Mój ojciec, który ponad dekadę temu był gościem w pewnej
białoruskiej wiosce wspominał o pewnym zaskakującym doznaniu. Otóż gdy wstał
rano dał się słyszeć pewien przedziwny, wszechogarniający, głuchy, metaliczny
stukot. Dźwięk skądś znany, ale jednak inny. Ojciec przez chwilę nie potrafił
określić o co chodzi. Gdy wyszedł przed kwaterę okazało się, że ów dźwięk był
niczym innym jak odgłosem zbiorowego klepania kos. Sztuka dawniej ceniona, a u
nas już spotykana z rzadka na Białoruskiej wsi wciąż tryumfująca. Kołchoźnicy
wybierający się na sianokosy musieli przygotować swe instrumentarium wykonując
tę niemal rytualną czynność. To wspomnienie sprzed lat mojego rodzica przyszło
mi do głowy, gdy usłałem na bałtyckiej plaży rytmiczny dźwięk wbijanych w
piasek drewnianych kołków. W ruch szły drewniane młotki i co większe kamienie.
To nowa świecka tradycja. Rodacy ustawiają plażowe parawany. Coś co zostało
wymyślne dla ochrony przed wiatrem służy teraz do ochrony przed innymi ludźmi a
także dla zaznaczenia swojego terenu niczym obsikujący pies. To mój piasek i
nie zawaham się go bronić – głoszą parawanowi atawiści. W normalnych warunkach
byłyby to dowód na to, że poczucie własności jest u człowieka czymś naturalnym.
Tu jednak to bardziej tęsknota za utraconą własnością wszelaką. Być może zsocjalizowani
i do cna i okradani bez reszty ludzie, żyjący w mieszkaniach zakupionych za kilkudziesięcioletni
kredyt poszukują choć na chwilę fragmentu własnej przestrzeni i intymności w
miejscu, które z założenia winno być publiczne? Gdzie w czasie gdy rząd
niejakiego Tuska bez mrugnięcia oka zagarnął oszczędności Polaków zgromadzone
(wirtualnie rzecz jasna) na kontach OFE byli ci ludzie, którzy teraz poszukują tak bardzo kawałka własnej
przestrzeni? Czyżbyśmy się już stali nowymi radzieckimi ludźmi rozpaczliwie
poszukującymi czegoś swojego? Może jesteśmy zatem bardziej podobni do
białoruskich kołchoźników? Wiele wskazuje na to, że tak. Z klepaniem kos jest jednak
pewien problem. Żeby ją wyklepać trzeba potrafić to robić, trzeba mieć potrzebę
skoszenia czegokolwiek, a co najważniejsze trzeba mieć kosę. Człowiek z kosą
jest niebezpieczny bo może ją postawić na sztorc. Przecież nikt nie pójdzie
plażowym parawanem walczyć o swoje prawa. To śmieszne i niedorzeczne. Parawan
to nie atrybut ofensywny. Zatem radziecki człowiek 2.0 jest doskonalszy od
modelu 1.0 gdyż już nie ma niebezpiecznych dla władzy atrybutów do buntu. Przejawia
jeszcze jakieś odruchy i tęsknoty, ale odpowiednia tresura i pozbędzie ich się także
niczym anonimowości na Facebooku.
W Twoich rozważaniach parawan (ogrodzenie) skierowane jest do zewnątrz. Ja zaś uważam, że odwrotnie, skierowane jest do wewnątrz: "tu czuję się wolny". Dalekie echo "szlachcica na zagrodzie równego wojewodzie".
OdpowiedzUsuńO zawłaszczaniu trudno mówić, bo jest chwilowe.
Parawan chroni też przed trafieniem piłką, którą wolnościowcy nie uznający ograniczeń potrafią kopać w każdym miejscu. Przed piaskiem którym obsypują nas pozostawione bez żadnego nadzoru pociechy i inną plażową zarazą
OdpowiedzUsuń