poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Wolny rynek

W biurokratycznym socjalizmie każda idea, nawet najbardziej szczytna zmienia się w jej parodię. Wyobraźmy sobie, że do władzy dochodzi ktoś kto w oparciu o administracyjny aparat postanowi wdrożyć gospodarkę wolno rynkową. „Wolny rynek” grzmiałby z mównicy! Nakazałby urzędnikom przygotowanie stosownych pakietów ustaw i rozporządzeń. Po bełkotliwych konsultacjach społecznych, dyskusji w sejmie i przedłożeniu wielu poprawek do i tak bełkotliwej legislacyjnej propozycji, w końcu powstaje upragniony „wolny rynek”. I wtedy się zaczyna. Autorzy idei przecierają oczy ze zdumienia. Idea się rozmnożyła. Nie ma "wolnego rynku" lecz są "wolne rynki". W każdej wiosce i mieścinie powstają w świetle nowych przepisów specjalne palce, na których będzie można dokonywać bez pośpiechu zakupów. Jest rynek – jest, bo rynek to plac. Jest wolny jest. Wystarczy wprowadzić zasadę, że każdy klient przy stosiku będzie obsługiwany nie krócej niż pięć minut. Oczywiście będzie potrzeba więcej sprzedawców, a to przecież nowe miejsca pracy!
Zamiast "free market" jest "slow market place", ale przecież po naszemu o to samo.


Dekalog biurokratyczny 
  1. Biurokracja nie uznaje abstrakcji. Wszystko musi być materiale, mierzalne i policzalne. 
  2. Biurokracja nie uznaje inności. Lubi jak wszystko jest takie samo, powtarzalne i uregulowanie. Jeśli coś nie jest uregulowane bardzo szybko się stanie.
  3. Biurokracja uwielbia organizować świat na swój obraz i podobieństwo. Narzuca swój sposób myślenia i działania wszystkim dookoła.
  4. Biurokracja nie myśli i jest bezwładna. Tylko impuls zewnętrzny wprawia ją w ruch. 
  5. Biurokracja nie znosi odpowiedzialności. Urzędnik to osobnik okładający sobie tyłek kwitami. Głównym jego przedmiotem aktywności i troski jest to, aby nikt w przyszłości się do niego nie przyczepił. 
  6. Biurokracja jest niezmienna. Nawet jak stosuje informatykę to tylko po to aby generować jeszcze więcej danych.
  7. Biurokracja jest bezuczuciowa. Nie ma sentymentów. Bardziej gorliwy biurokrata zawsze wypiera tego mniej gorliwego.
  8. Biurokracja jest kreatywna. To ona tworzy przepisy i zasady na podstawie, których funkcjonuje lub którymi się żywi.
  9. Biurokracja nie uznaje nad nią żadnej kontroli. Zawsze z nadzorców uczyni swych niewolników.
  10. Biurokracja jest bezideowa. Każda nowa idea jest dla niej przykrywką, listkiem figowym usprawiedliwiającym jej istnienie. 

Nie mamy mężczyzn

niedziela, 29 sierpnia 2010

Granat bez zawleczki...

...zaczyna wędrować z rąk do rąk. Ciekawe u kogo wybuchnie. Bo to że wybuchnie jest pewne.

piątek, 27 sierpnia 2010

Dowód

Dowód na to, że realny ośrodek władzy nad Polską znajduje się poza jej granicami? Nie wierzę w to, aby jakikolwiek naród nawet najbardziej głupi i prymitywny, sam z siebie w ten sposób zdezorganizował swoje własne państwo jak nasz.
A dramat polega wszakże na tym, że ewentualna próba wyrwania się z tej matni doprowadzi do większego jeszcze zacieśnienia jej macek na naszym organizmie. Nie wiadomo też, czy ewentualna zmiana nie będzie kolejną blagą i zmianą powłoki, jak miało to miejsce w 1956, 1970, 1981 i przede wszystkim w 1989 roku.  Przed 89 wszystko było proste. Była komuna i puste w sklepach półki. Byli ONI i MY. Potem wszystko stało się dla większości niepojęte. Krótki okres wolności gospodarczej i medialnej minął bezpowrotnie. Podobnie jak okres naszej niepodległościowej złudy.   Bezsporna kwestią jest to, że mamy do czynienia w naszym kraju z rządami figurantów. Celem ostatnich lat, toczących się tyrad politycznych, zadym i wzajemnych prowokacji jest jedynie odciągnięcie uwagi od powolnego ale systematycznego procesu zaniku państwa. Polską się w tej chwili wyłącznie nieudolnie administruje. Unia Europejska także jest swojego rodzaju fasadową przykrywką. Wyrobione przez wieki pojęcia i stereotypy nie pozwalają na odebranie i zanik symboliki więc niech ona będzie. Niech na ścianach wisi orzeł w koronie, niech będzie Święto Niepodległości, niech będzie 3 Maja, Święto Flagi. Niech pełnią rolę odciągania uwagi. Problem polega na tym, że od pewnego momentu widać na czym polegają sztuczki prestidigitatorów. Po prostu nasz poziom figurantów jest tak żenująco niski, że gołym okiem widać, iż ten czy inny nie umie zliczyć do pięciu i aż strach napełnia człowieka, kto takiemu idiocie poważył tak odpowiedzialne w państwie zadania?
A zrobiliśmy to my. A dlaczego? Bo znaczna część społeczeństwa to współudziałowcy tej obłudy. Dlatego siedzą cicho. A to wyłudzona renta, a to lewa emeryturka, stołek dla córki za poparcie rodziny w najbliższych wyborach dla lokalnego kacyka. Słowem spora część ludzi wcale nie myśli o jakiejkolwiek zmianie. Moralnie zdają sobie sprawę, że to kurewstwo, ale tkwią w ośmiornicy zależności. Odwoływanie się więc do szczytnych ideałów i patriotyzmu nic tu nie da. Doskonale zna ten mechanizm Platforma pozwalając na bezkarne funkcjonowanie klik, układów i przymykanie oczu na grabież wszelaką. To jej jedynie zadanie, poza uśmiechaniem się i propagandą sukcesu.
  • Ludzie chcą niepodległości? - przecież jesteście niepodlegli!
  • Ludzie chcą wolności? - przecież jesteście wolni!
  • Ludzie chcą miłości? - macie miłość! Możecie przecież robić to wszystko z kim tylko chcecie i gdzie wam tylko przyjdzie na to ochota.
  • Ludzie chcą bogactwa? - macie atrakcyjne kredyty!
  •  Czego jeszcze chcecie? - wszystko wam damy!
Jak nazwać zatem pragnienie odpowiedzialniejszej wolności, miłości a nie rozpisy, bogactwa z ciężkiej pracy? Jak przywrócić znaczenie słowom?  Jak być człowiekiem a nie zwierzęciem?

Cytat dnia

"Śpij ile się da a nie będziesz musiał stawiać czoła rzeczywistości, którą sobie stworzyłeś"
Gazpacho. Postać z serialu dla dzieci pt. "Chowder"

Cytat dnia. A może przesłanie całej kadencji?

czwartek, 26 sierpnia 2010

Mój starszy syn też nie chciał wyjść ze swego pokoju

Get Out
Załadowane przez: Esma-Movie

Logika formalna

Gdy ktoś powie: "piłka jest okrągła a bramki są dwie", jego twierdzenie jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy ma na myśli konkretną piłkę i konkretne bramki w kontekście konkretnej gry lub gdy nie istnieje na świecie żadna piłka nie okrągła. Oczywiście ocena prawdziwości tego twierdzenia zależy także od tego jakiej definicji użyjemy dla zdefiniowania okrągłości. Okrągłość jest cechą okręgu, a okrąg to :"zbiór  wszystkich punktów płaszczyzny euklidesowej oddalonych od ustalonego punktu o określą odległość". 
Mówiąc ściśle należałoby więc powiedzieć, że "piłka jest kulista"? Nieokrągłą, a więc i niekulistą piłką jest piłka do rugby. Więc stwierdzenie, że "piłka jest okrągła" nie odnoszące się do konkretnej piłki i traktujące jej okrągłość jako element definicji jest fałszywe.
Prawdziwym twierdzeniem jest więc twierdzenie:”piłka jest kulista lub eliptyczna”. Ale jakby tak powiedział trener Górski ludzie mieliby go za wariata. 

Jak kiedyś napisał Stanisław Michalkiewicz cytując stare przysłowie perskie:"Człowiekowi mówiącemu prawdę należy dać konia, aby gdy ją wygłosi, mógł wsiąść na niego i uciec."

Morał:
Prawda jest z reguły mniej atrakcyjna od fikcji. Stąpanie po cienkiej linie prawdy nierozciągniętej nad bezkresnym oceanem fałszu jest więc trudne i niebezpieczne. A najgorsze jest to, że lin jest wiele i nie do końca wiadomo, która jest prawdziwa. Jeden fałszywy krok i jesteśmy już na ścieżce blagi. Ale i tak warto.

środa, 25 sierpnia 2010

biały wiersz

krzyża nie ruszą za dnia
za bardzo się lękają słońca
wiedzą o święconej wodzie
mamy srebro na szyi
czosnek i osikowe kołki
oni chcą tylko krwi
podnoszą więc podatki

wtorek, 24 sierpnia 2010

Paraliż

W mojej rodzinnej wiosce, gdzie ziemia mi pachnie, gdzie spoczywają kości moich przodów, a gdzie czas zatarł już niemal całkowicie pamięć tubylców, niemiecki okupant postawił w ramach odwetowej akcji rozstrzelać kilkunastu gospodarzy.
Wyciągnięto ich z zagród, postawiono pod cmentarnym murem i rozstrzelano. Gdy po odjeździe okupanta, na miejsce przybyły niewiasty opłakujące swych mężczyzn, jeden z nich wyszeptał do swej partnerki:
- Bądź cicho. Przyjdę do domu jak się ściemni.
Doskonale wiedział co robi. Oczywiście we wsi byli "życzliwi", którzy nieomieszkaliby donieść „panom Niemcom” o chybionym straceńcu. Zmarł był on dekadę temu ciesząc się do końca dobrym zdrowiem i nie szczędząc nikomu opowieści o swym nowym życiu. Po prostu widząc wycelowane lufy karabinów, zemdlał z przerażenia nie dając znaku życia. Gdy ocknął się miał już za sobą przejście katów dobijających z broni ręcznej pozostałych przy życiu nieszczęśników.
Ale kto o tym dziś pamięta? Raczej, kto chce pamiętać?

Uśpienie naszego społeczeństwa przypomina reakcję ludzkiego organizmu po ugryzieniu jakiegoś jadowitego węża. Pojawiła się senność i paraliż. Śpimy nieprzytomnym snem. Podświadomość jeszcze pracuje, serce jeszcze bije, krew krąży. Jednak próba ruszenia któregoś z członków, kończy się jedynie nerwową drgawką, jakimś skurczem mięśni, a sama próba podjęcia aktywności za każdym razem coraz bardziej pozbawia energii.
Gdy brak jest opozycji punktującej kretynizm rządu, gdy brak jest nawet społecznej reakcji na informację o wielomiliardowej "pomocy" Grecji, która będzie przecież niczym innym jak okradzeniem każdego z nas, jak inaczej nazwać ten stan? Gdy szkodliwa dla gospodarki podwyżka VATu nie napotkała oporu, co musi dziać się pod skórą naszego organizmu? Widocznie następuje w naszym ciele powolny zanik reakcji nerwowych. Już nie reagujemy. Już nam wszytko jedno. Zaczynam zastanawiać się jakie jeszcze symptomy muszą zaistnieć, aby ludzie otwarli choć na chwilę oczy i zachcieli rozejrzeć się dookoła. Zżerająca nas toksyna z pewnością nie wie, że wraz z zatrutym przez nią organizmem zginie i ona sama.

Ale polityka wewnętrzna to tylko jeden składnik trucizny paraliżującej nasz organizm.
Na bibula.com ukazał się wywiad ze szwajcarskim bankierem opowiadającym kasandryczne wizje na temat przyszłości świata. Mówi to co jest dla mnie oczywiste od dawna: światowy system bankowy to fikcja, a pieniądze są wypłukiwane z powietrza i nie mają w niczym pokrycia.
- To kredyt decyduje o depozycie, a nie odwrotnie. - mówi
Możliwości rozwoju sytuacji jest kilka, ale wszystkie raczej mało optymistyczne: od globalnej wojny po wielki kryzys. Więc być może nasza główna wewnętrzna substancja paraliżująca doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a społeczeństwo wie, że wysiłek do niczego nie prowadzi? Więc może lepiej jest leżeć w lesie pod wpływem tłumiącego ból paraliżu i próbować w ten sposób przeczekać atak wszelkich trucizn? Być może taką strategię obronną przyjął nasz umęczony organizm? Wszelkie ruchy powodują tylko, że kombinacja trucizn rozprzestrzenia się szybciej.

A może to co widzimy, to zbawcze omdlenie przed egzekucją? Mało prawdopodobne.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Czas apokalipsy

Moja żona zaczytująca się tego lata w opowiadaniach Andrzeja Pilipiuka, dała mi do przeczytania pewną lapidarną perełkę. W opowiadaniu do biura pewnej firmy wchodzi starzejący się ateista. Skusił go szyld: "Ubezpieczenia przed życiem wiecznym". W środku sprzedawca informuje go o warunkach: Za 20 euro można wykuć polisę. Jeśli życie wieczne nie istnieje, klient traci tylko tę kwotę. Jeśli jednak istnieje i po duszę nieszczęśnika przyjdzie diabeł, nie będzie mógł jej posiąść, gdyż właścicielem duszy po śmieci klienta staje się firma. Ateista przemyślał sprawę, wygrzebał pieniądze i podpisał umowę.
Całość kończy się refleksją szefostwa firmy obserwującego scenę za pośrednictwem ukrytej kamery:
- "Zawsze kantowaliśmy klientów, ale nigdy tak na chama. Do tej pory ludzie podpisywali cyrografy, a my im za to płaciliśmy... Choć, oczywiście, wszystko potem i tak wracało do nas. A teraz nie dość, że zdobywamy dusze, to jeszcze bierzemy za to niezły grosz"* - powiedział w zadumie Lucyfer do Belzebuba.

Kończą się wakacje. Lato mamy jednak nadal upalne. Wszelkie możliwe akweny większe od kilkumetrowej kałuży stały się więc dla milionów rodaków obiektami strategicznymi. A więc wyszli na brzegi rzek, rowów, jezior, stawów i morza roznegliżowani rodacy. Na wielu z nich „nowa świecka tradycja”: tatuaż. Jakaż to wspaniała galeria kiczu i bezguścia przetoczyła się przed moimi oczami! Ileż litrów farby wkłuli sobie Polacy pod skórę za własne pieniądze przez ostatnie lata? Jeszcze dwie dekady temu obsługa basenu usuwała z niego za posiadanie malunków na ciele, dekadę temu tatuaż bulwersował, teraz już nikt nie zwraca na niego uwagi. Dwie dekady więc wystarczyły aby „to coś” z obrzydliwego znaku rozpoznawczego kryminalistów, stało się aktem powszechnego pożądania.
Mamy przy okazji pokaz popkulturowego bezguścia. Jeżdżą takim samymi samochodami, jedzą to samo ścierwo, ale dlaczego chcą mieć wytatuowane na naszych piersiach, ramionach czy plecach te same ohydztwo? A przecież za to cierpienie nakłuwania ciała, rodacy płacą własnymi pieniądzmi! To moda i prawnie mózgu powoduje, że ludzie szpecą nimi po dni ostatnie swe ziemskie powłoki.

Ale co tam tatuaże. Prawie każdy z nas, bez zbędnych protestów i płacąc za to, nosi przy sobie urządzenie szpiegowskie pozwalające nie tylko na podsłuchiwanie, ale także dokładne określenie naszej przestrzennej pozycji. Chodzi oczywiście o telefon komórkowy. Ale idziemy z postępem. Szwedzi mają wprowadzić całkowity zakaz stosowania gotówki, podobno taki zakaz w ograniczonej formie wprowadzili Włosi. Co najciekawsze inicjatywy te, poprzedzone wieloletnią akcją propagandową (pewnie podobną do tej jaką u nas przeprowadzono przed naszym członkostwem w UE), mają spore poparcie społeczne. Wszystko oczywiście po to, aby zlikwidować przestępczość i walczyć z terroryzmem. Padnie mały handel, ale co tam. Wzrośnie ściągalność podatków, bo każda operacja będzie ewidencjonowana.
Tak więc ludziom można wmówić dosłownie wszystko. Wszystko może być uznane za normę. Trzeba mieć tylko media i dużo czasu.

A jak zostanie wprowadzone zaczipowanie? Z pewnością ludzie będą ustawiać się w kolejkach po swój czip. To będzie także efekt długotrwałej i wyrafinowanej akcji propagandowej. Gwizdy muzyki i filmu będą demonstracyjnie prezentować swe blizny po wszczepieniu „identyfikatora”. Pretekst się znajdzie zawsze. Chociażby to, że będą tam zapisane nasze dane medyczne na wypadek trafienia do szpitala. Bo to dla naszego dobra! W sklepach będą stworzone pewnie specjalne, bezobsługowe i bezkolejkowe kasy dla tych, „co będą już to mieli”. Bo przecież sprzężenie czipa z kartą płatniczą to błahostka. Będzie wygonie, funkcjonalnie i nawet na plaży w trakcie prezentacji tatuaży, będzie można kupić piwo nie mając portfela. Przecież to wszytko dla naszej wygody i naszego szczęścia!
Apokalipsa św. Jana mówi: „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: miała dwa rogi podobne do rogów Baranka, a mówiła jak Smok. (...) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia - imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć.” (Ap 13,11;16-18)




*Andrzej Pilipiuk opowiadanie:"Parszywe czasy", zbiór pt. "2586 kroków". Wydawnictwo "Fabryka słów", Lublin 2007r. s. 141.

Inspiracja i jej efekt

Inspiracja...

... i jej efekt

sobota, 21 sierpnia 2010

Dwa światy i trawnik

Konflikt socjalistycznej demagogii i konserwatywnej etyki. Kapitalny przykład utopijnego i realistcznego myślenia. A miała być taka piękna lewacka zadyma... Tak działa socjalizm: przez zahukanie!



Poczułem do Pana Prezydenta Nowej Soli taką sympatię, że nawet nie przeszkadza mi, że ma poparcie PO. Ale to widocznie ten wyjątek potwierdzający regułę. Nie jest ważne w jakiej człowiek jest partii ważne, że ma poglądy, wizję i kręgosłup. 

czwartek, 19 sierpnia 2010

There is no spoon

Ostatnio coraz ostrzej widzę absurdalność tego kraju i tego świata. Najpierw człowiek dostaje obuchem w głowę, a potem okazuje się, że celem medialnego ciosu, było tylko skierowanie strumienia twoich myśli w jakieś głupie, nikomu nie potrzebne obszary. Oczywiście tylko po to abyś nie myślał o tym co ważne i co istotne, a najlepiej abyś w ogóle nie myślał.
Jak głosi teoria superstrun we wszechświecie jest 10 lub 26 wymiarów, a to że nam wydaje się, że jest tylko cztery jest wynikiem wyłącznie tego, że w naszym fragmencie czasoprzestrzeni pozostałe 6 lub 22 wymiary są znikome. Gdy człowiek nie potrafi wyobrazić sobie czegoś w 4 wymiarach (wysokość, długość, szerokość i czas) jak miałby pojąć 26? Przekracza to naszą wyobraźnię i możliwości poznania. Gdy na tym płaskim, wysokim, długim i trwającym łez padole dochodzi do rzeczy niepojętych co w sytuacji gdy świat jest z gruntu bardziej skomplikowany?

A potem ktoś się dziwi dlaczego pewien rosyjski matematyk odmówił przyjęcia matematycznego Nobla? On doszedł widać do tej prawdy, która dla 99,9% ludzi nie jest oczywista: to wszystko marność. A prawdą jest to, że łyżki nie ma.

środa, 18 sierpnia 2010

Prawda czy fałsz?

We Francji można wziąć ślub z nieboszczykiem.
prawda czy fałsz?

W podziemiach Dworca Centralnego w Warszawie działał do niedawna nielegalna i zakonspirowana hurtownia mięsa do kebabów.
prawda czy fałsz?

Jakiś dziatek narobił do słoika, po czym cisnął w świeżo wmurowaną tablicę na Pałacu Namiestnikowskim. 
Usłyszy zarzuty zbezczeszczenia miejsca kultu. 
prawda czy fałsz?

Jedna z czołowych autorytetów lewicy twierdzi, że krzyża nie trzeba ruszać, każdy ma prawo się modlić tam gdzie chce, a ona czuje się jak za pierwszej komuny, gdy pozbawiano ludzi elementarnej wolności.
prawda czy fałsz?


A czymże jest PRAWDA?



Pieluchomajtki


Zebrał się rząd w pełnym skaldzie,
na kluczowej dziś naradzie.
Premier aby nie wyjść z formy,
wciąż planuje nam reformy.
Żadne zmiany ale gacie,
dla każdego na etacie.

"Bo w pieluchach gdy rodacy,
wzrośnie im wydajność pracy.
Kraj nasz się potęgą stanie,
gdy miast przerwy na siusianie,
każdy Polak niczym kania,
w pracy będzie bez siusiania."

Rzekł ktoś: "śmierdzieć będzie strasznie!"
Premier zaśmiał się rubasznie.
Przecie ma pomysły nowe;
"Wszędzie listki zapachowe,
wisieć będą pierwszej klasy,
wszak Polacy to brudasy.

Chociaż listki w dużej cenie,
oszczędzimy na higienie!"
Fajne są Premiera gadki,
jak ponosi nam podatki.
Będzie całkiem tak jak w niebie,
gdy rząd zacznie srać pod siebie.

wtorek, 17 sierpnia 2010

sobota, 14 sierpnia 2010

Męskie Granie


Napisałem przed chwilą swoje pierwsze w życiu haiku. Właściwie to je spisałem. Jakoś samo mi do głowy przyszło.




"Męskie Granie"

alternatywa
dokłada dziś swe płyty
do puszek piwa

Propaganda sentymentalna

Jak to się dzieje, że tzw. telewizja publiczna w ramach swej misji cały czas nas indoktrynuje i to w starym stylu? Wczoraj czołowa "salonowa stacja kulturalnego postępu i walki z wszelkim ciemnogrodem" czyli "TVP Kultura" pokazała "Pancernika Potiomkina". Przedwczoraj zostaliśmy skatowani "niezwykle zabawną komedią radziecką z czasów pierwszej czystki" pt. "Świat się śmieje". I tak codziennie od jakiegoś czasu. Faktem jest, że ostatnio mało u nas rosyjskich filmów. Przyznam się, że jakiś czas temu przegapiłem "Los człowieka". Lecz dlaczego nikt nie pokaże absolutne genialnej i fenomenalnej "Wyspy" Pawła Ługina? Czy nowego rosyjskiego kina niezależnego, które bije na głowę nasze lumpeninteligenckie produkcje? 
Czy w czasach finansowej mizerii przyszedł okres odkurzania archiwów i puszczania dzieł, na które już wygasł okres praw autorskich? Nie koniecznie. To tylko stara propaganda, tym razem sentymentalna.
Faktem jest, że od jakiegoś czasu media publiczne prześcigają się w pokazywaniu starych propagandą podszytych produkcji. "Dom", "Polskie drogi", "Czterej pancerni i pies", "Stawka większa niż życie", "Daleko od szosy". A gdy się skończą są puszczane od początku. 
W PRL nie kręcono wyłącznie filmów i seriali iście proradzieckich. Ale jakoś nie widać: "Blisko, coraz bliżej" - serial o losie Śląskiej rodziny walczącej z germanizacją czy "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" - obrazujący także zmagania z germanizacją i walkę Poznaniaków o polskość? Gdzie jest  „Pogranicze w ogniu” - ilustrujący walkę Polskiego wywiadu z Niemcami? Gdzie jest „Pan na Żuławach” pokazujący losy reemigrantów z Francji na poniemieckich terenach? Czy są one antyniemieckie, a Niemcy to przecież teraz nasi przyjaciele? Czy to była propaganda? Może tak. Ale nie ma nic gorszego jak propaganda wielokierunkowa, nieskoordynowana, wzajemnie się wykluczająca. Czy seriale te podzieliły los największego „pułkownika” III RP czyli serialu R. Filipskiego „Zamach stanu” - z benedyktyńską niemal starannością pokazującego przebieg i skutki zamachu majowego? Po co jątrzyć. Historia ma być prosta: czarno - biała, a nie skomplikowana i poskręcana.
W końcu jak mawiał inżynier Mamoń w „Rejsie”: „Ludzie lubią to co już słyszeli”. A jak nie było im dane usłyszeć lub zobaczyć to nie mają czego lubić. 

piątek, 13 sierpnia 2010

Psi instynkt

Byłem niegdyś świadkiem rozmowy majstra i jego pomocnika, z którymi przyszło mi pracować na pewnej budowie, gdy jako student dorobiłem na przysłowiowy "kieliszek chleba". 
- Wiesz co Stasiek? - zaczął majster – mój chłopak (mając na myśli swojego syna, bo wtedy jeszcze to stwierdzenie nie budziło dwuznacznych wątpliwości) jest jak pies.
- A po czym wnosisz? - zapytał jego pomocnik zaskoczony porównaniem
- Psu nikt nie mówi, która suka ma cieczkę. On to po prostu wie. Tak samo i mój Tomek, nikt mu nie mówi, a on i tak wie, w której wsi jest zabawa. 

Historia ta wyszła z mroków mojej pamięci nagle, po lekturze dzisiejszego felietonu Rafała Ziemkiewicza w Rzeczpospolitej. W materiale tym atakuje on Jarosława Kaczyńskiego nie pozostawiając na nim suchej nitki. Do krytyki ma on oczywiście prawo i to tym bardziej, że do niedawna był jedynym sensownym i gorliwym Kaczyńskiego obrońcą. Choć muszę przyznać, że w swych książkowych publikacjach także nie szczędził mu krytyki. Ziemkiewicz nie jest konukturalistą w odróżnienu od całej masy naszych gryzipiórków. Ten człowiek potrafi być wierny swym ideałom. Z pewnymi argumentami Ziemkiewicza trudno dyskutować. Dostrzegam więc dwie możliwości:
  1. Jarosław stracił już kontrolę nad rzeczywistością i nadmiernie zaufał swoim instynktom. Stracił kontrolę nad sytuacją i jest na równi pochyłej nie wytrzymując napięcia po wieloletniej przepychance i smoleńskim finale.
  2. Jarosław wie coś czego my nie wiemy. Nie wie tego także Pan Ziemkiewicz. Musi to być prawda przemrażająca i okrutna. Być może w swej kasandrycznej wiedzy o Polsce, polakach lub panujących w niej stosunkach Jarosław stosuje jakąś strategię? Przecież nie od dziś wiadomo, że medialno polityczny spektakl jawiący się przed naszymi oczami to tylko pchli targ nie watry nawet funta kłaków. 
Być może ta krytyka ma być jak prysznic z zimenj wody? Choć nie przyjemy ale orzeźwiający. A być może już wszystko stracone? I jedyne co nas czeka to dalsza palikotyzacja i tuskowe prestidigitatorstwo? Zastanawiam się wręcz, która z powyższych hipotez jest bardziej posępna.
A niech się dzieje co ma się dziać. W końcu każdy ma swój rozum. A jak go nie ma to jego strata.

A być może Jarosław odczuwa to co miliony Polaków: frustrację, bezsilność i totalne wszechogarniające poczucie absurdu? A może Ziemkiewicz poczuł się urażony faktem, że Kaczyński rozpoczął polemikę nie z nim lecz z jego redakcyjnym kolegą. Kto to zgadanie i kto nadąży?

czwartek, 12 sierpnia 2010

Ile jeszcze?

Kolejny cytat z Dobrowolskiego. Aby tak dalej to przepiszę całą książkę…:
„Te gnoje niczego się nie uczą. Nie wyciągają żadnych wniosków. Pozbawieni wyższych uczuć potrafią odczuwać przemiennie tylko starach i pychę. Brak im pokory. Nie znają, nie pojmują takiego odczucia. Nie rozumieją. Podobnie jak obce są im tolerancja, lojalność, szacunek. Szacunek dla ludzkich postaw, poglądów wierzeń. Nie liczą się z faktami, z historią. Jest to poza zasięgiem ich pojmowania. Ogarnięci żądzą panowania, jedyną szansą ich nowobogackiej egzystencji, gotowi są, bez zmazy na sumieniu, do najpodlejszych czynów. Bo ich sumienie, a są mistrzami w przeinaczaniu pojęć, pojmują nie na europejski, wywodzący się z kultury śródziemnomorskiej sposób. Ich prymitywne, azjatyckie sumienie jest prawdopodobnie czyste. Tak jak czyste są ich motywacje. Ponieważ działają w imię własnych, a więc najistotniejszych interesów.
Przeinaczają pojęcie, zabijając ich w właściwy sens, odcinają korzenie naszej kultury wrośnięte w wielowiekowe tradycje narodowe. Przywłaszczają sobie nasze symbole, świętości, dewaluując je przez dotyk, bezczeszcząc przez uproszczenia. Brudnymi ordynarnymi rękami piją samogon z mszalnego kielicha, widząc w nim tylko praktyczny pojemnik na płyn. A pijąc, radują się, że tak się błyszczy.
Ostatnio zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę. Przed tym działacza ludowego Bartoszcze…."

Gdyby nie dwa ostatnie zdania tego cytatu, można by było odnieść wrażenie, że to z wczoraj. Ile jeszcze jest w stanie znieść ten naród?

Właśnie przed chwilą mój przyjaciel powołując się na moje opinie na temat wpływu ceny kiełbasy gilowej na poziom niezadowolenia społecznego, powiedział, że widział w sklepie zwyczajną po 4,98. Zapomnijmy więc o tym, że impuls na zmiany znajdzie odpowiedni grunt społeczny.

wtorek, 10 sierpnia 2010

I nie wiem kto to powiedział


"Wenus z Milo to najlepszy dowód na to, że można zostać królową piękności bez rozpychania się łokciami"

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Wystarczy zmienić tytuł

Nowa forma postępu nie dotarła jeszcze do Rosji, ale czas płynie i „wiatr zmian” dotrze też i tu. Wojująca światowa lewica wsparta przez dobrze zaopatrzone w zasoby dolarów bez pokrycia szeregi wyznawców Nowego Wspaniałego Świata tylko czeka, aby przekroczyć granice rosyjskiego imperium. 
Rosjanie właśnie ukończyli renowację wiekopomnego, monumentalnego pomnika socrealizmu „Robotnik i kołchoźnica”.  Ustawili go na Nowym Wspaniałym Cokole jak za dawnych lat.  Widać, że wstecznicy rewolucji nie przygotowali się na nowe. Nawet się nie spodziewają, że już za chwilę trzeba będzie przerabiać go i dostosowywać do Nowych Wspaniałych Czasów. A może wystarczy tylko zmienić tytuł? Zachwyciwszy się tym monstrum postępu, (a zwłaszcza biustem kołchoźnicy) napisałem fraszkę. 



Wystarczy zmienić tytuł

W Moskwie znów nas zachwyca:
„Robotnik i kołchoźnica”.
Ich cokół zwieńczy we właściwej chwilce,
taki napis: „Gejowi i lesbijce”.

dedykuję FYMowi

Wszystko się układa jak puzzle


"A wzięło się to stąd, że nas tak wspaniale rozwarstwiono, że zgodziliśmy się kiedyś zabrać sobie inicjatywę i latami przyglądaliśmy się biernie jak nas poróżniano, izolowano, obezwładniano, zabierano nam odwagę, szczerość, poczucie wstydu, a nade wszystko zdrowy rozsądek. Jak precyzyjnie dzień po dniu, krok po kroku, ulegaliśmy dezintegracji, zatracając instynkt samoobrony i poczucia społecznej solidarności.
A przecież nikt nie zwolnił nas nigdy z przyzwoitości względem siebie, z poczucia odpowiedzialności za słowa i czyny, z uczciwości, z poczucia wstydu, ani z żadnych innych wartości i zasad współżycia z ludźmi.
I nie ma to nic wspólnego z takim czy innym systemem politycznym. Który był, czy który przemija, ani z tym, czy ten system jest lepszy czy gorszy, czy beznadziejny.
Sprawa leży na zupełnie innej płaszczyźnie.
Nikt nie mógł zwolnić nas z jakichkolwiek zasad, ponieważ taki ktoś od ferowania takich zwolnień nie istnieje. Porywają się na to, co prawda, różni faceci na krótkich nóżkach, ale to my jesteśmy tutaj prawdziwymi gospodarzami. I ziemi, i sumień."
Jerzy Dobrowolski "Wspomnienia moich pamiętników" - notatka z roku 1979 r., s. 47 - 48

Jakby to napisał dzisiaj!

niedziela, 8 sierpnia 2010

Bloger Dobrowolski

Czytam od wczoraj pod wpływem recenzji R. Ziemkiewicza z nieprzerwanie opadniętą szczęką „Wspomnieniach moich pamiętników” Jerzego Dobrowolskiego. Dlaczego TO ukazało się dopiero 23 lata po śmierci autora? Niepojęte! Jak mało zmienił się nasz świat przez te 30 lat w obliczu kretynizmy, zakłamania, propagandy. To pierwszy w Polsce niepoprawny blog polityczny!

Oto cytaty (rzec by można posty), które rozwaliły już na samym wstępie:
„A być może niedaleki jest okres, w którym wprowadzi się jednolite kombinezony dla wszystkich i to na kolejnym etapie będzie słuszne.
Bo na jakimkolwiek byśmy nie byli lub będziemy etapie, zawsze będziemy na etapie właściwy, ponieważ przyleliśmy jedynie słuszną linię. 
Ponieważ wiedzeni nieomylnym instynktem, wybieramy, nieomylnie siła rzeczy, nieomylnych przywódców, którzy nieomylnie wskazują nam jedynie słuszną drogę.
Pamiętam np. etap, gdy 3-hektarowy gospodarz był naszym wrogiem, kułakiem siedzącym okrakiem na workach z mąką i dolarami, a przyszłość kraju i dobrobyt opierały się na parumorgowej biedocie wiejskiej. I to było wtedy też piekielnie słuszne i niepodważalne. 
Nic wiec dziwnego, że niedługo potem , na kolejnym etapie, wprowadzono karę śmierci za posiadanie walut obcych, co radykalnie poprawiło podówczas sytuację, a jednocześnie znacznie odciążyło służby penitencjarne. 
Dziś dolary, choć w niewielkich ilościach, można już od biedy raz na dwa lata kupić w banku, a niektórzy z nas, z całymi rodzinami mają w ogóle otwarte konta dewizowe.
Bo jedna rzecz nie ulega zmianie na żadnym etapie.
Zawsze o wszystkim decydowała niezmiennie wierność jedynie słuszne linii. A etapowych przejściowych trudności niejednokrotnie nie można po prostu uniknąć, ponieważ związane są one z dynamiką naszego rozwoju, natomiast zawsze można je przezwyciężyć.”

„Przykro mi np. gdy moje dzieci z przyjemnością oglądają w TV serial Jerzego Janickiego pt. „Polskie drogi”.
To bardzo wredny serial.
Wiele jest u nas publikacji, imprez, sztuk, widowisk czy książek tak ewidentnie marnych, tendencyjnych i głupich, że na ich rzeczywistej wartości pozna się nawet młodzież, z Tłuszcza powiedzmy dla której wesołe miasteczko i pite tamże wino jest największą miarą życia kulturalnego. Ale serial „Polskie drogi” napisany jest z autentycznym talentem i przez to wredniejszy. Bo ten serial wciąga, każe z uwagą śledzić losy bohaterów. Losy często tragiczne i bardzo ludzkie, prawdziwe. A jednocześnie niezauważalnie, jakby niechcący wsącza się w odbiorcę fałszywe tło, na na którym ta akcja się toczy. Tło historyczne złożone z pół, z ćwierćprawd, a stwarzające bardzo sugestywne pozory prawdy prawdziwej.
Słyszałem, że podobno autor przechwalał się nawet swoją postawą,twierdząc, że jeśli nie można wszystkiego, to chociaż trzeba „przemycać” część prawdy. Obrzydliwe.”

Jerzy Dobrowolski w „Wspomnieniach moich pamiętników”, 2010 s. 28 i 41. Notatki pochodzą z roku 1979.

Należy dodać, że potem Pan Janicki spłodził jeszcze drugi równie wredny serial, a mianowicie „Dom”. Oba zbindowane na tym samym schemacie. Jeden fałszował wojnę – drugi PRL. Na pierwszym planie losy bohaterów kamienicy a pod spodem sfałszowana historia i mitologizowanie tamtych czasów. Bo system był zły, a ludzie nie. Nawet w PRL – bis serial ten doczekał się kontynuacji i masy wielbicieli. A pan Janicki? Odszedł z tego padołu w nimbie niemalże wieszcza i sympatycznego rodaka lwowiaka. Dobry utwór to taki, który akceptuje publiczność i krytyka. Arcydobry to taki, który poza publicznością i krytyką ma jeszcze uznanie propagandzistów! 

A czytając o sposobie przyjmowania do telewizji i o zrębach jej tworzenia można skonać ze śmiechy. Jeśli tak jest dalej, to mamy do czynienia nie ze znalezionym na strychu pamiętnikiem starego satyryka,ale z perłą literatury, porównywalną może z Dziennikami Kisiela. W zupełnie innym świecie można spojrzeć na samą postać autora. Dostrzec w nim nie kinowego cwaniaczka, ale człowiek myślącego. Cholernie głęboko myślącego. 

sobota, 7 sierpnia 2010

Pułapka racjonalizmu

Świat zatoczył swojego rodzaju koło pod naciskiem propagandy. Ludzie wyrwani z jej okowów to najbardziej inteligentna i krytycznie myśląca część społeczeństwa. I tu paradoks: Ludzie ci mają często niemal takie same poglądy co lud nie czytający prasy i nieoglądający propagandowej TV. 
Jak to jest możliwe, że najwyszukańszą mądrością jest nastawienie się na własny „chłopski” rozum i krytyczna weryfikacja wiedzy, która jak się odkazuje od mądrości oddala?
Albert Einstein powiedział kiedyś, że na mądrość składają się trzy rzeczy: wiedza, doświadczenie i intuicja. 
Czym, że jest wiedza? - przyswojeniem faktów i ich interpretacją. Podstawą wiedzy jest informacja, która zwłaszcza w medialnym przekazie może być zmanipulowana lub wręcz fałszywa. 
A czym jest doświadczenie? To wiedza zdobyta w praktyce poprzez przeżycie pewnych okoliczności i umiejętność wyciągnięcia z nich wniosków. 
A czym intuicja? I tu zaczyna być ciekawie. To nic innego jak pozaracjonalne i pozazmysłowe odniesienie się do danej kwestii. To także pewien kulturowy kod czyli wiedza i doświadczenie przeszłych pokoleń zespolone w naszym sposobie pojmowania spraw. To on jest podstawą intuicji: dostarcza nam świata znaczeń i symboli. 
Szefowie wielkich firm to ludzie cechujący się nie tylko wiedzą i doświadczeniem. Posiadają też  intuicję pozwalającą im podejmować decyzje nie bacząc na podszepty racjonalności. Gdyby mądrość była tylko wypadkową wiedzy i doświadczenia już dawno światem rządziły by programy komputerowe. Swojego czasu świat afirmował komputer Deep Blue firmy IBM, który pokonał Kasparowa w grze w szachy (koniec artykułu). Okazało się, że program został napisany przy współpracy kliku arcymistrzów szachowych i specjalnie przygotowany do gry z Kasparowem. Są też i tacy, którzy twierdzą, że tak na prawdę za komputerem stało kilku arcymistrzów „wspomagających” decyzje maszyny.  Co zatem powoduje, że ludzie nawet w tak prostej z punktu wiedzenia języka obliczeniowego grze jak szachy biją na głowę „elektronowe mózgi”? To ta umiejętność, która w Matrixie potrafią zatrzymać kule. Człowiek potrafi wyjść poza system. Postąpić irracjonalne i przez swe nietuzinkowe zachowanie zmylić knowania „komputera” bądź racjonalisty i przez to wygrać. Dla zwycięstwa trzeba wyjść poza sposób i kategorie myślenia wroga i oprzeć się na tym co pierwotne. Potem dopiero okazuje się, że „szaleniec” miał rację bo wyszedł poza schemat i wygrał. 

Zwycięzcami są obrończy krzyża. 
Bez względu na to, czy sytuacja jest zręczna czy nie zręczna, czy komuś się to podoba czy nie, trwają przy swoim. A czy szaleństwem nie było spisanie postulatów na bramie stoczni? Czy szaleństwem nie była obrona Warszawy przed bolszewicką nawałą? Czy szaleństwem nie było wejście Rotmistrza Pileckiego do Oświęcimia i późniejsza jego stamtąd ucieczka, ale też i cała życiowa postawa tego bohatera? 

Na naszych oczach tworzy się właśnie nowy narodowy symbol.
A na symbole to nas jeszcze nikt nie pokonał, jak trafnie stwierdził na swoim blogu nieoceniony Profesor Bobola. Krzyż był w czasie Konfederacji Barskiej, był w powstaniach. Powstanie Krakowskie wręcz sprowadziło się do krzyża i procesji. Był w Nowej Hucie i wszędzie tam gdzie komuna nie pozwalała stawiać kościołów. Był na grobach poległych. Jest też zdewastowany przez jakiś łajdaków na  Westerplatte . Pomimo opluwania i drwin ogłupiałych przez propagandę i wykształciuchów krzyż i tak zwycięży. „Zwyciężymy Chryste przez Twój Krzyż” 

Gdy zawodzi umysł i marksistowska apoteoza racjonalizmu. 
Jedyne co nam pozostaje to intuicja oparta tradycji i wierze przodków. Nowy Wspaniały Świat chce aby jedynym celem człowieka był hedonizm przyjemność i unikanie cierpienia. To przecież totalitarna pułapka. Gdy ktoś odrzuci ten punkt widzenia staje się niebezpieczny. Dorzućmy wyrachowanie. 

A Komorowski?
Gdyby był mężem stanu wczoraj będąc w Pałacu Prezydenckim powinien klęknąć przed krzyżem i zacząć się modlić. Wtedy kupiłby serca narodu i doprowadził to prawdziwego pojednania. Ale on jest figurantem, a nie mężem stanu, więc nie ma o czym mówić.

piątek, 6 sierpnia 2010

Zaprzysiężenie Gajowego

"10:12
- Dzisiaj nasz naród ma wszelkie powody, żeby z ufnością patrzeć w przyszłość. Jesteśmy wolni. Nikt na nasza wolność nie czyha. Żyjemy w kraju niepodległym, bezpiecznym i szanowanym na świecie - mówi Komorowski. Dodaje, jak dobrze się żyje w naszym kraju wszystkim i zapewnia, że trzeba dalej rozwijać kraj. - Trzeba ufnie spojrzeć w przyszłość - uważa."

JEST DOKŁADNIE ODWROTNIE! Niezła wróżba na następne 5 lat....

Kameleon

Odbyłem ostatnio dość inspirująca rozmowę z pewnym zaprzyjaźnionym przedsiębiorcą zajmującym się pomocą innym przedsiębiorcom w handlowych kontaktach z Chinami. Opowiedział mi o pewnym bardzo ciekawym pomyśle wykorzystującym meandry globalnej gospodarki. Po rozmowie zdałem sobie sprawę jak ów zmitologizowany globalizm jest blisko nas i jak jesteśmy od niego zależni.

Ale po kolei.  
Chiny są w tej chwili wiodącą światową gospodarką. Część przedsiębiorstw (w tym i duże korporacje) przenosi tam swe zakłady produkcyjne. Niskie koszty produkcji powodują, że do Chin każdego dnia udają się przedstawiciele różnych przedsiębiorstw zainteresowanych kupnem wytwarzanych tam produktów.

Na czym polega pomysł?
Polska firma otwiera swe przedstawicielstwo w Chinach i przenosi tam część produkcji. Ma także biuro handlowe w jednym z chińskich gospodarczych centów. Zatrudnia rodzimych pracowników. Formalnie jest to przedsiębiorstwo chińskie z polskim kapitałem, produkujące na miejscu produkty na bazie naszej myśli technologicznej. Gdy kontrahent jest zainteresowany zakupem zostaje podpisana umowa. Oczywiście klientowi np.. z Austrii nie powinno specjalnie przeszkadzać, że towar zostanie do niego dostarczonych z magazynu (w praktyce zakładu produkcyjnego) zlokalizowanego w Polsce. Bo oficjalnie firma właśnie w Polsce ma centralny magazyn buforowy pozwalający na sprawne dostarczanie produktów na teren Unii Europejskiej. Zagraniczny klient myśli, że zakupione produkty zostały wykonane przez chińczyków dlatego są tanie, a skąd towar do niego przybędzie – to sprawa wtórna. Produkty oczywiście powstają w Polsce, a całe zamieszanie służy tylko temu aby znaleźć kontrahenta, który jest przekonany, że tylko w Chinach zrobi świetny interes.

Z jednej strony idea świetna obcierająca się wręcz o genialną. Z drugiej zaś strony przykre jest, że ktoś chcący uczciwie uczestniczyć w międzynarodowym obrocie towarowym musi dokonywać tego rodzaju kamuflażu przypominającego kameleona. Ale może właśnie na tym polega biznes? Widać też od razu jak daleko odeszliśmy od pierwotnych ideałów wspólnoty gospodarczej.

A Komorowski? Gdyby był mężem stanu Wczoraj będąc w Pałacu Prezydenckim powinien klęknąć przed krzyżem i zacząć się modlić. Wtedy kupiłby serca narodu i doprowadził to prawdziwego pojednania. Ale on jest figurantem, a nie mężem stanu, więc nie ma o czym mówić.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Mowa trawa czyli wróćmy do korzeni

W powieści „Rok 1984” G. Orwell zawarł koncepcję nowomowy. Polegała on na uproszczaniu języka poprzez tworzenie nowych słów dzięki czemu przekaz stawał się coraz bardziej prymitywny a ludzie używający nowomowy często siebie nie rozumieli, choć z pozoru - rozumieli. Widzę, że proces ten występuje naprawdę choć w nieco odmiennej formie ale za to z identycznym skutkiem.
Używane są coraz częściej „terminy wytrychy”, które nie wiadomo dokładnie co znaczą, a więc dla każdego znaczą co innego. Więc wszyscy się z pozoru rozumieją, a dopiero potem okazuje się że nie. „Słowa wytrychy” - jak sama nazwa wskazuje nie ważne co znaczą, ważne że otwierają wszystkie drzwi, zwłaszcza te na salony. 
Gdy ktoś stosuje owe zaklęcia inni reagują tak jakby od razu rozumieli o co chodzi, a często tak nie jest. Bo przecież nie wypada zapytać: Co Pan rozumie pod terminem „x”? Kiedy wszyscy dookoła ich używają. 
 A oto kilka „wytrychów”:
1. Gospodarka oparta na wiedzy . A na czym ma być oparta gospodarka jak nie na wiedzy? Każda nawet najbardziej prymitywna działalność na jakiejś wiedzy jest oparta. Jeśli komuś się wydaje, że nie ma nic prostszego jak zasiać pole – w przypadku działalności rolniczej – ten się bardzo myli. Istotą gospodarki jest przewaga wiedzy w stosunku do partnera. Na przykład handel bez większej wiedzy o produkcie, jego cenie i dostępności byłby niemożliwy. Więc można wysnuć twierdzenie, że każda gospodarka jest w jakiej merze na jakiejś wiedzy oparta. Więc po co to określenie? Intuicyjnie rozumiemy, że znaczenie tego terminu dotyczy nowych technologi i przewagi technologicznej. Ale na tym opera się cała gospodarka. Czy nie lepiej zatem mówić o konkurencyjności jako takiej? Czy jeśli każda gospodarka lub system gospodarczy oparte są na wiedzy czy nie mamy do czynienia z określeniem nielogicznym? Moglibyśmy powiedzieć równie dobrze na samochód - „pojazd silnikowy nie szynowy oparty na kołach”. Podobno nie należy mnożyć bytów ponad potrzeby. Ostatnio w jednym z opracowań znalazłem określanie – „podwójna dychotomia”, więc nic mnie już nie zdziwi. 
Zupełnie inną kwestą jest to, że każde przedsiębiorstwo będące na rożnym etapie rozwoju potrzebuje zupełnie innej wiedzy dla podniesienia swej konkurencyjności. Więc w meta ujęciu mówienie o gospodarce i o wiedzy jest szalonym uogólnieniem. W przypadku konkretnego przedsiębiorstwa sformułowanie to zakrawa na banał. Ale termin ten wszedł tak głęboko w obieg, że już trudno się od niego opędzić. 
Tym bardziej, że to co potocznie nazywamy „gospodarką opartą na wiedzy” (posługując się intuicyjnym określeniem tego terminu) tak naprawdę nią nie jest. Coś takiego mogło istnieć w XIX wieku, gdzie lawina nowych pomysłów i wynalazków była natychmiast przekładana na praktykę. Dziś prawo patentowe skutecznie hamuje proces kreatywności. Świat musi dorobić się nowej jego formuły. Może go zastąpić oddolny konsumencki model funkcjonowania gospodarki oparty o inicjatywy oddolne (linux, wikipedia). Ale na szczęście prace już trwają...
2. Przedsiębiorczość akademicka  to kolejny „wytrych”. Określenie to też robi ostatnimi laty olbrzymią karierę a śmiem twierdzić, że nie wiele znaczy. Co to jest przedsiębiorczość nie wymaga precyzowania ale akademicka? Czy zatem nie lepiej mówić o przedsiębiorczości specjalistycznej – w nieco szerszym ujęciu lub o działalności gospodarczej pracowników naukowych – w bardzo wąskim? Jeśli tego rodzaju rozgraniczenie na przedsiębiorczość akademicką i nie akademicką ma jakiś sens, to dlaczego nie mówi się o przedsiębiorczości politechnicznej czy przedsiębiorczości licealnej? Przedsiębiorczość jest pewną postawą w której wiedza specjalistyczna nie jest potrzebna. Potrzebne są za to umiejętności organizacyjne, zdolność do podejmowania ryzyka i wykorzystania okazji. Idąc tym tokiem rozumowania mamy znowu wewnętrzną sprzeczność i wręcz sloganową nieostrość tego określenia.
 3. Innowacja – słowo, które zrobiło w przeciągu ostatniej dekady olbrzymią furorę. Innowacyjny potrafi być w dzisiejszych czasach nawet szampon. Jest powszechnie nadużywane i przez to także przestaje pierwotny sens tego określenia. Gdy ktoś mówi, że coś jest innowacyjne często pytam:  co, gdzie i dla kogo? Innowacyjny to – „nowy” i „inny” z domieszką technologii, marketingu lub organizacji. Czyli coś co przyczynia się bardziej do nowych (przez to nie masowych i unikalnych) form poszukiwania konkurencyjności. Innowacja ma także konotacje przestrzenne w zależności od obszaru jej występowania. Jeśli chcesz być naprawdę innowacyjny wyjdź poza schemat dotychczasowego myślenia. Postaraj się spojrzeć z innej perspektywy na dotychczasowy problem. Brakuje nam w potocznej mowie określeń rodzajów innowacji i jednocześnie potrzeb z nią związanych. W praktyce wszyscy posługują się opisem bardzo konkretnego problemu, bo każde przedsiębiorstwo ma swoją specyfikę, różny poziom rozwoju i potrzeby. Dlatego jest palącym problemem nie tylko lubelskich przedsiębiorstw dostarczenie usług w zakresie planowania strategicznego. Ale to temat na zupełnie inny tekst. 
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że nasz język jest nieprecyzyjny na tyle, że dochodzi do wielu nieporozumień. Podobno w języku jidisz istnieje dziewięć określeń poziomów zdenerwowania. Podobno ten najwyższy poziom znaczy: „tak zdenerwowany, że się trzęsie”. Opis stanu emocjonalnego partnera handlowego był w tym języku kluczowy. Eskimosi dysponują wieloma określeniami śniegu, opisującymi jednocześnie jego właściwości. A my? Mamy „słowa worki”, które tak na dobrą sprawę są sloganami. Być może budujemy wieżę Babel i nie potrafimy się dogadać? Być może należy wrócić do źródeł i zacząć posługiwać się starymi sprawdzonymi określeniami takimi jak konkurencja czy rynek? Ekonomia ma to do siebie, że wprowadzając nowe teorie wcale nie wyklucza tych starych. Często bardzo wyrafinowane teorie sprowadzają się do prostych ekonomicznych prawd. Dopóki tak się nie stanie  będziemy mieli cywilizacyjną barierę naszego rozwoju. Trudno oczywiście językowi być może ostatniemu bastionowi naszej wolności narzucać nowych słów, ale są przecież te stare równie precyzyjne a pozbawione pierwiastka nowomowy. 

wtorek, 3 sierpnia 2010

Początek końca?

Pamiętam moją nauczycielkę. Gorliwą komunistkę i funkcjonariuszkę partii, której życiową misją było zaszczepianie w młodych umysłach idei socjalizmu. Gdy system był jeszcze w dobrej kondycji tuż po stanie wojennym grzmiała ideologiczne farmazony. Wraz z czasem i nieuchronnością rozpadu systemu jej ton łagodniał, aż do dobrotliwych opowiastek o bratnim Związku Radzieckim i o tym, że wszyscy ludzie będą braćmi. Na temat Katynia zaczęła nabierać wody w usta, o ile wcześniej nikt nie ośmielił się wywołać tego tematu. Gdy trwała już Magdalenka nagle złagodniała i przestała na lekcjach ideologizować. Zaczęła lansować się jako sympatyczna, kulturalna starsza pani taktownie unikająca politycznych dygresji.
Obserwując znanych mi funkcjonariuszy PO widzę podobną metamorfozę. Już nie dyskutują. Wcześniej zajadle bronili swego wodza, potem potępiali PiS próbując jednoczęściowe znaleźć argumenty na rzecz Gajowego. W tej chwili jest im wstyd. Już im wstyd. Podwyżka podatków tuż po prezydenckich wyborach to nie tylko zdrada deklarowanych ideałów tej partii, podobna do przekształcenia się PZPR w ugrupowanie partyjnych kapitalistów, to przede wszystkim cios w partyjne doły, wierzące we frazesy swych przywódców. Bo to ci zwykli funkcjonariusze systemu, którym nie udało się załapać na żadne profity władzy najboleśniej odczują teraz skutki społecznego niezadowolenia i ostracyzmu niczym ci ostatni przystępujący do piramidy finansowej. Jak widać historia lubi się powtarzać.
Czyżby system miał runąć? Tak jak tamten nie runął, pewnie nie runie i ten, a każdy bolszewik i tak w sercu zachowa swe ideały, aby zacząć ponownie je realizować gdy tylko „duch dziejów” na to pozwoli. Nie jest ważne czy to stara czy nowa komuna, czy to stara czy nowa przewodnia siła narodu.
Rychły upadek PO nie oznacza wcale dojścia do władzy PiS lecz wzmocnienie pozycji SLD, bo przecież w powszechnej świadomości PO podobnie jak PiS to prawica, która doprowadziła kraj do finansowej tragedii. Innymi słowy prawdziwe jądro ciemności III RP nadal pozostanie przy korycie, tym razem posługując się nowym pokoleniem lewackich figurantów.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Wskaźnik

Jako niestudzony poszukiwacz klucza do duszy Polaków próbuję od pewnego czasu kolekcjonować  często ulotne wskaźniki ich opisujące. To oczywiście też w pewnym sensie opis mnie samego. Trudno jest postawić się w roli obiektywnego badacza i próbować obserwować społeczeństwo którego samemu jest się członkiem. Nie ma miejsca na obiektywizm. Czasami trafiają się jednak takie rodzynki, które zwalają z nóg.
Kiedyś mój przyjaciel procujący wiele lat temu w serwisie telefonów komórkowych pewnej wiodącej marki podzielił się ze mną taką właśnie obserwacją. Był to czas gdy na rynku pojawiły się pierwsze telefony komórkowe wyposażone w aparaty cyfrowe. Były ciągle niedokładne, nieudolne, ale powszechnie kupowane z uwagi na ten "bajer". Były to niestety dość awaryjne urządzenia, więc często trafiały do serwisu. Gdy technicy bali się za naprawę telefonu mieli też dostęp do zgromadzonych w jego pamięci zdjęć. I tu dość ciekawa obserwacja. Na połowie tego typu urządzeń znajdowały się sfotografowane genitalia właściciela lub jego partnerki, a nie rzadko także ich obydwojga.
Podobno trudnym zadaniem było tłumienie śmiechu, gdy po odbiór aparatu zgłaszał się osobiście sam właściciel... Potem właściciele telefonów stali się bardziej dyskretni. Jak widać można też zostać Bronisławem Malinowskim bez konieczności podglądania Triambriandczyków w ich obyczajach seksualnych. Nie trudno sobie wyobrazić jakie zastosowania musiały mieć pierwsze telefony z wibrującym dzwonkiem! Na szczęście mój przyjaciel w chwili pojawienia się na rynku telefonów z kamerą wideo przestał już tam pracować.
Czy jesteśmy narodem rozpustnym? Na pewno nie. Jesteśmy narodem dość ostro rozgraniczającym życie prywatne od społecznego. Od czasu do czasu trafiają się tylko tego typu wskaźniki odsłaniające kurtynę naszej zbiorowej intymności. Jesteśmy w pewnym sensie podobni do arabów, dla których znaczna część życia społecznego zamyka się w rodzinnym kręgu i nic komukolwiek do tego. Na co dzień zaś arabskim kobietom pewnie specjalnie nie przeszkadza zasłonięta twarz mogąca tylko w obcych mężczyznach wywołać niezdrowe myśli i namiętności. Piękną wypada być po prostu w domu, a nie na ulicy. Dla porównania w Holandii podobno pensjonariusze domów opieki społecznej otrzymują od opieki społecznej bezpłatne karnety na wizyty w domach publicznych. Poziom socjalizacji Holendrów jest więc o dziwo wprost proporcjonalny do ciasnoty tego kraju.