Wracam z roboty i wtranżalam coś na ciepło. Żonka markotna.
- No dobra, jak chcesz to chodź pojedziemy, kupię Ci kolczyki - mówię do żonki niczym Ryszard O. do Aleksandry K..
- Jedźmy, jedźmy – powiedziała. Dąsy nie wiedzieć z jakiego powodu minęły jakbym chciał kupić jej futro.
- Kupmy też małej nowy kostium kąpielowy bo dziś idzie na basen na 19.30 - dodała.
No to ładnie. Zapomniałem o basenie czyli wrócimy do domu po 21.00, ale co tam. Dziecko musi sobie popływać, bo czemu by nie po tylu miesiącach siedzenia w domu? Ale najpierw kolczyki.
- Czym mogę państwu pomóc? - pyta miła ekspedientka.
- Poproszę tamte z niebieskim oczkiem – mówię. Pani ma minę ambiwalentną czyli z jednej strony jest zadowolona, że bez wysiłku dorwała klienta z drugiej wyraźnie widać, że musiała poczuć się jak sprzedawczyni w mięsnym, gdy ja proszę o pół kilo podwawelskiej.
Wyprawa po kostium i na basen przebiegła bez sensacji. Wracamy. W domu żonka krzyczy po wejściu do łazienki. Okazuje się, że nasz prawie dorosły synek postanowił zmienić swój image i ogolić się na łyso, na kompletną glacę, ale postanowił zrobić to sam przy pomocy tępej maszynki do golenia twarzy. Widać chodziło o grubszy zakład, ale nie wnikam. W wyniku zabiegu wyglądał jak człowiek po chorobie popromiennej. Krwawe fragmenty skóry poprzetykane wyspami włosów. Noc żywych trupów i dziecko z czworaków po ścięciu kołtuna do kwadratu. Przez następną godzinę doprowadzałem jego glacę do ładu. W końcu świeciła się jak u Kojaka lub samego prezesa klubu Tęcza. Na szczęście zaczął wyglądać jak Gurdżijew bez wąsów, a nie jak ofiara wielkiej epidemii tyfusu. Od biedy będzie można mu poowijać głowę szmatami aby wyglądał niczym dziecko z nagonki. A wystarczyło kupić szampon Samson gdzieś w kiosku z mięsem. Idę spać. Zasypiam jakbym napił się jakiejś angielskiej wódy na myszach.
O 5.00 żonka ściąga ze mnie kołdrę i szuka czegoś na prześcieradle.
- Kolczyk zgubiłam – mówi nerwowo i macha mokrymi włosami nad moją twarzą.
- Nie mamy pani kolczyka i co pani nam zrobi – odpowiadam jej w myślach po krótkiej lustracji pościeli.
- Pewnie spadł mi w wannie jak się kąpałam. Na pewno jest w odpływie. Misiu, proszę rozkręć odpływ - powiedziała robiąc przy tym oczy jak Kot w Shreku. Trudno, co robić? Poczułem się ważny i potrzebny niczym D‘Artagnan jadący z misją przywiezienia spinek dla uratowania majestatu królowej. Rozbieram, kręcę i czuję się jak Stach Paluch grzebiący przy wannie u Aleksandry Kozeł. Kolczyka nie ma. Są tylko kłaki z glacy mojej latorośli, która ogolić się jednak pozwolił. W sumie, że dobrze mu się tak stało w łazience, a nie w teatrze, bo jeszcze by więcej tam nie poszedł.
- O jest mój kolczyk. Zaplątał się w ręcznik. Jak dobrze, że się znalazł - mówi żona, gdy skręcam odpływ od wanny.
W końcu życie stawia przed nami wiele niespodzianek.
- No dobra, jak chcesz to chodź pojedziemy, kupię Ci kolczyki - mówię do żonki niczym Ryszard O. do Aleksandry K..
- Jedźmy, jedźmy – powiedziała. Dąsy nie wiedzieć z jakiego powodu minęły jakbym chciał kupić jej futro.
- Kupmy też małej nowy kostium kąpielowy bo dziś idzie na basen na 19.30 - dodała.
No to ładnie. Zapomniałem o basenie czyli wrócimy do domu po 21.00, ale co tam. Dziecko musi sobie popływać, bo czemu by nie po tylu miesiącach siedzenia w domu? Ale najpierw kolczyki.
- Czym mogę państwu pomóc? - pyta miła ekspedientka.
- Poproszę tamte z niebieskim oczkiem – mówię. Pani ma minę ambiwalentną czyli z jednej strony jest zadowolona, że bez wysiłku dorwała klienta z drugiej wyraźnie widać, że musiała poczuć się jak sprzedawczyni w mięsnym, gdy ja proszę o pół kilo podwawelskiej.
Wyprawa po kostium i na basen przebiegła bez sensacji. Wracamy. W domu żonka krzyczy po wejściu do łazienki. Okazuje się, że nasz prawie dorosły synek postanowił zmienić swój image i ogolić się na łyso, na kompletną glacę, ale postanowił zrobić to sam przy pomocy tępej maszynki do golenia twarzy. Widać chodziło o grubszy zakład, ale nie wnikam. W wyniku zabiegu wyglądał jak człowiek po chorobie popromiennej. Krwawe fragmenty skóry poprzetykane wyspami włosów. Noc żywych trupów i dziecko z czworaków po ścięciu kołtuna do kwadratu. Przez następną godzinę doprowadzałem jego glacę do ładu. W końcu świeciła się jak u Kojaka lub samego prezesa klubu Tęcza. Na szczęście zaczął wyglądać jak Gurdżijew bez wąsów, a nie jak ofiara wielkiej epidemii tyfusu. Od biedy będzie można mu poowijać głowę szmatami aby wyglądał niczym dziecko z nagonki. A wystarczyło kupić szampon Samson gdzieś w kiosku z mięsem. Idę spać. Zasypiam jakbym napił się jakiejś angielskiej wódy na myszach.
O 5.00 żonka ściąga ze mnie kołdrę i szuka czegoś na prześcieradle.
- Kolczyk zgubiłam – mówi nerwowo i macha mokrymi włosami nad moją twarzą.
- Nie mamy pani kolczyka i co pani nam zrobi – odpowiadam jej w myślach po krótkiej lustracji pościeli.
- Pewnie spadł mi w wannie jak się kąpałam. Na pewno jest w odpływie. Misiu, proszę rozkręć odpływ - powiedziała robiąc przy tym oczy jak Kot w Shreku. Trudno, co robić? Poczułem się ważny i potrzebny niczym D‘Artagnan jadący z misją przywiezienia spinek dla uratowania majestatu królowej. Rozbieram, kręcę i czuję się jak Stach Paluch grzebiący przy wannie u Aleksandry Kozeł. Kolczyka nie ma. Są tylko kłaki z glacy mojej latorośli, która ogolić się jednak pozwolił. W sumie, że dobrze mu się tak stało w łazience, a nie w teatrze, bo jeszcze by więcej tam nie poszedł.
- O jest mój kolczyk. Zaplątał się w ręcznik. Jak dobrze, że się znalazł - mówi żona, gdy skręcam odpływ od wanny.
W końcu życie stawia przed nami wiele niespodzianek.
***
Wczoraj Sejm przyklepał Krajowy Plan Odbudowy czyli misja wszech czasów, który nie tylko otwiera oczy niedowiarkom ale też powoduje, że my i nasze dzieci stajemy się niemalże własnością lichwiarskiej międzynarodówki. Nasz parlament uczynił to dokładnie w czterdziestą rocznicę premiery "Misia" - arcydzieła Stanisława Barei, składając w ten sposób mu niezamierzony hołd. No cóż, życie stawia przed nami wiele niespodzianek.