Wydaje mi się, trochę na C. S. Lewisem (Listy starego diabła do młodego), że piekło przypomina do złudzenia nowoczesną biurokratyczną machinę. Pozorna kurtuazja, uśmiechy i przyjaźnie. A tak naprawdę nakręcająca się spirala rywalizacji. Być może same zwykłe diabły w pojedynkę to jedynie pożałowania godni duchowi wykolejeńcy, który pozwolili sobie na chwilę buntu wobec Boga, a teraz muszą tkwić w sytuacji bez wyjścia? Być może to zasady funkcjonowania piekła, panujące tam, relacje, wartości, a także wszechobecna kontrola i samokontrola tworzą piekło właściwe? Każdy diabeł bowiem musi udowadniać sobie i innym diabłom, że zasługuje na miejsce w danym piekielnym kręgu. Jeśli będzie mało efektywny spadnie do tego gorszego. I co wtedy powiedzą diabły z sąsiedztwa? Wezmą na języki. A niespłacony kredyt zaciągnięty w szatańskim banku może doprowadzić do utraty własnej diabelskiej dziupli. I co wtedy? Diablica odejdzie i zabierze diablątka... Biedny jest los diabła. Musi więc kolec widłami mocniej i wydajniej, tak aby jego zaangażowanie widziały inne diabły. Musi oszukiwać i prowadzić na manowce skuteczniej niż ubiegłym kwartale. Musi poszukiwać nowych sposobów sparszenia, kuszenia i znajdować nowe kruczki prawne w podkładanym do podpisania durniom cyrografach.
Być może piekło karmi się więc strachem? Aby zaspokoić rosnące poczucie lęku trzeba także przekazywać go pozostałym diabłom, „pożerać ich”, wpychać w przepaść tak jakby ich ofiara choć na chwilę zaspokoiła nienasyconego demona. Być może szeregowy diabeł w piekle niczym człowiek w biurokratycznej instytucji pogrąża się też w pysze w wyniku czego koncentruje się na sobie samym, co jest początkiem diabolicznego moralnego zepsucia. Nie zdziwiłbym się gdyby diabły niższego szczebla nie były wcale upadłymi aniołami tylko na skutek braku rąk do pracy wyciągniętymi z kotów nieszczęśnikami, dla których zapłatą za ofiarną służbę jest brak cierpień. Ci jednak też muszą bardzo uważać i się starać, bo na miejsce każdego z nich w kotłach czeka wielu chętnych. W końcu w obozach koncentracyjnych wcale nie SSmani dopuszczali się największych draństw. Czynili je kapo – więźniowie, którym dano szansę poczucia się lepszymi. Nie bez kozery więc pycha jest kluczem do wszelkiego zepsucia, a pokora początkiem uświęcenia.
Nie wiem dlaczego pomyślałem pisząc te słowa o unijnych komisarzach, na których twarzach niczym drzewiej na kierownictwie Politbiura maluje się brak inteligencji i skłonność do nadużywania. Ci muszą być dopiero zakładnikami nie tylko własnej pychy ale także całego urzędniczo - ideologicznego aparatu. Wszyscy bowiem na czele z samymi komisarzami doskonale wiedzą, że nie są w stanie egzystować już poza światem swych urojeń i próżności. Partia dobrała ich w ten sposób, że muszą być wierni i bezrefleksyjnie pleść głupoty tylko po to, aby udowodnić potrzebę swojego istnienia. Iluż takich diabłów poupychano po różnych instytucjach? A wystarczy przestać się lękać i zdać sobie sprawę ze swojej marności, aby porzucić diaboliczny świat. Do tego trzeba mieć jednak odwagę i... sumienie.