środa, 29 sierpnia 2012

Bursztyn i złoto

Jest tak cacy, że aż miło,
Polska stoi dziś okrakiem.
Abera nigdy nie było,
gold okazał się tombakiem.

środa, 22 sierpnia 2012

Strachy na Lachy

Rozwalił mnie w ostatnim „Uważam Rze” wstępniak naczelnego, w którym udowadnia on to politycy nie mają pomysłu na unijny kryzys. Nie wiedzą co robić, odwlekają decyzje, a na jesieni na południu Europy niezadowolenie społeczne i zawierucha. A wszystko to dzięki dyktaturze wspólnej waluty, bo Grecja powinna być z niej wyrzucona i byłoby po kłopocie. Według Lisickiego, jesteśmy na prostej drodze do biurokratycznego totalitaryzmu i utraty podmiotowości przez zhomogenizowane narodowe społeczności w ramach których narodowe parlamenty i rządy staną się  wyłącznie fasadą. Oczywiście należy według naczelnego zapomnieć o Euro i skupić się na obronie suwerenności i naszych interesów. 
Wszystko świetnie i doskonale. Jeszcze kilka lat temu takie teksty bez wątpienia uznane byłby na oszołomskie i nie byłoby dla nich miejsca w żadnej liczącej się gazecie. 
Z głoszeniem takich poglądów jest jeden problem: alarm należało wszczynać wtedy, gdy pod owe oczywistości były tworzone w Łuni podstawy prawne w postaci Traktatu Lizbońskiego, a nie teraz, gdy wszystko jest przesądzone. Nie wiadomo zatem, czy owa polityczna kanikuła i nic nierobienie w sytuacji wybitnie kryzysowej nie są przypadkiem naturalną konsekwencją podjętych wcześniej politycznych decyzji. Czy nie mamy do czynienia w jakimś planem? Bo czy coś może wzmocnić bardziej europejską integrację od ludzi skaczących sobie do gardeł i potrzebie wzięcia „spraw w soje ręce” przez jakiegoś „umiłowanego przywódcę”, którego wszyscy będą kochać? 
Więc może należy ludzi przygotować na bardzo twarde lądowanie? Tylko, że ludzie w dużej mierze mają już złamany kark, są pozbawieni elit, nie czają bazy i generalnie zajęci wiązaniem końca z końcem mają wszystko w dupie.

Jaki był sens wywoływania przez Żydów powstania w Warszawskim Getcie? Po praktycznej likwidacji przez Niemców znacznej części jego mieszkańców, nikt z pozostałych przy życiu nie miał już najmniejszych wątpliwości, że i ich czeka śmierć. Zwłaszcza gdy okazało się, że Niemcy postanowili wyrżnąć nawet resztki rozpaczliwie poszukującej szans na przeżycie ludności. Wtedy to garstka nie mających nic do stracenia ludzi postanowiła choć umrzeć z bronią w ręku. Chęć przeżycia bowiem zmusza ludzi w sposób wręcz instynktowny do przyjęcia optymalnej strategii zwiększającej tego przeżycia prawdopodobieństwo. Stach znika ostatecznie, gdy nie ma już złudzeń.

Być może redaktor L. przestał się już bać?

wtorek, 21 sierpnia 2012

Wróćmy do siebie

Po prostu należy obejrzeć do początku do końca. Mój proboszcz jest czaderski, ale przy księdzu Piotrze - wymięka.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Ciąg myślowy

Tylko co ta zapowiedź tak naprawdę oznacza? Gdy zaczyna się kryzys ludzie mają mniej pieniędzy lub siłą nabywcza pieniądza się zmniejsza. Nie ma skąd zdobyć dodatkowych środków. Co robią wtedy ludzie? Zaczynają ograniczać swe konsumpcyjne zapędy, co powoduje mniejszy popyt i spiralę ograniczenia koniunktury. Bo firmy mniej sprzedają a więc muszą ciąć koszty w tym pracownicze i tak dalej. To tylko z pozoru prawda. Ludzie mając mniej środków zaczynają także poszukiwać tańszych produktów więc przedsiębiorstwa takie zaczynają dotaczać na rynek. Powstają więc nowe produkty i generalnie zaczyna być „innowacyjnie”. Ale jak ludzie zaczynają wybierać tańsze produkty to wcale nie znaczy, że są one gorsze jakości. Ponieważ jak głosi stara zasada: ludzie zaczynają postępować racjonalnie, gdy inne sposoby postępowania zawiodą, w „człowiekach” uruchamia się pewnie pokłady inteligencji i zaczynają poszukiwać na sklepowych półkach alternatywnych produktów zaspokajających ich potrzeby. Więc ograniczenie dochodów wcale nie musi oznaczać ograniczenia poziomu życia. Ale przecież Pan Raczko powiedział co powiedział, a widocznie jest dobrze poinformowany. Będzie skromniej. Więc dlaczego będzie skromniej? Ano dlatego, że rząd wiedząc o tym, że ludzie jednak uruchomią pokłady swej kreatywności i intelektu, którego z reguły używają tylko w ostateczności, podniesie podatek VAT, aby zabezpieczyć przy dekoniunkturze wpływy do budżetu. Wtedy rzeczywiście zaczniemy żyć skromniej bo, przy podwyższonym VATcie za tańsze produkty zapłacimy tyle samo co za droższe. Zatem logicznym wydaje się, że skoro taki dobrze poinformowany człowiek jak pan Raczko zapowiada skromniejsze życie, oznacza to w prostej linii antycypację rządowych poczynań. 
A przecież można inaczej. Rząd może obniżyć VAT i wtedy ceny produktów nawet przy problemach finansowych konsumentów nie spadną tak bardzo. Utrzymana zostanie w ten sposób koniunktura łagodząca skutki kryzysu. Rząd decydując się na to powinien wprowadzić cięcia budżetowe łatając zawczasu powstałą tam dziurę. Ale rząd tego nie zrobi. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że zapowiedział już tak pan Raczko, a on wie co mówi, a po wtóre dlatego, że cięcia budżetowe uderzyłby przede wszystkim w tych podpiętych pod budżet, a więc żelazny elektorat i zaplecze polityczne rządu. Nikt nie jest przecież samobójcą. Więc mamy różnicę między myśleniem w kategoriach koryta i w kategoriach racji staniu.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Wakacje unplugged

Koniec kanikuły przywitał mnie słotą, jakoby nie bo płakało nad losem tych którzy musieli wracać do roboty. Aklimatyzacja trwa, skutki odstawienia komputerowego były dotkliwe, ale po powrocie wszystko zaczyna wracać do normy.

W polityce chyba tez wszystko wróciło do kanikułowej normy. Zakłócenia w wakacyjnej nirwanie wywołane aferą taśmową w PSL minęły. Wystarczyło, że „niezależna prasa” zaczęła pisać o licznych przypadkach kumoterstwa w Partii, a już było po temacie. PSL przyparty do ściany będzie teraz wprowadzał podatek dochodowy dla rolników rękami nowego ministra rolnictwa. Oznacza to, że partia chłopska rozpoczęła właśnie sama ze sobą grę w rosyjską ruletkę. Tego typu zabawa ma to do siebie, że wcześniej czy później musi nastąpić strzał. Pozostało tylko trwanie i cieszenie się, że tym razem akurat iglica rewolweru trafiła po raz kolejny na pustą komorę.

Z relacji dawno nieżyjących komuchów wynika, że w latach pięćdziesiątych w Polsce poza oficjalnym rządem istniał ten prawdziwy, złożony z kilku nie rzucających się w oczy aparatczyków i radzieckich rezydentów. Odnoszę wrażenie, że po kilkudziesięciu latach przerwy taki „organ koordynacyjny” znów funkcjonuje. A może nigdy nie przestał działać? „Gdy masz za słabą opozycję to stwórz jej karykaturę” - wydaje się głosić jakaś moskiewska instrukcja. Oto w tym samym czasie w Polsce i Rosji pojawiają się Pussy Riot i chłopaki od Palikota, w równie debilny sposób próbujący naśmiewać się w religii. Przy tego typu „akcjach” zarówno Nasze Słoneczko jak i wnuk ochroniarza Lenina wydają się być nie tylko prawdziwymi konserwatystami, ale także ostoją i gwarantem poszanowania tradycji. Zbieg okoliczności? Może.

Ostatnio „niezależne media” zaczęły także czepiać się młodego Tuska, który pracuje na wielu etatach. Psycholodzy już dawno zauważyli, że polityk posiadający jakąś słabość jest bardziej wiarygodny, bardziej ludzki i bardziej wzbudza sympatię. Przecież nie można być bardziej sympatycznym od Prezesa. No ale fachowcy potrafią uruchomić tkwiące w nim jeszcze rezerwy sympatii. Bo prezesa musisz kochać czy ci się to podoba czy nie. W przeciwnym razie prąd zużywany na zasilenie TVNowskich nadajników, kamer i reflektorów zostałby zmarnowany, a nic tak nie boli rasowego bolszewika jak marnotrawstwo. Poza tym „kino (a więc i TV i YT) to najważniejsza ze sztuk” i najskuteczniejsza broń wymierzona w siły reakcji.

Pomysłów bazujących na wskazanej wyżej psychologicznej prawidłowości jest jeszcze kilka. Gdy echa „synowskiej burzy w szklanice wody” zamilkną już całkowicie, może okazać się za chwilę, że w rodzinie Prezesa zostanie wykryta afera korupcyjna. Oto okaże się, że jego córka przyjęła w prezencje od zagorzałego miłośnika tatusia rasowego szczeniaczka. Przez tydzień wszystkie gazety rozpisywać się będą jakie to naganne i złe. W końcu TV wystąpi sam Prezes i w powie, że wszystkie służby specjalne i dziennikarze śledczy mogą odebrać mu wszystko, ale nie pozwoli aby „dziecku” odebrać jego przyjaciela – owego słodkiego pieska, który umila jej vipowską niedolę. Historia ta zruszy do twego stopnia miłośniczki telenoweli o niewykrystalizowanych poglądach, że po raz kolejny słupki notowań „przewodniej siły narodu” powrócą do najlepszych czasów. Nie wymyśliłem tego „numeru” wymyślili go jakieś pół wieku temu PRowcy R. Nixona. Ale jak ściągać to ściągać. Przecież to tylko telewizyjny matrix i telenowela. Musiałem pojechać na wakacje unplugged aby się po raz kolejny o tym przekonać. 

czwartek, 2 sierpnia 2012

Przerwa

Podobno w wakacje należy za wszelką cenę zaniechać rutyny. Wyparłem się więc chwilowo i pisania na blogu. Wypoczywam. Niezbędna ta tortura potrwa do połowy sierpnia. Zatem cierpliwości.