czwartek, 12 lutego 2015

Skarb

Nie ma nic bardziej subiektywnego niż odczucia, ale czy nie z nich składa się nasze życie? Nie tak dawno temu przeprowadzono badania w naszym regionie, których jedno z pytań dotyczyło zadowolenia z sytuacji życiowej. I tu zaskoczenie. Okazuje się, że jesteśmy generalnie ludźmi szczęśliwymi. Najbardziej jednak zaskakujące jest to, że poczucie zadowolenia z życia nie pokrywa się z zamożnością danego miejsca. Prym w statystyce wiedzie północ regionu (Powiaty bialski, łukowski i rycki) oraz południe (Powiaty zamojski, tomaszowski i hrubieszowski). Najgorzej wypadają wschodnio - centralna część regionu (Powiaty chełmski i łęczyński) oraz południowo zachodnia rubież Lubelszczyzny w postaci Powiatu biłgorajskiego. Miasta regionu pasują się także raczej na niższych pozycjach.
W wielu przypadkach chodzi pewnie o tzw. grupę odniesienia, czyli najbliższe nasze otoczenie w oparciu o obserwację którego oceniamy sami siebie, a zwłaszcza nasz społeczny i materialny status. Wystarczy, że sąsiad kupił nowe auto, albo jego żona ma nową kreację, a już wielu z nas ma powód do frustracji. A tu jeszcze jakiś ankieter przychodzi i zawraca głowę, pytając o zadowolenie z życia... Zatem na obszarach, gdzie występuje podobny status materialny mieszkańców, zjawisko finansowej rywalizacji pozostaje uśpione.
Ale przecież satysfakcja z życia to nie tylko jego materialna strona. Mieszkańcy Lubelszczyzny to ludzie rodzinni. W obrębie familii koncentruje się większość naszego społecznego życia, dlatego też nie czujemy potrzeby tworzenia społecznych organizacji w tak dużej liczbie jak ma to miejsce na zachodzie Polski. Tam z kolei, rodzinne więzi są słabsze.
Ale powyższe przykłady i wyjaśnienia nie wyczerpują katalogu powodów, dla których jesteśmy zadowoleni z życia. Obcowanie z przyrodą, wolniejsze tępo życia na wsi, oraz to, że w przypadku gorszych warunków życia każda, nawet najdrobniejsza jego poprawa jest odbierana jako sukces, to także czynniki, których znaczenia także nie można nie docenić. Więc tak naprawdę mamy do czynienia z wyjątkowo złożonym zjawiskiem.
Szukając wyjaśnienia tego problemu, sięgnąłem przez przypadek po książeczkę moich synów pod tytułem "Idziemy po skarb", autorstwa Janoscha. Jest to historia o Misiu i Tygrysku, którzy w pewnym momencie uznali, że muszą zmienić coś w swoim życiu. Nie smakował już im gotowany kalafior z przydomowego ogródka. Zaczęła mierzić im ich egzystencja. Postanowili stać się bogaci. Wyruszyli więc na wyprawę w poszukiwaniu skarbu. Przeżyli wiele przygód, w wyniku których zdobyli i utracili upragnione bogactwo. Wrócili więc do swego domku i odkryli, że największym szczęściem jest siedzenie przed domem i jedzenie wraz z przyjacielem kalafiora przyprawionego odrobiną soli przy dziękach śpiewu ptaków i cieszenie się życiem.
Gdzieś w zakamarkach mojej pamięci tkwi słyszana wiele lat temu historia o małżeństwie, które poświęciło szmat swojego życia na poszukiwanie zatopionego hiszpańskiego galeonu z ładunkiem złota. Gdy po wielu latach odnaleźli skarb, zaczęli pławić się w luksusach i bogactwie. Po pewnym jednak czasie nabyli za sporą część swego majątku naszpikowany sonarami i innymi elektronicznymi gadżetami pełnomorski jacht i wyruszyli w dalsze poszukiwanie skarbów.
„Bo gdzie jest skarb twój, tam będzie i serce twoje” – uczy Chrystus w Kazaniu na Górze. „Nie jest ważny cel, ale droga do niego” – mawiali starożytni mędrcy, a za nimi powtarzają to współcześni spece od strategii. „W życiu piękne są tylko chwile” – śpiewał Ryszard Riedel. Być może tylko one w połączeniu z wyrzeczeniem się pragnień - jak twierdzą pospołu chrześcijanie i buddyści, oznacza prawdziwe szczęście? Może więc jesteśmy po prostu regionem ludzi mądrych, którzy wiedzą co naprawdę w życiu jest ważne?

Tekst nie najnowszy i publikowany w prasie. Po tragedii ludzi wrobionych we frankowe kredyty nabrał jednak nieco nowej aktualności. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj