Gdy poważni drapieżnicy zaspokoją swój apetyt resztki nieogryzionych kości zostawiają pomniejszym mięsożercom. Ci, gdy też zaspokoją swój głód pozostałe szczątki zostawiają padlinożerców lub owadom, których larwy potrzebują także pokarmu. Po zjedzonym zwierzęciu po dość krótkim czasie nie pozostaje praktycznie nic poza bielejącymi kośćmi. Jednak przesadzenie o losie rozpoczyna się znacznie wcześniej jeszcze za życia ofiary. Osobnik będącym chorym lub starym znacznie częściej staje się ofiarą drapieżników. Jeśli jest w miarę młody do śmierci w łapach drapieżnika może pośrednio doprowadzili jakaś zaraża. Mniej więcej ten sam przebieg ma zbiorowe okradanie. Efekty ciężkiej pracy wielu pokoleń są po woli konsumowany przez stado gangsterów, które po nasyceniu się pozostawia nieco pola dla pomniejszych amatorów wyżerki. Co jednak musi nastąpić najpierw? Najpierw musi pojawić się wirus ideologii, który zainfekuje wszystkich i osłabi ich do tego stopnia, że staną się łatwym łupem. Pierwszym wirusem atakującym dana społeczność jest wirus "mam prawo do", potem przychodzi jego szczególna mutacja: wirus "ja też chcę" zwany wirusem powszechnego dobrobytu. Dopóki gangsterzy wypłukują złoto z powietrza wszystko idzie pięknie i bez żadnych problemów. Wszyscy przyzwyczajają się do gratisów oferowanych przez system, na który idą pieniądze nie tylko z podatków, ale także z pieniędzy pożyczonych. Sztuczka polega na tym, że te pieniądze nie istnieją naprawdę. Nikt nie pojął trudu, aby je wypracować, lecz po prostu jest stworzył z niczego. Za ten realnie nie istniejący, bezwartościowy towar trzeba zapłacić tym co jest realne: pracą lub majątkiem zgromadzonym przez przodków. Przecież żaden demokratyczny polityk nie powie: nas na to nie stać, bo wyborcy go znienawidzą. Ale nie tylko oni. Przy dystrybucji nie wypracowanych a pożyczonych dóbr żywi się cała masa larw, które gotowe są podnieść bunt, gdy pojawi się perspektywa zabrania papu. System, dlatego pierwej runie, a nie zreformuje się.
Po PRL odziedziczyliśmy dokładnie taki sam grabieżczy system, który
charakteryzował także - może w mniejszym stopniu, ale jednak także II RP. Nic
się w istocie nie zmieniło. I to nic, że ów model stał się europejskim
standardem. Bogate państwo tworzą bogaci obywatele, a nie "demiurdzy"
w garniturach robiący słomiane wielkie projekty za nie swoje pieniądze.
Wiele wskazuje na to, że ów łupieżczy system za chwilę runie i albo
przekształci się w totalną niewolę, albo powróci na chwilę do normalności, aby
lud tubylczy mógł odbudować nieco sadło. Bo cała rzecz najdziwniejsza i za
razem odmienna od zwierzęcego truchła, że co jakiś czas na wybielałych już do
szczętu kościach znów odrastają włókna mięśni i zbiorowy organizm budzi się do
życia. Jest więc pewne, że gdy znów staniemy na nogi po nowym okresie
"błędów i wypaczeń" znów przyjdą drapieżcy, aby dobrać się do naszych
zasobów. Nie ważna jest forma i sposób w jaki dobiorą się do nas. Ważne jest
abyśmy byli na taki atak zawsze przygotowywani i świadomi, że on nastąpi.
p.s.
Przez przypadek dowiedziałem się, że jeśli ktoś brudnego i cuchnącego sępa, to znaczy, że przed chwilą jadł posiłek. Sępy wbrew pozorom niezwykle jak na ptaki dbają o higienę. Zaraz po posiłku myją się starannie i pielęgnują swoje pióra. Strzeżmy się więc karykaturalne zadbanych facetów w garniturach z drogimi zegarkami na ręku oblanych wodą kolońską.