Jak rozproszyć najskuteczniej niezadowoloną gawiedź? Stanąć na jego czele i wyprowadzić na manowce. W wydanych w 1990 roku wspomnieniach Franciszek Szlachcic – PZPRowski aparatczyk i jeden z filarów komunistycznego aparatu bezpieczeństwa tak relacjonował jeden z epizodów Października 1956 r.:
„Najgroźniejsza sytuacja wytworzyła się w Gliwicach, gdzie w tłumnie dominowały nastroje antyradzieckie. Po otrzymaniu meldunku wraz z kilkoma oficerami pojechałem tam natychmiast. Włączyłem się w tłum. Z okrzyków zorientowałem się, że maszerują pod pomnik Armii Radzieckiej. Doszliśmy do pomnika. Kilku awanturników nawoływało do obalenia go. Zacząłem przemawiać, perswadować i apelować o spokój. Tłumaczyłem, że Polacy nigdy nie niszczyli grobów, a żołnierze radzieccy ginęli za nasze wyzwolenie. Mówiłem, bo wiedziałem, że dopóki mówię, a tłum słucha, dopóty nikt nie tknie pomnika. Zacząłem się już powtarzać. W tym momencie przyszedł mi z pomocą pracownik naukowy Politechniki Gliwickiej, który mówił to samo. Zaproponował odśpiewanie hymnu i roty; zaczęto się rozchodzić. Po chwili jednak ktoś krzyknął: „Idziemy na koszary!”. Znowu uformował się pochód i ruszył w kierunku małej jednostki wojsk łączności Armii Radzieckiej. Włączyłem się, idę i zastanawiam się, co robić. Nagle zagradza nam drogę kompania MO z oficerami – Władysławem Gutem i Janem Wesołowskim. Poznali mnie, a widząc na czele maszerującego tłumu szeroko otworzyli oczy i zasalutowali. Zbliżyłem się i cicho powiedziałem: „Przepuście”. Przepuścili, ktoś zauważył salutowanie i krzyknął: „Niech żyje milicja!”. Zaczęto śpiewać pieśni patriotyczne, my zaś prowadziliśmy pochód, byle dalej od jednostki. Po kilkudziesięciu minutach pochód zmalał, pozostało kilkudziesięciu. Dalszy marsz był bezcelowy.”
Franciszek Szlachcic, Gorzki smak władzy,
Wydawnictwo FAKT, Warszawa 1990, s. 16.
Na podstawie powyższego cytatu można pokusić się o stworzenie instrukcji:
1. odwołaj się do sumień (pranie mózgów),
2. zyskaj na czasie,
3. wyznacz bardziej atrakcyjny cel,
4. uwiarygodnij się jak przywódca,
5. wyprowadź na manowce,
6. zadanie wykonane.
Nie ma sensu fizyczne starcie. Trzeba być miękkim i cofać się tam gdzie wróg naciera. Co więcej, niczym w judo niech jego siła obróci się przeciw niemu samemu. Niech się zmęczy, rozproszy i straci wiarę w sens drogi. Ale podstawią wszystkiego jest uwiarygodnienie się jako lider, a przy tym motor oczekiwanych, „jedynie słusznych” zmian. Profesjonalna manipulacja tłumem, a przy okazji metafora postkomuny.