Wydarzenia na
Ukrainie to modelowy przykład jak cybernetyka społeczna przy wsparciu niekoniecznie
wielkich pieniędzy, jest w stanie doprowadzić do upadku rządu bez interwencji militarnej.
Śmiem nawet twierdzić, że Janukowycz nie był aż tak głupi, aby nakazać strzelać
do rodaków. Krew demonstrantów była bowiem niezbędna, aby pozbawić go
stanowiska. W sieci pojawiło się kilka interesujących rzeczy. Oto podobno już w
2011 roku znany inwestor i filantrop niejaki Soros, specjalizujący się w bezkrwawych
rewolucjach w tej części Europy oferował już swoje usługi. Inna interesującą
kwestią jest pojawienie się nagrania w którym ukraińska bezpieka pali swe akta
na długo przed ostatecznym rozwiązaniem kwestii prezydentury. Wszystko to
wskazuje, że po raz kolejny odegrano przetrawienie telewizyjno - rozrywkowe przed
oczami całego świata, a przede wszystkim przed samymi Ukraińcami ofiarowując im
nadzieję na zmiany i legitymizując nową władzę. Majdan jednak wydaje się być
niewzruszony. Podchodzi z taką samą nieufnością do liderów opozycji jak do
niedawna do ekipy prezydenta. Jeśli moja teoria jest słuszna, to za chwilę sam
Majdan stanie się dla nowo ukonstytuowanej władzy niewygodny i zmieni się w jarmark
i tandetnym żarciem, gorzałą i muzyczką. Jednocześnie bardzo szybko pojawi się mit
Majdanu przypominający nasz sukces Okrągłego Stołu.
Kto na tym
straci a kto skorzysta? Skorzysta z pewnością "inwestor" bez względu kto nim jest,
bo przecież rewolucje "to nie są tanie rzeczy", jak mówi pewien serialowy alkoholik
z Wrocławia. Stracą na tym z pewnością sami Ukraińcy, ale jeszcze nie wiadomo w
jakiej formie. Im wcześniej pojmą, że bycie podmiotem niezależnym do Rosji i
Niemiec jest możliwe tylko w przypadku odtworzenia czegoś na kształt państwa
Jagiellonów, tym lepiej dla nich i dla nas. Nie bez kozery przez ostatnie kilka
wieków inni inwestorzy władowali kupę pieniędzy w podziały polsko – ukraińskie,
aby taki podmiot pojawić się nie mógł. Historia jednak uczy, że niczego nie uczy
i że niekiedy ciężko w niej odróżnić mity od faktów. A my zdajemy się być mistrzami w autoogłupianiu. Widziałem wczoraj na Majdanie wystąpienia pana Jacka Sariusza Wolskiego - europosła z PO, który w trakcie swej bełkotliwej wypowiedzi do tłumu przekonywał, że reprezentuje Europejską Partię Ludową, a nie Polskę. Na początku nie wiedział, czy mam mówić po angielsku czy po polsku. "Po polsku" - odpowiedział mu tłum, który liczył widocznie na słowa otuchy od braci Polaków, a nie na wykwity frazesów i pustosłowia jakiegoś kacyka. Niestety, wszystko wskazuje na to, że renesans polityki Jagiellonów będzie nieprędki, albo niemożliwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj