąpnięciu sięgnęła po władzę. Nie było procesów, więzień. Wycofanie nie ściśle upatrzone pozycje. Miękkie lądowanie. A wy frajerzy oddani w niewolę międzynarodówce lichwiarzy i powiązanej z nią nowej lewicy martwcie się co jutro wadzicie do gara, gdy nie podobało wam się w ludowej ojczyźnie. Teraz macie jeszcze ludowniejszą. 
Na gruzach III RP narodzi się nowe państwo. Jeszcze bardziej skundlone i nieudolne i z tymi samymi zarządcami na czele, tylko że już pod inną nazwą. Czy rozpaczliwe próby ratowania Pierwszej Rzeczpospolitej a potem jej odrodzenia nie ładowały nas w rezultacie w jeszcze większe bagno? 
To oczywiście tylko hipoteza i wytwór mojej wyobraźni, ale scenariusz tąpnięcia trzeba moim zdaniem brać pod uwagę tak samo poważnie jak każdy inny. W końcu podobno ewolucja dokonuje się przy pomocy skokowych zmian...

Edit:
Nieco przez przypadek natrafiłem na wywiad z Grzegorzem Braunem z przed roku, w którym opowiada on o tym co właśnie dzieje się na naszych oczach i co potwierdza moją tezę z powyższego tekstu. Od trzeciej minuty.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Wypadek przy pracy

Nagle kibice piłkarskiego widowiska dowiadują się niechcący, że mecz jest ustawiony, bo ktoś puszcza w przerwie spotkania nagranie z tego jak sędzia targuje się o kasę z działaczami jednego z klubów. Jakie intencje ma ten, kto podsunął tam mikrofon? Czy na pewno chce aby wkurzeni ludzie zniszczyli system ligowych rozgrywek, czy chce tylko, aby publika wdarła się do szatni, olała mordę działaczom i sędziemu, pobiła się między sobą, bo każdy pretekst to mordobicia jest dobry, a potem wrócą do domów z poczuciem dobrze spełnionego obowiązki. To co obserwujemy to kolejny spektakl „zarządzania przy pomocy kryzysu”. Ludzie w nadziei, że będzie lepiej obalają starą władzę i obdarzają nową kredytem zaufania. Gdy i ta zawodzi ich oczekiwania pojawia się ekipa kolejna, a ludzie dalej są tak samo sfrustrowani jak byli. W ten sposób usuwano pierwszych sekretarzy w PRL i w ten sposób zrobiono „wielką zmianę” w 1989 roku. Czy coś się zatem zmieni? Niewiele.
Najpierw mieliśmy przegraną koalicji w sprawie immunitetu Kamińskiego, a teraz ni stąd ni zowąd wyciekły taśmy kompromitujące rząd i jego ministrów, z których można się dowiedzieć sporo o kondycji naszego kraju. Można odnieść wrażenie, że ktoś widząc gnicie rządowego układu postanowił pójść za ciosem i upublicznił nagrania, które przecież miały swoją wartość jako narzędzie politycznego szantażu. Skoro ktoś postanowił je upublicznić znaczy to, że nie chciał nimi trzymać nikogo w szachu lecz wykonać kolejne posunięcie zbliżające rozgrywkę w kierunku mata. 
Nagania są bulwersujące, ale takie mają być. Gdyby były inne nikt nie zawracałby sobie nimi głowy. Nie one są bowiem ważne dla ujawniającego, lecz efekt który wywołują. Komuś bardzo zależy na tym, abyśmy się zbulwersowali i oburzyli. Nic bardziej jak wydarzenia ostatnich dni pokazuje czym w istocie jest demokracja i jak łatwo można w niej odebrać komuś znamiona władzy. Nie od dziś bowiem wiadomo, że kto ma media i dostęp do wiedzy – ten tak naprawdę rządzi, a gdy figuranci próbują „urwać się ze smyczy”, zmienia się ich na „lepszy model”.
Czego dowiedzieliśmy z tych taśm? Ano niczego szczególnego. O tym, że państwo istnieje tylko teoretycznie pisałem tu tak wiele razy, że aż nie ma sensu tego powtarzać. O tym, że inwestycje realizowane za tzw. unijne fundusze, to „ch.j, dupa i kamieni kupa”, także można się było z lektury tego bloga przekonać. To, że w polityce kupczy się stanowiskami i decyzjami, przestawia ludzi jak pinki na szachownicy, niszczy się jednych, aby w ich miejsce wsadzić drugich wiadomo od tysiącleci. Nie bez kozery Bismarck parafrazując słowa Bismarcka lepiej tego nie oglądać podobnie jak produkcji serdelek. Zatem można by rzec: „nihil novi”. 
Nowe jest tylko to, że tzw. opina publiczna dowiedziała się o tym z ust przedstawicieli rządzącej ekipy w sposób bezwzględny i szczery to, co do niedawana szeptały oszołomy. Widać zatem wyraźnie, że ktoś przełożył wajchę i jeśli PO nie rozpadnie się w miarę szybko, to w następnych wyborach uzyska na tyle kompromitujący wynik, że całe lokalne i centralne koterie kolibrów spijające nektar z kwiatów władzy przeniosą się do PiSu, a sama PO uschnie niczym niezapylony kwiat nie rodząc owoców. Problem polega jednak na tym, że wypowiedź Sienkiewicza odsłoniła przed milionami ludzi wierzących w oficjalną propagandę bezmiar ich naiwności, a tego nie da się już cofnąć ani odszczekać. Przez jakiś czas ludzie będą wypierali przekazaną im prawdę, aż z boleścią będą musieli ją zaakceptować. 
Potrzebujemy radykalnej zmiany. Nie tylko ludzi, ale całego systemu, a być nawet zmiany ulubionej dyscypliny. Nowych instytucji, praw i paradygmatu. Miejmy nadzieję, że ów „wypadek przy pracy”, kiedy ludzie dowiedzieli się nieco za dużo, jest jednym z kamyków wywołujących lawinę zmian, choć nie jest jeszcze samą lawiną. W końcu parafrazując słowa ministra Nowaka: kamieni kupa obok intymnych części ciała, to jedyne co nam pozostało.