Po śmierci sąsiadów zamieszkujące u nich szczury poczuły się widać mało komfortowo i przeniosły się okolicznych zabudowań. Do mnie także dotarła gromada przybyszy, która zadomowiła się w budynku gospodarczym. Decyzja była jedna z możliwych – musimy wytruć to towarzystwo. Udałem się do sklepu i nabyłem trutkę. Dowiedziałem się dzięki temu jako towarzyszy jej perfidny mechanizm. Otóż zaczyna ona działać kilka dni po spożyciu. Szczury najpierw wysyłają ochotnika, który ma spróbować nowego jedzenia. Gdy nic mu nie jest zaczyna ucztować reszta towarzystwa. Chodzi o to aby te inteligentne stworzenia nie zauważyły związku między śmiercią danego delikwenta a spożyciem trucizny. Ponoć starożytni nie zauważali związku między seksem a zajściem w ciążę, a wielu pewnie dziś nie zauważa związku między rozdawnictwem publicznych pieniędzy, a dziurą budżetową i nieuchronnym wzrostem podatków. Pewnie nie wszyscy zauważają także związki między otwarciem się na produkty z innych rynków i koniunkturalną kondycją rodzimych firm. Wbrew obiegowej opinii kapitał posiada jednak swe ojczyzny, ale żeby to zrozumieć nie należy rzucać się na nieznane żarcie nawet jak nic nam po nim nie jest przez pierwszych kilka dni.
Ostatnio czytając książkę Richarda Barbrooka „Przyszłości wyobrażenie. Od myślącej maszyny do globalnej wioski” natrafiłem na ciekawą informację na temat twórcy tego pojęcia czyli Marshalla McLuhana. Okazuje się, że ten wizjoner telekomunikacji był głęboko wierzącym człowiekiem, a jego poglądy były raczej odległe od powszechnie przypisywanej mu afirmacji cyfrowym światem. W prywatnej korespondencji miał on nawet określić globalną sieć przyszłości jako narzędzie Szatana, przy pomocy którego opęta on świat i ludzkie umysły:
„Elektroniczne środowiska informatyczne […] stanowią dziś racjonalne przeciwieństwo świata mistyki, bezczelną manifestację antychrysta. Ostatecznie Książę Świata jest bardzo sprytnym elektronikiem.”*
Jak widać Marshall McLuhan zasłużył na miano wizjonera. Chłepczemy z sieci jak szczury trutkę, a tymczasem zmienia ona nieposzerzenie nasze społeczne relacje i nas samych. Czy zdążymy dostrzec fortel? Nawet jak to uczynimy, to jest już za późno. Trucizna trawi nasze wnętrzności a symptomy są dopiero przed nami. Jeszcze chwila a znajdziemy się w niewoli algorytmów, które sparaliżują nas, a potem staniemy się – jak nazywa to Pan Nikt – elementem zbędnym.
Szacuje się dla krajów OECD, że średnio 57% wszystkich miejsc pracy jest zagrożonych automatyzacją. W Polsce według podobnych szacunków automatyzacją zagrożonych jest średnio 40% miejsc pracy. Jeśli popatrzymy na konkretne profesje, to według amerykańskich badań w perspektywie ćwierćwiecza pracę straci 97% bibliotekarzy, 95 % robotników rolnych i około połowa zawodowych kierowców.
Co jeśli w wyniku powszechnie dostępnych i tanich algorytmów w przeciągu najbliższej dekady przedsiębiorcy postanowią zredukować najbardziej znaczący koszt swojej działalności w postaci tych pracowników których da się zastąpić? Jeśli tak się stanie, świat czeka największy problem nie tylko ekonomiczny ale i cywilizacyjny w całej historii. Zmiana stosunków pracy to przecież zmiana kultury, własności i stylu życia całych społeczeństw w wyniku cichej rewolucji, której chyba nie do końca jesteśmy świadomi. Dlaczego ten globalny, długofalowy trend nie jest źródłem powszechnej ogólnospołecznej debaty w naszym kraju, a cyfryzacja we wszystkich odmianach stanowi raczej przyczynek do powszechnej i bezrefleksyjnej afirmacji a nie do rzetelnej refleksji? Można domniemywać, dwa źródła tej powszechnej beztroski. Pierwsze to powszechna świadomość naszej konkurencyjności na rynku pracy opartej na niskich zarobkach. Problem polega na tym, że raz wyprodukowany algorytm nie stanowi już żadnego kosztu. Drugi powód to dobiegające do nas zewsząd informacje o braku rąk do pracy. Ten drugi powód niestety paradoksalnie w dalszej perspektywie przyczyni się do jeszcze bardziej ochoczej i powszechnej automatyzacji produkcji i usług.
*Cytat ten pochodzi z listu do Jacques’a Maritaina z 6 maja 1969 r.