poniedziałek, 11 maja 2015

Suma moich strachów

Porażka urzędującej głowy państwa w pierwszej turze wyborów wywołała we mnie mieszane uczucia niczym u gościa, który obserwuje spadającą w przepaść własną teściową siedzącą za kierownicą jego nowego Ferrari. Z jednej strony radość i nadzieja, z drugiej przerażenie i konsternacja.
Radość i nadzieja to oczywiście uczucia towarzyszące większości wyborców. A z przerażenia i konsternacji postaram się wytłumaczyć. Po raz kolejny sondaże przedwyborcze posłużyły jako narzędzia medialnej manipulacji, na których konstruowano kolejne poziomy kłamstwa. Prawdziwe poglądy Polaków przeraziły autorów i głosicieli "totalnej ściemy". Nie można też oprzeć się wrażeniu, że sam oderwany od rzeczywistości i popełniający gafę za gafą "Bul" sam był przerażony. W dużej mierze sam jest sobie winien. Nie udało mu się przekonać do swej oferty nikogo poza pozbawionymi własnego zdania niedoinformowanymi naiwniakami, beneficjentami systemu, pięknoduchami, drobnymi cwaniaczkami i oportunistami. Ci ostatni jak nakazuje logika są już w obozie kandydata PiS.
U mnie konsternację wywołało jeszcze co innego. Mamy bowiem dwie ewentualności:
  1. Zawiodły mechanizmy ściemy i wystąpiła totalna awaria, której nie sposób naprawić, a jeśli tak, to za dwa tygodnie cudy nad urną są dość prawdopodobne.
  2. Ktoś odpuścił sobie te wybory bowiem osiągnął już wszystkie cele, które sobie założył. Mamy zlikwidowany przemysł, najdroższy gaz w Europie i energetykę odchodzącą od własnych zasobów w imię narzuconej nam ideologii. Mamy też poważny dług publiczny, którego obsługa będzie pożerać wartość dodaną z naszej pracy bez względu na to jak byłaby ona ciężka i ofiarna. W tej sytuacji zmiana głowy państwa jest tylko aktem symbolicznym. Czy niemieckiego komendanta okupowanej stolicy interesowały wybory szefa Judenratu? Pewnie niespecjalnie, o ile ten się słuchał i wypełniał polecenia.
Czy nowy prezydent będzie niezależny od lichwiarzy oraz od pruskiego i ruskiego stronnictwa? Czy wraz z nim stać nas będzie na trwałą przebudowę systemu? Mam wciąż nadzieję, że tak. Mam nadzieję też, że ta zmiana nie nastąpi na skutek przejęcia przez jedną klikę miejsca poprzedniej w rządowych instytucjach, lecz tylko poprzez trwałą ich przebudowę. Ta z kolei powinna być oparta na zasadniczej zmianie ideologii naszej państwowości. Czy nowego prezydenta stać będzie na taką zmianę? Czy w nowym parlamencie znajdą się siły zdolne do zmiany konstytucji, odzyskania podmiotowości przez państwo i obywateli i krachu systemu redystrybucji narodowego dochodu? Czy nowe władze byłyby w stanie przywrócić kontrolę państwa nad emisją pieniądza i zlikwidować haniebny artykuł 220 Konstytucji? Oby tak się stało. W przeciwnym razie wczoraj nie stało się nic i nadal głównym eksportowym towarem Polski będą rzesze jej obywateli wyjeżdżających za chlebem. 
W powyższej wyliczance problemów i wyzwań kluczowa jest postawa zaplecza politycznego przyszłego prezydenta. Jeśli PiS zdecydowanie nie przejdzie do obozu zmian, co wiąże się licznymi zmianami kadrowymi i programowymi, najprawdopodobniej przestanie istnieć. Długofalowo bowiem od odejścia od republiki Okrągłego Stołu nie ma już odwrotu.
"Jedyną rzeczą której powinniśmy się bać - jest sam strach." - powiedział kiedyś jeden z amerykańskich prezydentów. Nie lękajmy się zatem.

4 komentarze:

  1. A co jest złego w art 220? Że rząd nie może sobie dodrukować funduszy? To bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deficyt to zło. Ale jeszcze większym jest to, że jeśli już wystąpi zarabia na nim z automatu jakiś lichwiarz, bo NBP musi wziąć komercyjny kredyt.

      Usuń
    2. Czyli lepiej okraść wszystkich obywateli podatkiem inflacyjnym? Lepiej, żeby wszyscy dostali po dupie od polskiego rządu byle nie zarobił "lichwiarz"? Lepiej, żeby Marek z Radkiem się dogadywali gdzie tu pieniędzy przed wyborami dosypać? Litości! Radzę to porządnie przemyśleć.

      Usuń
    3. Najlepiej jakby był konstytucyjny zakaz uchwalania budżetu z deficytem. Pomysł stary - autorstwa Stanisława Michalkiewicza. Uchylenie tego konkretnego zapisu wprowadzonego zresztą przez A. Kwaśniewskiego jest dla mnie tylko i wyłącznie papierkiem lakmusowym linii politycznej. I tak należy to rozpatrywać.

      Usuń

Jak masz ochotę to skomentuj